Skocz do zawartości

Artykuły

Manage articles
  • admin
    Wprowadzenie

    Długo szukałem wędki jerkowej, której transport byłby mało kłopotliwy. Taka wędka miała mieć odpowiednią moc zaś jej masa wyrzutowa umożliwiać swobodne operowanie dużymi przynętami (60 – 120g), w szczególności jerkami. Ustaliłem przy tym, że jej koszt nie miał przekraczać magicznej kwoty 500 PLN. Wędka miała być krótka, dwuczęściowa. Początkowo postanowiłem poszukać takiego sprzętu na rynku amerykańskim. Jednak po lekturze kilku katalogów największych sklepów internetowych stwierdziłem, że nie będzie to zadanie wcale łatwe. Zdecydowana większość wędek była jednoczęściowa. Zresztą czy Amerykanin na ryby jeździ na rowerze lub autobusem?


    Cóż, do tematu postanowiłem podejść z innej strony. Chciałem zbudować ją od podstaw u naszych rodzimych rzemieślników. Mój zapał jednak szybko i skutecznie został ostudzony. Było to praktycznie niemożliwe ze względu na nikły wybór dostępnych blanków oraz ceny, która przekraczała założony przeze mnie próg. Wiedziałem jednak, że na rynku europejskim istnieje seria wędzisk jerkowych firmy Ultimate sygnowanych przez Bertusa Rozemeijera – znanego łowcy szczupaków. Wybór padł właśnie na jedną z nich – Rozemeijer 2 jekrit.   Rozemeijer 2 Jerkit
    Materiał
    IM6
    Długość / długość transportowa
    195 cm /  100 cm
    Ciężar
    225 g
    Liczba części
    2
    Masa wyrzutowa
    80-120g
    Moc
    nieznana
    Kolor
    czarny (grafitowo szary)
    Typ
    casting / jerking
    Akcja
    szybka
    Cena
    350 PLN
     
    Niestety kupno nie należało wcale do łatwych. Wędka dostępna jest jedynie za zachodnią granicą naszego kraju. W Polsce najczęściej można ją kupić z drugiej ręki lub w nielicznych specjalistycznych sklepach wędkarskich prawie „z pod przysłowiowej lady”.  Na dzień dzisiejszy w naszym kraju nie ma dystrybutora omawianego sprzętu tak więc i serwis jest w znacznej mierze utrudniony.

    Pierwsze wrażenie

    Od samego początku porównywałem ją z pierwszą wersją wędzisk z serii jerkowych. Wędkę tą, jednoczęściową, użytkowałem już blisko dwa lata. Znałem jej dobre i złe strony, więc jakby naturalnym stało się wzajemne porównanie tych dwóch produktów. To właśnie jednoczęściówka rozemeijera zawojowała nasz polski rynek dwa lata temu wraz z upowszechnieniem przynęt jerkowych w Polsce. Była ona marzeniem każdego adepta sztuki tego rodzaju połowu ryb. Pierwsze wrażenie bardzo pozytywne. Zupełnie inny wygląd, lepsze wykonanie, lepsze komponenty i doskonalsze wyważenie. Zdecydowanie wybijała się na korzyść w porównaniu z innymi konkurencyjnymi konstrukcjami w tej samej klasie cenowej. Nie jest to zwykła „szczotka” tylko wędka, która ma do zaoferowania zdecydowanie więcej. Na pierwszy rzut oka wydaje się być niepozornia, raczej delikatnia, a jedynie jej opis na blanku sugeruje niezłą moc – typowo jerkową 80 – 120g.
     

    Wędka Rozemeijera  
    Konstruktor wędki chciał podkreślić, że nad projektem sprawował pieczę nie kto inny jak Bertus Rozemeijer dekorując ją naklejką z nazwiskiem projektanta oraz jego autografem (łączenie części wędki). Szczególnie ten drugi element, na pierwszy rzut oka, wyróżnia nową serię wędek. Jednak na tym nie poprzestano.
     

    Autograf miłym dodatkiem  
    Zbrojenie

    Już od samego początku w oko wpadają przywieszki informujące klienta, że wędka została oparta na podzespołach firmy Shimano. Wędkę wyposażono w przelotki Alconite, zaś mocowanie multiplikatora na popularnym Fuji ECS. Nie jest to co prawda najwyższa klasa komponentów Shimano jednakże zastosowanie takich elementów pozwoliło na uzyskanie niższej ceny rozwiązania. Jeśli chodzi o sprzęt jerkowy klasy średniej wydaje się to bardzo rozsądnym podejściem. Podobną strategię przyjęli i inni producenci.
     

    Zbrojenie Fuji Alconite  
     

    Uchwyt Fuji TCS  
     

    Typowy cyngiel dla wędek castingowych  
    Przelotka szczytowa moim zdaniem wygląda troszkę mizernie. Raczej typowa dla wędek castingowych a nie jerkowych. Wielokrotnie, przy okazji oglądania konkurencyjnych rozwiązań, widziałem, że w celu wzmocnienia konstrukcji wędkę uzbraja się w lepszej jakości komponenty. W celu jej porównania zestawiłem ją ze specjalistyczną amerykańską wędką jerkową. Tutaj mimo, zastosowania na całej długości komponentów podobnej klasy na szczycie wykorzystano Fuji Hardloy. Zdecydowanie zwiększa to trwałość rozwiązania jednocześnie budząc wśród wędkarzy większe zaufanie.
     

    Porównanie przelotek wędki Rozemeijera i Pete Mainy  
     

    Widok od góry  
    Wędkę uzbrojono w 8 przelotek. Omotki raczej wykonane starannie, choć nie wszystkie. Jeśli dokładnie popatrzymy na poszczególne mocowania, zwłaszcza pod słońce, można zauważyć, że końcówkami ozdobnej, złotej nici nieco prześwitują wywołując efekt nienajlepszego wykończenia. Nie jest to jednak problem wszystkich omotek. Część wykonana jest starannie a inne na granicy dopuszczalności. Oczywiście nie wpływa to na użyteczność wędki jednak dla estetów mógłby to być poważny argument przeciw.
     

    Przebijające końcówki nici  
    Na jednej z przelotek zauważyłem również, że omotki są mocno zalane lakierem. Tak mocno, że pierścień wewnętrzny przelotki jest niejako dodatkowo „wzmocniony” warstwą lakieru. To oczywiście, w zależności od intensywności zjawiska, w znaczny sposób może wpływać na pracę wędki zarówno przy wyrzucie jak i przy ściąganiu przynęty. Mimo, że to defekt, który występuje sporadycznie, przed zakupem należy sprawdzić czy wędka nie posiada podobnych cech lub delikatnie i ostrożnie próbować zdrapać nadmiar lakieru.
     

    Trochę za dużo lakieru  
    Dolnik wędki

    Wędka, jak wspomniałem wcześniej przeszła swoją ewolucję. Pierwsza wersja była moim zdaniem nienajlepiej wyważona. Mimo, że była lżejsza od prezentowanej w niniejszym artykule, dłuższe operowanie sprawiało, że wędkarz miał wrażenie masy. W nowej wersji celem bardziej precyzyjniejszego wyważenia zastosowano metalowe zakończenie dolnika. Poprawia to również nieco estetyczne walory. Końcówkę przymocowano na stałe. Nie ma zatem możliwości zmian (bez ingerencji rzemieślnika) środka ciężkości przez wymianę jej na cięższą, lżejszą jak w niektórych spotykanych na rynku wędkach jerkowych. Nie stanowi to oczywiście problemu.  

    Metalowa końcówka dolnika  
     

    Widok z boku końcówki  
    Wędka wydaje się być wyważona bardzo dobrze. Jej środek ciężkości przypada blisko mocowania kołowrotka. Mając okazję kilkugodzinnego operowania tym sprzętem oraz holowania kilku ryb przekonałem się, że przesunięcie środka ciężkości było zabiegiem bardzo pożądanym i zarazem koniecznym. Wędką bez najmniejszego problemu sprawnie operuje się samym nadgarstkiem, co w jerkingu, zwłaszcza lekkim i precyzyjnym ma niebagatelne znaczenie.

    Szczytowa strona dolnika została zakończona niewielkim pierścieniem. Zastosowanie obu zakończeń powoduje, że wędka wygląda ciekawie pod względem estetycznym, a wykończenia stanowią jakby całość.
     

    Górny pierścień dolnika  
    Jeśli chodzi o sam dolnik wędki wykonano go raczej z przeciętnej jakości korka. Widać wiele miejsc, w których zastosowano masę szpachtlową by uszczelnić ubytek materiału. Moim zdaniem jest to najsłabszy element całości. W niektórych konkurencyjnych konstrukcjach zastosowano lepszy materiał. Ponadto lakierowanie również nie należy do najlepszych. Dolnik już po kilku wyjazdach staje się brudny, a jego wyczyszczenie jest praktycznie niemożliwe. Osoby, które przywiązują do tego wagę powinny dodatkowo zabezpieczyć korek impregnatem, który jest dostępny w niektórych pracowniach wędkarskich.
     

    Korek dolnika wędki  
    Konstrukcja i akcja

    Jak wspomniałem wcześniej wędka jest dwuczęściowa. Łączenie wędki jest solidne. Dodatkowo wzmocnione. Kilkumiesięczne, systematyczne używanie wędki nie wykazało powstania luzów oraz pęknięć, czy rozwarstwień. Dodatkowo podczas łowienia nie zauważyłem by wędka „przekręcała się” lub luzowała w znaczny sposób. Można powiedzieć, że rozwiązano to w sposób zadawalający. Łączenie wędek ma długość około 65 mm.    

    Łączenie wędki  
    Rozemeijer 2 jerkit jest wędką przystosowaną do połowu ryb na kołowrotek o ruchomej szpuli tzw. multiplikator. Łowiłem nią używając zarówno tradycyjnego dużego multiplikatora typu C4 jak i low profile (shimano metanium XT). W obu przypadkach wędka sprawuje się bardzo dobrze. Wędka świetnie leży w rękach a operowanie nią jest bardzo łatwe, precyzyjne i mało męczące dzięki dobremu wyważeniu. Dopiero po wyposażeniu ją w low profile odkryłem jej możliwości operowania przynętami o masie poniżej dolnej granicy masy wyrzutowej.
     

    Wędka Rozemeijera z C4 6501  
     

    Wędka Rozemeijera z Shimano Metanium XT 2005  
    Wędkę testowałem używając różnych przynęt. Idąc od góry uważam, że ciężar wyrzutowy 120g jest wysoce przesadzony. Kiedy rzucałem przynętą o masie ~100g (fatso 14s) wydawało się, że jest to granica jej możliwości. Rzucanie tej masy było wysoce niekomfortowe a osiągane przy tym odległości i precyzja rzutów moim zdaniem nie była zachwycająca. Zdecydowanie lepiej łowi się przynętami mniejszymi. Rozpoczynając już od 80g a kończąc na 50g uzyskujemy najlepszy efekt ładowania wędziska. Oddaje się wtedy dalekie rzuty przy zachowaniu pełnego komfortu łowienia. Efekt ładowania wędziska jest na pewno bardziej zadawalający niż w wędce poprzedniej generacji. Prawdopodobnie uzyskano to dzięki zastosowania innego komponentu blanku oraz innego rozmieszczenia uzbrojenia (przelotki). Jak widać doświadczalne wyniki nie potwierdzają się z założonym przez producenta opisem. Brak w niej bezpiecznego zapasu mocy. Moim zdaniem przynęta 120g jest absolutnie graniczną wartością.

    Długość 195 cm umożliwia swobodne jerkowanie zarówno z łodzi jak i z brzegu. Wersja dwuczęściowa zapewnia swobodny transport zarówno w środkach komunikacji miejskiej jak i w samolotach co jest niesłychanie ważne dla podróżujących wędkarzy. Do wędki dołączony jest standardowy, czarny pokrowiec, na którym widnieje opis parametrów wędziska.
    Wędka bardzo dobrze zachowuje się podczas walki z rybą - zarówno dużą ponadmetrową jak i mniejszą. Każdy zryw ryby, nawet przy mocno ustawionym hamulcu amortyzowany jest prawidłowo wędką. Można powiedzieć, że wędka pracuje za wędkarza, często wybaczając błędy. Taka cecha szczególnie w przypadku wędek jerkowych, które charakteryzują się niezwykłą sztywnością jest bardzo ważna. Zmniejsza bowiem ilość zejść ryb podczas holu. 
     
    Zastosowanie

    Wędkę Rozemeijer 2 jerkit stosuję do połowu szczupaków metodą jerkową. Tak jak wspomniałem jest to bardzo dobry wybór w przypadku stosowania przynęt o gramaturze wyrzutowej 50-80g. Generalnie używam jej wraz z tradycyjnym multiplikatorem C4 6501 oraz plecionką 20 – 40lb. Istnieje również możliwość zastosowania lżejszego podejścia wykorzystując kołowrotek o ruchomej szpuli typu low profile (wersja mocniejsza np. shimano currado, metanium, president pflueger i.in.) oraz plecionki 15lb. W tym przypadku kij również spisywał się odpowiednio spełniając wymagania.  Podsumowanie

    Wędka ta staje się bardzo popularna w Polsce dzięki bardzo dobremu współczynnikowi jakości do ceny. Niestety należy ubolewać nad tym, że nie ma oficjalnego przedstawicielstwa firmy Ultimate w Polsce. Obecnie zdobycie jej nie jest wcale łatwe. Generalnie prezentuje się dobrze. Uwzględniwszy fakt, że jest to jedna z nielicznych wędek dwuczęściowych o typowych parametrach jerkówki jest to bardzo ciekawa propozycja dla wszystkich tych, którzy chcą łowić tą metodą ryby drapieżne. Dodatkowo wersja jerkit została znacznie unowocześniona w stosunku do poprzednich wersji.
     
     Remek (remek@jerkbait.pl)


  • W poprzednim artykule starałem się, przybliżyć Wam charakterystykę kilku grup przynęt stosowanych przy łowieniu szczupaków metodą jerkową. W tej części skupię się na podpowiedzeniu Wam jak należy dobrać sprzęt, aby metoda jerkowa spodobała się Wam, aby była przyjemna i przede wszystkim skuteczna.
     
      Zdjęcie 1  
    Całą przygodę z jerkingiem musimy rozpocząć od poszukiwań i zakupu odpowiedniego wędziska i kołowrotka. Metoda jerkowa kojarzy mi się nierozerwalnie ze sprzętem castingowym i na tym się skupię. Nie będzie to zatem zwykły sprzęt spinningowy. Niestety, aby metoda ta była przyjemna i niemęcząca powinniśmy zainwestować w nowy sprzęt. Czekają nas spore wydatki, a kolejnym ograniczeniem jest bardzo znikomy wybór sprzętu castingowego w Polsce. Mała oferta, którą przedstawiają nasi dystrybutorzy zmuszają nas do zakupów sprzętu za granicami naszego kraju.
     
    Wędka
    Wracajmy do opisu podstawowego sprzętu, który będzie nam potrzebny. Zacznę od wędziska. Optymalną długością wędki castingowej stosowanej do metody jerkowej jest 1,8 - 2,1 m (6’ – 7’). Wędkarz dobierając długość wędki powinien wziąć pod uwagę swój wzrost. Zbyt długie wędki niestety utrudniają łowienie, które staje się zbyt uciążliwe. Wybór odpowiednio krótkiej wędki związany jest czysto z metodą, ponieważ jerkując, najczęściej pracujemy wędziskiem skierowanym w dół i przynętę podciągamy lub szarpiemy szczytówką w kierunku lustra wody. Dobrze jest, aby łowiąc, zająć jak najwyższe miejsce na łodzi. Wybierając kij, także powinniśmy zwrócić uwagę na długość dolnika. Najlepiej dobrać go według swoich upodobań, ale pamiętajmy, że zbyt krótki dolnik będzie utrudniał hol większej ryby, a zbyt długi będzie znacznie utrudniał prowadzenie przynęty.
     
      Typowe zestawy jerkowe
     
    Wędka jerkowa, najczęściej sztywna, umożliwia nam nadanie odpowiedniej pracy i pozwala na całkowitą kontrolę nad dużą i ciężką przynętą. Większość wędzisk to kije jednoczęściowe, jednak kilku producentów ma w swojej ofercie kije dwuczęściowe, które według doświadczeń wielu łowców są tak samo dobre.
    Najbardziej optymalnym wędziskiem będzie kij o ciężarze wyrzutu do około 70 – 100 g (2 ½ oz – 4 oz). Kijem o takiej gramaturze wyrzutu jesteśmy w stanie łowić większością szczupakowych przynęt jerkowych. Do lżejszych przynęt wystarczą nam kije castingowe o ciężarze wyrzutu do około 40 – 60 g (1 ½ oz – 2 oz), natomiast do tych najcięższych przynęt możemy poszukać kija o granicy wyrzutu nawet do około 170 g (6 oz).
    Do większości przynęt najlepszy będzie wspomniany kij do 100 g. Nie należy też obawiać się tak dużej gramatury wyrzutu i tak mocnego kija. Jeżeli chodzi o metodę jerkową to daję 100% gwarancję, że łowienie tak mocnym kijem to wielka satysfakcja i przyjemność.
     
      Zestawy do ciężkiego jerkingu
     
    Z dostępnych wędzisk na naszym rynku można wymienić Dragon HM62Jerk, Dragon HM62Slider, Daiwa Tornado Jerk, Cormoran Black Star Jerk, St. Croix z serii Avid i Premiere Musky-Pike casting, Jaxon Profix Jerk, Jaxon Orion Jerk. Można także skorzystać z usług naszych krajowych zbrojmistrzów kijów. Szukając wędek za granicami naszego kraju, korzystając np. z usług sklepów internetowych mamy ogromny wybór wśród różnych producentów i różnych modeli wędzisk.
    Mogę polecić kilka sprawdzonych wędzisk, np. Berkley Lightning Professional Rod, rodzina wędzisk Rozemejer Jerk, BPS Pete Maina, Cabelas Tourney Trail, Shimano Compre, BPS Bionic Blade XPS, Masterline Toothy Critter. Dobrym wyborem będą także kije Quantum Crypton, Fig Rig Rod, Fenwick Techna lub HMG Muskie, Penn Millenium Jerkbait, Cortland CTR lub  Spro Jerker.
     
      Wędki dwuczęściowe są wygodne w transporcie
     
     
    Kołowrotek
    Kolejnym zakupem potrzebnym do metody jerkowej będzie porządny i niezawodny multiplikator. Pamiętajmy, że będziemy mieli do czynienia najczęściej z dużymi i ciężkimi przynętami, więc podczas kilkusezonowej eksploatacji, zbyt słabe kołowrotki nie sprawdzą się. Dobry multiplikator powinien być sprawny w każdych warunkach, powinien dobrze nawijać linkę i zawsze musimy być go pewni. Często łowienie dużymi jerkami szybko zweryfikuje jakość naszego multiplikatora.
     
      C4 z Abu stał się polskim standardem
     
    W tej metodzie zwykle sprawdzają się multiplikatory okrągłe i najczęściej dużych rozmiarów z tzw. grupy ‘round’. Wybierając multiplikator do jerkowania należy oczywiście dokonać wyboru pomiędzy modelami na lewą lub prawą rękę, w zależności od preferencji wędkarza. Myślę, że dobierając sprzęt warto oprzeć się o doświadczenia wędkarzy, którzy łowią tą metodą od wielu lat. Wydaje mi się, że oni dobrze podpowiedzą, który sprzęt w pełni wytrzyma takie łowienie i nigdy nas nie zawiedzie. Kiedyś kupując pierwszy kołowrotek dokonałem wyboru opierając się na informacjach uzyskanych od bardziej doświadczonych wędkarzy. Pierwszym multiplikatorem, który warto polecić jest na pewno Abu Garcia C3 lub C4, w wielkościach 5501 lub 6501. Zwłaszcza C4 jest dobrym wyborem ze względu na jego wyższe przełożenie, które szczególnie podczas metody jerkowej będzie bardzo przydatne. Są to konstrukcje sprawdzone od wielu lat przez wytrawnych łowców szczupaków.
    Jest wiele multiplikatorów, które będą nadawać się do jerkowania. Najlepszy wybór oferuje Daiwa i Shimano, większość modeli nadających się do tego typu łowienia jest niestety droga. Jednak w przypadku tych firm płacimy za rewelacyjną jakość i użyte najlepsze materiały. Z tańszych firm na pewno znajdziemy coś wśród multiplikatorów Tica, Okuma, Cabela’s. Multiplikatory, które będą nadawać się do metody jerkowej, to między innymi: Abu Ambassadeur Morrum, Abu Ambassadeur D5 lub D6, Pflueger Trion, Daiwa Millionaire CV-X lub CV-Z, Tica CA, CM, CT lub SS, Shimano Calcutta, Cardiff lub Corvallus, Okuma Nitryx lub Induron.
    Do metody jerkowej, szczególnie do łowienia mniejszymi i dość lekkimi jerkami będą nadawały się także multiplikatory niskoprofilowe. Zauważyłem, że wielu łowców szczupaków używając lżejszych przynęt korzysta z tych kołowrotków. Multiplikatory te są znacznie wygodniejsze i „przyjemniejsze” w obsłudze, niż ich więksi bracia, opisani powyżej. Zaletą niskoprofilowców jest lżejsza waga, wygodniejszy uchwyt, często większy zasięg rzutów oraz zwiększona precyzja i celność wyrzutu. Jednak są to konstrukcje przeznaczone do łowienia mniejszymi i lżejszymi przynętami, więc stosując je bardzo często, tylko do metody jerk’owej, możemy spodziewać się przedwczesnego zużycia lub uszkodzenia kołowrotka.
    Z własnego arsenału mogę polecić Daiwa Procaster oraz od niedawna sprawdzoną Tica Sculptor. Obydwa niskoprofilowce nadają się do lekkiego jerkowania i od pewnego czasu oba kołowrotki dostępne są na naszym rynku. Do opisywanej metody dobre będą także: Shimano Curado i Costaic, Pflueger Trion Low Profile, Quantum Enegry oraz Daiwa Procaster Tournament.
     
      Niski profil z fabryki Shimano  
     
    Linka
    Kolejnym nierozłącznym elementem zestawu jerkowego będzie dobra plecionka, którą nawiniemy na multiplikator. Nie będę za bardzo rozpisywał się o linkach jednak wspomnę o wytrzymałościach i średnicach plecionek potrzebnych do naszego zestawu. Kupując plecionkę wybieramy raczej z tych grubszych i bardziej wytrzymałych. Dobre będą plecionki z zakresu średnich 0,20 mm – 0,25 mm. Cieńszych plecionek nie polecam, gdyż metoda i połów szczupaków nie wymagają stosowania cieńszych linek. Grubsze linki są bardziej wytrzymałe i uchronią nas także przed stratą przynęty w momencie zaplątania się plecionki w multiplikatorze, zapobiegną odstrzeleniu i utracie przynęty, a także pozwolą nam na zdecydowany i szybki hol dużej ryby. Kupując linkę za granicą należy sugerować się podaną wytrzymałością plecionki, tak więc dla nas najlepsze będą te z zakresu 30 lbs – 50 lbs (13 kg – 23 kg). Pamiętajmy też, aby kupować linki sprawdzone, znanych producentów, te które będą spełniały swoje zadanie. Wiele tańszych plecionek nie trzyma żadnych norm i nie są tak wytrzymałe jak piszą o nich producenci. Szkoda pieniędzy, lepiej zaoszczędzić i kupić klasową plecionkę.
     
     
    Przypony
    Jeżeli mówimy o plecionkach to warto wspomnieć o przyponach, które przy tej metodzie (oprócz uchronienia zestawu przed zębami szczupaka) spełniają dość ważną rolę. Dobór odpowiedniego przyponu nie jest taki prosty, jednak po kilku doświadczeniach z różnymi rodzajami przyponów można wysnuć pewne wnioski. Przypony, które stosuję są zróżnicowane, jednak jeden rodzaj przyponów uważam za pewien hit światowego jerkingu. Są to przypony wykonane z tytanu. Jest to świetny materiał, spełniający wszystkie kryteria wytrzymałości i trwałości. Przypony te są na tyle sztywne, a zarazem sprężyste, że pozwalają na dobre poprowadzenie każdej przynęty stosowanej w jerkingu. Można je używać zarówno podczas łowienia np: pullbait’ami, jak i zgrabnymi gliderami. Ideałem takiego przyponu jest Terminator Titanium Leaders. Jednak są to przypony nieznane na naszym rynku i niedostępne. Z dostępnych przyponów na naszym rynku stosuje zwykłe, mocne i wytrzymałe przypony skręcane ze stali nierdzewnej w koszulkach nylonowych lub igielitowych. Są one bardzo dobre do gliderów jak i wszystkich innych mniejszych jerków. Używając takich przyponów do ruchliwych przynęt, jakimi są szybujące glider’y, ich zaletą jest miękkość, która pozwala na dużo większe odejścia przynęty na boki podczas prowadzenia. Sztywne przypony i druty ograniczają ruch przynęty zmniejszając jej zakres. Niestety wadą przyponów stalowych jest ich mała trwałość i skłonność do odkształceń. Sam najczęściej stosuję przypony Barkley Steelon Wire – Wound.
     
      Zdjęcie 7  
    Oczywiście samemu też można wykonać takie przypony kupując odpowiednie materiały, stalową linkę przyponową, zaciski, agrafki i krętliki.
    Dobrym materiałem na szczupakowy przypon jerkowy jest fluorcarbon leader, który wyglądem przypomina grubą żyłkę. Przypon wykonany z fluorocarbonu jest dobry do łowienia na większość jerków, będzie dobry zarówno do twitchbaitów, pullbaitów, jak i do gliderów. Jest to materiał niewidoczny w wodzie i niesłychanie odporny na wszelkiego rodzaju urazy mechaniczne. Mimo swojemu wyglądowi jest bardzo odporny na zęby wszystkich drapieżników. Nie odkształca się i nie załamuje. Jest dość sztywny. Osobiście takie przypony wykonuję z materiału fluorocarbon leader o wytrzymałości 50 - 60 lbs (22 - 27 kg).
    Kolejną rodziną przyponów zaprojektowanych specjalnie do metody jerkowej i do łowienia wielkimi wirówkami z chwostami są cienkie druty stalowe. Są to krótkie, sztywne przypony. Dzięki nim możemy poprowadzić dużą przynętę, która wymaga dość specyficznego prowadzenia. Będą, więc bardzo dobre do przynęt typu pullbait, które często wymagają usztywnienia końca zestawu. Na naszym rynku dostępne są druty firmy Cormoran, a na rynku światowym jest kilku producentów takich przyponów. Jednak myślę, że zrobienie takiego przyponu samemu, przy odrobinie chęci i wprawy, jest dość proste. Moi koledzy wykonują takie przypony z drutu Dental (używanego przez stomatologów) lub ze sztywnych, cienkich drutów ze stali nierdzewnej.
    Długość przyponów, które stosuję najczęściej do jerkowania waha się w granicach 15 - 30 cm. Na zdjęciu kilka rodzajów używanych przeze mnie przyponów.
    Oczywiście pamiętajmy o zakończeniu zestawu dobrej jakości agrafką. Na szczupaki agrafka powinna być wystarczająco duża i solidna, aby wytrzymać hol dużej i ciężkiej ryby. Najlepiej, jeżeli agrafka jest okrągła, wówczas nie ogranicza ruchu przynęt i powinna być zrobiona z jednego kawałka drutu. Za granicą pojawiły się agrafki, które nigdy nie otwierają się same. Stosując takie agrafki, możemy być pewni podczas holu każdej dużej ryby. Na zdjęciu przykład takiej agrafki.
     
      Zdjęcie 8  
    Na koniec nie pozostaje nam nic innego, jak zaopatrzyć się w odpowiedni sprzęt i rozpocząć pierwsze rzuty jerk'ami.
    Tekst w skróconej wersji ukazał się w Wiadomościach Wędkarskich 06/2005.

    Sebastian "rognis_oko" Kalkowski
     
    Zdjęcia:
    1,3,5,8,9 - Sebastian "rognis_oko" Kalkowski
    2,4,6 - Piotr Flor

  • Jerking bez tajemnic cz. I

    Przez admin, w Techniki połowu,

    Moda na jerking powolnymi krokami zbliża się do naszego kraju. Jerki używane od wielu, wielu lat przez amerykańskich wędkarzy, znalazły także swoich wielkich zwolenników w krajach Europy. Jerking, metoda wędkarska kojarzona najczęściej z łowieniem szczupaków, ale także wykorzystywana przy połowie sandaczy, okoni, sumów i innych drapieżników zamieszkujących przede wszystkim kontynent amerykański.
    Chciałbym skupić się na jerkingu typowo szczupakowym, ponieważ jest to moja mała pasja.
    Co to w ogóle są jerki? Są to sztuczne przynęty, najczęściej wykonane z drewna, plastyku, a także ze specjalistycznych pianek. Są to przynęty odpowiednio dociążone, o bardzo zróżnicowanych kształtach, często nie posiadające steru, który wykorzystywany jest najczęściej przy budowie typowych woblerów. Jerki występują w wersjach pływalnych i niezatapialnych (powierzchniowce), w wersjach pływających, które schodzą do danej głębokości oraz w wersjach tonących, które mają zasięg do kilku metrów. Jerki spotykamy, zatem lekkie, ciężkie 20-60 g i bardzo ciężkie 80-200 g. Najczęściej spora waga przynęty związana jest z jej dużą wielkością.
    Zapytacie, w jaki sposób przynęta podobna w budowie do woblera pracuje bez steru? Jest to wynikiem odpowiednio zaprojektowanego kształtu oraz odpowiednio umieszczonego i dobranego obciążenia. Projektanci jerków mają na pewno swoje tajemnice i niełatwym jest czerpanie ze wzoru oryginalnej produkcji. Pamiętajmy jednak, że pracę jerków uzyskujemy dzięki ruchom wędziska, więc jest ona bardzo od nas zależna choć można ją kontrolować.

     
      Zdjęcie 1  
    Twitchbaity
    Oczywiście do rodziny jerków możemy zaliczyć także charakterystyczne, duże woblery ze sterami, tzw. Twitchbait’y. Jest to rodzina woblerów, którym oprócz zwykłej pracy, jaką osiąga się podczas zwijania linki, nadaje się ruch różnego rodzaju podszarpnięciami i podciągnięciami, które dodatkowo wabią drapieżnika. Są to najczęściej przynęty w wersjach pływających.
     
      Rodzina twitchbaitów
     
    Dla przybliżenia wyglądu podam przykład charakterystycznych twichbait’ów, które są jednymi z najbardziej popularnych wśród łowców szczupaków Grandma oraz Jake Musky Mania. Dobrym twichbaitem jest także Rapala SSR. Nasi Polscy producenci też mogą pochwalić się typowymi i łownymi twitchbait’ami, chociażby Salmo, które w swojej ofercie posiada wspaniałego, pływającego, 12-to centymetrowego Perch’a oraz jedną z zeszłorocznych nowości, którą jest Skinner. Wspomniany Perch jest jedną z moich ulubionych przynęt spinningowych i trollingowych na szczupaki. Jest to przynęta, która pracuje dobrze w każdej sytuacji, jest kreatywna i pozwala na zastosowanie kilku ciekawych trików. Ta przynęta miała pewien wpływ na moje widzenie szczupakowego spinningu.
     
    Pullbaity
    Następną rodziną jerków są tzw. Pullbait’y. Kształt tych przynęt jest najczęściej podłużny, często spłaszczony. Niektóre przypominają swoim kształtem kawał pomalowanego, drewnianego kołka lub kija od szczotki. Ale uwierzcie – one są skuteczne.
     
      Kilka ciekawych amerykańskich pullbaitów
     
    Są to bardzo charakterystyczne przynęty, ponieważ najczęściej w ogóle nie pracują podczas ich zwykłego ściągania. Przynętom tym nadaje się pracę poprzez podciągnięcia wędziskiem. I tu otwiera się pole do popisu dla wędkarza, Praca tych przynęt może być bardzo różna i wszystko zależy od inwencji i możliwości łowiącego. Pullbait’om można nadać pracę poprzez szereg różnych podciągnięć i technik. Wszystko zależy od pomysłowości, czy przynętę poprowadzimy szybko lub wolno, czy płycej, czy głębiej, czy będzie pracować pojedynczymi długimi skokami, czy delikatnymi, czy szybkimi krótkimi skokami. Przynęty te najczęściej pracują w linii prostej z niewielkimi odchyleniami na boki, ale to w połączeniu z kolorystyką jerka wystarczy, aby sprowokować drapieżnika do ataku. Pullbait’y są dość często „tuningowane” przez łowców szczupaków. Dzięki takim przeróbkom jerki pracują głębiej lub zaczynają pracować odchylając się bardziej na boki.
    Przykładem typowego pullbait’a będzie kultowy Suick oraz Burt Musky Mania, Big Fork, Tony Rizzo Big T, Bobbie Bait lub Jack Salmo. Część tego rodzaju przynęt występuje w wersjach pływających, a część w wersjach pływającej jak i tonącej. Różnorodność tych przynęt pozwala na zastosowanie ich w różnych warunkach i na wielu typach łowisk.
     
    Przynęty powierzchniowe
    Kolejnymi przynętami należącymi do rodziny jerków są wszelkiego rodzaju powierzchniowce. Przynęty te są bardzo zróżnicowane pod względem wielkości, a przede wszystkim kształtu. Wielu producentów z całego świata ma w swojej ofercie kilka rodzajów przynęt powierzchniowych. Woblery powierzchniowe pracują na wiele sposobów. Są powierzchniowce, które podczas swojej pracy pluskają wodę, są takie, które podczas podciągania delikatnie wyskakują ponad wodę lub chowają się pod wodę. Przynęty powierzchniowe posiadają szereg usprawnień, które dodatkowo mogą wabić drapieżniki. Są to różnego rodzaju śmigiełka, skrzydełka, łopatki, „łapki”, itp.
     
      Przynęty powierzchniowe skuteczne latem i wiosną
     
    Przynęty powierzchniowe najlepiej sprawdzają się w bardzo płytkich miejscach lub miejscówkach bardzo porośniętych roślinnością nawodną i podwodną. Są niezastąpione w miejscach, w których normalna przynęta typu wobler, wahadło, guma nie będzie mogła być zastosowana. Jerki te potrafią skutecznie zwabić drapieżnika, który jest zaintrygowany hałasem i zamieszaniem, jakie wywołuje ten rodzaj przynęty.
    Charakterystyczne powierzchniowce to Rapala Popper, Slamer Top Dawg, Huges River Speed Waker, Suick Cisco Kid Topper, Arbogast Musky Jitte Bug, czy Rapala Skitter prop. Polecam zastosowanie tych przynęt na płytkich łowiskach, w miejscach gdzie lubią wygrzewać się szczupaki.
     
    Przynęty typu walk-the-dog
    Przynęty te najczęściej są wykonane z plastyku, a także z bardzo wypornego drewna lub pianki, Przynęta ma za zadanie zgrabne przemieszczanie się po tafli wody i musi być odpowiednio wyporna. Jerki te najczęściej posiadają dodatkowy wabik w formie grzechotki, która jest umieszczona wewnątrz korpusu. Podczas podciągania grzechotka wydaje charakterystyczny odgłos, słyszalny już z daleka.
     
      Walk-the-dog stanowią wyśmienitą przynętę na powierzchniowe szczupaki
     
    Jerki typu „walk the dog” będą skuteczne na płytkich łowiskach i na miejscówkach, które są bardzo zarośnięte. Żerująca ryba bardzo chętnie połasi się na tego typu przynętę. Bardzo fajnym przykładem tego typu przynęt jest Joe Butcher Dancin Rider, a także Musky Mania Doc, Odyssey Pig, Eddie Bait Surfin, Huges River Top, czy Poe’s Giant Jackpot.
     
      Szybujące przynęty
     
    Glidery
    Na koniec zostawiłem swoja ulubioną grupę jerków, tzw. glidery (glider=szybowiec). Są to przynęty najczęściej wykonane z drewna, które pasjonują mnie swoja praca i kształtem, są bardzo skuteczne i wymagają od łowiącego dużej wprawy w ich prowadzeniu. Glider "szybowiec" swoja nazwę zawdzięcza przede wszystkim sposobowi swojej pracy, czyli tzw. szybowaniu w wodzie. Przynęty te są bardzo charakterystyczne właśnie ze względu na swoja prace. Szybowce pracują w poziomie, na przemian raz w lewo, raz w prawo, z jednej strony do drugiej. Poruszają się ruchem "wężowym" podobnie jak jerki powierzchniowe "walk the dog", a różnica jest szczególna - glidery pracują pod woda. Glidery są zarówno pływające, dzięki którym możemy obłowić płytkie łowiska i pracują najczęściej do 0,5-0,8 m. Są tez glidery powoli tonące i szybko tonące, dzięki którym możemy obłowić łowiska o głębokości od 0,5 do około 4 metrów (można i głębiej, ale to już wymaga większej ilości czasu potrzebnej na zatopienie jerka). Ten rodzaj jerków tonących pozwala nam na wielkie spektrum zastosowania. Będą dobre zarówno na łowiskach płytkich, jak i tych głębszych. Na pewno sprawdza się w miejscach zarośniętych (glidery bardzo dobrze omijają łodygi roślinności), na miejscówkach niedaleko pasa trzcin, na zarośniętych blatach, w rozległych nie za głębokich zatokach, na górkach podwodnych, a także na cyplach i spadach odchodzących od brzegu.
     
      Szczupak na glidery Guus'a
     
    Dzięki swojej różnej pływalności, różnych kształtach, wielkościach i różnemu dociążeniu glidery są bardzo wszechstronne. Można je zastosować w zasadzie wszędzie tam gdzie możemy spodziewać się drapieżnika i gdzie jest na tyle płytko, ze nie trzeba stosować np. woblerów SDR. Można je poprowadzić na wiele sposobów i różnymi technikami. Są glidery bardzo wolno i wolno pracujące, szybujące bardzo powoli (najczęściej wykonane z deski), dzięki którym możemy skusić do ataku chimeryczną, mało aktywną lub zaspałą rybę. Są także glidery, którymi możemy szybko pracować, szybko szybują (najczęściej wykonane z pianek lub plastyku) i są one najlepsze na tzw. "hotfish", czyli na aktywne i żerujące ryby. Szybki i agresywny glider bez problemu zwabi aktywną rybę nawet z kilku metrów.
    Glidery wymagają od wędkarza dużej aktywności. "Każdego glidera trzeba nauczyć pływać" - jak mówi mój kumpel. Glidery są bardzo kreatywną przynętą - można się nimi zauroczyć.
    Inne bardzo dobre produkcje gliderów to: Original Amma Bama, Musky Mania Magic Maker, Salmo Slider, River Run Manta, Phantom Lure i Eddie Bait. Bardzo dobrymi gliderami są holenderskie produkcje Guus’a Cornelissen’a, a także belgijskie super produkcje Divani’ego oraz polskie, wspaniałe glidery Yokozuna, które ręcznie wyrabia mój przyjaciel M. Popowicz.
     
      Bullfrog wykonany ręcznie przez Dicka van Hattema
     


    Opisany przez mnie podział jerków jest niepełny. Jest jeszcze z pewnością kilka podgrup i rodzajów jerków. Przedstawiony podział jest "podstawowy" i ma pokazać różnorodność tej rodziny przynęt. Do przynęt wykorzystywanych przy metodzie jerkowej możemy zaliczyć także specjalistyczne przynęty miękkie. Są to najczęściej wielkie gumy o bardzo dziwnych i różnych kształtach. Głównymi przedstawicielami gum stosowanych do tej metody są Bull Dowg, De Long Giant Witch, De Long Killer Eel, a także holenderskie gumy Bullfrog wykonywane przez Dick’a van Hattem'a.  
      Jerki lubią zarówno małe jak i duże szczupaki
     
     
    Z racji tego, że skupiłem się na jerkach typowo szczupakowych, czyli tych największych – najbardziej odpowiednim sprzętem do ich używania będzie sprzęt typowo casting’owy. Zabawa z dużymi jerkami zwykłymi zestawami spinningowymi nie jedną osobę już zraziła. Tutaj niezastąpiony będzie mocny kij casting’owy z porządnym multiplikatorem. Doborem odpowiedniego zestawu do jerk’owania chciałbym podzielić się z Wami w następnym artykule. Pamiętajmy jednak, że większość szczupakowych jerków to przynęty ciężkie (30-200 g) więc zastosowanie odpowiednio wytrzymałego i mocnego zestawu casting’owego to podstawa. Wiem, że większość przypadków używania ciężkich jerków nieodpowiednio dobranym sprzętem, najczęściej niestety spinningowym kończy się jego uszkodzeniem lub zepsuciem. Kołowrotki o stałej szpuli i zbyt delikatny sprzęt po pewnym czasie używania w połączeniu z jerkami po prostu nie wytrzymuje.

    Jerking to wielka pasja, jaką wielu wędkarzy zaraziło się po krótkim czasie jej stosowania. To wielka przygoda i przede wszystkim bardzo kreatywna metoda połowu szczupaków. Te wspaniałe, piękne, bardzo ekscytujące i paraliżujące brania, których często jesteśmy świadkami naocznie – to jest to!

    Tekst w skróconej wersji ukazał się w Wiadomościach Wędkarskich 05/2005.
    Sebastian „rognis_oko” Kalkowski
    Współzałożyciel Akcji Ratuj Szczupaka
    Propagator metody „Catch&Release”

    Zdjęcia:
    1,2,3,4,5,7,9 - Sebastian „rognis_oko” Kalkowski
    6 - Dick van Hattem (www.metersnoeken.nl)
    8 - Damian Stec

  • Polowanie na metrówkę

    Przez admin, w Relacje,

    Nareszcie. Długo oczekiwany „Zlot Salmo” już całkiem blisko. Szykuję niezbędne wyposażenie - pokora, wytrwałość, konsekwencja oraz trochę wędkarskiego sprzętu. Długo pamiętałem lekcję, którą miałem okazję przerobić podczas naszego ostatniego spotkania. Marzę o kontakcie z wielką rybą. Podczas przygotowań cały czas martwię się o pogodę. Tydzień wcześniej z wielkim niepokojem śledzę wszelkie prognozy pogody. Mógłbym powiedzieć, że o nadciągających frontach wiem prawie wszystko. Niestety wizja ulewnych deszczy bardzo mnie martwi. Należę raczej do grona osób wygodnych. Denerwuje się na myśl spływającego potoku wody z czubka głowy. Podczas podróży pogoda zmieniała się z minuty na minutę. Pada gęsty deszcz. Widoczność na drodze bardzo słaba. Bywa i tak, że punktem odniesienia podczas podróży nad Wiartel są tylne światła samochodu kolegi.
    Ciekawość miejsca i panujących nad nim warunków była tym większa im bliżej byliśmy naszego miejsca przeznaczenia. Podczas podróży jeszcze odbieram kilka telefonów. Potwierdzają one moją niepewność, co do panujących warunków. Pada gęsty deszcz. Trudno. Może się okaże, że chociaż ryby odpowiednio biorą.
    Jesteśmy na miejscu. Cóż, za okolica! Jezioro oraz ośrodek wypoczynkowy otoczone ścianą zieleni. Cisza zakłócona „ogłuszającym” śpiewem ptaków. Szybko idziemy zobaczyć jezioro. Nie trwa długo a siedzimy już na łodzi. Teraz pozostaje jedynie zamontować silnik, echosondę i możemy wypływać. Warunki atmosferyczne są nadal bardzo niekorzystne. Pada ulewny deszcz, wieje silny wiatr. Rekompensata nadchodzi bardzo szybko. Okazuje się, że łódź, którą wybraliśmy tnie fale jak prawdziwy krążownik. Nie opiera się większym podmuchom wiatru. Płyniemy powoli. Milczymy, w skupieniu oglądając wskazania echosondy. Poznajemy konfigurację dna jeziora oraz wybieramy potencjalne miejscówki. Pojawiają się pytania gdzie łowić, które miejsca będą najlepsze. Mapa batymetryczna jeziora oraz wstępny wywiad z stałymi bywalcami zdradziły nam pewne typy, które należało sprawdzić.
    Jest już 11.00. Zaczynam łowić. Na początek wyciągam z pudełka trzy przynęty, w których pokładam największe nadzieje. Ulubiony tonący Salmo sider w kolorze płoci, tonący okoń fatso oraz ręcznie robiony jerk mojego serdecznego kolegi. Pogoda zmienia się z minuty na minutę. Dochodzą pierwsze wieści z jeziora. Ktoś złowił szczupaka. Rozmiar (40 cm) pozostawia wiele do życzenia. Najważniejsze jednak, że pierwsze zdobycze już są. Czekam z niecierpliwością na swoje pierwsze branie. Na razie bezskutecznie.
    Łowię w skupieniu już piątą godzinę. Ani brania, ani wyjścia, ani podbicia. Zastanawiam się gdzie te ryby. Odzież przeciwdeszczowa nie spełniła swojego zadania. Spodnie całkowicie mokre, kurtka przecieka. Z dala widzę nadchodzące przejaśnienie. Wiatr trochę ustaje. Robi się coraz przyjemniej. Teraz trenuję tonące fatso. Jak dla mnie trochę ciężkie. Szybko boli mnie przedramię, nie czuję kciuka. Męczę się. Radość sprawia mi oglądanie ociężale kolebiącego się na boki woblera. To piękny widok. Byłby jeszcze piękniejszy gdyby za przynętą podążał wielki szczupak. Powiem szczerze jestem troszkę zniecierpliwiony. Tyle wysiłku i wszystko na marne. Cały czas łowię na jerki. Zmieniam ponownie fatso na moją ulubioną przynętę slidera. Pierwszy rzut w kierunku brzegu, trzask i obserwuję widok lecącej bezwładnie do wody przynęty. Kolejny odstrzelony. Mam niesamowitego pecha. W tym tygodniu to już chyba czwarty. Szybka analiza przyczyny. Oczywiście zmoknięte i zmarznięte ręce przestały kontrolować przynętę podczas wyrzutu. Postanawiam krótko odpocząć. Dochodzi do mnie świadome pytanie czy widziałem pobliski krajobraz, współistniejącą przyrodę jeziora? Oglądam się dookoła. W górze ptaki drapieżne, na wodzie perkozy baraszkujące ze swoim potomstwem, wokół przepiękne lasy liściasto iglaste. Kryształowa cisza, kryształowa woda. Pogoda uspakaja się z każdą minutą. Jest coraz przyjemniej. Lekki wiaterek suszy moją polarową odzież, uśmiechy powoli powracają na twarz. Myślę sobie, że wcale nie jest źle. Jestem w gronie przyjaciół, czuję się wspaniale, jestem radosny. Wokół kojący widok przyrody. Tylko nadal brakuje wymarzonych ryb.
    Już siedemnasta. Czuję głód. Chętnie bym coś przekąsił. Deszcz, wiatr, jezioro wyssały ze mnie prawie wszystko. Moja pasja oraz determinacja wygrały. Łowię dalej. Nadal bez brania. Przepływając obok innych jednostek pytamy o wyniki. Podobnie jak w naszym przypadku efektów brak. Kilka niewymiarowych szczupaków, jakiś kolorowy pasiaczek. To wszystko. Smutne. Kątem oka widzę, że moi współtowarzysze wykorzystują cały swój arsenał przynęt. Na innych łodziach sytuacja podobna. Jerki, woblery, gumy, błystki wahadłowe, obrotowe. Patrzę na swoje przynęty – cały czas to samo. Dzisiaj piątek, czas na zapoznanie się z jeziorem. Nie będę nic zmieniał. Stawiam na szybkie obławianie łowiska jerkami, w szczególności sliderem. Ostatnio podczas moich kilku wypraw był bezkonkurencyjny.
    Wybiła już godzina 17.30. Pada komenda spływamy na brzeg. Trochę mnie to zasmuciło. Brak kontaktu. Zastanawiam się czy to czasem nie moja wina. Moi koledzy złowili, chociaż po jednym niewymiarowym szczupaku na gumę a ja? Może slider jest zbyt selektywną przynętą? Nie, jednak nie zmieniam. Wiara czyni przecież cuda. Koledzy nalegają, są głodni i podobnie jak ja troszkę zniechęceni. Z mojej strony wnioskuję jeszcze o ostatnie dziesięć minut jednocześnie wskazując palcem miejsce gdzie mamy płynąć. Odczyt z echosondy wyraźny. Stoimy na spadzie. Woda jak dla mnie trochę głęboka. Jakieś 3,6 metra. Tradycyjna metoda jerkowania na takiej głębokości do mnie nie przemawia. Teraz połowię moją metodą, której szczegóły wypracowałem cierpliwie podczas poprzednich wypraw, a która okazywała się niezwykle skuteczna właśnie w takich miejscach.
    Godzina 17.40. To już trzeci rzut w tej miejscówce. Woda prawie gładka. Rzucam. Który to już dzisiaj? Nie wiem. Jest tego z pewnością sporo. Czuję, że kciuk został wypolerowany wysnuwającą się plecionką z multiplikatora. Przynęta uderza w taflę jeziora. Tak jak zwykle czekam na jej opadnięcie w toni jeziora. Chwilę wcześniej obliczyłem czas tonięcia ślizgacza (prawie każdy slider tonie inaczej). Czekam jedną sekundę, drugą ... to już piąta. Dobrze, zaczynamy. Zamykam oczy. Widzę w wyobraźni tor przesuwającej się przynęty. Jedno delikatne podciągnięcie, drugie i odpoczynek. Sider opadając w toni kolebie się na boki. Teraz inny wariant. Trzy bardzo krótkie, delikatne, ale szybkie podciągnięcia. Jedno, drugie i stop. Słyszę tylko głośny gwizd wysuwającej się plecionki z multiplikatora. Natychmiastowe zacięcie z pełnego ramienia. Czuję, że ryba jest na końcu zestawu. Kij jerkowy, mocny z samej definicji, trudno więc określić już na samym początku rozmiar ryby.
    Podciągnąłem rybę już z pięć metrów. Uśmiech promieniuje od ucha do ucha. Kolega, który był ze mną na łodzi pyta czy duża. Krótka odpowiedź, że chyba nie, ale na pewno coś około 70 – 80 cm. Dysponując ogromnym zapasem mocy próbuję szybko wyciągnąć rybę z wody. Jestem zwolennikiem metody Catch&Release więc wiem, że im krócej holuję rybę tym większa szansa jej przeżycia. Z drugiej strony chcę ją nareszcie zobaczyć. W myślach rozpiera mnie duma i ogromna radość z konsekwencji, której byłem dzisiaj wierny. Przecież pracowałem na nią przez cały dzień. Ryba jednak nie daje za wygraną. Coraz bardziej czuję, że to chyba więcej niż 80 cm. Z takimi szczupakami, jak do tej pory, radziłem sobie w kilka, kilkanaście sekund, a ten zalicza już drugi odjazd. Podciągam ją coraz wyżej. W pewnym momencie widzimy ją. Na oko rozmiar sporo ponad 80 cm. Ocenę długości pozostawiam kolegom, patrzę szybko, w jaki sposób zahaczona jest przynęta. Trochę się uspakajam. Widzę, że kotwica pewnie tkwi w szczęce ryby nieopodal nożyczek. Z niepokojem jednak obserwuję, że ryba zaczyna się rozpędzać w kierunku lustra wody. Cały czas trzymam naprężony zestaw. Pojawia się myśl, że chyba chcę ją za szybko wyciągnąć. W tym momencie naszym oczom ujawnia się niesamowity widok, metrowy szczupak szybuje pół metra nad wodą tworząc wielki gejzer wody. Kolega upomina mnie, że ciągnę zbyt ofensywnie, zbyt szybko i może to się źle skończyć. W tym momencie podobna myśl przetacza się przez moją głowę. Jednocześnie czuję lekkie drżenie swoich nóg.
    Szczupak jeszcze raz odjechał chyba z pięć metrów. Jest coraz bliżej łodzi. Pierwsza próba podebrania ryby gołymi rękami za kark kończy się fiaskiem. Szybko odpływa. Druga natomiast kończy się sukcesem. Okrzyk radości. Szczupak trzymany obiema rękami został położony na miękkim, mokrym ręczniku rozłożonym na płaskim dnie łodzi. Szybko zakrywamy rybie głowę by zminimalizować jej możliwość wykonywania energicznych ruchów. Telefonuje kolega, która stoi nieopodal naszej miejscówki. Za chwilę przypłynie z aparatem fotograficznym by zrobić kilka pamiątkowych zdjęć. Mierzymy rybę – 104 cm. Jak do tej pory największa. Szczególnie cieszy, bo złowiona podczas „Zlotu Salmo”. Podpływają koledzy. Wszyscy jesteśmy niesamowicie szczęśliwi. Oglądamy rybę, jej rysy, kolory. Biorę ją ostrożnie do rąk by zrobić jej serię zdjęć. Czuję ciężar, zapach oraz rytm bijącego serca. I właśnie niepowtarzalne odczucie rytmu uderzeń serca było dla mnie niesamowitym przeżyciem. Biło szybko, miarowo. Wyraźnie czuć je było przez skórę ryby. To było życie. Ryba z ufnością i mądrością dostrzeganą w jej oczach czekała na moją dalszą decyzję, która mogła być tylko jedna. Wypuszczamy ją z powrotem do naturalnego środowiska. Delikatnie, położyłem szczupaka-metrowca do wody. Teraz krótkie płukanie skrzeli lekkimi ruchami przepływającego strumienia wody i ryba odpływa z wielkim i majestatycznym spokojem. Wszyscy spoglądamy na siebie. Nie czujemy już trudów dnia. Uśmiechy rysują się na naszych twarzach a moje nogi lekko drżą. Siadam na łódź i próbuję utrwalić w myślach każdą sekundę tego zdarzenia. Pamiętam jedno, to najważniejsze – bicie serca szczupaka na moich dłoniach i radość, która towarzyszyła mi przy jej wypuszczeniu.
     
      Metrowy uśmiech  
      Metrowy szczupak z Wiartla  
      Radości z wypuszczonego szczupaka-metrowca nie można zapomnieć „remek” – Wiartel 18.06.2004

  • Wędkarskie barwy jesieni

    Przez admin, w Relacje,

    Po raz kolejny postanowiliśmy pojechać na nasz tajny poligon doświadczalny. Niewielkie jezioro oddalone około 100 km od Warszawy. Akwen bardzo charakterystyczny, o mało skomplikowanej linii brzegowej i jak się po raz kolejno okazało zasobny w różnego gatunku ryby drapieżne. Miejsce spotkania oraz godzina zostały wyznaczone tydzień wcześniej. Do tego czasu wznosiliśmy modły prosząc o odpowiednią pogodę (w sensie wędkarskim; czyli może lać byle by ryby brały). Tym razem w nieco skromniejszym składzie umówiliśmy się nad wodą o 7.00. Droga do celu była nad wyraz nieprzyjemna. Mgła całkowicie uniemożliwiała rozwinięcie jedynie słusznej prędkości, a zasypiający kierowcy tirów i rajdowcy wyprzedzający na trzeciego często uruchamiali aparat wydzielania adrenaliny. Nie mówię o rowerzystach, którzy niezauważeni, niczym kolarze, szusowali wzdłuż dróg kategorii piątej bez żadnych elementów odblaskowych. Zauważenie takiego osobnika graniczyło z cudem. Kiedy dotarłem do celu jezioro wyglądało (właściwie to nie wyglądało) jak pieczara, z której niczym dym wydobywała się para wodna. Wytaszczyłem swój sprzęt. Przygotowałem wędki. Chwilę zastanowiłem się nad swoim wędkarskim celem. W związku z tym, że miałem bardzo ograniczony czas (rodzina, rodzina ... któż z nas tego nie przeżywał; dostałem bilet czasowy jak w parkometrze) postanowiłem wybrać jedną miejscówkę i bardzo dokładnie ją obłowić gumami oraz woblerami. Włożyłem swój sprzęt do łodzi (tym samym zostało mało miejsca dla mnie) i wyruszyłem na połów. W pewnym momencie podjechał srebrny mustang z Rognisem i Jankiem na pokładzie. Zauważyli mnie wśród mgły i wybuchli śmiechem. Rzeczywiście musiało to wyglądać przekomicznie. Skorupka od orzecha z dokładką w środku garnka z zupą. Cóż, pomachaliśmy sobie nawzajem po czym postanowiłem popłynąć do obiecującej miejscówki. Okazało się, że łódź, którą płynąłem miała fatalnej jakości wiosła toteż zadanie to zabrało mi jakieś dziesięć minut. Cel miałem bardzo jasny więc po wpłynięciu na miejscówkę (ostry spad z czterech do siedmiu metrów) bezszelestnie zakotwiczyłem łódź. Oddałem kilka rzutów w stronę spadu i po chwili poczułem mocne uderzenie w przynętę i przytrzymanie. Po krótkim holu wyciągam grubiusieńkiego  sandacza. Szybko mierzę, miarka wskazuje 65 cm po czym ryba ostrożnie zostaje wpuszczona do wody. Cieszę się jak małe dziecko. Miejscówka, choć łowię tam rzadko, została wybrana prawidłowo. W chwilę później ponowne branie, które przyćmiło uderzenie poprzedniego sandacza. Ryba muruje zdecydowanie do dna. Próbuję pompować jednak po kilu metrach wybranej żyłki ryba schodzi. Po raz pierwszy w mojej karierze wędkarskiej przyjąłem to tak bardzo spokojnie. Niczym nie wzruszony oglądam rippera. Stwierdzam, że jest w nienaruszonym stanie, więc postanawiam rzucać nim dalej. W dziesięć minut później branie z tradycyjnego opadu. Kij się wygina, ryba odpływa. Czuję już, że jest większa niż te poprzednie. Myślę sobie „...jest, na koniec sezonu złowię jakiegoś klocka”. Jednak z sekundy na sekundę czuję, że ten szczupak dziwnie się zachowuje. Hol nie przypomina również walki jeziornego sandacza. Podciągam rybę do lustra, patrzę a tam na końcu zestawu wisi sum. Cóż dobre i to. Sprawnych chwytem za pokrywę skrzelową wyciągam go do łodzi. Mierzę, ma 87 cm. Wpuszczam do wody. Cieszę się jak małe dziecko, chociaż sum przypomina swoim wyglądem nieco wypasioną kijankę. Piękne zakończenie sezonu. Dwa gatunki ryb w ciągu jednego wyjazdu. Takie właśnie myśli przechodzą mi przez głowę. Teraz tylko szczupak i komplet ryb mam już na koncie. W tym czasie myślę gdzie podział się Rognis. Minęła już godzina a oni ciągle się guzdrzą. Zakładają pewnie te echosondy, silniki, wkładają kilka wędek, setki woblerów i gum. W oddali widzę zbliżającą się fregatę. No ... myślę, wreszcie połowimy sobie wspólnie. W tym momencie na kiju melduje się wymiarowy szczupaczek. Czyż jesień nie jest piękna? Przez głowę przechodzi mi jedynie krótka myśl, może teraz zapolować na okonia i pstrąga? Przypływa Rognis i Janek. Pada standardowe pytanie, jak leci? Opowiadam o swoich chwilach prawdy jednocześnie dowiadując się, że ekipa Kalkowski Team ma na koncie już kilka szczupaków (z tego wszystkiego dokładnie nie pamiętam).  Z oddali, kontem oka widzę jak chłopaki wyciągają następne sztuki. W tym samym czasie u mnie pada jeszcze jeden sandacz. Postanawiam zrobić sobie krótką przerwę i zaprezentować Sebastianowi nowości, które otrzymałem od wielkiego człowieka jakim jest mój kolega marcin (Yokozuna). Były to woblery własnej produkcji. Powiem więcej. Woblery te wspaniale pracują w wodzie, dużo w nich innowacji i nowatorskich pomysłów. Sebastian, jako specjalista sandaczowy, z wielkim zainteresowaniem oglądał woblery właśnie na ten gatunek ryb. Nazwał je killerami. Mnie natomiast najbardziej odpowiadała nowość, którą otrzymałem tuż przed wyjazdem. Szczupakowy, piękny, pękaty wobler, którym postanowiłem połowić następną godzinę. Wpłynąłem w dość płytką zatoczkę. Rozpoczynam bardzo dokładnie, metr po metrze obławianie wody wspomnianym woblerem. Chodzi wspaniale, zamaszyście bujając się na boki. Z przerażeniem widzę, że nad wodę, w kierunku wspomnianej zatoczki zbliżają się karpiarze. W tym momencie potężne uderzenie. Z ledwością udało mi się utrzymać wędkę. Dwa przekręcenia korbki kołowrotka i ryba schodzi z haka. Jakaż szkoda. Tak bardzo chciałem złowić na niego szczupaka. Było tak blisko. Może następnym razem. Po chwili postanowiłem popłynąć w moją miejscówkę. Wyciągam szczupaka. Odczepiam go bezpośrednio w wodzie. Urywam jedną przynętę, drugą, trzecią. O rany, jak tak dalej pójdzie stracę cały zapas gum. W między czasie wyciągam kolejną niespodziankę. Ryba wzięła z opadu, czuję jak mocno bije w dno. Po chwili podciągam ją ku  powierzchni. Moje oczy śmieją się jeszcze bardziej niż przed godziną. Wyciągam pięknie ubarwionego okonia. Mierzę, nie jest duży, 28 cm. Jednak moje oko najbardziej cieszy fakt  pięknych jesiennych kolorów, którymi ozdobiony jest okoń. Zazdroszczę sobie. Jest pięknie. Patrzę z wielką koncentracją jak natura mogła stworzyć coś tak pięknego. Delikatnie wpuszczam do wody misiaka i myślę „..niech podrośnie”. Minęło już większość mojego wędkarskiego czasu. Cóż za szkoda, że muszę powoli kończyć. Jestem jednak niezmiernie szczęśliwy, że mogłem po raz kolejny spędzić czas nad wodą, wśród ludzi, o podobnej pasji. Moje sentymentalne myśli szybko jednak zostały zakłócone. Co do cholery, następna przynęta ugrzęzła w podwodnych krzakach. Tego już za wiele. Jednak krzak zaczął zachowywać się jakoś dziwnie. Pomyślałem sobie „... e pewnie ściągam łódź  w kierunku zaczepu”. Jednak zaczep daje się powoli podciągać ku powierzchni. Z wielkim więc oporem ściągam żyłkę. Myślę sobie, może jakiś kołek. Zestaw solidny (wędka 20-50g, plecionka 0,20) mogę trochę popompować. W tym momencie zauważyłem, że kołek zmienia kierunek. O rany to ryba !!! Patrzę a ona, jak by nic sobie ze mnie nie robiąc zaczyna się rozpędzać. W przeciągu dwóch, trzech sekund obserwuję jak przepływa dziesięć metrów, za chwilę dwadzieścia metrów. Kołowrotek ryczy jak najęty, wędka wygięta w pałąk. Oj dość ... pomyślałem. Koniec tego. Podkręcam hamulec o dwa stopnie. Wszystko na granicy wytrzymałości zestawu. Wygląda to jak połów łodzi podwodnej. Ryba pewnie pomyślała „... naiwniak ...”. Po wyciągnięciu trzydziestu metrów plecionki ryba wyhacza się. Cóż za szkoda. Nawet nie wiem co to było. Jednak z pewnością zdaję sobie sprawę, że był to kolos mojego życia. Rognis miał rację, kiedy powtarzał „... tam gdzieś pływa Twój okaz, tylko trzeba go znaleźć ...”. Z oddali widzę Sebastiana i Janka. Jednocześnie ciągną ryby. Okazało się, że to dwa piękne sandacze Widzę ich radość, robią sobie zdjęcia. Jednocześnie z oddali zaczynają spływać inni widząc co wyprawiamy nad wodą. Kiedy opowiadam im co złowiliśmy nie dowierzają, pozostają w szoku (poznałem po ich oczach). W tym momencie moja sielankę przerywa telefon. Muszę spływać, koniec wędkarskiej wyprawy. I pomyśleć trzy i pół godziny tak szybko zleciały. Wychodząc z łodzi topię jeszcze moją Nokię 3650 w półmetrowej wodzie. Cóż za śmieszny widok. Telefon pół metra pod wodą. Wyciągam go. Woda leci z niego przez najbliższą minutę. W domu przymusowe suszenie. Wracam do domu. Cały czas myślę, co porabia Sebastian i Janek. Jakie mają wyniki. Przecież zostali dłużej, mogą dokładniej przeczesać teren. Telefonuję do nich o siedemnastej .... nie mogę uwierzyć (tzn wierzę ale w innym sensie) w opowieści Sebastiana. Po moim wyjeździe wędkowanie dopiero rozpoczęło się na dobre.

     
     
      Pozdrawiam
      Remek

Artykuły

×
×
  • Dodaj nową pozycję...