Skocz do zawartości

Przyłowy 2018


wojciech1919

Rekomendowane odpowiedzi

Fajny klimat, można odpocząć nad takim bagienkiem odseparowanym od betonowego świata ;). Ciężko o taką wodę, żeby nie była wytrzepana przez mięsiarzy. Jak tam dawno nie byłeś, to w sumie nie wiadomo, czy coś tam jeszcze pływa, może tylko żaby, i ważki latają  ;)

Edytowane przez wilczybilet
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Różanka ma dwa kolory, samiec i samiczka? Pamiętam, że trafiałem je wraz z ciernikami na płytki, wąskim, zarośniętym opływie długiej wyspy w rzece w oczku 1x1m i gdzieś na jakimś okolicznym jeziorku czy stawku. Z tego co zauważyłem to takie gatunki właśnie wybierają takie bezpieczne ostoje. Odwiedzę to miejsce jak wybiorę się tam za okoniem :)! Jeżeli karaś albo japonka nie zdominuje małego akwenu to jest duża szansa, że gatunki te mogą być dosyć liczne takie jak słonecznica czy różanka. Przydałby się powrót do korzeni i nawiedzić z "leszczyną" okoliczne stawki, sadzawki i bagienka. Połapać jakieś karaski, linki i ewentualnie traszki przy braku rybostanu i pomęczyć się z nachalnymi żabami  :lol: Wody takie potrafią naprawdę zaskoczyć jakimiś kwiatkami  ;)

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No jest szansa, że moich skurduplałych karasków już tam nie ma....łowić tam próbowałem ostatnio z 8 lat temu pewnie i mała wysepka wspierająca kilka dech pozwalających wychynąć poza gąszcz ostrej, bagiennej trawy i chociaż odrobinę oddalić się od czerwonych mrówek gdzieś zniknęła. Razem z tym...z braku lepszego słowa...pomostem.

Mimo sporej dozy samozaparcia po którejśtam z kolei czerwonej mrówce za kołnierzem (z krzaków się desantowały) odpuściłem. 

To znaczy w tej okolicy mam i inne bajorka, mam i odnogę Bugu i sam Bug....ale w cieplejszej części roku plażowicze, grillowicze, radio-taka ich mać-wicze lubiący wyjechać w malowniczą okolicę żeby na**dalać z głośnika jakąś pseudomuzyką/pseudoaucyją to w tej okolicy plaga. Więc chętniej zajmowałem się karaskami niż 'normalnymi' rybami. 

Jeśli projekt 'wędzarka' w tym roku wypali, i przyjdzie mi częściej bywać na działce to pewnie przyjdzie się karaskom  przypomnieć...i o ile wciąż tam są to postawić jakiś własny pomost :)

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Karasków na spławik u nas nie połowiłem (przypadkowa 1 sztuka), ale to raczej dlatego, że nie nastawiałem się na nie, a do takich bajorków, o których piszesz mam ładnych parę km. Za to, jak byłem w NL tam ładnych parę sztuk złowiłem na kulki proteinowe i pellet, myślę, że takie dobrze ponad 1kg, i sporo też takich 0,5-1kg na ziarna z gruntu. Nastawiony byłem na karpia, ale częściej brały karasie ;p

P.S To były te "zwykłe" srebrne karasie, złotego niestety nie udało złowić i życzeń nie było  :wacko:

Edytowane przez wilczybilet
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Skoro się tak wspominkowo zrobiło, to wrzucę drapieżnego kiełbika który podczas majowego pstrągowania zaatakował woblerka i zapiął się a jakże prawidłowo na wszystkie 3 groty. 
Jako ciekawostkę dodam, że gdy opowiadziałem o tym i pokazałem zdjęcia napotkanemu spinningiście ten wcale się nie zdziwił i potwierdził,
że też miał dzisiaj kiełbia na kiju  :D  :D  :D   
post-58255-0-49163300-1546544906_thumb.jpg
post-58255-0-19113300-1546544925_thumb.jpg
i tu ciekawostka druga, na tego samego woblerka (łowny ;)   przyłowiłem (oczywiście zamiast pstrąga) ładnych kilka lat temu bieszczadzka dużą ukleję w Solince 
post-58255-0-30943400-1546545505_thumb.jpg

Edytowane przez Krzysiek P
  • Like 8
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ehh pamiętam jak za "gówniarza" kiełbi na Wisłoku było tak dużo że na ręce można było je łapać, przy spławikowaniu czy gruntowaniu ciągle nas denerwowały bo ciągle dziubały przy zestawach i często nawet na duży hak z rosówką potrafiły się ładnie zaczepić. Teraz mam wrażenie jakby było ich o 80% mniej, nawet gdy odwiedzę Wisłok i brodzę w płytkiej, kamienistej wodzie to nie widzę tych ławic. Przykre.

 

Z innej beczki - poniżej zdjęcie z jednego z moich letnich wyskoków nad Wisełkę - miał ktoś kiedyś podobny przypadek ? ????post-68821-0-26360300-1546554553_thumb.jpeg

  • Like 7
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ehh pamiętam jak za "gówniarza" kiełbi na Wisłoku było tak dużo że na ręce można było je łapać, przy spławikowaniu czy gruntowaniu ciągle nas denerwowały bo ciągle dziubały przy zestawach i często nawet na duży hak z rosówką potrafiły się ładnie zaczepić. Teraz mam wrażenie jakby było ich o 80% mniej, nawet gdy odwiedzę Wisłok i brodzę w płytkiej, kamienistej wodzie to nie widzę tych ławic. Przykre.

 

Z innej beczki - poniżej zdjęcie z jednego z moich letnich wyskoków nad Wisełkę - miał ktoś kiedyś podobny przypadek ?

Żarte bestie. Jeden drugiemu chciał wyrwać zdobycz z pyska ;). Kiedyś nad brzegiem jeziora znalazłem sporego okonia, któremu w przełyku stanął trochę mniejszy. Źle oszacował swoje możliwości...

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Też miałem dwa na raz. I jeszcze akcje, że duży okoń atakuje małego będącego na wędce. Raz nawet się nie odczepił podczas holu :)
Największy okoń, jakiego widziałem w życiu zaatakował akurat zaciętą płotkę. Łowiłem wtedy na ciasto.
Kiełbie zdarzają się systematycznie. Były też ukleje i inne drobnice.

Bardzo lubiłem łowić kiełbie za gówniarza na wleczoną przepływankę. Nawet mam gdzieś zapisane największe sztuki ok 18-20 chyba.
Najlepszą przynętą były brązowe pijawki i kawałki dżdżownic ziemnych.

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

...mam taką miejscówkę na rodzimej wodzie: piasek, trzciny, zaraz jeden z większych spadów na jeziorze, tzw wędoły.Wchodzę do wody z wędką. Golenie za chwilę są atakowane przez różanki czuć delikatne puknięcia na skórze. ,,Darmowy peeling.Łowiąc w okresie linienia raków,  trafiały się okonie zwracające je lub z wydętymi brzuchami...A gdzie małże to i różanka.

Edytowane przez bob74
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

 

Z innej beczki - poniżej zdjęcie z jednego z moich letnich wyskoków nad Wisełkę - miał ktoś kiedyś podobny przypadek ? [emoji23]attachicon.gif received_571141089974976.jpeg

Nie zupełnie coś takiego ale któregoś razu chyba przeszkodziłem w polowaniu...post-57056-1546590065,6387_thumb.jpeg

 

Wysłane z mojego Neffos X1 przy użyciu Tapatalka

  • Like 6
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W tym roku miałem tylko jednego dubleta. Byłem pewien, że będzie szczupły w tym miejscu. Poczułem tylko uderzenie i tarmoszącą się rybę po chwili nie walczący ciężar. Szczupaka pod 60cm trzymał bolenia 30cm w pysku i wyjechał z wody bez walki po paru sekundach na kiju do 6 gram. Po prostu przyciągnąłem go do siebie. Dopiero na brzegu puścił bolenia i trafił od razu do wody, najbardziej poszkodowany z naszej trójki dał radę odpłynąć o własnych siłach. Szczupły zgłupiał jeszcze bardziej ode mnie, początkowo nie wiedziałem co się dzieję dopiero jak zobaczyłem bolka w pysku  :lol:

Edytowane przez Astral
  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Albo ciekawski był.....a może fan piercingu? 

A skoro rozmawiamy o ciekawskich rybach....często za woblerem przypływają mi całe ławiczki czy to uklejek czy krąpi czy innej drobnicy...trzymają się zawsze w pewnej odległości, trochę się przynęty boją. O co im chodzi? Zwykła ciekawość, czy jest jakieś inne wytłumaczenie?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A ja wyobraz sobie Piotrek ,że łowiłem je za dzieciaka z pełną premedytacją na większe robaki . NIe zakładałem haczyka ,ponieważ był zbędny. One faktycznie trzymały się pyszczkami tylko za koniuszek robaka i tak też wyjeżdżały na brzeg. Jak robak był zawiązany żyłką  po środku to przeważnie wyciągałem dwa na raz  :) 

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moim zdaniem atak na przynętę niemal dorównującą wielkością atakującemu, to nie żarłoczność, ale agresywne odganianie konkurenta z rejonu żerowania, obrona terytorium.


Edytowane przez Alexspin
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

Moim zdaniem atak na przynętę niemal dorównującą wielkością atakującemu, to nie żarłoczność, ale agresywne odganianie konkurenta z rejonu żerowania, obrona terytorium.

 

Alek, to jak się ma ta teoria, do tego okonka, którego wrzuciłem jakiś czas temu. Zaatakował wahadło swojej długości lub większe i był zapięty prawidłowo od wewnątrz pyska na kotwicę 1/0. Zamierzał odpędzić konkurenta połykając go? Czyli podwójna korzyść. Nie dość, że chciał się najeść, to jeszcze pozbyć konkurenta ;). Świat tak pędzi do przodu, że nawet ryby kombinują, żeby było jak najbardziej ekonomicznie i ergonomicznie :).

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Myślę, że wcale nie zamierzał go połknąć, tylko ugryźć w płetwę ogonową, a że była uzbrojona w kotwiczkę, to się zaciął. "Kto pod kim dołki kopie..." ;)

A może był krótkowidzem i nie dostrzegł długości przeciwnika... :D

Wydaje mi się, mimo wszystko że tego typu ataki należałoby uznać jako obronę terytorium.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

Ładowanie
×
×
  • Dodaj nową pozycję...