Skocz do zawartości

Artykuły

Manage articles
  • Jano
    W tym roku wspólnie z Eventur Fishing postanowiliśmy zorganizować trzy wyprawy wędkarskie do Skandynawii. Pierwsza z nich to wyjazd do Szwecji nad typowo szczupakowe jezioro Boren znane z dużej populacji zębatych drapieżników. Miejsca na wyjazd rozeszły się w oka mgnieniu, co mogło oznaczać, że to będzie naprawdę udany wyjazd...
     
    Ponieważ od czasu zapisów na nasza wyprawę minęło prawie 6 miesięcy, ostatnie tygodnie przed wyjazdem wydawały się wiecznością. Przygotowaniom nie było końca - sprzęt, przynęty, linki, zbrojenie, kotwice... co jeszcze dokupić? Czy na pewno wszystko mamy? Jaka będzie pogoda? No i to najważniejsze - czy ryby będą brały?!
    Prognozy pogody nie wyglądały jednak optymistycznie. Gdybyśmy lecieli na wczasy na Majorkę, złapać trochę opalenizny to OK, ale na wyprawę wędkarską do Szwecji, na szczupaki!?
     
    Jezioro Boren położone jest w regionie Östergötland w Szwecji. Zajmuje powierzchnię ok. 2800ha i położone jest pomiędzy miejscowościami Borensberg oraz Motala oddalonymi od siebie o ok. 10km.
    Jezioro znane jest przede wszystkim z dużej populacji szczupaka, często naprawdę grubego oraz sporej ilości dużych okoni. Zachwyca świetną przejrzystością, nawet do 4-5m, oraz seledynowym odcieniem wody co powoduje, że spędzanie na nim czasu jest dużą przyjemnością. Często stanowi jednak nie lada wyzwanie, szczególnie w przypadku łowienia na przynęty sztuczne, które są doskonale widoczne dla ryb nawet z dużej odległości. Dno jest dość płasko ukształtowane, łagodnie opadające, bez wyraźnych spadków, z rozległymi łąkami podwodnymi.
     



     
     
     



     



     
    Wreszcie 2 czerwca 2018 r. wyruszyliśmy naszą ekipą na wyprawę...
    Po wcześniejszym przedyskutowaniu spraw organizacyjnych, biorąc pod uwagę miejsca zamieszkania uczestników zdecydowaliśmy się na wyjazd w trzech grupach po 3 osoby każda: Wielkopolska, Warszawa oraz Szczecin & Lublin, która to ostatecznie zorganizowała się w Gdyni.
    Spośród uczestników wyprawy 5 osób miało okazję poznać jezioro już wcześniej, podczas dwóch wypraw w 2017 r. – wiosennej i jesiennej. Pozostałe osoby jechały w to miejsce po raz pierwszy, choć miały okazję poznać się w trakcie zeszłorocznego wyjazdu forumowego na Kallsö. Szczerze mówiąc bardzo liczyliśmy na wcześniejsze doświadczenia naszych kolegów…
    Wystartowaliśmy z trzech różnych stron Polski, aby spotkać się wieczorem ok. godz. 19:00 przed terminalem promowym w Gdyni, a potem wiadomo... „co dzieje się na promie, zostaje na promie” 3 czerwca rano zjeżdżamy samochodami z promu w Karlskronie i ruszamy w drogę, mając w perspektywie ok. 4 godzinną (300km) podróż do Borensbarg.
     
    W trakcie podróży, zgodnie z wcześniejszymi planami decydujemy się na odwiedzenie dużego sklepu wędkarskiego znajdującego się ok. 1 godziny drogi od celu. Niestety jest niedziela i sklep jest zamknięty. Mamy jednak szczęście, ponieważ właściciel poinformowany przez sąsiada przyjeżdża na miejsce i specjalnie dla nas otwiera tą "świątynię wędkarską". Wtedy zaczyna się "hulaj dusza, piekła nie ma!" Ogranicza nas tylko zasobność portfeli i wypchane po brzegi pudełka z przynętami. Ostatecznie każdy zostawia po kilkaset SEK, no bo w końcu co będzie jeżeli ryby „będą gryzły” na to, czego akurat nie mamy w pudełkach w wystarczającej ilości?
     



     



     



     



     



     
    Dojeżdżając na miejsce wczesnym popołudniem zastajemy niemiłosierny upał, jest prawie 30oC. Szybki telefon do właściciela - przyjeżdża po kilkunastu minutach – załatwiamy kwestie formalne, wydanie kluczy, przejęcie mieszkań i łódek. Wszystko idzie sprawnie - Nicholas to fajny, naprawdę konkretny facet. Możemy wreszcie zajmować apartamenty, rozpakowywać bagaże, no i wreszcie coś zjeść trzeba. Szybko zaczynamy odczuwać znajome napięcie - woda jeziora majaczy niespełna 200m dalej, łódki spokojnie kolebią się na wodzie, mrrr… po 2h każdy już szykuje sprzęt, wiąże przypony, sprawdza pudełka, byle na wodę!
    Informacje o sytuacji na wodzie nie brzmią jednak optymistycznie – dziwna ta wiosna była także na Boren. Po zejściu lodu od razu zrobiło się bardzo ciepło, ryby biorą słabo i poprzednia grupa praktycznie nie połowiła. No, ale przecież my damy radę!
     
    Dzień przyjazdu - rozpoznanie
    Sprawnie pakujemy się do łódek i spływamy na wodę. Łowimy w różnych miejscach, przede wszystkim w części jeziora zlokalizowanej bliżej bazy. Po informacjach od kolegów którzy byli tu w zeszłym roku oraz @Rogu – szukamy blatów o głębokości 3-6m, z roślinnością podwodną nad dnem lub na jej skraju, łowimy na różnych głębokościach, przede wszystkim dużymi przynętami. Ponieważ dno jeziora szczególnie od strony wschodniej dość łagodnie opada i raczej nie obfituje w jakieś szczególne spadki czy górki podwodne (czasem dno jest tylko pofalowane) miejsca do łowienia jest mnóstwo, właściwie w zależności od przyjętej taktyki – sposobu, miejsca i głębokości łowienia można łowić praktycznie wszędzie.
    Nastawiamy się na duże ryby i co za tam idzie łowimy na duże i bardzo duże przynęty nawet do 40cm i 200-250g. Od razu też nasuwa się pytanie o możliwość łowienia na przynęty holowane za łódką tzw. „dorożka” – trolling za pomocą jednej wędki trzymanej w ręku. Od właściciela ośrodka dowiadujemy się, że nie ma spójnych zasad dla całego akwenu - na niektórych częściach jeziora trolling jest możliwy, na innych możliwy tylko w określony sposób, a na jeszcze innych właściciele sobie tego nie życzą. W konsekwencji na wodzie szybko się okazuje, że owszem wytyczne i zasady są tyle tylko, że są właściwie „martwe”, bo każdy i tak łowi jak chce i dotyczy to wszystkich wędkarzy, zarówno przyjezdnych, jak i miejscowych.
    Próbujemy w płytszych miejscach do 3 m, głębokościach do 3-6 m, a niektórzy nawet nawet ponad 6 m. Pojawiają się pierwsze fajne ryby, już w trakcie pierwszego wypłynięcia @inzynier łowi szczupaka 111 cm (!), więc chyba wcale nie będzie tak źle.
    Pomimo ogromnego upału niedzielne „rozpoznanie” kończy się kilkoma naprawdę fajnymi rybami.
     



     



     



     



     



     
    Dzień 1
    Po udanym rekonesansie dzień wcześniej apetyty zostały mocno rozbudzone!
    Biorąc pod uwagą pierwsze wyniki i zapowiadający się kolejny upalny dzień postanawiamy naszą trójką: @lukson, @Bar888 i @Jano wyruszyć na wodę naprawdę wcześnie rano. Po około godzinie meldują się pierwsze ryby. Pozostali ruszają po śniadaniu, ale w ciągu dnia efekty są dość mizerne. Zmęczeni i głodni spływamy na posiłek i krótką drzemkę pozwalającą przetrwać upał. Kolejna sesja na wodzie - popołudniowo-wieczorna przynosi wszystkim znacznie lepsze efekty, @grzecho łowi 104cm! Dzień umiarkowanie udany, choć też nie ma co narzekać, w końcu jeszcze dużo łowienia przed nami.
     



     



     



     



     



     



     



     



     



     



     
    Dzień 2
    Upał zelżał, wzmógł się północny wiatr tak do 5-6 m/s, rozkołysane jezioro dawało większą nadzieję, że i ryby się ruszą. Coś więcej zaczyna się dziać około południa, @inzynier znów podnosi nam poprzeczkę – 112 cm! Sprawdzają się przewidywania dotyczące przynęt i sposobu ich prezentacji – duże ryby łowione są głównie na duże nawet do 40 cm, „węgorzopodobne” przynęty prowadzone z ręki za łódką „w połowie wody”. Kto tak łowi ma największą szansę na duże ryby. Dzień kończy się całkiem dobrymi wynikami.
     



     



     



     



     



     



     



     
    Dzień 3
    Przyjemny dzień na łowienie, ciepło, ale nie upalnie, umiarkowany wiatr i falka.
    Ryby niezbyt dopisują, ale coś tam udaje się „wydłubać” z wody, @grzecho łowi 100 cm no i wreszcie w południe @yamakato wrzuca nam na grupę WhatsApp zdjęcie okonia. A ja myślałem, że gatunek "perchozaur" wymarł dawno temu Ryba ma 48 cm - przepiękny okaz, gruby i świetnie wybarwiony, trudno się dziwić wielkiej radości łowcy! @yamakato łowi też jeszcze wiele mniejszych ryb w tym samym rejonie jeziora. Dzień kończy się już bez dalszych spektakularnych efektów…
     



     



     



     



     



     



     



     



     
    Dzień 4
    Ekipa Wielkopolska rusza znów z samego rana, w planach mamy przerwę południową i późniejszą wizytę w sklepie na małe zakupy. Niestety ryby nie współpracują. Z letargu budzi nas dopiero zdjęcie @grzecho, znów złowił rybę ponad metr! Ha! Ma facet nosa, 104 cm i znów widzimy jego uśmiechniętą buzię, ale temu akurat trudno się dziwić. Łowimy kilka mniejszych ryb i robimy przerwę, a później chłopaki jadą do sklepu. Wracają z nowymi duuużymi przynętami i informacją od miejscowych, że w taką pogodę warto próbować aż do zachodu słońca, a nawet dłużej. Po takiej informacji wieczorem na wodzie zostają jeszcze wszyscy, niektóre ekipy nawet baaardzo długo. Pomysł owocuje kilkoma fajnymi rybami, choć spodziewanego „wielkiego żarcia” nie ma. Finalnie, na pewno było warto.
     



     



     



     



     



     



     



     
    Dzień 5
    Po wczorajszym łowieniu do nocy, po śniadaniu bez napięcia spływamy na wodę. Dzień zapowiada się gorący i…taki też jest. Dodatkowo nie ma praktycznie wiatru, momentami flauta, ciężko wytrzymać na wodzie. Przemieszczamy się dość często z miejscówki na miejscówkę, bo tylko to daje nam chwile wytchnienia. Wszyscy mocno cierpimy, nawet nie ma jak schłodzić napoi – w wielu miejscach woda ma 22-23oC. Pod wieczór się trochę ruszyło i od razu pada kilka ładnych ryb, no i znów @grzecho nas zawstydza – 105 cm! Oj chyba naciąga te ryby na miarce lub w reklamówkach ze sklepu przywozi Większość spływa wieczorem na mecz, ale niektórzy zostają na wodzie do późna, co daje im kilka kolejnych fajnych ryb.
     



     



     



     



     



     



     



     
    Dzień 6
    Ostatni dzień, więc trzeba połowić! Niestety od rana szału nie ma. Brania jeżeli są, to przez 20-30 minut kilka ryb na wszystkie ekipy i znów cisza. Na wodzie spory ruch, w końcu zaczął się weekend i nadal upalna pogoda. Około południa @bar888 zacina dużą rybę, po chwili widzimy w podbieraku, że na pewno ponad metr, mierzymy i 109 cm! Radość @Bar888 prawie nie ma końca, o mało nie wypadł nam z łódki Do końca tego dnia „wydłubujemy” jeszcze z jeziora pojedyncze ryby. Cześć ekip spływa wieczorem do bazy, inni jak np. @godski i @inzynier walczą do samego końca i kilka fajnych ryb jeszcze wyjeżdża z wody.
     



     



     
    Dzień wyjazdu
    Ustalamy z właścicielem, ze możemy opuścić domek trochę później niż to było planowane, wobec tego dwie ekipy decydują się na wypłynięcie jeszcze na 2-3h na wodę. W trakcie sesji mają małą przygodę z łódką, no ale na szczęście wszystko kończy się dobrze i nie ma to już wpływu na nasze wyniki. Pakujemy sprzęt i bagaże, sprzątamy domek, rozliczamy się z właścicielem i jesteśmy gotowi do drogi. Jeszcze tylko pamiątkowe zdjęcie na koniec i... do widzenia Boren!
    Jedziemy do Karlskrony na wieczorny prom, a rano już w kraju każdy rusza w swoją stronę. Chyba jako ostatni docieram wieczorem do domu, zatem Operację Boren 2018 możemy uznać za zakończoną!
     



     
     
     



     
    Krótkie podsumowanie wyjazdu moimi oczami...
     
    Wyniki
    Do łowienia podchodziliśmy mocno sportowo, dlatego nie przykładaliśmy się za bardzo do liczenia każdego złowionego szczupaka.
    Dodatkowo łowiliśmy ciężko i bardzo ciężko licząc przede wszystkim na grube sztuki, więc mniejsze szczupaki 50-70cm były rzadkością.
    Na podstawie informacji od kolegów oszacowałem, że w trakcie naszego pobytu złowiliśmy w sumie ok. 260 szt. szczupaków, w tym:
    100+ cm (112, 111, 109, 105, 104, 104, 100): 7 szt.
    90-100 cm: 25 szt.
    Królami polowania zaś zostali:
    @inzynier: 112, 111 cm
    @grzecho: 105, 104, 104, 100 cm
    @Bar888: 109 cm
    Złowiliśmy także trochę okoni – ok. 70-80 szt. (tak do 35 cm), a tu król polowania był tylko jeden!
    @yamakato: 48 cm
    który okresowo nastawiał się przede wszystkim na okonie i przynosiło to jak widać świetny efekt.
     
    Pogoda
    Tak jak mówiły prognozy, trafiliśmy na bardzo trudną, „nie wędkarską” pogodę, nawet chyba trudniejszą niż zapowiadana – upał, wysoka temperatura wody, niewielki i zmienny wiatr. No ale chyba nigdzie w Skandynawii w tym okresie nie było lepiej. Być może początek czerwca był już trochę zbyt późnym terminem na wyjazd…
     
    Miejsce
    Łatwy dojazd do bazy nad Boren z Karlskrony lub lotniska Skavsta. Na miejscu bardzo dobre warunki pobytu w wynajętym domku, oprócz tego proste, ale bezpieczne, dość obszerne i odporne na ewentualne uderzenia aluminiowe łodzie. Na miejscu zawsze do dyspozycji kompetentny, konkretny i przyjaźnie nastawiony właściciel gotowy do pomocy w przypadku jakichkolwiek problemów. Przyjeżdżając nad Boren można nastawiać się zarówno na wyjazd typowo wędkarski, jak i bardziej wakacyjny, rodzinny – miejsc i możliwości innego wypoczynku na pewno nie zabraknie.
     
    Jezioro
    Świetne miejsce! Boren jest naprawdę kapitalnym miejscem dla kogoś kto nastawia się na dużego szczupaka. Nie mam wątpliwości, że pływa w nim dużo dużych sztuk, na które naprawdę warto zapolować. A że nie jest to wcale łatwe i szybko uczy pokory, to tym fajniejsze może być takie polowanie. Sama woda nie jest skomplikowana, dość płasko ukształtowane dno z rozległymi łąkami podwodnymi. Można łowić praktycznie wszędzie ale… być może właśnie to stanowi największe wyzwanie.
     
    Przynęty
    Duże i bardzo duże (do 200 g), węgorzopodobne, ciemne i bardzo ciemne (motoroil, bardzo ciemna zieleń i czerwień, brąz, itp.) - takie przynęty rządziły przez cały wyjazd! Na inne też można było coś złowić, ale właściwie był to tylko margines wszystkich złowionych dużych ryb.
     
    Metody łowienia
    Ze względu na wielkość i wagę stosowanych przynęt używaliśmy mocne kijów o CW ponad 100g (nawet do 200g) i multiplikatorów. Dodatkowo do łowienia na najcięższe przynęty nieocenione okazało się łowienie na przynętę holowaną za łódką co oszczędzało nasze ramiona i barki oraz umożliwiało długą, zarówno jednostajną, jak i urozmaiconą prezentację przynęty oraz przeczesywanie dużych połaci jeziora. Niektórzy łowili tak przez większą cześć wyjazdu, inni przede wszystkim przepływając z miejscówki na miejscówkę, a jeszcze inni łowili tylko z ręki. Każdy łowił jak lubił i uważał za stosowne no i… jak się dogadał z partnerem z łódki.
     
    Ekipa
    Co tu pisać - „Dziewięciu wspaniałych” Ponieważ kilkoro z nas już wcześniej łowiło na tym akwenie łatwiej nam było rozpracować wodę, a w wielu przypadkach koledzy od razu wskazywali nam konkretne rozwiązania, które z perspektywy czasu okazywały się słuszne (miejscówki, przynęty, metody). Bardzo dziękuję wszystkim za koleżeńską postawę!
    Przez tyle dni wspólnie spędzonego czasu udało nam się dość dobrze poznać i zintegrować, a przy tym uniknąć jakiś większych nieporozumień, choć niejednokrotnie słabsze wyniki na wodzie powodowały, że ciśnienie lekko rosło. Ale daliśmy radę, brawo my!
     
    Opinia @Jano
    Na pewno jeden z moich najfajniejszych wyjazdów do Szwecji.
    Znów nauczyłem się czegoś nowego, choć tym razem momentami trochę bolało, ponieważ prawie wszystkie dotychczasowe doświadczenia szkierowe mogłem sobie w trampki wsadzić. Wiedziałem, jak trzeba łowić, wiedziałem gdzie i na co, a jednak rzeczywistość okazała się dużo bardziej zaskakująca. Łowienie w trakcie tego wyjazdu miało swoją specyfikę, której wcześniej nie miałem okazji poznać. Pomimo, w moim mniemaniu, przygotowania do ciężkiego łowienia, w tym m.in. specjalnie na wyjazd zakupiony WRC80HF2, ABU Revo Beast, Varivas 50lb, odpowiednie gumy do 100g okazało się, że na tym zbiorniku najskuteczniejsze były jeszcze większe i cięższe przynęty nawet do 40cm i 200g i do tego w ponurych ciemnych kolorach. Nie byłem też mentalnie przygotowany na łowienie przynętą holowaną za łodzią i ostatecznie uparcie przez cały wyjazd łowiłem z ręki.
    W sumie złowiłem dwadzieścia kilka szczupaków, największy miał 92cm oraz kilka okoni. Pozostał niedosyt i chęć dalszego doskonalenia warsztatu, sporo przemyśleń i planów na przyszłość. Ale chyba w takim wyjeździe właśnie o to chodzi.
    Moja generalna ocena 7,5/10 (małe minusy za pogodę, no i moje wyniki ) - naprawdę uważam, że to była fajna wyprawa!
    Jeżeli będzie tak możliwość z przyjemnością jeszcze tam wrócę żeby zapolować na naprawdę grubego szczupaka.
     
    Bardzo dziękuję za udział w tym mega wyjeździe wszystkim kolegom: @Alaryk, @Bar888, @godski, @grzecho, @inzynier, @karkoszek, @lukson, @yamakato. Przyjemnie było z wami spędzać czas, i na lądzie, i na wodzie.
    Tak to po mojemu na Boren było...
     
    Czuwaj!
    @Jano
     
    Pod tym linkiem znajdziecie relację on-line jaką prowadziłem prosto z jeziora Boren:
    http://jerkbait.pl/topic/110830-boren-2018-relacja-z-wyprawy/
     
    Zachęcam wszystkich uczestników do napisania kilku słów podsumowania z ich punktu widzenia. Na pewno każdy z nas ocenia ten wyjazd z trochę innej perspektywy...

  • Z Marcinem (@MarCinFin) znaliśmy się dotychczas tylko z forum tak jak większość z nas, zna innych forumowiczów …wyłącznie z korespondencji mailowej , na priv lub z kontaktów czysto handlowych. Jakie było więc moje zaskoczenie, kiedy pod koniec 2017-go roku przeczytałem w prywatnej korespondencji:… „może wpadniesz do mnie na ryby do Finlandii?”… Co? Jak? Gdzie? … „Normalnie”... „Mieszkam z rodziną w Turku i zapraszam na wiosenne wędkowanie”…. Burza mózgu, krótka rozmowa z żoną i jedyna słuszna decyzja: jadę! Pierwszy raz spotkaliśmy się z Marcinem osobiście na naszym, forumowym spotkaniu noworocznym w „Korsarzu”. To spotkanie tylko potwierdziło, że „nadajemy na tej samej fali”, a to jest chyba na takich kilkudniowych wyjazdach najważniejsze, bo wiadomo jak jest z rybami … będą albo nie, a dobra atmosfera być musi.
    Jakże powoli płynęły miesiące do czerwca 2018. Na całe szczęście absorbowały mnie intensywne zakupy, przede wszystkim sprzętu. Lot samolotem nakazywał zaopatrzyć się w „sensowne” kijki w dwuskładzie (po co ja takich się pozbyłem?!) Kaliber bardzo mocny, mocny i średni (lekki mnie nie interesował, z takim nie jeździ się na archipelag!). Przynęty też w odpowiednich rozmiarach. Mój majowy wypadek na wodzie (pod wodą) spowodował, że w wielu przypadkach musiałem odtwarzać stan posiadania (jeszcze raz dziękuję wszystkim, którzy mi w tym pomogli).
    Już nawet polowanie na ceny biletów i decyzja: kupuję teraz, potrafiła nieźle podnieść poziom adrenaliny. W pakowaniu sprzętu do samolotu, pomogło mi trochę doświadczenie z pakowania sprzętu na Ebro, ale i tak jest to wyczyn, a jaszcze do tego sprzęt musi być bezpiecznie i miękko spakowany … żeby się nie stłukł ( dzisiaj mogę polecić do bezpiecznego spakowania multików … kalosze piankowe).
    Samolot do Turku mam 11-go czerwca z Gdańska więc pierwszym etapem jest podróż samochodem do Gdańska na nocleg do Pawła (@Gaweł, serdeczne dzięki dla Ciebie i Twojej dużo piękniejszej połowy za tak miłą gościnę).
     



     
    Z lekkim bólem głowy (chyba było za dużo Coli?!) i z małą przygodą, docieram na lotnisko
     



     
    Rozpoczyna się drugi etap przygody. Lot spokojny i krótki. Ledwo przeczytałem jakieś artykuły w prasie specjalistycznej o łowieni szczupaków – wiadomo, wiedzę trzeba pozyskiwać nieustannie i ją utrwalać, a już informują, że dolatujemy. Rzut okiem przez okno i …. o w mordeczkę! RAJ!!! Aż przypomniało mi się ulubione powiedzenie pewnej bliskiej mi osoby: toż to prawdziwy … „szeroki wachlarz alternatyw” … wędkarskich! Wychodzisz z domu, wsiadasz do łódki, wypływasz niedaleko i … wracasz za tydzień
     



     



     



     
    Turku wita mnie taką informacją
     



     
    Skandynawia!? Marcin już czeka. Szybka jazda do domu (sorki, szybka jazda w Finlandii to taka, aby tylko nie doprowadzić organizmu do zaśnięcia na poziomie komórkowym). Moja kwatera to królestwo Marcina, pilnie strzeżone przez jego kota
     



     



     
    Szybka przegryzka, składanie sprzętu. „Szybka” jazda na marinę po łódkę (dla mnie naprawdę super łajba) i ok 16-tej jesteśmy na szkierach.
    Zapewne Ci, którzy dotrwali do tego momentu, odetchnęli z ulgą, że nareszcie przestałem opowiadać pierdoły i przejdę do sedna tematu. Myślicie, że napiszę: napływamy na pierwszą miejscówkę i w drugim rzucie, jak mi nie przywali wypasiony szczupak?! Otóż nie, ale daruję Wam opis trzech godzin pływania w przepięknych okolicznościach przyrody bez kontaktu z rybą. Dopiero po takim czasie mamy pierwsze brania i jest moja pierwsza ryba ze szkierów Turku
     



     



     
    Ryby nie są aktywne lub zmieniły swoje lokalizacje w stosunku do miejsc, które obławiamy. A przecież jeszcze nie tak dawno przynosiły Marcinowi fajne wyniki. Kombinujemy z przynętami
     



     



     



     



     
    Ostatecznie mogę powiedzieć, że na szkierach, najlepsze wyniki przyniósł mi „Cannibal” 15 (firetiger). Pierwszego dnia, trafiłem kilka szczupaków w tym pierwsze 80cm.
    Pływaliśmy po szkierach, a jest tam naprawdę, gdzie pływać
     



     



     



     
    Trzeba je dobrze znać, lub posługiwać się dobrą nawigacją. Ja zapewne bez takowej nie znalazłbym drogi powrotnej do domu
     



     
    W tygodniu odnosiłem wrażenie, że w tym labiryncie jesteśmy tylko my, choć domków i przystani dla przepięknych łodzi nad brzegami jest tam multum. Jednak raz, natknęliśmy się na „wypasioną” jednostkę, ale i ona nie miała szans z łódką Marcina!
     



     
    Z rybami nie było „na bogato”. Padały pojedyncze sztuki 60-70cm (mniejszych w ogóle nie klasyfikowaliśmy) a kiedy 12-go nie mieliśmy nawet jednego kontaktu (ale dzięki temu wróciliśmy wcześniej do domu co ucieszyło wspaniałą żonę Marcina i jego dwóch super chłopków), Marcin zdecydował: jedziemy na jezioro Pyhäjärvi. Ogromna woda 20x10 km, oddalona od Turku ok. 60 km. Z batymetrii wynika, że jest to raczej płytki zbiornik 2,5-6m z jednym rowem do 16m. Woda otwarta. Mało wysp, a więc podatna na działanie wiatru, potrafi się rozkołysać. Marcin jeziora jeszcze dokładnie nie obłowił, ale „kto nie ryzykuje ten … nie łowi ryb”. Ruszamy 13-go (!) Kiedy jesteśmy już blisko jeziora, spotykamy przy drodze cztery łosie. Marcin powiedział mi, że jak mieszka już kilkanaście lat w Finlandii, łosie widzi po raz pierwszy! Czy to dobry znak?
    Zaliczamy kolejny, oczywiście bezpłatny slip. Piękna pogoda i piękna panorama ogromnej przestrzeni przed nami
     



     
    Zaczynamy od trollingu aby spokojnie zobaczyć „co w wodzie piszczy”
     



     
    Optymizmem napawa nas fakt, że padają pierwsze szczupaki. Niestety kaliber nas martwi, takie pikuty w przedziale 60-70cm. Króluje mój killer, tajna broń (zapowiadałem to Marcinowi przed przylotem) „Sebile Acast Minnow” 16 w jedynym słusznym kolorze … srebro z błękitem.
    Zanim dopłynęliśmy do kilku wysepek na środku wody, pogoda zmieniła się diametralnie. Sielska aura zniknęła. Zaczęło dmuchać (wiadomo co to znaczy na takim akwenie), znacznie się ochłodziło kiedy niebo zostało zasnute chmurami. Zaczęliśmy łowić z ręki. Marcin punktował
     



     
    I wiecie co Wam powiem? On naprawdę obchodzi się z rybami … delikatnie jak z dziećmi!
     



     
    Kiedy zobaczyłem „skalę” tej wody, stwierdziłem, że tutaj należy zmienić kaliber przynęt. „Cannibal” został w pudle. W ruch poszły przynęty minimum 20cm. Co do kolorystyki gum to już wiedzieliśmy, że najlepsze rezultaty przynoszą wszelkie tonacje fluo, żółcie i pomarańcze. Marcin zaczyna zdecydowanie SG węgorz. Ja trochę z uporem maniaka chcę przekonać szczupaki, że tylko perła z błękitem pod postacią SG Pig Shad 23cm, to jest to co mają lubić najbardziej, ale nie lubią (jeden szczupak 70cm to nie wynik). Dość szybko trafiam na klucz do sukcesu (może skromnego, ale zawsze) „Strike Pro Bandit Shad” 23cm kolor okoń 039! Ależ to pracuje! (przysięgam! Nie jest to lokowanie produktu ani tekst sponsorowany!!! niestety) Czułem tę gumę od samego początku, kiedy wpłynęliśmy na rozległy blat 3-3,5m, porośnięty „zdrowym” zielskiem na tyle gęstym, że była w nim drobnica i na tyle rzadkim, że dało się w nim łowić. To mój zestaw „gumowy” na ten i inne blaty w tym jeziorze
     



     
    To zestaw, który przyniósł mi wiele ryb
     



     
    w tym rybę wyjazdu: szczupak 105cm
     



     



     



     
    Dla takiej ryby przyjechałem do Turku! Mocna, szybka, wściekła …pięknie podebrana przez mojego Kapitana. Zawsze twierdziłem, że w mojej rodzinie, 13-ty jest fartowny. Jezioro pozostało naszą baza do końca mojego wyjazdu. Nie padła kolejna metrówka, ale waleczne 70-80cm dawały wiele radochy choć irytująco działały na nas baaardzo długie przerwy w żerowaniu. Musieliśmy sobie jakoś umilać ten „bezrybny” czas
     



     
    Do domu wracaliśmy ok 23-ciej, czasami pod domem witani takim widokiem
     



     
    Kiedy wracaliśmy do mariny w piątek, 15-go, zaskoczyła nas widok takich łódeczek
     



     



     



     



     



     



     



     
    „Zawodowcy” zebrali się na jedno z cyklicznych spotkań w ramach zawodów wędkarskich „Viehekalastuksen SM 2018” (prosta nazwa?)
    Walczyli w sobotę … i połowili.
    http://www.vapaa-aja...kalastuksen-sm/
    Czyli w tej wodzie są zacne ryby (proście Marcina o tłumaczenie)
    Sobota to mój ostatni dzień na rybach. Marcin już na starcie kombinował, jak by tu zapunktować
     



     
    Jednak przekonałem go, że warto wypłynąć na jezioro. W pierwszym rzucie na znanym nam blacie (nieskromnie nadmienię, że nazwaliśmy go „blatem BOBa 105”) na „Bandita” trafiam pierwszą rybę. Jednak postanawiam przetestować nie obłowiony zestaw z nową przynętą: Shimano Beast Master 240cm do 70gr oraz obrotówka Marcina (@marcinesz)
     



     
    To był strzał w dziesiątkę. W ciągu może 1,5 godz. zaliczam cztery ryby od 80 do 60 cm.
     



     
    Ostatniego dnia, łowię osiem ryb od 80 do 60cm. I pora rozpocząć ostatni etap, czyli podróż do domu. Marcin na tyle mi zaufał, że pozwolił poprowadzić łódkę w tym ostatnim spływie
     



     
    Pora na podsumowanie moich wyników: jedna ryba 105cm. 5 sztuk 80-83. Pewnie 10-15 szt. 70 cm. Reszta to 60+. W sumie ok. 30 ryb (mniejszych nie liczymy). Marcin nie zaliczył setki. Spadła mu pod burtą gruba 90-tka. Ogólnie złowił trochę mniej ryb ode mnie, ale to tylko z powodu, że ma klasę i zachował się jak prawdziwy, gościnny gospodarz.
    O klimacie naszego spotkania nie będę pisał bo warte jest to oddzielnego artkułu, a i tak ktoś by powiedział: to niemożliwe, aby było tak super?! BYŁO!!! Było wszystko: rozmowy poważne o rybach i życiu. Śmiech taki, że wkładałem na siebie kamizelkę na wszelki wypadek. Była rodzinna, nieudawana atmosfera. Zero spinek, max luzu…poważnie!!!
    Marcinie, przepraszam, że ta relacja jest taka subiektywna i bardziej ode mnie, ale tak mi w duszy zagrały wszystkie wspomnienia i emocje im towarzyszące.
    Dziękowałem Ci z tę imprezę?! Żarcik, oczywiście że tak, ale uczynię to jeszcze raz z przyjemnością. Pozdrów „dyrektorową” i małe „dyrektorki”
     
    PS w pewnym momencie odkryłem drugie oblicze Marcina:
    1. Świetny wędkarz, kolega i gospodarz
    2. Super mąż, ojciec i naukowiec (tego wątku nie rozwinę bo to prywatna sprawa Marcina)
    Zobaczcie sami i przyjrzyjcie się „portretowi” Marcina
     



     
    *Hauki to szczupak po Fińsku.

  • Dawno nie prezentowałem artykułu. Obiecałem sobie, że szybko tego nie zrobię. Ale ….
    Życie płata jednak figle.
    Tym razem o czymś, czego nie widzimy. To może być trudny artykuł w odbiorze. Niestety jest dużo fizyki.
    Tytułowe środki, bo o nich mowa, są nierozerwalnymi parametrami fizycznymi każdego woblera. Nie zawsze na nie zwracamy uwagę, nie zawsze zdajemy sobie sprawę jak są ważne, zwłaszcza ich położenie. A to błąd.
    Wyznaczenie położenia środka wyporu SW może stanowić problem, gdyż przede wszystkim zależy on od kształtu, wymiarów woblera, a także od stopnia jego zanurzenia w wodzie. Wobec tego wobler o identycznej geometrii wykonany z drewna, pianki, żywicy, z tworzywa sztucznego (pusty w środku) będzie miał zawsze to samo położenie środka wyporu SW. Inaczej określa się jego położenie w woblerze powierzchniowym, pływającym po powierzchni i tylko w nieznacznej części zanurzonym w wodzie, a inaczej w woblerze całkowicie zanurzonym w wodzie.
    Z kolei położenie środka ciężkości SC woblera zależy od kształtu, wymiarów i materiałów użytych na korpus, stelaż, dodatkowe obciążenie, kotwice oraz ster, i także nie jest łatwym zadaniem. Natomiast w ogóle nie zależy on od stopnia zanurzenia woblera w wodzie.
    Aby to wyjaśnić rozpatrzmy dwa przypadki woblerów pracujących w różnych warstwach wody, co pokazano na rys.1. Zatem rys.1a pokazuje wobler powierzchniowy (smużący), który nie jest całkowicie zanurzony oraz na rys.1b zaprezentowano wobler całkowicie zanurzony. Zakładając jednorodną strukturę obu woblerów można zauważyć, że dla woblera powierzchniowego środek wyporu SW znajduje się poniżej środka ciężkości SC. Podobnie jest w łódkach, żaglówkach, jachtach, statkach. Natomiast dla woblera całkowicie zanurzonego w wodzie środek wyporu SW i środek ciężkości SC mają wspólny punkt.
     





    Rys.1. Różnice w położeniach środka wyporu SW


     

    Ze względu na to, że przekroje poprzeczne woblerów są różne, dla których trudniej jest wyznaczyć omawiane środki, wygodniej jest to przedstawić na przykładzie kostki sześciokątnej o boku a (korpus woblera), co zaprezentowano na rys.2.
     





    Rys.2. Wyznaczenie środka wyporu SW i środka ciężkości SC


     

    Przyjęcie kwadratu lub prostokąta jako przekrój korpusu woblera umożliwia w prosty sposób wyznaczyć ich środek wyporu SW, będący środkiem geometrycznym powierzchni, który znajduje się na przecięciu ich przekątnych. Przypadek z rys.2a odpowiada woblerowi powierzchniowemu, a wobler nurkujący rozpatrywany jest na przykładzie przypadku z rys.2b. W obu przypadkach założono jednorodną strukturę woblera (bez stelaża, dodatkowego obciążenia), dzięki czemu łatwiej jest wyznaczyć środek ciężkości SC. Wobler powierzchniowy (rys.2a) zanurzony jest na głębokość h. Wobec tego środek wyporu SW dla niego wyznaczyć można na przecięciu się przekątnych prostokąta o bokach a oraz h, czyli w połowie boku a (a/2) i boku h (h/2). Jak widać, przy wyznaczaniu środka wyporu SW rozpatruje się tylko część zanurzoną w wodzie, gdyż tyle wody wyparł wobler. Natomiast środek ciężkości SC wyznacza się w miejscu przecięcia się przekątnych boków a. Widać wyraźnie, że środek ciężkości SC znajduje się powyżej środka wyporu SW, gdyż znajduje się w połowie boków a (a/2). Środek ciężkości SC wyznacza się z całej bryły woblera, niezależnie jak głęboko jest on zanurzony w wodzie. Taka sytuacja, przedstawiona jak na rys.2a, odpowiada również woblerowi nurkującemu, ale pływającemu. Wobler ten pozostający w bezruchu na wodzie też jest zwykle tylko częściowo zanurzony, ale już podczas łowienia na skutek naporu na ster zanurza się całkowicie pod wodę. Wówczas rozpatrywany jest przypadek z rys.2b. Ponieważ cały wobler jest zanurzony pod wodą to środek ciężkości SC oraz środek wyporu SW pokrywają się, gdyż wyznaczone są z tych samych przekątnych boków a, oczywiście przy założeniu, że posiada jednorodną strukturę.
    Wyznaczone na skutek przecięcia się przekątnych, co pokazano na rys.2, środki wyporu SW i ciężkości SC są środkami geometrycznymi odpowiednio prostokąta o bokach a i h oraz kwadratu o bokach a. Tak jak wspomniano położenie środka wyporu SW woblera zależy jedynie od kształtu (objętości) zanurzonej bryły, a nie zależy od jej masy wynikającej ze struktury woblera. Natomiast położenie środka ciężkości SC zależy już od struktury woblera, a właściwie od kształtu korpusu, położenia stelaża, dodatkowego obciążenia, kotwic i steru.
    Z omawianymi środkami ściśle związane są siły wyporu FW i ciężkości FC, których punkty zaczepienia znajdują się odpowiednio w tych środkach. Siła wyporu FW zależy od gęstości wody, w której wobler porusza się, oraz objętości woblera zanurzonego w tej wodzie. Zatem siłę wyporu FW można zmieniać poprzez zmianę wielkości woblera. Siła ta nie zależy od kształtu woblera przy tej samej objętości, czyli inaczej mówiąc woblery o różnym kształcie, ale o takiej samej objętości posiadają identyczną siłę wyporu FW. Natomiast siła ciążenia FC zależy od masy woblera, tzn. od objętości woblera, gęstości własnej materiałów, z których wykonany jest wobler, oraz od dodanego obciążenia.
    Wracając do środków wyporu SW i ciężkości SC. Analizując dostępne na rynku wędkarskim woblery stwierdza się, że środek ciężkości SC może być różnie usytuowany względem środka wyporu SW wzdłuż osi poziomej woblera, co pokazano na rys.3.
     
     
     





    Rys.3. Usytuowanie środków wyporu SW i ciężkości SC w osi poziomej woblera

    a) środek ciężkości SC przesunięty w kierunku głowy woblera względem środka wyporu SW,
    b ) środek ciężkości SC w linii ze środkiem wyporu SW,


    c) środek ciężkości SC przesunięty w kierunku ogona woblera względem środka wyporu SW


     

    Jednakże jak wspomniano precyzyjne położenie tych środków ciężko jest wyznaczyć zwłaszcza, że zależy od kształtu korpusu oraz jego składowych elementów. Chcąc określić ich wpływ należy rozpatrzeć je pojedynczo, oddzielnie. Zatem na początku zostaną wyznaczone oba te środki dla korpusów, później dla stelaży, a następnie dla zestawu korpus+stelaż. Zawsze nurtowało mnie, gdzie znajduje się środek wyporu SW oraz ciężkości korpusu SCkorp i jak zmienia się ich położenie po włożeniu stelaża, steru i założeniu kotwic, a przede wszystkim jak je wyznaczyć. Z pomocą przychodzą programy komputerowe umożliwiające modelowanie woblerów w postaci przestrzennej (3D). Poniżej rozpatrzono kilka, przykładowych woblerów różniących się kształtem korpusu. Przy budowie modeli trójwymiarowych i wyznaczaniu omawianych środków założono jednorodną strukturę korpusu (zwykle drewno nie ma jednorodnej struktury, ale nie są to jakieś duże odstępstwa i wstępnie zakłada się, że jest jednorodna) oraz jego symetrię (widok korpusu z góry).
    Jako pierwszy rozpatrzono korpus woblera klasycznego, pokazanego na fot.1.
     





    Fot.1. Wobler z klasycznym korpusem autorstwa Czesława Sowińskiego


     

    Oba środki znajdują się bliżej początku korpusu (od strony steru) oraz poniżej połowy maksymalnej wysokości korpusu, co pokazano na rys.4. Zakładałem, że będzie bliżej początku korpusu.
     





    Rys.4. Środek wyporu SW oraz środek ciężkości SCkorp wyznaczony dla korpusu

    woblera autorstwa Czesława Sowińskiego

     

    Z kolei fot.2 prezentuje wobler, którego korpus zwęża się w kierunku ogona.
     





    Fot.2. Wobler autorstwa Dana McGratha


     

    Taki zabieg spowodował, że środki znajdują się bliżej początku korpusu oraz podniesienie ich wyżej w płaszczyźnie pionowej (rys.5). Zakładałem, że trochę bliżej przodu korpusu znajdą się te środki.
     





    Rys.5. Środek wyporu SW oraz środek ciężkości SCkorp wyznaczony dla korpusu

    woblera autorstwa Dana McGratha

     

    Na fot.3 pokazano wobler, którego korpus kształtem przypomina banan. Podcięty został dół korpusu.
     





    Fot.3. Wobler trociowy autorstwa Kazimierza Michalaka


     

    Środki zostały odsunięte od przodu korpusu (rys.6), ale tylko nieznacznie przesunęły się w stosunku do korpusu z rys.4.
     





    Rys.6. Środek wyporu SW oraz środek ciężkości SCkorp wyznaczony dla korpusu

    woblera autorstwa Kazimierza Michalaka

     

    Wobler z korpusem typu glapka przedstawiono na fot.4. Korpus ten charakteryzuje się zdecydowanie większą wysokością.
     





    Fot.4. Wobler typu glapka autorstwa Jana Bulsiewicza


     

    Oba środki znajdują się bliżej przodu korpusu i nieco powyżej maksymalnej wysokości korpusu, co pokazano na rys.7.
     





    Rys.7. Środek wyporu SW oraz środek ciężkości SCkorp wyznaczony dla korpusu

    woblera autorstwa Jana Bulsiewicza

     

    Natomiast na fot.5 zaprezentowano wobler także z korpusem typu glapka, ale jest on nieco niższy i szerszy niż ten z fot.4.
     





    Fot.5. Wobler autorstwa Leszka Akusa


     

    Środki są dalej odsunięte od przodu korpusu (rys.8) niż w przypadku woblera z fot.4, ale ze względu na swój przekrój poniżej połowy maksymalnej wysokości korpusu. Widać wyraźnie, że korpus jest wyraźnie szerszy w dolnej jego części. Odmiennie niż w przypadku wcześniejszych korpusów.
     





    Rys.8. Środek wyporu SW oraz środek ciężkości SCkorp wyznaczony dla korpusu

    woblera autorstwa Leszka Akusa

     

    Poniżej (fot.6) korpus woblera o innych proporcjach. Jest on niski, ale za to szeroki.
     





    Fot.6. Głowacz firmy Salmo


     

    Oba środki znajdują się bliżej przodu korpusu i poniżej maksymalnej wysokości korpusu, co pokazano na rys.9.
     





    Rys.9. Środek wyporu SW oraz środek ciężkości SCkorp wyznaczony dla korpusu głowacza (Salmo)


     

    Zaś na fot.7 pokazano również wobler z korpusem o odmiennych proporcjach niż w przedstawionych powyżej. Korpus ten ma zdecydowanie masywniejszą tylną część.
     





    Fot.7. Wobler autorstwa Dana McGratha


     

    Wyznaczone środki wyporu SW i ciężkości SCkorp znajdują się w połowie długości woblera (rys.10). Zakładałem, że będzie bliżej końca korpusu. Podobnie jest w płaszczyźnie pionowej. Środki te znajdują się w połowie maksymalnej wysokości korpusu.
     





    Rys.10. Środek wyporu SW oraz środek ciężkości SCkorp wyznaczony dla korpusu

    woblera autorstwa Dana McGratha

     

    Z przeprowadzonej analizy położenia środka wyporu SW i ciężkości SCkorp dla różnych korpusów wynika, że znajdują się one w przedniej części korpusu, ale w niewielkim oddaleniu od środka jego długości. Można było spodziewać się, że będą dalej odsunięte w kierunku przodu korpusu. Zmiany kształtu korpusu (długość, szerokość) nieco zmieniają położenie tych środków, ale nie są to przesunięcia znaczne.
    Także w płaszczyźnie pionowej położenie środka wyporu SW i ciężkości SCkorp oscyluje w granicach połowy maksymalnej wysokości korpusu. Przekroje poprzeczne korpusów woblerów bywają najczęściej w kształcie owalu, co pokazano na rys.11.
     





    Rys.11. Przekroje poprzeczne korpusu woblera


     

    Figurą wyjściową jest elipsa w ustawieniu pionowym, co można zauważyć dla przekrojów z rys.11a÷rys.11d. Zwykle bywa, że większość korpusów grzbiet posiada szerszy niż brzuch lub są sobie równe (rys.11a÷rys.11c), ale zdarzają się odwrotne sytuacje (rys.11d). W przypadku woblerów, dla których korpusów swoim kształtem przypomina cygaro figurą wyjściową może być elipsa o proporcjach bliższych kołu (rys.11a). W niektórych przypadkach woblerów przekrój poprzeczny ich korpusu przypomina elipsę, ale ułożoną w poziomie (rys.11e). Obniżanie położenia środków wiąże się najczęściej z szerszym kształtowaniem korpusu w jego dolnej części (rys.11d). Działając w przeciwną stronę (rys.11a÷rys.11c) podwyższa się ich lokalizację. Nie tylko kształtem korpus można zmieniać położenie tytułowych środków. Warto spróbować zastosować niejednorodną strukturę korpusu. W przypadku korpusów wykonanych z drewna można lokalnie wykonać komory powietrzne. Stosując żywicę na korpus można zastosować lokalnie żywicę o odmiennej gęstości niż pozostała część korpusu.
    To są zabawy korpusem. Jednakże sam korpus to nie wszystko. Znajduje się w nim jeszcze stelaż, a także dodatkowe obciążenie, ster. Do wystających oczek stelaża zakładane są kotwice. To powoduje przede wszystkim zmiany w położeniu środka ciężkości SC woblera.
    Przejdźmy zatem do stelaża. Powszechnie spotykany w tworzonych ręcznie woblerach jest stelaż jednoczęściowy i może być ukształtowany na różne sposoby. Poniżej, na rys.12÷rys.14, zaprezentowano stelaże, o identycznym rozmiarze i rozmieszczeniu oczek, w trzech wariantach jego ukształtowania. Zaznaczono także ich środki ciężkości Scstel. Jego położenie określono względem oczka mocującego linkę. Widać wyraźnie, że ukształtowanie stelaża ma wpływ na położenie tego środka w płaszczyźnie pionowej, natomiast w płaszczyźnie poziomej środki te są dla każdego stelaża zbliżone. Im niżej znajduje się część stelaża łącząca oczko mocujące linkę z oczkiem tylnej kotwicy, tym niżej znajduje się środek ciężkości stelaża Scstel. Stelaże te przeznaczone są do woblerów, w których oczko mocujące linkę znajduje się w korpusie.
     





    Rys.12. Stelaż (wariant I) i jego środek ciężkości SCstel






    Rys.13. Stelaż (wariant II) i jego środek ciężkości SCstel






    Rys.14. Stelaż (wariant III) i jego środek ciężkości SCstel


     

    Z kolei ukształtowanie stelaża do woblera, którego oczko znajduje się na sterze (wobler typu DR) powoduje przesunięcie jego środka ciężkości Scstel w dwóch płaszczyznach, co pokazano na rys.15. Zmiana położenia tego środka jest bardziej widoczna w płaszczyźnie poziomej. Środek przesunął się w kierunku oczka przedniej kotwicy w porównaniu do stelaży z rys.12÷rys.14.
     





    Rys.15. Stelaż do woblera typu DR i jego środek ciężkości SCstel


     

    Wstawiając stelaż do korpusu woblera można ocenić wzajemne położenie ich środków ciężkości (SCkorp i Scstel), a następnie określić wypadkowy środek ciężkości woblera SCwob. Analiza została dokonana na przykładzie korpusu woblera klasycznego (rys.4), do którego włożono odpowiednio stelaże z rys.12÷rys.14 i ich położenie względem korpusu jest identyczne. Zatem na rys.16 pokazano korpus woblera klasycznego ze stelażem (wariant I) z rys.12. Widać, że oba środki ciężkości są bardzo blisko siebie, przy czym środek ciężkości stelaża Scstel (2) znajduje się poniżej środka ciężkości korpusu SCkorp (1). Natomiast wypadkowy środek ciężkości woblera SCwob znajdować się będzie na linii łączącej oba te środki (1) i (2) i będzie bliżej środka ciężkości elementu (korpus lub stelaż) o większej masie. W tym przypadku stelaż w niewielkim stopniu zmieni położenie wypadkowego środka ciężkości woblera SCwob względem środka ciężkości korpusu SCkorp. Ale wystarczy, że rowek pod stelaż będzie nacięty głębiej lub płycej i wówczas wpływ ten może być większy.
     





    Rys.16. Korpus wraz ze stelażem (wariant I) woblera Czesława Sowińskiego

    1-środek ciężkości korpusu SCkorp, 2-środek ciężkości stelaża SCstel

     

    Korpus woblera klasycznego ze stelażem (wariant II) z rys.13 pokazano na rys.17. Ich środki (1) i (2) są zdecydowanie dalej odsunięte od siebie niż w przypadku ze stelażem (wariant I) z rys.12.
     





    Rys.17. Korpus wraz ze stelażem (wariant II) woblera Czesława Sowińskiego

    1-środek ciężkości korpusu SCkorp, 2-środek ciężkości stelaża SCstel

     

    Stelaż (wariant III) z rys.14 umieszczono w korpusie woblera klasycznego, co przedstawia rys.18. Odległość pomiędzy środkami (1) i (2) jest podobna jak dla przypadku z rys.17 z zastrzeżeniem, że środek (2) jest bliżej oczka mocującego linkę i niżej względem korpusu.
     





    Rys.18. Korpus wraz ze stelażem (wariant III) woblera Czesława Sowińskiego

    1-środek ciężkości korpusu SCkorp, 2-środek ciężkości stelaża SCstel

     

    W dwóch pierwszych przypadkach (rys.16 i rys.17) wypadkowy środek ciężkości woblera SCwob znajduje się powyżej fragmentu stelaża łączącego oczka mocujące linkę z tylnym oczkiem kotwicy. Natomiast dla przypadku z rys.18 ów środek jest powyżej. We wszystkich przypadkach środek ten znajduje się powyżej oczka mocującego linkę.
    Środki wyporu SW dla rozpatrywanych korpusów ze stelażami (rys.16÷rys.18) będą dla każdego z nich w tym samym położeniu, gdyż identyczne fragmenty stelaża wychodzą poza obrys korpusu i niewiele odbiegać od środka wyporu SW samego korpusu.
    Dodanie steru w zależności od materiału użytego na niego (metal lub tworzywo sztuczne) spowoduje odpowiednio większe lub mniejsze przesunięcie wypadkowego środka ciężkości woblera SCwob w kierunku głowy woblera. Z kolei środek wyporu SW, niezależnie z jakiego materiału będzie wykonany ster, jego wstawienie spowoduje jednakowe przesunięcie tego środka w kierunku głowy woblera.
    Założenie kotwic do stelaża także będzie miało wpływ na położenie wypadkowego środka ciężkości woblera SCwob oraz jego środka wyporu SW. Warto tu nadmienić, że będzie on odmienny dla woblera poruszającego się i będącego w bezruchu. W przypadku woblera poruszającego się opływająca wobler woda będzie podnosić kotwice do góry i układać je równolegle z kierunkiem opływu, czyli wzdłuż korpusu. Wówczas wypadkowy środek ciężkości woblera SCwob zostanie przemieszczony w kierunku ogona i będzie wyżej niż dla woblera leżącego na wodzie.
    Jak z powyższych rozważań widać położenie stelaża w korpusie może mieć duże znaczenie, ale włożenie dodatkowego obciążenia do korpusu niweluje w dużym stopniu to wrażenie. Rys.19 przedstawia typowe kształty obciążników. Mogą nimi być kulki, śruciny (rys.19a), ale także płytki w kształcie prostokąta (rys.19b, rys.19c), trójkąta (rys.19d, rys.19e). Na każdym z tych obciążeń zaznaczono ich środki ciężkości SC. Wstawiając obciążenie w różnym położeniu względem korpusu woblera można zmieniać wypadkowy środek ciężkości SCwob woblera. Chcąc podwyższyć środek ciężkości SCwob należy wstawić obciążenie pionowo (rys.19c, rys.19e). Rozpatrując kształt tych obciążeń można zauważyć, że obciążenie (płytka) o kształcie trójkąta ma środek ciężkości SC wyżej położony od obciążenia o kształcie prostokąta, mimo że boki mają ten sam wymiar. Jednakże siła ciężkości FC będzie większa dla obciążenia o kształcie prostokąta niż trójkąta.
     





    Rys.19. Kształty obciążeń


     

    Natomiast, jeśli pożądane jest obniżenie tego środka to należy ułożyć obciążenie poziomo (rys.19b, rys.19d). I tutaj też zauważa się, że dla obciążenia o kształcie trójkąta, środek ciężkości SC znajduje się niżej niż dla obciążenia o kształcie prostokąta, przy zachowaniu tych samych wymiarów zewnętrznych. Siła ciężkości FC jest większa dla obciążenia o kształcie prostokąta niż trójkąta. Oczywiście chcąc zmienić wypadkowy środek ciężkości woblera SCwob w pionie można dodatkowo przesuwać obciążenie góra-dół, a jeśli w poziomie, to po prostu przesuwa się obciążenie w lewo-prawo.
    Rozpatrzono jeszcze jeden przypadek korpusu woblera klasycznego ze stelażem. Tym razem umieszczony został stelaż z oczkiem mocującym linkę odsuniętym od korpusu (rys.15). Rozwiązanie to pokazano na rys.20.
     





    Rys.20. Korpus wraz ze stelażem (wariant DR) woblera autorstwa Czesława Sowińskiego

    1-środek ciężkości korpusu SCkorp, 2-środek ciężkości stelaża SCstel

     

    Stelaż jest dłuższy niż poprzednie (rys.16÷rys.18) i to przekłada się na położenie jego środka ciężkości (2). Jest on bliżej początku korpusu niż środek ciężkości korpusu SCkorp (1). Stelaż ten jest bardzo podobny do stelaża (wariant II), różni się jedynie oczkiem mocującym linkę. Stąd położenie jego środka ciężkości (2) w płaszczyźnie pionowej jest zbliżone do położenia tego środka dla stelaża (wariant II). Jest minimalnie niżej, gdyż oczko mocujące linkę jest także niżej. Z kolei wypadkowy środek ciężkości SCwob w przeciwieństwie do rozwiązań z rys.16÷rys.18 znajdować się będzie bliżej początku korpusu.
    Analizie poddano jeszcze dwa inne korpusy z rys.6 i rys.10. Zatem na rys.21 pokazano korpus z rys.6 wraz ze stelażem. Zaznaczono środek ciężkości korpusu SCkorp (1) oraz środek ciężkości stelaża Scstel (2). Stelaż został wygięty w łuk w celu dostosowania go do kształtu korpusu. Środek ciężkości (2) jest odsunięty do tyłu względem środka (1) jak to miało miejsce w przypadkach z rys.16÷rys.18, ale mimo podobieństwa do rozwiązania z rys.17, to środek (2) znajduje się na dole korpusu w sposób zbliżony do przypadku z rys.18. Powodem tego jest niskie położenie oczka mocującego linkę oraz oczka tylnej kotwicy.
     





    Rys.21. Korpus wraz ze stelażem woblera autorstwa Kazimierza Michalaka

    1-środek ciężkości korpusu SCkorp, 2-środek ciężkości stelaża SCstel

     

    Kolejnym kształtem korpusu odbiegającym od klasycznego jest wobler z fot.7. Na rys.10 z kolei naniesione zostało położenie środka wyporu SW i ciężkości korpusu SCkorp. Analizy dokonano dla dwóch wersji stelaża umieszczonego w korpusie tego woblera. Na rys.22 znajduje się korpus ze stelażem, którego oczko mocujące linkę wychodzi z korpusu. Natomiast rys.23 prezentuje korpus ze stelażem, którego oczko mocujące linkę jest na zewnętrz korpusu. W obu przypadkach zaznaczono środek ciężkości korpusu SCkorp (1) oraz środek ciężkości stelaża Scstel (2). W rozwiązaniu z rys.22 oba środki prawie pokrywają się. Wobec tego wpływ stelaża na położenie wypadkowego środka ciężkości woblera SCwob będzie znikomy. Ale już dla przypadku z rys.23 środki ciężkości (1) oraz (2) są znacznie oddalone w dwóch płaszczyznach. Wpływ tego stelaża na położenie wypadkowego środka ciężkości woblera SCwob będzie znaczny.
     





    Rys.22. Korpus wraz ze stelażem (wariant R) woblera autorstwa Dana McGratha

    1-środek ciężkości korpusu SCkorp, 2-środek ciężkości stelaża SCstel

     
     
     
     
     
     
     
     
     
     
     
     
     




    Rys.23. Korpus wraz ze stelażem (wariant DR) woblera autorstwa Dana McGratha

    1-środek ciężkości korpusu SCkorp, 2-środek ciężkości stelaża SCstel

     

    Należy zdać sobie sprawę, że położenie środków wyporu SW i ciężkości SC, a także wartości sił wyporu FW i ciężkości FC nie są obojętne względem pracy woblera. Ich wpływ, a także położenie powinno analizować się względem oczka mocującego linkę. To ono jest najważniejszym elementem każdego woblera rozpatrując pod kątem pracy. To względem niego wszystko się dzieje. Zatem środki te w płaszczyźnie poziomej mogą być blisko lub daleko od oczka, a w płaszczyźnie pionowej powyżej lub poniżej.
    Każdy wobler ze sterem w wersji pływającej charakteryzuje się pracą ogonowo-lusterkującą. Prześledźmy zatem wpływ środka wyporu SW i siły wyporu FW na pracę lusterkującą woblera. W zdecydowanej większości przypadków korpusy są tak ukształtowane, że środek wyporu SW znajduje się powyżej oczka mocującego linkę. Przekrój takiego korpusu pokazano na rys.24.
     





    Rys.24. Położenie środka wyporu SW powyżej oczka mocującego linkę


     

    Środek wyporu SW znajduje się w odległości hw od oczka mocującego linkę oznaczonego jako O. Siła wyporu FW, której punktem zaczepienia jest środek wyporu SW, zawsze, niezależnie od położenia woblera, jest skierowana pionowo do góry. Podczas pracy woblera, wychyla się on naprzemiennie w lewo i w prawo. Wychylenia te zaznaczono czerwoną strzałką. W trakcie takiego wychylania pojawiają się składowe siły wyporu FW, w płaszczyźnie poziomej będzie to siła FWx, a w płaszczyźnie pionowej – siła FWy. Istotna jest siła FWx, która działając na ramieniu hw generuje moment MW o zwrocie przeciwnym do kierunku wychylania się woblera. Wobec tego siła wyporu FW, której punkt zaczepienia się znajduje się w środku wyporu SW, umieszczonego powyżej oczka mocującego linkę, będzie przeciwdziałać pracy lusterkującej. Powstały moment MW jak można zauważyć zależy od siły FWx, będącej składową siły wyporu FW oraz od odległości środka wyporu SW od oczka mocującego linkę (punkt O), czyli od odległości hw. Woblery pękate w górnej części charakteryzują się dużą wypornością, której miarą jest siła wyporu FW. Stąd ich praca lusterkująca będzie nieznaczna. Przeciwdziałać temu można poprzez inne kształtowanie korpusu, np. w sposób pokazany na rys.11b i rys.11c. Charakteryzują one się mniejszą wypornością niż korpus z rys.11a. Wyporność korpusu można również zmieniać dobierając materiał z jakiego jest on wykonany. Im mniejsza gęstość, tym większa wyporność. Wśród drewna stosowanego na korpusy woblerów o najmniejszej gęstości jest balsa i stąd wobler z takim korpusem charakteryzuje się największą wypornością. Ale wyporność korpusów drewnianych można zmniejszyć poprzez ich impregnację. Zwiększa się wówczas gęstość materiału z jakiego jest wykonany korpus. Obecnie wykonywane korpusy metodą wtrysku są puste w środku. Woblery takie posiadają dużą wyporność mimo, że są wykonywane z tworzyw, które charakteryzują się większym ciężarem właściwym niż woda.
    Można także tak ukształtować korpus, aby środek wyporu SW znalazł się w jego dolnej części, co pokazano na rys.25. Woblerów z takim korpusem jest zdecydowanie mniej. Składowa FWx siły wyporu FW działając na ramieniu hw generuje moment MW skierowany w tą samą stronę co wychylenia woblera w trakcie pracy lusterkującej. Wobec tego środek wyporu SW znajdujący się poniżej oczka mocującego linkę (punkt O) zwiększa amplitudę wychyleń woblera.
     





    Rys.25. Położenie środka wyporu SW poniżej oczka mocującego linkę


     

    Przykładem woblera, którego korpus w przybliżeniu posiada przekrój taki, jaki pokazano na rys.25 jest wobler z fot.8.
     





    Fot.8. Wobler autorstwa Dariusza Szyszki


     

    Analizując położenie środka wyporu SW pod kątem wpływu na pracę ogonową woblera można zauważyć, że odsuwanie jego od oczka mocującego linkę zmniejsza amplitudę pracy ogonowej zwiększając jednocześnie amplitudę pracy lusterkującej. Takim przykładem jest wobler z fot.7. Posiada najdalej odsunięty środek wyporu SW od oczka mocującego linkę w wyniku pogrubienia części ogonowej. Jednakże jak można zauważyć, na podstawie analizy woblerów z fot.1÷fot.7 przesunięcia środka wyporu SW są niewielkie.
    Zdecydowanie większy wpływ na pracę woblera i to zarówno lusterkującą jak, i ogonową ma położenie środka ciężkości SC oraz siły ciężkości FC. Już samo włożenie stelaża do korpusu zmienia położenie środka i siły ciężkości. Jednak większy wpływ będzie posiadać dodatkowe obciążenie. Na rys.26 pokazano woblery z klasycznym korpusem, w których umieszczono obciążenie (1) i (2). Woblery te różnią się między sobą rozmieszczeniem obciążenia (2).
     





    Rys.26. Położenie dodatkowego obciążenia (1) oraz (2)


     

    Należy zdać sobie sprawę, że każde dodatkowe obciążenie zastosowane w woblerze zmniejsza amplitudę pracy woblera choćby dlatego, że wobler jest cięższy i trudniej jest wprawić go ruch za pomocą tego samego steru niż wobler bez obciążenia. Obciążenie (1) oprócz wpływu na pracę woblera dodatkowo go stabilizuje w pionie. Rozpatrując wpływ obciążenia (1) na pracę ogonową to można stwierdzić, że praca ta będzie typu X o mniejszej amplitudzie niż bez obciążania. Podczas pracy woblera ogon wychyla się raz to w lewo, raz to w prawo. Umieszczenie obciążenia (1) w odległości h1 od oczka mocującego linkę powoduje to, że podczas wychyleń ogona pojawia się moment siły F1 (moment M1) przeciwstawny kierunkowi wychyleń, co pokazano na rys.27.
     





    Rys.27. Położenie środka ciężkości SC1 dodatkowego obciążenia w odległości h1 od oczka mocującego linkę


     

    Zatem korpus podczas pracy woblera musi pokonać dodatkowy opór pochodzący od tego momentu siły F1. Moment siły F1 jest tym większy im dalej obciążenie (1) odsunięte jest od tego oczka (odległość h1) oraz im większa jest masa tego obciążenia (siła F1).
    Rozpatrując zaś wpływ obciążenia (1) na pracę lusterkującą zauważa się, że umieszczenie tego obciążenia w odległości h1 poniżej oczka mocującego linkę wywoła zmniejszenie amplitudy wychyleń w płaszczyźnie pionowej, co pokazano na rys.28. Siła ciężkości FC1 posiada punkt zaczepienia w środku ciężkości tego obciążenia SC1 i zawsze jest skierowana pionowo w dół. Podczas pracy woblera, wychyla się on naprzemiennie w lewo i w prawo. Wychylenia te zaznaczono czerwoną strzałką. W trakcie takiego wychylania pojawiają się składowe siły ciężkości FC1, w płaszczyźnie poziomej będzie to siła FC1x, a w płaszczyźnie pionowej – siła FC1y. Istotna jest siła FC1x, która działając na ramieniu h1 generuje moment M1 o zwrocie przeciwnym do kierunku wychylania się woblera. Powstały moment M1 jak można zauważyć zależy od siły FC1x, będącej składową siły wyporu FC1 oraz od odległości środka ciężkości SC1 od oczka mocującego linkę (punkt O), czyli od odległości h1.
     





    Rys.28. Położenie środka ciężkości SC1 dodatkowego obciążenia poniżej oczka mocującego linkę


     

    Poniżej przeanalizowano wpływ obciążenia (2) na pracę ogonową i lusterkującą woblerów pokazanych na rys.26. W pierwszym woblerze obciążenie (2) znajduje się pomiędzy oczkiem mocującym linkę a obciążeniem (1), natomiast w drugim woblerze rozpatrywane obciążenie znajduje się pomiędzy obciążeniem (1) a oczkiem tylnej kotwicy. W obu przypadkach obciążenie (2) zmniejszy amplitudę pracy ogonowej w porównania do woblera wyłącznie z obciążeniem (1). Jednakże obciążenie w drugim woblerze (rys.29) jest dalej odsunięte od oczka mocującego linkę (odległość h2), stąd jego wpływ na zmniejszenie amplitudy pracy ogonowej będzie większy niż w woblerze pierwszym, (rys.30).
     





    Rys.29. Położenie środka ciężkości SC2 dodatkowego obciążenia w odległości h2 od oczka mocującego linkę


     
     
     
     
     
     
     
     
     
     
     
     
     
     
     




    Rys.30. Położenie środka ciężkości SC2 dodatkowego obciążenia w odległości h2 od oczka mocującego linkę


     

    Mechanizm powstawania takiego zachowania został przedstawiony podczas omawiania wpływu obciążenia (1) na pracę ogonową.
    Wpływ obciążenia (2) na pracę lusterkującą zaprezentowano na rys.31. Obciążenie to zostało umieszczone powyżej oczka mocującego linkę.
     





    Rys.31. Położenie środka ciężkości SC2 dodatkowego obciążenia powyżej oczka mocującego linkę


     

    W tym przypadku składowa FC2x siły ciężkości FC2 działając na ramieniu h2 generuje moment M2 skierowany w tą samą stronę co wychylenia woblera w trakcie pracy lusterkującej. Wobec tego środek ciężkości SC2 znajdujący się powyżej oczka mocującego linkę (punkt O) zwiększa amplitudę wychyleń woblera.
    Dodanie kotwic do woblera podobnie jak obciążenie (1) zmniejszy amplitudę pracy ogonowej i lusterkującej.
    W woblerach z oczkiem w sterze najczęściej środek wyporu SW oraz środek ciężkości SC, pochodzący od dodatkowego obciążenia (1), (2) znajdują się powyżej tego oczka.
    Podsumowując oba tytułowe środki są istotne pod kątem pracy woblera. Zdecydowanie łatwiej jest manipulować położeniem środka ciężkości SC niż środka wyporu SW. Ich wpływ na pracę należy rozpatrywać względem oczka mocującego linkę. Nie jest łatwo wyznaczyć położenie tych środków, ze względu na kształt woblera oraz złożoność jego budowy (korpus, stelaż, obciążenie, ster, kotwice). Niemniej można nimi wpływać na pracę woblera. Omówione zostało oddziaływanie każdego z nich, ale oddzielnie, aby poznać mechanizm zmian w pracy woblera. Natomiast w rzeczywistości oba środki wraz z siłami wyporu FW i ciężkości FC równocześnie przyczyniają się do zmiany pracy woblera. Zatem można uzyskać różne parametry jego pracy. Wyporność korpusu woblera, którego miarą jest siła wyporu FW, zmienia się wraz z jego długością. Zwykle największa jest na początku, a najmniejsza na końcu, co powoduje, że umieszczenie dodatkowego obciążenia (siła ciężkości FC) w tych miejscach może mieć większy lub mniejszy wpływ na to, która z tych sił będzie przeważać. Konstruując wobler pływający mamy ograniczone możliwości związane z wielkością dodatkowego obciążenia. I nie zawsze udaje się pokonać wyporność w danym obszarze korpusu zwłaszcza, że część obciążenia musi znajdować się poniżej oczka mocującego linkę w celu zachowania poziomego ustawienia woblera. Z drugiej strony wyporność korpusu można zmniejszyć poprzez spłaszczenie bocznych powierzchni korpusu lub zwiększenie gęstości materiału za pomocą impregnacji. Wobec tego opanowanie wszystkiego wymaga znacznej praktyki. Wybór miejsca umieszczenia dodatkowego obciążenia ułatwić może poznanie teorii opływu ciał. Są takie dwa miejsca. Głowa woblera, gdzie woda napiera na wobler oraz ogon, gdyż woda opuszcza w tym miejscu wobler.
    Nie zapominajmy jeszcze o sterze, który potrafi nieźle namieszać w naszych rozważaniach. Ale to już całkiem inna historia.

  • Od wielu lat przemyśliwałem i czaiłem się na wędkarski wypad do Finlandii ale jakoś trudno było mi podjąć tę decyzję. Ale kiedy na początku czerwca, otrzymałem niespodziewaną propozycję od moich przyjaciół na wzięcie udziału w takiej eskapadzie z terminem wyjazdu za tydzień i kilkoma godzinami na przemyślenie tematu, pomyślałem: jak nie teraz to kiedy? Decyzja była szybka i jedynie słuszna. Wszak wszystko już chłopaki załatwili i ustalili. Ja musze się tylko spakować, wcześniej tylko podpytać i poszukać informacji na naszym forum od tych, którzy już przetarli ten szlak. A podróż to nie mała. Przez pół Polski, Litwę, Łotwę i Estonię do Tallina to ok. 950km. Nocleg w fajnym Hostelu pod starówką i kilkaset metrów od przystani promowej. Rano wsiadamy na prom i relaksujący rejs do Helsinek. A potem już „tylko” ok. 650 km przez Finlandię i jesteśmy na miejscu.
     
    Już na pierwszy rzut oka widać, że baza jest bardzo zadbana a przyjęcie przez całą rodzinę gospodarzy, wprawia nas od razu w lekki nastrój. Po zmęczeniu ani śladu. Magiczne działanie domowej roboty ziołowo/sosnowej, fińskiej nalewki?




     
     
     



     
    Dostajemy niezbyt duży domek. Bogato nie jest (np. brak zmywarki) ale nie ma co przesadzać, nie przyjechaliśmy tutaj na wczasy tylko do roboty. A po robocie warto odmyć łapy stojąc na zmywaku, albo wskoczyć do sauny, którą mamy po sąsiedzku. Małe „niedopatrzenie” naszego biura podróży, powoduje, że na drodze losowania trafia mi się pięciometrowa, aluminiowa, super stabilna łódka, własność gospodarzy. A przecież mogli powiedzieć, że jak nie ma łodzi „organizatora” to możemy łowić z brzegu albo za dodatkową opłatą wynająć od nich… nic z tych rzeczy. I myślę, że na taka postawę nie miał wpływu płynny, tradycyjny polski prezent w zestawie z „ptasim mleczkiem”…podobno lubię takie słodycze. Było czym poganiać przy silniku 50KM.




     
     
     



     

    Z wody, nasza baza wyglądała jeszcze ładniej.




     

    Od samego początku pobytu, musieliśmy przyzwyczaić się do pewnego zjawiska. Parafrazując klasykę: jasność, widzę jasność! Bo tak naprawdę, pomiędzy wieczorem, nocą i pochmurnym dniem trudno było wyczuć różnicę.



    Około północy

     
     
     


    Około południa

     
    Pierwszy dzień na wodzie, zapowiadał piękne wyniki. Paweł trafia w trollu szczupłego 87cm i z ręki 85cm. Pozostałe, liczne szczupaki złowione przez nasz czteroosobowy zespół nie przekraczały 60cm .
    Badanie różnych części akwenu, wskazywało na dużą różnicę temperatur wody (początkowo od 8 do 13C). Niestety nie szło to w parze z rozlokowaniem i aktywnością ryb. Ogromna część zbiornika wydawała nam się „rybna pustynią” . Jednak nie zawsze zapisy z echa miały odzwierciedlenie w rzeczywistości. W takiej pustyni, 13-go, woda wydała mi szczupaka 95 cm. Niestety, został on największą ryba wyjazdu.




     

    Zaskoczeni byliśmy również tylko minimalną ilością trzcinowisk. To co jest, to pojedyncze, niewielkie, wyschnięte kępy rzadkich zeszłorocznych trzcinek bez śladu odbijających nowych roślin. Natomiast zamiast trzcinowisk zaobserwowaliśmy ogromną ilość „zalanego lasu” … taki zamiennik.




     
     
     



     
    Jeśli miał bym wymienić typ łowiska, w którym zawsze można złowić szczupaka lub okonia to wskazał bym na przewężenia pomiędzy akwenami w których występował wyraźny nurt wody. Ten przepływ ze zdjęcia wydawał szczupaka lub dwa przy każdym swobodnym spływie z nurtem a przepływaliśmy przez niego 2-3 razy dziennie.




     
    Łowione przez nas ryby na pewno nie zadziwiały rozmiarami ale zaskakiwały ubarwieniem i walecznością. Średniej wielkości okonie były prawie czarne. Podobnie wyglądały szczupaki, których normalnie białe brzuchy były zdobione „miętusowym marmurkiem”.




     
     
     



     
    Nie ma się jednak temu co dziwić, kiedy zobaczy się kolor wody … krystalicznie czysta herbata.




     

    Co do przynęt. Myślę, że właśnie z powodu koloru wody i wybarwienia ryb, najskuteczniejsze były przynęty ciemne. Brąz, miedź, czarna patyna. Doskonałe były duże obrotówki. Autentycznie sprawdziły się nienagannie pracujące obrotówki forumowej Eluski ...




     
     
     



     
    lub inne, bardzo lekkie z mocnymi, czerwonymi akcentami.




     
    Jednak nie zawiodły mnie przynęty w kolorach perła z niebieskim. Jak by mnie ktoś zapytał: jakie barwy sprawdzają się w Skandynawii, polecił bym w ciemno właśnie takie (widać to na wcześniejszych zdjęciach okoni). Również mój największy szczupak, został złowiony na mocno już spracowanego Sebil’a w tych właśnie barwach.
    Jeszcze jedną atrakcją, która umilała nam czas pomiędzy wypłynięciami na jezioro było łowienie białorybu. Moi przyjaciele są wielbicielami tej metody i jak zwykle na naszych wyjazdach znajdują sobie jak najbliżej domu stanowisko do uprawiania tej metody. Już po jednym dniu nęcenia, praktycznie każde zarzucenie zestawu kończyło się holem pokaźnej płotki. Zabawę psuły nam jednak … szczupaki, które z uporem maniaka usiłowały zerwać naszą zdobycz z haczyka lub atakowały podskakujący spławik! Skandal!!! Do rozwiązanie tego „problemu” używaliśmy dyżurnego spinningu. Wystarczył rzut lub dwa i natrętny pistolet meldował się na wahadłówce. Przeniesiony do wody pięćdziesiąt metrów dalej, dawał nam na jakiś czas spokój. Pomiędzy płotkami, trafiła się i taka rybka w przepięknych barwach … jaź(?). Oczywiście ryba wróciła do wody.




     
     
     



     
    Podsumowując wyniki, złowiliśmy kilkadziesiąt ryb do 60-ciu centymetrów. Każdy z nas zaliczył kilkanaście ryb do 80-ciu cm. Największy okoń miał 37cm. Urozmaiceniem były niestety małe sandacze, które najskuteczniej łowiłem na ciemne koguty … lubiły tą zapewne, nieznaną im przynętę.




     
     
     



     
    Jak widać bogactwa rybnego nie było. Nasz gospodarz twierdził, że spowodowała to bardzo opóźniona, tegoroczna wiosna. Widać to było na przykładzie braku rozwoju roślinności wodnej. Do powrotu w tę część Skandynawii, może zniechęcać bardzo jednak męcząca podróż. Ale czy tam już nie powrócę? Biorąc pod uwagę takie okoliczności przyrody nie będę się zaprzysięgał.




     

    PS No i finalnie, zapomniał bym co z tym Lewandowskim w tytule! Otóż naprawdę, moim partnerem na łodzi był super koleś, Robert Lewandowski zwany jak, że by inaczej ”lewym” . Nie był to TEN „lewy” o którym większość z Was pomyślała ale musicie przyznać, że taki tytuł to gwarancja zwiększonej „przeczytalności”!
     
    BOB1
    Warszawa czerwiec 2017

  • W dniach 20-22.10.2017 kilkudziesięciu użytkowników portalu Jerkbait.pl wzięło udział w ogólnopolskim zlocie nad jeziorem Dadaj, pojawili się ludzie z wszystkich rejonów kraju i nie tylko bo jeden z kolegów przyjechał aż z Eindhoven.
     




     
     
     



     


    Na uczestników czekały pakiety startowe przygotowane dzięki współpracy z naszymi partnerami Shimano, Spinmad, Street Fishing Poland oraz naszym formowym lurebuilderem Cyprysem19.
     

    Spotkanie przebiegło w koleżeńskiej atmosferze, o czym mogliśmy się przekonać już podczas piątkowego wieczoru gdy wspólnie grillowaliśmy i omawialiśmy taktykę na sobotnie zawody. Oczywiście same zawody również były w atmosferze zabawy, mimo bardzo atrakcyjnych nagród ufundowanych przez naszych sponsorów między innymi Eventur Fishing fundujący główną nagrodę, czy też pracownię Hubrods, czy firmy Shimano, Dorado, Spinamad i Angry Pikes , w zawodach wystartowało 40 zawodników.




     
     
     



     
     
     



     


    Pierwsze miejsce w zawodach zajął @Norbert0 łowiąc dwa szczupaki 77cm i 71,5cm, co przyniosło mu wygraną w postaci voucheru na wyprawę zagraniczną ufundowanego przez Eventur Fishing, dodatkowo otrzymał prezenty przygotowane przez Dorado, Spinmada i Cyprysa19.




     
     
     



     


    Druga pozycja zajął @Zander90, Piotrek złowił szczupaka 75,5cm oraz okonie 21,5cm i 19,6cm, dzięki temu otrzymał wędkę przygotowaną przez pracownię Hubrods , Hubert uzbroił i ozdobił ją specjalnie na tą okazję dopasowując ją do drugiej części zestawu czyli ufundowanego przez firmę Shimano kołowrotka Stradic Ci4 2500, podobnie jak zwycięzca otrzymał prezenty przygotowane przez Dorado, Spinmada i Cyprysa19.




     
     
     



     
     
     



     


    Trzecia pozycja przypadła Damiano113, który złowił 2 szczupaki 51,2 i 66,8cm, dzięki czemu stał się posiadaczem kompletu ubrań ufundowanego przez Angry Pikes oraz zestawów przynęt i gadżetów przygotowanych przez firmy Dorado, Spinmad, jak i zestawu gum naszego forumowego kolegi Cyprys19.




     
     
     



     


    W sumie 40 zawodników, mimo niesprzyjających warunków pogodowych złowiło 19 ryb.




     
     
     



     
     
     



     


    Same zawody jak już wcześniej pisałem odbyły się na luzie czego przykładem mogły być tratwy widziane na jeziorze, a powstałe z połączenia kilku łodzi.




     
     
     



     
     
     



     


    Nie o same zawody jednak chodziło, a o integrację i wymianę doświadczeń, wieczór po zawodach świetnie temu służył, nasz forumowy Hesher twórca woblerów Love Bait przygotował nam pokaz odlewania korpusów woblerów.




     
     
     



     


    Podsumowując, dziękujemy wszystkim za udział w zlocie i już planujemy zlot 2018
     
    Piotr Rybicki – Milupa

  • Teaser Paragraph:

    Łowienie pstrągów ma różne oblicza: różne przynęty, techniki, warunki łowiska - wszystko to oznacza inne wymagania dla wędki pstrągowej. W imieniu naszych rodbuilderów zapraszamy do lektury II części artykułu o wędkach pstrągowych. Życzymy miłej lektury!

    "Pstrągowe podchody - Talon ITM 6'0"TS oraz Matagi Super Trout-II
    (Autor: Tomasz Mańczak, pracownia Art-Rod)



    Nowy model firmy Talon, to blank zaprojektowany do łowienia pstrągów, za pomocą coraz popularniejszych na świecie woblerów twitchingowych. Dlaczego tak? Bardzo naturalistycznie wyglądające wabiki, prowadzone sekwencją ciągłych podszarpnięć, prowokują pstrągi do ataku swoimi błyskami, wibracją, odskokami na boki i nagłym pojawieniem się w stanowisku. To bardzo aktywna metoda łowienia, sprawdzająca się od wiosny do końca sezonu. Dobra do prowadzenia woblera z nurtem rzeki. To wszystko nakreśla nam wymagania, które musi spełniać wędzisko. ITM 6'0"TS to monoblank wykonany w Woodland, o długości 1,83m i wadze 23g. Został stworzony na dzikie strumienie Pacific Nordwest, a to oznacza, że powinien poradzić sobie wszędzie. Zaprojektowany do grania przynętami w zakresie 2-6g. Optymalne linki to 3-6lb. Tradycyjnie polakierowany czarnym matowym lakierem.

     





    Blank ma aparycję jerkówki klasy UL; bardzo sprężysty od samego tipu, pracujący i ładujący się na całej swojej długości, jest przy tym bardzo szybki w swoim powrocie do stanu spoczynku. Realnie jego sprężystość, twardość i potencjał są większe niż blanki konkurencji w tak opisanych parametrach.

     





    Rękojeść w takim wędzisku musi być krótka. Idealnie sprawdza się klasyczny korek, gdyż jest bardzo lekki, podobnie jak uchwyt Fuji SKSS16 z insertem z plecionego carbonu. Nie ma tutaj miejsca na foregrip, gdyż utrudniałby kontakt palców z blankiem (zwłaszcza wskazującego) i niekorzystnie wpływałby na rozkład masy. Jak widać na fotografiach, całość jest prosta i bardzo wygodna, a ITM 60TS jest świetnie zbalansowany!

     





    Przelotki do takiego blanku muszą być super klasy, więc w zasadzie trzeba go zbroić w Fuji TORZITE. Wędka tak wykonana waży zaledwie 66g i jest niezwykle przyjemna w obsłudze. Rzuty są bardzo łatwe i precyzyjne w każdych warunkach. Potrzebujemy na nie niewiele wolnej przestrzeni. Wędzisko zaprojektowano specjalnie do techniki twitching/jerking i spisuje się w niej fenomenalnie. Z początku sądziłem, iż szczytówka będzie chyba zbyt twarda, ale weryfikacja na łowisku unaoczniła mi, że moje obawy były nie na miejscu.

     





    Łowiłem m.i. woblerami takimi jak: DUO Ryuki 45S/50S/50MDF, Megabass Great Hunting 48, SIEK Skiper, Hunter Yoda. (wagi pomiędzy 3 a 6g) i zobaczcie na zdjęciach jak pięknie zachowuje się blank przy pociągnięciu - linka wciąż jest dobrze napięta. Nieustanna praca nadgarstkiem w tym wypadku jest tak przyjemna, że po prostu chce się to robić!

     





     





    Drugą domeną tej wędki są jigi, jednakże wg mnie na główkach nie lżejszych niż 2g. Łowiłem z powodzeniem "mudler jig" wykonanymi przez Irka Gębskiego oraz Little Spider 2" Keitech na główkach 2-4g. Z takimi przynętami wędka tworzy idealny tandem. Talon również świetnie informuje o jakimkolwiek kontakcie z dnem, przeszkodą czy braniu:) Koncepcja tej wg mnie bardzo udanej wędki powstała z czystej praktyki: jigi do obławiania dołków i woblery na płytsze stanowiska świetnie się uzupełniają i pozwalają obłowić każde miejsce w rzece.


     





    Na kołowrotek Shimano 1000 z CI4+ (160g) nawinąłem plecionkę Varivas Light Game 0.4PE (plus fluorocarbon 6lb) i w warunkach pomorskich taki zestaw już ma sens. Oczywiście można za jego pomocą łowić także tradycyjnymi przynętami (bardzo dobrze spisuje się przy niewielkich wahadłówkach i obrotówkach 1-2), to ważne, ponieważ nie warto wykluczyć zmiany taktyki nad rzeką. Całość pomimo lekkości i finezji tworzy praktyczne, dopracowane narzędzie.


     





    Drugie wędzisko to popularny od kilku lat Matagi Super Trout-II, niesamowicie filigranowy japoński blank stworzony do łowienia na mikro jigi i mikro spoony. Blank dwuczęściowy, łączony poprzez spigot, przy długości 1,83m waży zaledwie 14,4g. Producent określa jego optimum do przynęt 1.5-3.5g; w wypadku jiga dotyczy to wagi główki plus subtelna dekoracja do tego, np. uwiązany marabut albo niewielka gumka. Polecany zakres linek to 2-6lb.


     





     





    Aby wydobyć maksimum z tej konstrukcji, osadziliśmy blank w uchwycie Delfin, wydłużając jednocześnie dolnik o długość dłoni(długość całkowita wędki to 1,97m). Uzbrojenie przelotkami TORZITE, w systemie Delta dostosowanym do koncepcji uchwytu i wyciskającym z Super Trout absolutne 100%. Tak wykonana wędka waży 30g! I nie jest zabawką. Co prawda wg mnie nie nadaje się na wody z licznymi zawadami, gałęziami, ze zbyt szybkim nurtem etc, lecz wszędzie tam gdzie jest otwarta woda i można brodzić, sprawdza się znakomicie. Wędka jest bardzo wydolna rzutowo i obłędnie wręcz czuła w prowadzeniu - a mówimy to o wabikach, które generują minimalny opór w wodzie! Super Trout jest blankiem gnącym się gładko i progresywnie, podczas holu bardzo skraca dźwignię, więc taka typowo nadgarstkowa konstrukcja rękojeści nie odbija się negatywnie na jego obsłudze, a wręcz przeciwnie. Balans jest świetny, manewrowość również. Jest tak poręczny, że nie ma żadnego problemu z przyzwyczajeniem się do braku dolnika;)
     
    Wodom cześć, Tomek Mańczak, ART-ROD."

    Kijek pstrągowy nowomodnie
    (Autor: @Piotr Lipiec, pracownia LP Rods)


    Patrząc na nowe trendy wśród pstrągowych kijków , mój wybór padł na blank japońskiej produkcji ze stajni Suzuki a konkretnie model RXF-6LB-702 czyli długość 2,13m c.w 1,8-7gr i moc 8lb .

     





    Dlaczego akurat ten model? Po kilku latach łowienia Seekerm Sp703 ,postanowiłem poszukać blanku odpowiadającego mojemu stylowi łowienia ,czyli dosyć krótkiego ,aby łatwiej móc się przedzierać przez nadbrzeżne chaszcze moich małych rzeczek oraz o komfortowo obsługującemu przynęty o wadze od ok 2 gr.


     





    Blank ten bardzo dobrze współpracuje z małymi kogutami pstrągowymi ,na które łowie najczęściej , nie boi się również wahadełek wielkości #1(2,5gr ),#2(3,5gr) oraz obrotówek w rodzaju Agli #1,2.

     





     





    Akcja wędki również przypadła mi bardzo do gustu , ponieważ jest szybka ,co ułatwia podbijanie małych kogutków ,a podczas holu ryby przechodzi w ładną parabole, pięknie amortyzuje gwałtowne odjazdy i skoki ,przez takie głębsze ugięcie wędka praktycznie nie gubi ryb, hol jest pewny a 8 lb mocy pozwala na kontrole podczas holu nawet większych rybek, wyholowałem kilka rybek rzędu 40+ i nie było żadnego problemu.

     





     





    Zbrojenie.Kijek ubrałem w przelotki fuji torzitte zaczzynając od 20 a kończąc na 4 w sumie dałem 9szt wraz ze szczytem , uchwyt Skss16 ,do tego insert akrylowy oraz dolnik z pianki EVA , całość w tonacji w ciemno wiśniowej .Waga kijka wyszła 86gr , może i sporo jak na ten blank i tytany ,ale waga insertu akrylowego robi swoje , dla mnie wole aby gotowa wędka ważyła nawet odrobinę więcej, ale ma cieszyć również oko , dlatego dołożyłem insert i akrylowe pierścionki w kolorze, to wszystko dopełnia całej harmonii kijka. Dolnik krótki tak aby nie wystawał poza łokieć.

     





    Wędkę polecam przede wszystkim miłośnikom łowienia małymi przynętami , łowiącymi w mniejszych rzeczkach i potokach, naprawdę kapitalne narzędzie dla wymagających wędkarzy.


    Z pozdrowieniami, Piotr Lipiec, LProds

    Pstrąg na lekko - jig
    (Autor: @Ireneusz Matuszewski, pracownia Fishing Center)

    W ostatnim czasie stało się modne łowienie pstrągów na małe, lekkie przynęty. Takie łowienie ma zarówno zwolenników jak i przeciwników. Skuteczność małych przynęt w pewnych okresach jest bardzo wysoka, ale do tego potrzebne jest odpowiednie wędzisko. Przeciwnicy twierdzą, że komfortowy hol pstrąga 45+ na wędkę o mocy 4-6 lb jest niemożliwy. Twierdzimy że jest możliwy i sprawdziliśmy to na łowisku. Polecamy zapoznanie się z wędziskiem zmontowanym na blanku NFC FW 661-1 IM.

     





    Wędka ma następujące parametry: długość 1,98 m, cw. 0,8-3,5 g, przeznaczona do linek 1-4 lb, moc Ultra Light. Została zmontowana na uchwycie Alps Rapid oraz przelotkach Torzite KR, otwierająca 16, na szczycie 3,5. Pierwsze wrażenie to idealny balans, wędka szybka, dynamiczna, ale przy mocnym wymachu na „sucho” ugina się do połowy. Podoba nam się płynne, progresywne ugięcie. Z coraz większym ugięciem czuć wyraźny przyrost mocy.

     





     





     





    Zaczynamy łowienie od jiga w wadze 1 g. Wędka sygnalizuje szczytem delikatnym ugięciem. Pomimo tak małej wagi przynęty kontakt z nią jest odczuwalny. Następnie sprawdzamy komfort łowienia zwiększając wagę przynęt co 1 g w górę. W górnym zakresie da się łowić komfortowo przynętami o całkowitej wadze 7 g.


    Pierwsze branie, zacięcie, na końcu zestawu jest ładna ryba. Stosujemy dość mocną plecionkę 8lb dlatego można sobie pozwolić na ostry, forsowny hol. Ryba holowana jest na mocno dokręconym hamulcu, praktycznie nie wybiera linki. Wędka zachowuje się fenomenalnie, pracuje jakby dolnik nie miał końca mocy, a to przecież tylko 4 lb. No tak 4 lb, ale w wykonaniu Loomisa to tak, jakby było 8 lb przy zachowaniu delikatności wędki. Łowimy kilka ryb w przedziale 40-45 cm. Łowienie tym wędziskiem to pewność, komfort i niezwykła przyjemność.


    Należy dodać, że każde branie było zacięte. Nie odnotowaliśmy żadnego wypięcia się ryby. NFC FW 661-1 IM to wędka na blanku z najwyższej półki. Polecamy tę wędkę nie tylko na pstrągi. Sprawdzi się idealnie do łowienia okoni.


    Fishing Center Team



    Pstrąg alternatywnie
    (Autor: @woblerwz, pracownia Cage Rods)

    Witamy w kolejnej odsłonie wędek pstrągowych. Jak to z pstrągiem bywa, poszedł (popłynął) na imprezę, po .. ł , pożarł od razu na grubo więc może malutka przekąska. Po okresie tarła i żerowania na grubszym pokarmie czy to swojego gatunku czy choćby budzących się żabach, robalach i co jeszcze w pysk wpadnie pstrągi zaczynają przekąszać. Raz że o ile uniknęły patelni to kontakt z woblerowymi kotwicami pozostaje w pamięci. Dwa że rozkwitła już wiosna powoduje iż sporo różnego drobnego jedzenia jest w okolicy pyska. Zaczynają się łowi na przynęty niemalże muchowe, małe jigi, Parkinsony, wleczone mikro wormy. Potrzebna jest wędka która takowe wynalazki poda, poprowadzi czy też przeturla po dnie i wyholuje rybę. Czy zawsze łowimy tą metodą ryby małe i średnie? Duże pstrągi także zmieniają upodobania pokarmowe i także biorą na mikro przynęty. Wypada więc jeszcze mieć sprzęt który pozwoli rybę 50 + zatrzymać w nurcie i wyholować. I jeszcze nadążyć za harcami wariata pstrąga na haku. W tym artykule nie będzie zdjęć pstrągów bo to chyba każdy znajdzie w wujku Googlu, przynęt.. tez nie. Na początek będzie mały pokaz możliwości kija.

     






    Tak dla zachowania tradycji fotki ugięcia

     





     





     





     





     





     





     





     





    Również dla zachowania tradycji w mojej części nie będzie zdjęć omotek, przelotek, pianek czy korków. Będzie trochę technikaliów

    Blank Matagi T-Russel Auriga Area II TR60ACSXUL, długość blanku183cm, wyrzut do 5g, moc linki 2-4lb. Masa blanku 32,5g, średnica szczytu 1,05mm, Dolnika 6,1mm. Blank ma wadę, nie ma dziurki w środku i jest to wada fabryczna. Po prostu mamy do czynienia z blankiem wykonanym z pełnego grafitu. Wędka uzbrojona jest tradycyjnie na Delfinie.

     





     





    Ten blank kocha tytanowe przelotki i połyka je w ilościach wystarczających do uzbrojenia 12-to stopowej wędki, 12 + szczytowa. Co to daje? Filmik pokazuje możliwości blanku w takim zbrojeniu, buteleczka waży ok. 1,0 kg czyli nieco ponad 2 funty. Kijek ma 4lb według producenta i jak widać zabawa jest bezpieczna. Ciekaw jestem czy znajdzie się odważny który nakręci taką akcję na swojej np. 12-to funtowej wędce. Hamulec w młynku wypada zablokować palcem, nawet dowalony na maxa będzie oddawał linkę.


    Co może podać wędka na tym blanku? Wiele ale nie wszystko. Wszelkiej maści jigi, przynęty miękkie o masie do około 4,5g podaje świetnie i tak samo je prowadzi. Nie jest to wędka stworzona do przynęt twardych a szczególnie obrotówek i woblerów o masach zbliżonych do maksymalnego cw. Szczyt jest delikatny, nie ulegnie uszkodzeniu ale podda się za bardzo i utracimy komfort prowadzenia. Blank progresywnie przybiera na mocy, zbrojony w Deltę zatrzyma naprawdę spore ryby. Amortyzacja jest świetna, czas reakcji na zmienne obciążenia także. Wędka na tym blanku jest bardzo uniwersalna, w zasadzie to piszę teraz jednocześnie o fenomenalnej wędce okoniowej plus przyłowy oraz UL sandaczówce. Nie przestraszy się też wszelkiej maści białorybu. Odporność na urazy także jest dobra, przywalenie blankiem w krzaczora nie powoduje pękania cieniutkich ścianek. Należy jedynie uważać by nie walić samym szczytem. Co do wad to kilka ma. Cena, wyważenie odbiega nieco od ideału chociaż jak już ktoś nie ma siły na trzymanie wędki to może szachy … Jest tylko w jednym kawałku. No i nie ma tej dziurki w środku.


    CAGE Rods, Cage & woblerwz

  • Teaser Paragraph:

    Miło nam poinformować Forumowiczów jerkbait.pl iż po kilku latach postanowiliśmy reaktywować popularną serię artykułów pt. "Rodbuilderzy Prezentują". Będzie zatem okazja to zapoznania się z aktualną ofertą wędek handmade pod kątem połowu różnych gatunków ryb oraz technik wędkarskich. Drugi odcinek reaktywowanej serii poświęcony jest wędkom pstrągowym, życzymy miłej lektury !

    Talon Trout - wędka włóczykija
    (Autor: Tomasz Mańczak, pracownia Art-Rod)


    Czy są piękniejsze rzeczy od wędrowania brzegiem rzeki w poszukiwaniu pstrągów? Urok to nieodparty.. Kto tego spróbował, kto w to wpadł, zrozumie. Dziś chcę Wam przedstawić znakomite narzędzie do takich łowów, wędzisko zbudowane na amerykańskim blanku, Talon Trout. Założenia tej konstrukcji doskonale wpisują się w charakter dzikich łowisk, nieważne Pomorza czy Skandynawii, etc. Tam trafiają nasze wędki i potwierdzają w praktyce swoją użyteczność.


     





    Do rzeczy; wędka ta, ma za zadanie sprawnie podawać większość twardych przynęt, umożliwić dobrą ich prezentację w nurcie oraz przyciąć i utrzymać pstrąga po braniu, i oczywiście finalnie go wyholować. Talon 8'0"Trout to właściwie EVO3, czyli ostatnia ewolucja tej koncepcji, wykonywana od kilku lat specjalnie dla ART-ROD. Prawdziwa sprężyna stworzona specjalnie do połowu pstrągów w trudnych rzecznych warunkach. Parametry blanku - długość 2,44m, optymalne linki: 6-12lb, przynęty: 5-21g, ugięcie ModFast. Jest on smukły, mało zbieżny, grubościenny. Na pierwszy rzut oka złudnie filigranowy. Zaledwie 8,9mm przy rękojeści, 2mm na szczycie, zwinięty z grafitu IM6. Blank waży 70g. Tradycyjnie polakierowany burgundem. Piękny sam w sobie.

     





     




    Wędka rzuca praktycznie wszystkim co nie jest mikro jigiem. Z wielką frajdą. Nie jest w pracy bardzo szybka, ale równie trudno określić ją wolną. Ot, taki "regular", posługując się typowo japońskim wytrychem słownym. Gnie się progresywnie, dość głęboko, płynnie, spokojnie, tężejąc coraz bardziej w mocy. Szybko można się z nią zespolić, co jest niezbędne do precyzyjnego kładzenia wabika. Optimum zgadza się z zawartością moich pudełek - obrotówki 4-10g, woblery 4-9cm, wahadełka 5-15g.

     





     





    A więc ruszajmy! Talon zapewnia bardzo dobry przekaz tego, co dzieje się z przynętą pracującą w nurcie, jej praca, natężenie, wibracje są dobrze wyczuwalne w dłoni. Przynęty, niezależnie do tego czy łowimy linką mono czy plecionką, tworzą z tą wędką zgrany tandem, którego zakłócenie jest łatwe do wychwycenia. Czułość jest mocna stroną Trouta. Niektórzy myślą, że tylko wysokie moduły ją nam oferują, a to nieprawda. Trout jest przy tym zaskakująco cięty, przy małym ruchu w zasadzie zawsze pewnie ryba siedzi. Podczas holu jest jeszcze lepiej. Pstrąga po prostu elegancko gasi. Trzyma i przyprowadza. Sprawdzone przez niezależne osoby na rybach do ok.60cm w przeróżnych warunkach. Mocy jest ciągle w zapasie. Talon nie boi się różnych odmian ekwilibrystyki - skarpy, burty, zwaliska, krzaki, gałęzie, trzciny, w praktyce jeśli nas samych miejscówka nie zatrzyma, to ta wędka na pewno da radę. Trzeba lądować na klatę, trudno, idzie;) Przypadkowe kontakty z byle gałęzią też mu nie straszne. A na pstrągach urazów nie unikniemy. Blank musi to znosić. I mogę na bazie wieloletniego doświadczenia stwierdzić, że tak jest. Przy swojej skuteczności wędkarskiej jest niezwykle trwały i wytrzymały, w swoim całokształcie po prostu jest udanym złotym środkiem. To prawdziwa różdżka pstrągowego globtrotera.

     





     




    Jeśli chodzi o samo zbrojenie, to większość egzemplarzy, które wypuściliśmy w świat, ma tradycyjną pełną rękojeść korkową. Żaden to przymus w wędzisku typu custom, ale w tym wypadku najczęściej wybór pada na klasykę. Tak jest też wykonany poniższy egzemplarz. Uformowanie gryfów to sprawa indywidualna, plasterki korkogumy na krawędziach - wskazana. Uchwyt kołowrotka - Fuji DPS17 Skeleton uzupełniliśmy współgrającym insertem z akrylu. Tak wykonany egzemplarz waży 146g.

     





     





    Przelotki, wg mnie zawsze wskazane są jak najlżejsze, tutaj dobrze sprawdzają się Pac Bay Minima TiGray, wsparte Fuji SIC na topie. Albo oczywiście Fuji TORZITE.

     





     





    Mamy już marzec, czas podchodów za pstrągiem. Wielu pięknych chwil nad wodą życzy w imieniu ART-ROD Team, Tomek Mańczak."
     

    Composite Developments CDEXN-702ML
    (Autor: @Ireneusz Matuszewski, pracownia Fishing Center)


    Chwilę zastanawiałem się, jaki blank wybrać do opisu. Na początku pomyślałem o „sztandarowym” Batsonie ISP843F ale uznałem, że blank jest doskonale znany i kolejny opis nie ma sensu. Dlatego wybrałem blank Composite Developments z serii Nano CDEXN-702ML.

     





    Blank wykonany jest z dwóch rodzajów mat grafitowych o module 46 i 57 mln PSI w technologii Nano. Długość 2,13m, 2-częściowy, cw. 3-14g, zalecana linka 4-12lb. Wędka na tym blanku doskonale sprawdziła mi się przy łowieniu grubych okoni, więc dlaczego nie na pstrągi? Zmontowaliśmy wędkę i postanowiłem pojechać na łowisko specjalne aby sprawdzić jak będzie zachowywać się pod pstrągiem. Blank fabrycznie opisany jest jako extra fast, ale pod rybą przechodzi w piękną parabolę.

     





     





    Wędka zapewnia doskonały kontakt z przynętami gumowymi w wadze od 5 do 14 g, obrotówkami od 1 do 4, woblerami 4-7 cm. Czułość na bardzo wysokim poziomie. Zmontowana została na uchwycie Fuji TVSTS, dzielonej rękojeści oraz przelotkach Fuji Alconite KR System. Mieliśmy wiele zabawy, ponieważ tydzień wcześniej łowisko zostało zarybione dużą ilością ryb. W czasie około 1,5 godziny złowiłem 11 pstrągów tęczowych w przedziale 38-45 cm. Wędka doskonale sprawdziła się, każde branie kończyło się pewnym zacięciem, nie odnotowałem żadnego spadu podczas holu. Moc wędki pozwala na zatrzymanie w miejscu 45 cm pstrąga i czuje się jeszcze znaczny zapas mocy.

     





    Polecam tę wędkę dla wytrawnych łowców pstrągów, szczególnie tych polujących na duże okazy. Proszę nie sugerować się fabrycznie podaną akcją extra fast. Wędka faktycznie jest szybka, ale pod obciążaniem pięknie się ugina i znakomicie amortyzuje odjazdy, młynki i skoki ryb ponad lustro wody.


    Z wędkarskim pozdrowieniem,
    Fishing Center Team 
     
     

    Pstrąg po męsku
    (Autor: @woblerwz, pracownia Cage Rods)


    Pstragóweczka spod ręki T. Russela, dystrybucja Matagi. Kijek dla tych którzy wolą mieć nieco dłuższego (patyka oczywiście) niż popularne ostatni o wykałaczki. Dla tych którzy hołdują starej szkole łowienia pstrąga, wobler, obrotówka jak gumka to widoczna gołym okiem. Co do samych technikaliów, długość 2,34 metra, wyrzut wg producenta 3-14g, moc stosowanych linek 5-12lb. Opis odpowiada prawdzie w tym zakresie kijek pracuje jak trzeba. Te deklarowane 14g maksymalnego wyrzutu przy pierwszym kontakcie z blankiem wydaje się nieco przesadzone, top 1,21mm niby nie do końca współgra z podanym wyrzutem.
    Co dostajemy do ręki? Kijek lekki i dobrze wyważony przy typowej długości rękojeści przed łokieć nawet w rękojeści dzielonej. Dynamiczny w wyrzucie, dobrze rzuca z nietypowych pozycji i krótkich rzutów ze szczytu co często bywa potrzebne w nadbrzeżnych krzaczorach. Swoją drogą na otwartym terenie jako brzegowa Koniówka także spisuje się bardzo dobrze. Po wyrzucie staje, nic się nie majta i nie zakłóca lotu przynęty. Amortyzacja w holu głęboka, od początku zapracuje 1/3 szczytu. A dalej? To już zależy co nam się uwiesi, można powalczyć z grubasami i je siłowo zatrzymać, 12lb robi swoje.

    Może zanim ja co nieco nasmaruję relacja użytkownika kijka:


    Generalnie, bez problemu obsługuje wszystkie wabie, jakich używam. No, przy 7,5cm Bobrach, prowadzonych pod prąd, już klęka szczytem. Ale kto tak łowi? Za to, można bez problemu postawić takiego Bobra w nurcie i sam tańczy pięknie. Jigi z główką od 2,0g-7,0g (+przynęta) czyli...
     
     
     





     





    ...prowadzi pięknie. Rzuty bezwysiłkowe. Odkąd mam fore, znacznie poprawiła się celność. Woblery wolę wybierać mniejsze, takie do 6,5cm maks. Widły, Bobry, Jankowski prowadzi się świetnie a zasięg rzutu bardzo dobry.

     





    Nielotne muchy (z 10 cm) od Guzu są wielkie i lekkie. Przyzwoity zasięg dopiero po zamoczeniu. Wtedy jest ok. zarówno rzutowo, jak i przy prezentacji

     





    Generalnie jest OK. Natomiast wciąż nie wiem, jak będzie prezentował wirówki i wahadełka oraz, niestety, wciąż pod znakiem zapytania skuteczność zacięcia.


    Trochę moich wypocin, miałem okazję testować na stojącej wodzie przy okoniu plus przyłów zębatego jakiś rok temu. Jigi od 3g do 12g , w górnym zakresie niewielka guma. Obrotówki do nr 2 wszelkie rodzaje, trójki Aglie ciężej jest wystartować i szczyt już dosyć mocna siada. Wahadła w zakresie 4-12g bez problemu. Rzuty smukłymi pilkerami to bajka, trzeba hamować przynętę.
    Hol okoni bez problemu. Zębaty ok. 65 pobujał kijem i dosyć szybko został obezwładniony jego akcją. Miałem go także na kleniach, mam taką opaskę gdzie zawsze coś wydłubię. Przynęty nie testowały mocno kija, potestowały z powodzeniem ryby. Do olbrzymów nie należały (do ok. 35cm) ale była okazja sprawdzić w holu. Było dobrze. Tradycyjnie nieco fotek samego kijka i jego ugięcia

     





     





     





     





     





     





    Tym razem kijek zbrojony tradycyjnie czyli SKSS17 na rurze wojen.


    Cage & woblerwz CAGE RODS

  • Teaser Paragraph:

    Dzięki uprzejmości Pana dr Stanisława Ciosa mamy możliwość zaprezentować Forumowiczom jerkbait.pl cykl artykułów opublikowanych w prywatnym periodyku "Pstrąg i Lipień" poświęconych historii naszego hobby. Cykl zatytułowaliśmy "Z dziejów wędkarstwa..." i adresujemy go do miłośników historii wędkarstwa - nie tylko polskiego. Miłej lektury !

    INFORMACJE W SPRAWIE ZORGANIZOWANEGO WĘDKARSTWA W POLSCE W LATACH 60. XIX W.
    (Autor: dr Stanisław Cios)


    Dotychczas przyjmowano, że początki zorganizowanego wędkarstwa w Polsce przypadają na koniec XIX w. Do dzisiaj w PZW powszechnie uznaje się, że powstanie Krajowego Towarzystwa Rybackiego w Krakowie w 1879 r. było tym momentem. Bardziej dociekliwi badacze słusznie przyjmują datę powstania Krakowskiego Klubu Rybackiego /KKR/ w 1896 r.Dotarłem jednak do informacji wskazujących, że żadna z tych dat nie ma palmy pierwszeństwa. W 1863 r. ukazała się krótka notka, w której opisano wędkarstwo w Warszawie. Oto jej treść:


    W każdym większym mieście a zatem i w Warszawie, obok tych, których sposobem utrzymania jest stare jak świat rybactwo, znajdują się i amatorowie tego rzemiosła. Rybak z profesji nieraz z ukrytym patrzy uśmiechem na rybaka-amatora, który z wędką siedzi nad brzegiem Wisły i z cierpliwością oczekuje, azali nie zadrga piórko przy sznurku wędki przytwierdzone i z nim puszczone na wodę; jeżeli drgnie, śpiesznie podnosi wędkę i... najczęściej widzi haczyk, a na nim glistę lub muchę ani tkniętą od czasu jej założenia. Ma rybactwo amatorskie swoją poezję. Woda bieżąca, białe dno rzeki, otaczający krajobraz, śpiew ptaków, łagodny powiew wiatru, usposabia do poezji, a myśl swobodnie bujając, sen nawet czasem sprowadza. Pojedyncze figury amatorów rybactwa często ponad brzegami Wisły widzieć można. Od robotnika bez zatrudnienia, od rzemieślnika świętującego do wykwintnie ubranego kapitalisty. A cóż to za uciecha, kiedy się złapie jaka mała rybka, cóż dopiero gdy szczupaczek! Jest to casus zaznaczający się czerwoną rubryką w rocznikach amatorstwa rybackiego. Przy tym zaraz jest i powód wypicia kieliszka wódki, szklanki piwa lub wina; wino to z rybkami jakoś zawsze w parze chodzi, chociażby w przysłowiu "Post pisces, vinum misces", co tłumaczą niektórzy w kuchennej łacinie na "post rybas, vinum bibas". Są także kółka amatorów-rybaków; członkowie tychże posiadają muzea ulepszonych wędek w formie laski, fajki lub parasola, podrywek ulepszonych, więcierzy. Posiadają różne sekreta na łowienie ryb wszelakiego rodzaju, raków przy rozpalonym łuczywie, węgorzy, itp. Warto posłuchać opowiadań o tych rybołówczych wycieczkach. Są one w nadzwyczajności obfite jak dykteryjki myśliwych. Kiedy członek klubu rybackiego wybiera się na połów, to na wycieczkę taką wstaje do dnia, a w przeddzień robią się w tym celu zachody. Żona, dzieci i służące upakowywają bułki, serdelki i flaszkę z wódką, parę butelek piwa lub wina, jajka gotowane na twardo itp. wiktuały, wreszcie i słoik proszku perskiego, który przy noclegach niewygodnych, po chatach wieśniaczych lub stodołach, jest nieodzownie potrzebnym. Bo to panie, zejdzie czasem dni kilka na połowie, na wsi z dala od karczmy, od wsi nawet. A im więcej niewygód zwalcza amator rybactwa tym więcej mu to robi przyjemności. Sypia jak Bóg dał, czasem deszcz go zmoczy, komary go kąsają, to nic, to zdrowo i przyjemnie, a potem owoc pracy widoczny... pływa w szafliczku kilka rybek, które zapewne taniej by przyszło kupić na targu, ale "to ja sam je złapałem" woła amator-rybak z tryumfem przed rodziną. Wprawdzie wyprawa kosztuje dwadzieścia razy tyle, niż ułowione ryby mogą kosztować, ale co to przyjemności za to się doświadcza! Słowem, jest to amatorstwo nikomu nie szkodzące, owszem zbliżone do pożytecznego zatrudnienia, krytyce zatem ulegać by nie powinno. Ileż to jest innych amatorstw i śmiesznych i dziwnych! My też nie w zamiarze krytykowania kilka tych słów nakreśliliśmy, chcieliśmy tylko uchwycić rys rybactwa amatorskiego, które podobnie jak gołębiarstwo, o czym dawniej pisaliśmy, wielu ma w mieście naszym zwolenników” (Anon. 1863).

    Jest to jedna z najważniejszych informacji o stanie wędkarstwa w Polsce w okresie przed powstaniem KTR. Wskazuje ona na dużą popularność wędkarstwa, a także na podejście do wędkowania, które w niczym nie różni się od tego w czasach współczesnych.
    Najbardziej interesująca jest wzmianka o istnieniu kółek i klubów wędkarskich w Warszawie, których członkowie nawet gromadzili różnego rodzaju sprzęt. Zapewne dotyczy to nieformalnych stowarzyszeń, których członkowie spotykali się nad wodą lub w innych miejscach (np. w restauracjach, siedzibach instytucji lub domach). Nie znamy żadnych takich klubów z nazwy, gdyż z natury miały one zapewne nieformalny charakter. Jednakże nie ma to znaczenia, ponieważ także KKR miał charakter towarzyski i nieformalny. Może dalsze poszukiwania historyczne pozwolą mi dotrzeć do nowych źródeł, które pozwolą lepiej poznać genezę zorganizowanego wędkarstwa w Polsce.
    Powstanie klubów wędkarskich w tym okresie nie może dziwić, ponieważ zbiega się z rozwojem zorganizowanego życia społecznego w XIX w., czemu sprzyjał wzrost poziomu edukacji w społeczeństwie, a także lepszy obieg informacji, w ślad za rozwojem czasopism (zwłaszcza dzienników i tygodników) i czytelnictwa. W miastach powstawało wówczas wiele stowarzyszeń i towarzystw, zwłaszcza naukowych, lekarskich, gospodarczych i kulturalnych. Mogą o tym świadczyć informacje o powstaniu następujących organizacji w Warszawie, które zebrałem w toku pobieżnej kwerendy źródeł: w 1814 r. – Warszawskie Towarzystwo Dobroczynności, w 1817 r. - Warszawskie Towarzystwo Lekarskie, w 1827 r. – Towarzystwo Kredytowe Ziemskie w Królestwie Polskim (Rappaport 1915), w 1842 r. - Cesarskie Towarzystwo Wyścigów Konnych (Świątek i Chwiszczuk 2010). W Poznaniu powstało nawet Towarzystwo Pogrzebowe Nauczycieli, a planowano utworzyć tam stowarzyszenie właścicieli furmanek (wzmianki o nich są na łamach Dziennika Poznańskiego odpowiednio z 1869 i 1876 r.).
    Jeśli chodzi o towarzystwa o charakterze rekreacyjnym, to już w 1836 r. powstało Towarzystwo Resursy Obywatelskiej (w 1851 r. przyjęło ono statut), którego celem były „zabawy przyjacielskie” (Stachowski 1937). W 1867 r. powstał Klub Warszawskiego Towarzystwa Myśliwskiego, również ze statutem, który zrzeszał arystokratów, zamożne ziemiaństwo i oficerów rosyjskich stacjonujących w Warszawie. Ten Klub zasłynął nie tyle z polowań, co z hazardu, bo przy karcianym stoliku niektórzy członkowie (np. Józef Weyssenhoff) przegrywali fortuny. Klub istniał do ok. 1875 r.
    Potwierdzeniem rozwoju wędkarstwa w tym czasie jest także duża podaż sprzętu wędkarskiego w Warszawie w tym okresie. Na przykład, sklep Braci Geneli w Warszawie, zajmujący się sprzedażą głównie sprzętu myśliwskiego, ale także wędkarskiego, bo na ogół w handlu łączono te dwie dziedziny, został otwarty już na przełomie lat 1855 i 1856 (będzie o nim mowa w jednym z kolejnych numerów P&L). O obecności w Warszawie wyrafinowanego sprzętu wędkarskiego z importu w tym okresie świadczy zapis z 1864 r. o podarowaniu Dybowskiemu składanej wędki (Dybowski 1930).
    W kontekście popularności w Warszawie wędkarstwa, a także metod haczykowych, interesujący jest także następujący zapis:


    Obecna pora jesienna najlepiej nadaje się do rybołówstwa na wędkę. To też wielu amatorów rybaków, zaopatrzywszy się w wędki, łowi ryby na Wiśle w górze rzeki za Solcem, lub po stronie Saskiej Kępy. W obecnej porze najlepiej biorą na ręczne wędki: płocie, krąpie, leszcze i jazie, na gruntówki zaś: ślizy, miętusy i sumy, nie licząc węgorzy i sandaczy, które rzadko dają się łowić na robaki. Jako wskazówkę dla amatorów-rybaków podajemy, że pierwszo cztery gatunki ryb łatwo dają się łowić na glisty lub tzw. rosówki, ślizy zaś na ser szwajcarski, sandacze na "żywca", miętus i sum jedzą wszystko. Ruch rybacki na Wiśle w obecnej porze wzmógł się i przewoźnicy, oraz trudniący się wydobywaniem z Wisły żwiru i piasku, zastawiają znaczną ilość wędek tzw. "poprzeczniaków", z których każdy ma najmniej po 100 haczyków. Poprzeczniak taki zanurzony na dnie rzeki pozostaje przez noc, rano zaś rybak za pomocą kotwicy wydobywa sznur, a z nim złapane na haczykach ryby. Cena ryb jest dość wysoka: za większe ryby żądają rybacy po 30 kop., za mniejsze po 15-20 kop. za funt. Z powodu, iż woda na Wiśle oczyściła się, łowieniem ryb sieciami i podrywkami mało kto się zajmuje, bo ryba, widząc sieci, ucieka” (Anon. 1893).

     



     




    Przykładowa strona tytułowa "Gazety Warszawskiej" z połowy XIX w - zamieszczony cytat pochodzi właśnie z tej gazety


     

    Zresztą generalnie przed powstaniem KTR wędkarstwo było pospolitym zajęciem na terenie całej Polski. Mogą o tym świadczyć także następujące dwie relacje:

    • Na Polesiu „przy większych rzekach, ich odnogach i zalewach od nich, na płaszczyznach, zatrudniają się także szlachciury rybołówstwem, łowią ryby siatkami, łukami, podrywkami, chwatkami, więcierzami i wieruszkami; ościami kilkozębnemi w czasie tarła i nocami, gdy ryby spoczywają, przy świetle łuczywa; a rzadko kiedy na wędki czatujące, bo mówią że to próżna strata czasu, ale używają też czasem na rzekach tak zwanych kozulek, to jest wędek o podwójnych haczykach, na które się nakładają żywce, okoniki i płotki, a na noc zastawiwszy, zdarza się rano wyciągać ogromne żarłoczne szczupaki lub sumy” (Gluziński 1870).

    • „w okolicach Włoszczowy wielu z włościan i mieszczan oddaje się namiętnie rybołówstwu. To też tutaj możemy użyć na rybach, za które wy w Kielcach drogo przepłacacie. Tak np. funt szczupaka można kupić od 10 do 20 kop, drobniejszych ryb od 3 do 10 kop. Byłem świadkiem przy jednym z takich połowów w okolicach Kurzelowa w Maluszynie (pow. noworadomski, miejscowości sławnej z fabryki cukru hr. Ostrowskiego, b. gubernatora radomskiego). Wyobraźcie sobie mnóstwo rybołowczych przyborów: włoków, włoczków, podrywek, podchwytek, saków, winciorków skrzydlatych, węd, wędek i kilkudziesięciu ludzi, a będziecie mieli wyobrażenie o łowieniu tu ryb. Z pomiędzy amatorów rybaków zwracał na siebie uwagę głuchoniemy, trawiący całe dnie na łowieniu ryb na wędkę. Jak mi powiadano biedny ten człowiek, zawdzięcza całe swe utrzymanie jedynej wędce, z którą nie rozstaje się nigdy” (Omega 1876).
     
    tekst pierwotnie opublikowany w nr 51 "Pstrąg i Lipień"


    Literatura:
    Anon. 1863. Rybacy amatorowie. Gazeta Warszawska, nr 212 z 18 września.
    Anon. 1893. Rybołówstwo. Gazeta Warszawska, nr 247 z 19 listopada.
    Dybowski B. 1930. Pamiętnik od roku 1862 zacząwszy do roku 1878. Lwów.
    [Gluziński J.] 1870. Szlachta drobna na Polesiu. Z pamiętników i notat śp. J. Gluzińskiego. Tydzień polityczny, naukowy, literacki i artystyczny, 38:359-364.
    Omega 1876. [Korespondencja z Włoszczowy]. Gazeta Kielecka, nr 88:3-4 z 5 listopada.
    Rappaport S. 1915. Ruch stowarzyszeniowy w Królestwie Polskiem: (1815-1915). Warszawa.
    Stachowski W. 1937. Przyczynki do dziejów towarzystw gostyńskich. Gostyń.
    Świątek T.W., Chwiszczuk R. 2010. Warszawski ruch społecznikowski. Warszawa.

  • Teaser Paragraph:

    Miło nam poinformować Forumowiczów jerkbait.pl iż po kilku latach postanowiliśmy reaktywować popularną serię artykułów pt. "Rodbuilderzy Prezentują". Będzie zatem okazja to zapoznania się z aktualną ofertą wędek handmade pod kątem połowu różnych gatunków ryb oraz technik wędkarskich. Pierwszy odcinek reaktywowanej serii poświęcony jest wędkom sandaczowym, życzymy miłej lektury !

    Sandacz po męsku
    (Autor: @woblerwz, pracownia Cage Rods)


    Odkąd zacząłem łowić sandacze z łodzi wiecznie szukałem czegoś nowego. A to jakiś inny blank, a to sposób prowadzenia. Po tych wielu latach przynęty prowadzę jak chcę, poszukiwania wędki czy blanku trwają. Zapewne będą trwały bo ciekawość nie pozwoli na pozostanie przy kiju który jest moim podstawowym kijem sandaczowym na łódź. Zdarza mi się łowić innymi kijami czy to z ciekawości czy z konieczności bo coś też testować muszę jednak gdy biorę tą wędkę do ręki aż się uśmiecham.
     

    Dlaczego sandacz po męsku? Kijek jest narzędziem do połowu ryb SSS czyli sandacz, szczupak, sum. Okoniowe przyłowy w gabarytach nawet sporych nie są dla niego do strawienia. Charakter walki okonia absolutnie nie współgra ze szczytówką blanku i czując charakterystyczne okoniowe trzepotanie nie mam złudzeń i co nieco luzuję linkę aby się wypiął. Testowałem na dużych okoniach, kij nie jest uniwersalny. Ryby o pysku odpowiednio mocnym trzyma bez problemu pozwala na walkę dokładnie w parametrach opisanych przez producenta czyli 15lb mocy blanku, linki (amerykańskie 15lb) i haków. Mając większą rybę blokuję paluchem szpulę i blank robi swoje. Czasem słyszę po takim holu komentarz „k..a , co to za piekielna wędka”. Szczerze, to przy tym zestawie hamulec ma u mnie jedno położenie – beton.
     

    Co wędka potrafi? W przedziale przynęt gumowych to co jest z główką 5-20g i w długości od 3” do 5” w odpowiednim zestawieniu oczywiście obsługuje perfekcyjnie. Zbiera przynętę bez gibania się szczytu, pozwala dowolnie animować przynętę w toni czy na dnie. Nie ma najmniejszych problemów z zacięciem o ile nie zaśpię albo nie gadam przez telefon. Kogut do 28g chociaż dla mnie optimum to 25g. Wahadła bez problemu w deklarowanym dla koguta górnym zakresie wagowym. Obrotówka i owszem ale nie popierdółka tylko uczciwa Aglia nie mniej jak rozmiar 4. Wyrzut przynęty jest daleki i bezwysiłkowy od około 10g masy całkowitej. Poniżej trzeba odpowiedniego timingu by naładować kij przy wymachu a wtedy wypluje jiga daleko.


    Sygnalizacja brań jest bardzo dobra, ale… Wzrokowcy, wielbiciele uginającej się szczytówki z pewnością nie będą zachwyceni. Blank sygnalizuje doskonale zmianę napięcia linki, uderzenia o dno czy też najbardziej upragnione sygnały jak branie ryby. Jednak przenosi to do ręki a nie do aparatu wzrokowego. To co teraz napiszę będzie trudne do odbioru przez wielu czytających którzy mogą się zastanawiać czy jestem jeszcze normalny. Częstotliwość przenoszonych drgań należy do niskich, nie jest to wrażenie jak choćby z TX-a który pracuje w znacznie wyższych częstotliwościach. Jak to się często słyszy „dzwoni jak szkło”. Nie ma problemu z odbiorem drgań, jest jedynie ich inna charakterystyka.


    Hol i amortyzacja są świetne. Czytając ten opis wielu z Was zastanawia się jak tak z pozoru pała będzie amortyzować. Sam zastanawiałem się jak da sobie radę z mniejszymi sandaczami bo przez zeszły sezon miałem jedynie ryby w przedziale 70+. W tegoroczne lato trafiłem na dzień Dziecka Sandacza i wyjąłem chyba z 40-45 sztuk z których najmniejszy miał około 20cm. Spadów doliczyłem się jedynie dwóch. Amortyzacja ryb większych jest bardzo dobra, jak już wetnę to siedzi do końca. Blank amortyzuje do samej rękojeści, wymaga jedynie odpowiedniego partnera na haku. Metrowego nic nie było, jakieś 92cm które chciało wejść pod łódkę zostało po prostu zatrzymana i po kilkunastu sekundach blankowyciągarka zrobiła swoje.


     





     





    Kij uzbrojony jest klasycznie czyli w Delfina. Jeżeli chodzi o wędki „czuciowe” dla mnie jest najlepszy. Trochę różnych rzeczy robiłem z rezonansami czy też poprawianiem czucia poprzez odpowiedni montaż uchwytu i taki jest mój wybór.

     





     





     





     





     




    Fotki z ugięcia blanku




    Jak widać wędka jest zrobiona typowo użytkowo, uchwyt grafit na grafit spasowany poprzez doszlifowanie tulei w Delfinie na wcisk. Minimalna ilość żywicy którą przyłapany jest uchwyt do blanku tylko go stabilizuje w odpowiednim miejscu. Reargrip z rurki z wovenu opartej na dwóch pierścionkach ze stabilizowanego egzotyka. Długość reargripu jest taka że cały mieści się w dłoni. Blank jest kapitalnie zbalansowany, przy odległości do stopki kołowrotka 29,5 cm wyważa się na wysokości dolnej krawędzi szpuli Daiwy 2500 o masie około 265g. Całość uzbrojona w Fuji SIC waży 94,8g.


    Co to za diabeł? Blank to Point 691MXF czyli 6’9” długości, masa 1,76oz, tip 1,8mm, butt 14,06mm. Dwa lata temu sprowadziliśmy do pracowni serię blanków Point. Blanki te zostały zaprojektowane pod dyktando amerykańskich zawodników na turnieje bassowe. Seria nie jest zbyt duża, 19 blanków o różnych długościach od 6’6” do 7’6”. Blanki są wyłącznie jednoczęściowe. Przeznaczone są do różnych przynęt ale do połowu bassa. W całej serii charakterystyczne SA duże zbieżności blanków, kapitalne wyważenie, mocna ale czuła szczytówka i świetna amortyzacja. Powstają na nich wędki przede wszystkim do połowu sandacza w różnej gramaturze przynęt aczkolwiek wersje fast 30lb z powodzeniem zdały egzamin na szwedzkich szczupakach.
    Nie są to blanki dla każdego, jest to wyspecjalizowane narzędzie dla osób łowiących na jiga, aktywnie animujących przynętę dla których wskaźnikiem brań jest zachowanie linki lub sygnał docierający do dłoni. Pokazywaliśmy wędki na Pointach kilkunastu osobom, teoretycznie łowcom sandaczy i raczej króluje u nas kult pracującej szczytówki bo często opinie były podobne „co to za pała”. Wielu z klientów po wypróbowaniu jednego z Pointów staje się właścicielami kolejnego, coś jednak w tych pałach musi być.
     

    FC NFC66-REV4 – Sandacz na lekko
    (Autor: @Ireneusz Matuszewski, pracownia Fishing Center)


    Można powiedzieć, że minął sezon od wprowadzenia do sprzedaży w Fishing Center customowego modelu blanku od Gary Loomisa. Nasze własne doświadczenia i doświadczenia naszych klientów łowiących wędziskami na tym blanku są bardzo pozytywne.

     





    Pierwsze odczucia-wędka jest niesamowicie czuła. Z pewnością czułość jest zasługą perfekcyjnej konstrukcji, zastosowania odpowiednich wysoko modułowych mat grafitowych i kompozycji żywic. Wpływ na to ma również zastosowanie unikalnej technologii wytwarzania tych blanków, dostępnej jedynie w NFC. Dodatkowym atutem jest zmontowanie testowej wędki na bardzo czułym, kapitalnie przenoszącym drgania wysoko grafitowym uchwycie Alpsa RPDMVT. Wędka zacina mocno i pewnie, chociaż zauważyłem że w momencie brania trzeba zacinać nieco szerzej jak w klasycznych sandaczowych spin basach. Elastyczność szczytu zapobiega spadom, holuje się pewnie, siłowo. Wędka kapitalnie obsługuje 3” przynęty gumowe z główkami w zakresie 5-18 g. Łowiłem z powodzeniem na koguty w zakresie 8-15 g.

     





     





     




    Blank FC NFC66-REV4 został zaprojektowany i wykonany z przeznaczeniem pod lekkie łowienie sandaczy z możliwością przyłowu dużej ryby. Osobiście największą rybą jaką złowiłem na tę wędkę był sandacz 79 cm. Nie był więc to przeciwnik, który by pokazał ogromną, ukrytą moc tej wędki. Ale jeden z naszych stałych klientów, Pan Adam, udostępnił nam kilka zdjęć z pięknymi okazami ryb złowionymi właśnie na FC NFC66-REV4.

     





     





     





     





     




    Matagi TR 76 Super Shore
    (Autor: Tomasz Mańczak, pracownia Art-Rod)


    W ostatniej dekadzie przełowiliśmy wiele wędzisk z nastawieniem sandaczowym. Niektóre z nich, jak choćby St.Croix Xtreme/Elite od dawna są kanonem sandaczówki, więc pisanie o nich jest mało odkrywcze. Inne przeminęły, albo sprawdzały się gorzej. Tym razem chciałbym Wam przedstawić mniej znane konstrukcje rodem z Osaki w Japonii: MATAGI.


     





     





    Pierwsze wędki wykonaliśmy wiosną 2014 i ... oszaleliśmy nieco na ich punkcie;). Seria blanków pod nazwą TR76 Super Shore została perfekcyjnie zaprojektowana i wykonana z najlepszej, wysokomodułowej maty grafitowej. Całość made in Japan - to się czuje od razu, są niesamowicie sprężyste i aż dzwonią

     





     





    Wszystkie modele produkowane są w długości 2,3m i są to blanki dwuskładowe, łączone nasadkowo. Tak, wiem co powiecie! Ja również od 25 lat najczęściej łowię monoblankami. Ale tak wykonane składaki im nie ustępują. Ugięcie (definiowane jako Fast) i praca są bez zarzutu.

     





    Do wyboru mamy różne moce, w zależności od przynęt, którymi zamierzamy łowić, a mianowicie - ML: 5-14g/8-14lb (wg nas optymalnie główka 7-15g plus guma 3-4"), M: 7-21g/10-16lb (optymalnie główka 10-25g plus guma 4-5"), MH: 10-28g/12-20lb (optymalnie główka 15-35g plus guma 4-5", albo guma 6" na główkach 10-15g)

     





    Wracając do meritum - w późnojesiennym polowaniu na sandacze łowienie wędziskiem o nieco przedłużonej długości sprawdza się wg nas lepiej. Dlaczego? Ponieważ długość nie odbija się na większej wadze wędki. MATAGI TR76 Super Shore są bardzo lekkie i znakomicie zbalansowane. Są też wybitnie komfortowe, gdyż całodzienne, aktywne nimi operowanie w ogóle nie męczy. Niełatwo jest znaleźć wędkę, z której tak daleko się rzuca, tak łatwo podbija gumę, gra woblerem, to precyzyjne ostre kosy przy prowadzeniu, lecz nie suche pałki. Te wędki żyją, tylko mają szczególnie szybką naturę i co kluczowe, Super Shore są totalnie, elektrycznie czułe.

     





     





    Nie sposób przegapić tu czegokolwiek - różnice w twardości dna, najdelikatniejsze skubnięcia, wiesz wszystko o tym, co dzieje się z przynętą. Spora w tym zasługa szczytówek, które kończą się średnicami: ML-1.3mm, M-1.33mm, MH-1.65mm i bardzo ładnie współpracują z przynętami, napinając zawsze linkę podczas opadu czy ślizgu przynęty

     





     





    Reasumując, można nimi dość ostro podbijać, ale także znakomicie prezentować przynęty w bardziej finezyjnej grze, kiedy woda jest już zimniejsza, ryby zwolnione i trzeba podać im gumę w wolniejszym, dłuższym opadzie. Zacięcie i hol to kolejna mocna strona tych wędzisk, z jednej strony przebijają bezproblemowo, bez wysiłku, super szybko, a z drugiej strony amortyzacja i praca wędziska w trakcie holu jest znakomita, nawet przy szczupakach. Dlatego Matagi są dla nas trochę jak odnaleziony Graal. Zbroimy je w przelotki Fuji, w koncepcie KR, najczęściej w optymalne TORZITE Titanium

     





    Rękojeści natomiast są tematem, gdzie można pofantazjować z designem, a więc co kto lubi, pod warunkiem wszakże nie przesadzania ze stosowaniem ciężkich komponentów.Waga tych wędzisk w naszym najczęstszym wykonaniu waha się w granicach 105-125g.Sam blank można jeszcze wizualnie zindywidualizować gdyż za dopłatą ok.150zł może być polakierowany unikalnym lakierem z palety Matagi, który można zgrać z firmowym uchwytem kołowrotka

  • W jasną, islandzką noc.

    Przez rogu, w Relacje,

    Cztery godziny lotu z Warszawy i w miarę świeży docierasz na Islandię – wyspę lodowców i wulkanów, targaną wiecznym wiatrem (Islandczycy znają 20 słów określający zamieć), poprzecinaną wodospadami, gejzerami i plażami z piaskiem ciemnym jak zimowy las.
    Do krainy pięknej i nie podobnej do żadnego innego miejsca, przesyconej pocztówkowymi landszaftami, których pozazdrościć mógłby Monet. Jedna karta pamięci w lustrzance tu na pewno nie wystarczy. W tym księżycowym zakątku naszej planety miałem przywilej być kilka razy, oczywiście na rybach.
    Ostatnie dwa razy organizowałem pobyt w miejsce dość nietypowe nawet jak na islandzkie standardy - jezioro Tingvallenvatn. Pod tą prostą do wymówienia nazwą ukrywa się szczególne dla mnie łowisko, które cierpliwych podróżników może obdarzyć pstrągami w rozmiarach o jakich w Polsce balibyśmy się na trzeźwo wspomnieć w towarzystwie... Potoki o wadze 4-5 kg? Na muchę? I to suchą? Tak. Łowimy tam takie. Po rozpracowaniu miejsc i tras ich wędrówek nie jest to wcale trudne. Największy jakiego złowiłem w maju 2015 roku miał 14 kg i mierzył równo 100 cm.


    Nie wierzycie?


     
     
     





    Islandzki interior z okien samolotu…dodam, iż jest środek maja.


     
     
     





    Bliżej wybrzeża śniegi ustępują, ale krajobraz jest surowy. I niesamowity zarazem.


     
     
     





    Krótka wizyta w Reykjaviku – obowiązkowa. W takiej stolicy chciałbym pomieszkać. Cisza, spokój, niska zabudowa. Miło i kolorowo. A do tego znalazłem tu najlepszą tajską restaurację na świecie.


     
     
     





    Z tym przyjeżdża się na Tingvallenvatn. Na duże streamery łowimy 90% wszystkich pstrągów. Muchy wykonane w Polsce na podstawie islandzkich wzorów.


     
     
     





    Sprzęt wędkarski jak wszystko zresztą nie jest tam tani. Jedna przeciętna muszka to minimum 20 PLN…


     
     
     





    A tak mieszkamy. Domki choć małe, to nowe i przytulne. W dole leży nasze jezioro.


     
     
     





    Wiosna na Islandii to 4 pory roku jednego dnia. Słońce i leciutki polar, a 20 minut później śnieg pada poziomo. Po to aby po chwili znów stopnieć .


     
     
     





    Wpierw trzeba dojechać do wody. W wypożyczalni dostaliśmy pseudo terenówkę. Wiedziałem, że tak to się skończy. 2 h w plecy, zassało na amen.


     
     
     





    Dobrze mieć przyjaciół rozsianych po całym świecie. Sytuacja opanowana, znów możemy się poruszać. Auto wymienimy na inne przy pierwszej możliwej okazji.


     
     
     





    Wspominałem już o pogodzie? Woda w jeziorze ma w maju 3-4 C. Wyciąga z człowieka ciepło na maksa. Po godzince bez brań, trzeba zrobić przerwę.


     
     
     





    Takie dni też się zdarzają. Ale dość rzadko. Za dużo sobie nie obiecujcie .


     
     
     





    Najczęściej wypogadza się wieczorami co idealnie pokrywa się z najlepszą porą żerowania pstrągów.


     
     
     





    Łowi się wtedy komfortowo i po znalezieniu miejsca gdzie nie trzeba brodzić jest nawet ciepło!


     
     
     





    Niestety sytuacja potrafi zmienić się dość szybko…


     
     
     





    Tego popołudnia wiatr wiał prosto w twarz i osiągał 70 km/h. Pozostało robienie zdjęć.


     
     
     





    Kiedy pogoda przez dłuższy czas jest nieznośna to jedziemy sobie na mniejsze jezioro niedaleko. Kabanów tam nie połowi, ale takich 50 cm jest sporo.


     
     
     





    Żółte jak kanarek.


     
     
     





    Uspokaja się. Pierwsze rzuty na Tingvallenvatn.


     
     
     





    O…jest pstrążek! Na suchą muszkę w rozmiarze 12. Hol na malutkim haczyku i cienkim przyponie 0,25 mm zajął mi około 15 minut.


     
     
     





    72 cm grubego zwierza z Islandii.


     
     
     





    Zanim skończyliśmy sesję z moją rybą Andrzej zacina kolejną. Chodzą stadami. Czasami jest ich kilka, czasami kilkaset!


     
     
     





    Kubuś nas goni.


     
     
     





    Ale łowi same maluchy ;-). To najskromniejszy pstrąg naszej wyprawy. W Polsce byłby chyba medalowy…


     
     
     





    Następne dni przynoszą słońce i lepszą pogodę. O dziwo ryby biorą nam czasami nawet w środku dnia, co jest rzadkością na tym łowisku. Jeśli podejdzie stado, to jest spora szansa na dublet.


     
     
     





    Dziś jest dzień Kuby. Dobrał streamera i goli jednego za drugim.


     
     
     





    Pstrągi z Tingvallenvatn trą się co 2 lata. To ewenement i jeden z powodów dla którego osiągają takie rozmiary. Porównajcie tę rybę ze zdjęciem powyżej. Ta sztuka Pawła odbyła tarło zeszłej jesieni.


     
     
     





    Łowimy często na zmianę aby zmaksymalizować szansę i nie deptać sobie łowiska. Zresztą na wielu najlepszych sektorach jeziora można wędkować jednocześnie w maks. 2-4 osoby


     
     
     





    Średniaczek Michała, który w tym roku po raz pierwszy dołączył do naszej islandzkiej grupy.


     
     
     





    I śliczna rybka Grzesia, także islandzkiego nowicjusza.


     
     
     





    Nie musze pisać, że wszystkie pstrągi wypuszczamy…


     
     
     





    62 cm z rzeki, którą odwiedziliśmy na 1 dzień aby odpocząć od jeziora. Dzienna licencja to 150 Euro, ale uwierzcie że to atrakcyjna oferta jak na Islandię (na najlepszych rzekach łososiowych licencja może przekraczać 1000 Euro!) Rzeka jest kryształowa, łowisz na 6 km odcinku (maks. 6 osó
    i pełna arktycznej palii i grubego potokowca.

     
     
     





    Wędkarska wyprawa nie polega tylko na naparzaniu w wodę. Trzeba smakować życie, pić dobre wino, a potem wspominać dobre momenty.


     
     
     





    Wieczorem wyskakujemy na tajną miejscówkę, o której wiedzą bardzo nieliczni. Każdej nocy podchodzą tam grube ryby, ale nigdy nie wiadomo kiedy dokładnie to będzie. Najczęściej pojawiają się tam na 20-30 minut i odpływają. Ten wziął tuż po 22.00 na wielgaśnego białego streamera.


     
     
     





    Na łowisko zajeżdżamy zazwyczaj koło 17.00.


     
     
     





    Ale przecież nie będziemy tak od razu gnać na wodę…mamy czas.


     
     
     





    Argentyńska wołowina nad brzegiem islandzkiego jeziora. Lubię to.


     
     
     





    Robson – towarzysz nie jednej wyprawy. Koneser życia .


     
     
     





    Zanim rozejdziemy się po łowisku…


     
     
     





    Jedna z najładniejszych ryb jakie w życiu złowiłem. Jak płynne srebro. 65 cm długi, ale 41 cm szeroki w obwodzie. Branie tuż przed zmrokiem, już dobrze po 23.00.


     
     
     





    Za chwilę drze się Robson. 5 dni chodził bez ryby mając potworny niefart. Ale ostatni wieczór jak zwykle przynosi upragnioną zdobycz. Żeby tylko teraz nie wywalić się na tych cholernych kamieniach!


     
     
     





    Tak wygląda morska muchówka Winstona w klasie 8 w czasie pracy nad Tingvallenvatn.


     
     
     





    Jest. Robert cieszy się jak dziecko. I o to chodzi na dobrej wyprawie!


     
     
     





    Wymiarowy… ;-)


     
     
     





    Na końcowy akord do pieca daje Eric. 80 cm i 7 kg. Już prawie po ciemku.


     
     
     





    W spokojne dni pstrągi robią się bardzo ostrożne i czasami streamera nie chcą. Wtedy przychodzi czas na małą, mokrą muszkę w rozmiarze 10-16. Branie są delikatne, jak na przełowionej, lipieniowej rzece. Ale potem na wędce rozpętuje się piekło.


     
     
     





    Życiowy pstrąg Piotrka, którego miałem wielką przyjemność mu nieco „wygajdować”. Zassał „black gnata” na haczyku 12 .


     
     
     





    Piękny moment.


     
     
     





    W następnym rzucie siada następny, ale skromny.


     
     
     





    Magiczne 20 minut – branie jest w każdym rzucie i wszyscy łowimy swoje ryby. Takie jest właśnie to jezioro – chodzisz 2 dni bez brania, a potem nagle trafiasz w miejsce i czas…


     
     
     





    Kolosów tego wieczora nie ma, ale to nie istotne. Ważne, że wędkarze zadowoleni!


     
     
     





    Słońce zachodzi koło 22.00. Teraz właśnie zaczyna się najlepszy czas na jeziorze. Jak będziemy mieć szczęście to podejdą pod same nogi.


     
     
     





    Bach! W końcu się doczekałem, ale przedtem 5 h nawet bez muśnięcia.


     
     
     





    Panorama Tingvallenvatn. Te klify to jedna z najlepszych miejscówek na jeziorze. Woda jest tam głęboka i pstrągi kursują wzdłuż tego uskoku.


     
     
     





    Czasami zmiana muchy przynosi wymarzoną chwilę. Łupnął w pierwszym rzucie na żółtego streamera. Na poprzednie muchy nie chciały nawet popatrzeć.


     
     
     





    Krótki, ale gruby. Takie lubię.


     
     
     





    Piotrek z ciężko wypracowaną i zasłużoną rybą. Czasami na jedno branie trzeba czekać kilka dni.


     
     
     





    W drodze na kolejny „pool”.


     
     
     





    To małe jeziorko, właściwie sadzawka połączona wąskim kanałkiem z Tingvallenvatn. Nie dałbyś za nią 5-ciu złotych.


     
     
     





    Trudno uwierzyć, że mieszkają tam takie ryby. Na muchówce nr 5 prawie wyciągnął mnie w woderów.


     
     
     





    Wieczorną sesję poświęcamy znów na duże jezioro.


     
     
     





    Na razie kompletnie nic, ale cierpliwości nam nie brakuje.


     
     
     





    Ha! Tadzio odszedł sobie 100 m dalej i proszę!


     
     
     





    Znowu średniak, ale walczy jak szalony.


     
     
     





    Szczęśliwy Tadzio .


     
     
     





    Ech, przyjrzeć się temu cudowi natury jeszcze chwilkę!


     
     
     





    A dziś nie wieje prawie nic. Nie wiadomo czy się tym cieszyć czy smucić.


     
     
     





    Popołudnie przynosi wspaniałe ryby. Trafiamy olbrzymie stado pstrągów, które podchodzą na odległość rzutu. Warunki pogodowe są idealne.


     
     
     





    Na zmianę z Robsonem…


     
     
     





    Chłop łowi 6 pstrągów w jeden wieczór, a najmniejszy ma 5 kg!


     
     
     





    Odkuł się za poprzednie dni solidnie.


     
     
     





    Spotkany wędkarz z Reykjaviku też sobie jakoś radzi…


     
     
     





    Nie nadążam z aparatem. Robson, zmiłuj się!


     
     
     





    Parę minut po północy na niewielkiego streamera. Na szczęście na świeżo przewiązałem nowy przypon 0,33 mm po poprzedniej rybie. Walka była ciężka, trwała równo 33 minuty i podbieraliśmy rybę 4 razy. Równo 100 cm i 14 kg. Gdyby to był srebrniak, to myślę, że bym go nie wyjął w ogóle. Nawet nie wiedziałem, że pstrągi mogą dorastać do takich rozmiarów .


     
     
     





    Ostatni dzień kończymy na czarnej plaży. Jedno z lepszych miejsc na jeziorze.


     
     
     





    Niewielki ale za to na suchą! Liczy się podwójnie.


     
     
     





    Oszukał się na brązowego chrusta.


     
     
     





    Najlepszy kompan na ryby – Adaś. Przeszliśmy razem wiele kilometrów nad niejedną rzeką. Jego pstrąg ma ponad 70 cm tylko Adam to wielkie chłopisko i dlatego ryba wydaje się mniejsza .


     
     
     





    Chwilkę po zacięciu. Nie pisałem wcześniej, że te pstrągi bez trudu wybierają 60-80 m backingu….są jak lokomotywa!


     
     
     





    I Jackowy na pożegnanie. Na następne spotkanie z Thingvallenvatn przyjdzie czekać następny rok. Może ktoś z Was wybierze się z nami?


     

    Maciek Rogowiecki, www.wyprawynaryby.pl

Artykuły

×
×
  • Dodaj nową pozycję...