Ranking
-
w Komentarze w blogu
- We wszystkich działach
- Wydarzenia
- Komentarze do wydarzeń
- Grafiki
- Komentarze do grafik
- Albumy
- Komentarze w albumach
- Wpisy na blogu
- Komentarze w blogu
- Tematy
- Odpowiedzi
- Artykuły
- Artykuł komentarzy
- Wpisy
- Wpis komentarzy
- Rekordy
- Rekord komentarzy
- Rekordy
- Rekord komentarzy
- Aktualizacje statusu
- Odpowiedzi na komentarze
-
Cały czas
-
Cały czas
30 Września 2012 - 26 Grudnia 2025
-
Rok
26 Grudnia 2024 - 26 Grudnia 2025
-
Miesiąc
26 Listopada 2025 - 26 Grudnia 2025
-
Tydzień
19 Grudnia 2025 - 26 Grudnia 2025
-
Dzisiaj
26 Grudnia 2025
- Wprowadź datę
-
Cały czas
Popularna zawartość
Zawartość, która uzyskała najwyższe oceny od 09/30/12 w Komentarze w blogu
-
Mój Mistrz castingu i flyfishingu Pawełek nadal, jak widzę, w niezmiennej znakomitej formie Mistrza mowy polskiej. Pięknie Pablo, pięknie, jak zawsze. Pozwoliłeś mi to przeżyć raz jeszcze. Było świetnie choć niekiedy niełatwo. Silne porywy wiatru pomogły mi z całą mocą zrozumieć przyczyny dla jakich „okoniarze” ciagle prowadzą poszukiwania jak najcieńszych plecionek. Zbycha poznałem osobiście w dniu wyjazdu, Włodzia kilka tygodni wcześniej, ale dzięki „whatsapowym” pogaduchom „nakręcającym” klimat wyjazdu od kilku miesięcy, mam wrażenie jakbym ich znał zawsze. Casting - moja miłość ostatnich kilku miesięcy, chyba w na przełomie kwietnia i maja zostałem nią pochłonięty bez reszty. Tak już mam. Do Szwecji jechałem lekko stremowany moim „casto - debiutanctwem”. Wcześniejsze, dość wprawdzie intensywne treningi na niewielkiej i raczej łatwej wodzie, kazały myśleć z pokorą o szwedzkich jeziorach. Jednak jak zawsze u mnie w zakamarkach duszy błąkał się optymizm. Towarzystwo. Co do tego, że przednie byłem pewien już od powitania w Poznaniu, gdzie był punkt zborny. Sprzęt. I tu była spora doza niepewności. Miałem ze sobą wędzisko na blanku AT Bushido, mocny kij o c.w. do 1 oz. (okolo 28 g.) 10-17 lb, długości 7,3’ zbrojone w BB Custom Rods. Wiedziałem, że nie zawiedzie, bo miałem je okazję obrzucać i złowić sporo ryb. W ostatniej chwili natomiast została dla mnie zbudowana w tejże samej pracowni lżejsza wędka na blanku Matagi Super Shore, długości 7,6’, c.w. 5-14 g., 8-14 lb. To przepięknie uzbrojone wędzisko zobaczyłem i wziąłem w garść pierwszy raz w dniu wyjazdu, w Poznaniu. Tu więc miało nastąpić rozpoznanie bojem. Dwa multiki Daiwy - Steez SV i Morethan już wcześniej zapracowały na moje zaufanie. Łowienie. W zasadzie, w odniesieniu do pierwszego dnia na Storsjon, powinienem napisać o moich nieudolnych próbach łowienia z opadu okoni, które Zbyszek ciągnął koncertowo. Silny wiatr, głęboka woda, zbyt lekkie główki w okoniowych przynętach i......... moje dwa lub trzy okonie przy około piętnastu Zbyszka. Plecionka, 0,14 groteskowo wydymała się w wielki balon pod wpływem wiatru i za diabła nie chciała pozwolić spływać w dół wabikowi w tempie, które skusiłyby pasiaki. Nie czułem dna, pewnie nie czułem także brań. Porażka ? Nie. Nauka ? Tak. Zawsze tak do tego podchodzę. Zbychu to Mistrz, warto podglądać i posłuchać. Plecionka 0,06 lub jeszcze cieńsza ? Tak !!!! Sprawdziło się w czasie kolejnych dni i ja też zdołałem sporo okoni 30+ złowić. Dzień drugi - Malmingen. Piękne malownicze jezioro i ten majestatyczny król przestworzy - orzeł. Raz tylko nad Malmingen z błogostanu wędkarskiego wyrwała mnie i Zbyszka para szwedzkich myśliwców Saab Viggen. Były na około 100 metrach. Malmingen też nie od razu było dla mnie łaskawe, ale na rybach zawsze jestem spokojny (no prawie zawsze) i optymistyczny. Los to wynagrodził - celne rzuty pomiędzy grążele, lekko nawet już za linię pierwszych trzcin malutkim kanibalem (6,5 cm) otworzyły mi wodę. Silny szczupak miał 97 cm i nieźle przetestował nowe wędzisko. Włodzio bardzo profesjonalnie go podebrał. Później kolejny - 90 cm. Pełnia szczęścia - wszyscy łowimy. Nowe wędzisko jest genialne. Kolejne dni podtrzymują klimat wędkarskiego raju, choć Pablo, Zbychu i Włodek mówią, że rok miniony był nieco bardziej obfity. Mój Mistrz Pablo, z balastem dziobowym w postaci moich 108 kg, łowi pięknego szczupaka 95 cm. Warto jeszcze wspomnień o szalonych około 45 minutach na Storsjon. Chyba to był dzień czwarty. Wszyscy jesteśmy pod wrażeniem przedpołudniowego wyczynu Włodzia - sandacz około 70 cm. Wiemy, że one tam są, ale złowić je niełatwo. Wieczorkiem, płyniemy ze Zbychem na sandaczowe miejsce ..., inne niż to Włodka. Około 17:30 coś mam. Niewielki szczupak, może 60 cm walnął z opadu. Jestem rozczarowany, ale dalej walimy ze Zbychem ile pary w garściach w kierunku otwartej, głębokiej wody. Udało się - mały 55 cm, ale jest sandacz. To był tylko prolog. Zbycho wiedziony swym niezawodnym instynktem kieruje łodź w do obiecującej zatoczki. Jest już dobrze po 18:00. Rzucam......,na multiku broda, a odstrzelona przynęta leci chyba ze 70 metrów. Nie zawsze jestem jednak na rybach spokojny. Miotam całym katalogiem przekleństw...., a moi towarzysze wiedzą jak zasobny mam ów zbiór. Tymczasem w zatoczce okonie rozpoczynają kulinarną orgię. Ja rozplątuję brodę, kątem oka widząc jak Zbychu w każdym rzucie wyciąga okonie, z których żaden nie jest mniejszy niż 30 cm. Wiąże przynętę, a łapy coraz bardziej mi drżą..... Zanim oddaję pierwszy rzut Zbyszek zalicza 10 okoni. Szaleństwo, brania są w każdym rzucie, okonie biorą agresywnie, nieliczne spadają. Są piękne, duże, zdrowe, oczywiście wszystkie wracają na wolność. W ciągu 45, może 50 minut Zbyszek łowi ich 27....., ja 13..... Zapada zmrok, okonie kończą ucztę. Szczęśliwi wracamy. Odwiedzaliśmy tę zatoczkę jeszcze później, łowiąc okonie, ale takie szaleństwo się już nie powtórzyło. Powrót. Wszyscy szczęśliwi, choć perspektywa powrotu do szarej codzienności troszkę przytłacza. Jednak tęsknimy już za bliskimi. Człowiek zawsze musi za czymś tęsknić, zawsze marzyć, chyba tak już musi być i tak jest mi dobrze.11 punktów
-
Zylki uzywam PLINE . Kupuje od Psulka. Nie sprawdzalem innej. Nie mam porownania. Generalnie przez te muchy wrocilem do zylki, ktora nie lowilem bardzo dlugo . Dopoki lowilem na woblery i interesowalo mnie czucie pracy / wibracji przynety lowilem wylacznie na plecionki. Z tych PLINE probowalem tez 0.23 . W porownaniu z 0.25 odznaczala sie jakas taka pamiecia ksztaltu i potrafila drazniaco spasc ze szpuli. Ta 0.25 pod tym wzgledem lepiej sie zachowuje. Wedki uzywam niemodne. Lubie moderate fast albo i moderate. Ten moj podstawowy StC to inshore popping moderate fast. Smukly blank o glebokim ugieciu. Te najwieksze ryby w nurcie gleboko go uginaja a zylka robi za amortyzator. O czym mowie ? O sytuacji, kiedy stoisz w rynnie, duza ryba jest przed Toba (powyzej Ciebie) i jesli jej nie szarpiesz nerwowo to ona w tym nurcie zachowuje sie raczej statycznie i w miare przewidywalnie. O ile przewidywalnie dzika ryba moze sie zachowywac :) Suzuki mialem . Tzn wciaz posiadam, ale jest na sprzedaz. Kwestia jest taka, ze zbyt lekkie, techniczne zbrojenie sprawia, ze wedki gorzej rzucaja te przynety. Gorzej sie laduja. To na wedkach mocowo adekwatnych do ryb i nurtu. Jak sprobujesz pojsc oczko nizej i wezmiesz delikatniejsza wedke. Takie to Suzuki co probowalem. To ono ma taki problem, ze uzbrojone w alconite KR nie zachowuje takiej stabilnosci szczytu i buja sie niepotrzebnie w porownaniu z tym SC4. Wszystkie swoje wedki pstragowe, a zawsze staram sie miec ze soba dwie sztuki w aucie, porownuje do tej SC4. Nie twierdze ze ta StC to najlepsza wedka na pstragi. Tylko moja ulubiona :) Z wedkami problem mam taki. Ze buduje je dla mnie @Yglo. Uzywam 1 czesciowych. Kupowanie blanku, zbrojenie, wiezienie do Hiszpanii jako bagaz sportowy ...to spore koszty i trud organizacyjny. Coraz mniej mi sie chce sprawdzac kolejnych potencjalnych kandydatow na wedke pstragowa. Bo to by nad woda dojsc do wniosku, ze juz mam cos lepszego... Moze to starosc ? a moze przyzwyczajenie ? :) Jakos czuje, ze przestaje szukac "lepszej" wedki... Za muchy wez sie sam :) Serio. To super rozrywka / relax. Jak chodzi o produkty wykonane na zamowienie to kilka much wykonal dla mnie niedawno Michal Zapal - jest obecny na forum. To profesjonalny fly tier. Muchy super zrobione.11 punktów
-
Będzie o dniu wczorajszym. Mam starszych rodziców (78 i 79 lat). Mieszkają w bloku. 40 m2 z jakimś plusem. Ojciec ma Parkinsona. Staram się z małżonką codziennie dzwonić, robimy zakupy itd. Mama wychodzi czasami do sklepu. U ojca nie jest tak łatwo. Zwłaszcza, że nasłuchali się TVP i jest psychoza. Do tego jest remont bloku i zabronili wychodzić na balkony. Stan psychiczny taty jest fatalny. Wczoraj, pomimo obiekcji rodziców, zapakowałem ojca w samochód i wywiozłem nad moją dziurę w ziemi. Złowił kilkanaście karasi i 2 karpiki. Dawno nie widziałem go tak szczęśliwego. Ja mam taką możliwość. Mieszkam na wsi, moja działka dochodzi do Omulwi, mam 2 dziury w ziemi z rybami, a moja rodzina ma prywatny las. Tylko ilu ludzi ma takie szczęście.10 punktów
-
Tak. Rzeczowa ocena nadaje właściwy wymiar rynkowym hitom.. Od lat nie kupuję firmowych butów. Kopyta za wielkie, rozczarowanie firmówkami nie mniejsze.. Zamawiam kapcie w znajomej podłódzkiej firmie - ostanie kosztowały mnie dziewięćdziesiąt parę złotych; ze skóry, z podwójnie przyszywaną podeszwą, z plastikowymi oczkami. Suszę je sypiąc do środka żyto. Nie śmierdzą, nie butwieją. Mają sześć lat, straciły kolor.. :)10 punktów
-
Daniel ten Twój blog jest jakiś dziwny. Piszesz o rybach i wklejasz ich zdjęcia. Zastanów się czy wypada coś takiego robić na portalu wędkarskim? :)9 punktów
-
Jak ten sam front trzyma Edzia Górniak, Pudzian, ojciec Rydzyk, eRKa i Sławek SOB.... to coś musi być na rzeczy.... ;) ;) ;)9 punktów
-
Dziękuję, pozdrowię Ojca. To jednak przykre, gdy czyta się o przypisywaniu złych intencji wszystkim dookoła.Straszna ta nieufność, podejrzliwość, negowanie faktów i postrzeganie innych wg.własnego w lustrze odbicia. Wszyscy dookoła chcą nas zabić, przedtem jednak ograbić, a przecież można by wymyślić...lekarstwo. Kurcze, łapy opadają. No bo gdyby jednak koncern wymyślił lekarstwo to czy byłoby sprawdzone, a po jakim czasie i na jakiej grupie badanych? A może lekarstwo by kosztowało i koncern by niestety zarobił? No nie, co wtedy?A działanie uboczne?No każde wszak ma jakieś-looknijcie na ulotkę aspiryny. Tu oczywiście odniosę się do wpisu Pana Romana- jak może Pan pisać o tym, że dla pracowników koncernów życie ludzkie jest nic nie warte? Skąd ten obraźliwy absurdalny zarzut? Skąd podejrzenie o manipulację testami?Kto to wg. Pana robi? W jakim celu? Choroby współistniejące? Pojęcie w medycynie znane od dziesięcioleci związane z wielochorobowością, a ta z kolei ze starzeniem się społeczeństwa. Tak więc znów nieprawda.Panie Romanie, czy nie bada się odporności zbiorowej?Absurd, oczywiście, że trwają ciągłe badania tego zagadnienia, poznanego dokładnie w przypadku innych poznanych lepiej "starych" schorzeń, Nawiasem mówiąc poziom odporności zbiorowej wiązany jest najczęściej z poziomem wyszczepień. W przypadku covid moment uzyskania przez populację takiej odporności( czy to dzięki reakcji humoralnej czy komorkowej) jest nadal nieznany. To jednak kwestia czasu, ktore pseudopandemii poświęcą przekupieni badacze...Oczywiście współczuję Panu gdyż uczestniczył Pan w zdalnym nauczaniu wnuków, z pewnością zadanie było prostsze gdy podczas lekcji dzieci przebywały w szkole.Pisze Pan o tym, że patrzenie na śmierć jest dla lekarza, w tym przypadku dla mnie swego rodzaju normą. To jedno zdanie mówi o Pana postrzeganiu otoczenia więcej niż wiele powyższych, bo śmierć dla lekarza nigdy nie jest i nie powinna być normą. Reasumując w sposób agresywny i oszczerczy pisze Pan o zagadnieniach o których nie ma Pan pojęcia.9 punktów
-
Ludzi, z którymi wiążemy tyle ciepłych i wspaniałych wspomnień, którzy kształtowali naszą świadomość nigdy nie żegnamy na zawsze. Zostawili po sobie tyle, że mamy co pielęgnować, o czym mówić i pisać. To od nas zależy, ile z tej naszej pamięci powstanie tego "nowego życia" Twojego Taty. Przywoływany we wspomnieniach, opowiadaniach, tekstach wciąż będzie żył, będzie z Tobą, wciąż będzie Cię uczył, bo czasami, po wielu latach człowiek przypomina sobie takie rzeczy, o których kiedyś nawet poważnie nie pomyślał, puścił mimo uszu. A teraz odkrywa je na nowo, delektuje się nimi i chłonie. Oby takich chwil było jak najwięcej w tej drugiej części życia Taty i dalszej części Twojego.9 punktów
-
A pierwszą puściłeś wolno? W końcu jest C&R. Ja swoją pierwszą też puściłem wolno, a żałuję że nie zerwała się w czasie holu :)9 punktów
-
Moja żona Szanowni Koledzy, choć wiem, że trudno będzie Wam w to uwierzyć, zna każdy detal wędkarskiego arsenału, całkiem transparentnie eksponowanego w naszym domu ..., łącznie z prawdziwymi cenami tych wszystkich wędek, kołowrotków, ciuchów itp. Tak jest po prostu zdecydowanie wygodniej. Mało tego, dwukrotnie już towarzyszyła mi na lubelskich edycjach Rybomanii, co w każdym z przypadków kończyło się kupnem bardzo drogiej, wymarzonej wędki. Niekiedy słyszę pytanie - czy "To" jest ci konieczne ? Odpowiedź w każdym przypadku jest tak oczywista, że pytanie w zasadzie nie powinno padać, ale uznaje je za niewielką niedogodność i swoisty apel do mojego zdrowego rozsądku...., na ogół oczywiście bezskuteczny. Jest i inna niedogodność - otóż przychodzi mi niekiedy z bólem serca przyjąć do wiadomości "niezbędność" posiadania przez Nią kolejnej torebki, której wartość zawsze przeliczam na jednostki 'kołowrotkowo - wędkowe", starając się czynić to jedynie w myślach, niekiedy jednak werbalizując, czym wzbudzam lekki uśmiech politowania, po którym następuje wspomnienie ostatniego z moich szaleństw. I takim to sposobem stworzyliśmy parę szczęśliwych utracjuszy, którzy czerpią wiele radości z dnia codziennego. Zupełnie inną kwestią jest to, że staram się by moje wędkarskie zakupy były wnikliwie przemyślane. Krótko powiedziawszy kupuję rzadko, a sprzedaję bardzo sporadycznie, co pozwala mi raz na jakiś czas bezkompromisowo zrealizować kolejne marzenie.9 punktów
-
Artykul przypomnial mi kilku wydarzeniach w mojej rodzinie sprzed lat. Nie doszlo do rekoczynow, ale bylo blisko :-) Trzeb sie cofnac do polowy lat 90-tych XX wieku, kiedy to z ojcem jeszcze lowilismy na przeplywanke (tony sprzetu, zanety, robaki...). Raz tata kupil robaki z kilku dniowym wyprzedzeniem, a ze byly upaly, to zapakowal je w kat lodowki. Pech chcial, ze mama je odkryla. Ale byla zadyma! Tata mial tez swoja ulubiona i fartowna welniana czapke na wiosne i jesien. Czapka byla juz mocno znoszona, ale tata byl do niej wielce przywiazany. Mama jednak tego nie przyjela do wiadomosci i ukradkiem "zniknela" czapeczke. I znowu byla zadyma, tym razem w druga strone... A poza tym standardowe przemycanie sprzetu do domu pod oslona nocy, potajemne wyjazdy na ryby, itd... Po latach mama sie poddala i bardzo rozsadnie uczynila. I jeszcze anegdotka z zycia rodzinnego kolegi, szkota, zapalonego wedkarza. Tradycje wedkarskie przekazywane przez pokolenia. Na poczatku malzenstwa zona zaczela ograniczac wyjazdy i w koncu doszlo do klasycznego ultimatum "albo ryby albo ja". W odpowiedzi uslyszala: wedkarstwo w moim zyciu bylo przed Toba i bedzie po Tobie, wiec nie kaz mi wybierac. Nie kazala i tez bardzo rozsadnie uczynila.9 punktów
-
Koledzy, dziękuję za uwagi. Faktycznie przyfarciło :). Cała wyprawa okazała się bardzo udana, choć oczywiście kropkowaniec nieco zdominował i ją i o niej relację.Zauważyliście mam nadzieję także inne ryby, palię Piotra i potokowce Grzegorza, zgrabne lipienie i okonie. Bardzo miło wspominam castowe doświadczenia, łowienie z opadu czy to gumką czy lekką wahadłówką bywa fascynujące. No i wyjątkowe widoki z krainy którą nazywam Bieszczadomazurami, bo to i teren wyzynny i wody bez liku..., praktycznie bez ludzi... Joker napisał uprzejmie, że to materiał na pierwszą stronę.Czyż ulubione czasopismo nie bywa przeglądane od strony ostatniej??? :) Friko przywołał Fukuyamę i "koniec historii" wiedząc zapewne jak chybioną okazała się ta publikacja. Dla mnie także to tylko etap, droga ku nieosiągalnemu. Etap diabelsko satysfakcjonujący - to prawda. Robercie, Marcinie, Guzu, Adasiu i Mariuszu,życzę muchowych przygód, łowienia z zamysłem i nie przypadkowo w morzu, jeziorze, rzece dużej i małej, łowienia na suchą i mokrą, olbrzymią i niewidoczną, życzę przekonania się do niewyobrażalnego wachlarza możliwości stwarzanych przez flyfishing. Ufff...9 punktów
-
Znakomity tekst. Niestety jest tak, że im człowiek więcej wie i więcej widzi to staje się coraz smutniejszy ...8 punktów
-
Co do Pańskiego postu nr 1 odniosłem się dość obszernie.Proszę zatem Swój post ponownie przeczytać, szczególnie ostatnie zdanie i może odnieść się do niedawnej decyzji? Poniższy link mówi o tym, że instytucja stojąca na straży zycia i zdrowia Amerykanow , Agencja Zywności i Leków podjęla decyzję o rejestracji szczepionki Pfizera w sposób ostateczny, bowiem poprzednie dopuszczenie oczywiscie istniało, lecz było warunkowe.Następne preparaty oczekują w kolejce... FDA, bo o ten urząd chodzi jest instytucją obdarzoną olbrzymim zaufaniem na swiecie, mam przyjemność przyjażnić się z dwojgiem jej pracowników i wiem jaka odpowiedzialność, praca i prestiż wiążą się z ich pracą. https://www.rp.pl/Covid-19/210829825-Koronawirus-FDA-dopuszcza-bezwarunkowo-do-uzycia-szczepionke-Pfizera.html Zatem link umieszczony , wyjątkowo, bo w podobnych dyskusjach zauważamy wszyscy pewną inflację podawanych informacji, zmęczenie ilością czerwonych literek...Ma Pan pretensję, że nikt nie odniósł się do mylnej liczby ofiar, do danych które Pan przytacza. Czy to nie sygnał o braku wiarygodności i po prostu pomijania pewnych fragmentów tekstu spowodowanych faktem, że większość narracji jest absurdalna? W obliczu stwierdzenia, że politycy są chorobą, że spiskują ze sobą we wszystkich krajach na wszystkich kontynentach w celu zamordowania swych obywateli dane dotyczace tysiaca ofiar w prawo czy w lewo nie są traktowane powaznie. Dokonajmy zatem pewnego eksperymentu intelektualnego. A mianowicie w Chinach pojawia się wirus, przenika takze do Europy( pamieta Pan relacje z Bergamo?), pierwszy chory pojawia się w lubuskiem i my, Polacy wraz z rządem uznajemy, że to nic. Nie szykujemy szpitali, nie organizujemy sprzetu ochronnego, udajemy, ze to nic. Unia decyduje o wspólnym programie badań i potem zakupie szczepionek, uwspólnienia pewnych przepisów, na swiecie ustalane sa standardy, ale w Polsce...zgodnie z niepoddawaniem się owczemu pedowi - nadal nic! Nasi politycy nie są mordercami, nasi lekarze i epidemiolodzy nie wierza w lockdown maski dystans i tym podobne bzdury. Umieraja Czesi, Niemcy, ale w Polsce ... o kurcze, zaczynają takze chorować pomimo madrosci poprzez zaniechanie...Jak ocenialibyscie naszych decydentow wtedy? Co mowilibyscie o "przedstawicielach marki " oferujacych nic? Jedyny kraj który olal, kraj idiotow i tych co zawsze madrzy po szkodzie? Czy nie tak? Oczywiscie polityka zdrowotna moglaby być wtedy lepsza, my bardziej przewidujacy, a szpitale specjalistyczne pozostawione w swej specjalnosci. Kto jednak wtedy o tym wiedział, kto był na tyle przewidujacym?Nikt na swiecie, początek pandemii zaskoczył wszystkich, a bariery ochronne, sluzy i kamery monitoringu stawialismy ramie w ramie z firmami budowlanymi, nieraz parę godzin przed pojawieniem sie kojejnych kilkudziesieciu pacjentów. Ewakuowane ciężarówkami wojskowymi całe ekipy domów opieki z częścią umierajacych juz w chwili przyjecia, juz w SORze.Ja wiem, że Pan Roman miał to oszczedzone, ze nie zna chorych itp, itd...Szczęsciarz z Pana. Czym innym jest zatem ocena poszczegolnych czastkowych decyzji( w tym zamknięcia mojego szpitala i tu obiektywnym nie bede), a czym innym kwestionowanie faktów, choroby, objawów późnych i konieczności szczepień, czyli akcji podjetej na poziomie globalnym przez ludzi, którzy się na tym znają. Ach ten deficyt zaufania, ta wiara w banialuki i bzdury, ta łatwość podkopywania autorytetow ( swoją drogą piszecie wszyscy Panowie o uznanych naukowcach w sposób tak obraxliwy, lekcewazacy, a nawet podły, tak ryjecie pod fundamentalnym zaufaniem do ludzi zaangazowanych, ze z trudem przychodzi zachowanie dotychczasowej formy dyskusji). Oby nie było powtórki...8 punktów
-
Miło mi Pawle. Ochrona głowacicy musi mieć swój początek w dobrej woli Zarządów Okręgów, gospodarujących na wodach których ta ryba występuje. Musi powstać jakaś mądra i możliwa do realizacji w obecnych warunkach strategia dla tego gatunku. Bez tego ani rusz, ponieważ chronić tę rybę można jedynie przez ograniczenie presji, przy pomocy skutecznie działającego systemu przepisów i zapewnieniu odpowiedniego finansowania. Wiem, że to niepopularne zwłaszcza wsród pamiętających czasy tzw. składki krajowej, gdzie mając jeden znaczek nabyty za śmieszne pieniądze można było, zgodnie z przepisami, wyłowić wiele sztuk tych ryb w ciągu roku. Niestety, ale wśród większości amatorów głowacicy, których liczba skoczyła pod niebo w wyniku popularyzacji, żądanie takiej dostępności nadal pokutuje - PZW ma zarybiać w setkach tysięcy, OZ Łopuszna ma działać jak zakład produkcyjny materiału zarybieniowego, mówiąc krótko sypać, sypać, sypać ryby do wody ile wlezie i łowić je, łowić za równowartość dwóch obiadów w restauracji średniej klasy. No i taki model właśnie niedawno upadł o czym od kilku lat mają okazję przekonać się uczestnicy corocznych edycji sławnego na całą Europę Pucharu. Produkowany "przemysłowo" materiał zarybieniowy po prostu przepada, jest zbyt lichy by przetrwać w coraz bardziej zdegradowanych Dunajcu i Popradzie a nerwowe próby zarybień starszym materiałem, 2-3 latkiem, przy braku wyłączenia odcinków zarybianych i "głupocie" takich hodowlańców, które brały na wszystko, szybko kończyły się ich wybiciem. Skuteczne (w miarę) systemy ochrony działają na Słowacji - 5 wejść za ok 200 Euro, ograniczona ilość dniówek, Austrii - tam to już naprawdę kosmos, wiele klubowych odcinków jest praktycznie niedostępnych dla "obcych", sam próbowałem dostać licencję na jedną ze styryjskich rzek, angażując nawet kolegę Austriaka ale nikt ze mną nie chiał gadać, ewentualnie trzeba wybecalować 200-300 Ojro za dniówkę, np. na słynnej rzece Mur. Przy okazji przepisów słowackich, niestety wyszła na wierzch nasza mentalność, o której pisałem poprzednio. Nie masz cwaniaka nad Polaka - nasi mistrzowie połowu głowacicy i to znane nazwiska, łowiący w słowackiej Orawie i Wagu do wspisów w karcie wejść zaczęli stosować pisaki ścieralne chwilowo dymając słowackie przepisy. Na szczęscie Słowacy byli czujni i o ile mi wiadomo w jakiś sposób wykryli oszystwa i poradzili sobie z nimi. Ale ograniczenie presji przy pomocy limitu wejść i odpowiedniego poziomu cen za licencje to nie wszystko. Większość ryb pada w wyniku kłusownictwa, również wędkarskiego, czyli w wykonaniu członków PZW, którzy łamią "zaledwie" dwa zakazy - połowu w nocy i limit. Jest (była) grupa łowców, którzy na ryby wychodzili głęboką nocą i w ciągu jednego sezonu potrafili wyczyścić z ryb kilka miejscówek. Gadałem kiedyś z jednym takim, powiedzmy "sądeczaniniem" który chwalił się, że z dwoma kumplami w ciągu jednego jesiennego miesiąca wybrali z pewnej rynny w rejonie Żegiestowa 30 głowatek. Podobny proceder ma miejsce na OS San, gdzie osobiście zdarzało mi się wypłoszyć nocnych (a w zasadzie wczesnoporannych) łowców, wyławiałem z wody woblery, twistery, znajdowałem porwane żyłki spinningowe i OS Dunajec, gdzie wszystkim łacznie z członkami ZO NS wiadomo o aktywnie działającej miejscowej, nocnej grupie uderzeniowej "kontrolującej" pogłowie głowacicy w rejonie muru oporowego w Krościenku. Jest nieciekawie, ale najgorsze dopiero przed nami czyli kilka słów o kłusownictwo na tarle. Samo w sobie jest aktem barbarzyństwa przy czym niesie wielkie niebezpieczeńswto dla gatunku - po pierwsze unicestwia najzdrowsze, najwartościowsze sztuki bo tylko takie, w wyniku naturalnej selekcji przystępują do tarła naturalnego, a po drugie eliminuje potencjalny efekt o najwyższej wartości biologicznej, czyli naturalną reprodukcję, gdyż prawdopodobnie większość zamordowanych tarlaków ginie zanim zdąży się rozmnożyć. Wielkie ryby ginęły na licznych tarliskach, głównie w dopływach, słyszałem wiele takich opowieści, np. o dziesiątkach ryb zamordowanych jednego, wyjątkowego roku w pewnym doływie środkowego Sanu, gdzie do niewielkiego potoku weszła niespotykana ilość tarlaków - podobno niewiele z nich wróciło do rzeki. Sam też, kilkanacie lat temu na pocz. maja obserwowałem grupę "śniadych" panów kręcących się w pobliżu trzech par budujących gniazda na górnym Dunajcu na wodzie do kolan- po telefonie do SR uspokoiłem się gdyż Panowie ze straży potwierdzili znajomość tematu i nocny nadzór nad tarliskiem do czasu spłynięcia tarlaków. Niestety, z tego co wiem, od paru lat już nie obserwuje się tarła na tamtym odcinku. Reasumując, moja koncepcja jest następująca, przy założeniu wsparcia ze strony PZW: eliminacja nocnego kłusownictwa i szczególna ochrona tarlisk połączone z kontrolą legalnej presji i "mądrymi" zarybieniami odcinków, które się do tego szczególnie nadają. Dlatego "popularyzacja głowacicy" w proponowanym przez kluby miłośników wydaniu, która de facto poza zarybieniami, z wysoce wątpliwym efektem końcowym, tzw. sympozjami i towarzyskimi pogadankami, które niczego nie wnoszą, jak również medialnym jazgotem nie są w moim odczuciu skuteczną odpowiedzią na realne zagrożenia dla gatunku. Pozdrawiam Darek8 punktów
-
Dziękuję Ci Pawełku za tę recenzję. Książki nie mam, podobnie jak glowacicowych doświadczeń. Zostałem jednak zachęcony do jej kupna i przestudiowania. Czy do prób połowu głowacic? Tego jeszcze nie wiem. Dotychczas mój muchowy czas nad wodą oddaję pstrągom i lipieniom, wyczekując niecierpliwie pory suchej muchy, będącej dla mnie kwintesencją muszkarstwa. Ale kto wie...., może kiedyś, może razem...., bo z kim jak nie Mistrzem streamera. Podobnie jak Ty cenię sobię dbałość o mowę ojczystą i umiejetność jej praktycznego stosowania, a sztuka to niełatwa w dobie wszechogarniającej komunikacji SMS - owej. Za ową mowę polską, jakże pięknie na papier przekaną, także dziękuję nisko się kłaniając. Dziękuję także za......., za podziękowania dla autora publikacji. Ważne to bardzo w czasach powszechnego malkontenctwa i krytykanctwa wszelkich poczynań tych, którym chce się coś więcej niż innym.8 punktów
-
Dziękuję za Wasze uwagi, za zastrzyk pozytywnej zawartej w nich energii. Od 11 lat jestem członkiem jerkbaitowej społeczności, dzięki portalowi poznałem wspaniałych ludzi (Robert Bednarczyk Mariusz Szalej, Andrzej Stanek, łupawowy znawca salmonidów Kacper i kilka innych osób, które nieświadomie pominąłem) Każdy z Was ma do opowiedzenia ciekawą historię, każdy ponosi odpowiedzialność, świętuje sukcesy i czuje czasem w ustach popiół porażki. Ryby są istotne, to portal wędkarski, ale... Tu podzielę się uwagą ogólniejszej natury. Otóż niełatwo dyskutuje się z kolegami ukrytymi za nickiem, interlokutorami o których nie wiemy literalnie NIC. Wiem, takie są zasady i można być wyłącznie "profilem", jednak subiektywnie odczuwam pewien dyskomfort pisząc ...no własnie, do kogo? Swego czasu, zmieniłem wymyśloną przez mojego przyjaciela 30 lat temu ksywkę "kardi", która stała się moim forumowym nickiem, na imię i nazwisko. Powód był dość zabawny-otóż ktoś z fb. znajomych polecił mi na fejsie kontakt z niejakim "kardim" z jerka w sprawie muchowego dylematu :) Był to sygnał istnienia pewnej portalowej schizofrenii, bowiem X na fejsie może być Y na jerku i Z w innym netowym zakątku. Cóż, tak jest i pewnie będzie, nie jest to sprawa najistotniejsza, ale warto skonstatować i opisać to zjawisko. Taka trochę "akademicka" uwaga, myślę, że wybaczycie. Paweł8 punktów
-
A myślałem, że taki burdel i debilizm to tylko jest w naszym kraju możliwy, a jednak wychodzi na to, że to człowiek, nie zależnie od narodowości, sam lubi sobie stwarzać problemy i działać wbrew logice...8 punktów
-
Pięknie, pięknie Pawełku, jak zwykle w Twoim stylu. Przy okazji dziękuję za naukę i potwierdzenie kilku starych wędkarskich prawd. Pierwsza i najważniejsz jest taka, że w wyjeździe na ryby nie ma rzeczy ważniejszej niż dobre towarzystwo. W takich okolicznościach lżej jest znieść to, że człowiek stoi godzinami w stadzie lipieni, które z zainteresowaniem zerkają z odległości pół metra co też tam ciekawego spod butów wypłynie i z obrzydzeniem omijają "sztuczny pokarm" wzbogacony metalowymi grotami. Druga z owych prawd jest taka, że trzeba słuchać mądrzejszych. Powędrowaliśmy z Pawłem trzeciego dnia od wiaty "Vision", poprzez płań "pod drutami" aż do Średniej Wsi. Paweł mądry z wędką #5 9' i oprócz nimfek i sucharków kilkoma streamerami na wszelki wypadek, a ja też niby nie najgłupszy, ale jednak o klasę głupszy ..... dosłownie - z wędką #4 9', super hiper ukochanym Orvisem Heliosem 2 z niemniej wielbionymi Hatchem 3 Plus i ....... bez ani jednego streamera, bo po co to targać, skoro wczoraj nie działały. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Nimfy i sucharki nie działy, a więc mądry wędkarz (Paweł) gdy weszliśmy w szybki nurt zaczyna bardzo pięknie i dynamicznie machać całkiem sporą pijawką. Mądry łowi .... dziesiątki potoków, nie jakichś gigantów ale jest akcja. Głupi..... gapi się, wzbudzając litość mądrego, który obdarza go jednym z niewielu posiadanych streamerów. Jak wiadomo wędka w # 4 to "streamerowy klasyk", a więc nie dość, że ledwie to lata, to jeszcze po kilku rzutach pijawka zostaje zerwana . Mokra też nie działa. Gdy wracaliśmy w górę lądem Paweł powtarza starą flyfishongową prawdę, że dlatego właśnie zawsze jako uniwersalną wędkę forsuje koncepcję "piątki". Trudno o lepszą naukę. A na dobicie, po powrocie pod wiatę......mądry wędkarz łowi znowu na streamera ładnego potoka. Ja ....... kończę dzień z bilansem na kompletne "0", co nie zdarzyło mi się w Sanie nigdy wcześniej, nawet gdy debiutowałem. Trzecia prawda wędkarska jest taka, że trzeba być konsekwentnym. Mała retrospekcja i powrót do drugiego dnia. Grzesio stoi jak wmurowany za wyspą, gdzie poprzedniego dnia wytropił stado lipieni, z których żadnego nie skusił. W końcu jest piękny lipień 43 cm. Ja stoję jakieś 50-60 metrów wyżej - widzę lipienie, między którymi zajmuje stanowisko także ładny potok. Zbiera w cyklach 3 minuty ostrego żarcia, 7-8 minut przerwy. Gdy wychodzi nie zbiera pojedynczych much, ale pławiąc się przez kilka sekund tuż pod powierzchnią zbiera po 3-4 maleńkie jętki. Mam go jak na dłoni, stoi pod brzegiem w wodzie maks pół metra. Nie przemieszczam się bo zwieje, a stoję jakieś 8-9 metrów od niego. Macham jętkami na hakach #18 jak głupi, a ten chyba myśli: to ten sam baran co wczoraj.... i ma w d.... moje wysiłki. Przypon mam ok. wprawdzie 0,12 mm, ale dobry sprawdzony Orvis Super Strong, który z reguły rybom nie przeszkadza. Lata tylko jętka......, ale myślę sobie....., że potoki bardzo lubią chruściki, te jednak nie latają, bo jest za wcześnie. Co tam......akt desperacji, nie mam nic do stracenia. Szary chruścik na haku .......nie mniejszym niż #16, dwa rzuty ze spławieniem przez ok. 2-3 m. bez efektu. Kombinuję, że cwaniaczek ma za dużo czasu na myślenie, więc podaję mu na nos. Łup.....jest. Silny, gruby, pięknie wybarwiony. Pawełek widzi akcję i robi kilka szybkich fotek jeszcze z holu......Helios 2 jest genialnie ugięty. Uffff.... Ryba w podbieraku. Dwie szybkie fotki zrobione przez Pawła i do wody. Pawełek troszkę go przeszacował - potok nie miał 42-43 cm, ale dokładnie 40 cm - idealnie wypełniał wewnętrzną długość podbieraka, a tam mam...... niestety tylko 40 cm. Czwarta wędkarska prawda jest taka (znam ją i myślałem, że praktycznie stosuję), że na rybach niczego nie może się nie chcieć. Ostatni dzień łowienia. Pawełek i Grzesio już pojechali do Poznania - bagatela 800 km. Ja i najmłodszy kolega Przemek korzystamy z rezygnacji z licencji przez wielu zniechęconych wędkarzy, kupujemy dzień wcześniej kwity na ten dodatkowy dzień. Upał do 36 st. C. Woda niska, czysta jak kryształ. Włażę w stado lipieni, które jedynie na chwilę opuszczają swoje stanowiska, by za minutkę ustawić się tuż obok. Kilka zdecydowanie 40 +. Na wędce mam wczorajszy przypon, po jakichś tam przejściach, którego stan początkowo niezły w miarę przewiązuwania kolejnych muszek i machania przez kolejne 3 godziny nie poprawia się. Ale co tam......, chyba jest jeszcze ok., ryby nie biorą, choć coś tam czasem z powierzchni złapią, więc mi się nie chce...... Rzucam w szybszą wodę, bo coś tam kątem oka zobaczyłem i usłyszałem hlup..... W pierwszym rzucie siedzi piękny lipień, ale odjeżdża z prądem i muruje. Idę do niego, wybieram linkę na młynek i sukcesywnie zwijam. Podnosi się i idzie pod prąd...., widzę go, jest bardzo blisko, odpinam podbierak, ryba odjeżdża i znowu muruje. Przemek widzi akcję - wędka podobno wyglądała znacząco. Pyta czy pomóc, ale ja przecież kur..... "gigant flyfishingu" z dwuletnim stażem dam radę sam..... Dobra, dość tej zabawy - chcę to skrócić, bo orzecież nie będę 5 minut ciągał lipienia, którego może to kosztować życie. A według mioch rachub zegar wchodzi już w 3 minutę. Idę do niego, mocniej podciągam, zwijam linkę.....jest blisko ,..... jeb.... przypon się zrywa, ryba odpływa z hakiem. Moje kur.... mać chyba woda poniosła aż po ujście Hoczewki. Zdarza mi się to bardzo rzadko, a zerwanie ryby traktuję jako kompletną klęskę. Bo mi się nie chciało ....... Żeby mnie całkiem pognębić po godzinie schodzi z haka kolejny lipień, niewiele mniejszy, ale to nie wywołuje już takich emocji jak poprzednie zdarzenie. Na koniec sezonu pstrągowego łowię potokowca około 30 cm. Przemek też raczej na tarczy - mały potok i niewiele większy lipień to nie jest sanowe mistrzostwo. Ale co tam - wyjazd świetny, bo towarzystwo przednie, bo nocne Polaków rozmowy, dyskusje sprzętowe, o technikach połowu, o polityce, o życiu, o naszym forum..... A właśnie - rozmowy o forum: Przemek w drodze powrotnej powiedział: "gdyby nie Jerkbait pewnie nie poznałbyś Pawła i Grzesia". Pewnie nie - zatem pozdrawiam ich gorąco i dziękuję Jerkbaitowi. Mam nadzieję, że nie należę to tych, którzy na przestrzeni minionych lat obniżyli poziom forum, o czym tak wiele we wpisach w pożegnalnym wątku Kolegi Pitta. Osobiście nie bardzo wiem na czym to obniżenie poziomu ma polegać, ale ja się niewiele znam i jestem z Wami ledwie 3 lata. Przyznaję też, że świetnie się w tym towarzystwie czuję. Serdeczności. Robert Bednarczyk.8 punktów
-
Tak starsze Żbiki wyglądały dokładnie 11 lat temu (fotka z jednego z pierwszych wpisów na blogu): Najmłodszego jeszcze nie było wtedy w planach. Miałem kapitalna rzekę pod domem i w kwietniu potokowce łowiłem na suchara. Boźe, to były czasy...7 punktów
-
Ku uwadze niektórych: W 1956 roku niemiecki żydowski filozof Günther Anders napisał tę proroczą myśl: "Aby z góry stłumić wszelkie bunty, nie należy robić tego brutalnie. Archaiczne metody jak Hitler, są zdecydowanie przestarzałe. Wystarczy stworzyć zbiorowe uwarunkowanie tak potężne, że sama idea buntu nie przyjdzie już nawet do głowy. Najlepszym sposobem byłoby formatowanie ludzi od urodzenia poprzez ograniczenie ich wrodzonych zdolności biologicznych... Następnie kontynuujemy uwarunkowanie poprzez drastyczne obniżenie poziomu i jakości edukacji, sprowadzając ją do formy bezwysiłkowego zajęcia. Osoba niewykształcona ma ograniczony horyzont myślenia, a im bardziej ograniczone jest jego myślenie - materialne, mierne, tym mniej może się buntować. Należy sprawić, aby dostęp do wiedzy stał się coraz trudniejszy i elitarny... Niech pogłębia się przepaść między ludźmi a nauką tak, aby informacje skierowane do ogółu społeczeństwa zostały znieczulone wszelkimi możliwymi treściami - szczególnie bez filozofii. Znów należy użyć przekonywania, a nie bezpośredniej przemocy: będziemy transmitować masowo za pośrednictwem telewizji rozrywkę, która zawsze pochlebia emocjom i instynktowi. Zajmiemy umysły tym, co jest daremne i zabawne - nieustanną gadką i muzyką, aby nie zadawać sobie pytań, nie uruchamiać myślenia. Seksualność będzie najważniejsza - jako znieczulenie społeczne, nie ma nic lepszego. Ogólnie rzecz biorąc, należy zabronić powagi egzystencji, wyśmiewać wszystko, co ma wysoką wartość, utrzymywać ciągłe apologię lekkości, tak aby euforia reklamy i konsumpcji stała się cenną składową standardu ludzkiego szczęścia i wzorem wolności. Tego typu napór na zbiorowość sam w sobie spowoduje taką integrację, że jedynym lękiem (który trzeba będzie podtrzymywać) jest wykluczenie z systemu i tym samym utrata dostępu do warunków materialnych niezbędnych do szczęścia. Masowy człowiek, tak wyprodukowany, powinien być traktowany takim, jakim jest: produktem, cielęciem i musi być monitorowany tak, jak powinno być stado. Wszystko, co pozwala uśpić jego jasność, jego krytyczny umysł jest dobre społecznie, zaś to co mogłoby go obudzić, musi być zwalczone, wyśmiewane, duszone... Wszelkie doktryny kwestionujące system muszą być najpierw określone jako wywrotowe i terrorystyczne, a ci, którzy ją popierają, traktowani jako wrogowie publiczni." (Günther Anders „Ludzka przestarzałość” 1956) Czy już dostrzegacie teraźniejszość w słowach Günthera?7 punktów
-
Zdecydowanie zdecydowana większość wód zamieszkałych przez łososiowate, to wody NO KILL. Niemniej jednak są odcinki tzw "intensywne", gdzie można wykupić licencję pozwalająca zabierać ryby. Które to na tych odcinkach są dość regularnie dopuszczane. Ale na wodach intensywnych można kupić licencje tansza, nie umozliwiająca zabierania ryb. Licencje sa zawsze dzienne i jest limit dziennych ticketow na dana wode - odcinek. Kluczem do obecnosci ryb w wodzie jednak jest brak tradycji wędkarskiej wśród miejscowych. Oni albo polują, albo wogole nie prowadzą aktywności tego typu. Oczywiście nie jest różowo. Napływ ludności do pracy w rolnictwie i przemyśle lokuje w okolicach ciekawych rzek Rumunów, Litwinów i innych, którym techniki pozyskiwania rybiego mięsa nie są obce.7 punktów
-
FDA to jest najbardziej skorumpowany urzad w USA (drugi nastepny to FBI). Kazdy choc troche orientujacy sie w tym co w USA sie dzieje wie, ze co chwile jakis lek zatwierdzony przez FDA jest wycofywany. To, ze FDA zatwierdzilo szczepionke Pfizera w okresie kilku miesiecy potwierdza tylko jak bardzo "brudny" ten urzad jest i utwierdzilo mnie tylko mocniej w przekonaniu zeby nie dac sobie tego czegos wszczyknac. Normalnie zatwierdzenie jakiegokolwiek lekarstwa w USA trwa kilka dobrych lat, a tu taki cud. W kilka miesiecy wymyslono szczepionke i w kilka miesiecy ja zatwierdzono. No, thanks.7 punktów
-
Jeśli oczekujesz, że poważni ludzie będą ulegac Twoim prowokacjom przez drobne lub grubsze manipulacje to jesteś w poważnym błędzie. Szkoda czasu na takie głupoty. Temat jest na tyle poważny, że takie zaczepki co najwyżej świadczą o Tobie jako kimś, kto szuka słownej konfrontacji. Nie mam szacunku dla kogoś, kto nie potrafi uszanować innych. Jeśli przeszkadzają Ci maseczki, zachowaj odległość bo być może inny po prostu boi się wirusa. Może ten wirus zabrał mu kogoś bliskiego, okaleczył czy pozbawił życia. Może był tylko składową tej tragedii, ale tragedia dla tego kogoś miała miejsce i wpłynęła na jego życie. A Ty siejesz swoje teorie, niepotwierdzone i wyrywkowo przedstawiane informacje nie potrafiąc uszanować odczuć innych. Pisłaeś, że nie znasz nikogo, kto zmarł z powodu wirusa. A ja znałem takie dwie, bliskie osoby. Jeden to trzydziestoczterolatek (prawie sąsiad), zdrowy, jeżdżący na rowerze tygodniowo po 15 km po naszych górach. Szkoda, że nie miałeś okazji zobaczyć, jak walczył o każdy oddech gdy jeszcze był w domu. Znam to z relacji jego żony. Rano miał temperaturę, wieczorem walczył o oddech a za kolejne 24 godziny zmarł w Bolesławcu. Zdrowy, bez chorób. Drugi przykład to o rok młodszy ode mnie kolega Krzysztof. Wygrał walkę z nowotworem kilka miesięcy wcześniej. Niestety na ostatnie Święta Wielkiej Nocy zachorował. Wylądował po nich w szpitalu, trzy tygodnie przeleżał pod respiratorem i niestety zmarł. Wirus przyczynił się do Jego odejścia bo nic innego Mu nie dolegało. Płuca nie dawały rady a potem inne organy powoli odmawiały pracy. Takich historii jest tysiące, takie historie dosięgnęły wielu a Ty @eRKa tłuczesz te swoje chore teorie. Możesz sobie tego nie przestrzegać, możesz się buntować, tylko jako osoba nie znająca nikogo, kto zmarł z powodu wirusa nie masz po prostu prawa pouczać tych, którzy takiej traumy doświadczyli. A jeśli jesteś tak bardzo przekonany o braku zagrożenia w związku z tym wirusem to pomóż w ramach wolontariatu przy chorych. Udowodnisz wszystkim wówczas, że nie mają racji, że niepotrzebnie chronią się kombinezonami, że to wszytko to tylko ściemnianie. Starczy Ci odwagi? Bo jak nie to Twoje teorie stają się zwykłym pustosłowiem a Ty po prostu potrafisz tylko gadać. Próbujesz jako ten, który z covidową śmiercią nie miał kontaktu podważać doświadczenie tego, który był świadkiem wielu śmierci w swoim szpitalu. Zatem po swojej stronie masz jakieś internetowe wywody i stawiasz je na przeciw rzeczywistego doświadczenia Świadka tych tragicznych wydarzeń. Czy Ty widzisz jak to wygląda? Po Twojej stronie jakieś internetowe mrzonki, po stronie Pawła doświadczenie z Jego szpitala. I śmiesz jeszcze nawoływać do buntu, lekceważenia pewnych zasad czy też odstępowania od szczepień. Czy Ty się zaszczepisz to Twoja sprawa ale nie życzę sobie komentowania mojego postępowania bo jesteś jedynie internetowym "wykszałciuchem", raczej nie sięgającym do innych źródeł wiedzy, bez doświadczenia w tej materii. To szczepienia ochraniają nas przed gruźlicą, pozwoliły wybronić się przed polio i ospą. Zapomniałeś czy nie bardzo o tym wiesz? PS. Z aktualną władzą mi nie po drodze natomiast mam zdolność myślenia oraz bogatą i ugrupowaną wiedzę zdobywaną latami, rozum, umiejetność kojarzenia faktów i ciagle otwarty umysł na wiedzę wieloaspekotową.7 punktów
-
Szanowny Panie Pawle - "Przedstawiciel marki i lokowanie produktóW! W ofercie coś bezcennego." - to chyba jednoznacznie określa Pana stosunek do choroby. Sezonowej choroby układu oddechowego jakich wiele - katar, zapalenie zatok(mam, znam...) przeziębienia, anginy, grypa. Fakty: https://basiw.mz.gov.pl/index.html#/visualization?id=3653 To oficjalne dane na temat śmierci - jak wspomniałem wcześniej - liczba zgonów porównywalna ze śmiercią w wypadkach drogowych. Biorąc pod uwagę liczbę rannych w wypadkach to one są chyba groźniejsze. Manipulacja faktami - nawet w tych oficjalnych danych - choroby współistniejące - termin użyty po raz pierwszy w przypadku covid - 19. I oczywiście zakłamywanie w ten sposób statystyki - chory który zmarł faktycznie na nowotwór - ale u którego wykryto covid jest w tej grupie. Nadmiarowe zgony - ok 80 tysięcy ludzi zmarło - sam Pan wspomniał - że ludzie z kolejki zmarli - z powodu działać rządu który - celowo? czy ze zwykłej głupoty pozbawił ludzi na pół roku podstawowej opieki medycznej(pokazywany nawet w rządowej telewizji stukanie kijem w parapet aby otrzymać skierowanie). Telefonicznie to mogę horoskop wysłuchać, a nie diagnozę lekarską. Obliczalne straty ekonomiczne i nieobliczalne społeczne. Patrzył Pan na śmierć - w wypadku lekarza to chyba swego rodzaju norma. Ja miałem wątpliwą przyjemność opieki nad wnuczkami w czasie "zdalnego nauczania"(w normalnych warunkach nie mam z tym problemu). Proszę mi wierzyć - tego straconego dla dzieci czasu nie sposób wycenić w złotówkach. Wszechobecna propaganda - "to którą maseczkę wolisz" - miast rzetelnej informacji o fatycznych zaletach konkretnych maseczek. Manipulacja - maseczki to środki ochrony osobistej - więc po co bzdury, ze chronię innych? Testy - wątpliwe - łatwe do manipulacji wynikami. Szczepionki za które nikt nie chce wziąć odpowiedzialności w wypadku wystąpienia NOP. Baaa... samo zgłoszenie NOP jest prawie niemożliwe. Co z odpornością zbiorową - dlaczego tego się nie bada??? Takich pytań, zarzutów i wątpliwości jest więcej. Dla mnie taka jednostronna narracja jest zupełnie nieprzekonująca. Wspomniałem wcześniej o lekach - to może to jest prawidłowa ścieżka? Kasa - ogromna kasa dla koncernów produkujących szczepionki... I nie łudźmy się - życie ludzkie dla tych ludzi jest zupełnie nic nie warte. Jak wyżej - nie wierzę w pandemię(oczywiście nie neguję choroby jako takiej) - nie planuję się szczepić. Powyższym nie zachęcam ani nie zniechęcam do szczepień. Przebadane szczepionki uratowały miliony istnień ludzkich. Ale te są nadal w fazie eksperymentów i są dopuszczone warunkowo do użycia. Pozdrawiam Romek7 punktów
-
Jestem jeszcze w trakcie zapoznawania się z książką ale bardzo podoba nie się termin ‚mozaikowa”. Trafiony idealnie. Z recenzją Pawła utożsamiam się w pełni i bardzo cieszę się, że taka pozycja powstała. Wiele pracy włożył Pan Stanisław zarówno w pozyskanie materiałów, pemetrację źródeł jaki sam skład, za co składam serdeczne podziękowanie. W końcu pojawiła się monografia poświęcona tej rybie wypełniając dziurę jak turoszowska odkrywka. Utyskiwania, że nie ma tego czy tamtego, że pominięto tą osobę a tą wpisano szczerze mnie rozśmieszają. Nikt nie miał sił, odwagi i determinacji aby podjąć się takiego trudu natomiast wielu jest chętnych do krytykanctwa. A ja cieszę się, że kolejna pozycja wędkarska stanęła na mojej półce, prawie została przeczytana i będzie wiele razy otwierana chociażby po to, aby przy kolejnym czytaniu odkrywać kolejne zagadnienia, które często przy pierwszym, zachłannym czytaniu umykają. Jestem staroświecki, lubię sięgać po słowo drukowane, czuć zapach papieru i farby drukarskiej.7 punktów
-
Co to dużo gadać .... ? Prawie tydzień świętego spokoju w znakomitym towarzystwie..... Totalny reset. Powrót do domu przed tygodniem był jak walnięcie obuchem między oczy. W telewizji ciągle pieprzą to samo, arogancja, buta, chamstwo....., powrót do roboty w poniedziałek.... Katastrofa, a jeszcze chwilę temu było tak pięknie, bez radia, telewizji, polityki ....., tylko San i my. Pawełek, jak zawsze, wspaniałe oddał klimat spotkania, a fotki znakomicie obrazują, że przyszło nam łowić praktycznie na granicy możliwości wędkowania. Jeszcze 15-20 cm wody więcej i byłaby kompletna dupa. Pawełek .....nasz najskromniejszy Mistrz streamera .... napisał, że każdego dnia łowiliśmy kilkanaście ryb ...... Acha...., statystycznie to prawda, tyle, że chyba nasza pozostała czwórka mie złowiła tylu pstrągów ile On sam. Dokładnej liczby nie znam, ale na mojego jednego kropka Paweł miał 5-6 ......!!! Genialnie przygotowany zestaw pozwolił mu sięgać głębiej....., o oczywistych mistrzowskich umiejętnościach nie wspominając. Lekko nie było, brodząc trzeba było bardzo uważać. Zdarzyło mi się paść na kolana, bo w głębokiej wodzie przy brzegu nie zauważyłem zwalonego pniaka. Szczęściem moje 190 cm wzrostu pomogło i woda nie sięgnęła powyżej linii woderów. Zaliczyłem kilka ryb, niestety spinając potoka, który mógł być życiówką..... Najskuteczniejsze były streamery - puchowce - białe, ale i ciemniejsze z różnimi fleshami, były także brania na kiełże, choć nie w moim przypadku. Dwa pstrągi skusiłem na czerwone parkinsony, łowiąc długą, pływającą linką. A gdy już nam dobrze tyłki pomarzły i kręgosłupy trzeszczały wracaliśmy na kwaterę, raczyliśmy się wspaniałymi daniami przygotowanymi przez ukochane żony, a także mamę Mariusza i samego Andrzeja, który z patelnią radzi sobie równie dobrze jak z aparatem fotograficznym. Ach......, bo bym zapomniał - duuuuużo siły dawały nam wspaniałe Andrzejkowe, wysokoenergetyczne śniadanka.... pyszota. Alkohol też był, a jakże...., choć nie lał się strumieniami, bo jak mawia Pawełek - "w pewnym wieku należy żyć godniej". Było i sprzętomaniactwo .... , jakże by nie. Co lepsze - Hatch, Nautilus, Danielsson, Lamson ??? Na moją uwagę, że ja tam za Lamsonami nie przepadam wyczuwam chłodny wzrok Pawełka i słyszę, że ten Hatch też nie jest kołowrotkiem doskonałym (Pawełek opiera się Hatchomanii). Natychmiast łagodzę stanowisko i wychwalam pod niebiosa wielbione przez niego Nautilusy, delikatnie sięgając po zielonego FWX, który obok innych naszych kręćków spoczywał na stole pomiędzy szklaneczkami różnych procentowych napitków. Mariusz, który dołączył później, też zaprezentował swój arsenał - w tym cudnego, niebieskiego Nautilusa FWX. Potem o wędkach - rozkładamy, ważymy w łapkach z młynkami. Adrzejek nasz esteta w każdym znajduje coś co możnaby zrobić lepiej. Korek do dupy, blank lekko ucieka na lewo..... Ech,.... faceci .... wieczne dzieci, ale póki bawią się swoimi zabaweczkami młodość jest w duszach. A temu wszystkiemu przygląda się nasz wspaniały muszkarz nietuzinkowy - Grześ. Jego ciepły uśmiech, dobre słowo.... Co mu tam te Hatche, Nautilusy, Heliosy, Winstony.....te spory, swary, te korki i inne duperele..... Grzesio już pierwszego dnia pokazał, że w każdych warunkach i niekoniecznie mocząc tyłek w wodzie można skutecznie połowić, a w dniach kolejnych nie ustępował. Jako pierwszy miał na koncie "czterdziestaka". Drodzy Przyjaciele - Pawle, Andrzeju, Grzesiu i Mariuszu - doczekać się nie mogę kolejnego spotkania. Dzięki Wam wielkie za wspaniały klimat, za życiową mądrość, za spokój, za możliowość wędkowania w zespoleniu z piękną rzeką, bez gonitwy, niezdrowej rywalizacji, za ten niemal tydzień wytchnienia od codzienności. Robert.7 punktów
-
Wydaje się mi, ze nasz problem, tych jak pisał SOB - starych stażem userów, to fakt ze w ramach portalu już się wszystko w zasadzie widziało. Ile razy można pisac o tym samym, składać gratulacje itd. Dodatkowo wielu z nas z czasem poszło w swoje małe pudełka specjalizacji i wiele tematów ruszających "ogół forumowy" wywołuje co najwyzej irytację przez scrollowaniu tego w dół. Patrząc się ze swojej pozycji - w zasadzie z rzeczy które mnie interesują została mucha, w szczególności słona mucha, ew łososie. Zawartości na forum jest +- tyle ile sam wygeneruję jeśli chodzi o słoną muchę, kilka osób łowi łososie i to czytam z dużą przyjemnością. Tematy i gatunki które "rządzą" forum, jak bolenie, klenie, zimowe pstrągi, trolling, building tego i owego - mnie one zupełnie nie interesują. Jakiś czas temu znalazłem nowe formy forum - grupy na FB. Ludzie z całego świata, chętni do dyskusji, pomocy. Zupełnie jak tutaj ileś tam lat temu. Osobną sprawą jest też i zniechęcenie. Projekt ma ile, 10 lat? To sporo czasu. Z własną żoną po 10 latach bywa się zmęczonym, co dopiero z grupą facetów :) Liczba drobnych nieporozumień, scięć, jakiś zgrzytów po takim czasie bywa bardzo zniechęcająca. Ile razy można być rypanym przez jakiś noname'ów. Itd itd - efekt jest taki ze jesteśmy tu gdzie jesteśmy. Wielu nie pasuje, wielu poszło gdzieś w pisdu, wielu z nas trzyma sentyment i sympatie osobiste. Wiadomo, ze głos 1 ze 100 jest bardziej słyszalny niż 1 z 10000, szczególnie jak się chce pod nogi jedyny stolik sobie podstawić :D :D7 punktów
-
Jest więc i tu paląca potrzeba świeżych , atrakcyjnych treści - o starym dobrym tradycyjnym smaku . Trzeba więc dobrych dostawców .. :)7 punktów
-
7 punktów
-
No cóż, mam odmienne odczucia. Ten wątek utwierdza mnie w słuszności decyzji o zamknięciu "tematu COVID" na forum. Czy dyskusja, która się tu przetoczyła cokolwiek wniosła czy posłużyła wyłącznie do antagonizowania jej uczestników ? Pytanie dla mnie retoryczne. Antagonizowania bezsensownego zresztą moim zdaniem bo cały konflikt wokół pandemii i szczepień sprowadza się tak naprawdę do wyboru jednej z dwóch, równorzędnych wartości: życia ludzkiego albo wolności. Są ludzie, dla których wartością nadrzędną jest ludzkie życie ale są też tacy, którzy ponad życie przedkładają wolność. Nikt nie jest tutaj lepszy ani gorszy, mądrzejszy ani głupszy - prezentowane postawy są po prostu konsekwencją przyjętych założeń/wyznawanego systemu wartości. Więc może przestańcie skakać sobie do oczu... spotkaliśmy się w tym miejscu wszyscy bo łączy nas wspólna pasja - wędkarstwo. W czasach, w których mam wrażenie coraz więcej próbuje nas podzielić i rozmienić na drobne pamiętajcie Koledzy proszę o tym co nas łączy. Wędkarska pasja ma szczególny dar łączenia ludzi ponad podziałami, o czym przekonuję się za każdym raziem kiedy spotykam nad wodą obcego człowieka z wędka a po pięciu minutach rozmawiamy już jak starzy znajomi :) To co napisałem powyżej to jest oczywiście moje prywatne zdanie, bo na blogu, poza forum, jestem tylko gościem. Właścicielami blogów na jerkbait.pl są Właściciele tych blogów. Redakcja portalu w żaden sposób nie ingeruje ani w treści umieszczne na blogach ani w komentarze.6 punktów
-
Paweł, ci ludzie czasami nawet nie zdają sobie sprawy z tego, że tym, noszącym maseczki mogą zawdzięczać życie lub zdrowie. Poprzez maseczkę być może ktoś, kto jeszcze nie wiedział o chorobie a mógł być już zakażającym, ograniczył transmisję do tego stopnia, że w jego otoczeniu ktoś nie zachorował. A może to był własne @eRKa? kto to wie? Nieposzanowanie dla tych, którzy za innych starają się ograniczyć skutki tego wirusa jest po prostu zwykłym prostactwem, brakiem szacunku i objawem zwykłego chamstwa. Ale każdy sam wybiera sobie swoją ścieżkę życia i sposób, w jaki będzie postrzegany. Warto dać sobie szansę aby nawet przy zakażeniu złagodzić objawy choroby. Może właśnie szczepienie przyczyni się do tego, że nie wyładuję pod respiratorem, że przejdę chorobę łagodnie i bez powikłań wpływających na moje dalsze życie (znam osobiście kilka osób, które po zakażeniu covidem od kilku miesięcy nie mogą wrócić do pierwotnej wydolności). Dać sobie szansę, to jest to, co mi osobiście podpowiedziało, że warto się zaszczepić. A ryzyko? Towarzyszy nam wszędzie i zawsze. Jak wsiadamy do samochodu, jest chyba dużo większe w odniesieniu tego, że ktoś na nas najedzie na drodze. Całe życie uściełane jest ryzykami, to odniesione do szczepienia przeciw covid-19 jest w tym gąszczu ryzyk raczej niewielkie a potencjalny zysk bardzo duży.6 punktów
-
Przepraszam, że tak późno się odzywam. Miałem przedłużony weekend z dala od cywilizacji. Myślałem sporo o tym naszym położeniu w 1939. Zawsze z perspektywy czasu jest łatwiej ocenić, bo ma się więcej danych do takiej oceny. Beck wielu rzeczy nie wiedział w tamtym momencie, choć wiele mógł też przewidzieć. Jednak ta sytuacja wymyka się trochę stereotypom. Po ponad 60 latach nadal trudno nam wydać jednoznaczny werdykt. Najbliżej mi jednak do oceny, że była to iście „diabelska alternatywa”. Nie mieliśmy pola manewru. Sojusz z Sowietami odpadał ze względów oczywistych – oni by weszli, żeby nam „pomóc” i już by nie wyszli. Sojusz z Niemcami byłby na krótką metę korzystny, bo za zniemczony nazistowski Gdańsk faktycznie nie warto było chyba umierać, ale tu chodziło o coś innego. Hitler uważał Traktat Wersalski za upokarzający dla Niemiec i w dużym stopniu na tym haśle (choć nie tylko) zrobił polityczną karierę. Tak więc za Gdańskiem poszłyby kolejne żądania – Wielkopolska, Pomorze i Śląsk. A już nie mogliśmy rozważać żadnych ustępstw. Więc byłoby to samo, tylko później, kiedy Zachód z Anglią włącznie byłby już być może pobity i okupowany. Wydaje mi się więc, że jednak wybór Becka był jedynym możliwym wyborem. Wobec Szwedów czy Hiszpanów Hitler nie miał roszczeń terytorialnych, nie były też dla niego póki co strategicznie ważne, łatwiej im było więc utrzymywać neutralność i „nie mieszać się”. Hitler w przypadku zwycięstwa nad ZSRR dałby nam może Mińsk, Smoleńsk, Ukrainę i dostęp do Morza Czarnego (a może nie), ale jego szaleńcze obsesje rasowe chyba by w końcu i tak z niego wyszły. Chyba, że zostałby wcześniej obalony. Jednak te urojenia wyższościowe Niemców tkwiły (czy aby nie tkwią do dzisiaj?) w znacznej części narodu, nie tylko w Hitlerze. Tak więc jego następca też pewnie gardziłby Słowianami jako „podludźmi”. Summa summarum - dla nas dobrej przyszłości przy Hitlerze chyba nie było. Wybór jakiego dokonaliśmy, naraził nas na straszne cierpienia, ale państwo polskie, choć niesuwerenne, jednak przetrwało. Obecność w zwycięskim obozie dała nam to, że nie staliśmy się republiką sowiecką, oraz to, że uczestniczyliśmy w podziale łupów wojennych na Niemcach. Ziemie zachodnie dały nam dużo, jesteśmy teraz w miarę sporym państwem, a nie jakimś kadłubowym tworem z granicami podobnymi do tych z czasów Generalnej Guberni czy Królestwa Kongresowego. Straciliśmy kresy, ale doszedł Szczecin, piękny Wrocław, Dolny i Górny Śląsk, Mazury, kawał dostępu do Bałtyku… Gdyby jeszcze udało się wtedy przejąć Królewiec (co było podobno rozważane) i zachować Lwów (jakieś szanse na to też były), to jeśli chodzi o Polskę w etnicznych granicach po zrzuceniu sowieckiego jarzma byłoby naprawdę dobrze. Jako były sojusznik Hitlera po przegranej wojnie nie tylko nie uzyskalibyśmy nic na zachodzie, ale pewnie znacznie więcej Polek zostałoby zgwałconych, miasta zrównane z ziemią, wszystko doszczętnie rozkradzione. Stracilibyśmy pewnie Białostocczyznę, Chełm, Przemyśl. Wyglądalibyśmy dziś znacznie gorzej, niż wyglądamy. Oczywiście można było przed klęską odwrócić sojusze, w zależności od momentu wojny i sytuacji politycznej być może nawet by to dało lepsze efekty, niż te, które nastąpiły. Ale to trochę „political fiction”. Mogłoby to nam też nic nie dać, a jako byli sojusznicy Hitlera nie mielibyśmy dziś sami do siebie szacunku. „Świat” pomiatałby też nami pewnie jeszcze bardziej, niż dziś pomiata (mimo największej liczby polskich drzewek w Yad Vashem). Tak więc przegrana wojna 1939 z Hitlerem była brana pod uwagę, wycofanie się rządu na Zachód przez Rumunię i kontynuowanie walki w obozie alianckim – to wszystko chyba było mądrym planem. Dawało jakieś nadzieje. Nie przewidywano też pewnie takiej skali terroru ze strony Hitlera, jaki przyszedł w GG. Natomiast mam coraz więcej wątpliwości co do Powstania Warszawskiego. Czy aby nie daliśmy się podpuścić Stalinowi przez działania jego agentów? Wiadomo, wychowana na Trylogii młodzież bardzo chciała się bić, ale być może jednak trzeba było wyważyć racje i pomyśleć o skali ofiar, o zagładzie miasta. Przecież nawet zwycięstwo w powstaniu niewiele by pewnie dało – zobaczmy co stało się w Wilnie po operacji „Ostra Brama” – i tak AK-owcy trafili w łapy Sowietów. Ten mit powstania jest dziś wspaniały, na pewno cementuje postawy patriotyczne i wolnościowe – sam chodzę co roku 1 sierpnia na Powązki i mam w oczach łzy ze wzruszenia. Nauczyłem na tej bazie szacunku dla Polski dzieci, już uczę wnuki. Jednak zobaczmy też, jaką cenę zapłaciła ludność cywilna Warszawy. Popatrzmy, co się działo na Woli, Ochocie… Sam straciłem w powstaniu dziadka i niemal każda warszawska rodzina kogoś straciła. To wszystko trudne dylematy, tak jak nasza historia. Dzięki za info o tych transferach. Spróbuję coś znaleźć w necie. Pozdrawiam, Piotr6 punktów
-
targanie tony sprzetu nie ma sensu. sam nigdy nie lubilem kamizelek, z plecakami tez mi nie po drodze. lubie hipbagi, a ostatnio mam malutki slingbag simmsa. elagacko miesci mi sie tam butelka z woda, porfel z glowiacami i tipami, aparat tez wejdzie, ale zabieram coraz rzadziej ( chociaz to maly bezlusterkowiec) ogolnie przestalem focic, czasem cykne cos komorka. w kieszenie w spiochach mam zylke na przypony , 4 - 5 much i troche srajtasmy :-). podbierka nie uzywam. jak sie ma rybsko spiac to wolna droga :-) taki zestaw na dzien lowienia wystaczy. latanie po krzakach na lekko znaczenie poprawia zadowolenia z lowienia. pozdrowka6 punktów
-
Danielu - jest taka nieoficjalna gradacja naszych intencji. Pierwszy etap, to złowić cokolwiek. Następny, złowić maksymalnie dużo cokolwiek. Dalej, specjalizować się.. Jeszcze późnie,j łowić same okazy. A dopiero jak to wszystko przez nas przejdzie - jesteś szczęśliwy, że presja wyniku z ciebie zeszła :) Aa.. Jest jeszcze jedna nietypowa, ale najbardziej pociągająca opcja. Złowić jedną jedyną rybę tam gdzie się chce, kiedy się zechce, całkowicie na swoich zasadach. Np.. .. wychodzę nad rzekę, a w rzece miejscówka kamień, rozkładam muchówkę, wyjmuję muchy jeśli wiem jaka imitacja o tej porze roku będzie dla ryby idealna - albo dorabiam na miejscu, wymach, kładę , branie i koniec ! Wracam do domu, albo i nie wracam, jestem spełniony. Bez orania, bez mozołu, bez tobołów - lekko, pewnie , perfekcyjnie.. :)6 punktów
-
Dla mnie, cały ten fishing jest formą przeżycia bardzo złożonej, wielowymiarowo rozbudowanej przygody. I nie ryby są w niej najważniejsze, ale sam ten dziejący się na żywo spektakl.. i teatrzyk jednego widza.. :)6 punktów
-
Nooo...., jakże miło. Pawełek opisał nasze wspaniałe rodzinno - wędkarskie spotkanie. Jestem Łupawą zauroczony. Paweł prawdę napisał - gdy ryby miały już głęboko nasze zabiegi stwierdziłem, że piękno tej rzeki w pełni mi to wynagradza. A z rozmową telefoniczną z Mariuszem i lipieniem to cała prawda. Gdy Mario zatelefonował stałem nad piękną, głęboką, rokującą rynną. Chwilę wcześniej założyłem na skoczka typową lipieniową nimfę brązkę na haku #18. Szkoda było z wody wychodzić, a rozmowy z Mariuszem przenigdy bym nie przerwał. Zatem puściłem nimfy w nurt lewą ręką i łupnęlo za drugim razem. Mario stał się zatem "nausznym" świadkiem owego zdarzenia. Szkoda, źe drugi, większy lipień, który wziął półtora metra dalej w tym samym dołku, 5 minut później, spiął się w końcowej fazie holu. Żałuje, że nie złowiłem nic na suchą muchę, ale ryby na powierzchni prawie nie żerowały. Pawełek jednak miał taką okoliczność. Kacperku - z pewnością spotkamy się jeszcze na Łupawie, a może innych naszych rzekach. A na koniec - życzę wszystkim kolegom wędkarzom tak mądrych, kochających, kochanych i wyrozumiałych żon jakimi dobry los obdarzył Pawełka i mnie.6 punktów
-
Myślę, że dążenie do efektywności kosztowej powoduje, że ten sam produkt wyprodukowany 2-3 lata później będzie miał inną żywotność. Coraz gorsze materiały, coraz tańsze źródła produkcji. Efekt ... sporo bubli. Od pewnego czasu trzymam paragony. Kiedyś podchodziłem do tego luźniej. Teraz oddaję, zamieniam. Ciężko muszę zapracować na rzeczy, które kupuję więc moje oczekiwania co do jakości wzrosły, a i chyba wiek spowodował, że mniej podatny jestem na bełkot marketnigowców. Użyteczność ponad wszystko, jakość, cena.6 punktów
-
Sa wystepy, ktore najbardziej lubie wykonywac solo - spacer za pstrazkiem. Sa rozgrywki, w ktorych najlepiej tanczy sie w parach. ... a potem to juz sie robi tlok lub impreza towarzyska (zalezy od towarzystwa). Niby brzmi banalnie, ale kto raz sie wybral z niewlasciwym towarzyszem na lodz, zna wartosc dobrego Kompana :)6 punktów
-
Są Marcinie, są.. Mam taką od trzydziestu pięciu lat. Właśnie robię jej sałatkę, bo późno dziś do dom wróci..6 punktów
-
A jak chodzi o demonstracje z 5 czerwca, zdjęcie zamiast 1000 slow . Udzial wzielo 300 000 osob. Myśliwych, wędkarzy i innych sympatyków:6 punktów
-
Chamów należy z wprzódy edukować a przynajmniej próbować. Zaś jak się nie da, strzelać. Innej rady nie widzę. Komentarz tylko z pozoru z bocznym dryfem czyli off topic: otóż w Polsacie co tydzień innej, ubogiej rodzinie remontują dom. Ok, cel szczytny. Po wyremontowaniu, obdarzają rodzinę nowymi meblami, kuchniami, sraczami, nowymi laptopami i internetem bezprzewodowym. Nigdy, przenigdy nie zauważyłem żeby w nowym domu pojawiła się choć jedna, najskromniejsza półka na książki...6 punktów
-
Dzien dobry Postanowilem wyjsc na przeciw pytaniom i przygotowalem pionierski, krotki material filmowy. Nakrecony w moim wedkarskim skladziku prezentuje wedke i dwa kolowrotki. Ja robie za malomowny wieszak. Nie mam doswiadczenia w opracowywaniu takich materialow, wiec dziekuje za zrozumienie : https://youtu.be/fYBaxwNLiUw6 punktów
-
To jest wioska, która miała niesamowity klimat. Moja "ulica" powinna się nazywać Muszkarska :) Drugi dom, Czarek genialny muszkarz. 30 metrów dalej po przeciwnej stronie ja, obok przez plot Jan P. kadra polski uczestnik Mistrzostw Świata, za mną Cyprian, już w latach osiemdziesiątych licencjonowany przewodnik wędkarski na Alasce, a na co dzień dziekan instytutu filologii klasycznej i przez jakiś czas filozofii; Na przeciw mnie zmarły w ubiegłym roku Andrzej, animator z łódzkiego semafora, zawdzięczamy mu m.in Zaczarowany Ołówek, Przygody kota filemona itd. Na mokrą muchę łowił.... genialnie. Kawałek dalej Roman, znów legenda muszkarstwa. Po drugiej stronie rzeczki najwybitniejsza postać czyli Andrzej Pukacki. Bliżej Gwdy Bogdan, kawalek dalej Paweł Bugajski i Andrzej Zdun. Plus kilku okazjonalnie łapiących na muchę oraz słynne schronisko gdzie przyjeżdżało wielu.6 punktów
-
Muchy jak to muchy, dla jednych za male, dla innych za duze, dla jednych na szczupaki dla innych nie tylko bo patrza dalej w swiat ( na takie rozowe czy inne ludzie lowia chociazby zaglice). Te akurat nie sa jakies wielkie, wszystko w okolicach 20 cm bo jak zrobie 30-40 cm to ciezko sie tym rzuca i wymaga zdecydowanie mocniejszych zestawow niz ''dziewiatka''. Jakies tam ryby lowia, raczej wieksze niz mniejsze ale czy zlowia w Polsce to nie mam pojecia bo sie nie znam. Pozwolcie mi prosze by moj jerkbaitowy byt, ktory juz umarl mogl sie spokojnie rozlozyc na czynniki pierwsze, atomy, sub-atomy czy inne czortostwa jakie znamy badz jeszcze nie znamy, ktore byly kiedys w sercach umierajacych gwiazd. Tak bedzie lepiej dla wszystkich. Nowi ludzie, nowe wyzwania, nowe plany. Zycze powodzenia! MW6 punktów
-
Takiego nadwornego kronikarza "klubu pięćdziesiątaków" jak nasz Pawełek niech nam wszyscy zazdroszczą. Ale bez naszego Mistrza Andrzeja piękne słowo nie byłoby ozdobione wspaniałymi rycinami, wymalowanymi szkiełkiem obiektywu. Niekiedy ja i Paweł próbowaliśmy wspomagać Mistrza w owym "malowaniu", ale nasze obrazki bez trudu odróżnienicie od tych co spod jego ręki wyszły....., bo te jego to dzieła najwyższej próby. Lipień w końcowej fazie holu (mój ci on był, że wspomnę nieskromnie) po prostu z butów wyrywa i zachwyca nawet tych spośród moich znajomych, którzy z wędkarstwem nie mają nic wspólnego. Ale, ale....., bo odbiegam od tematu..... Paweł nie miałby o czym pisać, a Andrzej czego "malować", gdyby nie nasz wspaniały, dyskretny przewodnik Mariusz Szalej. To Mariuszek (@Marszal) wybrał miejsce i puścił przodem wygłodniałą flyfishingową watahę, co by obłowiła najlepsze rynienki, a sam spokojnie kreślił pętle swoim Winstonem "ful flexem". Wcześniej też wyposażył nas w sprawdzone wzory bobrowych muszek. Niech się młodzież uczy, że staropolska gościnność może mieć także swój wędkarski wymiar. Nie będę także ukrywał, że ogromnie mi był milo usłyszeć ciepłe słowo (powtórzone w komentarzu powyżej) na temat moich "sucharkowych" poczynań, ze strony Andrzeja. O walorach towarzyskich, kulinarnych, o nocnych rozmowach, o "DOBRRRYYYM !!!" ostatnim nocnym drinku z Andrzejem w postaci Balentinesa z....... sokiem pomidorowym (bo cola wyszła) .....cóż ja więcej mogę więcej napisać... Tego trzeba po prostu spróbować. Wielkie dzięki Koledzy za wspaniałe chwile. Plan Marszala zadziałał perfekcyjnie. R.B.6 punktów
-
Podpisuje sie pod tym panowie co piszecie, ja od okolo dwoch lat pisze coraz mniej, mimo zachet z gory, ze to my sami musimy dbac o jakosc....tyle ze forum na necie to nie Termopile , garstka ludzi ( w tym przypadku moze 100 osob) nie bedzie sobie wyprowac zyl zeby ciagnac to male miasteczko za soba ( ponad 13 000 userow) ktorzy w polowie sa tu bo biznes sie kreci. Wystarczy codziennie popatrzyc na "Recent Topics" czyli ostatnie tematy gdzie dominuje sprzedam, kupie, super okazja itp. ....kiedy widze to w wiekszosci czasu, wtedy przechodzi mi ochota na cokolwiek bo mam wrazenie ze adresuje cos do Alegro a nie forum ludzi z pasja. Maj tuz ,tuz..nad woda zaczyna byc ciekawiej ...przerwa od jerkbaita wzkazana. Tylko pasja trwa wiecznie.6 punktów
-
Hmm... krytyk nie musi umieć lepiej by widziec niedostatki.... U.6 punktów
-
6 punktów
-
75 cm ... ma muchę .... toż to "koniec historii"... co Ty teraz zrobisz Pawle ?5 punktów