Skocz do zawartości
  • 0

Bezpieczenstwo w brodzeniu w mulistym dnie.


v1to

Pytanie

Tak jak w temacie, w zeszly weekend spotkala mnie nieprzyjemna sytuacja, brodzilem w spodniobutach za okoniem w jeziorze obok trzcin, odeszlem z jakies 10m od kladki, czulem ze dno jest muliste ale bylo bez tragedii, chodzac malymi krokami nic sie nie dzialo, do poki kiedy zatrzymalem sie na 5 min w miejscu i zorientowalem sie ze nie wzialem ze soba pudelka z przynetami do wody (cale szczescie ze go nie zabralem ze soba), chcac wrocic do brzegu zorientowalem sie ze obydwie nogi zapadly sie gleboko w mul i nie jestem w stanie ich ruszyc z miejsca, na szczescie zachowalem spokoj i nie panikowalem, sytuacja byla ciezka bo bylem juz naprawde gleboko, 4/5cm glebiej i woda zaczela by sie przelewac, zeby nie ugrzeznac mocniej musialem szybko podjac decyzje, poswiecilem mlynek z kijem, wlozylem go do wody, zaparlem sie i z calej sily udalo mi sie wyrwac jakos noge, troche wody sie wlalo z tylu ale udalo mi sie wrocic do brzegu. Jak sobie radzic w takich sytuacjach? Mam nauczke ze jezeli bedzie dno muliste nie wejde dalej niz do poziomu pasa bo zawsze pare cm trzeba uwzglednic z racji tego ze mozna sie troche zapasc. Jak zadbac o swoje bezpieczenstwo i co w przypadku gdy bym stracil rownowage? odpinac spodniobuty?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rekomendowane odpowiedzi

  • 0
Gość Dariusz Lipka

a co powiesz na coś takiego: zaczynasz łowić muł po kolana i 15cm wody; po kilku rzutach jesteś niewiadomo kiedy w błocie powyzej jajec... każde poruszenie sprawia, że jesteś głębiej a nad wodą nie ma nikogo innego... komórki nie masz:))) teraz spróbuj pływać :))) muł naprawdę wciąga:))) 

PawlusSidewinder pisał wcześniej: "Jeśli sytuacja robi się krytyczna, tzn. mimo wszystko trafiamy na miejsce które zaczyna nas wciągać, najlepszym sposobem jest położenie się do przodu, napiera się kolanami i całym ciężarem na muł, a stopy zaczynają wyłazić. Niezbyt komfortowe i może wiązać się z porządną kąpielą, ale może też uratować skórę. Polecam przećwiczyć na płytkiej wodzie i przekonać się że to działa, bo kładzenie się w wodzie gdy jesteśmy wciągani w muł powoduje lekki dyskomfort psychiczny  :P"

Tak, przyznaję, jest to trudna sytuacja, szczególnie dla ludzi nie umiejących pływać. Człowiek jest podobnej gęstości do wody, a muł mam większą gęstość niż woda, dlatego muł jest pod wodą. Zatem jeżeli się człowiek położy na mule to nie zatonie. Sam sporo razy grzązłem w mule, nie zdarzyło mi się aż powyżej jajec ale zawsze gdy nie mogłem wyciągnąć nóg to stosowałem powyższy sposób.

Chyba muszę znaleźć kogoś z dobrą kamerą i gdy się zrobi cieplej to nagrać pływanie w woderach :)

Edytowane przez Dariusz Lipka
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0
Gość Dariusz Lipka

Po tym co przeczytałem, ma wrażenie ze to właśnie ty jesteś tym wiejskim zaklinaczem. Większych bzdur dawno nie czytałem. Nie masz zielonego pojęcia o budowie hydrologicznej rzeki, kwestionujesz istnienie tak niebezpiecznych zjawisk jakim są wiry, i kreujesz się na wspaniałego pływaka. Znałem kilku takich internetowych cwaniaczków jak ty, później trzeba było im robić  RKO na brzegu..... 

Chodzi właśnie o to, że ja niczego co napisałem nie wymyśliłem tylko wiem z własnego doświadczenia.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Witam . Opowiem swoją historię. Mam swoją ulubioną rzekę pstrągową, nad którą bywam od 15 lat.,  W pewnym miejscu wpada do niej niewielki bagnisty dopływik, ot  zarośnięta mulista strużka, którą to przez owe lata pewnie setki razy miałem przyjemność przekraczać, zazwyczaj nie mocząc nóg powyżej kostek. Nigdy by mi do głowy nie przyszło, że muszę tam jakoś uważać, przy wiosennych przyborach woda mogła sięgnąć maksymalnie do kolan, dno miękkawe, ale bez przesady. Dwa lata temu podczas rutynowego przechodzenia w pewnym momencie, poczułem jak buty nagle zapadają mi się głębiej. Przy próbie uwolnienia nogi, i przeniesienia ciężaru na drugą, zapadłem się jeszcze głębiej, przy każdym ruchu, zasysało mnie jeszcze mocniej. Gdy do mnie dotarło co się dzieje, przestałem się ruszać, na szczęście w zasięgu ręki miałem gałąź drzewa, dzięki której udało mi się pomalutku wygramolić z cuchnącej mazi. Jednego buta nie odzyskałem, dodam, że był to luty. Uwierzyłem wtedy w opowieści starszych ludzi o tzw. ,,blechu'', czy kożuchu z traw pod którym znajduje się bagno. Podejrzewam, że przez szereg suchych lat, nie sposób było się o tym przekonać. Może wyjątkowo wilgotny okres sprawił, że grunt tak nasiąkł iż pod moim ciężarem przerwał się ów kożuch. Dodam, że nigdy wcześniej tamto podłoże nie wskazywało na to, że coś takiego może się tam znajdować. (nic nie drgało, nie trzęsło się, było stabilne)  Nadal jeżdżę tam na pstrągi, rowek przechodzę bez perypetii, tylko z większą ostrożnością.  Trochę respektu panowie.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Generalnie to mam respekt...ale kilka razy już się topiłem.

 

Bagniste kożuchy nad Gwdą i Dobrzycą rzeczywiście łatwiej pokonać zwiększając powierzchnię nacisku na kolanach lub czołganiem.

Na zabagnionym zakręcie poniżej mostu w Lędyczkujeszcze wtedy wiejskim,poznałem Henia 'Mordkę' jak go pieszczotliwie zwaliśmy...

Pytał jak tam wlazłem,a potem gdy złowiłem pstrąga podziwiał wobka o kształcie banana...strugał wtedy rapalopodobne dzięki J.Wysokińskiemu,który go 'Originalem' Rapala obdarował.

Marek snycerz/płatnerz z Barbakanu zabrał Henia na dunajeckie Głowatki z sukcesem(w słoju z formaliną trofeum służyło za dowód olbrzymich pstrągów w Gwdzie-młodsi juniorzy łykali jak gęś kluskie).

Jeszcze był 'trojan' na brzany,ale to już chyba Czarek w Płytnicy...

 

Woda spieniona rzeczywiście ma inną gęstość i wciąga deskę windsurfingową przy pokonywaniu przyboju.

Pralkę pod 5 m falami też zaliczyłem na biskajach czy w Australii...siłę prądów,pływów.

Z wodą nie ma żartów i warto mieć respekt,bo pozory mylą.

Edytowane przez darek1
  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Plywanie plywaniem, najwazniejsza jest zachowana zimna krew, racja ze z zywiolami nie ma zartow, ludzie od tylu lat probuja zmieniac biegi rzek, i tak natura jest silniejsza i hektolitry wody robia swoje, tutaj jest akurat aspekt melioracyjny ktory jest zrodlem 'topienia pieniedzy' bo drugiego roku trzeba robic to samo. Polecam pojsc na jakies tereny bagienne, porosniete mchem torfowcem i poskakac na tym mchu, fajne uczucie jak cale podloze pod toba 'chodzi' :D 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0
Gość Dariusz Lipka

Spodziewałem się raczej, że będziecie bardziej zachwyceni moimi doświadczeniami i obserwacjami odnośnie wirów w rzekach. Ale to trzeba jednak pokazać, zademonstrować jak działa bo opowiedzieć trudno. To jest tak jak z płaską ziemią, piorunami od złych duchów itp. Ludzie mają przekonania wpajane od lat i jeśli ktoś zauważy, że jest inaczej niż mówią przekonania to ciężko ludzi przekonać. To normalne, że często jest na wodzie kożuch, najczęściej na jeziorach, ale ludzie twierdzą (między innymi u mnie na wsi), że w rzekach pod jednym twardym dnem jest druga rzeka i potem dopiero właściwe dno.

Edytowane przez Dariusz Lipka
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Nie wszystko da się zademonstrować...

Lepiej nie pokazuj jak radzisz sobie z prądem Golfsztrom kilka mil od wysp kanaryjskich.

Głodne duchy(nie mają związku z piorunami),ale p.kuliste to jeszcze rozkminiam.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0
Gość Dariusz Lipka

Może inaczej napiszę, bo przyznaję, nie za dobrze napisałem wcześniej. Mi chodzi o to głównie żeby się z rzeką oswoić i się jej obawiać jak najmniej. Jeśli ktoś nie umie pływać i znajdzie się w zwarach za główką w ubraniu to przecież łatwo się utopić. Jeśli ktoś nie umie jeździć na rowerze i się go wsadzi na rower i popchnie z górki to mała szansa, że się nie wywali. Mi chodzi o to, że warto nauczyć się jak działa rzeka czy bagienko i poćwiczyć sobie w mało groźnych warunkach najlepiej w towarzystwie. Wtedy panika przy wpadnięciu w muł czy w wiry będzie dużo mniejsza albo jej nie będzie. Bo na ogół człowiek nie panikuje przy czymś co już dobrze zna. I o upatrzoną rybę wtedy też łatwiej.

@darek1 Golfsztrom trochę daleko - chyba nie dopłynę :)  

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Dariusz Lipka - Ty pływałeś w śpiochach? po co?

 

woda wodzie nie równa, wir wirowi nie równy

 

jeden wpada do wody w śpiochach z pasem inni wpadną w gumowych spodniobutach bez pasa, jak nabiorą wody to nawet Phelps by miał problem.

 

nawet jak wpadniesz w zwykłych kaloszach i zassają wodę to nie jesteś w stanie ich zdjąć, a co dopiero pływać

 

czasem w klatkach na zapływach główek wpadałem w błoto, które wciągało mnie po pas, myślę, że jakby była tam woda 80 cm to bym się spocił i to mocno.

 

najlepiej z szacunkiem podchodzić do każdego fragmentu rzeki, nie ryzykować, nie kozakować, w niebezpiecznych miejscach każdy krok powinien być przemyślany 

czasem mocny uciąg na wodzie 50 cm potrafi przewrócić wędkarza, uderzy deklem w kamienie i jest ciepło

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Chodzę masę po pomorskich rzeczkach, bagienkach i błotkach. I zawsze mam w kamizelce linkę z grubą kotwiczką na trzonku które zaciśnięty jest ciężarek. Awaryjnie można rzucić i zaczepić czy to o gałąź, krzaki, czy nawet trawy i ich korzenie i wyciągnąć z pułapki. Czasami można się tak zabuksować, że bez takiej pomocy ciężko wygrzebać nogi. 

Bardzo ciekawa propozycja, muszę zastosować. Dzięki. :)  :good:

 

(...) Nad Parsętą jest taki strumyczek wpadający do rzeki w okolicach Wrzosowa, szerokość około metra i ze 20 cm głębokości na dnie bialutki piaseczek. 

Ileż to ludzi się w nim zapadło, dajesz krok w piaseczek i masz wlewkę murowaną (jak chodzisz w woderach) Sam się w niego oczywiście też wpakowałem :)

 

to tez racja z tym piaseczkiem, jest to tak zgubne.. w tym roku podczas sezonu na zrzuty jelenia chodzilem i przedzieralem sie przez jakis malutki ciek wodny, wody nie bylo duzo, spojrzalem na dno patrze piasek elegancko stane w tym miejscu i przeskocze na drugi brzeg, noge wciagnelo mi ponad kolano  :angry:

Dwukrotnie miałem podobną sytuację, nad Pilicą w okolicy Inowłodza i nad Wartą poniżej Tamy Jeziorska. Od tej pory nie jeżdżę na ryby sam. Na szczęście moja Partnerka też jest pasjonatką spinningu, więc nie mam problemu z towarzystwem. Zawsze przestrzegamy zasady, że gdy jedno wchodzi do wody, drugie pozostaje na brzegu. W tym przypadku linka polecana przez #thymalusa jest doskonałym rozwiązaniem.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Ja spadłem raz na Pilicy z glinianej "półki". Decyzja była tylko jedna - "kładziemy się" na wodzie i ile sił na płyciznę. Skutek to utopiony telefon i schrzaniony dzień na rybach - jak wyszedłem,  miałem wody w spodniach po pas. Swoją drogą idzie się wówczas tragicznie - jakby człowiek ważył drugie tyle. Wylałem wodę, wyżąłem spodnie, zmieniłem bluzę na suchą i dalej do wody :D

Za to do Widły bez kija do brodzenia nie wchodzę. Mam wersję ekonomiczną - bambus z castoramy :)  Przetrwał już dwa sezony!

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

No można sie utopić jak sie nie ma pomysłu na uwolnienie .Chodziłem w spodnibutach po trzcinowiskach niedaleko od brzegu Pilicy w pewnym momencie zassalo mi buty i było nieciekawie bo zaczałem sie dalej zapadać , udało sie jednak uwolnić .Brzegi sa tez niebezpieczne przez bobry - miałem przypadek że szukałem pijawek przy brzegu dałem kroka i wpadłem po pachy .Trzeba byc ostrożnym.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Czasem nie trzeba wchodzić do wody. Ciarki mi chodzą po plecach jak chodzę nad pewną mazowiecką rzeczką, miejscami usianą 40to - 50cio centymetrowymi "szpicpalami" grubości 2-3cm.

Są to kikuty młodych drzewek uciętych na ostro przez bobry. Wtedy wystarczy wpaść w zamaskowaną bobrową dziurę i może być "po zawodach". Zwłaszcza że i zasięgu GSM tam nie ma....

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Po mulistym staram się nie brodzić. Po prostu ryzyko uważam za nieakceptowalne.
Oczywiście zdarzało mi się przechodzić na palcach na przykosę, czy też na rozmytą główkę pomiędzy Dewajtis, a Północnym, ale już nie praktykuję.

Przez wiele lat brodziłem za to po b. mulistym dnie zbiornika zaporowego, ale nie w spodniobutach, a kąpielówkach. Inaczej sobie nie wyobrażam. Gdy spuścili 1,5m wody i zbierałem przynęty zdążyło mi się zatrzymać na wysokości pach chwytając się za gałęzi.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Po mulistym staram się nie brodzić. Po prostu ryzyko uważam za nieakceptowalne.

Oczywiście zdarzało mi się przechodzić na palcach na przykosę, czy też na rozmytą główkę pomiędzy Dewajtis, a Północnym, ale już nie praktykuję.

 

Przez wiele lat brodziłem za to po b. mulistym dnie zbiornika zaporowego, ale nie w spodniobutach, a kąpielówkach. Inaczej sobie nie wyobrażam. Gdy spuścili 1,5m wody i zbierałem przynęty zdążyło mi się zatrzymać na wysokości pach chwytając się za gałęzi.

Piotrek - ty akurat nie powinieneś się wypowiadać - bo dla większości z nas poziom ryzyka podejmowany przez Ciebie jest dalece nieakceptowalny ;)

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Kiedyś w styczniu na Drwęcy skruszyłem lód i wszedłem do wody tak do pępka. Pod oddychajacymi śpiochami miałem tylko cienkie kalesony. Nie wiem ile tak stałem. Gdy postanowiłem wracać okazało się, że z zimna straciłem czucie w nogach. Dziwnie się chodzi w takiej sytuacji. Szczęśliwie do brzegu daleko nie było.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Dzisiaj miałem dość nieprzyjemną sytuację, więc odgrzeję kotleta. 
 

Mieszkam nad Wartą od urodzenia. Spędziłem w jej wodach  setki godzin, a dziś dużo nie brakło żeby to był ostatni wypad w moim życiu. Zaczynając jednego od początku. Wybrałem się nad nowy odcinek, który rzucił mi się w oczy podczas ostatniego spływu kajakowego. Na nieznanych kawałkach zawsze zaczynam od marszu pod prąd żeby sobie wysondować wodę. Przeszedłem tak kilka kilometrów. Słońce zaczęło dawać nieźle w palnik, więc postanowiłem wracać. Brzeg totalnie nie nadawał się do marszu, więc powoli schodziłem z nurtem . Robiłem ostatnią miejscówkę. Stoję sobie na wypłyceniu i rzucałem w ala klatkę, Nagle chlup, pełne zanurzenie. Odruchowo podskoczyłem, ale spodniobuty zaczęły nabierać wody w trybie natychmiastowym przez co niemożliwe stało się wydostanie z wody. Ostatni zimnej krwi pozwoliły odpiąć szelki oraz uwolnić się od zalanych buciorów.Bez dodatkowego balastu wypłynąlem w bezpieczne miejsce poniżej przy okazji łapiąc kartę oraz pudełko z przynętami. 

 

Sprawdziłem na spokojnie stanowisko, w którym dałem nura i co się okazało. Otóż stałem sobie na glinianej półce, która była tylko przysypana żwirem. W pewnym momencie owa półka się zarwała, a ja wpadłem w dół poniżej, gdzie wody było około 2,5 metra. 

 

 

Wiem, wiem - gdybym miał pas to by było bezpieczniej. Tak, oczywiście. Niestety nie miałem, a piszę to tylko jak przestrogę, bo jak widać licho nie śpi. 

  • Like 6
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz na pytanie...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

Ładowanie
×
×
  • Dodaj nową pozycję...