Skocz do zawartości

Pstrągi 2018


spinnerman

Rekomendowane odpowiedzi

Prawdę mówiąc chodzę za innymi rybkami ,ale są i większe potoki .Padają przypadkiem i wszystkie dostają w beret, gość tydzień temu miał większego i twierdził że to troć :lol: .Ryba zebrała  Brombę A Lipińskiego i to z około 40m.Pstrągi w granicach 70cm  już widziałem, mają świetne warunki w tej rzece.

 

post-58483-0-65813000-1529439260_thumb.jpg

  • Like 38
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Piaseczno

Zastanawiałem się jak nazwać mój wyjazd na pstrągi z Łowiska Piaseczno –„komercyjne łowy”, „rodzinny wyjazd na ryby”, czy może „jak złowić pięćdziesiąt pstrągów?”. Chyba wszystko pasuje, które najlepsze, nie wiem. Wiem za to, że była to moja mała wygrana i nie mam na myśli złowionych ryb.

Czerwiec był dla mnie niezwykle łaskawy. Przez pierwsze dni złowiłem w Wiśle sporo fajnych ryb, w tym jedną dłuższą ode mnie : ) Wyłowiłem się, dlatego nie czułem żalu spinając w ostatni wieczór 2 rybki. W końcu i tak wpadłem od niechcenia na godzinę pożegnać się z rzeką. Spotkałem nad wodą jednego z Was, szukającego zerwanego swojaka. Następnego dnia czekało mnie pakowanie samochodu, 400km, a potem 4 dni łowienia. Wynegocjowałem jedną z dwóch dobrych pór na wędkowanie, czyli poranek. Odpadał wieczór, został jeszcze słabszy czas przed i po obiedzie. Tyle mi wystarczyło, to nie mogło się nie udać.

Droga była niezwykle ciężka. Normalnie byłoby to niecałe 4h, ale ciągły naprzemienny płacz dzieci i wymuszone postoje na karmienie, przewijanie, wysadzanie oraz znów karmienie zrobiły swoje i mimo szybkiej jazdy, wyszło godzin 6.

Po znoszeniu wszystkich walizek, rozpakowaniu i nakarmieniu głodnych pań udałem się od razu nad wodę. Najpierw zaciąłem fajną rybkę, która ucięła flurocarbon, potem miałem z 3 kontakty i pierwszy tęczak z przedziału 55-60 trafił do podbieraka. Dobre przywitanie.
post-57267-0-40888200-1530175251_thumb.jpg
Wieczór spędziłem na łódce z córką, której zdecydowanie spodobało się pływanie oraz wabienie ryb rytmicznym stukaniem butami w dno. Zejście na pomost to awantura gotowa, także dobrze rokuje na przyszłość.

Przez kolejne dwa dni brania dopisywały, a ja wykonałem dwa zamierzenia.
post-57267-0-29499500-1530175255_thumb.jpg post-57267-0-51077400-1530177203_thumb.jpg
Wyłowiłem się ilościowo oraz pobiłem swój rekord, łowiąc pstrąga tęczowego ponad 70cm.
post-57267-0-48661200-1530175259_thumb.jpg post-57267-0-76537200-1530175263_thumb.jpg
Miałem też przed kolacją potwora na pierzaka od Andana, przynętę, która dała mi brania dwóch największych ryb. Potwór agresywnie przywalił, tak szybko, że wędka dosłownie leciała po łódce, a ja odruchowo chwyciłem ją w powietrzu. Wysnuł sporo żyłki, zrobił zakręt przy powierzchni (po śladzie oceniam jego wielkość na metr) i zaczął sobie chaotycznie pływać szybkim tempem, a ja mogłem tylko kontrolować żyłkę. Spiął się pod lódką. Prawdopodobnie i tak nie miałem szans. Niedługo potem telefon od żony – córka wzywa, pokazuje palcem na łódkę i woła: „tato, tato” i gdy tak płynąłem na 5ce w stronę metalowego pomostu mam branie. Ale jaja, przy takiej prędkości. Żeby było śmieszniej, to była palia (pod 55cm), mój kolejny cel, nieuchwytny przez cały dzień. Zaliczone!   
post-57267-0-86924700-1530175566_thumb.jpg

Następnego dnia pogoda się załamuje. Upalna flauta odchodzi w siną dal, pojawia się lekki deszcz, chmury i wiatr. Rano łowię kolejne pstrągi, obserwuje ryby na echo, bawię się telefonem i wtedy następuje branie. Dość delikatne, ale ryba okazuje się większa. Pływa spokojnie trzymając się głębokości. Gdy podciągam ją kilka metrów pod łódkę już widzę jak jest duża. Chwilę tak zamyślony patrzę, a ona odpływa, wciąż spokojnie. Nie popełniłem błędu. Wyżej wymieniony pierzak dał mi życiówkę – 83cm. Sporo się natrudziłem, aby zrobić bezpiecznie zdjęcie. Ryba musiała przeżyć. Najpierw przywiązałem podbierak do łódki, siatka do jednej linki, kij do drugiej. Przygotowałem samowyzwalacz. Miałem jedną szansę, jak u Eminema. Zdjęcie wyszło dalece takie sobie, ale najważniejsze, że nie było wypadku, ryba nie wyśliznęła się z dłoni i po kilku sekundach odpłynęła w głębię Jeziora Piaseczno. Po raz kolejny spokojnie, elegancko, majestatycznie, bez zbędnego pośpiechu i chlapania.
post-57267-0-97894400-1530175570_thumb.jpg post-57267-0-22473600-1530175574_thumb.jpg post-57267-0-06492700-1530175578_thumb.jpg

Po śniadaniu łowie kolejną fajną rybkę, dla odmiany niezłego wariata ponad 70, właściwie w granicach 75cm, na okonia 8cm od Janusza Widła.
post-57267-0-65324800-1530176349_thumb.jpg
Chciałem wyciągnąć jeszcze jakiegoś metrowego szczupaka, niestety b. silny wiatr uniemożliwił mi pływanie. Zadowoliłem się kilkoma tęczakami ze spokojnej wody sąsiadującej z zatoką.

Ostatniego dnia łowić miałem krócej, tylko do 12.00 z przerwą na poranne karmienie dzieci i śniadanie.

W planie miałem złowienie potoka oraz łososia. Plan wykonałem częściowo, trafiając malutkiego potoczka 35-38cm. Ten drugi niestety nie chciał się przywitać. Zupełnie tego nie rozumiem, będzie musiał się zrehabilitować następnym razem. Za to pojawiła się kolejna 70tka, znów na widłowego okonia oraz dwa keitechożerne okonie.
post-57267-0-78120300-1530175940_thumb.jpg

Z przypadków niechlubnych, ostatniego dnia olałem skręcony po holach fluro. W wyniku  tego oraz przegapienia okręconej wokół szczytówki linki, duży pstrąg popsuł mi wędke pomiędzy dwiema ostatnimi przelotkami i zerwał zestaw. Na szczęście był to jedyny przypadek udanego zrywu (porwać linkę na jeziorze to raczej wstyd, nawet jeśli to jest fluro 0,16), a wędka to nie ulubiona karabelka (brrrr), tylko mikado.

Łowiłem na kilku metrach (7-10) w bardzo wolnym trollu. Główki to 3,5-7g. Część kupiłem w kolorze, resztę pomalowałem zakupionymi w pobliskim sklepie lakierami do paznokci. Zdecydowanie najlepsze okazały się keitechy – swing impact fat. Długo się zastanawiałem, co mają w sobie przynęty tej firmy, ile z tego to marketing itd. Teraz już wiem, że są po prostu najlepsze (były dosłownie zjadane przez pstrągi), a bardzo lubiane kiedyś przeze mnie kopyta się do nich nie umywają. Duże ryby dawał handmade  Andana i J. Widła. O wschodzie, gdy pstrągi się podnosiły, na lekkiej główce sprawdzała się tez mała rybka od Tomiego z pomarańczowym akcentem. Mimo krótkiego czasu w wodzie, dała radę również 8cm ukleja RH.
post-57267-0-60119100-1530176943_thumb.jpg

Powrót był jeszcze gorszy. 2,5 h ciągłego płaczu nie pomaga przy dużej prędkości na autostradzie, oj nie moga.. Na szczęście bezpiecznie dotarliśmy do domu.

 

Tak w ramach podsumowania, złowiłem 50 tęczaków, 2 okonie, palię i potoka. Czy dużo? Jakbym się uparł ilościowo, byłoby 80, ale w połowie pobytu przestawiłem się na szukanie innych gatunków oraz wielkościową selekcje. Większość ryb była z przedziału 55-60. Sporo 60-65, dwie poniżej 50, cztery ponad 70.
post-57267-0-11904800-1530175237_thumb.jpg post-57267-0-96123400-1530175562_thumb.jpg post-57267-0-88063300-1530175557_thumb.jpg
Brzmi jak typowa komercja, ale miejcie na uwadze, że złowiłem więcej niż cała reszta gości razem. W tym przedstawiciele jednej z firm wędkarskich z dobrym marketingiem, której nazwy z litości nie wymiennie, tak słabo to wyglądało. Niektórzy byli przez dzień-dwa na zero, także nie ma co popadać w hura optymizm.

Wędkarsko się wyszalałem, ale największą wygraną było to, że podobało się dzieciom i nawet żonie. Zapowiedziała, że z chęcią wróci. Świetna pogoda, wielki piękny ogród, smaczne jedzenie i miła obsługa zrobiły swoje.
post-57267-0-11902500-1530175222_thumb.jpg post-57267-0-88651500-1530175227_thumb.jpg post-57267-0-94155300-1530175553_thumb.jpg
Jakże miło mi się teraz siedzi na Komitetach Inwestycyjnych, gdy otwieram zdjęcie uśmiechniętej córki na łódce o zachodzie słońca i widzę te rozmarzone oczy spoglądające gdzieś na wodę, takie same jak moje. Będzie łowić ryby. 
post-57267-0-36854400-1530175232_thumb.jpg

 

 

NOMINACJA DO KONKURSU  "OPIS MIESIĄCA"             :good:

Edytowane przez woblery z Bielska
  • Like 45
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z opadu też brały, ale w trollu wygodniej było utrzymać głębokość.
Kluczem było dobranie właśnie odpowiedniej głębokości, na której aktualnie przebywały plus wielkość przynęty oraz kolorystyka, która się dość szybko zmieniała.

Jak byłem tam w 2016 w październiku łowiłem na smużaki na upatrzonego, czyli całkowicie inaczej.


 

Edytowane przez bartsiedlce
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 Co do rójek to zawsze na bierząco jak coś startuje w odpowiednich ilościach to jest zbierane, nawet komary :)

Te rójki zawsze były najintensywniejsze pod burtami ośrodka od pomostu z łódkami do pomostu P. Buzalskiego. Wiem że mocno spadła tam woda i nie jestem pewny czy jeszcze można je trafić, czas to przełom kwietnia i maja.

Ta sama pora to czas tarła płoci, zazwyczaj jak na to trafiałem to było pod drugim brzegiem w prawą stronę od pomostu z łódkami i na wprost pomostu P. Buzalskiego.

Płytka półka z roślinnością pod samym brzegiem graniczy ze spadem na kilka metrów, trące się płocie są atakowane przez starą populację jeziora i tu można trafić naprawdę smoki. Straciłem tam kiedyś w trakcie holu potoka około metra takie po 75 cm wychodziły z wody jak baranki :)

Bardzo widowiskowe łowienie bo wielkie ryby z głębiny atakują ryby na płyciznach, co wywołuje straszne gejzery :)

Tarło płoci potrafi pokazać co naprawdę mieszka w tej wodzie. Zazwyczaj jednak łowi się ryby z ostatnich zarybień ale przecież to łowisko otwarte było w 2000 roku a funkcjonowało jako zamknięte dla wąskiej grupy wcześniej 7 lat. To razem 25 lat więc kilka starych i cwanych ryb tam mieszka :)

Edytowane przez bartsiedlce
  • Like 7
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Byłem przekonany, że nie złowię nic, za to odbędę miłą wędrówkę w pięknej scenerii - prognozowałem tak z pogody. "Lampa" na niebie i lekko spadające ciśnienie nawiedziły Warmię. Głos nadziei - złów cokolwiek, a będzie dobrze - określił jednak mój plan minimum, ale to Pasłęka postawiła warunki jego wykonania: oddaj mi krew, pot i łzy, a dostaniesz moje kropki!

 

Wysoka trawa ustępuje w końcu miejsca zaroślom – gęstszym i trudniejszym do przebycia. Las – cel mojej wyprawy – jest coraz bliżej, ale wciąż nie blisko. Ocieram pot z czoła, poprawiam plecak i zanurzam się w gęstwinę. Spacerku dziś nie będzie.

 

Widzę: pierwsze drzewa, z rzadka prześwitującą za trzcinami rzekę. Nie zauważam za to nory bobra, w którą z impetem wpadam jedną nogą. Komary na sekundę wzlatują, by po chwili znów doszczętnie mnie obsiąść. A więc połowiłem… – tracąc nadzieję wstaję z kolan i przekraczam granicę lasu wraz z całą chmarą owadów na sobie.

 

Drałuję patrząc więcej pod nogi niż na wodę. Wędkarsko jednak nic nie tracę, bo zarośnięte brzegi i tak ciągle jeszcze bronią dostępu do najciekawszych fragmentów łowiska.

 

post-67772-0-49139500-1530265370_thumb.jpg

 

Z czasem robi się nieco łatwiej. Skwar przestaje mi dokuczać, bo promienie słoneczne w nieznacznym stopniu przenikają przez zasłonę z liści. Rzeka natomiast zaczyna być bardziej dostępną. Tylko insekty tną mnie niemiłosiernie,  zwłaszcza gdy się zatrzymuję, a muszę to zrobić, bo oto przede mną miejsce do obłowienia.

 

Z bólem serca minąłem parę minut wcześniej kilka „moich” zwałek i dołków, w których stacjonują znajome pstrągi. Liczę więc, że poznam nowe i wchodzę do wody gdyż tylko tak mogę obłowić zatopiony pień. Stoję nieruchomo, czekam kilka sekund i rzucam. Komary bzyczą swoją melodię, a wystrzeliwszy z któregoś zakątka rzeki kleń, odprowadza płynącą z prądem przynętę. Przypadek? – myślę i wracam do mozolnego przedzierania się zarośniętymi brzegami, jednak o tyle rzadziej najeżonymi wysoką roślinnością, że ciągle mam „na oku” rzekę i klenie: żerują dziś bardzo intensywnie. Dokonuję błyskawicznej analizy sytuacji. Bardziej uniwersalna „piątka” zastępuje typowo pstrągową „siódemkę” na agrafce.

 

Mur z pokrzyw i krzaków topnieje. Choć mało brakowało bym „zaliczył” kolejną jamę wydrążoną przez bobra i pomimo, że do końca wyprawy zmuszony będę do katorżniczej walki z chaszczami, warunki zaczynają pozwalać mi na obławianie coraz większych fragmentów rzeki.

 

Efekty zmiany przynęty i lepszego dostępu do łowiska przychodzą szybciej niż się spodziewałem, a że w ogóle się pojawiły mimo moich wcześniejszych przewidywań, to złowiony w końcu kleń naprawdę mnie ucieszył. Wziął w miejscu nietypowym, bo na prostce pozbawionej jakichkolwiek rybie przydatnych cech.

 

Nie wiem czy zrzucić to na karb szczęścia, a może cudowny i nagły progres moich umiejętności wędkarskich. Możliwe też, że złowiony przeze mnie kleń był tak na prawdę złotą rybką, która za zwrócenie wolności nagrodziła mnie w taki sposób, ale faktem jest że od tego momentu moja skuteczność wzrosła i rozpoczęło się wędkarskie święto.

Niesiony sukcesem frunę przez gęsty zagajnik i dopadłszy leżącej za nim polany zarzucam pod drugi brzeg rzeki. Dopinam kabłąk i lśniący w słońcu wobler już mknie prosto jak strzała w stronę jedynego tutaj dołka. Mijając kamień zarzuca jeszcze tylko ogonem na wyjściu z wirażu i lusterkując tak, że nie nadąża już za nim moje galopujące serce, łapie ponownie swój kurs, ociera się niemal grzbietem o powierzchnię wody, przepływa tak kilka dobrych metrów po czym ostro nurkuje i ginie w czarnej otchłani dołka.

 

Nadszedł w końcu czas i na króla Pasłęki!

 

Pierwszy pstrąg, a złowiłem go nieopodal miejsca, gdzie przechytrzyłem pierwszego i jak się później okazało ostatniego klenia tego dnia, dopiero za czwartym podejściem dał się „zaprosić” do podbieraka. Niewyczerpany holem i zaprezentowanym mi w jego trakcie tańcem na ogonie, walczył do samego końca.  Rzeka zaczęła „pachnieć pstrągiem”. Wiedziałem, że to mój czas!

 

post-67772-0-04676900-1530265181_thumb.jpg

 

Ryba uśmiecha się do aparatu i odpływa w dół rzeki. Ja ruszam w górę, ale nie uchodzę daleko…

 

post-67772-0-03665400-1530265249_thumb.jpg

 

Żaden ze złowionych później pstrągów nie przekroczył jednak granicy 40 cm jakimi dysponował ten pierwszy i drugi. Wszystkie charakterystyczne miejsca obdarowywały mnie jednak braniami, co któreś branie walecznymi „kropkami”, a każdy „kropek” niepohamowaną radością.

 

post-67772-0-52328400-1530265505_thumb.jpg

 

Szczególnie szczodre okazały się strome brzegi porośnięte drzewami, których korzenie ponuro zatapiały się w głęboką wodę – miejsca malujące się jako czarne plamy martwej materii bez dna na tle płytkiej i czystej rzeki. Było w tym coś ascetycznego.

 

Nie chcę marnować tak znakomitego czasu – na mojej rzece nigdy nie wiesz kiedy okres dobrych brań minie. Plecak mi ciąży, a brzuch mam lekki, obławiam jednak wytrwale ostatnie fragmenty łowiska: metr po metrze, rzut za rzutem. Ekstremalnie wycieńczony wyprawą próbuję jeszcze, z myślą o czymś „grubszym”, zmiany przynęty z powrotem na moją ulubioną „siódemkę”, ale szybko  rezygnuję. Słusznie, bo gdy po kilku bezowocnych minutach ponownie zakładam „piątkę”, silnie uderza w nią ryba – nieszczęśliwie nie zdążyłem jej zaciąć – i wraca do swojej czeluści pod wpijającymi się w wodę korzeniami starego drzewa.

 

Siadam na pniu, zdejmuję plecak i patrzę na rzekę. Jest piękna.

 

Sześć godzin temu przyjechałem nad Pasłękę, pełen niewiary w udany połów. Teraz wracam leśną ścieżką niosąc złożoną wędkę w ręku i talię pięknych wspomnień w głowie. Nie koniec jednak trudów tej wyprawy – ścieżka nagle się urywa. I znów to samo tylko w odwrotnej kolejności. Toruję sobie drogę przez mur z pokrzyw i krzaków omal nie wpadając przy tym kilkukrotnie w dziury w ziemi. Po jakimś czasie las zaczyna rzednąć i z nieba spada, wprost na moją głowę, żar popołudniowego słońca. Dopijam resztkę wody, a nie mając już sił oganiać się od natrętnych insektów nie robię tego – i pokąsany jak nigdy dotąd, o czym się przekonam już w domu, wkraczam w strefę wysokich traw. Nie widzę brzegów tego „morza”, prę więc przed siebie jak trałowiec do momentu aż do nich dotrę.

Wracam poobijany, ale nie pobity. Wracam jako zwycięzca!

 

 

NOMINACJA DO KONKURSU  "OPIS MIESIĄCA"              :good:

Edytowane przez woblery z Bielska
  • Like 29
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Prędkość była najmniejsza jak się tylko dało, czyli 1 na silniku elektrycznym. Już pod lekki wiatr było to niezwykle wolno.  Pomogło też 8-10m przyponu z flurocarbonu 0,16 (wraz ze zmianą przynęt ulegał skróceniu, bo dowiązywałem bezpośrednio).
Głębokość potwierdzałem sobie pływając bliżej brzegu i sprawdzając, czy wadzi o dno/rośliny.

Zakładam też, że przy tak dużej przejrzystości przynęta była spokojnie widziana przez ryby pływające sporo poniżej.


 

Edytowane przez korol
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ciekawe. Próbowałeś łowienia na woblery w szybszym trollingu?

Dwa lata temu, na pewnym wielkim jeziorze w Laponii połowiłem trochę pstrągów w trollingu, ale przede wszystkim ołówkowate, głęboko chodzące woblery prowadzone relatywnie szybko (4-5 km/h)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Niestety, zdecydowanie za mało czasu na przetestowanie wszystkich pomysłów. Woblery odpuściłem, gumy były łatwiejsze i pewne :)
Zgłoszę się do Ciebie po doświadczenia z tych jeziorowych pstrągów. Bardzo ciekawy temat, który mnie ostatnio pochłonął. Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nowy rekordzik, 65cm oczywiście na moją gumkę B) Hol ryby trwał max 5min w dodatku żeby podebrać rybę musiałem wskoczyć do wody po same ja...ca :D Na szcęście dzisiaj jest gorąco i zanim doszedłem do auta byłem suchy :) Sprzętowo Exist 15' 2506, plecionka 0,06mm FC 0,23 momoi(polecam nigdy mnie nie zawiódł) kijek FA ULXF 6lb.
post-58942-0-81338400-1530714862_thumb.jpg
post-58942-0-29136200-1530714880_thumb.jpg
post-58942-0-84873000-1530714896_thumb.jpg
post-58942-0-61065300-1530714911_thumb.jpg
Chwilę wcześniej żłowiłem też takiego 40 z dużym plusem :)
post-58942-0-17507800-1530714958_thumb.jpg
Zdjęcia fatalne ale zależało mi na szybkim uwolnieniu ryby :)

 

Na te przynęty miałem wczorajsze pstrągi :) czarny ze złotym bokatem i białym brzuszkiem skusił tego mniejszego, życiówkę skusił ten purpurowy z brokatem czerwonym i niebieskim :)
post-58942-0-24256000-1530784529_thumb.jpg
post-58942-0-11486000-1530784723_thumb.jpg

 

95mm, 10gr razem z systemikiem 3gr :) Nie jest to ta sama guma co wcześniej :) tu wstawiłem więcej zdjęć:
http://jerkbait.pl/topic/87630-nasze-wytopy-czyli-chwalimy-się-gumkami/?p=2413754

Edytowane przez bartsiedlce
  • Like 48
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mateo piękna RYBA! Ja dzisiaj dowiedziałem się że nici z muchowej wyprawy na pstrągi więc wybrałem się nad pewien ciurek gdzie czasem złowi się jakiegoś trzydziestaka. Zabrałem nową wędkę syna na testy jaxon grey stream 1-7 g. Wychodziły małe ryby ale nic nie mogłem zaciąć, wreszcie zapinam fajną rybę ale spada.. Idę do auta dzisiaj przegrałem, ale są! Takiego tu nie widziałem! Przechodzę koło lasu pokrzyw i podejmuję ostatnią próbę, dochodzę do rzeki a tam skarpa i nieciekawa prostka, zaczynam żałować i mam wracać ale widzę oczko powyżej więc zjeżdżam na dupie do rzeki i rzucam. Pierwsze szarpniecie i strzał, ryba nie chce wskoczyć do siatki tak łatwo, biegam za nią cały już mokry aż w końcu pakuje go do podbieraka, wychodzę na drugi brzeg fotka, przykładam jeszcze do wędki żeby złapać wymiar i schodzę do wody, chyba mnie polubił bo stoi przy nodze i wachluje, po chwili odpływa... Piękne są te ryby w kropki[emoji7] już nie łowie, starczy wrażeń na dziś,

f10f59f8f2e588d94a55d339957e9491.jpg

 

Wysłane z mojego VTR-L29 przy użyciu Tapatalka

  • Like 35
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ostatnio bardzo chciałem spróbować muchowania. Niestety nie miałem ani sprzętu, ani gotówki na takie zabawy. Niespodziewanie udało mi się pożyczyć kompletny zestaw od znajomego, obiecał mi również pójść ze mną nad wodę i pokazać mi co z czym się je. 

 

W niedzielę chyba pierwszy raz od kilku lat wstałem o godzinie 6 żeby popędzić nad rzekę gdzie byłem umówiony ze znajomym. Po dotarciu na łowisko okazało się że mój instruktor już na mnie czeka. Prowizorycznie w łapach dzierżyłem swój spining, nie wiedziałem czy znajomy będzie mieć drugi kijek do muchy. Szczęśliwie okazało się, że obaj mamy po muchówce i spiningu. Mi przypadła muchówka Kongera World Champion Fly 9" w klasie 5/6, o kołowrotku nic nie wiem ponieważ jest bez oznaczeń, a o lince wiem tyle, jest tonąca. 

 

Na początku przeszedłem małe rozczarowanie, okazało się iż moje miejscówki są za wolne i zbyt głębokie na początek przygody z muchówką. Przeoraliśmy więc spiningiem wszystkie miejscówki, niestety bez brań. 

Kiedy trafiliśmy już na szybszą wodę, zbudowałem swój zestaw i obłowiłem fajne miejsca mokrą muchą, jak na pierwszy raz to podobno nawet mi szło. Woda w tym miejscu była jakby martwa, a szkoda bo była bardzo ciekawa i zróżnicowana.

 

Następnie przenieśliśmy się na wolniejszą wodę, tam znów nastąpiła zmiana kijków i udało mi się trafić pięknego kropasa około 40cm, na narpę 5cm którą dostałem od kolegi MZieli10 za co jestem mu niezmiernie wdzięczny, są one u mnie cholernie skuteczne. Mój kompan w tym momencie dołowił klenia na ponad 40 centymetrów. Niestety zdjęć tych rybek nie posiadam.

Godzinę i dwa spiningowe pstrągi później znajomy musiał mnie opuścić. Nieprzyzwyczajony do noszenia dwóch kijów zostawiłem muchówkę kilkaset metrów niżej i musiałem po nią dymać  :D  Oj serce to miałem pod gardłem ... 

Kiedy doszedłem do tego miejsca:

 

 

Stwierdziłem, że postaram się tutaj pobawić w końcu muchą. Na głownej miałem jakiegoś chruścika w ciemniejszych barwach, a na skoczku wisiała sobie malutka niebieska nimfa, ze srebrnym koralikiem. 

Pierwsze branie naprawdę mnie wyrwało z butów, nie sądziłem że po sznurze aż tak czuć.... mogę to porównać do działania ABS'u w samochodzie czy motocyklu... sznur po prostu prał po kiju  :wub:

Udało mi się połowić kilkanaście niewielkich kleni, trafiłem nawet na dublet. 

 

Jakoś instynktownie postanowiłem poświęcić więcej czasu miejscówce pod drzewem.

 

To była chyba najlepsza decyzja w życiu, przy czwartym przepuszczeniu muszki miałem lekkie kopnięcie, powtórzyłem rzut i w tym samym miejscu nagle poczułem potężny strzał. Jeszcze nigdy nie widziałem żeby kij się tak wyginał, miałem wrażenie że zaraz zrobi się z niego koło. Wrażenia z holu były niesamowite, ryba dała mi popalić. Na zdjęciu wyszedł na dwudziestaka, ale zapewniam Was, że forumowe minimum miał!

fhIPnYh.jpg

W górze rzeki nie znalazłem już żadnych ciekawych miejsc w których mógłbym się pobawić muchą, ale za to na spining złowiłem jeszcze 4 kropasy.

 

Kiedy wracałem już wyczerpany, bez posiłku przez cały dzień i strasznie przemarznięty około godziny 20, stwierdziłem, że nic mi nie szkodzi wrzucić muchy w jeszcze jednym miejscu. Poprowadziłem je w miejscu które jest dobrze obfotografowane w moich poprzednich wpisach. Kiedy przynęty wpadły w silny nurt koło zwalonego drzewa, nie musiałem długo czekać na branie. rybka była mniejsza od tej wcześniejszej, ale też dała dużo radości. Do minimum brakło jej 2 cm, ale pozwolę sobie ją wrzucić bo zdjęcie mi się bardzo spodobało, zresztą nie mam innego, bo chciałem ją jak najszybciej uwolnić. 

s0TvCTw.jpg

 

Historia pewnie byłaby dłuższa, ponieważ wczoraj też udało mi się wygospodarować czas na wieczorny spacer z muchówką. Jednak żyłka 0.16 mm nie wytrzymała spotkania najprawdopodobniej z dużym lipieniem i postanowiła rybce odpłynąć z moim kilerem. Wszystkie muchy mam na hakach bezzadziorowych, więc spokojnie, rybce się nic nie stało. 

 

NOMINACJA DO KONKURSU  "OPIS MIESIĄCA"             :good:

  • Like 24
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

Ładowanie
×
×
  • Dodaj nową pozycję...