Skocz do zawartości

Artykuły

Manage articles
  • admin

    Bolenie na casting

    Przez admin, w Techniki połowu,

    Poranne powietrze, słońce powoli zaczyna przebijać się przez chmury. Klimat istnie marsjański. Czerwona łuna nad rzeką, właściwie nad wszędobylską zieloną wikliną informuje nas o nadchodzącym nowym dniu. Niby nic w tym nadzwyczajnego, ale jednak. Wiele osób jeszcze śpi, inni zbudzeni dzwonkiem budzika powoli prostują swoje rozleniwione kości, rozciągają mięśnie, pławią się w zapachu parzonej kawy. W tym samym czasie stoję na rzecznej główce, przyczajony, pochylony, z rzadka rzucający przynętą w wyznaczony punkt. Od czasu do czasu na tafli spokojnej, spowitej mgłą rzeki pojawia się plusk ryby. Zwykle w tym samym, zagadkowym miejscu. Jak w zegarku. Co dwie minuty, co trzy. Toczy się istna gra między mną a rybą – boleniem. Kto tym razem będzie miał słabszy dzień?  

     
     

     
    Jest lato. Za kilka chwil zmierzch. Kompletna cisza, jak przed burzą. Tylko komary a właściwie komarzyce postanowiły mi towarzyszyć. Nie widać oznak żerowania ryb. Tylko woda zaburzona przez niewielki przelew delikatnie szumi. Wtem jakby generał wojsk sił powietrznych zarządził bombardowanie. Pierwszy pocisk uderzył w przelewie, za chwilę następny, by po następnych kilku sekundach dwa pociski z moździerza uderzyły równocześnie. Bolenie rozkręciły się na dobre. Teraz, właśnie teraz trzeba zacząć łowić. Po chwili jakby na znak tego samego jegomościa, generała sił powietrznych, wszystko zamilkło – przelew nadal szumi, komary brzęczą nad uchem a mi pozostaje jedynie zbierać się do domu i żyć wspomnieniem chwili.
    Bolenie na spinning? Oczywiście. Wiele lat poszukiwań optymalnego sprzętu rzecznego dało odpowiedź – wędka długa, typowo rzeczna o długości około 2,4-3m, kołowrotek klasy 3000-4000 i dobra żyłka. Jednak czy istnieje alternatywa? Czy bolenie można z powodzeniem łowić na zestawy castingowe? Łowienie na multiplikator w wielu przypadkach można porównać, pod względem funkcjonalnym do łowienia na tradycyjny spinning. Bez wątpienia zestawy castingowe są bardzo dobą alternatywą przy połowie szczupaka zwłaszcza, jeśli łowimy na jerki. Inną możliwością zastosowania tej nowej mody jest połów pstrągów. Mimo, że kontrowersyjny i przez wielu nieakceptowany, ze względu na problemy w doborze odpowiedniego sprzętu, może być, moim zdaniem, bardzo atrakcyjny i skuteczny zwłaszcza w większych rzekach pstrągowych. Zastanawiające jednak jest to czy zestaw z multiplikatorem może być używany podczas połowu ryb drapieżnych w dużych rzekach takich jak Wisła czy Odra? Wiele wskazuje, że tak. Już jutro rozpoczyna się sezon. Ktoś powie, ale sezon trwa cały rok! Umownie przyjęło się jednak, że 1 maja to rozpoczęcie naszych szczupakowych poszukiwań. Dla niektórych jednak wędkarzy miejsce szczupaka zostało zastąpione boleniem.
     

    Patryk ze swoim boleniem - złowiony z dna 
    Wielu pewnie z Was zapyta – dlaczego boleń w ostatnim czasie stał się dla mnie rybą numer jeden. Odpowiedź, jak się okazuje jest dość prosta i pozwolę sobie odpowiedzieć na to pytanie dwiema historyjkami.
    Nie ukrywam, że moją ulubiona rzeką jest Wisła. To ta właśnie rzeka porośnięta wiklinami, z dużymi sypiącymi się burtami, główkami, przelewami, przykosami, opaskami i diabli wiedzieć czym jeszcze – pewnie dałoby się wymienić kilka innych struktur ale zostawmy to Markowi Szymańskiemu (przy okazji pozdrawiam Marku), jest dla mnie największym wędkarskim skarbem. Mimo, że nie jestem rodzonym wiślakiem, rzeka ta urzekła mnie swoim pięknem od pierwszego wejrzenia. Wisłę mam pod ręką, Wisła ma też swój niesamowity i trudny do opisania klimat. Łowiłem bolenie nad Odrą, Bugiem, Bobrem, bez sukcesu nad Wartą bo nie przykładałem się do tego solidnie, ale kiedy ktoś wymienia Wisłę zawsze mój mózg funkcjonuje na innych częstotliwościach. Dlaczego? Sam nie wiem.
    Pewnego dnia odwiedzając swoje kolejne miejscówki boleniowe widzę ujście małej rzeczki. Tym samym zwiększyłem jej rangę, bo rzeczką z pewnością nie jest i nigdy nie będzie. Widzę oczkującą uklejkę. Acha, pomyślałem sobie, widząc lekki obmywający prąd rzeki, z delikatnymi odmętami – tutaj musi być boleń. W chwilę później widzę srebrny deszcz, przy czym jego kroplami są niewielkie ukleje. Zwykle w takich momentach trudno wytrzymać. Wielu wędkarzy katuje wodę, ale pojawia się podstawowe pytanie – po co? Czekam na ponowne zgrupowanie uklei. Ponowny atak. Teraz jesteś mój pomyślałem sobie zuchwale. Zakładam szpieguska (przynęta boleniowa Szpiega – naszego forumowicza) i rzucam (koniecznie za miejsce żerowania bolenia). Prowadzę pierwszy raz i nic. Drugi – ponownie bezskutecznie. Przy trzecim mam wątpliwość, bo widzę, że ukleja zamiast się grupować jest rozbijana przez moją przynętę (a ten boleń najwyraźniej bije tylko wtedy, kiedy może wyciągnąć ze stada jedną z małych rybek i wcale mu się nie dziwię – zwiększa swoje szanse, w taki sposób może właśnie patrolować większy teren). Czwarty i ostateczny rzut. Prowadzę przynętę a na moich oczach rozgrywa się problem decyzyjny. Boleń, który pędzi jak torpeda, z płetwą niemal wystającą nad powierzchnię wody, rysuje linię na lustrze w kierunku uklei, ale w ostatnim momencie robi nawrót rysując wielkie S po czym uderza z wielkim impetem w wobler. Życzę każdemu przeżycia podobnej sytuacji.
     

    Sesja C&R 
    Druga historia dała mi odpowiedź na pytanie, jakim zawodnikiem, sprinterem, olimpijczykiem jest boleń. Zwykle o jego obecności świadczy wyraźne uderzenie. Niekiedy to wielkie plum, niekiedy delikatniejsze, niekiedy w ogóle nie jesteśmy świadomi żerowania bolenia. O tym ostatnim przypadku chciałem opowiedzieć. Stoję na opasce. Jak się później okazało, miejsce wybrałem niefortunnie, ale o tym za chwilę. Bolenie wędrują pod prąd, za ukleją wzdłuż opaski (była jesień a ukleja wędrowała na tarliska). Widzę uderzenie przed moim stanowiskiem i za. Taktyka prosta. Rzut z prądem, oczekiwanie na uderzenie w zastoisku (gdzie ukleja na moment zatrzymywała się) a następnie zmiana o 180 stopni taktyki (rzut pod prąd). Niestety nie zauważyłem, że przykucnąłem przy najlepszym zastoisku – w nim boleni widać na pierwszy rzut oka nie było widać. W pewnym momencie siedząc cicho na miejscówce i realizując swoją taktykę zauważyłem, tuż przy nogach błyszczącą ukleję i unoszący się „tuman” mułu. W chwilę po tym koncert uderzających w nią boleni. Ile ich było nie wiem. Nie widziałem żadnych oznak żerowania, a one tuż pod moim nosem uczyniły sobie niezłą wyżerkę. Wtedy też na własne oczy zobaczyłem, z jaką prędkością i w jaki sposób atakuje boleń. Nie bez przyczyny boleń ma ogromną płetwę ogonową. To właśnie nią nadaje sobie prędkości. W miejscówce tej widać było to ewidentnie – boleń rozpędzał się wielką łopatą w nurcie, w miejscu gdzie woda najbardziej pracowała (tak by był jak najmniej słyszalny dla uklei – zagłuszał start wykorzystując ruch wody) i następnie wielkim susem uderzał w ukleje. Sus należy również do ciekawych. Boleń nie tylko wykorzystywał swoją prędkość (dzięki świetnym warunkom fizycznym i dużej płetwie ogonowej) i zaskoczenie (szum w wodzie – zresztą podobna sytuacja jest na główkach, przelewach, przykosach itd.), ale również miał swoją pościgową taktykę. Jaką? Płynął obok uklei. Mała biedna rybka, która próbowała uciekać w jego stronę była natychmiast połykana (po prostu boleń przyspieszał a ukleja sama wpadała do jego gardła), jeśli uciekała w przeciwnym kierunku boleń miał możliwość zakręcenia (mógł zrobić duży łuk – mądrala wykorzystuje prawa fizyki – wiadomo, że Kubica nie pojedzie ciasno w łuku bo go wyrzuci na wyjściu – tak samo robi boleń). Te wszystkie cechy utwierdziły mnie w tym jak bardzo sportową rybą jest boleń – to przeciwnik, niekiedy zdecydowanie mądrzejszy od wędkarza.
     

    Andrzej już na jesień - w oddali widać dym rozpalanych ognisk 
    Co zatem z możliwością łowienia boleni na casting? W poszukiwaniu tej odpowiedzi nie jestem osamotniony. Wielu moich kolegów po kiju, z o wiele większym doświadczeniem rzecznym zamieniło swój typowy sprzęt na casting. Nie ma racjonalnego wytłumaczenia – dlaczego? Kiedy pytam te osoby, dlaczego stosują casting zawsze otrzymuję jedną odpowiedź – przyjemność? Może to jakieś uzupełnienie niedostatku ryb w naszych rzekach? Kto wie? Przecież w zdrowym wędkarstwie właśnie o to chodzi – przyjemność, relaks i płynąca z tego satysfakcja. Koniec jednak tych dygresji. Postanowiłem samodzielnie rozpracować temat boleni na casting. Oczywiście jak zwykle poszukiwania rozpocząłem od dokładnego rozpoznania tematu ryby – gdzie, na co i jak.
    Odpowiedzi dzięki kilku pomocnym kolegom nadchodziły szybko, jednak już wtedy widziałem, że Odra Odrą, Wisła Wisłą, Bug Bugiem, Warta Wartą a Bóbr Bobrem. Każda z rzek inna choć oczywiście posiadały wspólny mianownik – ryba – boleń. Nie będę jednak rozwodził się na temat miejscówek, taktyki boleniowej, bo wielu znanych i cenionych łowców tejże ryby na naszym forum i tak mogłoby na ten temat więcej i lepiej napisać. Ja zajmę się troszkę castingiem wtrącając od czasu do czasu pewne małe dygresje, historyjki o tej pięknej rybie.
     

    Nad Bugiem na naszych jednodniowych warsztatach boleniowych 
    Zaczynamy jutro. Pora na przygotowania. Najwyższy czas by zachęcić wszystkich jeszcze niezdecydowanych do wyprawy na bolenia z wędką castingową i multiplikatorem. Kilka własnych spostrzeżeń poniżej – mam nadzieję, że staną się one dla Was pomocne.
     
    Wędka
    Zwykle przy okazji omawiania technik połowu ryb drapieżnych w dużych rzekach wymienia się wędziska spinningowe o długości 2,7-3m. Niekiedy nawet dłuższe. Zupełnie inaczej wygląda to w przypadku castingu. Wędki, obecnie dostępne w ofercie wielu znanych firm, są najczęściej krótkie. Ich długość waha się w przedziale od 1,6m do 2,40m. Ich „rodowód” to w większości przypadków połów bassów. Ta jakże popularna ryba w Japonii czy USA bezpośrednio wpływa na rozwój tejże metody. W USA istnieje limit na długość wędek stosowanych na zawodach z serii WTB oraz BassMasters. Górną i za razem nieprzekraczalną granicą jest 8’ (około 2.43cm). Większość producentów zatem produkuje wędki o takiej długości z przyczyn czysto marketingowych – łatwiej bowiem promować sprzęt wędkarski używając do tego znanych i cenionych zawodników. Przyzwyczajenia te a z nimi trendy przenoszone są i na nasz rynek. Z jednej strony słusznie – coś zmienia się w krajobrazie polskiego wędkarstwa, a z drugiej strony trzeba uważać ma pewne pułapki. Sam przyznać muszę, że w pewnym momencie zabrnąłem w ślepą uliczkę. Niezaprzeczalnym faktem jest to, że w wielu przypadkach, nawet podczas rzecznych patroli, „tradycyjny” sprzęt castingowy jest wystarczający jednak od razu zaznaczę nie jest optymalny.
     

    Robert (Kuzyn) ze swoim zestawem castingowym w poszukiwaniu lubuskich boleni  
    Początkowo bolenie łowiłem na wędkę 2m długości. Szybko jednak okazało się, że w wielu przypadkach długość 2,40m (7’10”) będzie bardziej optymalna. Moi koledzy już w tym sezonie postanowili zaopatrzyć się w dłuższe tyczki. Dlaczego? Po pierwsze długa wędka zapewnia odpowiednią długość rzutu, co ma szczególne znaczenia przy obławianiu dużych przelewów, oraz przykos. Wzrost długości o każdą stopę (około 30 cm) znacząco wpływa na łatwość osiągania większych odległości. Do oddania porównywalnej długości rzutu wędką długą potrzebujemy zdecydowanie wydatkować mniej siły. Po drugie, co jest szczególnie ważne podczas rzecznych połowów, umożliwi w miarę swobodne operowanie zestawem podczas obławiania wysokich burt oraz zakrzaczonych brzegów. Po trzecie, długa wędka castingowa, pozwala na poszerzenie zakresu masy wyrzutowej wabików. Brzmi to może tajemniczo, ale z własnych doświadczeń widzę, że łowienie wabikami lekkimi (np. 5g) nie sprawia zasadniczo większego problemu, co w przypadku krótkich wędek graniczyło z cudem. To zasługa oczywiście dłuższej wędki. Przy okazji należy wyjaśnić z czego to wynika i jaka jest różnica w dynamice rzutu krótką wędką castingową i tą dłuższą. W pierwszym przypadku ładowania blanku dokonuje najczęściej przynęta. Dlatego wygięcie mocnego, 25 funtowego blanku przez małą 5g boleniową przynętę jest trudne, co w efekcie skutkuje niewielkim naładowaniem blanku i małą prędkością przynęty. Efekty nie trudno przewidzieć – trudna kontrola szpulki i częste problemy z „brodami”. Długie wędki ładowane są samoistnie. Blank potrafi się wygiąć pod swoim ciężarem, dlatego początkowa prędkość wabika jest zdecydowanie większą, a przez to kontrola szpulki pełniejsza.
    Pewnego razu wybrałem się na bolenie ze swoją ulubioną wędką castingową o długości 6’8”. Nie ukrywam, że mam trochę wprawy w dalekich rzutach, więc nie obawiałem się konfrontacji z czyhającymi na każdy błąd spinningistami (oczywiście bierzcie te słowa z przymrużeniem oka – my się tak po prostu lubimy). Bolenie tego dnia jak na złość żerowały bardzo daleko od brzegu. Trzeba było wytężyć wzrok i skupić go gdzieś na horyzoncie po czym oddać maksymalnie daleki rzut. Wabik leciał daleko, ale energia włożona w rzut była tak okrutnie wielka, że po 15 minutach przyjemność z „połowu” boleni znacznie spadła. Kolega, milusiński spinningista, niczym delikatna balerina, z wdziękiem i lekkim wymachu wędką o długości 2,7m osiągał wymaganą odległość śmiejąc się przy tym, że tam gdzie on rzuca pływają bolenie spinningowe. Tak oto wtedy zacząłem myśleć o dłuższej wędce na bolenie.
     

    Na tego pracowałem bardzo długo - pływał mi pod nogami chyba z godzinę, w końcu skusił się ... 
    Zamykając powoli temat długości wędki jeszcze jedna przyczyna stosowania dłuższych wędek. Niektóre przynęty, są to głównie powierzchniowce, by zaczęły działać wymagają odpowiedniego prezentowania. Wtedy właśnie długa wędka będzie najodpowiedniejsza.
    Było wietrznie. Pamiętam, że stałem wtedy na jednej z warszawskich, wiślanych główek. Boleni nie było widać. Tylko wiatr tworzył na rzece duże fale, sama zaś rzeka jakby płynęła w drugą stronę. Przerzuciłem praktycznie całe pudełko woblerów. Kompletnie bez rezultatu. Na inne cudaki, też nie chciały brać. W pudełku jednak znalazłem „Szkaradka” zrobionego przez naszego forumowicza – Smaczka. Do tej pory na Wiśle nie miałem na niego rezultatów. Szkaradek to bezsterowiec z rodziny wielorybów. Należy go prowadzić w takim tempie by przed swoim nosem tworzył mały garb wody. Najczęściej wystarczy robić to wolno, jednak by to osiągnąć wędkę trzeba trzymać dość z wysoko uniesioną szczytówką. Niestety krótką sześciostopówką było to praktycznie niemożliwe. Wobler albo od razu tonął i w rezultacie prowadzony był nieprawidłowo, pod powierzchnią, albo pchał wodę przed sobą, ale tylko przez krótką chwilę. Właśnie podczas tej krótkiej chwili, kiedy bezsterowiec pchał przed sobą wodę przykryła go fala. Słońce świeciło, więc widziałem to wyśmienicie, przecinając falę pociągnął za sobą strugę powietrza. Wtem zobaczyłem tylko wielkie uderzenie, gejzer, a struga wody porwana przez wiatr rozproszyła się na kilka metrów. Nie trafił, ale warto było zobaczyć takie branie. Co by było gdybym miał dłuższą wędkę, gdybym mógł prowadzić go optymalnej przez dłuższy czas?
     

    Wisła od środka - na łodzi w poszukiwaniu porannych boleni 
    Moc wędki z jednej strony powinna umożliwić wyholowanie ryby walczącej w nurcie a z drugiej pełne dynamiki, długie rzuty, niekiedy ciężką, ołowianą przynętą. Absolutnym minimum moim zdaniem to wędka o mocy 17lb. Sam złowiłem kilka boleni na taki sprzęt, ale powiem szczerze, że nie należało to do przyjemności. Jestem raczej osobą, której nie pasjonują długie, kilkunastominutowe odjazdy tajemniczej ryby, a szybki, zdecydowany hol, kilka zdjęć i wypuszczenie ryby do wody. Polecam natomiast mocne 20-25lb wędziska castingowe o masie wyrzutowej około 30g (1 uncji) i szybkiej akcji szczytowej, które ułatwiają celne podanie przynęty. W przypadku konieczności oddania długich rzutów multiplikatorem o tradycyjnym hamulcu odśrodkowym lub magnetyczny wskazane jest używanie wędek o akcji parabolicznej, „ładującej się” głębiej. Tutaj jednak jest pewna pułapka. Wspominałem o tym kilkakrotnie na łamach forum – rozpatrujmy zestaw castingowy a nie wędkę i multiplikator oddzielnie. Całość musi stanowić idealną parę.
    W zeszłym roku łowiłem bolenie na wędkę szklaną. Świetna. Rzucanie dowolnych wabików, nawet tych najmniejszych nie sprawiała żadnego problemu. Przynętą można było trafić dosłownie bolenia w oko (akurat polecam rzucać za stanowisko żerowania bolenia a nie na głowę) jednak do multiplikatora z hamulcem DC ona zupełnie się nie nadawała (była jak dla mnie zbyt wolna). Sparowana z tradycyjnym multiplikatorem o hamulcu odśrodkowym była wyśmienitą wędką, którą mogę polecić każdemu wędkarzowi.
    Reasumując temat wędki: można krótką, ale wtedy, kiedy mamy bolenie w zasięgu rzutu, operujemy w miejscówkach, których struktura umożliwia swobodne operowanie niewielkiej długości wędką. Tak bywało w moim przypadku nad Bugiem, Wartą itd. Dłuższa wędka zdecydowanie większy komfort obławiania miejscówek, łatwiejsze rzuty, zwiększenie rozpiętości gramatury przynęt a tym samym zwiększają się zdecydowanie możliwości wędkarza. Moc – absolutne minimum 17lb, przeze mnie preferowane 20-25lb.
     
    Multiplikator
    W przypadku połowu boleni metodą castingową używam multiplikatorów, które będą w stanie obsłużyć przynęty powyżej 6g, a jednocześnie zapewnią rzuty na niekiedy znaczne odległości. Są to przede wszystkim multiplikatory niskoprofilowe, choć przyznać muszę sam używam niekiedy okrąglaka. Pierwszy wybór podyktowany jest głównie ergonomią. Większość z takich konstrukcji wyśmienicie leży w dłoni. Szpulka multiplikatora powinna być o średnicy 34-37 mm oraz jednocześnie bardzo lekka, najczęściej ażurowana (nawiercana). Średnica szpulki wyznacza możliwości konstrukcji do osiągania odpowiednich, w sensie boleniomym odległości. Multiplikatory o niewielkich średnicach zewnętrznych, blisko 30mm, nie nadają się do łowienia boleni (będą miały za mały zasięg). W przypadku połowu boleni typ hamulca rzutowego nie ma praktycznie znaczenia. Przeprowadzone przeze mnie testy na wielu typach hamulców DC, DC 4x4, SVS, S2 MAG, Magforce nie wykazują wyraźnego zwycięzcy, choć przyznać muszę, że zdecydowanie największy komfort operowania oferują multiplikatory z systemem elektronicznego pomiaru prędkości obrotowej DC. Konstrukcje te ułatwiają operowanie wabikiem w trudnych, niekiedy bardzo zmiennych warunkach atmosferycznych zapewniając przy tym wyśmienitą kontrolę i precyzję rzutów.
     

    Salmo Thrill - przynęta boleniowa, którą używam często łowiąc z prądem 
    Zwróćmy również uwagę na hamulec walki, który powinien działać bardzo płynnie i dać się regulować w szerokim zakresie. Tutaj chciałbym nadmienić, że niekiedy warto zainwestować kilka dolarów w Smoothdraga (http://www.smoothdrag.com/). Nie chodzi o zwiększenie mocy hamulca a jedynie jego usprawnienie – te hamulce chodzą bardzo płynnie, zdecydowanie lepiej niż te instalowane w wielu seryjnych, nawet markowych multiplikatorach.
    Innym ważnym parametrem przy wyborze multiplikatora jest jego przełożenie. Ostatnio na rynku pojawiło się sporo konstrukcji tzw. high speed (z wysokim przełożeniem). Wybierzmy multiplikator szybki, o przełożeniu powyżej 5.8:1, pozwalający na zwinięcie powyżej 60 cm linki za jednym obrotem korbki. To naprawdę wiele daje. Niekiedy bolenie łowię prowadząc wolno przynętę, by kiedy indziej prowadzić ją w ekspresowym tempie.
    Jest lato. Kolega postanowił zabrać mnie w tajną miejscówkę. Tam ponoć pływają duże bolenie więc zapowiadało się ciekawie. Kiedy przybiliśmy nad wodę właściwie nie widziałem niczego szczególnego. Od czasu do czasu jakiś pojedynczy atak, ale bez szału. W oddali zauważyłem starą poprzerywaną główkę. Jej rozmyta pozostałość tworzyła płytki przelew, który rozciągał się na ładnych kilkanaście metrów. Za nim woda pracowała delikatnie. Wieczorem, kiedy część muszek, komarów i innych owadów pospadała do wody drobnica zaczęła wychodzić na żer a razem z nią dalsza cześć łańcucha pokarmowego – bolenie. Niestety po przerzuceniu miejscówki woblerami moje konto świeciło pustką. Jako ostatnią deskę ratunku (pewnie niektórzy rozpoczynają obławianie miejscówki tą przynętą) odgrzebałem w pudełku starego Siudaka. Dosłownie po pierwszym rzucie zauważyłem bolenia pędzącego za przynętą. Brania jednak nie doczekałem się. Postanowiłem jednak wykorzystać pełną moc mojego multiplikatora (przełożenie 7:1) i skręcać przynętę w ekspresowym tempie. Dosłownie w drugim lub trzecim rzucie, dokładnie nie pamiętam, boleń postanowił skosztować mojego Siudaka. W chwilę później kolejne branie tym razem nie zapięte.
    Przechodząc do konkretów chciałbym polecić Wam multiplikatory, które do tej pory wyśmienicie spisały się podczas moich boleniowych zasiadek. Z firmy Shimano oczywiście to cała rodzina multiplikatorów z hamulcem DC (Digital Controll). Na początku używałem Conquesta 201DC, ale stał się on trochę nieporęczny i jego miejsce zastąpił bardziej uniwersalny multiplikator Antares DC7. Druga moją propozycją z Shimano będzie Metanium Mg7, za pomocą którego wyśmienicie rzuca się nawet niewielkie wabiki boleniowe. W tym przypadku można się pokusić również o wymianę oryginalnej szpulki na płytką wersję produkowaną przez Yumey’a przez co osiągniemy jeszcze większą uniwersalność zestawu. Innym, wartym zakupu multiplikatorem, jest multiplikator Curado 201DHSV. Niedrogi, solidnie skonstruowany, o wysokim przełożeniu będzie idealny do połowu bolenia.
     

    Hol blisko 70cm bolenia - faza końcowa, za chwilę będzie mój 
    Z Daiwą miałem przelotną znajomość. Łowiłem na Alphasa ITO – sprawował się wyśmienicie, ale nie przypadł mi do gustu, podobnie jak TD-ito103HL. W zeszłym roku przez długi okres łowiłem na Monoblocka-ITO. Świetna konstrukcja, wyśmienite, wręcz niespotykane spasowanie konstrukcji ale nadal magnetyk. Nie chciałbym jednak na podstawie kilku możliwości wędkowania tymi konstrukcjami wydawać kategorycznej opinii na temat tych multiplikatorów. Pewnie wśród Was znajdzie się wielu, którzy chwalą sobie te konstrukcje i niech właśnie tak pozostanie. Myślę, w gruncie rzeczy, że to kwestia osobistych preferencji a same multiplikatory Daiwy czy Shimano są do siebie bardzo podobne.
     

    Wyśmienity multiplikator - Monoblock to chyba najlepsza nazwa dla tego kołowrotka - jak jednolita skała, tak spasowanej konstrukcji jeszcze nie miałem 
    Obecnie łowię na dwa zestawy. Pierwszy zestaw to bolenie „taktyczne”, pływające gdzieś pod nogami, w niewielkiej odległości od wędkarza. W tym przypadku stosuję wędkę o długości 6’8”, mocy 25lb oraz masie wyrzutowej 1 oz. z multiplikatorem ZPI AE-74. Drugi do „biczowania” wody na znaczną odległość, ale też zestaw bardziej uniwersalny, to wędka długości 7’11” o mocy 25lb oraz masie wyrzutowej do 1 oz. i multiplikatorze Antares DC7.
     

    Niepozorny ale niesamowity - fantastyczne właściwości rzutowe tego multiplikatora sprawiają, że biorę go zarówno na bolenie jak i na pstrągi 
    Linka
    Najczęściej stosowaną przeze mnie linką do połowu boleni jest fluorocarbon. Linka ta nie ma nic wspólnego ze znanym wszystkim przyponem szczupakowym. Głównym powodem stosowania jest jego wysoka wytrzymałość na przetarcie oraz to, że stanowi wyśmienity amortyzator zestawu. W przypadku połowu boleni na krótkie wędki castingowe nierzadko dochodziło do przetarcia plecionki lub żyłki o kamienie przelewu lub opaski. Fluorocarbon wyeliminował tą niedogodność. Niestety, jeśli zachodzi konieczność połowu boleni żerujących na dużych odległościach fluorocarbon nie jest najlepszym rozwiązaniem. Jego zdecydowanie większa masa w porównaniu do żyłki czy plecionki powoduje niekorzystnie obciążenie szpulki, co wpływa na właściwości rzutowe multiplikatora. A co zatem w temacie amortyzacji zestawu. Zaproponowane przeze mnie wędziska nie należą do delikatnych i subtelnych (zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę jednocześnie dwa czynniki - długość i moc). Zastosowanie plecionki na całej długości zestawu często może kończyć się spadem ryby, lub rozgięciem kotwiczek, czy kółek łącznikowych. Fluorocarbon podczas walki z rybą dawał dodatkowy element amortyzujący, zwiększając przy tym pewność holu.
     

    Fluorocarbon świetnie amortyzował odjazdy ryby w pełnym nurcie 
    Niestety inną niedogodnością jest fakt, że o dobry fluorocarbon castingowy nie jest na rynku wcale tak łatwo. Zwykle, dostępny jako sztywna linka, powoduje, że podczas wykonywania „puchnie” on na szpulce.
    Tutaj należy Wam się pewna historia. Wykorzystałem cały zapas fluorocarbonu Następny dzień zapowiada się bardzo obiecująco. Umówiłem się z kolegą na bolenie i robienie zdjęć. Plan był bardzo prosty – szybko złowić bolenia, najlepiej w okolicach świtu tak by załapać się na „plastyczne, artystyczne” światło. Zaryzykowałem – kupiłem coś nowego, nie sprawdzonego ale zapowiadany hit roku. Był to fluorocarbon. Po pierwszym rzucie wiedziałem już, że nie będzie dobrze. W 6 może 10 rzucie złowiłem co prawda pierwszego bolenia ale już w kilka rzutów później straciłem wszystko co było nawinięte na szpulkę. Tym samym straciłem okres najlepszego żerowania tych ryb. Szukajcie tej najlepszej linki dla siebie ale nie ryzykujcie 5 minut przed wyprawą to może niestety się zemścić i to okrutnie. A tak wtedy ładnie bolenie żerowały – szkoda, że tylko 30 minut.
    Nie lubię zbytnio łowić boleni na plecionkę. Nie będę szukał tutaj jakiegoś filozoficznego wyjaśnienia tej niechęci. W przypadku castingu wydaje się to być bardzo komfortowym rozwiązaniem i sam niekiedy je stosuję. Kiedy? Plecionki używam w przypadkach, kiedy muszę daleko rzucić, gdzieś po horyzont albo na druga stronę Wisły (oczywiście nie wierzcie mi w to co pisze o odległościach rzutowych – ale … kiedyś przerzuciłem Wisłę – ha ha ha). W tych przypadkach stosuję cienką plecionkę 10-15lb oraz 2 m przypon z fluorocarbonu. Fluorocarbon spełnia jedynie rolę amortyzatora, a nie zabezpieczenia przed szczupaczymi zębiskami. Problem pojawia się w sprytnym połączeniu flurocarbonu z plecionką, ale i na to powstały już sposoby. Ja stosuję za namową mojego dobrego kolegi z Green Bergu (Zielonej Góry) węzeł SIG. Trudny na początku do opanowania – łatwo stracić orientację w przestrzeni i się zaplątać, jednak po małym treningu, można go nawet wiązać w nocy – zrobimy zresztą na następnym zlocie jerkbait’a taką konkurencję. Węzeł świetnie przechodzi przez przelotki, jest bardzo wytrzymały.
     

    Sposób wiązania węzła SIG - połączenie fluorocarbonu z plecionką 
    W przypadku linek fluorocarbonowych stosuję wyłącznie FC Toray Soloroam Super hard Upgrade. Używałem innych np. Toray Bawo, ale mimo rewelacyjnego wręcz przekazywania wszelkich drgań przynęty był zbyt sztywny i często powstawały „ptasie gniazda”. Soloroam mam sprawdzony i sprawuje się bardzo dobrze. Fluorocarbon stosuję o wytrzymałości 8lb. co przekłada się na średnicę około 0,22mm. Jeśli chodzi o plecionki to stosuję zamiennie dwie – Power Pro 10-15lb, lub Strena o tej samej wytrzymałości. W tym roku bolenie będę próbował również łowić na nowość Strena Microfuse. Żyłki mimo, że rzadko stosuję używam bardzo dobrej linki Sufix Tritanium o średnicy 0,22 lub 0,25mm.
     
    Przynęty
    Jeśli chodzi o przynęty to cóż będę Wam mówił. Tutaj jest sporo do opowiadania. Fakt jest taki, że wielu miłośników boleni mówi, że nie ma jednej skutecznej przynęty. Prawda. Sam się o tym nie raz przekonałem. Wielu z nich podkreśla, że łowienie boleni to sztuka żonglowania przynętami. Kiedy wspominam różne swoje wyprawy myślę, że wiele w tym prawdy. Spróbujcie jednak zanurkować do pudełka takiego jegomościa. Od razu pojawiają się problemy. Okazuje się, że pudełko zostało w domu, albo, że zalęgły się tam żmije i inne różne gady. Boleniarz to … gatunek wędkarza, który ma więcej tajemnic niż mąż przed żoną. Przy okazji podpowiem – o miejscówki nie pytajcie bo odpowiedź zawsze jest jedna – tu i tam a w zasadzie to on boleniami się nie interesuje – troszkę tylko leszczami a przy okazji jako przyłów łowi bolenie. Pod tym względem boleniarz przypomina miłośnika czołgania się w krzakach nad małymi rzeczkami – pstrągarza. 
    Z przynętami, w sensie castingu, nie ma zwykle problemu. Wiele z nich projektowanych jest tak by zapewnić maksymalną odległość rzutu. W przypadku połowu ryb na zestaw castingowy ważne jest by przynęta była odpowiednio wyważona, tak by podczas lotu nie zwalniała w sposób niekontrolowany lub nie wykonywała koziołkowania. Mówi się, że dobra przynęta castingowa leci jak pocisk. Większość przynęt boleniowych jest właśnie stworzona pod casting. Idealne będą wszelkiego rodzaju ołowianki, blaszki wahadłowe oraz dobrze wykonane woblery zarówno bezsterowce jak i te tradycyjne ze sterem.
     

    Niekiedy na boleniowy wobler skusi się i inna ryba 
    Gdzie kupić? Oczywiście polecam sklepy – Gloogi, Salmiaki, Sieki, woblery Widła naprawdę kilka można znaleźć. Później oczywiście gumki, blaszki. Bardziej wymyślne konstrukcje czekają na nas na Allegro – wcale nie żartuję. Właśnie tam kupiłem sporo przynęt boleniowych. To lokalne produkcje przynęt wyśmienicie spisujące się na wielu wodach. Ponadto mnóstwo przynęt dostałem, lub kupiłem od naszych forumowiczów. Tutaj tkwi potęga. Można kupić dosłownie wszystko od prostej blaszki wahadłowej, po wyśmienite woblery.
    Teraz pewnie w Waszych głowach rodzi się pytanie, jakie powinna mieć cecha dobra przynęta na bolenia. Szczerze? Zapraszam do lektury wyśmienitej książki Jacka Stępnia „Boleń”. Jacek opisał w niej sztukę tworzenia przynęt boleniowych. Pozycja niezmiernie ciekawa, ale mam jedną uwagę – Jacku dlaczego tak mało? O przynętach boleniowych bardzo ciekawe artykuły napisał też Robert Hamer. W zasadzie przyznać muszę, że to od niego wiele nauczyłem się na temat biologii tej ryby i sposobu jej łowienia.
    Wracając do tematu idealnej przynęty boleniowej. Są pewne podstawowe wyznaczniki, którymi powinniśmy się kierować podczas oceny pracy wabika. Niestety przyroda nie zna litości i tutaj potrafi spłatać niezłego figla. Ostatnio rozmawiałem z jednym z naszych forumowiczów, który opowiadał mi jak to na zwykłe szczupakowe wahadła łowi z opadu bolenie. I co Wy na to? Reguła, którą żyje większość wędkarzy boleniowych została zachwiana.
    Drobna, migotliwa, prawie niewyczuwalna praca to podstawa. Przynęta zgodnie z moimi kanonami (to stwierdzenie zapożyczone) powinna stawiać minimalny, ledwo wyczuwalny opór w wodzie. Co jednak z przynętami, które zachowują się inaczej? No cóż. Mam i takie, które prowadzone pod prąd idą jak parowóz pod górę. Te staram się sprowadzać z prądem. Efekty? Nadal mam je w pudełku. Kwestia przynęt to naprawdę ogromny temat, który co tu mówić mnie przerasta.
    Ponieważ, jak już wspomniałem na początku, niewiele osób opisuje swoje przynęty boleniowe na zakończenie tego rozdziału przejdźmy do konkretów i zobaczmy co też kryją moje pudełka. Są to przynęty sprawdzone, które łowiły bolenie a przede wszystkim wyśmienicie sprawują się na zestawie castingowym.
     

    Przegląd mojego pudełka - żąglerka to podstawa, nie ma bowiem moim zdaniem jednej skutecznej przynęty na bolenia. W pudełku trzymam woblery, bezsterowce, blaszki, małe gumki i inne wynalazki 
    Epilog
    O miejscówkach oraz sposobie połowu boleni nie będę pisał. Myślę, że opublikowano już ogrom publikacji na ten temat, poza tym forum stanowi cenne źródło informacji. Pora więc zaopatrzyć się w wędkę castingową, dobry multiplikator, jakąś linkę i kilka przynęt po czym rozpocząć przygodę z boleniem na casting. Nie jest to wcale trudne i co ważne bolenie z wielkim powodzeniem można łowić za pomocą tej metody. Na koniec jednak jedno słowo ode mnie – pamiętajcie o wypuszczeniu złowionych przez siebie ryb. Mam nadzieję, że ten artykuł pomoże Wam w złowieniu bolenia, w przyspieszeniu swojej drogi castingowej ale chciałbym jednocześnie by ta droga była połączona również z wypuszczaniem tej pięknej, sportowej ryby.
     
    Remek, 2008
    fot. Robert Hamer (Robert), Remek 
     
    Jeśli chcesz skomentować ten artykuł zapraszam na forum

  • English version

     
    W dniach 23-24 lutego bieżącego roku, w High Point, NC, USA odbyła się doroczna Międzynarodowa Wystawa Rodbuildingowa RodExpo 2008. Dzięki uprzejmości Toma Kirkmana z Rodmaker Magazine mamy przyjemność zaprosić na fotoreportaż i podsumowanie tej imprezy. Prezentowany materiał został udostępniony jerkbait.pl na zasadach wyłączności, z czego oczywiście jesteśmy bardzo dumni. Zapraszamy na rzut oka na inną wędkarską rzeczywistość. 
     
    Rod Expo 2008 (23-24 luty 2008) 
     
    Autorstwa Oscara Gentry (dzięki uprzejmości Toma Kirkmana, Rodmaker Magazine) Tuż przed rozpoczęciem tegorocznej Międzynarodowej Wystawy Rodbuildingowej (RodExpo) niespodziewane i wielke śnieżyce zaatakowały rejony środkowego zachodu i północnego wschodu Stanów Zjednoczonych. W czwartkowy wieczór dochodziły do nas wieści że wielu robuilderów, którzy przygotowywali się do pierwszej w życiu wizyty na Rod Expo musiało zrezygnować ze swoich planów ze wzglęu na nieprzejezdne drogi i odwołane połączenia lotnicze. Nagle, to co jeszcze do niedawna wydawało się mieć zadatki na największe wydarzenie rodbuildingowe w historii, znalazło się w stanie zagrożenia.
    Ale Rod Expo 2008 okazało się bardziej odporne na ciosy zgotowane przez ślepy los niż mogliśmy zakładać – kiedy w sobotni poranek otorzyły się drzwi hali wystawowej, zaledwie w przeciągu godziny zapełniła się ona ponad 500 rodbuilderami. Do końca weekendu, ponad 1600 rodbuilderów wraz z ok. 800 towarzyszącymi wędkarzami złożyło wizytę w pięknym centrum wystawienniczym Showplace Center, oglądając ekspozycje przygotowane przez producentów i sprzedawców, uczestnicząc w seminariach oraz organizowanych na miejscu pokazach.
    Bo największa na świecie impreza rodbuildingowa znowu okazała się tym czym jest – największym i najliczniej uczęszczanym wydarzeniem jakie kiedykolwiek miało miejsce w historii branży rodbuildingowej. Ilość dostępnych produktów, ich różnorodność, uczestnicy którzy przybyli dosłownie z każdego zakątka globu. Możliwość obejrzenia i/lub zakupu na miejsu dosłownie wszystkiego co tylko oferuje rodbuilding. W większości przypadków, na stoiskach właściciele lub przedstawiciele różnych firm produkujących blanki i komponenty, demonstrujący swoje produkty – nie przedstawiciele handlowi czy ulotki – ale dokładnie ci ludzie, którzy zaopatrują wszystkich w blanki, przelotki, uchwyty, żywice, narzędzia,książki, DVD etc. W istocie, kilka nowych produktów było utrzymywanych w tajemnicy tylko po to, aby mogły mieć swoją premierę właśnie na Rod Expo.
    Koniec końców, nawet największa burza śnieżna nie może wpłynąć na to co stało się najbardziej znaną i najbardziej “kompletną” imprezą rodbuildingową w historii. Międzynarodowa Wystawa Rodbuildingowa Rod Expo. Do zobaczenia w 2009!
     

     

     
    Ponad 1600 rodbuilderów wzięło udział w Rod Expo 2008.
     

     

     
    RodExpo zgromadziło 50 wystawców w 70 stoiskach, prezentujących i sprzedających dosłownie każdy produkt mogący zainteresować rodbuildera.
     

     
    Wysokiej jakości sprzęt audio-video ułatwiał uczestnikom orientację w przebiegu wystawy.
     

     
    Typowe seminarium na RodExpo gromadziło przeciętnie 150 uczestników.
     

     
    Na RodExpo obecni byli wszyscy liczący się producenci!
     

     
    Dwa dni z ledwością wystarczały aby wszystko zobaczyć i we wszystkim wziąć udział.
     

     
    RodExpo jest miejscem, w którym rodbuilderzy mogą naprawdę spotkać właścicieli firm produkujących blanki, komponenty, narzędzia etc.
     

     
    Wybór dostępnych produktów był olbrzymi. Na zdjęciu tylko fragment wystawy w jednej z hal.
     

     
    Rękojeści i komponenty były dosłownie wszędzie!
     

     
    Była możliwość zakupu poszczególnych komponentów lub całych produktów – czegokolwiek tylko było potrzeba!
     

     
    Fragment wystawy zabytkowych komponentów i katalogów rodbuildingowych.
     

     
    Dystrybutorzy blanków i komponentów oferowali atrakcyjne opusty na wszystkie produkty!
    Friko, 2008
     
    ©wszelkie zdjęcia zamieszczone w artykule są własnością Toma Kirkmana. Kopiowanie, wykorzystywanie, bez zgody właściciela zabronione.
     
    Jeśli chcesz skomentować ten artykuł zapraszam na forum

  • Trudno nie zauważyć, iż na jerkbait.pl są gatunki ryb cieszące się wyjątkową estymą i popularnością. Jedną z nich jest niewątpliwie boleń, na którego sezon rozpoczyna się już za kilkanaście dni. Z tej okazji nasi forumowi rodbuilderzy przygotowali – a jakże – nie lada gratkę dla fanów bolenia, propozycje kijów dedykowanych tej pięknej i sportowej rybie. Zapraszamy do lektury kolejnego artykułu z cyklu „rodbuilderzy prezentują” i dyskusji na forum.
     
    Art-Rod - Lamiglas XMG 7’0” cast & 9’6” spin (Pracownia ArtRod)
    Jak zwykle, jedna ryba, a łowimy ją w różnych warunkach. Nasze doświadczenia to Warta i środkowa Odra. Na Warcie skuteczne są niezbyt duże wabiki, rzędu 5-7cm, z reguły nie są potrzebne również ekstremalnie dalekie rzuty, choć czasem można ściągnąć bolenia z drugiego brzegu. Główki są niewielkie, lecz nie brakuje ciekawych opasek, bardzo klimatycznych, dzikich, z dużą ilością zwalisk. Łowiska, w których spokojnie i skutecznie można zapolować na bolasa zestawem castingowym.
    Naszym typem jest Lamiglas XMG LP843 – 7’ 8-15lb 1/4-1/2 oz. Szybki, lekki blank, o delikatnej szczytówce („akcja” ex.fast), bardzo płynnie przechodzącej w mocny dolnik, umożliwiający rozmowę ze sporą rybą w nurcie. Wędka znakomicie obsługuje woblery typu minnow i wszelkie gumy, przy okazji – jest znakomita do lekkiego łowienia sandacza! Z zapiętym Antaresem, ładuje się i zapodaje bardzo fajnie od 5-6gr. Masywniejsze i zabójczo skuteczne Tarnusy czy Duele posyła na poznańskim odcinku na drugi brzeg.
     

     
    Wędka została przygotowana dla kolegi Łukasza, który w swoim pierwszym nie fabrycznym castingu chciał spróbować dwudzielnego gryfu i nowego uchwytu Fuji ACS. Nasza propozycja, to całość wykonana z czerwonego burl korka, plus stopka z korkogumy. Pierścionki aluminiowe - czarne, czarne omotki, przelotki Alconite uzupełnione SIC-iem na szczycie (tym razem w zbrojeniu tradycyjnym, nie spiralnym – 12-10-08-07-06-5,5~).
     

     

     
    Spinning to także XMG, typowo wielkorzeczny długas – 9’6” (2,9m) 8-15lb 10-21gr. Wędek na tym blanku, przez cały rok 2007, używało kilku naszych klientów, zarówno do podchodów boleniowych, jak i chodząc za sandaczem, szczupakiem - w tym przypadku głównie z gumami. Blank smukły, grubościenny, generujący bardzo duże przyspieszenie wyrzucanego wabika i równie szybki w zacięciu. Najprzyjemniejszy w zestawieniu z gumami (główki 7-21gr – blank nie kładzie się na podniesieniu, jig dokładnie odwzorowuje ruch szczytówki) lub z typowo boleniowymi woblerami do szybkiego prowadzenia. Wędką bezproblemowo zarzuca się na dużą odległość, robi się to szybko i bezwysiłkowo. Na uwagę zasługuje także wysoka jej czułość. Podczas holu amortyzuje całą swoją długością, nigdy przy tym nie sprawia wrażenia braku mocy i kontroli nad rybą chyba, że wsiada duży Pan Wąs (haha) i pokazuje iż to nie jest takie proste...
     

     
    Egzemplarz ze zdjęć uzbrojony jest w klasyczne już Y Fuji (Alconite plus SIC 30>06), uchwyt NPS, który bardzo ciasno trzyma kołowrotek, portugalski korek zakończony kapslem Fuji. Czysto użytkowe, stonowane wykończenie, szaro-niebieskie omotki Gunmetal, aluminiowy pierścionek wieńczący rękojeść, zaczep do przynęty. Blanki XMG są matowe, nie lakierowane.
     

     

     

     
    Wędkę znamy z zeszłego sezonu, artykuł i „sesja zdjęciowa” powstawały w połowie kwietnia, czyli nawet nie było możliwości pobiczować wody. W ramach testowych rzutów ustawiliśmy się na drodze z metrowych, betonowych płyt i posyłaliśmy różne klasyki boleniowe w dal ... w  stronę przeciwną rzeki.
     

     
    danielXR – St.Croix SCIII 9’6” MF2 (Pracownia X Rods)
    Każda wiosna to dla wielu z nas początek intensywnych łowów: teraz dopiero zaczyna się porządne łowienie pstrągów, po sztormach pojawiają się pierwsze srebrniaki troci i łososi, na nizinach intensywnie żerują jazie i klenie. Dla wielu jednak od lat datą otwarcia sezonu na drapiezniki jest 1 maja: magiczny dzień, w którym każdy kto ma spinning wyrusza nad wodę z nadzieją na życiowego zębacza. Jednak maj to nie tylko szczupaki, dla wielu ten czas to początek sezonu na bolenie – rybę, na którą polowanie wciąga jak narkotyk, a widok powierzchniowych ataków nie pozwala pozostać obojętnym. Niektórzy bolenie łowią przypadkowo i „przy okazji”: pokazał się na powierzchni to trzeba mu coś podrzucić - może weźmie, czasem taka sztuczka się udaje i nawet laik może zaliczyć sporą rybę. Jest jednak spora grupa wędkarzy, która ten gatunek stawia sobie jako główny cel swoich wypraw - wówczas o złowieniu decyduje nie tylko świetna znajomość łowiska i zwyczajów tych ryb, ale przede wszystkim doskonale dobrana przynęta i sposób jej podania. Wiąże się to nierozerwalnie z doborem sprzętu do tego celu, przy polowaniu na tę rybę ma on naprawdę duże znaczenie i ważną rolę: maksymalnie dalekie podanie dość lekkiej przynęty, poprowadzenie jej przy powierzchni na jak najdłuższym odcinku, dobre zacięcie nawet z bardzo dużej odległości i odpowiednia amortyzacja w czasie holu. Oczywiście mam na myśli najczęstszy sposób łowienia boleni - czyli z pod powierzchni wody, głównie na woblery i wahadłówki. W takim przypadku musimy postawić naszej wędce do tego celu kilka założeń:
     
    praca z przynętami głównie w przedziale 5-15gr duży zasięg podczas rzutu dobra współpraca z żyłką w zakresie0,16-0,22 mm odpowiednia sztywność szczytówki pozwalająca poprowadzić szybko ciężkiego, tonącego woblera z pionowo ustawionym sterem odpowiednia amortyzacja w trakcie holu sporych ryb z jednoczesną kontrola nad rybą długość pozwalająca utrzymać przynętę pod powierzchnią na dalekim dystansie  
    Do tych zastosowań świetnie sprawdzają się wszelkie konstrukcje, które każdy producent zza oceanu ma w ofercie pod nazwą Salmon & Steelhead. Są to wędki w założeniu konstruowane do łowienia łososiowatych w dużych rzekach, obejmujące kije generalnie od 7’6” do 13’0”, od bardzo delikatnych 8lb pstrągówek po bardzo mocne 50 lb kije na czawycze.
    Do naszych celów idealnie sprawdzają się w większości przypadków blanki o długość 9’0”-10’0”, mocy 6-17lb i zakresie przynęt 1/4-1oz czyli ok. 7-28 gr. Niestety wiele blanków o identycznym katalogowym opisie (czyli np. 9’0”  6-12lb  i 10-21 gr.) u różnych producentów, a nawet wykonane (przez jednego producenta) z różnych generacji grafitu będzie wyglądało zupełnie inaczej. Często dostajemy blanki identyczne tylko z opisu: w praktyce jednak niektóre są dość sztywnymi i mocnymi kijami, z którymi możemy się śmiało wybrać na zimowe kelty, inne natomiast są klasykami na jazie i klenie: z delikatną szczytówką, która sobie nie poradzi z boleniowymi przynętami. Tu niestety przy wyborze musimy albo sami ocenić blank naszej przyszłej wędki albo.... zaufać rodbuilderowi i jego doświadczeniu.
    Niestety przyznam się szczerze, iż dla mnie obecnie boleń to ryba dość przypadkowa: łowię je raczej okazyjnie, najwyżej kilka wyjazdów w roku na odrzańskie główki czy przyłowy podczas polowania na okonie na Międzyodrzu. Moim głównym źródłem wiadomości na temat doboru sprzętu, o którym piszę są przede wszystkim wiedza i doświadczenie naszych Klientów, którym budujemy wędki do tego celu - a są wśród nich prawdziwi fachowcy od boleni.
    Jednym z nich niewątpliwie jest nasz kolega z forum: Szpiegu - dla którego ostatnio budowaliśmy wędkę do tego celu. Mimo dużego wyboru blanków o podanych wyżej parametrach nasz wybór - a raczej wybór przyszłego użytkownika - padł na blank StCroix z serii Avid o symbolu 3SC96MF2 czyli 9’6”  8-12 lb  ¼-3/4 oz.
     

     
    Seria ta znana jest niewątpliwie wielu naszym wędkarzom - bardzo popularna od wielu lat, przeszła w zeszłym roku mały „facelifting”. Producent zmienił zarówno technologię produkcji blanków przez zastosowanie opatentowanego systemu IPC jak i wykończenie blanków - co jest najbardziej widoczne gołym okiem. Wcześniej czarno-matowe blanki obecnie są pokryte pół-transparentnym metalicznym lakierem. Zmieniły się też trochę szybkość i praca wędek, wg producenta nowe Avidy zyskały na szybkości, wytrzymałości i lepszej transmisji drgań - jednym wędkarzom te nowe odpowiadają bardziej, inni z łezką wspominają „starą” produkcję.
    Nasz blank to klasyczna „boleniówka” :długi, szybki, o dość czułej lecz nie za delikatnej szczytówce i o pełnym ugięciu pod obciążeniem. D jego uzbrojenia zostały wybrane odpowiednie komponenty: przelotki Fuji Alconite o rozmiarach 30,16,10,8,7,7,6,6,6, przelotka szczytowa Fuji Sic FST6, korek na rękojeść, uchwyt Fuji DPS18 Gunsmoke - którego kolor bardzo ładnie komponuje się z kolorem blanku.
     

     
    Do wykończenia użyliśmy jeszcze pierścień z duralu, klasyczny zaczep do przynęt i zestawienie burlcorka z korkogumą do wykończenia rękojeści. Omotki w kolorze jasnoszarym, po pokryciu lakierem prawie zlewające się z blankiem + pojedyncza cienka srebrna nitka przy każdej omotce.
     

     

     
    Rozstaw przelotek został dobrany zarówno do ugięcia wędki, jaki do wielkości kołowrotka (Shimano 4000). Ponieważ podczas łowienia boleni wędka w większości przypadków uniesiona jest szczytówką do góry - wędka została wyważona odpowiednio wewnątrz rękojeści by ten sposób trzymania nie męczył ręki łowiącego.
    Podsumowując: wykonanie kija jest raczej skromne i stonowane - jak większości naszych wędek. Ważniejsze znaczenie ma jakość użytych komponentów i poprawność wykonania.
     

     
    Wędka mimo sporej długości świetnie leży w ręku, środek ciężkości jest tuż powyżej kołowrotka. Dolnik o długości 28 cm pozwala połączyć dobrą manewrowość wędziskiem jak i pewny chwyt dwoma rękoma przy mocnym, dynamicznym rzucie. Pod przynętą pracuje w zasadzie sama szczytówka, dopiero przy większym obciążeniu blank zaczyna poddawać się na całej długości zapewniając bezpieczny hol.
     

     

     
    Niestety nie mogliśmy przetestować tej konkretnej wędki nad wodą: zostawimy to jej właścicielowi. Mam nadzieję, że wędka sprawdzi się w 100% na łowisku - ale tu musimy poczekać kilka dni do otwarcia nowego sezonu na bolenie.
     
    Łukasz Masiak – ATCIII 10’0” IST 1004 (Pracownia Rodmas)
    Jeżeli chodzi o wędziska do połowu boleni można powiedzieć, że w Polsce takie konstrukcje poparte są ogromnym doświadczeniem zarówno wędkarzy jak i zrobjmistrzów. Błędne nie będzie chyba stwierdzenie, że w porównaniu do innych krajów boleń zajmuje u nas bardzo wysoką pozycję ryby sportowej. Jest ryba i metody jej połowu, są wędziska. Na upartego każdy Salmon –Steelhead mocy do 12, 17 lb w długości 8’6”-10’6” stopy będzie się nadawał. Jest oczywiście pewne „ale”. Amerykanie nie łowią boleni tylko łososiowate i to technikami trochę innymi niż typowe polskie „rapowanie”. I wbrew pozorom dość ciężko jest znaleźć lekki długi blank, który pozwoli oddać setki rzutów, nie wyrywając nam ramienia z barku. Musi on być też dość sztywny podczas szybkiego prowadzenia przynęty, lecz równocześnie zapracować środkiem w czasie boleniowego kopnięcia. Dolnik natomiast musi odpowiednio zaciąć i dać nam pełną kontrolę nad rybą, której sprzymierzeńcem w walce jest często dość silny nurt. Balans wędziska powinien być jak najlepszy gdyż szczytówka wędziska raczej będzie skierowana ku górze. Jak dla nas ideałem boleniowej wędki jest konstrukcja w długości od 9’0” do 10’0” zbrojona pod spinning. Moc przy blankach tej długości musi współgrać z wagą przynęt, które najczęściej oscylują w granicach 8-25 + gr tzn. powinna być odczuwalna już od 1/5 ugięcia wędziska jednak bez przesztywnień w dolniku i nadmiernie wiotkiej szczytówki. Blank taki musi także spełniać podstawową funkcję: być dalekosiężny. Boleń znany jest z „upierdliwości”, która objawia się tym, że po zbliżeniu się na odległość rzutu, zaczyna on sobie hasać co najmniej naście metrów dalej. Dlatego też, dobry boleniowy blank to trochę taki lekki kijek surfcastingowy, który pozwoli nam posłać wabiki naprawdę daleko.
     

    Na zdjęciu Grzegorz Politowski z pracowni Rodmas 

    Na zdjęciu Grzegorz Politowski z pracowni Rodmas 

     
    W drugiej połowie 2007 roku do naszej pracowni wraz z dostawą dotarło parę nowych przeprojektowanych modeli IST1004 opisanych katalogowo 8-12 lb 10,5-21 gr 10’0”. W każdej firmie trafia się parę naprawdę udanych modeli. W ATC bez wątpienia jest nim IST1004. Chociaż jego parametry użytkowe ni jak mają się do katalogu (realnie mają około 15-17 lb i wyrzut  8-27 + gr) to blank naprawdę zrobił na nas ogromne wrażenie. Jest on bardzo lekki i świetnie zbalansowany, co jest niezmiernie rzadkie przy 10-stopowcach. Już sam wymach na sucho wydobywał groźny niczym w wyścigowym samochodzie pomruk.
     

     

     
    Pomimo, że blank dotarł do nas w 2007 roku uznaliśmy, że model ten zasługuje na coś więcej niż tylko wpis do polskiego katalogu. W wolnych chwilach pracowaliśmy nad różnymi systemami zbrojenia i liczbą przelotek. Tak aby przy wprowadzeniu go do sprzedaży mieć pełną informację, zarówno dla odbiorców indywidualnych jak i przedstawicieli – pracowni. Wędzisko pod Bolka zbroimy najczęściej w 9 przelotek + szczytowa w numeracji Y30,16, 10, 8L+5x 7L+FST 7. Blank jest bardzo dynamiczny, przy użyciu przelotek w ramce tytanowej wychodzi „kosa”. Jak na nasz gusta przelotki w ramkach stalowych są odpowiednie czyli np. alconite fuji. W naszym wędzisku testowym zastosowaliśmy Y i L sic fuji. Tak jakoś nie wypadało dawać gorsze przelotki do tak zacnego blanku, a z kolei przy tytanach blank był za  szybki, albo my za wolni J. Reszty dopełnia gryf z dobrego korka około32 cm, oraz dps18 malowany na Brown marble w firmie Matagi.
     

     
    Blank przy takim uzbrojeniu jest dynamiczny i idealnie pracuje w opisanym zakresie rzutowym. Przy łowieniu na plecionkę można ograniczyć rozmiar pierścienia przelotek L i FST do 6. Jednak przy mono lub grubszej lince L7 to rozsądniejszy wybór naszym zdaniem. Nie będę się rozpisywał o odległościach rzutowych oraz innych mniej lub bardziej sprawdzalnych parametrach tego modelu. Napiszę tylko, że gotowy kijek spełnia a nawet przewyższa nasze oczekiwania i niecierpliwie oczekujemy 1 maja na bardziej wędkarskie testy. Blank ten sprawdził się również podczas lekkiego trociowania, lecz w trochę innym uzbrojeniu.
     

    Na zdjęciu Grzegorz Politowski z pracowni Rodmas 

     
    Sławek’Oppeln’Bronikowski – Talon VI+ 10’0” MLXF2
    Od lat na bolenie, klenie i jazie wyprawiam się ze starym modelem Talona, dziesięciostopowym, półuncjowym VI Plusem z 97 / 98 ubiegłego stulecia. Według producenta MLXF. Nie jest to może ostatni krzyk mody, blank jest nieco starszy, może nieco cięższy, ale nie spotkałem dotychczas czegoś równie wszechstronnego i nie do zabicia. Myślę, że wiele współczesnych konstrukcji jest przy nim zwyczajnie bezpłciowych. Górny segment to połączenie delikatności, czułości i kultury pracy prawie seekerowskiej, choć to przecież grafit. Dół pewny i mocny, z siłą lekkiej trociówki. Dużą estymą darzę tą firmę i jej niekonwenoncjalnego spiritus movens D.Waggoner'a. Nie jest to masowy dostawca, ani lider rankingów, jednak pomysłów i poszukiwań w Talonie nigdy nie brakowało. Najbardziej sobie cenię dystans do uniformu gustów...
    Blank jest dość wredny do zbrojenia, trzy wdzianka na nim zmieniłem i dopiero teraz jestem blisko celu, tak mi się przynajmniej wydaje... Ślady po liftingach niestety troszkę widać, nie to samo co na Cher...
     

     

     
    Nie jest to może stereotyp kija boleniowego, armaty do miotania wielorybów i ciężkich bezsterowców, czy ołowianek i innej torpedowni. Jest to raczej egzemplarz peryferyjny, taki bardziej osobniczy i siłą rzeczy mniej popularny. Lubię długie kije. Są świetne do łowienia woblerami w rzece a Talon wyjątkowo dobrze w tej roli wypada. Trzycentymetrowy okruszek ale i siedmiocentymetrowy minnow, gieesówka, manns, wirówka, niewielki bezsterowiec albo 5 original nie czynią mu specjalnej różnicy.
     

     
    Nie łowię boleni ciężko i siłowo, jak to teraz szeroko przyjęte. Ograniczam się do żyłek 0.18 - 0.22. Kiedyś francuski Croic, teraz biały Siglon i Sufix. Wystarczają zazwyczaj, raz tylko, na początku lat siedemdziesiątych boleń zerwał mi żyłkę, a raczej przetarł o głaz. Żaden mi nie spadł, ani nie zdechł podczas holu. Bolki są waleczne, ale niezbyt silne i wytrwałe, rodzajowo to rybi szaławiła, trochę Papkin... Plecionkę mam tutaj za nic, albo jeszcze niżej...
    Łowię głównie w Warcie i Pilicy, w ich środkowym biegu, oraz na cofkach zaporówek. 
    Bardziej się tutaj sprawdza ciche podejście, dyskretny plasowany rzut, metoda wstecz niż dalekosiężne czesanie na wiślaną modłę. Cofka Jeziorska i tamtejsze cwane bolenie z zastoisk i odnóg nauczyły mnie pokory niejeden raz. Umiejętność dopasowania się do ich upodobań zdaje się zasadnicza. W maju, kiedy wyżerają świeży wylęg, to nieskomplikowana zdobycz, wręcz łatwizna. Tyle, że wiosenne bolki to wychudzone, ostre głodomory łatwe do złowienia. Żal je katować... Mini-wobler typu trzycentymetrowa uklejka lub pasiak owadopodobny, calowy shad albo 00 obrotek, to nieodparta pokusa dla wiosennego bolka. Także jazie i klenie w nich gustują...
     

     

     
    Latem je na ogół lekceważę, czekam na jesień. Jest latem dużo fajniejszych zajęć, choćby sandacze albo sumy. We wrześniu i następnych miesiącach można natomiast przydybać prawdziwego giganta. Wypasionego, z kałdunem jak karp, fat Bolesława. Nie złowiłem większego jak piątka ale widziałem u jednego zawziętego i upartego jegomościa ze Zduńskiej dwa na rekord kraju. I nie zabrał ich...
    A Talon to bat na nie. Pozbawia je woli walki w chwil kilka. Obezwładnia je aksamitnie i bez widocznego wysiłku. Jesienią lepsze są większe egzemplarze dwu i trzycalowych wahadłówek i woblerów oraz prowadzenie w połowie głębokości wody, w wolniakach i zastoiskach.
     

     

     
    Jest też rewelacyjnym kijem na leuciscusy. Uwielbiają wprost pobujać się na nim, pohuśtać trochę. Maleńki woblerek czuć na 40 - 50 metrach, trzyma też ryby wzorowo.
    Na wypadek braku brań, co się niestety zdarza, mam stadko srebrnych skalarów uwięzionych Flex Coatem. Ratunkowo, gdy z ryb nici...
     
    Opowieści rodbuilderów zebrał,
    Friko, 2008
     
    Jeśli chcesz skomentować ten artykuł zapraszam na forum

  • Nieubłagalnie nadchodziło zakończenie sezonu pstrągowego. Pozostawało kilka opcji. Kusiła Walia gdzie dwa tygodnie wcześniej złapaliśmy kilka ryb. Dochodziły również dobre wieści z Rutland i innych jezior.  Tak na prawdę nie wiedziałem do końca gdzie pojechać. Z dylematów wyręczył mnie Hugh, właściciel małego sklepiku w centrum Londynu. Okazało się, że jest wolne miejsce na wypadzik nad rzekę „Test” położoną w hrabstwie Hampshire. Miejsce dla mnie co najmniej magiczne, gdzie parę lat temu odniosłem sporo sukcesów ale też i porażek. Wielki około 70 cm pstrąg, który zdemolował mi zestaw śni mi się do dnia dzisiejszego. Jeżdżę tam bardzo rzadko jako, że ceny licencji w sezonie dochodzą do 200 funtów za dzień łowienia. Tym razem jest dużo taniej w związku z rozpoczęciem połowów lipieni. Parę telefonów odnośnie najlepszych much i umawiam się na niedzielę.
    Ranna pobudka, półtorej godzinki jazdy i jestem na miejscu. Pierwsze wrażenia bardzo pozytywne. Jest spora chatka dla wędkarzy, organizatorzy przygotowują śniadanie i zapraszają na lunch. Obok rzeki jest małe jeziorko z tęczakami dla początkujących muszkarzy.
     

     

     
    Jeszcze kilkuminutowe rozmowy z innymi wędkarzami odnośnie sprzętu i decyduje się zostawić w samochodzie dziewięciostopowego Composita w klasie 4, zabrać zaś odebraną niedawno „szóstkę” zbrojoną przez Romana Pietrzaka na blanku Winston Boron. Intryguje mnie to trochę, ale słucham się rad bardziej doświadczonych.
     

     

     
    Na początek próbuję łapać na imitację chruścika, ale ryby nie wychodzą do suchej. Wędkowanie utrudnia płytka i bardzo prześwietlona woda. Idąc brzegiem rzeki dochodzę do pierwszego mostku. W dołku za nim widzę jakąś rybę. Zmieniam suchą muchę na nimfy podarowane mi dwa tygodnie wcześniej przez Mirosława Gaja, które okazały się zabójczo skuteczne na Walijskich rzekach.
     

     

     
    Podczas drugiego przepłynięcia zacinam i wyjmuje niewielkiego lipienia. Decyduje się iść w dół rzeki i poszukać innych miejsc. Dochodzę do następnego mostku. Zaczynam od dołu by nie płoszyć ryb. Po paru rzutach następuje energiczne walnięcie. Zacinam pstrąga, który momentalnie wyskakuje dwukrotnie nad wodę i wypina się. Wspaniały sześćdziesiątak stracony w głupi sposób. Nie poddaje się jednak i postanawiam obłowić dołek z drugiej strony. Zakładam polaroidy i nie mogę uwierzyć własnym oczom. Stoi tam kilkanaście  porządnych ryb. Kilkukrotne przepuszczenie nimfy i siedzi kolejny. I tym razem nie jest mi dane wyholować rybę. Podobnej wielkości kaban decyduje się na ucieczkę z prądem rzeki. Po mojej stronie mam dość głęboka wodę i krzaki. Nie mam jak za nim zejść. Czterdziestometrowy zapas linki kurczy się i widzę już podkład gdy pstrąg urywa muchę. Nie mogę w to uwierzyć. Przegrywam z kretesem.
    Krótka przerwa i kontynuuję łowienie. Parę przepuszczeń i jest  kolejny. Ryba walczy ostro robiąc kółka i starając się zaplątać w roślinność. Nie pozwalam jej na to. Wędka spisuje się wspaniale amortyzując ataki. Kilkuminutowy hol połączony z zejściem w dół i podbieram rybę. Kilka fotek i pstrąg  w dobrym stanie odpływa ku wolności ( na rzece obowiązuje C&R). Miarka pokazuje 52 cm.
     

     

     
    To, co potem dzieje się w tym dołku przechodzi moje najśmielsze oczekiwania. Kilka przepuszczeń i mam następną rybę. Walczy jak poprzednia notorycznie starając się zaczepić w rośliny. Mała nerwówka i pstrąg ląduje w podbieraku. Czterdzieści kilka centymetrów naładowanej energią ryby. Podczas holu przechodzi wędkarz z naszej grupy. Proszę go o zrobienie paru zdjęć.
     

     
    Fernando nie miał jeszcze kontaktu z rybą. Decyduję się mu pomoc i przezbrajamy jego zestaw. Po cichu liczę, że będzie komu robić zdjęcia następnych ryb i nie mylę się. Łapię jeszcze cztery ryby warte zdjęcia.
     

     

     

     

     
    W tym samym czasie Fernando przez delikatny zestaw traci dwa pstrągi, ale za to udaje mu się po długim holu wyjąc jednego lipienia, którego oceniamy na około 47 cm.
     

     

     

     
    Zadowolony udaję się na lunch. Moje wyniki wprawiają w zakłopotanie doświadczonych muszkarzy. Wszystkim pokazuję nimfy, ale nic podobnego nie mają w pudełkach. Po godzinnej przerwie robię mały rekonesans nad rzeką wyciągając z kolejnych dołków niewielkie lipienie. Trafia się i czterdziestak. A ja łowię dalej na tą sama nimfę.
     

     
    Powoli nadchodzi koniec dnia i trzeba się zbierać. Bez wątpienia był to jeden z najpiękniejszych dni w mojej wędkarskiej karierze. Nigdy wcześniej nie udało mi się złapać tylu pięknych ryb. Satysfakcja potęgowana metodą. Muszkarstwem zaraziłem się w tym roku w Szwecji. Dwutygodniowy pobyt w gronie kilkunastu wspaniałych i życzliwych muszkarzy, cała otoczka jak kręcenie much, wielogodzinne dyskusje czy opowieści o rybach bardzo mi się spodobały. Złapałem wprawdzie sporo lipieni, ale nic nie może się równać z niedzielą spędzoną nad rzeką „Test”. 
    Korzystając z okazji chciałbym serdecznie podziękować moim nauczycielom. Całej ekipie ze Szwecji a w szczególności Mirosławowi Gajowi za pokazanie mi jak wygląda połów na nimfę i za niesamowicie skuteczne muchy. Romanowi Pietrzakowi za pomoc i profesjonalne jak zawsze uzbrojenie moich muchowych wędzisk. 
    Wszystkim czytelnikom portalu życzę takich i większych pstrągów w nowym sezonie. W razie kiepskich wyników zapraszam do siebie nad rzekę „Test”.
    Michal Wujek ( Bujo), 2008

     
    Jeśli chcesz skomentować ten artykuł zapraszam na forum

  • English version

     
    Wywiady na jerkbait.pl cieszą się tradycyjnie dużą popularnością gdyż staramy się aby nasi Użytkownicy mogli dzięki nim bliżej poznać znaczące postaci świata wędkarskiego. Dziś również wyjątkowa okazja, mamy przyjemność zaprosić do lektury wywiadu jakiego specjalnie dla jerkbait.pl udzielił Bob Loomis z firmy Advanced Tubular Composites (ATC).  Bob, jak długo jesteś związany z branżą wędkarską? Pamiętasz swoje początki? Czy to za namową Gary’ego Loomisa, czy może kogoś innego, zająłeś się produkcją materiałów kompozytowych? Wiem że tworzyłeś Rogue Rods i D&E Rods – czy możesz powiedzieć jaka jest historia tych firm/marek?
    Jestem obecny w branży wędkarskiej od ponad 25 lat. Byłem jeszcze w koledżu kiedy Gary Loomis (mój wuj) poprosił mnie żebym pomógł mu zakładać nową firmę produkującą wędki (G-Loomis). Z kolei kiedy zakończyłem swoją pracę w G-Loomis, zaangażowałem się w D&E Rods – mój przyjaciel był właścicielem, a w swoim czasie pomagałem tworzyć D&E ponieważ mieliśmy [w G-Loomis] mało zamówień na całe wędki dla klientów typu OEM [Original Equipment Manufacturer – instytucja sprzedająca pod własną markę sprzęt zamówiony u innego producenta, przyp. tłum.] . W tym samym czasie G-Loomis miał bardzo dużo zamówień na same blanki dla odbiorców OEM i odsyłał klientów z blankami do D&E żeby na naich robili tam kije.
    W tamtym czasie D&E większość swoich produktów budowała właśnie na blankach G-Loomis. Produkowaliśmy wędki na prywatne zamówienie oraz dla odbiorców OEM. Jednym z naszych odbiorców była firma o nazwie Rogue Rods. Zaproponowałem im, że przyjrzę się ich produktom a następnie pomagałem przeprojektowywać i projektować nowe produkty. Z czasem zacząłem pracować dla Rogue na pełen etat.  Zaprojektowałem dla nich całą linię produktów, ponieważ wcześniej mieli tylko trochę wędek muchowych i kilka spinningów w swojej ofercie. Przez dwa lata mojej pracy dla Rogue pomogłem również w tworzeniu działu sprzedaży. Opuściłem Rogue przechodząc do branży kijów golfowych, czyli do Loomis Golf, a potem do ATC.
     

    Blanki muchowe mogą być wykorzystywane również do budowania innych typów wędek. Zdjęcie przedstawia blank muchowy IF8614/15 na którym wykonano morską wędkę jigową. Spisuje się w tej roli bardzo dobrze w zakresie przynęt od 2 do 8 uncji. 
    Czy pracowałeś razem z Garym Loomisem w G-Loomis Inc. Jakie to było doświadczenie? Jak długo pracowałeś dla G-Loomis? Co z perspektywy czasu myślisz o tamtym okresie? Dlaczego, razem z Fredem Gasparachem rozstaliście się z G-Loomis?
    Gary nauczył mnie dosłownie wszystkiego co wiem o projektowaniu blanków. Zaczynałem w tej dziedzinie dosłownie od zera. Dla G-Loomis pracowałem przez 19 lat. Wspominam to jako wspaniałe doświadczenie, przede wszystkim zakładanie i rozwijanie tej firmy od początku, od spółki zatrudniającej zaledwie 7 pracowników do przeszło 300. Kiedy G-Loomis został sprzedany do Shimano, kierunek rozwoju/filozofia  firmy zmieniły się i uznaliśmy z Fredem że czas zrobić coś innego.
     
    Jak powstało ATC? Czy spółka o tej nazwie istniała przez przejęciem firmy Shikari, czy też została utworzona specjalnie w celu przejęcia Shikari? Kto jest właścicielem ATC, czy to firma amerykańska czy międzynarodowa? Jak duże znaczenie ma produkcja blanków z punktu widzenia całej działalności firmy? Jakie stanowisko oficjalnie zajmujesz w ATC?
    Spółka ATC została utworzona już po przejęciu Shikari przez spółkę Targus Fly & Feather (która jest naszą spółką-matką, z amerykańskim kapitałem). Targus Fly posiadało również Loomis Golf  gdzie pracowałem, w Wenatchee w stanie Waszyngton. Połączyliśmy obie części pod jednym dachem w Wenatchee w celu zwiększenia efektywności. Część produkująca blanki zajmuje bardzo istotne miejsce w biznes-planie ATC. Moje oficjalne stanowisko w ATC to Dyrektor ds. Operacyjnych co oznacza, że kieruję produkcją, projektowaniem, badaniami i rozwojem obydwu części firmy, zarówno tej produkującej kije golfowe jak i tej wytwarzającej blanki.
     

     
    Jak właściwie wyglądało przejęcie Shikari? Co się zmieniło? Czy blanki są produkowane w tym samym miejscu czy produkcja została przeniesiona (i dokąd)? Co się stało z pracownikami, z urządzeniami? Czy mógłbyś po krótce przedstawić kluczowych pracowników obecnie odpowiedzialnych za produkcję blanków w ATC?
    Większość maszyn została przeniesiona do Wenachee, dodatkowo część własnych urządzeń mieliśmy już na miejscu. Pracownicy są nowi, przeszkoleni przeze mnie. W skład zespołu wchodzą Brad Hampton, Anne Koepke, Salvador Gustifsan, Chris Hedges, Dustin Countryman i Kim Loomis.
    Wszyscy nasi pracownicy są wszechstronnie przeszkoleni tak aby mogli wspomagać różne fazy produkcji w tym wysyłkę towarów oraz obsługę klienta. Fred Gasparach pracował dla G-Loomis przez 14 lat jako menadżer sklepu z wędkami, inżynier-projektant blanków, menedżer ds. zakupów oraz regionalny szef sprzedaży. Po przejęciu G-Loomis przez Shimano odszedł do Pacific Bay gdzie pracował jako menedżer ds. zakupów, menedżer ds. rozwoju produktów i szef sprzedaży międzynarodowej. Od 3 lat pracuje dla ATC jako menedżer ds. sprzedaży oraz pomaga w rozwoju nowych produktów.
     

    Zdjęcie grupowe zrobione specjalnie dla jerkbait.pl, od lewej do prawej: Salvador Gustelum, Chris Hedges, Bob Loomis, Brad Hampton, Kimberly Loomis, Dustin Countryman. Barkuje Ann. 

    Kimberly w biurze 
    Wiele znanych firm z branży wędkarskiej przenosi swoją produkcję do krajów zamorskich np. do Chin. Czy ATC rozważa taką możliwość w przyszłości w odniesieniu do części firmy produkującej blanki? A, być może, myślicie o kolejnym przejęciu któregoś z producentów blanków?
    Obecnie nie mamy żadnych planów dotyczących produkcji blanków zagranicą czy przejęcia którejś z firm produkujących blanki. Naszym zdaniem jest wystarczający popyt na wyroby „made in USA” wśród rodbuilderów i odbiorców OEM , mamy doskonały zakład produkcyjny i nie chcemy tego zmieniać.
     
    Czy ATC produkuje swój własny pre-preg czy też kupujecie go na rynku? Od kogo kupujecie włókna grafitowe i/lub pre-preg? Czy coś się zmieniło w tym względzie w stosunku do praktyki jaka obowiązywała w Shikari?

    Nie produkujemy naszego własnego pre-pregu. Kupujemy go od kilku różnych producentów i jest to obecnie zadanie trudniejsze niż było powiedzmy 10 lat temu. Biorąc pod uwagę zapotrzebowanie przemysłu wojskowego i lotniczego, rynek produktów rekreacyjnych jest traktowany trochę po macoszemu, w sytuacji kiedy światowa produkcja włókien węglowych nie nadąża za popytem. Obecnie dostawcy wreszcie zaczynają zwiększać produkcję więc jest trochę łatwiej. Kupujemy materiał, który trochę się różni od tego z jakiego były produkowane blanki Shikari ale naszym zdaniem jest to różnica na plus.
     

    Brad przycinajacy prepreg 
    Po przejęciu Shikari niektóre blanki nie doczekały się kontynuacji, nie są obecne w ofercie ATC – dlaczego? Z drugiej strony, wasz dystrybutor w Polsce oferuje blanki nie występujące w oficjalnym katalogu – czy ATC produkuje blanki na indywidualne zamówienie? Jaka jest procedura takiego zamówienia?
    Podjęliśmy decyzję o niekontynuowaniu produkcji części modeli Shikari z braku zamówień lub w stosunku do tych blanków, które były przestarzałe. Tak, produkujemy blanki na indywidualne zamówienie ale w ilości która uzasadnia podjęcie procesu projektowania i testowania. Zazwyczaj klient przychodzi do nas z oczekiwaniami odnośnie akcji blanku i na podstawie wielkości zamówienia oraz posiadanego oprzyrządowania [chodzi głównie o mandrele – trzpienie na których rolowane są blanki – przyp. tłum.] podejmujemy decyzję czy jesteśmy czy nie jesteśmy w stanie zrealizować takie zamówienie.
     

    Salvador czyszczący mandrele 
    Materiały ATC (ATC) – czy to są inaczej nazwane odpowiedniki byłych materiałów Shikari (SH) czy też coś uległo zmianie, np. czy ATC V jest to jest to samo co SHX? Co z projektami kontynuowanych modeli Shikari – ich zbieżnością, wagą – czy to jest to samo co było?
    Materiały ATC są odpowiednikami materiałów Shikari z wyjątkiem tego że są produkowane z lepszego włókna. ATC V nie jest jednak tym samym materiałem co SHX. To jest mieszanka materiału wysoko- oraz średniomodułowego. Wiele blanków pozostało praktycznie bez zmian, ale wiele również przeprojektowaliśmy/poprawiliśmy.
     

    Salvador i Dustin nawijaja pre-preg na mandrele 

    Salvador roluje blanki 
    Bob, jesteś doświadczonym projektantem blanków. Czy mógłbyś opisać jak podchodzisz do procesu projektowania oraz jakie są kolejne fazy tego procesu – od pomysłu do gotowego produktu? Dla przykładu, czy rozpoczynasz raczej od określenia zbieżności blanku czy może wyboru materiału z jakiego będzie zbudowany? Czy pracujesz przy projektowaniu sam czy zajmuje się tym większy zespół? Jakich narzędzia / maszyny wykorzystywane są w tym procesie?
    Każdy nowy produkt ma swoje źródło w czyimś pomyśle. Zilustruję to przykładem – ostatnio zaprojektowałem nowy blank (ATC V PV764). Jeden z naszych dobrych przyjaciół jest zapalonym łowcą bassów małogębowych. Jednym z najlepszych typów wędki wynalezionych do połowu bassa małogębowego jest kij długości 7’6” mocy 8-17lb, w uzbrojeniu spinningowym na ultralekkich przelotkach przeznaczony do łowienia gumami o masie 3/8-3/4oz. Żeby stworzyć taki model w ofercie ATC musiałem wyselekcjonować materiał. Musiałem wziąć pod uwagę w jaki sposób kij będzie użytkowany wędkarsko. Musiałem sam pójść na ryby żeby np. dobrze określić rodzaj akcji jaka będzie potrzebna. Na tej podstawie mogłem dokonać wyboru odpowiedniego mandrela. Wiedząc już, że blank powinien mieć akcję medium-fast oraz moc w okolicach 8-17lb, opracowałem projekt bazowy łącząc przy tym różne materiały w różnych częściach blanku żeby uzyskać to o co mi chodziło i żeby całość przy tym się nie rozleciała. Dużym problemem części projektantów jest to, że produkują blanki bardzo lekkie ale nie spełniające kryterium podstawowego  jakim jest zachowanie integralności blanku w warunkach wędkarskich do jakich jest projektowany! Jeżeli blank się łamie bo nie ma w nim wystarczająco wiele materiału nie jest wart żadnych pieniędzy.
    Kolejnym krokiem było zbudowanie 3 prototypów na podstawie projektu bazowego żeby ocenić jak projekt się udał. Żeby tego dokonać na tych prototypowych blankach trzeba zbudować wędkę i zabrać ją nad wodę na ryby. Jeżeli sprawdzi się nad wodą, możemy wprowadzić blank do oferty. Wspomniany ATC V PV764, który właśnie skończyłem wyszedł świetnie, jest lżejszy o ok. 5/8 uncji w porównaniu do odpowiednika z ATC III i bardzo mocny. Obecnie jestem w trakcie procesu budowy wędek na tym prototypowym blanku i testowania ich w warunkach polowych.
    Cały proces projektowania to wysiłek zbiorowy, niezależnie czy pomysł budowy określonego typu blanku pochodzi od klienta czy od nas samych. W tym wszystkim chodzi o to, żeby produkt końcowy spełniał oczekiwania. Pośrodku całego procesu jest zrozumienie uwarunkowań wędkarskich, materiałowych, projektowych, zagadnień związanych z żywicami używanymi przy produkcji blanku oraz tego jak te wszystkie zagadnienia połączyć w określonym miejscu i czasie. Trzeba też zdawać sobie sprawę z tego, że  nawet z najlepszego blanku można zrobić fatalną wędkę.
    Jeżeli chodzi o maszyny i urządzenia to w trakcie procesu korzystamy np. z mikrometrów itp wyposażenia używanego w procesie produkcji. Używamy pras do prepregów, stołów do rolowania, maszyn do owijania prepregów nawiniętych na mandrel celofanem i oczywiście pieców do wypiekania blanków. Na końcu są maszyny do piaskowania blanków, piłki do przycinania oraz tablica z krzywiznami ugięć służąca do oceny, czy końcowy produkt wyszedł zgodny z założeniami.
     

    Dustin przygotowujący maszynę do owijania mandreli z prepregiem w celofan 

    Chris wykańcza gotowe wyroby 
    Bob – ogólnie rzecz ujmując, jakie są twoim zdaniem kluczowe cechy blanku dobrej jakości? Na czym koncentrujesz się w procesie projektowania: na wadze, module sprężystości materiału, ugięciu, odporności na urazy – oczywiście wszystko jest istotne, ale czy któraś z tych cech w sposób specjalny przykuwa twoją uwagę, jest swego rodzaju znakiem rozpoznawczym? Czy masz swoje ulubione blanki w ofercie ATC?
    Blank dobrej jakości musi łączyć wiele cech. Musi cechować się odpowiednim ugięciem i długością żeby wykonał pracę, do której został zaprojektowany. Przyczyną dla której istnieje tak wiele różnych modeli blanków jest właśnie to, że każdy z nich ma właściwe dla siebie zadanie, przeznaczenie. Typy materiałów, których się używa również są determinowane przez planowane zastosowania wędkarskie. Czasami włókno szklane może być lepszym materiałem od maty węglowej o wysokim module sprężystości, np. z powodu obrażeń jakie musi wytrzymać jak w przypadku blanków służących do połowów morskich. Z drugiej strony bywa że wysokomodułowy węgiel będzie lepszy od materiału standardowego, w podstawowym module, np. wtedy kiedy zależy nam w pierwszym rzędzie na czułości wędki. Na tym właśnie najbardziej się koncentruję w procesie projektowania, żeby dobrać najlepszy materiał do planowanego zastosowania wędkarskiego blanku oraz żeby dobrać odpowiednią długość i ugięcie. Najbardziej lubię projektować lekkie i czułe blanki z wysokomodułowych materiałów ale nie zawsze jest to najlepsza odpowiedź na konkretną potrzebę. Moimi ulubionymi blankami w ofercie ATC jest linia blanków ATC V. Są lżejsze i czulsze od swoich odpowiedników wykonanych z materiału ATC III.
     
    Co myślisz o zastosowaniu technologii / materiałów takich jak Tytan / Boron w procesie konstrukcji blanku?
    Aktualnie nie istnieją żadne wysokomodułowe materiały z wyjątkiem włókien węglowych, które byłyby wystarczająco trwałe przy jednolitej konstrukcji.. Boron / Tytan etc.  pełnią głównie funkcję marketingową.
    Przy dobrym projektowaniu oraz umiejętnym wykorzystaniu i połączeniu materiałów można  wytworzyć nadzwyczajne produkty. Ja osobiście nie używam w tym celu Boronu ani Tytanu  z tej przyczyny, że są to materiały cięższe od ich odpowiedników, o podobnym module, wykonanych z włókien grafitowych. Boron, [Bor] jest cięższy od typowego włókna grafitowego o module sprężystości 57MSI. Spisuje się znakomicie tam gdzie potrzebna jest duża moc, np. w konstrukcji kijów golfowych. Jeżeli chodzi o wędki to mogę zrobić lepszy blank, który jest lżejszy i ma ten sam moduł sprężystości co Boron, jak nasze blanki z serii ATC V, które zawierają w sobie materiał o module sprężystości 57MSI. Podobnie jeśli chodzi o Tytan, jest to materiał wysokomodułowy ale cięższy od materiału grafitowego o porównywalnym module. Za reklamą większość produktów, które są opisywane jako zawierające Tytan stoi osiągnięcie celu marketingowego, że są wykonane z czegoś egzotycznego, ale to nie oznacza że są to lepsze wyroby. Przede wszystkim w większości tych przypadków wykorzystuje się zbyt  małe ilości [Boronu lub Tytanu] aby stworzyć coś innego, niż tylko narzędzie marketingowe. Żaden z tych materiałów nie jest też elastyczny w podobnym stopniu co włókno grafitowe dlatego można je wykorzystywać tylko dolniku czyli tej części blanku która się nie gnie. Nie znajdziecie żadnego z tych materiałów wykorzystanego w części szczytowej blanku. Zatem jeżeli komuś zależy na większej sprawności wędki, mniejszej wadze, większej czułości, po prostu lepszym narzędziu do łowienia to lepsze efekty można osiągnąć łącząc włókna grafitowe. Poza tym jest dużo innych składników, które składają się na blank jako całość - takich jak „scrim”, który może być wykonywany z włókna szklanego lub grafitowego, rodzaj i ilość żywic zastosowanych do produkcji blanku, waga materiału grafitowego, zbieżność mandreli, urządzenia na jakich są wykonywane – wszystko to jeśli użyte odpowiednio może dać efekt w postaci bardzo dobrego narzędzia do łowienia.    

    Kimberly przygotowuje blanki do wysylki 

    Dustin przygotowje blanki do wypiekania 
    Czy możesz podzielić się z nami jakimiś nowinkami odnośnie nowych materiałów / modeli blanków jakie pojawią się w katalogu ATC w najbliższej przyszłości? Niektórzy, dla przykładu, z chęcią zobaczyliby w katalogu ATC dwuczęściowy blank do lżejszego jigowania, np. w długości 7’6”-8’0”…
    Nie pracujemy obecnie nad żadnym nowym materiałem który mógłby “namieszać” w najbliższej przyszłości. Nowe produkty, które będą dodawane do oferty ATC, będą wykonywane z materiału ATC V. Jeżeli dostaniemy więcej informacji odnośnie wędki jigowej, o której wspominasz, takich jak ugięcie, moc, ciężar wyrzutowy oraz ilość, z przyjemnością wykonamy takie zamówienie.
     

    Dustin oglądający blanki po zakończeniu procesu wypiekania 
    Czy powinniśmy spodziewać się wzrostu cen blanków w przyszłości? Czy ewentualna podwyżka będzie znacząca? Jakie mogą być jej przyczyny? Czy cena produktu finalnego jest istotnym zagadnieniem z punktu widzenia ATC?
    Jedyną przyczyną podwyżek może być wzrost cen włókna grafitowego. Trudno obecnie powiedzieć czy ewentualna podwyżka będzie znacząca czy nie,  jest czynnik pozostający poza naszą kontrolą. Oczywiście zwracamy uwagę na cenę naszych produktów ponieważ zdajemy sobie sprawę, że powyżej pewnego pułapu cenowego produkty po prostu przestają się sprzedawać. Ludzie chcą dobrych produktów za rozsądne pieniądze, o to w tym wszystkim chodzi.
     
    Czy myślicie o rozpoczęciu produkcji wędek fabrycznych, takich jakie robi np. G-Loomis albo St.Croix? Dlaczego?
    Nie mamy żadnych planów odnośnie produkcji wędek fabrycznych przez ATC. Nie leży w naszym interesie konkurowanie z naszymi klientami. Klienci z segmentu OEM są dla nas niezwykle ważni i stanowią więcej niż połowę naszego biznesu. Jeśli zaczęlibyśmy produkować gotowe wędki musielibyśmy je sprzedawać na tym samym rynku co ci klienci czyli konkurowalibyśmy z nimi. Naszym zdaniem nie byłoby to właściwe posunięcie z punktu widzenia interesów firmy.
     
    Bob, co lubisz robić w wolnym czasie? Czy twoją pasją jest praca czy też wolisz pójść na ryby? Pochwalisz się co złowiłeś ostatnio? Masz swoje ulubione gatunki ryb / metody wędkowania?
    Kiedy 25 lat temu rozpoczynałem pracę z Garym robiłem to głównie po to żeby poznać coś nowego a Gary mówił “zrobimy sobie tyle blanków żeby spokojnie iść na polowanie”. Myśliwstwo i wędkarstwo to moje dwie pasje. Właśnie wróciłem z podróży służbowej na Florydę gdzie była okazja połowić dosłownie wszystko od barrakudy do rekinów, jack crevale, bluefishy, mangrowe snaper czy grouper. Zawsze bardzo się cieszę kiedy mogę powędkować w sposób jakiego wcześniej nie praktykowałem. Cieszę się też jeśli mogę połowić duże ilości ryb, nawet jeżeli nie są to okazy. Jednymi z moich ulubionych metod połowu jest głęboki morski jigging w poszukiwaniu halibutów i dorszy na wodach Alaski.   

     
    Czy chciałbyś coś przekazać na zakończenie użytkownikom jerkbait.pl oraz swoim klientom w Polsce?
    Bardzo dziękuję za rozmowę, jeżeli jest cokolwiek co moglibyśmy poprawić aby produkować wyroby lepiej pasujące do stylu wędkowania w Polsce po prostu dajcie nam znać. Jedną z rzeczy, które zawsze powtarzam jest to, że nie wytworzymy nic lepszego jeżeli nie będziemy mieli świadomości i zrozumienia konkretnych uwarunkowań wędkarskich. Może przyjedziemy do Polski na ryby, żeby zrozumieć lepiej lokalne uwarunkowania i dzięki temu produkować lepsze wyroby.
    Bob – z przyjemnością będziemy cię gościć w Polsce – bardzo dziękuję za wywiad. Chciałbym również podziękować Łukaszowi Masiakowi, polskiemu dystrybutorowi ATC, za pomoc przy realizacji wywiadu.
     
    Friko, 2008
     
    Jeśli chcesz skomentować ten artykuł zapraszam na forum

  • Miło nam zaprezentować kolejny odcinek z popularnego cyklu „jerkbaitowi rodbuilderzy prezentują” – tym razem dotyczący wędek pstrągowych. Sezon na tą piękną rybę w pełni i sądząc po ilości zdjęć i tematów pstrągowych poruszanych na jerkbait.pl mamy nadzieję, że opowieści rodbuilderów, których można spotkać na co dzień jako Użytkowników naszego forum, będą się cieszyły dużym zainteresowaniem.
     
    Sawal – Batson RX7 IST 1024 Rainshadow (Pracownia Waldemar Saks)
    Pstrąg potokowy, nasz rodzimy, od wieków żyjący w naszych czystych i wartkich wodach. Obiekt westchnień i ... nobilitacja spiningisty: łowisz pstrągi? Taaaaak? No więc kijek pstrągowy. Coś ze stajni popularnego Batsona.
    Na początek IST993, klasyka pstrągowa: 2,55m, do 14g, dolnik 10LB, szybka akcja, poręczny, celny, dobrze obsługuje typowe (a więc niewielkie) przynęty. Uniwersalny, na małe i duże rzeki oraz na małe i średnie pstrągi. Są bowiem łowiska, na których pstrąg 40cm to maluch, a 60-tak nie „rzuca na kolana”. I tu przydałaby się nieco większa „armata”, jaką jest IST1024. Według danych producenta: cw. 10-21g, moc 8-12lb, akcja MF. I to prawda. W podanym zakresie ciężaru wyrzutowego blank jest MF i katapultuje takie przynęty na duże odległości. Ale ma przy tym dość podatną, elastyczną szczytówkę, która pozwala wygodnie rzucać już od ok. 6g, a akcja w takim przypadku jest szybka, szczytowa, ze sporym zapasem mocy w dolniku. Kijki na tym blanku sprawdziły się wielokrotnie przy połowach pstrągów przez duże P.
     

     

     

     
    Prezentowany egzemplarz to typowy „wół do roboty”, żadnych fajerwerków, rewolucyjnych rozwiazań itp. Przelotki Batson Hard, raczej  klasycznie: 30, 20, 12, 10, 8, 7, 6 + FST Fuji na szczycie (choć oczywiście można inaczej). Uchwyt DPS, korek itd. Zdjęcia poniżej pokazują ugięcie przy małym obciążeniu (wyrzut przynęt < 10g).
     

     
    Natomiast na tych pokazane jest ugięcie pod większym obciążeniem,  np. podczas holu.
     

     
    I takich, albo jeszcze większych ugięć wędek życzę wszystkim pstrągarzom! 
     
    Art-Rod – Pacific Bay Tradition II SH 993-2 (Pracownia Art Rod)
    Od wielu lat ten model Pac Bay (2,53m  3-14gr  4-10lb) jest ulubieńcem na Pomorzu i w Wielkopolsce. Wynika to z jego znakomitej współpracy, z każdą małą przynętą. Blank aktualnej edycji serii IM6 pokryty jest szarym, matowym lakierem. W porównaniu do starszej lini Plum Tint, ugięcie jest bardziej płynne, z początku, przy małym nacisku bardzo szczytowe, przechodzi równo w głęboki łuk.
     

     
    W porównaniu do siostrzanego modelu Batsona IST993F, jest o numer delikatniejszy, pomimo identycznych opisów katalogowych. Od Batsona jest bardziej miękki w szczytówce, wolniejszy podczas wymachu. Blank szybciej ucieka ze średnicy i ma cieńsze ścianki. Doskonale współpracuje już z linką 4lb do spokojnie deklarowanych 10lb. Dolnik generuje dużą moc i sprężystość. Dzięki finezyjnej z początku szczytówce, już 3 gramowym wabikiem łowi się komfortowo. Górna granica to ok.8-10gr w przynęcie twardej i ok.15gr w miękkiej - główka plus guma.
     

     

     
    Blank ten równie dobrze spisuje się na niezbyt szybkich pomorskich i lubuskich rzekach pstrągowych, jak i Warcie oraz na jeziorach. Z tego powodu, zamawiają go nie tylko pstrągarze. Wędką tą świetnie łowi się okonie, a także sandacze (na płytkich jeziorowych łowiskach, wiele osób woli dłuższą-finezyjną wędkę). Ten egzemplarz przygotowaliśmy właśnie pod takie wymagania kolegi Macieja, zgodnie z jego wizją długości i stylu rękojeści.
     

     

     
    Korek z każdej strony zabezpieczamy plastrami korkogumy, grubszy na dole tworzy trwałe i estetyczne zakończenie. Uchwyt Fuji DPS 17 osadzamy na tulajach Pacifica. Przelotki Fuji Alconite wspomaga SIC na szczycie.
     

     

     
    Po wykonaniu wędki umawiamy się na wspólny niedzielny wyjazd. Przyjeżdżamy na Dobrzycę, choć pogoda diabelska, okropnie wieje i co jakiś czas leje. Ale i w tych warunkach można szybko docenić zalety Pacifica. Mały ruch nadgarstka wystarcza, by go naładować i celnie podać przynętę. A tutaj to podstawa, teren wszędzie jest ciężki. Rzucać można krótkim ruchem spod siebie lub z boku. Podczas pracy wabika, miękka końcówka szczytówki zapewnia z nim dobry kontakt, zwłaszcza przy przechodzeniu przez cienie nurtowe.
     

     
    Pstrągi nie wykazują zainteresowania, no cóż, w taką huśtawkę należało się tego spodziewać. Pomimo finezji, kij jest szybki w zacięciu i wystarczająco sprężysty do walki i zatrzymania ryby. I co ważne, nie generuje spinek młynkujących kropkowańców. To jeden z naszych typów wędki pstrągowej, który szczególnie fajnie łączy delikatność i siłę.
     
    Łukasz Masiak  - ATC III IWX 601 (Pracownia RODMAS)
    Dość ciężko było mi się zabrać do opisu kija pstrągowego gdyż moim zdaniem takie wędzisko nie istnieje. Pstrągi w Polsce łowi się w bardzo różnych wodach, wieloma technikami i przynętami. Najlepszym świadectwem prawdziwości tej tezy są bardzo energiczne dyskusje na ten temat chociażby na forum jerkbait.pl. W naszej pracowni używamy do budowy wędzisk z przeznaczeniem na wody pstrągowe około kilkunastu blanków w przedziale od 8lb do 17 lb, w długościach od 5’6  do 10‘0”.   Po dość długim namyśle zdecydowałem się opisać model iwx 601 ATC III .
     

     
    Geneza jego powstania jest o tyle ciekawa, że zarówno wędzisko jak i sam blank są autorskim projektem naszej pracowni. Tak się jakoś złożyło, że pracownia Rodmas jest od początku istnienia silnie związana z kijami castingowymi głównie klasy light. Budowa lekkiego castingu przez wiele lat była tematem skrupulatnie pomijanym przez pracownie w Polsce, nie było też zbyt dużego zapotrzebowania na takie wędziska. Ostatnie lata to jednak dynamiczny rozwój tej dziedziny w Polsce. Ponieważ bardzo lubię nowe tematy oraz wędziska klasy light zdecydowałem się sprowadzić odpowiednie blanki i rozpocząć testy. 
    Głównymi faworytami do budowy tego typu wędziska były blanki typu spin jig. Sama geneza powstania tego typu blanków jest bardzo bliska samemu castingowi. Spin jigi powstały  wraz z coraz większą popularnością technik finesse i używania kołowrotków o stałej szpuli w USA . Wśród Amerykańskich wędkarzy  pozostał jednak sentyment do blanków castingowych, które mają świetny potencjał rzutowy i dużą rezerwę mocy. W ten sposób narodziły się właśnie spinjigi, które konstrukcyjnie są praktycznie tymi samymi blankami co castingi tylko w lżejszej wersji.
    Klasyczne spinjigi ATC nadal stanowią podstawę do budowy tego typu wędzisk w naszej pracowni. Chciałem jednak, aby powstało coś bardziej odpowiedniego na nasz rynek. Szukałem blanku, który będzie miał szeroki zakres rzutowy i odpowiednią dynamikę. Ważne też było aby blank był w dość dobrej cenie.  Z oferty shikari bardzo podobał mi się model iwj631 wykonany z materiału ShIII, rolowanego metodą lay up (SHIII+). Blank ten praktycznie był idealny jedyne co chciałem z w nim zmienić to aby uruchamiał się szybciej w dolnym zakresie rzutowym, bez utraty mocy. Bo konsultacji z Bobem Loomisem poprosiłem o blank z ciut mniejszą zbieżnością i większą ilością maty nawiniętą do wewnątrz blanku oraz skrócony od dołu o 3 cale. Zdecydowałem także aby wykończenie było w macie. Ten typ lakieru jest bardzo lekki przez co sam blank jest też bardziej „żywy”. 
    Już pierwsze próbki testowe bardzo przypadły nam do gustu – były dokładnie tym czego szukaliśmy. Od razu zamówiłem sporą partię tych blanków, aby obniżyć cenę blanku na polski rynek.
     

     
    Równocześnie bardzo dużo czasu poświęcałem na opracowanie systemu zbrojenia spiralnego, które jest moim zdaniem niezastąpione przy lekkich kijach castingowych. Zestaw 8 przelotek alconite fuji ułożony klasycznie bez przelotki szczytowej waży 3,185 g (blang 12 10 , 8-blag 77,666 ) przy zestawie do zbrojenia spiralnego waży(7 przelotek) 1,987 g –jest lżejszy o prawie 38 %. Dzięki temu, wędzisko jest lżejsze czulsze i lepiej oddaje energię podczas rzutu. 
     

     

     
    Przy swoim prywatnym wędzisku rękojeść postanowiłem wykonać z lekko opalonego ratanu i korka burl. Bardzo lubię ten typ wykończenia pasuje mi estetycznie i jest bardzo odporny na warunki wędkarskie. Rękojeść krótka, gdyż rzuty oburęczne przy taki kijku to nieporozumienie. Dostosowałem ją też do swojego chwytu dłoni tak, aby swobodnie i wygodnie łowić przez cały dzień. Cześć przy uchwycie lekko grubsza dalej jak najcieńsza, tak aby nie przeszkadzała i nie haczyła o ubranie.
     

     

     
    Foregrip szczątkowy spełnia tylko rolę dekoracyjną.  Zbrojenie oczywiście spiralne. Na swoich łowiskach używam tego kija  bardziej z obowiązku, gdyż specyfika większości pomorskich rzek wymaga innego typu wędzisk. Najczęściej używam iwx do obławiania mniejszych Ciurków obrotówką, małym wobkami i jigami oraz odcinków z prostkami. Jego długość 6’0” to wada i zaleta. Nad wodą pstrągową w moich warunkach bardzo ciężko jest oddać rzut z nad głowy. Większość miejsc wymaga rzutów z backhandu lub forehandu. Długość 6 oraz łatwe uruchamianie się blanku zdecydowania ułatwia pracę, zdecydowanie ciężej jest jednak podejść rybę i wymaga to często iście indiańskich zabiegów.
     

     
    Bardzo ciężko jest tez postawić woblera w dołku przy zakrzaczonym brzegu. Kijek naprawdę błyszczy przy precyzyjnych rzutach, świetnie obławia się nim rzeki w poprzek nurtu. Jego niewątpliwą zaletą jest tez czułość i jigowy rodowód. Pomaga to wykryć i skutecznie zaciąć delikatne brania pstrągów na swobodnie spływający twister czy jiga. Ten kijek oczywiście jest też świetnym narzędziem do połowu okoni. Moc kija na poziomie 8-9 lb jest wystarczająca na większość pstrągów pływających w naszych wodach – oczywiście nie w każdym typie wody. W czasie holu blank charakteryzuje się progresywnym ugięciem i dość szybko zaczyna pracować środkiem. Ten typ ugięcia, zwłaszcza w połączeniu z plecionką zdecydowanie zmniejsza ilość spadów. Niestety podczas ostatnich wyjazdów wysoka mętna woda negatywnie wpłynęła na wyniki wędkarskie, a poławiane pstrągi miały raczej wielkość akwariową.
    Reasumując IWX jest kijkiem, który z założenia obsługiwać ma małe wabiki, jednocześnie generuje odpowiedni zapas mocy do szybkiego holu, oraz pozwala cieszyć się z niewątpliwej frajdy jaki daje nam lekki casting. Oczywiście spostrzeżenia te wynikają z moich osobistych doświadczeń i warunków panujących nad „moją wodą”.  Jak wspomniałem na początku artykułu lekki blank castingowi w długości 6 ‘0” to tylko jedna z możliwości. Ogrom łowisk jak i różne preferencje wędkarzy powodują, że wiele wędzisk może być pstrągowymi i co najważniejsze dawać nam przyjemność z łowienia. Ale jest to już temat na kolejny, obszerny artykuł.
     
    Ireneusz Matuszewski – Batson RX7 IP963F Rainshadow (Pracownia FISHING CENTER)
    Kiedy Friko poprosił mnie o zaproponowanie kija na pstrągi z oferty Fishing Center, bez chwili zastanowienia odpowiedziałem –Batson IP963F.
     

     
    Blank długości 8’0” (2,40m) cw. 7-18 gram wykonany jest z grafitu RX7-43 mln PSI. Wędka na tym blanku spełnia faktycznie wszystkie wymogi stawiane wędce do łowienia pstrągów w większości naszych łowisk.
    Wykonany jest z niezwykle odpornego na urazy grafitu II generacji. Idealnie obsługuje następujące przynęty: woblery 4-7 cm, obrotówki nr 1-3, jigi w wadze 4-10 gram i wahadełka w wadze 4-12 gram. Przeznaczony do stosowania linek w zakresie 8-14lb pozwala w ekstremalnych warunkach do przytrzymania w miejscu ryby o dł nawet 60 cm.   

     

     
    Jak widać na powyższych zdjęciach, wędka niezależnie od obciążenia wykazuje płynne ugięcie. W czasie rzutu pracuje 1/3 wędki od szczytu.
     

     
    Blank może być uzbrojony w wielu wariantach. Na powyższym zdjęciu IP963F uzbrojony w tradycyjną rękojeść z korka i rękojeść rezonansową Graphiter. Polecam tę wędkę nie tylko na pstrągi. Będzie niezastąpiona w łowieniu drobnych szczupaków i grubych okoni.
     
    danielXR – Batson SP843 (Pracownia X Rods)
    Wędki przeznaczone do łowienia pstrągów to jedne z najczęściej zamawianych w naszej pracowni. Jednak raczej niemożliwe jest podanie definicji wędki pstrągowej - jednego uniwersalnego kija do połowu tej ryby. Tak jak mamy w naszym kraju niesamowitą rozpiętość wód gdzie te ryby występują tak też budujemy wędki w bardzo szerokiej skali zarówno długości, mocy jak i ciężarów przynęt. Zupełnie inny kij będzie do łowienia na małych pomorskich czy mazurskich rzeczkach, zupełnie inny na Bóbr czy San. Inna charakterystyka wód wymaga zupełnie różnych długości, sposobu podania przynęty i zachowania podczas holu. Powyższe stwierdzenia są oczywiste dla każdego kto łowił pstrągi w całej Polsce i wie jak rożne są warunki podczas ich łowienia. Niestety raczej niewielu z nas ma możliwość zafundowania sobie kilku różnych wędek do tego celu- wówczas próbujemy zbudować tzw. wędkę pstrągową - kij w miarę uniwersalny, który może nie będzie idealny w każdych warunkach, lecz spokojnie poradzi sobie w większości sytuacji i miejsc, kij którym możemy podać rybie woblera, obrotówkę czy jiga. Tu dochodzą jeszcze preferencje indywidualne wędkarzy: dla jednego uniwersalny kij będzie miał 2,75 m dla innego 1,95m chociażby.
     

     
    W tym artykule postanowiłem opisać swoją wędkę używaną do tego celu – kij, który zbudowałem kilka lat temu i od tego czasu używam go w 99% wypadów na pstrągi, kij o którym mogę śmiało powiedzieć, że jest dla mnie takim właśnie pstrągowym uniwersałem. Powstał na blanku Batsona SP843 7'0” 1-częściowym do linki 12 lb – jednym z pierwszych wypustów tej firmy, obecnie już nieosiągalnym, za to zastąpionym identycznym modelem 2-częściowym o symbolu ISP843F. Ponieważ blank od pierwszego momentu bardzo mi się spodobał, a potrzebowałem wędkę 2-częściową ( miała mi towarzyszyć podczas częstych wyjazdów nie-wędkarskich - gdzie wystarczyło mieć w bagażniku wędkę, wodery i pudełko z przynętami – by połowić ryby nawet podczas powrotu z pracy ), wystarczyło zrobić z niej wersję 2 częściową. Ponieważ już nie raz dorabiałem czy przerabiałem złącza czopowe w rożnych wędkach, zrobiłem to samo z moim blankiem: wystarczyło go przeciąć, dopasować spigot o odpowiedniej średnicy i grubości ścianki no i mamy piękną wędkę 2 –częściową. Nie było z tym łatwo, ponieważ blank ma niewielką średnicę i dość grube ścianki, powodowało to że czop miał dość małą średnicę jednak udało mi się dobrać na niego grafit o odpowiedniej sztywności i działa to z powodzeniem do dziś.
     

     

     
    Wędka została  uzbrojona w przelotki Alconite o rozmiarach 25, 16, 10, 8, 7, 6, 6, 5,5 + szczytowa SIC 5,5. Omotki są w ciemnej zieleni. Praktycznie zlewają się z kolorem blanku, który jest ciemno niebieski.
     

     
    Cała rękojeść jest wykonana z korka w jednym kawałku, bez klasycznego uchwytu kołowrotka, za to ma założone 2 przesuwane metalowe pierścienie. Rozwiązanie to jest dla mnie bardzo wygodne w uchwycie, dobrze i pewnie trzyma kołowrotek oraz nadaje wędce oryginalny wygląd - taki może staroświecki trochę, ale też i ponadczasowy. Cóż, ja po prostu lubię tradycjonalizm i tzw. szkołę angielską w designie wędek, dziś już dość rzadko spotykaną.
     

     

     
    Kijek jest dość szybki i ma regularną akcję, pięknie wchodzącą w głębokie ugięcie podczas dużych obciążeń. Świetnie rzuca przynęty, które najczęściej używam: obrotówki wielkości Aglii 2, woblery w przedziale 4-7cm, czasem wahadłówki. Na jigi i gumy w zasadzie nie łowię nigdy, więc jego dość mocna szczytówka mi nie przeszkadza za to świetnie daje rady nawet jak postawię woblera pod prąd.
     

     
    Bardzo dobrze trzyma ryby. Zejścia podczas holu naprawdę należą do rzadkości. Kiedy używałem przed nim do tego celu dużo szybszego G.Loomisa spadało mi bez porównania więcej ryb. Do łowienia pstrągów używam cienkiej plecionki. Głębsze ugięcie tego Batsona świetnie współgra z brakiem rozciągliwości tego rodzaju linki.
     

     
    Przez kilka lat używania kijek wyholował sporo pstrągów - nie miałem na nim jakiś wyjątkowych okazów - za to świetnie sobie radził z klasycznym przedziałem wielkości tych ryb: 30-50cm. Z większym „przyłowem” też nie było najmniejszych problemów Poza pstrągami stosuję go jesienią do łowienia okoni z łódki - ten gatunek też łowię na obrotówki głównie - więc do tych przynęt zupełnie dobrze mi się spisuje, a że w moich łowiskach często zdarzają się jeziorowe bolenie, które chyba nie znając reguł biorą z pod grążeli i trzcin na obrotówki. Wędka ma więc czasem okazję poholować sporą rybę.
     

     
    Jak wspomniałem na początku, obecnie identycznym modelem jest ISP843F. Polecam ten blank każdemu, kto szuka w miarę uniwersalnego kija na pstrągi albo chce zbudować pierwszy kijek do tego celu, wędek na tym blanku używa sporo moich znajomych i klientów, wiem od nich, że naprawdę dobrze sprawdzają się w różnych sytuacjach.
    Propozycje rodbuilderów zebrał,
    Friko, 2008
     
    Jeśli chcesz skomentować ten artykuł zapraszam na forum

  • Boleń prze wiele lat uważany był za rybę nieosiągalną dla wędkarzy. Dziś często można przeczytać opinie w których uważa się go za wręcz dziecinnie prostego do złowienia. Trudno dociec ile prawdy jest w tych opiniach  bez poznania zwyczajów i biologii tej ryby, dlatego ten artykuł rozpocznę o kilku podstawowych informacji ważnych z wędkarskiego punktu widzenia.
    Boleń jest ryba mono kulinarną i przez większą cześć życia odżywia się ukleja na stada której poluje. Wyspecjalizował się w stopniu nieporównywalnym wyższym do innych podobnych ryb. To właśnie ta specjalizacja oparta na perfekcyjnym rozpoznawaniu konkretnych bodźców niezbędnych w polowaniu, była i jest największym problemem dla wędkarzy. Bolenia nie można złowić zawsze, wszędzie i na każdą przynętę. Jeśli przyjdzie nam łowić tą rybę w stojącej wodzie, kiedy poluje spokojnie na ławice drobnych ryb, to złowienie jej jest dziełem przypadku. Dlaczego tak jest? Nie wystarczy mieć przynętę idealnie podobną do uklei, podać ją cicho w okolice ryby i prowadzić po optymalnym torze. Między boleniem, a jego potencjalnymi ofiarami rozgrywa się pewna gra w którą jest bardzo trudno się wpasować. Oto przykład. Bolenie zajmują stanowisko poniżej zagłębienia w dnie rzeki w którym skupiły się ukleje. Atakują je od czasu do czasu po czym dają czas drobnicy aby się ponownie skupiła. Jeśli zaczniemy rzucać w miejsce powtarzających się ataków, będziemy płoszyć drobnicę na co boleń zareaguje natychmiast zaprzestaniem żerowania. Ideałem w tej sytuacji jest podać przynętę w momencie kiedy rozpędzony drapieżnik zbliża się do stada lub w czasie ataku. Jest to oczywiście bardzo trudne i jak napisałem udaje się na zasadzie przypadku.  

     
    Inna sytuacja. Stojąca woda, kilka boleni pływa wokół stada drobnicy starając się go skupić niczym pies pasterski owce. W odpowiednim momencie bolenie schodzą głębiej co uspokaja ofiary. Po chwili następuje szybki atak od dna ku powierzchni. Tu również bez idealnego trafienia w moment trudno liczyć na sukces. Nawet jeśli się to uda nie mamy gwarancji, że ryba zaatakuje naszą dziwnie wyglądająca przynętę zamiast jednej z kilkuset oryginalnych uklei.  

     
    Bolenie często polują bardzo długo goniąc pojedynczą rybę. W czasie takiej akcji pomiędzy rybami występują pewne bardzo ważne związki interaktywne. Ukleja stara się umknąć wykorzystując cały zestaw sztuczek na które boleń ma również swoje sposoby. Niestety nasze przynęty jak na razie nie potrafią naśladować tej sytuacji. Nie robią gwałtownych zwrotów i nie wyskakują nad wodę. Na akcje nie odpowiadają odpowiednią reakcją. Rzucając i prowadząc w ciemno, często nasza przynęta pruje prosto na drapieżnika zamiast utrzymywać od niego bezpieczny dystans. Jak zareaguje na to boleń, łatwo sobie wyobrazić. Jeśli nawet wystartuje on do naszej przynęty to już brak reakcji (gwałtownego przyspieszenia) jest podejrzany a mniej lub bardziej prostoliniowy tor prowadzenia, pogłębia niepokój ryby.  W wyniku tych „podejrzeń” najczęściej odstępuje ona od ataku lub płynie przyglądając się jedynie. Dalsze molestowanie jej tą samą przynętą w ten sam sposób nie ma większego sensu. Po tych kilku przykładach być może wielu wędkarzy zwątpi w możliwość złowienia upragnionej srebrnej torpedy. Zdjęcia w prasie wędkarskiej pokazują jednak, że jest to możliwe a niewielka grupa wędkarzy posiadła umiejętność regularnego poławiania boleni. Co decyduje o sukcesie? W pewnych warunkach bolenie stają się mniej lub bardziej łatwymi do przechytrzenia. To właśnie znajomość rzeki i zwyczajów ryb pozwala wędkarzowi wytypować czas i miejsce kiedy można liczyć na sukces. Gwałtownie płynąca woda za przelewami lub innymi przeszkodami powoduje, że drapieżniki polują na oślep chwytając w ostatnim momencie wszystko co przypomina pokarm. Linia boczna którą ryby odbierają fale hydroakustyczne na niewiele się zdaje bo woda generuje wiele hałasu zagłuszającego sygnały wytwarzane przez drobne ryby. Z tego powodu potrafią one pomylić nienajdoskonalszą imitacje uklei z oryginałem. Inna sytuacja to np. okresy bardzo intensywnego polowania. Pierwszy z nich następuje około 2 –3 tygodnie po tarle kiedy to drobnica pojawia się pod powierzchnią aby wygrzewać ości w słońcu. W tym okresie często przychodzi nam łowić przy podwyższonym poziomie wody. Drobne ryby chowają się w zalanej trawie lub krzakach a drapieżniki patrolują wybrany odcinek brzegu. Są one bardzo głodne i atakują wszystko co przypomina pokarm. W takiej sytuacji zdarzyło mi się złowić tą samą rybę po 25 minutach od jej wypuszczenia.  

     
    Kolejnym czynnikiem mającym istotny wpływ na zachowanie ryb jest pogoda. Wielokrotnie w tym samym miejscu przy dużej koncentracji ryb osiągałem bardzo różne wyniki łowiąc tą samą techniką na te same przynęty. Oto przykład. Duże piaszczyste wypłacenie na środku rzeki zwane przykosą. Okupuje je duże stado boleni. Nad moim terytorium panuje rozległy wyż dający wysokie ciśnienie a wiatr wieje początkowo z północy. Ryby biorą, ale nie jest jakieś szaleństwo. Na początku szybko łowię 3 sztuki ale wyniki z czasem się pogarszają. Ryby zaczynają rozpoznawać moją przynętę i trzeba robić coraz większe przerwy aby je zmylić. Wiatr z upływem dni skręca na wschodni i moje wyniki są coraz słabsze. Optycznie na przykosie nic się nie zmieniło. Ryby polują jak kilka dni wcześniej, ale udaje się mi złowić tylko 2 sztuki za cały dzień. Pierwsza to efekt zaskoczenia po pierwszych rzutach. Na kolejną rybę przyszło mi czekać wiele godzin. Ryby często odprowadzały przynętę nie dając się nabrać. Czasem udawała mi się wrzucić przynętę w sam środek ataku kilku boleni a one potrafiły idealnie ominąć moją ją. Ostatni etap wyżu to wiatr z południa, skręcający na południowo zachodni. Przynosi on spadek ciśnienia. Początkowo jest  powolny a przed zmianą pogody bardzo gwałtowny. To idealna pogoda na polowanie. Bolenie wpadają w amok wyczuwając koniec dobrego okresu. Kiedy nadejdzie niż ukleje zejdą do dna i pochowają się w trudnodostępnych  miejscach. Stado się rozproszy i wielkie żarcie się skończy. Wielokrotnie w końcówce długotrwałego wyżu osiągałem zawrotne wyniki łowiąc po kilkadziesiąt ryb w tym wiele okazów.   

    Zależność aktywności boleni od ciśnienia. Zielone pole pokazuje klasyczny rozkład ciśnienia w czasie wyżu. Niebieskie pole to aktywność powierzchniowa boleni. Należy pamiętać, że ciśnienie to tylko jeden z elementów. Za optymalne uważam ciśnienie w okolicy 1000 hPa. Pojawia się ono na początku wyżu kiedy bolenie po niżu ruszają na polowanie oraz na spadku z wysokiego ciśnienia co jest sygnałem, że dobry się kończy. Bardzo wysokie ciśnienia dają boleniom luz. Polują nienerwowo i potrafią zniechęcić najbardziej zawziętych. 
    Kolejny ciekawy przykład. Środek lata, od dłuższego czasu panują upały. Woda jest niska i mocno się nagrzewa. To dosyć trudny okres dla ryb ( i wędkarzy). Są one ospałe i polują rzadko. Odwiedzam pewną dobrze rokującą przykosę w nadziei spotkania z boleniami. Pierwsze rzuty nie przynoszą rezultatu. Nie rezygnuje szybko, dzięki czemu przed wieczorem udaje się mi złowić ładna sztukę. Po powrocie do domu przeanalizowałem tą sytuację i doszedłem do następujących wniosków. Nagrzana woda to duży spadek zawartości tlenu rozpuszczonego w wodzie. Prawdopodobnie ryby polują tylko w okresie kiedy woda jest najzimniejsza a co za tym idzie lepiej dotleniona. Ma ona szanse schłodzić się tylko w nocy. Optymalne warunki tlenowe będą więc wcześnie rano. Odwiedzam moje miejsce kiedy jest jeszcze ciemno. Już z oddali słyszę charakterystyczny dźwięk rozrywanej przez bolenie wody. Ryby biorą jak oszalałe do wschodu słońca. Koniec żerowania jest gwałtowny, woda cichnie w ciągu minuty i tak jest do kolejnego poranka. Opisane tu sytuacje są ekstremalne. Często żerowanie nie jest tak intensywne i można liczyć na duże gorsze wyniki. Nie ulega jednak wątpliwości, że to właśnie zbór korzystnych warunków decyduje o naszym sukcesie. Wędkarska charakterystyka bolenia nie byłaby pełna bez opisu przynęt na które można ja złowić. Jest to jeden z bardzo ważnych czynników, dużo ważniejszy niż w przypadku innych ryb drapieżnych. Nawet w najbardziej sprzyjających warunkach można nie złowić nic, lub złowić niewiele, jeśli nie używa się dobrej przynęty. Najlepsza przynęta w niekorzystnych warunkach  będzie bezradna.  Niestety w przypadku bolenia nic nie jest proste i tak jest w przypadku przynęt. Bolenie w różnych okresach polują w charakterystyczny sposób wykorzystując zewnętrzną sytuację i zachowanie ofiar. Z tego powodu nie ma przynęt uniwersalnych. Należy zapoznać się z dotychczasowymi osiągnięciami w tej dziedzinie a potem nad wodą wyselekcjonować te które będą skuteczne na naszych łowiskach w konkretnych sytuacjach. Należy pamiętać, że jest to proces trudny i długotrwały, ale radość z odkrywania tych małych tajemnic powoduje, że tak chętnie jedziemy nad wodę a polowanie nigdy się na nie nudzi.
    Oto krótki opis znanych i „tajnych” przynęt boleniowych.
    Twistery Te bardzo popularne przynęty które warto mieć w swoim pudełku wybierając się na bolenie. Najskuteczniejsze są kiedy woda przybiera i zaczyna mętnieć oraz w czasie opadania kiedy ryby po przerwie zaczynają żerować a woda się klaruje. Cała trudność polega na odszukaniu miejsc gdzie są ich żerowiska. Najczęściej są to proste odcinki rzeki z zalanymi częściowo krzakami w których chowają się ukleje. Bolenie patrolują taki rewir atakując te z ryb które oddaliły się od kryjówki.  To na co warto zwrócić uwagę, to sposób podawania przynęty. Nie powinna ona wyskakiwać za ogona bolenia ponieważ taka nienaturalna sytuacja je płoszy. Dlatego najlepiej prowadzić przynętę do brzegu po skosie. Najlepsze twistery to te które wykonano ze sztywnego materiału i mają krótkie ostro podwinięty ogonek. Wytwarzają one fale hydroakustyczną o wysokiej częstotliwości. Ta zasada dotyczy prawie wszystkich przynęt na bolenie. Kolor biały, srebrny i przeźroczysty są najskuteczniejsze. Główka jigowa powinna ułatwić dalekie rzutu ora utrzymywanie przynęty pod powierzchnią wody. Najpopularniejsze kuliste obciążenia nie są najlepsze. Ja używam do twisterów i innych miękkich przynęt obciążeń które posiadają od spodu duża podwiniętą powierzchnię unoszącą przypominająca końcówkę narty. Przy niskiej wodzie twistery mają niewielką skuteczność i jeśli nie złowimy bolenia po kilku rzutach trzeba szukać następnego miejsca licząc  na sukces z zaskoczenia. 

     

    Rippery Tu również najlepsze są sztywne modele których ogonki dają szybkie drobne drgania. Można przerobić miękki model wycinając najbardziej wiotką część nasady ogona a następnie za pomocą lutownicy, nadtopić ogonek i przymocować go ponownie do korpusu. Wędkarze często obcinają brzegi ogonka formułując go na kształt kulki. Ma to na celu wymuszenie szybszych ruchów. Najlepsze obciążenia to takie jak polecałem w opisie twisterów. Jest sposób na takie zmodyfikowanie obciążenia aby wymusiło ono dodatkowy ruch przynęty. Przesunięcie do tyły uszka do wiązania linki wprawi w drgania głowę przynęty. Im dalej będziemy je przesuwać tym mocniej głowa będzie drgała. Jest to moja najlepsza modyfikacja miękkich przynęt poprawiająca skuteczność  nie tylko ripperów na bolenie.  Stosuje ją od wielu lat przy połowie sandaczy i szczupaków. Kolor srebrny z karkiem w kolorze zgniłej zieleni jest najskuteczniejszy. Jest to dobra przynęta w miejscach gdzie woda przelewa się gwałtownie przez kamienie lub za jazami i śluzami oraz wzdłuż kamiennych brzegów. Trzeba dobrać odpowiednią wielkość przynęty do szybkości nurtu aby jej drgania były na tyle mocne by bolenie mogły je namierzyć z niedużej odległości i na tyle słaby aby ich nie płoszyły. Większość dobrze „nastrojonych” przynęt na bolenie wytwarza podczas ściągania delikatny ledwo wyczuwalny opór. To zasada którą warto się kierować przy wyborze i przerabianiu jakichkolwiek przynęt. 

     

    Rybka Lit'l Fishie Minnow To najbardziej uniwersalna ze znanych mi przynęt. Zdecydowanie najlepsze są rozmiary 1" oraz 2" w kolorze srebrnym z czarnym karkiem. Największym problemem jest obciążenie tej niedużej przynęty. Ja robię własnoręcznie specjalne główki. Nie jest to skomplikowane, wystarczy kawałek ołowiu i piłka do metalu oraz młotek. Ołów sklepujemy do odpowiedniej grubości a następnie wycinamy piłka odpowiedni kształt. Od góry nacinany szczelinę w którą należy włożyć haczyk a następnie go zakuć. Delikatne wygładzenie całości pilnikiem kończy całą pracę. Tak wykonana główkę przyklejamy do rybki w której wcześniej odcinamy głowę po skosie. Daje to nam większą powierzchnię styku i lepsze trzymanie przynęty w pionie. Najlepsze są kleje szybkoschnące. Ja używam kleju Klebfix firmy Wurth lub Bondini.  

     

     
    Nie ma takiej przynęty w której nie można by coś poprawić. Tak też jest w przypadku rybki Knights. Można zrobić  kilka wersji tej przynęty na różne okazje. Skracanie wypustki napędzającej ogon przyspiesza drgania ogona. Taka przynęta jest lepsza do prowadzenie pod prąd. Zamiast obcinania wypustki można je usztywnić przez posmarowanie klejem. 

     
    Przynęta będzie miała wówczas wolniejsze i mocniejsze drgania więc będzie lepsza w niespokojnej wodzie gdzie panujesz duży szum. Przynęta ta sprawdza się na wielu łowiskach. Prowadzić ją można głębiej, 30–50 cm pod lustrem wody, lub pod powierzchnią tak aby zostawiała ślad na wodzie. Wymaga to bardzo szybkiego zwijania żyłki a wędka powinna być uniesiona jak najwyżej.  WobleryZ bardzo bogatej oferty wielu producentów należy szukać takich które mają bardzo drobne drgania ledwo wyczuwalne na wędce. Takie drgania mają te modele w których ster ma ostry kąt natarcia na wodę. Jego wielkość należy samem dopasować do nurtu. Ster można podginać po pogrzaniu go zapalniczką a pilnikiem skrócić do odpowiedniej wielkości. Jedni łowcy boleni preferują ster mocno przesunięty ku tyłowi a inni wysunięty do przodu. W każdym przypadku wobler będzie drgał szybko lecz nieco inaczej, dlatego najlepiej wypróbować obydwa aby ustalić która wersja jest skuteczniejsza. Woblery są dobrymi przynętami do polowania na duże samotnie żyjące bolenie. Ich największą zaletą jest możliwość spuszczenia z nurtem w okolice stanowiska ryby. Duże bolenie są niebywale płochliwe dlatego warto spróbować łowić na woblery pływające.  Na własne potrzeby wykonuję wersje woblerów tonących. Przerabiam kupowane modele dociążając je mocno od spodu ołowiem pod uchem do mocowania przedniej kotwicy. Umożliwią to wykonanie długiego rzutu oraz znacznie szybsze prowadzenie. 

     
    Generalna zasada którą stosuję to używanie wiosną woblerów wyraźnie migoczących które prowadzę w średnim tempie 30 –50 cm pod lustrem wody. W czasie „letniego nula” łowię delikatnymi woblerami z bardzo drobnymi szybkimi drganiami i minimalnym oporem własnym. Pod koniec lata przechodzę na woblery migoczące wolno, 3-5 wychyleń na 1 mb. Jesienią zdecydowanie preferują przynęty z akcją ogonową. Woblery bez steruNajbardziej znanym jest model wymyślony prze wędkarza specjalizującego się połowie boleni. Zwany jest popularnie „Siudakiem”. 

     
    Niestety nie jest produkowany na dużą skalę. Bardziej sprawni manualnie wędkarze mogą go bez problemów wykonać samodzielnie. Innym pozostaje szukanie go w Internecie gdzie czasem można spotkać ręcznie robione modele. Pomysł wywodzi się od woblerów typu poper. Boleniowy model różni się znacznie od oryginału. Wykonany jest z pianki a z przodu jest bardzo moco obciążony ołowiem.  Takie zestawienie utrzymuje wobler w odpowiedniej pozycji. Wycięcie w przedniej części powoduje, że przynęta wykonuje delikatne zygzaki i lekko się kolebie na boki. Im głębsze jest wycięcie, tym mocniejszy ruch.  Atutem tej przynęty jest możliwość wykonywania długich rzutów. Przynęta ta przebija inne tym, że łowi się nią najczęściej duże ryby. Potwierdziło to wielu wędkarzy specjalizujących się w łowieniu boleni. Przynęta ta sprawdziła mi się na Renie. Była jedyną którą interesowały się bolenie w stojącej wodzie jednego z kanałów, a jak napisałem we wstępie, są to najtrudniejsze miejsca do łowienia.  Technika posługiwania się tą przynętą jest dosyć prosta. Po wykonaniu długiego rzutu ściąga się wobler bardzo szybko. Jeśli jest prowadzony prawidłowo, to na wodzie szlak płynącej przynęty widać w postaci drobnych bąbelków powietrza. Brania są bardzo zdecydowane. Ryba nie goni przynęty tylko atakuje ją od spodu.  Woblery typu poper można też z powodzeniem wykorzystywać do łowienia boleni. Istnieje już szkoła łowienia boleni na popery nocą. Wygląd przynęty nie odgrywa w niej dużej roli. Liczy się dźwięk wytwarzany przez nią. W dzień również można liczyć na sukces. Jest wiele technik prowadzenia popera. Ja preferuję szybkie jednostajne zwijanie z przyspieszeniem w czasie którego powstają delikatne rozbryzgi prowokujące rybę do pogoni za przynętą.  Blaszki wahadłowe To jedne z najprostszych i przez to najpopularniejszych przynęt. Cienkie smukłe modele sprawdzają się najlepiej. Najistotniejszym elementem jest ruch przynęty w wodzie. Mniejsze rozmiary blaszek mają bardziej energiczną akcję, większe zaś płyną delikatnym zygzakiem a nawet całkiem prosto.  Pracę każdej blaszki można regulować. Sposób jest niesłychanie prosty, wystarczy na trzonku kotwiczki zamocować małe obciążenie. Powoduje ono uspokojenie wahnięć przynęty. Dzięki temu można mieć np. małą przynętę z delikatnymi drganiami.  Na początku lat dziewięćdziesiątych zmodyfikowałem tą prosta przynętę. Przeciąłem ją na pół i połączyłem obydwie części podobnie jak łączy się części metalowej bransoletki do zegarka. Dało to początek całkiem nowej przynęcie. 

     
    Największym problemem była pracochłonność przy jej wykonywaniu. Odstani model jest bardzo uproszczony, ale nadal jest to dosyć trudna przynęta do samodzielnego wykonania. Poszczególne elementy wycinane są laserem co ułatwia bardzo pracę. Stosuję zwykłą lub nierdzewną  blachę 4 mm. Technika łowienia tą przynętą jest bardzo oryginalna. Dzięki umieszczenie punktu mocowania żyłki nieco poniżej środka i odpowiednio szerokiemu kontowi natarcia przodu przynęty uzyskuje afekt latawca. Powoduje on, że pomimo dużej masy (około 30 g), już przy umiarkowanie szybkim prowadzaniu przynęta płynie częściowo wynurzona. Porusza się ruchem ślizgowym po powierzchni wody, zygzakując i robi co chwila małe rozbryzgi. Przypomina to ogłuszoną ukleję która ucieka po ataku bolenia w bardzo charakterystyczny sposób określany, „jazdą na ogonie”. 

     
    Używam tej przynęty głównie jesienią w miejscach gromadzenia się boleni, kiedy polują stadnie. Bardzo często pomimo tego, że ryby są niebywale aktywne, inne przynęty zawodzą. Wówczas moja segmentowa przynęta jest bardzo skuteczna. Ryby często gonią ją przez kilkadziesiąt metrów kąsając po drodze za ogon. Dostarcza to łowiącemu niezapomnianych emocji. Pomimo, że wiele ataków jest nietrafionych, lub ryby łatwo się odhaczają, można nią złowić nawet kilkadziesiąt boleni jednego dnia. Na bardzo oryginalny zestaw łowi mój węgierski znajomy. Używa on blaszek typu pilker. Wybiera najmniejsze srebrne modele.  W odległości około 1 do 1,5 m od blaszki przymocowuje trok bocznym długości 1m - 1,5m, na końcu którego zawiązuje dużą czarną lub białą muchę. Blaszka płynie około 30-50 cm pod wodą a much smuży po powierzchni. Tą metodą złowił na Dunaju bolenia o wadze 8 kg.  Blaszki ObrotoweMepss Long nr. w złotym kolorze był moją pierwszą przynętą. Łowiłem nimi z powodzeniem kilkanaście lat. Po pewnym czasie zacząłem wykonywać własne modele. Miały węższe skrzydełko co dawało szybsze obroty oraz korpus w kształcie łzy wykonanej z ołowiu. Wydłużało to znacznie rzutu. Przynętą tą można łowić bardzo szybko tuż pod powierzchnia jak i głębiej. Należy unikać monotonnego prowadzenia po lini prostej. Przekładanie szczytówki wędki na prawo i lewo urozmaica tor płynięcia. Zwroty powinny być gwałtowne, czyli podobne do tych jakie robi goniona przez bolenia ukleja. Jeśli ryba płynie za przynętą nie należy zmieniać tempa prowadzenia. W takich sytuacjach najskuteczniejsze jest wyniesienie przynęty jaka najwyżej się da ku powierzchni. To bardzo prowokuje bolenie. Warto mieć ze sobą wersję ze skrzydełkiem w kolorze maskującym, czarne, szare, khaki. Taka  przynęta sprawdza się lepiej w czasie słabszego żerowania.  Ciekawą obrotówkę zrobiła firma Mans. Ma ona podwójne skrzydełko w kształcie liścia wierzby co daje super szybkie obroty. Warto mieć ją w swoim pudełku.  Inną ciekawą przynętą jest blaszka obrotowa wykonana przez wędkarzy. Korpus w niej jest ołowiany a skrzydełko to znany kształt z amerykańskich przynęt spinnerbait. Tak wykonaną przynętę można prowadzić tuż pod powierzchnia aby skrzydełko robiło na wodzie wyraźne wybrzuszenie rysując w ten sposób tor po którym płynie. 

     
    W bardzo podobny sposób są łowione amerykańskie muskie, używa się tylko większe modele przynęt. Niektórzy wędkarze dają najpierw obciążenie a dopiero za nim śmigiełko co w niektórych sytuacjach daje zaskakująco dobre wyniki. Generalnie przynęty obrotowe  są raczej przynętami „pierwszych rzutów”. Jeśli po kilkunastu próbach ryba nie weźmie, należy zmienić miejsce. Częste molestowanie tej samej ryby uodparnia ją na przynętę na dłuższy czas.  

     
    Na zakończenie kilka przydatnych rad. Nie ma innego sposobu na znalezienie skuteczniej przynęty na miejscowe bolenie jak mozolne wypróbowywanie poszczególnych modeli. Każdej przynęcie trzeba dać równe szanse. Każdą należy wypróbowywać wielokrotnie w różnych okresach i warunkach pogodowych. Sprawdzić należy każdy wariant prowadzenia. Raz z nurtem, w poprzek, potem pod prąd, szybko pod wierzchem i wolnej głębiej, nawet do 1 m od lustra wody. Przynęta skuteczna na wiosnę nie musi być skuteczna jesienią, dlatego nie powinno się żadnej zbyt szybko skreślać. W okresach dobrego żerowania skuteczne może być kilka przynęt, dlatego prawdziwe zalety można poznać w czasie dłuższego użytkowania. Po znalezieniu odpowiedniej przynęty warto zmieniać jej akcję przez np. wyginanie steru lub dociążanie ogona. Może się okazać, że mała zmiana daje wielki skutek.  Złowienia bolenia na przynętę wykreowaną samemu daje dodatkową satysfakcje. Robert Hamer , 2008
     
    Jeśli chcesz skomentować ten artykuł zapraszam na forum

  • Czym by było wędkarstwo spinningowe bez skradania się, prawie na czworaka, po pięknych rzekach i rzeczkach, za tak wspaniałą rybą jaką jest pstrąg. Pstrąg potokowy (Salmo Trutta Fario) - ryba z rodziny łososiowatych (Salmonidae). W Polsce liczny na południu i północy kraju, występuje w górskich potokach Beskidów, Tatr, Sudetów, Jury Krakowsko-częstochowskiej oraz na Dolnym Śląsku. Gości również i w rejonach o innym charakterze np. na Pomorzu Zachodnim oraz Środkowym, na Warmii i Mazurach, dopływach Warty.
    W Polsce osiąga maksymalnie około 65 cm i 5 kg. Kształt torpedowaty, ułatwiający życie w wartkim prądzie rzeki. Ubarwienie bardzo zmienne, zależne od miejsca przebywania. Na ciele liczne czarne i czerwone kropki. Brzuch żółtobiały lub żółty. Płetwa tłuszczowa jasna. Młode osobniki mają duże, wyraźne niebieskoszare plamy na bokach. Dorosłe samce mają często hakowato zagiętą ku górze szczękę dolną i dłuższą głowę niż samice. Jest typowym drapieżnikiem. Młode osobniki zjadają larwy owadów i skorupiaki. Dorosłe zjadają głównie ryby i owady. Często przechodzi na pokarm sezonowy, np. wczesną wiosną bardzo chętnie zjada świeżo wybudzone ze snu zimowego żaby. W maju odżywia się jętką majową, lipiec-sierpień głównie małe ryby: cierniki, głowacze, słonecznice, kozy itp. Przystępując do tarła przestaje się odżywiać, a ataki na inne ryby spowodowane są koniecznością obrony gniazd tarłowych.
     

     
    Nie znam wędkarza, który przez chwilę nie wspomniałby o pstrągu potokowym. Wielu z nas poławia na pobliskich rzeczkach tą piękną szlachetną rybę. Tych, którzy mają zamiar wybrać się po raz pierwszy w podróż po pięknych pstrągowych rzekach zapraszam na krótki artykuł, w którym na pewno coś dla siebie.
    Styczeń jest miesiącem otwarcia sezonu pstrągowego. W niektórych częściach Polski sezon zaczyna się od lutego. Po odbytym tarle na początku roku pstrągi są dość mocno osłabione w związku z tym jest mniej aktywny pod względem żerowania. Zdarza się, że większe osobniki, po odbytym tarle z ingerencją ludzi, muszą być odławiane z mniejszych strumyków, czy potoków i wpuszczane do większych pobliskich rzek.
     

     
    Na początku sezonu w górskich rzekach stan wody często się podnosi. Na ogół woda wtedy jest mętna i bardzo zimna. Stan pośniegowej wody nie służy pstrągom do swobodnego żerowania. Takie warunki zmuszają ryby do zmienienia stanowiska żeru. Pstrągi wybierają wtedy miejsca typu zwaliska drzew, duże kamienie, pozostałości kępy trawy z poprzedniego sezonu, lub przemieszczają się na szersze odcinki rzek, tam gdzie rozlewa się nurt i rzeka spowalnia. Pstrąg jest zmuszony do lenistwa i ospałości aż do wczesnej wiosny, dopiero wtedy rodzi się życie i poszerza pstrągowe menu.
     

     
    Ryba musi zbierać siły, więc musi też coś jeść. Tylko co skoro o tej porze roku woda nie jest żyzna w pokarm. Pozostaje tylko drobny narybek i inne stworzenia wodne, które przypominają pijawki i larwy.
     
    Składamy zestaw castingowy
    Wybór wędki w moim przypadku uzależniony jest od wielkości rzeki oraz mocy nurtu. Zwykle wybieram wędkę o akcji medium lub Fast oraz średnim lub większym, zapasie mocy. Preferuję wędzisko o długości 6’ maksymalnie 7’, ciężarze wyrzutowym do 18 g i mocy 10lb i większej. Na większych rzekach nie porośniętych gęsto krzakami i drzewami osobiście polecam wędkę o długości nawet 2,30m. Rewelacyjne łowienie i duży komfort, a przede wszystkim dalsze rzuty.
    Jeśli chodzi o multiplikator to decyzja jest najcięższa. Sugerowałbym, aby była to maszynka, która pozwala na wykonywanie swobodnych rzutów przynętami od 5 g. Obecnie na rynku można kupić konstrukcje dwóch producentów:
    DAIWA : Presso , Pixy , Steez , Alphas  Ito SHIMANO : Metanium Mg7, Antares AR, Calcutta Conqest 51 (SS), Curado 101D, Scorpion 1001 Z trzech różnych multiplikatorów, które testowałem na lekkich przynętach Daiwa Steez 103HL, Alphas Ito 103 L, Presso Silver Creek największe możliwości daje nam ostatnia konstrukcja. Można nim swobodnie rzucić przynętą nawet 4g.
     

     

     

     

     
    Do łowienia pstrągów na casting osobiście używam plecionki 0,10mm - 0,12 mm (8lb). Żyłk 0,18mm – 0,22 mm będzie równie dobra. Przy plecionce można dowiązać fluorocarbon o długości 1m – 1,5 m  i średnicy 0,20 mm – 0,28 mm.
     

     
    Przynęty
    Na Polskim rynku jest naprawdę dużo przynęt pstrągowych, począwszy od woblerów poprzez obrotówki, wahadełka, a na kogucikach kończąc. Najważniejszym jest dobór wielkości i gramatury. Jak wspominałem wyżej, swobodnie rzuca się od 4 g. Nie chomikujemy i nie kupujemy przynęt poniżej 4 g.
    Przynęty w zależności od łowiska można dzielić na małe i większe. Te małe zaczynają się od 3 cm a większe nawet do 8 cm. Osobiście jestem kolekcjonerem i uwielbiam mieć kolorowo w pudełku. Zacznijmy od sprawdzonych przeze mnie woblerów. Najbardziej ulubioną przeze mnie przynętą pstrągową jest Hornet znanej nam wszystkim firmy. W swoim pudełku są tylko modele 4 cm tonące (sinkin ) waga modelu to: 4g. Przede wszystkim są lotne. W zupełności przelatują na mniejszych i średnich rzekach na drugą stronę brzegu. Praca Hornetów jest bardzo drobna i ostra.
     

     
    Jak zauważyliście są trzy modele Ugly Duckling 5 cm pływające (floating) waga modelu to : 4 g. przyznam że są mniej lotne i czasami sprawiają mi problemy. Jednak zasługują na miejsce w pudełku, ponieważ wyróżniają się bardzo drobną pracą. Kolejne modele, na które warto zwrócić uwagę to Minnow 7 cm oraz Executor 7 cm SR. Oba modele o wadze około 6g. Dla mnie to rewelacyjnie przynęty. Smukłe, długie, pracujące dość szeroko. Executor 7 cm w wersji płytko schodzącj występuje tylko w wersji pływającej. Na głębsze dołki polecam model IEX 5 cm SDR
     

     
    Używam również woblerów firmy Dorado model: clasic 7 cm. Charakteryzują się również szeroką pracą  i są łowne. Osobiście używam modeli sinking. Wielkim powodzeniem cieszą się u mnie modele firmy Morel-team (skórzaki), pływające, o różnych długościach i gramaturze. Nie należą do lotnych, ale wyglądem przyciągają nie jednego pstrąga.
     

     
    Kolejnym modelem pstrągowym jest Rapala Original model 7 cm tylko w wersji pływającej. Rewelacyjnie pracujący w wodzie na głębokości około 0,5m. Gramatura tego woblera to 4 g. Wyróżnia je wąska i subtelna praca do złudzenia przypominająca rybkę. Nie należy do lotnych, ale warto mieć Oryginala w pudełku.
     

     
    Moim zdaniem na miano woblera pstrągowego najbardziej zasługuje RAPALA model COUNT DOWN. Osobiście używam modeli 5 cm i 7 cm. Rewelacyjnie latają i występują wyłącznie w wersji tonącej. Można nimi zejść na większą głębokość, co szczególnie jest ważne podczas obławiania głębokich dołków. Swoją pracą sprawiają wielką frajdę wędkarzowi. Model 5 cm waży 5 g, natomiast wersja 7 cm waży 8 g.
     

     
    Innym typem przynęty chętnie przeze mnie wykorzystywanym podczas „polowania” na pstrągi są obrotówki. Czasami bywa tak, że żadnym woblerem nie jesteśmy w stanie wyciągnąć z kryjówki pstrąga, wówczas przydaje się mały blaszany arsenał. Wielkości, które polecam to 1 – 2-ki. Rewelacyjnie łowi się na nie porą wiosenną i letnią, wtedy, kiedy pstrąg jest bardzo agresywny i ustawiony na stanowiskach żeru. Osobiście mało łowię na obrotówki, ale zawsze noszę je przy sobie.
     

     
    Wielkim powodzeniem cieszą się różnego typu wahadełka klepane ręcznie przez wędkarzy. Są one również skuteczne, czasami nawet bardziej niż wobler. Wagowo pozwalają na komfortowe dalekie rzuty i spełniają się w połowach pstrąga w 100%.
     

     
    Koguciki , pijawki , puchowce to kolejna grupa godna polecenia. Warto mieć kilka streamerów na główce jigowej lub kogucików. Gramatura tej przynęty pozwala obłowić większe głębokości. Przydać się nam może również kilka twisterów w kolorze białym i herbaty z pieprzem. Osobiście nie łowię kogucikami ani gumkami i tak z roku na rok uszczuplam zawartość pudełek. W swoim zestawie przynęt zawsze mam kilka puchowców ukręconych z marabuta na główce jigowej 7 g. - hak 2/0. Kiedy napotykam duży wymyty przez nurt dołek, zawsze wykonuję nimi kilka rzutów kontrolnych.
     

     
     
    Czas nad wodę
    Mamy już wszystko skompletowane, więc pozostaje nam tylko jedno – wyprawa nad rzekę. Pamiętajcie, że warto zabrać ze sobą aparat, aby uwiecznić tak piękne chwile spędzone nad wodą. Postaram się w skrócie opisać potencjalne kryjówki pstrąga w okresie przedwiosennym. Choć wczorajsza wyprawa nie przyniosła mi wielkiego szaleństwa, to i tak warto o tym opowiedzieć.
    Jednym z ważniejszych rzeczy na wyprawie pstrągowej jest również ubiór. Musimy ubrać się tak, aby się nie przegrzać. Czasami bowiem jesteśmy tak pochłonięci wędkowaniem, że okazuje się, iż nasz wymarsz w jedną stronę okazał się pokonaniem kilku ładnych kilometrów. Najlepsze jest jednak to, że czeka nas jeszcze droga powrotna, która ze względu na odzież może być dla nas bardzo trudna. Ważne jest również obuwie. Osobiście polecam półbuty za kostkę, które ułatwią nam pokonanie różnych przeszkód, typu skarpy, zwalone drzewa itd.
    No i chyba najważniejszy element wyprawy to okulary polaryzacyjne. Nie jeden z nas przekonał się, że bez okularów za wiele nie zobaczymy. Osobiście, bez względu na pogodę, polecam okulary rozjaśniające.
     

     
    Wreszcie ukochana rzeka . Od czego zacząć? Musimy określić kurs: w dół rzeki czy w górę. Różnica niby niewielka, a jednak jest. W dół rzeki - schodząc musimy pamiętać, że wchodzimy rybie na głowę, ponieważ pstrąg jest ustawiony głową pod nurt. Tylko w ten sposób może dostrzec płynące pożywienie z prądem rzeki. Musimy bardzo ostrożnie stawiać kroki i zachowywać się dość cicho. Każde nadepnięcie na suchą gałąź może spłoszyć naszą upragnioną zdobycz. Daleko jednak nie odpłynie i już po kilku minutach możemy być pewni, że wróci na swoje stanowisko żeru lub kryjówkę.
    W górę rzeki – mamy ten komfort, że zachodzimy rybę od ogona i jest mniejsze prawdopodobieństwo spłoszenia pstrąga. Mimo wszystko musimy również zachowywać się bardzo cicho.
    Pstrąg nie jest rybą stadną. Każdy osobnik ma swoją kryjówkę i często zdarza się, że większy odgania mniejszego. Czyli można wnioskować, że każdy wobler w kolorze pstrąga potokowego będzie sukcesem w połowach. Generalnie tak, tym bardziej, że pstrąg jest kanibalem.Musimy liczyć się również z tym, iż po okresie tarła ryby nie mają dość siły, aby mogły swobodnie utrzymać się w szybkim nurcie. Dlatego wybierają wszelkie zawirowania za zwalonymi drzewami, większymi kamieniami czy głazami. Często ustawiają się pod burtą przy trawach, lub pod trawami, jak również na wstecznych prądach. Podobnie jak lipień uwielbiają granicę nurtu ze spokojną wodą.
     

     

     

     

     

     

     

     
    Myślę, że przedstawiłem Wam kilka najważniejszych spraw związanych z połowem pstrągów. Tym, którzy jeszcze nie łowili serdecznie polecam, warto przeżyć kilka holi tak wspaniałej ryby. Choć wczorajsza wyprawa nie pozwoliła mi na sfotografowanie pięknego czterdziestka to i tak nigdy nie tracę nadziei. Pamiętajmy o najważniejszym - o C&R
     

     
    Walczmy, aby nie dopuścić do tego, że zamiast ryby będziemy wyciągać z rzek kamienie.
     

     
    Serdecznie pozdrawiam Wszystkich miłośników tego królewskiego gatunku ryb i do zobaczenia nad wodą
    Rafał Malinowski @spigot, 2008
     
    Jeśli chcesz skomentować ten artykuł zapraszam na forum

  • Targi to również ludzie, nasi znajomi, osoby, z którymi do tej pory mieliśmy okazję wspólnie współpracować. To czas wspólnych wspomnień i rozmów oczywiście o rybach. Nie mogliśmy sobie zatem odmówić kilu wizytacji, uścisków ręki i opowieści o obecnym, nowym sezonie wędkarskim. W gąszczu osób, próbujących dopchać się do Jacka Kolendowicza (Pan Jacek podpisywał plakaty) odszukaliśmy naszego wspólnego znajomego Marka Szymańskiego. Oczywiście były rozmowy nie tylko o spinningu, głównie pstrągowym oraz trociowym ale o krótkich wędkach castingowych również. Widać było, że Marek wyśmienicie zna temat, które u nas są poruszane.
     

     
    Gdzieś między stoiskami odszukaliśmy również naszego starego znajomego Jurka Biedrzyckiego. Jak pewnie pamiętacie to osoba, która umożliwiła nam nagranie cyklu programów telewizyjnych na temat jerkowania. Obecnie Jurek pochlonięty jest produkcją filmów, które mają być udostępniane za pomocą internetowej platformy telewizyjnej. Bardzo ciekawy pomysł i trzymamy kciuki za powodzenie.
     

     
    Bardzo ciekawą propozycję dla młodzieży zaprezentowali "Kogata” i Wojciech Werniccy. To zabawy, konkursy i konkursy o tematyce wędkarskiej ("Łowcy talentów"), ktore jak co roku przyciągnęłu szeroką masę chętnej do zabawy młodzieży. Gratulacje!
     

     

     
    Oprócz tego rozstrzygnięto konkurs plastyczny "Wakacje z wędką". Na konkurs wpłynęło wiele pięknych prac, wykonanych w różnych technikach plastycznych. Nie mogliśmy oderwać od nich wzroku. Widać, że dzieciom zależy głównie na pięknym i kolorowym świecie pełnym ryb, więc my jako wędkarze powinniśmy dawać przykład młodzieży i dbać o nasze środowisko w tym propagować Catch&Release.
     

     
    Targi akwarystyczne 
    Krótko mówiąc targi wędkarskie, oprócz kilku niespodzianek, nie były tym czym się spodziewałem. Wiele nowości ale o jakość będziemy musieli bardziej zadbać. Cały czas jesteśmy w przekonaniu, że tanie się sprzeda a drogie, wysokiej jakości produkty są dla pojedynczych osób. Po kilku godzinach odwiedzania różnych stoisk postanowiliśmy odwiedzić targi akwarystyczne. Dlaczego o nich zatem piszę na łamach naszego portalu? Myślę, że była to niespodzianka, która wielu osobom kompensowała szarości targów wędkarskich. Osobiście żałuję, że ekspozycja akwarystyczna nie była większa. Piękne ryby, piękne akwaria i ... powtarzający się schemat. Publiczność dłużej pozostawała na stoiskach z rybami, niż sprzętem wędkarskim. Może to coś innego, bardziej kolorowego, atrakcyjnego?
     

     

     

     
    Przepiękne paletki, akwaria morskie, skalary i dużo, dużo pięknych ryb, których zrobienie zdjęć wymagało troszkę większej wprawy i cierpliwości. Nie mniej jednak ekspozycję akwarystyczną będę długo wspominał.
     

     

     

     

     
    My na targach a co robią nasi współtowarzysze wyprawy? - napisał Thymallus
    Podczas gdy połowa jerkbaitowej ekipy, tj. remek i rognis pełniła redakcyjne obowiązki na Targach Poznańskich, pozostali koledzy: Gumofilc, Friko i Thymallus spędzili czas troszeczkę inaczej. Oto targowa sobota oczami Thymallusa.
    Wraz z kolegami wybieramy się dzisiaj t.j. 9 lutego na targi wędkarskie w Poznaniu. Ludzie zjeżdzają się z różnych zakątków kraju. Dostałem propozycję odwiedzenia przed targami firmy Art-Rod. Na miejscu spotykam znajome twarze kolegów, którzy już zastanawiają się co tutaj obejrzeć.
     

     
    Widzę jednak, że rozpoznanie oferty idzie na całego. Koledzy przymierzają się na jakieś duże ryby ale każdą oglądaną wędkę trzeba wypróbować, sprawdzić czy ona wytrzyma tego potwora, który w ubiegłym sezone nie pozwolił się wyholować.
     

     

     
    Po zapoznaniu się z bardzo szeroką ofertą sprzętu f. Lamiglas przyszła kolej na przetestowanie nowości sprzętowych f.Dragon, a dokładnie HM69 w warunakch łowiska. Pierwszy próbje red. Friko jak to z tego leci.
     

     

     
    Ale zaraz za nim rozpoczyna testy kol. Gumofilc osiągając świetne odległości. Troszkę pomaga w tym tuningowana szpulka w zamontowanym Antaresie. Takie mało dzieło sztuki japońskich rzemieślników. Gumo powtarza rzut za rzutem bez żadnej brody.
     

     

     
    Po wykonania całej serii rzutów różnymi HMami pakujemy sprzęt do tuby i udajemy się w kierunku targów. Oglądając poznańską starówkę Friko dzwoni do kolegów na targach z pytaniem co jest ciekawego. Wszyscy rozmówcy odradzają wizytę na targach. Nienajlepsza impreza. Kierujemy się do upatrzonego lokalu na rynku głównym. Po drodze widzimy inscenizowaną akcję strażacką dla uciechy zebranych turystów. W lokalu od razu bardzo miła obsługa.
     

     
    Kol. Remek nawet ma zamiar zrobić nam zdjęcie.
     

     
    Po małym obiadku rozmowa od razu kieruje się w stronę sprzętu wędkarskiego. Jest to główny motyw przewodni spotkania. W prowadzeniu dialogu pomagają poranne zakupy i przywieziony specjalnie na tą okazję sprzęt wędkarski. Kol. Gadda reklamuje swój sklep i omawia ofertę targową jedej z firm.
     

     

     
    Na stole nie zabrakło puszki na wolne datki przeznaczone na zarybianie Narwii boleniem.
     

     
    Powoli spotkanie dobiegało końca. Remek z Tomkiem Mańczakiem omawiali jeszcze szczegóły techniczne ostatnich modeli Lamiglasa.
     

     
    Na koniec Gumofilc powiedział, że musimy się spotkać na kolejnej imprezie.
     
    Spotkanie
    Trochę zapowiedzi naszego spotkania było już w opisie Thymallusa, ale ja dodam coś od siebie. Jak co roku pobyt na targach związany jest również ze spotkaniem wszystkich miłośników/forumowiczów jerkbaita w danym regionie. W tym roku spotkaliśmy się ponownie w jednej z restauracji na uroczym poznańskim starym mieście. Rozmów na temat sprzętu, wędkarstwa było co niemiara.
     

     

     
    W tym roku dołączyli do nas "jerkbaitowi" rodbuilderzy, którzy reprezentowali pracownię Art-Rod oraz Xrods. Możecie sobie zatem wyobrazić co się działo w restauracji. Wyginanie wędek, sprawdzanie wytrzymałości blanków i ogólnie rozmowy o rodbuildingu. 
     

     

     

     
    Tematów było mnóstwo. Czas nieubłaganie płynął. Musieliśmy w końcu pożeganać Poznań wieczorową nocą i kolejne targi wędkarskie zapisać do naszych kronik.
     

     

     
    Remek, 2008 
     
    Jeśli chcesz skomentować ten artykuł zapraszam na forum

  • W tym roku na targi wędkarskie postanowiliśmy pojechać jako zwiedzający. Mieliśmy oczywiście szansę na to by zaprezentować się (pokaz, wykład, czy nawet stoisko) ale koniec w końcu podjęliśmy decyzję, że dla nas w tym roku najważniejsze są trzy cele, które wykluczały pobyt na targach przez całe trzy dni. Po pierwsze chcieliśmy odwiedzić zaprzyjaźnioną pracownię rodbuilderską w Poznaniu Art-Rod, po drugie zainteresowani byliśmy ofertą targową i po trzecie chcieliśmy spotkać się z naszymi poznańskimi i nie tylko miłośnikami. Wszystkie te trzy cele zrealizowaliśmy z naddatkiem, z czego jesteśmy bardzo zadowoleni. Jak wszyscy pewnie wiecie targi wędkarskie "Na Ryby" drugi rok z rzędu odbywały się w Pozaniu na terenie Międzynarodowych Targów Poznańskich. W tym roku postanowiono połączyć w jednej hali dwie imprezy - targi akwarystyczne i nasze - wędkarskie. Z tego co się orientowaliśmy przed imprezą (kiedy proponowano nam w nich udział) wystawa miała odbywać się na terenie dwóch hal. Niestety frekwencja firm w tym roku nie dopisała i zabrakło wielu znanych przedstawicieli branży wędkarskiej.
    Wizyta w pracowni wędkarskiej Art-Rod
    Temat wypłynął całkiem przypadkowo. Skoro jedziemy do Poznania musimy odwiedzić jedną z naszych "jerkbaitowych" pracowni rodbuildrskich. Takiej okazji nie mogliśmy sobie odmówić. Friko oraz Gumofilc postanowili większość swojego wyjazdowego dnia poświęcić na wizytację tejże pracowni, a my czyli Rognis oraz ja po krótkiej wizytacji, oględzinach blanków, maszyn rodbuilderskich oraz oferty sklepu pojechaliśmy na targi. Przy okazji zabieramy ze sobą Tomka bowiem Art-Rod w tym roku postanowił przedstawić swoją ofertę właśnie na targach. Nie będę się zbytnio rozpisywał na ten temat bo na łamach jerkbait'a postanowiliśmy przedstawić historię tejże pracowni w oddzielnym artykule. 

     

     
    Awa-Shima - japońskie akcenty
    Jeszcze nie tak dawno można było kpić z japońskich akcentów propagowanych na łamach polskich stron internetowych. Przedstawiane były wtedy historie o niedostępności sprzętu czy odmiennym stylu wędkowania. Dzisiaj jest jednak inaczej. Można powiedzieć, że największą ciekawostką tagów była firma Awa-Shima. Osobiście nigdy o niej nie słyszałem choć prenumerowałem zarówno japoński Rod and Reel jak i Lure Magazine. Informacje o charakterze działalności tejże firmy otrzymaliśmy bezpośrednio od polskiego dystrybutora tejże firmy. To typowy producent OEM'owy, który postanowił, oprócz produkcji dla firm zewnętrznych, zawojować rynek europejski. Działania Awa-Shima są proste - nie ma pośredników, dzięki czemu sprzęt w sklepach będzie mógł być tańszy, dostarczają produkty, jak dystrybutor twierdzi, o wysokiej jakości. Produkty nie będą dostępne we wszystkich sklepach na terenie Polski. O ile dwa pierwsze informacje można sobie wytłumaczyć, o tyle ostatnia wiadomość brzmiała tajemniczo. Okazało się jednak szybko, że to metoda motywacji największych sklepów, której celem jest zachęcenie sprzedawców do promocji tej marki w Polsce. Stoisko Awa-Shimy było odmienne od innych - było po prostu zamknięte. Liczba odwiedzających w danym momencie była limitowana. Porządku pilnowały hostessy.  

     
    Następnie trafialiśmy bezpośrednio na odzież wędkarską z serii SUPERVISOR. W szczególności można było po raz pierwszy zobaczyć w Polsce profesjonalne kombinezony wędkarskie, które w Japonii używane są do brodzenia w morzu podczas połowów sea bassów. Liczba kieszonek, schowków mogła osłupić nie jednego wędkarza. 

     

     
    Niewątpliwą atrakcją był tajemniczy pojemnik - powiedziałbym charakterystyczy pojemnik. Oprócz swoich podstawowych zadań - lodówka, można było w nim pomieścić akcesoria wędkarskie. Ponadto stanowił on zgrabne siedzisko (wraz z oparciem) dla wędkarza. Przemyślano każdy cal tego pudła tak by nie tylko spełniał swoje funkcje ale za razem był dla wędkarza ergonomiczny i wygodny.   

     
    W Oofercie Awa-Shima oprócz tradycyjnych żyłek natrafiamy na trzy ciekawostki. Pierwszą z nich jest fluorocarbon 100%. Awa-Shima zapewnia, że jest to najwyższej klasy, czysty FC. Będzie dostępny w Polsce już w tym roku w różnych średnicach - od 0.08 do 0.9 mm! Zapakowany w gustowne, plastikowe pudełko. Ponadto drugą nowością Awa-Shima jest żyłka ION Power - Red Bravo. Jest to propozycja dla spinningistów - czerwona (firma zapewnia, że niewidoczna w wodzie, odporna na przetarcia, bardzo śliska, odporna na działanie słonej wody oraz bez efektu pamięci. Sprawdzamy. Ucinamy kawałem tejże żyłki dokonujemy jej kompletnego splątania. Żyłka po tym zabiegu wygląda kiepsko jednak po lekkim jej naprężeniu wraca do swojego pierwotnej postaci - to działa! Ten produkt będzie dostępny w szpulkach o rozmiarach od 0.10 do 0.90. Następną ciekawostką jest linka ION HEXA. Nie jest to tradycyjna żyłka o przekroju okrągłym a ośmiokątnym co ma zabezpieczyć żyłkę przed skręcaniem. Zastosowanie - różnego rodzaju przypony wędkarskie i brak konieczności stosowania krętlików. Czy to działa? Może kiedyś sprawdzimy.  

     
    Żyłek Awa-Shima było zdecydowanie więcej. Jako ciekawostkę podam, że była i taka, która w rdzeniu posiadała 4 otwory z powietrzem (żyłka ta ma nie leżeć na dnie), ponadto żyłki fluo (świecące w nocy - ION POWER FLUORO), przypony koniczne oraz żyłki do surf castingu, połowu pstrągów (Strike One), metody castingowej (Bass Tournament) i wiele innych. Wszystkie te produkty były pakowane przy użyciu technologii Parallel Line Spooling (czyli równoległego nawijania linki na szpulkę), co ma zabezpieczyć linkę przed mikrourazami i wstępnym jej osłabieniem (stosowane już przez inne firmy japońskie np. toray).  

     
    Wśród różnych różności Awa-Shima pojawiają się swimmbaity. Przypominają one inne, typowo japońskie produkty tj. lucky craft, megabass i.in. Na prawdę są bardzo atrakcyjne zarówno pod względem wyglądu jak i pod względem cenowym. Na pierwszy rzut oka rzucają się właśnie swimmbaity z serii N'Gage. Są to Detonator, Tilapian, Alpinax oraz Stukas. Długość oscyluje w granicach 13-15 cm, a masa od 30-80g. Zapakowane w gustowne pudełka jednak dla osób, które miały do czynienia z japońskimi przynętami nie jest to zaskoczenie. Przynęty oczywiście będą dostępne w wielu kolorach (od 3 - Tilapian, do 5 - Stukas).  

     

     
    Oprócz tego znajdujemy i ofertę mniejszych przynęt - typowo bassowych, choć i w Polsce mogą one znaleźć zastosowanie.   

     
    o jednak nie wszytko. Oprócz wymienionych wyżej będą i dostępne miękkie przynęty w tym i duże, szczupakowe swimmbaity (N'Gage Hyper Dive Great Shaker).

    Przejdźmy jednak do dalszej oferty Awa-Shima. Multiplikatory? Będą również. Nie spodziewałbym się jednak przełomu. Zaprezentowana na targach konstrukcja nadaje się jedynie do bardzo ciężkiego castingu. W ofercie jednak mają znaleźć się inne produkty w szczególności Astro one, Higer, Carver 101 oraz Megath 101. Na targach jednak nie były pokazywane.  Pokazano również wędki zarówno castingowe jak i spinningowe. Wygląd typowo japoński - kolorowe, ze split gripperm, pianka. Jeśli chodzi o castingi zauważyliśmy kilka konstrukcji choć naszą ciekawość wzbudziły - Black Dog - zbrojony w przelotki Fuji Alc-lite Sic titanium, blank IM6: 7' 5/8-1 1/2 oz. 20 lb - wersja jiggowa 6'6" 1/4-3/4 oz. 16lb. - pitching oraz crank baity 7'7" 5/8-1 1/2 oz. 20lb. - jig/worm  

     
    Drugą propozycją była seria Number 1 TBT. Wędki sygnowane przez dwóch PRO amerykańskich Benassi oraz Sivero. Nowość roku 2008, zbrojone podobnie w Fuji Sic tytan.
    7' 3/8-3/4oz. 8-17lb - pitching medium 7 3/8-1oz. 10-20lb. - jig/worm medium/high  

     

     

     

    Trzecią, kolejną propozycją były wędki castingowe z serii INNER, zbrojone w przelotki typu Sic. Dlaczego Inner? Odpowiedź znajdziecie na zdjęciach.

    6'6" 3/8-1oz 10-20lb - pitching/jig 6'6" 1/4-5/8oz 8-17lb - crank baity  

     

     

     
    Ostatnia wędka castingowa, która wpadła w nasze oko to N'Gage Luger:
    6" 3/8-1 oz. 8-17lb 7" 1/2-1oz. 8-17lb  

     

     

     
    Oprócz castingu oraz wielu wędek do surf castingu i połowu w morzu znajdujemy również ciekawą propozycję dla spinningistów. Wędka o dożywotniej gwarancji. Producenta nie interesuje co z nią zrobisz. Jeśli złamiesz ją w samochodzie zamykając drzwi gwarancja również zostanie uwzględniona. To wędka z serii SkyTech.
    2.1m 5-15g 2.4m 8-25g 2.4 10-40g   

     

     
    Niestety na targach niedostępne były inne produkty Awa-Shima np. wędki castingowe z najwyższej półki tejże firmy Ryoichi - Pro Series. Większość wędek wykonanych jest na blankach pochodzących z firmy Mitsubishi np. seria Ryoichi wykonano na blankach IM9. Ponadto wędki pakowane są w twarde, bardzo atrakcyjne pokrowce. Awa-Shima dostarcza również i innych propozycji dla wędkarzy - torby wędkarskie, pokrowce na wędki. Zobaczcie zresztą sami.  

     

     

     

     
    Sakura

    Niewątpliwie kolejną atrakcją targów, w kontekście castingowym, była oferta firmy Sakura. Przedstawicielem tejże firmy na terenie Polski jest elmech-fishing (elmech-fishing.com). Na targach zaprezentowano dwie rodziny wędek castingowych. Pierwszą z nich jest Trinis. W ofercie można znaleźć kilka ciekawych konstrukcji jednoczęściowych, oraz wygodniejszej do transportu wędki dwuczęściowe. Obecnie rodzina tych wędek wygląda następująco:

    TRC 601 ML - 6' 1/8-3/8 oz. 4-10lb. - regular TRC 631 ML - 6'6" 1/8-3/8 oz. 4-10 lb. - regular TRC 631 M - 6'3" 3/16-3/4 oz. 4-12lb - regular/fast TRC 661 MH - 6'6" 1/4-1 oz. 6-17 lb. - regular/fast TRC 661H - 6'6" 3/8 -1 1/2 oz. 10-25 lb. - regular/fast
    Wędki dwuczęściowe:

    TRC 602M - 6' 3/16-3/4 oz. 4-12lb. - fast TRC 662 MH - 6'6" 1/4-1 oz. 6-17lb. - fast
    W tej serii występuje również spory wybór wędkek spinningowych. Dla przykładu występują wędki w klasie UL o masie wyrzutowej rozpoczynającej się od 1g ale miłośnicy mocniejszych konstrukcji znajdą również coś dla siebie. Ogólnie wędki Sakura z serii Trinis sprawiają bardzo dobre wrażenie. Wykonane są estetycznie, posiadają świetną akcję.  

     

     

     

     
    Rokie Rods z firmy Sakura to kolejna seria wędek, którą mieliśmy okazję zobaczyć podczas targów. Podobnie jak Trinis w tej serii znajdziemy wędki zarówno dla spinningowców jak i castingowców. Ogólne wrażenie ponownie bardzo dobre - estetyka wykonania na plus, podczas pierszych testów targowych widać było, że wszystko zostało ładnie spasowane. Myślę, że będzie to kolejna dobra alternatywna propozycja na rynku polskim zarówno dla spinningistów jak i castingowców. W tej serii tylko spinningi są dwuskładowe.

    casting:
    ROC 631M - 6'3" 3/16-3/4 oz. 4-12lb. - regular/fast ROC 661MH - 6'6" 1/4-1oz. 6-17lb. - fast ROC 661H - 6'6" 3/8-1 1/2oz. 3/8-1 1/2lb. - fast
    spnningi:
    ROS 602L - 6' 1/16-1/4oz. 2-8lb - regular/fast ROS 632M - 6'3" 3/16-3/4oz. 4-12lb. - regular/fast ROS 662MH - 6'6" 1/4-3/4 oz. 6-17lb. - fast ROS 661H - 6'6" 3/8-1 1/2oz. 10-25lb. - fast  

     
    Nadmienić należy, że oprócz wspomnianych Trinis oraz Rookie firma Sakura posiada trzecią rodzinę wędek Antidote. Elmech-fishing jako dystrybutor firmy Sakura zajmuje się również dystrybucją innych elementów ekwipunku wędkarskiego tejże firmy.   

     

     
      Ponadto w ofercie możemy znaleźć szeroką gamę znanych Polskim spinningistom przynęt Ugly Duckling (http://www.uglyducklinglures.com/) 

     

     
     Pudła, pudełka - Nou - fishing Box Tackle Case
    Na targach mieliśmy okazję poznać ofertę nowej firmy na rynku polskim - BOA. Podjęła się ona dystrybucji wszelkiego rodzaju pudeł wędkarskich Włoskiej firmy Nou. Szczegółowa oferta dostępna jest na stronie www.fishing-box.com. Na stoisku spotkaliśmy znane nam osoby Ewarysta (Efex na naszym forum - właściciel firmy) oraz Mateusza (Baloo - Executora - tak go przezwaliśmy na targach).   

     
    Muszę przyznać, że w historii targów nie pamiętam by jedna firma przedstawiła tak obszerną ofertę tego rodzaju produktów. Od małych niewinnych pudełeczek na przynęty gumowe, przechodząc przez asortyment dla weekendowego wędkarza, skończywszy na profesjonalnych, przepastnych pudłach. Przyznać należy przy tym, że pudła są wykonane bardzo starannie i estetycznie.  

     

     
    Ponadto BOA w swojej ofercie posiada futerały transportowe na wędki firmy Frabill.   

     
    Na stoisku Ewaryst zaprezentował nam również możliwości wędki dorszowej firmy Evergo Fish (Silver Dominant - długości 210, 240 i 270, cw. 100-200g). Próbowaliśmy ją złamać, wędka trzeszczała, wygięta do granic możliwości ale ... na nic nasze starania. Po kilkukrotnych podejściach postanowiliśmy zrezygnować - może innym razem.   

     
    Podczas targów, przechodząc kilkakrotnie obok stoiska można było zauważyć duże zainteresowanie produktami dystrybuowanymi przez firmę BOA. Art-Rod - powiew jakości i sympatyczności
    Niewątpliwą atrakcją targów było niewielkie stoisko pracowni rodbuilderskiej Art-Rod. Niewielkie ale mogę z całą stanowczością napisać, że wielkie pod względem tego co można było tam zobaczyć. Zastanawiałem się przez chwilę, czy stoisko to pasuje do targów. Otaczający zewsząd nierzadko chiński plastik, a tu perełka - wędki na markowych blankach, najczęściej Lamiglas, porządnie zbrojone, na wyśmienitych komponentach, podzespołach i coś jeszcze - wyśmienita gościnność właścicieli Art-Rod. Na każde pytanie odpowiadali konkretnie i rzeczowo co wabiło kolejnych zwiedzających targi. Stoisko cieszyło się bardzo dużym zainteresowaniem co świadczy o tym, że w Polsce jest zainteresowanie na produkty budowane od zera, pod konkretne wymagania klienckie. Mam nadzieję, że doczekamy się sytuacji, kiedy na targach będzie kilka, a może nawet kilkanaście stoisk różnych, polskich pracowni. Tego tak na prawdę powinniśmy sobie życzyć. 

     

     

    Moją uwagę zwróciły w szczególności wędki castingowe do lekkiego castingu. Pracownia, oprócz tradycyjnego zbrojenia, oferuje również, w przypadku wędek delikatnych, zbrojenie spiralne. Casting to nie wszystko. Pracownia głównie zbroi wędki spinningowe, których na targach również nie zabrakło. Właściwie każdy mógł znaleźć coś dla siebie. 

     

     
    Podsumowując, moim zdaniem było to, pod względem jakości oferowanego sprzętu najlepsze moim zdaniem stoisko. Każda wędka miała to coś, co sprawiało, że z wielką chęcią osoby odwiedzające targi dotykały tą następną i następną. Pure fishing, ABU, Berkley czyli nasz polski York
    Na stoisku Yorka natrafiliśmy na nowe plecionki Stren'a oraz Spiderwire. Pierwsza z nich Stren Microfuse, jak wskazują reklamy ma być niewidoczna dla ryby, a jednocześnie widoczna dla oka ludzkiego (w nocy świeci - oczywiście najpierw należy ją naświetlić). Na pierwszy rzut oka widać, że linka ta jest dość miękka, jdnocześnie gładka oraz o okrągłym przekroju. W Polsce sprzedawana będzie w odcinkach od 110m do 1800m (oferta dla sklepów sprzedających linki na metry), o średnicy od 0,06 do 0,25mm.  

     
    Drugą z nowości jest SpiderWire Ultra Cast. Ta plecionka jest bardziej miękka od poprzedniej. Moim zdaniem wyśmienicie będzie się nadawała do zastosowania castingowego. Dostępna w dwóch kolorach (jasnozielony oraz żółty) w szpulach 100, 270 i 1000m, o średnicach od 0,12 do 0,30 mm. Z tej samej firmy dystrybutor poleca Ultracast Invisi-Braid. Jak zapewnia nas producent jest ona niewidoczna w wodzie. Będzie dostępna w szpulkach 100, 270 i 1800m o średnicach od 0,12 do 0,35 mm. 

     
    Na stoisku Yorka zaprezentowano też multiplikatory firmy ABU, w tym Revo STX. W ofercie polskich sklepów w tym roku będą dostępne jedynie najuboższe wersje multiplikatorów Abu - Black Max, Silver Max oraz Pro Max. Na specjalne jednak zamówienie można zamówić od najprostszego Revo S, kończąc na Revo Premiere. 

     
    Berkley i pure fishing to również wędziska. Na stoisku zaprezentowano kilka wędek z serii Series One oraz Signa. 

     

     

     
    Dystrybutor zapewniał nas również, że na rynku polskim zagoszczą konstrukcje z wyższej półki firmy ABU tj. Fantasia Red. Daiwa - pro forma
    Wizyta firmy Daiwa można chyba podsumować krótko - wizyta pro forma. Na pytania odpowiedzi padały tak skromne, że aż trudno uwierzyć, że firma ta chce sprzedawać na polskim rynku. Kolejnym minusem był brak katalogów z aktualną ofertą. Nie wiem czy w taki sposób Daiwa chciała ograniczyć koszty, czy pozbyć się swoich klientów ale na mnie osobiście w tym roku firma ta nie zrobiła wrażenia. To dziwne bowiem co roku pisaliśmy o niej w samych superlatywach. Przejdźmy jednak do krótkiego podsumowania. 

     
    Kołowrotki spinningowe - powtórka z rozrywki z zeszłego roku. Pamiętam wejście morethana i wielki ruch wkół tej konstrukcji. W tym roku jak w muzemum za szybką nie wzbudzał większego zainteresowania po prostu był ładnie wyeksponowany.   

     
    Multiplikatory? No cóż. Dodano Daiwę Steeza. Reszta bez zmian czyli powrótka z rozrywki.   

     

     

     

     
    Wędki? Tutaj przyznać muszę, że było całkiem sporo bardzo przyzwoitych wędek castingowych jak i spinningowych.   

     

    Moją uwagę zwróciły wędki z serii Megaforce. Porządnie wykonana, gustownie wykończona oraz posiadająca bardzo ciekawą akcję. Myślę, że do średniego castingu będzie bardzo dobrym rozwiązaniem. 

     

    Oprócz tego znaleźliśmy kilka innych wędzisk, które mogliśmy albo oglądać podczas zeszłorocznych targów albo były już oferowane w sprzedaży w roku 2007. 

     

     

     

     

     
    Przyznać muszę, że troszkę zawiodłem się na samym podejściu Daiwy do targów. Zwykle w centrum uwagi, jak i w centrum hali targowej. Tym razem gdzieś na szarym końcu hali. Niestety nie zrobiło to na mnie wrażenia - może następnym razem. Różności
    Między stoiskami można było zobaczyć jeszcze kilka drobnych ciekawostek, o których chciałbym tutaj nadmienić. Pierwszą z nich była oferta firmy Garmin - morska nawigacja satelitarna GPSMap 525. Wersja 525s posiada również wbudowaną echosondę. Świetny kolorowy wyświetlacz pozwala na odczyt mapy właściwie w każdych warunkach. 

     
    Ciekawą ofertę odzieży impregnowanej oraz obuwia wędkarskiego i myśliwskiego zaprezentowała firma Lemigo. Oprócz najprostszych wersji obuwia, Lemigo dostarcza również wersje bardziej z wkładką termiczną i dodatkowym ociepleniem. Firma nie zapomniała również o osobach z większą stopą. Obecnie dostępne są kalosze nawet w rozmiarze 48. 

     
    Dystrybutor firmy Jenzi przedstawił ofertę gum do połowu zarówno szczupakowego jak i morskiego. Na stoisku przedstawiono szeroki wybór swimmbaitów miękkich. 

     

     
    Wśród gąszczu różnych wędek, raz gorszych, raz lepszych znaleźliśmy słynnego UglyStika. tym razem w odmianie troszkę delikatniejszej - spinncast 240. 

     

     
    Czy rzeczywiście Ugly (brzydki) jest taki jak go opisują? 

     
    Jedną z godnych uwagi ciekawostek były silniki firmy YoMoto. Silniki te moga być bardzo ciekawą alternatywą dla Minn Koty - są tańsze, bo niewątpliwie na naszym polskim rynku jest bardzo ważne. Czy jednak dorównują jakością produktom Minn Koty? Czas pewnie pokaże. Za wersję 30lbs musimy zapłacić około 600 PLN. 

     
    Nie obyło się też bez stoiska przedstawiciela Cabelasa, Lunkera, Yum (wymieniac by można jeszcze kilka firm) na targach. Wśród szerokiej ekspozycji znaleźliśmy coś dla siebie - gumy Yum oraz trudno dostępne w Polsce lunker'y.   

     
    Firma Zaked zaprezentowała szeroką gamę odzieży ochronnej w tym ciekawą serię "Ocean". W ofercie tejże firmy można znaleźć wysokiej jakości, funkcjonalne, oddychające wodery zrobione z poliestru/teflonu. Bardzo lekkie z wieloma cechami: kieszeń na klatce piersiowej izolowana przy pomocy wełny, regulowane elastyczne szelki z klamrami, wysokiej jakości 3,5 mm skarpeta neoprenowa.   

     
    Zapytacie pewnie co ma melon do wędkarstwa? Melonair to pompowane płozy, wytrzymała, konstrukcja, krzesełko, wiosła lub silnik to po prostu rodzaj "łodzi" wodnej, którą możemy spakować w niewielkie pudło i wyruszyć na poszukiwanie niedostępnych dla tradycyjnych środków transportu zakątków jezior. Firma SVEA sp. z o.o. zaprezentowała kilka typów tych "łodzi".   

     

     
    Podczas szukania kolejnych nowości znalazłem kilka woblerów firmy ILLEX. Dobrze lecą, są łowne więc warto o nich wspomnieć. 

     
    Twardy korzeń to próba zaspokojenia naszych potrzeb "chwalenia się". W dobie C&R chciałbym przedstawić tą firmę na naszym forum. Złowiłeś rybę? Chcesz się nią pochwalić przed znajomymi, czy nawet zrobić sobie pamiątkę - rybę wypuść, a zamów sobie rzeźbę. Fajny pomysł! 

     

     
    Na stoisku Jaxona najbardziej podobały mi się dwie przynęty: surfer i mantra. Czy będą skuteczne? Nie wiem ale wyglądać wyglądają na pewno bardzo atrakcyjnie. 

     

     
    Ale znaleźliśmy również takie kwiatki. Popatrzcie dokładnie na woblery. Może znajdziecie coś, co spinningistę powinno zainteresować ale jednocześnie wzbudzić niepokój (podpowiem - ster ... czyż nie jest wklejony odwrotnie?). Zapewniano nas, że tak ma być.  

     
    Cupido - jak zwykle - dużo i z pompą
    Jak co roku wrażenie robiła ekspozycja Cupido. Tradycyjnie każdy mógł spróbować swoich sił podczas zabawy z podnoszeniem ołowianej ryby za pomocą wędek tejże firmy. Wędki się wyginały, trzeszczały ale generalnie wytrzymywały próby kolejnych śmiałków. Szczytówka, plastyczna, wyginająca się na wszystkie strony robiła zresztą też jak co roku wrażenie na publiczności. 

     

     
    Nowości? Castingowych nie było. Głównie skoncentrowano się na wyeksponowaniu nowej plecionki kevlarowej o okrągłym przekroju. 

     
    Ponadto zaprezentowano nowe główki jiggowe zarówno tej mniejsze jak i duże do połowu w morzu. 

     
    Moją uwagę zwróciła w szczególności kolekcja odzieży wędkarskiej. Oprócz stroju dla spinningistów w ofercie Cupido znajdziemy również odzież przeznaczoną na wyprawy morskie. 

     

     

    Druga cześć relacji z Targów Wędkarskich "Na ryby" znajdziecie pod niniejszym linkiem - Targi wędkarskie "Na Ryby 2008" - relacja cz. II

    Remek, 2008 

Artykuły

×
×
  • Dodaj nową pozycję...