Stalogłowe wzloty i upadki - fotododatek
Wracam po małej przerwie spowodowanej nadmiarem obowiązków. Powoli świat wraca do normalności, z naciskiem na powoli. Tradycyjnie paździenik był związany z wyjazdem do Kolumbii Brytyjskiej, ale w tym roku ponownie nam się nie udało. Pomyślałem zatem, że w ramach przypomnienia odgrzebie zakurzone już nieco fotki z 2019. Co miałem do napisania, to zostało przedstawione w SzŁ pod tym samym tytułem. No blog wrzucam fotki i może parę słów w ramach komentarza.

Poranek nad Bulkley.

Peresada na "Złotej mili".

Witek holuje.

Witek pozuje.
xxx
Witek stawia flaszkę (fotki nie ma, ale wódka była i to taka wypasiona krowa).

Ja też złowiłem coś złowiłem, a potem jeszcze dwie, tak na dobry początek.

Ta chciała kija połamać, bo przy podbierani poszła mi między nogami i z wędki zrobiło się na moment koło

Peresada holuje.

Peresada pozuje.
xxx
Peresada stawia flaszkę (fotki nie ma i teraz nie pamiętam czy ta flaszka była czy tylko obiecał

Stalogłowy z mętnej wody.

Jest i Papa Broda.

Jedna z moich grubszych rybek.

Super zgrabna stalka.

Z tej miejscówki zaliczylismy trzy gatunki. Najpierw Krzysiek stracił stalkę.

Potem tata trafił łośka dla odmiany.

A na zakończenie dnia wyjąłem bull trout (Salvelinus confluentus) - dla mnie to palio podobne.

Papa Broda holuje.

Papa Broda pozuje.
xxx
Papa Broda stawia flaszkę (i znowu nie pamiętam, piłem czy nie piłem

Witek ciągle chował się gdzieś po krzakach i jadł chleb z boczkiem. Mam z nim tak mało fotek, że zaczynam wątpić czy on naprawdę pojechał tam na ryby

Mała bo mała, ale cieszy, bo byłby pustak. Uratowałem na sam koniec dnia.

Znowu z mętnej wody.

Tadaaaammm! Największa wyjęta z wyjazdu. Ale tata mógł mnie przebić i to znacznie.

I taki dublet ostatniego dnia. Nr 1.

I nr 2.
Ryb było więcej, ale nie wszystkie trafiły w mój obiektyw. Wybrałem dla Was to co najlepsze. A za rok, to napewno... Stop, wróć, żeby nie zapeszać, bo znowu nic nie wyjdzie.
-
18
7 komentarzy
Rekomendowane komentarze