Skocz do zawartości

Strumień

  • wpisów
    36
  • komentarzy
    837
  • wyświetleń
    225435

Głowacica wędkarza myślącego...


kardi

6710 wyświetleń

Cześć!

 

blogentry-46397-0-44443900-1542534531_thumb.jpg

 

Piszę do Was po lekturze ciekawej książki, po przestudiowaniu "Głowacicy wędkarza doskonałego" pod redakcją dr Stanisława Ciosa.
Na naszym portalu napisano już niemało na temat tego wydawnictwa, pojawiły się zarówno uwagi krytyczne jak i te doceniające wysiłek autora i zawartość "Głowacicy..."
Powyższe uwagi mogą wydać się subiektywnymi, popełniłem bowiem półtorej strony na temat Gwdy i obecności w niej miedzianej ryby, a Staszek uznał krótką opowiastkę za godną umieszczenia w swej książce.

 

blogentry-46397-0-79140600-1542534485_thumb.jpg

 

Jeśli więc uznacie, że "współautorstwo" czyni mnie recenzentem nieobiektywnym zaniechajcie niezwłocznie dalszej lektury. ;)
Jeśli jednak tak nie sądzicie...zapraszam :)

 

Otóż książka jest bardzo ciekawa, nieźle wydana, uzupełniona fotografiami i ma charakter, że tak powiem " mozaikowy"

 

Duża część informacji dotyczy Klubu "Głowatka", interesującą historię grupy przyjaciół opisuje potoczyście Wojciech Łopatka. Poprawna polszczyzna najwyższych lotów, cóż, ten aspekt lektury zawsze był dla mnie istotny. Spotkania klubu, licytacje, wykłady, tradycja...Dobrze, że utrwalone, udokumentowane...

 

Inną nieco wartość niesie relacja Władysława Jandury, surowa w formie, fascynujaca w treści... Słynne 14.10 - Grunwald? :D
Podobnie wspomnienie Zbigniewa Krzepowskiego, historia Jego przeprowadzki nad Dunajec, opis domku w którym miałem przyjemność gościć w końcu lat 70 tych. Wąskie schodki na poddasze, prośba gospodarza by nie tupać zbyt ochoczo, bowiem strop niepewny...ech...

 

Następne relacje, kolejni łowcy i wieńczący tę część materiał Piotra Zieleniaka. Po lekturze tej części książki jeszcze bardziej doceniam obecność wielu z współautorów na naszym forum :)

 

"Rys historyczny połowu głowacicy" to część w mojej ocenie fascynujaca.To właśnie u Staszka, u dr Stanisława Ciosa cenię najbardziej. Przywoływanie dawnych relacji, sięganie do tekstów źródłowych, umieszczanie starych fotografii, cytaty, mozolne wydobywanie faktów z mroków przeszłości...
To oczywiście mozolna praca i niełatwa jej efektów lektura, ale uwierzcie...to pozostanie, i to po jakimś czasie będzie materiałem dla następców...
Tam też na stronie 139 kilka moich, będących odpowiedzią na propozycję autora, zdań.

 

Czy możemy literalnie, z aptekarską wręcz dokładnością traktować dawne zapiski i opowiastki? Polegać na podanych datach, miejscach i centymetrach w sposób bezkrytyczny? Z pewnością nie, co jednak dla każdego badacza zajmującego się przeszłością jest zrozumiałe, a czego świadomymi powinni być także potencjalni czytelnicy. Być blisko prawdy, tak blisko jak to możliwe, zdając sobie jednak sprawę z oczywistych ograniczeń (czas płynie, pamięć eroduje :( )

 

"Rekordowe polskie głowacice" to informacja o największych złowionych rybach, okolicznościach połowów, łowcach i łowiskach...
Ciekawe jak zasada c&r w połączeniu z bardzo kiepską rejestracją połowów ogranicza możliwość oceny rybostanu i wielkości okazów.

 

"Zarybienia i ochrona" - tu omówiono aktualności dotyczące tej kwestii, z przykrością należy zauważyć bezradność i brak spójnej idei łączącej zainteresowanych i decydujących...Piękne rzeki, liczne grono hobbystów, coraz większe pieniądze i ...nadal miedziana populacja będąca na granicy egzystencji...
Gorzki, bolesny problem...

 

"Silva rerum" (zbiór najróżniejszych wiadomości) to kolekcja ciekawostek, dokumentów, obrazów (w tym zdjęcie polskiej głowacicy ważącej 32 kg), z pewnością godnych zainteresowania. Rysunki Jacka Brodowskiego, historia znaczków pocztowych które projektował, jakie nosiły nominały i dlaczego - naprawdę ciekawe. Znajdziemy tu także informacje o pokarmie ryb, tak trudne do zweryfikowania dziś, w dobie no kill, odcinków specjalnych i innych poczynań zgodnych ze zdrowym rozsądkiem. Warto wyciągnąć wnioski z obserwacji poczynionych w innych czasach, w innych uwarunkowaniach.

 

"Polskie relacje o tajmieniach..." Cóż, kolejna perła. Jerzy Putrament, Jarema Stępowski, także współcześni łowcy nadal kultywujący dalekie wyprawy, ale to co urzekło mnie najbardziej to fragmenty prozy Ferdynanda Antoniego Ossendowskiego.
Naprawdę bluźnierstwem byłoby cytować, streszczać, polecam zatem oryginalny tekst erudyty, patrioty i antykomunisty.

 

https://pl.wikipedia.org/wiki/Ferdynand_Ossendowski

 

W "Głowacicy wędkarza doskonałego" znajdziecie wskazówki, które z licznych dzieł autora dotyczą przyrody, przygody i naszego hobby.Nie pomińcie tego działu, kończy książkę co prawda, tam już przypisy niedaleko i raczej rysunki niż zdjęcia, ale...warto!

 

"Bibliografia". Około trzynastu stron prezentujących źródła zaświadcza o poważnym podejściu do podjętego wyzwania. Uporządkowane informacje o autorach odpowiednio cytowani twórcy, tu widać, że mamy do czynienia z naukowcem znającym warsztat i zasady posługiwania się użytym piśmiennictwem.

 

Napisałem powyżej, że książka ma charakter "mozaikowy". Tak właśnie jest, bowiem fragmenty beletrystyczne przeplatają się z tzw. twardą nauką tworząc interesującą, będącą rarytasem na naszym księgarskim rynku, całość.

 

Z obowiązku recenzenta (tak jakoś wyszło) pozwolę sobie zwrócić uwagę na kilka wątpliwości.

 

Tabela 5 na stronie 152 - co oznacza "spinning", określenie umieszczone pomiędzy typami przynęt?
Tabela 11 na stronie 189- czy płetwy brzuszne nie zostały nazwane piersiowymi?
Akapit 18 strona 231- czy "hajrus" to kiełbik jak sugeruje tekst (w nawiasie), czy też może lipień( po rosyjsku harius), co nasunelo się mnie? :blink:
Wszak HARIUS to nazwa dobrze znana kupującym polskim muszkarzom... :D

 

Reasumując szczerze polecam lekturę, a informacje widoczne poniżej przybliżą sylwetkę Tego Któremu Się Chciało.

 

 

 

blogentry-46397-0-36358000-1542534560_thumb.jpg

 


pozdrawiam - Paweł

35 komentarzy


Rekomendowane komentarze



Dziękuję Ci Pawełku za tę recenzję. Książki nie mam, podobnie jak glowacicowych doświadczeń. Zostałem jednak zachęcony do jej kupna i przestudiowania. Czy do prób połowu głowacic? Tego jeszcze nie wiem. Dotychczas mój muchowy czas nad wodą oddaję pstrągom i lipieniom, wyczekując niecierpliwie pory suchej muchy, będącej dla mnie kwintesencją muszkarstwa. Ale kto wie...., może kiedyś, może razem...., bo z kim jak nie Mistrzem streamera. Podobnie jak Ty cenię sobię dbałość o mowę ojczystą i umiejetność jej praktycznego stosowania, a sztuka to niełatwa w dobie wszechogarniającej komunikacji SMS - owej. Za ową mowę polską, jakże pięknie na papier przekaną, także dziękuję nisko się kłaniając. Dziękuję także za......., za podziękowania dla autora publikacji. Ważne to bardzo w czasach powszechnego malkontenctwa i krytykanctwa wszelkich poczynań tych, którym chce się coś więcej niż innym.
  • Like 8
Odnośnik do komentarza

Nie chodzi o malkontenctwo, tylko o błąd. No bo Paweł, masz jak piszesz mały udział w książce. Ale czy złowiłeś głowacicę? A Darek złowił niejedną... i jest jednym z wielkich pominiętych. Podobnie jak pominięty został największy pstrągarz Warmii i Mazur - Piotr Piskorski w książce Roberta Kosteckiego. Tak nie powinno się robić, bo to wywołuje pewne frustracje i rany.

 

Oto grono poważnych facetów którzy głowacicy nie połowili stawiają sobie książkę Staszka koło kominka, a Darek - ten który poczuł ten ciężar tej ryby na kiju wielokrotnie - został wykluczony. I szczerze mówiąc wątpię w to, żeby Staszek, który jest uczestnikiem forum flyfishing nie spostrzegł, że Darek nie łowi głowacic. Tym bardziej, że wykluczono łowcę, który łowił głowatki przed modą na te ryby (zdjęcie na okładce Wędkarza Polskiego chyba pamiętają wszyscy) i łowi je nadal. Nie powinno tak być, tym bardziej, że pewien post Darka na temat sprzętu muchowego do łowienia głowacic jest unikalny na skalę Polski. Gruba skucha, aczkolwiek i tak szacunek dla Staszka za książkę.

Odnośnik do komentarza
Jestem jeszcze w trakcie zapoznawania się z książką ale bardzo podoba nie się termin ‚mozaikowa”. Trafiony idealnie. Z recenzją Pawła utożsamiam się w pełni i bardzo cieszę się, że taka pozycja powstała. Wiele pracy włożył Pan Stanisław zarówno w pozyskanie materiałów, pemetrację źródeł jaki sam skład, za co składam serdeczne podziękowanie. W końcu pojawiła się monografia poświęcona tej rybie wypełniając dziurę jak turoszowska odkrywka. Utyskiwania, że nie ma tego czy tamtego, że pominięto tą osobę a tą wpisano szczerze mnie rozśmieszają. Nikt nie miał sił, odwagi i determinacji aby podjąć się takiego trudu natomiast wielu jest chętnych do krytykanctwa. A ja cieszę się, że kolejna pozycja wędkarska stanęła na mojej półce, prawie została przeczytana i będzie wiele razy otwierana chociażby po to, aby przy kolejnym czytaniu odkrywać kolejne zagadnienia, które często przy pierwszym, zachłannym czytaniu umykają. Jestem staroświecki, lubię sięgać po słowo drukowane, czuć zapach papieru i farby drukarskiej.
  • Like 7
Odnośnik do komentarza

Łoł, Mariusz w super epistolarnej formie...
To prawda co piszesz, a mianowicie często po ukazaniu się dzieła, publikacji, osoby które nie przyczyniły się do jego, jej powstania reflektują się, że coś je ominęło, że coś zaniedbały, że ich glos pozostał w gardle lub w necie tylko...
Trudno-oceniajmy to co jest, a nie to co być może być powinno.
Są jednak kolejne wydania, uzupełniane przez kolejnych zainteresowanych...
Narzekanie na jakość takich publikacji w Polsce przypomina narzekanie skrajnie odwodnionego na pustyni- dzięki za wodę, ale gazowana moglaby być bardziej. :)

  • Like 5
Odnośnik do komentarza

Dzięki Paweł!

 

A propos uwag:

Spinning - tak podano przy rybie w Tabeli zgłoszeń. Nie wiem, co osoba zgłaszająca miała na myśli. Niestety redakcje czasopism nie przywiązują właściwej wagi do informacji zawartych w dziale o rekordach, na co zwróciłem uwagę w książce. Nie mam na to żadnego wpływu.

Płetwy - masz rację. Mea culpa.

Nie wiem, co ten autor miał na myśli pisząc hajrus (kiełbik). Nie dałem komentarza, bo ta kwestia jest nieistotna w książce o głowacicy. Dawniej w wielu regionach Rosji używano nazwy hajrus/hajruz w odniesieniu do lipienia, która to nazwa pojawia się w wielu dawnych polskich publikacjach.

 

Zgadzam się, że książka jest mozaikowa (ktoś nawet powiedział, że cała jest silva rerum). Wymaga to pewnego komentarza.

Czy może być inaczej, jeśli to ma być książka o charakterze kulturowym (a może kultowym, zważywszy na Tę rybę). Przecież to nie jest poradnik - jak założyć robaka na haczyk. Owszem, w książce są szczegółowe informacje pozwalające poznać, jak należy łowić tę rybę, ale nie to jest istotne. Proszę zwrócić uwagę, że na rynku są generalnie 2 typy książek przeznaczonych dla wędkarzy: beletrystyka (czyli opowiadania) oraz poradniki, zazwyczaj dla początkującego wędkarza. Ponieważ książka w istotny sposób odstaje od tego schematu, do którego ogół wędkarzy jest przyzwyczajony, więc stąd są niektóre pomruki niezadowolenia, bo książka łamie pewne kanony.

 

To nie jest też monografia biologiczna głowacicy. Moim zamiarem nie było robienie przekładu dzieła Holcika, dostępnego w wersji czeskiej i angielskiej. Moim zamiarem było zrobienie syntezy wszystkich informacji dotyczących głowacicy od strony wędkarskiej i w ogóle związanych z łowieniem tej ryby w Polsce (nie tylko na wędkę).

 

To nie jest książka przeznaczona wyłącznie dla łowców głowacic. Przez pryzmat głowacicy widać szereg interesują kwestii, mających związek nie tylko z wędkarstwem.

 

Cały rozdział II to nie jest przypadkowy zbiór wypowiedzi różnych osób. Jest to chronologiczny układ pozwalający poznać ewolucję podejścia do głowacicy. Te wypowiedzi korespondują z informacjami zwłaszcza w rozdz. III. Nie wiem, czy ktoś to zauważył.

 

Dawne dokumenty zawierają bogactwo różnych nieznanych, ale niezwykle interesujących informacji. Rzeczywiście dotarcie do nich jest trudne, bo często są to dokumenty, które nigdy nie podejrzewalibyśmy, że w nich może być coś interesującego (ktoś kiedyś powiedział, że nawet w najgorszej książce można znaleźć ciekawe informacje). W ślad za moim tekstem o haczykach z łańcuszkiem (P&L nr 57) w kolejnym numerze planuję tekst o haczykach ze złota. Myślę, że wiele osób, nawet niezainteresowanych wędkarstwem (zwłaszcza małżonki), znajdą w nim coś ciekawego. Dodałem ten akapit, bo właśnie pracuję nad tym tekstem.

  • Like 4
Odnośnik do komentarza

Doskonale podsumowane Paweł !

"Oprawcy" się co prawda zmieniali na przestrzeni lat,- ale to wciąż byli dwunożni....

 

..."Zarybienia i ochrona" - tu omówiono aktualności dotyczące tej kwestii, z przykrością należy zauważyć bezradność i brak spójnej idei łączącej zainteresowanych i decydujących...Piękne rzeki, liczne grono hobbystów, coraz większe pieniądze i ...nadal miedziana populacja będąca na granicy egzystencji...  Gorzki, bolesny problem...

 

Także i w tym miejscu bardzo trafnie! 

Pierwsze co mi przyszło do głowy (pewnie z powodu niedzieli) to to, że Biblia (najstarsze zapiski) pochodzą z 70 roku a jednak najczęściej wierzymy w sens przekazu i używamy historycznie krytycznej egzegezy dla zrozumienie jej. W książce Pana Stanisława jest to znacznie krótsza perspektywa ale zamiast szukać sensu, skupiamy się na szukaniu niespójności opowieści, mimo iż Autor skłonny do poprawek...

 

 

..."Czy możemy literalnie, z aptekarską wręcz dokładnością traktować dawne zapiski i opowiastki? Polegać na podanych datach, miejscach i centymetrach w sposób bezkrytyczny? Z pewnością nie, co jednak dla każdego badacza zajmującego się przeszłością jest zrozumiałe, a czego świadomymi powinni być także potencjalni czytelnicy. Być blisko prawdy, tak blisko jak to możliwe, zdając sobie jednak sprawę z oczywistych ograniczeń (czas płynie, pamięć eroduje  :( )"

  • Like 1
Odnośnik do komentarza

Dobre jest to, że rozmawiamy i chętnie przeczytam opinie  niezadowolonych.

.Może autor będzie miał okazję do riposty? A może i my, liczni współtworzący?

Cieszę się, że skromny blog może być ku temu przydatną platformą, bo w to , że książka będzie kultową nie wątpię.

Nawiasem mówiąc, a tu zwrócę się do Sławka, aktualnie w Sanie łowcy jesiennych głowacic zacinają gigantyczne potokowce.

Zacięcie, hol i ...zawód.

Dla mnie to nawet lepiej(jak mówi znany kabareciarz) -w maju te śliczne ryby  (potokowce) bedę streamerowo wabił.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza

 A Darek złowił niejedną... i jest jednym z wielkich pominiętych. Podobnie jak pominięty został największy pstrągarz Warmii i Mazur - Piotr Piskorski w książce Roberta Kosteckiego. Tak nie powinno się robić, bo to wywołuje pewne frustracje i rany.

 

Oto grono poważnych facetów którzy głowacicy nie połowili stawiają sobie książkę Staszka koło kominka, a Darek - ten który poczuł ten ciężar tej ryby na kiju wielokrotnie - został wykluczony. I szczerze mówiąc wątpię w to, żeby Staszek, który jest uczestnikiem forum flyfishing nie spostrzegł, że Darek nie łowi głowacic.

 

Krzyś,

Nie wiem o którego Darka Ci chodzi, ale jeżeli o mnie to STOP!

Absolutnie nie czuję się wielkim pominiętym, chociaż przyznam, że to bardzo zgrabne określenie. Nie jestem sfrustrowany pominięciem, którego nie było i nie mam ran, chyba, że nabyte podczas kręcenia moich "muszek" na hakach 5/0. Pan Cios wyraźnie zapraszał do współtworzenia monografii a ja świadomie nie skorzystałem. Osobiście uważam, że nie wolno w tym kraju, przy tej "ruskiej" mentalności większości wędkarzy i przy braku kontroli presji popularyzować tego gatunku w żadnej formie.  Kiedyś, dawno, dawno temu, przy okazji organizacji zawodów głowacicowych przez ZO NS Pan Wojciech Węglarski, krytykując ten pomysł napisał: " ta ryba nie potrzebuje reklamy, ta ryba potrzebuje spokoju" i jest mi niezmienie miło, że miałem, mam i będę miał identyczne zdanie. Na nieszczęście, i tu już nie jest mi miło,  historia udowodniła w 100% jego prawdziwość - gdziekolwiek pojawiła się reklama tam szlag trafił głowacicę. Oczywiście kwestią dyskusyjną jest czy książka Pana Ciosa przyczyni się do dalszego zwiększenia presji na ten gatunek, ja jednak wolę dmuchać na zimne i dlatego postanowiłem nie przykładać ręki. 

Natomiast nie widzę przyczyn by z tego powodu stracić prawo do krytyki czy skomentowania pewnych stwierdzeń, oczywiście pod warunkiem użycia racjonalnych, prawdziwych argumentów i braku złej woli.  Jeżeli ktoś tak zdefiniowaną krytykę uznaje za narzekanie to chyba nie do końca rozumie jej ideę. Naprawdę, nie każdy musi wpaść w zachwyt po przeczytaniu monografii, która niewątpliwie ma dużą wartość historiograficzną, niemniej nosi ślady pracy pod presją czasu i w dużej (dla mnie zbyt dużej) części powiela istniejące przekazy. Przy okazji, znalazłem kilka drobnych błędów "technicznych"  - np. w jednej z tabel, na którą zwróciłem uwagę wartości sum zarybień z wielolecia nie zgadzają się z ilościami gdy zsumować ilości w poszczególnych latach.  

  • Like 4
Odnośnik do komentarza

Darku, z całym szacunkiem do Ciebie jako łowcy głowacic, ale myślę, że grubo mylisz się z tą popularyzacją. Ona jest konieczna głównie po to, aby istniało grono ludzi mogących się skutecznie wstawić za ochroną określonych biotopów.

 Nie wiem czy Pan Paweł życzy sobie dyskusji w tym kierunku, jeżeli tak to pokaż mi jaki mechanizm popularyzatorski miałby w tym przypadku chronić biotopy głowacicy - to w teorii, a w praktyce - podaj proszę przykłady skutecznego działania takiego mechanizmu.

Odnośnik do komentarza

Za i przeciw koniecznie być musi. Ale tak sobie mniemam.. albo i nie mniemam :), że siła oddziaływania książki jest naprawdę niewspółmiernie mała wobec organizatorskiej roli prasy kolorowej albo sieci. Bezkonkurencyjnych w organizowaniu presji..

I mniemam se, że książki są dla ambitniejszych czytelników..:)

Odnośnik do komentarza

Odpowiem Sławkowi - tak, książka ma istotnie mniejszą siłę sprawczą (w porównaniu do innych przekazów), jest skierowana do bardziej wymagającej grupy odbiorców.Jej wartość jest wielokrotnie większa, książka pozostaje i trwa, jednak nie sądzę, by zwiększała istotnie presję. Szczególnie ta książka, zwrócona trochę ku przeszłości nie niesie takiego zagrożenia.

Odpowiadając koledze mart123, Darkowi - jak wywnioskowałem z wcześniejszych komentarzy - odpowiem, że chętnie poczytam o koncepcjach ochrony głowacicy. Oczywiście bądźmy na ty mart123(Darku?) i zapraszam do komentowania.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza

 

Odpowiadając koledze mart123, Darkowi - jak wywnioskowałem z wcześniejszych komentarzy - odpowiem, że chętnie poczytam o koncepcjach ochrony głowacicy. Oczywiście bądźmy na ty mart123(Darku?) i zapraszam do komentowania.

 

Miło mi Pawle.

Ochrona głowacicy musi mieć swój początek w dobrej woli Zarządów Okręgów, gospodarujących na wodach których ta ryba występuje. Musi powstać jakaś mądra i możliwa do realizacji w obecnych warunkach strategia dla tego gatunku. Bez tego ani rusz, ponieważ chronić tę rybę można jedynie przez ograniczenie presji, przy pomocy skutecznie działającego systemu przepisów i zapewnieniu odpowiedniego finansowania. Wiem, że to niepopularne zwłaszcza wsród pamiętających czasy tzw. składki krajowej, gdzie mając jeden znaczek nabyty za śmieszne pieniądze można było, zgodnie z przepisami, wyłowić wiele sztuk tych ryb w ciągu roku. Niestety, ale wśród większości amatorów głowacicy, których liczba skoczyła pod niebo w wyniku popularyzacji, żądanie takiej dostępności nadal pokutuje - PZW ma zarybiać w setkach tysięcy, OZ Łopuszna ma działać jak zakład produkcyjny materiału zarybieniowego, mówiąc krótko sypać, sypać, sypać ryby do wody ile wlezie i łowić je, łowić za równowartość dwóch obiadów w restauracji średniej klasy. No i taki model właśnie niedawno upadł o czym od kilku lat mają okazję przekonać się uczestnicy corocznych edycji sławnego na całą Europę Pucharu. Produkowany "przemysłowo" materiał zarybieniowy po prostu przepada, jest zbyt lichy by przetrwać w coraz bardziej zdegradowanych Dunajcu i Popradzie a nerwowe próby zarybień starszym materiałem, 2-3 latkiem, przy braku wyłączenia odcinków zarybianych i "głupocie" takich hodowlańców, które brały na wszystko,  szybko kończyły się ich wybiciem. Skuteczne (w miarę) systemy ochrony działają na Słowacji - 5 wejść za ok 200 Euro, ograniczona ilość dniówek, Austrii - tam to już naprawdę kosmos, wiele klubowych odcinków jest praktycznie niedostępnych dla "obcych", sam próbowałem dostać licencję na jedną ze styryjskich rzek, angażując nawet kolegę Austriaka ale nikt ze mną nie chiał gadać, ewentualnie trzeba wybecalować 200-300 Ojro za dniówkę, np. na słynnej rzece Mur. Przy okazji przepisów słowackich, niestety wyszła na wierzch nasza mentalność, o której pisałem poprzednio.  Nie masz cwaniaka nad Polaka - nasi mistrzowie połowu głowacicy i to znane nazwiska, łowiący w słowackiej Orawie i Wagu do wspisów w karcie wejść zaczęli stosować pisaki ścieralne chwilowo dymając słowackie przepisy. Na szczęscie Słowacy byli czujni i o ile mi wiadomo w jakiś sposób wykryli oszystwa i poradzili sobie z nimi.  Ale ograniczenie presji przy pomocy limitu wejść i odpowiedniego poziomu cen za licencje to nie wszystko. Większość ryb pada w wyniku kłusownictwa, również wędkarskiego, czyli w wykonaniu członków PZW, którzy łamią "zaledwie" dwa zakazy - połowu w nocy i limit. Jest (była) grupa łowców, którzy na ryby wychodzili głęboką nocą i w ciągu jednego sezonu potrafili wyczyścić z ryb kilka miejscówek. Gadałem kiedyś z jednym takim, powiedzmy "sądeczaniniem" który chwalił się, że z dwoma kumplami w ciągu jednego jesiennego miesiąca wybrali z pewnej rynny w rejonie Żegiestowa 30 głowatek. Podobny proceder ma miejsce na OS San, gdzie osobiście zdarzało mi się wypłoszyć nocnych (a w zasadzie wczesnoporannych) łowców, wyławiałem z wody woblery, twistery, znajdowałem porwane żyłki spinningowe i OS Dunajec, gdzie wszystkim łacznie z członkami ZO NS wiadomo o aktywnie działającej miejscowej, nocnej grupie uderzeniowej "kontrolującej" pogłowie głowacicy w rejonie muru oporowego w Krościenku. Jest nieciekawie, ale najgorsze dopiero przed nami czyli kilka słów o kłusownictwo na tarle. Samo w sobie jest aktem barbarzyństwa przy czym niesie wielkie niebezpieczeńswto dla gatunku - po pierwsze unicestwia najzdrowsze, najwartościowsze sztuki bo tylko takie, w wyniku naturalnej selekcji przystępują do tarła naturalnego, a po drugie eliminuje potencjalny efekt o najwyższej wartości biologicznej, czyli naturalną reprodukcję, gdyż prawdopodobnie większość zamordowanych tarlaków ginie zanim zdąży się rozmnożyć.  Wielkie ryby ginęły na licznych tarliskach, głównie w dopływach, słyszałem wiele takich opowieści, np. o dziesiątkach ryb zamordowanych jednego, wyjątkowego roku w pewnym doływie środkowego Sanu, gdzie do niewielkiego potoku weszła niespotykana ilość tarlaków - podobno niewiele z nich wróciło do rzeki. Sam też, kilkanacie lat temu na pocz. maja obserwowałem grupę "śniadych" panów kręcących się w pobliżu trzech par budujących gniazda na górnym Dunajcu na wodzie do kolan- po telefonie do SR uspokoiłem się gdyż Panowie ze straży potwierdzili znajomość tematu i nocny nadzór nad tarliskiem do czasu spłynięcia tarlaków. Niestety, z tego co wiem, od paru lat już nie obserwuje się tarła na tamtym odcinku. Reasumując, moja koncepcja jest następująca, przy założeniu wsparcia ze strony PZW: eliminacja nocnego kłusownictwa i szczególna ochrona tarlisk połączone z kontrolą legalnej presji i "mądrymi" zarybieniami odcinków, które się do tego szczególnie nadają. Dlatego "popularyzacja głowacicy" w proponowanym przez kluby miłośników wydaniu, która de facto poza zarybieniami, z wysoce wątpliwym efektem końcowym, tzw. sympozjami i towarzyskimi pogadankami, które niczego nie wnoszą, jak również medialnym jazgotem nie są w moim odczuciu skuteczną odpowiedzią na realne zagrożenia dla gatunku. 

Pozdrawiam

Darek

  • Like 8
Odnośnik do komentarza
[quote name="Paweł Bugajski" timestamp="1542820804"]No i jeszcze pytanie do moderatorów.Dlaczego teksty Sławka podświetlają się na różowo? Rozumiem, że dla zwrócenia uwagi na jego inteligentne refleksje.Też tak bym chciał!!![/quote] Pawełku, jako człowiek zawsze pozytywnie myślący, sądzę, że to ukłon w stronę Sławka ze strony moderatorów, a jego celem jest podkreślenie wyrazistości i ogromnej wagi poglądów autora. Też marzę o takim wyróżnieniu .....,jednak widać nie zasłużyłem.
  • Like 1
Odnośnik do komentarza

Miło mi Pawle.

Ochrona głowacicy musi mieć swój początek w dobrej woli Zarządów Okręgów, gospodarujących na wodach których ta ryba występuje. Musi powstać jakaś mądra i możliwa do realizacji w obecnych warunkach strategia dla tego gatunku. Bez tego ani rusz, ponieważ chronić tę rybę można jedynie przez ograniczenie presji, przy pomocy skutecznie działającego systemu przepisów i zapewnieniu odpowiedniego finansowania. Wiem, że to niepopularne zwłaszcza wsród pamiętających czasy tzw. składki krajowej, gdzie mając jeden znaczek nabyty za śmieszne pieniądze można było, zgodnie z przepisami, wyłowić wiele sztuk tych ryb w ciągu roku. Niestety, ale wśród większości amatorów głowacicy, których liczba skoczyła pod niebo w wyniku popularyzacji, żądanie takiej dostępności nadal pokutuje - PZW ma zarybiać w setkach tysięcy, OZ Łopuszna ma działać jak zakład produkcyjny materiału zarybieniowego, mówiąc krótko sypać, sypać, sypać ryby do wody ile wlezie i łowić je, łowić za równowartość dwóch obiadów w restauracji średniej klasy. No i taki model właśnie niedawno upadł o czym od kilku lat mają okazję przekonać się uczestnicy corocznych edycji sławnego na całą Europę Pucharu. Produkowany "przemysłowo" materiał zarybieniowy po prostu przepada, jest zbyt lichy by przetrwać w coraz bardziej zdegradowanych Dunajcu i Popradzie a nerwowe próby zarybień starszym materiałem, 2-3 latkiem, przy braku wyłączenia odcinków zarybianych i "głupocie" takich hodowlańców, które brały na wszystko,  szybko kończyły się ich wybiciem. Skuteczne (w miarę) systemy ochrony działają na Słowacji - 5 wejść za ok 200 Euro, ograniczona ilość dniówek, Austrii - tam to już naprawdę kosmos, wiele klubowych odcinków jest praktycznie niedostępnych dla "obcych", sam próbowałem dostać licencję na jedną ze styryjskich rzek, angażując nawet kolegę Austriaka ale nikt ze mną nie chiał gadać, ewentualnie trzeba wybecalować 200-300 Ojro za dniówkę, np. na słynnej rzece Mur. Przy okazji przepisów słowackich, niestety wyszła na wierzch nasza mentalność, o której pisałem poprzednio.  Nie masz cwaniaka nad Polaka - nasi mistrzowie połowu głowacicy i to znane nazwiska, łowiący w słowackiej Orawie i Wagu do wspisów w karcie wejść zaczęli stosować pisaki ścieralne chwilowo dymając słowackie przepisy. Na szczęscie Słowacy byli czujni i o ile mi wiadomo w jakiś sposób wykryli oszystwa i poradzili sobie z nimi.  Ale ograniczenie presji przy pomocy limitu wejść i odpowiedniego poziomu cen za licencje to nie wszystko. Większość ryb pada w wyniku kłusownictwa, również wędkarskiego, czyli w wykonaniu członków PZW, którzy łamią "zaledwie" dwa zakazy - połowu w nocy i limit. Jest (była) grupa łowców, którzy na ryby wychodzili głęboką nocą i w ciągu jednego sezonu potrafili wyczyścić z ryb kilka miejscówek. Gadałem kiedyś z jednym takim, powiedzmy "sądeczaniniem" który chwalił się, że z dwoma kumplami w ciągu jednego jesiennego miesiąca wybrali z pewnej rynny w rejonie Żegiestowa 30 głowatek. Podobny proceder ma miejsce na OS San, gdzie osobiście zdarzało mi się wypłoszyć nocnych (a w zasadzie wczesnoporannych) łowców, wyławiałem z wody woblery, twistery, znajdowałem porwane żyłki spinningowe i OS Dunajec, gdzie wszystkim łacznie z członkami ZO NS wiadomo o aktywnie działającej miejscowej, nocnej grupie uderzeniowej "kontrolującej" pogłowie głowacicy w rejonie muru oporowego w Krościenku. Jest nieciekawie, ale najgorsze dopiero przed nami czyli kilka słów o kłusownictwo na tarle. Samo w sobie jest aktem barbarzyństwa przy czym niesie wielkie niebezpieczeńswto dla gatunku - po pierwsze unicestwia najzdrowsze, najwartościowsze sztuki bo tylko takie, w wyniku naturalnej selekcji przystępują do tarła naturalnego, a po drugie eliminuje potencjalny efekt o najwyższej wartości biologicznej, czyli naturalną reprodukcję, gdyż prawdopodobnie większość zamordowanych tarlaków ginie zanim zdąży się rozmnożyć.  Wielkie ryby ginęły na licznych tarliskach, głównie w dopływach, słyszałem wiele takich opowieści, np. o dziesiątkach ryb zamordowanych jednego, wyjątkowego roku w pewnym doływie środkowego Sanu, gdzie do niewielkiego potoku weszła niespotykana ilość tarlaków - podobno niewiele z nich wróciło do rzeki. Sam też, kilkanacie lat temu na pocz. maja obserwowałem grupę "śniadych" panów kręcących się w pobliżu trzech par budujących gniazda na górnym Dunajcu na wodzie do kolan- po telefonie do SR uspokoiłem się gdyż Panowie ze straży potwierdzili znajomość tematu i nocny nadzór nad tarliskiem do czasu spłynięcia tarlaków. Niestety, z tego co wiem, od paru lat już nie obserwuje się tarła na tamtym odcinku. Reasumując, moja koncepcja jest następująca, przy założeniu wsparcia ze strony PZW: eliminacja nocnego kłusownictwa i szczególna ochrona tarlisk połączone z kontrolą legalnej presji i "mądrymi" zarybieniami odcinków, które się do tego szczególnie nadają. Dlatego "popularyzacja głowacicy" w proponowanym przez kluby miłośników wydaniu, która de facto poza zarybieniami, z wysoce wątpliwym efektem końcowym, tzw. sympozjami i towarzyskimi pogadankami, które niczego nie wnoszą, jak również medialnym jazgotem nie są w moim odczuciu skuteczną odpowiedzią na realne zagrożenia dla gatunku. 

Pozdrawiam

Darek

Nie mogę się nie zgodzić z tą Darka analizą...

Przed kilku laty z powodu jakieś tam "zamieszania wokół głowacicy" wypowiedziałem się w podobnym co Ty Darku tonie o aktywności i jakby to nazwać...hmm... "pozycji" w świadomości przecietnego wędkarza Klubu Głowatka....

Nie che mi się szukać w zasobach forum tego "świętego oburzenia", nie chcę wymieniać, choć pamiętam adwersarzy, wolę sobie pomyśleć, ze coś dojrzeli

w skrzypiącej łoscypkiem rzeczywistości...

Do Twojej wypowiedzi dodał bym Darku jeszcze jeden aspekt lokalnych kontroli.

Nigdy i w żadnym aspekcie na Podhalu nie będzie funkcjonowała kontrola, gdzie Jasiek od Gąsieniców będzie kontrolował Józka od Krzeptowskich...

Chyba,- chyba, że będą mieli w tym dobry interes albo będzie to w poprzek ich namacalnym interesom, albo będą skłóceni....

Takie jest Podhale, tacy są w większości górale, co pisze ze smutkiem bo uważam się za jednego z nich, ale to nie jest powodem by być ślepym....  

 

PS

Nazwiska znaczących góralskich rodów użyłem jedynie dla spójności przekazu, dla ceprów,- całkowicie i bez jakiejkolwiek związków z tematem kłusownictwa.

Tę, tylko z pozoru rzadko spotykana solidarność mogą także zobrazować słowa, które przypomniał mi Jan Klata w swojej wypowiedzi dla onetu, po otrzymaniu ostatniej europejskiej nagrody teatralnej " Ibsen pisał ( we "Wrogu ludu" )  że największym wrogiem prawdy jest zwarta większość" 

Swoją drogą warto przeczytać  ;)

  • Like 3
Odnośnik do komentarza

Dziękuję za komentarze, faktycznie dbałość o głowacicę, o jej rozród i spokój domowy, o limity i okres połowu są niezbędne w obliczu niemałej presji.Wiele uwag Darka trafia w punkt, co istotne, są to uwagi które w realizacji pozwoliły by na ochronę także innych cennych gatunków.

Tu muszę wspomnieć o pstrągu potokowym w dorzeczu Gwdy...ta ryba staje się reliktem.

Mój tekst, blogowy wpis ocenia książkę, książkę jako przedmiot lektury, jako świadectwo teraźniejszości i wspomnienie przeszłości.

Moja wysoka ocena jest oczywiście niezmienną, jednak wiele uwag o prozie życia i zagrożeniach dla gatunku będzie  inspiracją dla z nas ( w tym jak sądzę i Autora)do lokalnych nacisków na decydentów i ...tak tak, nawet wieloletnich przyjaciół.

Darku, to mój apel - nie pomijaj okazji do upowszechniania swych poglądów. Książka to nośnik o niebywałej długowieczności.

Odnośnik do komentarza

Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

Ładowanie
×
×
  • Dodaj nową pozycję...