Skocz do zawartości

Na rybach w Finlandii z Robertem Lewandowskim


BOB1

Od wielu lat przemyśliwałem i czaiłem się na wędkarski wypad do Finlandii ale jakoś trudno było mi podjąć tę decyzję. Ale kiedy na początku czerwca, otrzymałem niespodziewaną propozycję od moich przyjaciół na wzięcie udziału w takiej eskapadzie z terminem wyjazdu za tydzień i kilkoma godzinami na przemyślenie tematu, pomyślałem: jak nie teraz to kiedy? Decyzja była szybka i jedynie słuszna. Wszak wszystko już chłopaki załatwili i ustalili. Ja musze się tylko spakować, wcześniej tylko podpytać i poszukać informacji na naszym forum od tych, którzy już przetarli ten szlak. A podróż to nie mała. Przez pół Polski, Litwę, Łotwę i Estonię do Tallina to ok. 950km. Nocleg w fajnym Hostelu pod starówką i kilkaset metrów od przystani promowej. Rano wsiadamy na prom i relaksujący rejs do Helsinek. A potem już „tylko” ok. 650 km przez Finlandię i jesteśmy na miejscu.

 

Już na pierwszy rzut oka widać, że baza jest bardzo zadbana a przyjęcie przez całą rodzinę gospodarzy, wprawia nas od razu w lekki nastrój. Po zmęczeniu ani śladu. Magiczne działanie domowej roboty ziołowo/sosnowej, fińskiej nalewki?

1.jpg

 

 

 

2.jpg

 

Dostajemy niezbyt duży domek. Bogato nie jest (np. brak zmywarki) ale nie ma co przesadzać, nie przyjechaliśmy tutaj na wczasy tylko do roboty. A po robocie warto odmyć łapy stojąc na zmywaku, albo wskoczyć do sauny, którą mamy po sąsiedzku. Małe „niedopatrzenie” naszego biura podróży, powoduje, że na drodze losowania trafia mi się pięciometrowa, aluminiowa, super stabilna łódka, własność gospodarzy. A przecież mogli powiedzieć, że jak nie ma łodzi „organizatora” to możemy łowić z brzegu albo za dodatkową opłatą wynająć od nich… nic z tych rzeczy. I myślę, że na taka postawę nie miał wpływu płynny, tradycyjny polski prezent w zestawie z „ptasim mleczkiem”…podobno lubię takie słodycze. Było czym poganiać przy silniku 50KM.

3.jpg

 

 

 

4.jpg

 


Z wody, nasza baza wyglądała jeszcze ładniej.

5.jpg

 


Od samego początku pobytu, musieliśmy przyzwyczaić się do pewnego zjawiska. Parafrazując klasykę: jasność, widzę jasność! Bo tak naprawdę, pomiędzy wieczorem, nocą i pochmurnym dniem trudno było wyczuć różnicę.

6.jpg
Około północy

 

 

 

7.jpg
Około południa

 

Pierwszy dzień na wodzie, zapowiadał piękne wyniki. Paweł trafia w trollu szczupłego 87cm i z ręki 85cm. Pozostałe, liczne szczupaki złowione przez nasz czteroosobowy zespół nie przekraczały 60cm .
Badanie różnych części akwenu, wskazywało na dużą różnicę temperatur wody (początkowo od 8 do 13C). Niestety nie szło to w parze z rozlokowaniem i aktywnością ryb. Ogromna część zbiornika wydawała nam się „rybna pustynią” . Jednak nie zawsze zapisy z echa miały odzwierciedlenie w rzeczywistości. W takiej pustyni, 13-go, woda wydała mi szczupaka 95 cm. Niestety, został on największą ryba wyjazdu.

8.jpg

 


Zaskoczeni byliśmy również tylko minimalną ilością trzcinowisk. To co jest, to pojedyncze, niewielkie, wyschnięte kępy rzadkich zeszłorocznych trzcinek bez śladu odbijających nowych roślin. Natomiast zamiast trzcinowisk zaobserwowaliśmy ogromną ilość „zalanego lasu” … taki zamiennik.

9.jpg

 

 

 

9a.jpg

 

Jeśli miał bym wymienić typ łowiska, w którym zawsze można złowić szczupaka lub okonia to wskazał bym na przewężenia pomiędzy akwenami w których występował wyraźny nurt wody. Ten przepływ ze zdjęcia wydawał szczupaka lub dwa przy każdym swobodnym spływie z nurtem a przepływaliśmy przez niego 2-3 razy dziennie.

21.jpg

 

Łowione przez nas ryby na pewno nie zadziwiały rozmiarami ale zaskakiwały ubarwieniem i walecznością. Średniej wielkości okonie były prawie czarne. Podobnie wyglądały szczupaki, których normalnie białe brzuchy były zdobione „miętusowym marmurkiem”.

10.jpg

 

 

 

11.jpg

 

Nie ma się jednak temu co dziwić, kiedy zobaczy się kolor wody … krystalicznie czysta herbata.

12.jpg

 


Co do przynęt. Myślę, że właśnie z powodu koloru wody i wybarwienia ryb, najskuteczniejsze były przynęty ciemne. Brąz, miedź, czarna patyna. Doskonałe były duże obrotówki. Autentycznie sprawdziły się nienagannie pracujące obrotówki forumowej Eluski ...

14.jpg

 

 

 

15.jpg

 

lub inne, bardzo lekkie z mocnymi, czerwonymi akcentami.

13.jpg

 

Jednak nie zawiodły mnie przynęty w kolorach perła z niebieskim. Jak by mnie ktoś zapytał: jakie barwy sprawdzają się w Skandynawii, polecił bym w ciemno właśnie takie (widać to na wcześniejszych zdjęciach okoni). Również mój największy szczupak, został złowiony na mocno już spracowanego Sebil’a w tych właśnie barwach.
Jeszcze jedną atrakcją, która umilała nam czas pomiędzy wypłynięciami na jezioro było łowienie białorybu. Moi przyjaciele są wielbicielami tej metody i jak zwykle na naszych wyjazdach znajdują sobie jak najbliżej domu stanowisko do uprawiania tej metody. Już po jednym dniu nęcenia, praktycznie każde zarzucenie zestawu kończyło się holem pokaźnej płotki. Zabawę psuły nam jednak … szczupaki, które z uporem maniaka usiłowały zerwać naszą zdobycz z haczyka lub atakowały podskakujący spławik! Skandal!!! Do rozwiązanie tego „problemu” używaliśmy dyżurnego spinningu. Wystarczył rzut lub dwa i natrętny pistolet meldował się na wahadłówce. Przeniesiony do wody pięćdziesiąt metrów dalej, dawał nam na jakiś czas spokój. Pomiędzy płotkami, trafiła się i taka rybka w przepięknych barwach … jaź(?). Oczywiście ryba wróciła do wody.

16.jpg

 

 

 

17.jpg

 

Podsumowując wyniki, złowiliśmy kilkadziesiąt ryb do 60-ciu centymetrów. Każdy z nas zaliczył kilkanaście ryb do 80-ciu cm. Największy okoń miał 37cm. Urozmaiceniem były niestety małe sandacze, które najskuteczniej łowiłem na ciemne koguty … lubiły tą zapewne, nieznaną im przynętę.

18.jpg

 

 

 

19.jpg

 

Jak widać bogactwa rybnego nie było. Nasz gospodarz twierdził, że spowodowała to bardzo opóźniona, tegoroczna wiosna. Widać to było na przykładzie braku rozwoju roślinności wodnej. Do powrotu w tę część Skandynawii, może zniechęcać bardzo jednak męcząca podróż. Ale czy tam już nie powrócę? Biorąc pod uwagę takie okoliczności przyrody nie będę się zaprzysięgał.

20.jpg

 


PS No i finalnie, zapomniał bym co z tym Lewandowskim w tytule! Otóż naprawdę, moim partnerem na łodzi był super koleś, Robert Lewandowski zwany jak, że by inaczej ”lewym” . Nie był to TEN „lewy” o którym większość z Was pomyślała ale musicie przyznać, że taki tytuł to gwarancja zwiększonej „przeczytalności”!

 

BOB1
Warszawa czerwiec 2017


Opinie użytkowników

Rekomendowane komentarze

Słowo sprostowania. Wczoraj spotkałem Bob'a ... wspomniał  skromnie o swoim artykule, który przesłał do mnie .... hmmmm .... sami zresztą przeczytacie kiedy ... Usiadłem dzisiaj i wstawiłem. Bob dzięki za artykuł, zdjęcia! 

  • Like 7
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach



Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

Ładowanie

Artykuły

×
×
  • Dodaj nową pozycję...