Skocz do zawartości

Dzikie zwierzęta,sytuacje z wypraw.


woblery L.E.

Rekomendowane odpowiedzi

@Analityk, ogólnie boję się ludzi i miasta, im większe tym większy strach. Zwierzaczek jest moim bratem  (trochę odpłynąłem) i nie jedna godzina nocą za sowami i wilkiem jest za mną.  Emocje są niesamowite jednak tak jak mówisz bardziej to sa Strachy na lachy i jeśli mam wybierać bezpieczniejsze miejsce to wolę środek wilczej watahy niż blokowisko w obcym mieście :) A jak już tyle o wilczkach pisze to zapraszam do przyrodniczego wątku :)

  • Like 7
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sporo buszuje po lasach z nastawieniem na ,,Czerwonokapturkowców" jak to ktoś napisał wyżej i nie jest lekko jednak coś tam udało się spotkać. Na pewno wilki już mnie znają i nie raz widziały kiedy ja nie miałem o tym pojęcia. Co ciekawe wciąż żyję i do wilka szedłbym w ciemno na odległość wystarczającą do strzału aparatem ale niestety zawsze spieprzają. W grudniu dwukrotnie miałem przyjemność widzieć 3 osobową wilczą ekipę. Wilczur jak to wilczur, uciekał w swoim stylu ale w końcu po latach mam jakieś fotki leśnych duchów.  

 

Inaczej sprawa ma się z psem. Pies wychowany przez człowieka nie czuje lęku, a często ma skłonności agresywne dzięki odpowiedniemu przystosowaniu. Sam jednego kundla znienawidziłem (myśliwski wyżeł) i odpuściłem wycieczki rowerowe w jego klimaty, bo za każdym razem czułem jego oddech przejeżdżając obok jednego z domów. Na szczęście przez kilka lat włóczęgi po lasach los nie skonfrontował mnie z żadnym psiakiem poza wymienionym wyżej.

 

Co na Psy? Kolega ma jakiś elektroniczny straszak i sobie chwali. Wciska guzik i wysyła jakieś dźwięki o niskiej częstotliwości odstrasza skutecznie niepożądane czworonogi. Sam nie miałem okazji przekonać się o skuteczności tego wynalazku ale kumpel zadowolony a ja mu wierzę. Gdzieś kiedyś widziałem jakieś metalowe rozkładane antenki, którymi się intensywnie machało i na podobnej zasadzie miało to odstraszać psiaki. 

 

Po tym co czytam chyba zacznę dmuchać na zimno i sprawię sobie jakiś wynalazek.

 

Nie ukrywam że zimą w wolnych chwilach, pomiędzy dłubaniem przy woblerkach, lubię na leśnych łajzach złapać powietrza, zwłaszcza że w cieplejszych porach kleszcze mnie uwielbiają. Raz nawet w moich małoleśnych stronach wyeliminowane i zeszmacone truchło jenota znalazłem, na tej focie nie widać, ale obok podpis z siwego kału z sierścią płowej był pozostawiony:

post-50134-0-13681800-1518041522_thumb.jpg

No właśnie przez to miło się rozmawiało z Panem ze straży leśnej, opowiadał o swoim lupusowym doświadczeniu...

W sumie rzeki to najlepsze korytarze migracyjne i od dawna zdaję sobie sprawę że choć nigdy nie widziałem, nie raz byłem obserwowany :)

Marek N. w swoim wątku z woblerami czasem wstawia fajne zdjęcia z wypraw wędkarskich (tropy niedźwiedzi, wilków, resztki posiłku itp.) tylko to inne tereny, z rozległymi lasami.

 

Wracając do braku wrodzonego strachu u canis lupus familiaris. W miniona sobotę chciałem przerwać polowanie sfory. Dwa jelenie przemknęły w oddali; jakieś dziwne pojękiwanie ptaka czy czegoś innego... Po 2 minutach lecą prosto na mnie i kompana, dopiero z ~30m nas dostrzegają i omijają delikatnym łukiem jak niegroźną przeszkodę. Za nimi małe pieski ala york i shihtzu...na końcu wymęczony pościgiem (lub już kopniaka wyłapał) owczarek niemiecki, wszystkie zadbane psinki ładne eksterierowo. Słychać chrapanie, szeroko rozpostarte nozdrza i wymęczony kłus jeleni świadczą że od dawna już trwa ta gonitwa. Wystartowałem z krzykiem do psów żeby je odegnać, były w takim amoku że nawet nie zwróciły uwagi, tylko owczarek trochę odskoczył. No właśnie przez to że to łagodne domowe pieski, miały mnie głęboko w ...

Kilka godzin wcześniej jakaś wypucowana na błysk limuzyna błotnistymi duktami jeździła, obstawiam że ktoś już wtedy szukał swoich podopiecznych co biedne zgubiły się w lesie.

 

Tematu chłopakom z Wrocławia nie chcę zbytnio śmiecić ;) pierwsza opowieść tyczyła ich łowisk, to przytoczyłem w dyskusji.

Może jeszcze o dzikach coś skrobnę jak Paweł rozpoczął, ale to przy chwili czasu.

Edytowane przez *Hektor*
  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam widzę że w wątku Wrocławskim trochę postów powstało odnośnie dzikich zwierząt i ich zachowań nie tylko wobec nas. Chciał bym aby wszystko trafiło w ten wątek bo sam w sumie zacząłem dyskusję. Temat wolny do opisywania sytuacji z naszych eskapad nad wodę , mile widziane fotografie . Poproszę moderatora o przeniesienie postów.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bobry w moich okolicach rozpanoszyły się przeokropnie!

Jedno łowisko wręcz mi załatwiły.... fajny staw miałem, pośrodku "niczego", ukryty w torfowisku i jedynie nieliczni miejscowi wiedzieli że tam cokolwiek pływa prócz żab i pijawek.

Łowiłem tam fajne, pięknie wybarwione szczupaki - były krótkie (największy miał 75 cm), ale "zwarte", utuczone i mega waleczne. Staw mały, płytki - ot łąkowy kaczy dołek z wodą ciemną od torfu jak mocna herbata.... Ale jak się wiedziało, że szczupak żeruje tam głównie na piskorzu i żabach - to można było skutecznie połowić. Do czasu jak się wpieprzyły bobry, które załatwiły łowisko w jedno lato.

Tamka na zasilającym staw strumyku i dwa żeremie w samym stawie, zrobiły z wody gnojówkę. Dosłownie! Ilość biomasy jaką zniosły do wody i zmącenie płytkiego stawu spowodowało, że woda skisła i zaśmierdła jak woda spod kwiatków tydzień stojących w wazonie! Cały staw! Ryby znikły... do zera. Z fajnego, kameralnego i specyficznie urokliwego ekosystemu, zrobiła się kloaka. W jeden rok. To tyle, jeśli idzie o bezkrytyczną wiarę w pro-eko pierdolenie obrońców wszechżycia.

 

Inna przygoda z tego samego łowiska, i też z bobrami w tle... Idę sobie brzegiem, w jednej ręce spining, w drugiej torba. Błogo, wschód słońca, jelenie się drą, staw paruje a ja w myślach już holuję szczupaka ;)... Dość wysoki brzeg był, taka skarpa... i nagle pyk! Podłogi brakło :) Wpadłem zupełnie znienacka w bobrzą norę niemal cały - zawiesiłem się "pachami" nad jamą. Mało się nie posrałem w spodniobuty usiłując się wykaraskać dyndając nogami w powietrzu, wisząc pachami nad jamą pełną niewiadomo czego - tak mendy podkopały i wydrążyły skarpę brzegową, że zrobiła się jama zdolna zmieścić mnie całego :)

 

Od tamtej przygody odpuściłem mój tajny staw. Nie było czego już tam szukać.... kiedyś podjechałem na rekonesans i niemal popłakałem się, widząc co te gnojki zrobiły z wodą....

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

bobry to "pikuś" , miłe zwierzątka  ;) , ,Wybrałem się z kolegą  na pstrągi  - w czasie jazdy samochodem    A4   kolega opowiadał jaką miał  przygodę   w jego okolicach w lesie spotkał   wilki nad zagryzioną sarna itd.. maskra brrr     :o  W  okolicach Złotoryji  rozeszliśmy się , kolega w górę  - ja  w dół  teren leśny tory , skały , bajka .... po jakimś czasie wychodząc z miejscówki  patrzę a tam powyżej około 30m, przy brzegu coś w rodzaju i wielkości wilka lub dużego owczarka  ....... decyzja ........nie ryzykuję wchodzę na pochylone drzewo ...  czekam - może ma właściciela ?  puszczony na spacer ?  ale gdzie tam  bezpański  !- po 15 minutach odchodzi w górę rzeki  i znika  ....   Uffff ....  kamień z serca ,schodzę z drzewa  -  cholera czas wracać  muszę iść w tym samym kierunku, postanowiłem  przejdę na drugą stronę  rzeki ,za plecami mam skały -nie zaskoczy mnie z tyłu jak coś , po drugiej stronie szukam jakiegoś drąga... kuźwa,,,,,,wszystko spróchniałe jak na złość  po 50 metrach patrze i oczom nie wierze - ten skur....el   jest na moim  brzegu i się otrzepuje z wody , więc z powrotem na drzewo , teraz dłuższy pobyt około 20 min - aż odejdzie dalej - mam czas zrobić przegląd w pudełkach . Po 20 min stwierdziłem  - rad nie rad trzeba wracać , całe szczęście znalazłem świeżego drąga po bobrach  - porządny  ostry ..1,5 m  już się czuję bezpieczniej ,  już nie mam ochoty na łowienie tylko bezpiecznie wrócić .  Przechodząc przez most kolejowy jakie  moje zdziwienie -  na podkładach kolejowych ślady tej bestii .... niedawno przede mną  przechodził ale już tylko 100 metrów do samochodu  -   doszedłem . cały  :ph34r:

                                        Teraz moje pytanie jak się zabezpieczyć  przed spotkaniem tego typu  , pomijam scyzoryk :D    - jakieś gazy specjalne na psy , zwierzęta dzikie  ?     

Wsiadasz do auta, a tam.............wilk za kierownicą :lol:  Żart oczywiście.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Taaa... szkoda stawu...Ale i tak po kilku może kilkunastu latach sam by zarósł zupełnie...Bez bobrów.

 

Dla równowagi mógłbym napisać podobnie. Były w lesie tzw Ługi. Trzy  - łącznie kilkanaście hektarów wody.Mnóstwo karasi, póżniej ktoś wpuścił szczupaki. Fajnie było.

 

I rozpoczęto budowę kopalni i elektrowni w Bełchatowie. System odwadniający kopalni zrobił swoje. Tam gdzie łowiło się ryby, po kilku latach rosły stojaki ...

 

I bez bobrów lecz łowisko i tak szlag trafił....

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ze dwa lata temu idę sobie brzegiem pstrągowej rzeczki. Środek lasu parę kilosów od najbliższych zabudowań. Jestem kompletnie sam. Szum wody, śpiew ptaków. Totalna sielanka. Idąc w dół rzeczki, skupiony wypatruję kolejnych stanowisk kropka. Jestem akurat na ok 1,5 m skarpie gdy centralnie spod moich nóg coś włochatego wskakuje do wody z ogromnym pluskiem. Nie wiem jak to możliwe ale chyba nadepnąłem prawie mu na ogon. NIGDY w życiu się tak nie wystraszyłem. Siedziałem dobre 10 min łapiąc oddech. Jakbym palił fajki to bym pewnie pół paczki wyjarał. Potem oczywiście uśmiałem się setnie.

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sytuacja z 2016 roku. Lipiec. Akurat ten wypad był ze spławikiem. Stanowisko na starorzeczu Wisły. Około 6 rano. Wędka rozłożona, wokół rozgardiasz, wiadro z zanętą, akcesoria, podbierak etc. Siedzę spokojnie na krześle i gapię się na spławik po czym zza pleców z lasu wybiegają trzy dziki. Omijają moje stanowisko jakieś 3 do 4 metrów po czym wskakują do wody i przepływają na drugą stronę starorzecza i znikają w lesie. Nagły szok jak wówczas przeżyłem był trudny do opanowania, ciepło od stóp do głowy. Zaskoczenie kompletne, myślę, że one też bo była lekka skarpa i mnie nie widziały. Chciałem nawet zakończyć łowienie bo w głowie wyobrażałem sobie kolejna biegnącą "ekipę" ale wytrwałem jeszcze jakiś czas rzadko patrząc już na wodę.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Łowiąc w dorzeczu Gwdy, w latach 80-tych, nad niewielka rzeczką, nagle, po drugiej stronie z zarośli wyłonił się łoś. Nigdy wcześniej, ani nigdy później (nie licząc Skandynawii) nie widziałem już łosia. Moja pierwsza reakcja, choć łoś mnie nie widział, rzuciłem wędkę i chlebak i zacząłem w panice uciekać. Gdy ochłonąłem, wróciłem po sprzęt. Chlebaka do dziś nie znalazłem. Wędkę, niebieskiego Tokoza przywiezionego z kolonii w Czechosłowacji długo trzymałem na pamiątkę... Dzisiaj się śmieje, bo chyba nie było przypadku by łoś zaatakował człowieka, choć nie wiem, czy dzisiaj nie postąpiłbym tak samo :).

Do innych zwierzaków, nie licząc saren i drobnicy jakoś nie mam szczęścia (lub nieszczęścia)...

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Miałem we wrocławskim temacie o dzikach jeszcze wspomnieć, a że nowy temat wydzielony, to zacznę od powiązanej odrzanej opowieści ;)

 

Połowa maja; kilka lat wstecz. Start zawodów... Wszyscy już dobre 15minut ćwiczą marszobiegi łęgami wzdłuż Odry. Z kolegą udało się na czele usytuować, 50m przed nami tylko jeden znajomy. Nagle on staje jak wryty, wpatrując się w coś, dyskretnie przesuwa pod pień wielkiego dębu, który jest jedynym drzewem obok. Dochodząc dostrzegamy liczną dziczą watahę, na czele której stoją 3-4 potężne lochy. Odruchowo zaczynam pokrzykiwać i ręką która nie niesie wędki klaskać o udo. Najpierw przelatki (dzicze średniaki...) zaczynają kłusować w stronę kniei, pasiaki chwilę niezdecydowane czy zostać przy matkach, czy ruszyć, w końcu tez podążają za starszym rodzeństwem. Całą trójka stajemy i wydajemy podobne odgłosy. Lochy jak widzą że młodzież znika w gąszczu, jeszcze chwilę się w nas wpatrują i bez pośpiechu z uniesionymi wysoko ogonami idą za nimi. Dalej już nikt nie drze tak do przodu żeby uciec reszcie zawodników, idziemy razem ;)

 

W 2017 aż 5! razu "udało" mi się wejść na lochę z prosiakami.

Raz kolega nieświadomy wyprowadził z barłogu 7 pasiaczków. Zdziwił się jak zacząłem uciekać, on za mną, po chwili mu pokazałem że gonią nas ledwo biegnące świnki, dorastające kostek :) No ale lochy brak; idę je ofotografować; wtedy mamuśka się pokazuje, tylko miałem upatrzone drzewko w razie czego i wolałem zająć bezpieczną pozycję :P

Ale raz to włosy się zjeżyły, zimny pot spływał po plecach :wacko: na sama myśl jeszcze ciarki przechodzą. Przechodziłem sosnowy młodnik, czym dalej tym wyższy i gęściejszy, że został kawałek gęstwiny to po licho zawracać. W połowie słychać łamiące się gałęzie i ciężkie, dudniące bieganie. Jak usłyszałem donośne "PUFFFanie" już wiedziałem co się święci! Żadnego grubszego drzewka gdzie wejść, wielka czarna świnia biega przede mną, jak by chciała "orać" okopy w glebie. Mimo że czasem tylko ~5metrów obok mnie, nie widzę dokładnie jej przez gąszcz sosenek :blink: Powoli na wstecznym, cały czas kontrolując gdzie jest, tip-topami wycofuję się. Wiedziałem że w razie ataku jedyną szansą jest szybki unik i trzymanie się za jej zadem... Obróciłem się i do spieszyłem kroku dopiero jak poczułem się względnie bezpiecznie B)

Jeszcze 2 razy podobnie przechodząc przez gąszcz (raz trzciny z wierzbiną...) usłyszałem ostrzegawcze zachowanie lochy i odszedłem; tylko te odpowiednio wcześnie dały znać że tam są.

Na a ostatni raz to niedoświadczona, głupia jeszcze "loszka przelatkowa", zostawiła mi swoje jedyne prosie pod nogami i zwiała. Nawet nie pufała zbytnio, tylko pochrząkiwała i nie chciała odejść, ja wszedłem na wszelki wypadek na pryzmę suchych gałęzi. Mam nadzieję że wróciła.

post-50134-0-44911700-1518185971_thumb.jpg

 

Może niektórzy z Was czytali  przed rokiem na FB opowieść Tomasza TG woblery, też miał nerwowe spotkanie podczas marszu nad pstrągową rzeczkę...

 

W dzień trudno spotkać dziki jak się chodzi po w miarę dostępnym terenie.

Wędkarze muszą najbardziej uważać przy trzcinowiskach sąsiadujących z lasami i przy mniejszych rzeczkach z podmokłymi miejscami, w tych miejscach mogą mieć swoje SPA (babrzysko) błotne.

Realne zagrożenie to lochy przy prosiętach i postrzałki. Tylko to nie znaczy że mamy panicznie się bać każdego dzika, jak jest możliwość wolą odejść.

post-50134-0-63351600-1518186290_thumb.jpg

 

EDIT:

A jeszcze jedna historyjka z 2017 ;)

Nocka nad Warta, w koło lasy, my przy rozległej łąkowej polanie, z stawkami i pojedynczymi krzakami. Kolega łowi z 200m wyżej. Z 1,5-2 godziny po zapadnięciu zmroku dzwoni mówiąc "...słyszysz je... są nad moja głową...", ja tam nic nie słyszałem, dopiero jak wszedłem na górę słychać jak koło niego szukają larw rozkopując ziemię :) mówię "...ja tam nie idę... weź aparat wystaw ponad skarpę i błyśnij kilka razy lampą..."; podziałało, słychać jak odchodzą, schodzimy się razem i śmiejemy z następnej przygody :)

Edytowane przez milupa
  • Like 13
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Różne zwierzęta podczas wędkowania już spotkałem i nie raz wyskakiwały mi spod nóg prawie albo i dosłowmie. Ale nigdy nie bałem się tak jak podczas spotkania ze sforą zdziczałych psów. Jakieś 5-6 sztuk pod "wodzą" czarnej jak smoła suki wielkości owczarka niemieckiego. Na szczęście były po drugiej stronie pstrągowej rzeki. Zbiegły ze skarpy, suka zatrzymała się dokładnie naprzeciw mnie i miałem wrażenie, że zastanawia się czy chce jej się moczyć dupę żeby mnie upier...ć. Widocznie było za zimno bo się odwróciła i pobiegła w dół rzeki a reszta za nią.

Edytowane przez Artech
  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

mi kiedyś mysz wyjadła kukurydze z puszki.... ;)  :D  i bocian miał ochotę  "dziobnąć" mnie jak spałem  w śpiworze na sianku... - a debile robili zakłady dziobnie czy nie... :)  bocian był ciekawski i prawie oswojony .Widać było, że wędkarze go dokarmiali bo przylatywał jak po swoje.

Edytowane przez tibhar
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hmmm... a o wędkarzu z Brześcia nikt nie słyszał? Próbował zrobić sobie zdjęcie z bobrem jednak ten ugryzł go w udo (przegryzając przy tym tęstnicę) przez co wędkarz wykrwawił się na śmierć. 

Spotkań z bobrami miałem już kilkanaście. Moje ulubione było na kleniowym ciurku. Wypatrzyłem okazałą kluchę, zacząłem się powoli skradać, stanąłem na skarpie w pełnym skupieniu, już miałem oddać decydujacy rzut i.... jakby ktoś granata pod nogi rzucił ;) centralnie pode mną jamę miał bóbr, wyleciał z pełnym imetem, trzaskając przy tym ogonem o taflę wody. Stan przedzawałowy, a może nawet i po, nie polecam.

Innym razem zaatakowały mnie dwa psy, jeden owczarek belgijski, drugi jakiś mniejszy terier. Na szczęście za chwilę zjawiła się właścicielka. Oczywiście pojawiły się teksy "spokojnie, one nie ugryzą".... Ja nie wiem czy ludzie mają nie po kolei w bani żeby mówić takie rzeczy w momencie gdy psy ujadają metr od człowieka i zdecydowanie próbują go upier**** ? Żeby nie było to uwielbiam zwierzęta ale w pewnych sytacjach należy czuć respekt. 

Edytowane przez Pride
  • Like 5
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nocka nad Warta, w koło lasy, my przy rozległej łąkowej polanie, z stawkami i pojedynczymi krzakami. Kolega łowi z 200m wyżej. Z 1,5-2 godziny po zapadnięciu zmroku dzwoni mówiąc "...słyszysz je... są nad moja głową...", ja tam nic nie słyszałem, dopiero jak wszedłem na górę słychać jak koło niego szukają larw rozkopując ziemię :) mówię "...ja tam nie idę... weź aparat wystaw ponad skarpę i błyśnij kilka razy lampą..."; podziałało, słychać jak odchodzą, schodzimy się razem i śmiejemy z następnej przygody :)

... śmiechu byłoby znacznie więcej, jakby się dziczki zainteresowały i przyszły zobaczyć, a co tu tam tak błyska w trawie :)... może gwiazdka z nieba spadła, czy cóś (?) :)...

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na różne zwierzęta się natykałem w lasach i łąkach... a upierdolił mnie owczarek niemiecki w środku miejscowości Czerwonak jak wracałem z Warty. 

 

Ten pies widział mnie wiele razy, bo często tam parkowałem auto, nigdy nawet nie szczekał. Na moje nieszczęście tego feralnego dnia właściciel zostawił otwartą bramę i zaatakował mnie jak wracałem do auta. Na moje szczęście miałem gumowe wodery, bo zanim go trafiłem kopniakiem zdążył mnie złapać na wysokości łydki. Gumy nie przegryzł. 

 

Czasem najciemniej pod latarnią. 

 

Kolega "na dziki" używa tych małych petard i to działa.  

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bobry to mam co weekend. Też jak Pride przeżyłem prawie zawał. Cisza spokój, człowiek się skrada na miejscowke, a tu jeb o wodę ogonem, bo zobaczył swoją żonę :).

Innym razem, stoję sobie i obrzucam miejscowe. Coś tam atakuje woba, ale tak bez przekonania, więc jeszcze bardziej się przykladam.

Trochę się tym zmeczylem, wiec pauza. Wyciągam fajka, sztach w płuca, podnoszę głowę, a na drugim brzegu na wprost mnie, ok 5 m, na brzegu siedzą 2 lisy i patrzą we mnie jak szpak w p...e :).

Ale tego co przeżyłem pewnego lipcowego poranka to nie zapomnę nigdy.

Wstałem przed świtem, szybkie mycie kłów, naciagnalem na dupe niewyschniete spiochy i ogień nad wodę.

Fajnie jest, słoneczko dopiero wstaje, mgła nad wodą, no normalnie bajka. Idę łąka, wchodzę w krzaki na ścieżkę, żeby wyjść na kamienistej plaży. Wychylam się z zarośli, patrzę a tam takie zajebiście wielkie ptaszysko opierdziela sobie bobra na śniadanie. Był jakieś 3 metry przede mną. Takiego bydlecia to ja jeszcze nie widziałem. Szpony jak łapy dorosłego majstra z budowy, z łatwością pewnie by mnie do góry podniósł. Jak mnie zejrzal i rozłożył skrzydła to przez chwile mnie strach oblecial, a jak się udarl , na chwilę przed odlotem, to jeszcze nie raz , po nocach słyszę jego pisk. Odleciał pewnie wk.....y , że mu śniadania nie dałem dokończyć.

Jeszcze długo kolowal w powietrzu. Ja sobie usiadłem i zapalilem skreta, żeby się wyluzować.

Ale skurczybyk był piękny.

  • Like 6
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

mi kiedyś mysz wyjadła kukurydze z puszki.... ;)  :D

Pewnego wieczoru, pierwszego lipca 20??roku (pseudo sumowy wypad...z promilem szans na branie ;) ) to mysz którą słyszałem że buszuje obok, wlazła mi do nogawki :) od krocza była tuż :lol: jak objąłem dłońmi nogę żeby nie dotarła wyżej :P całe szczęście agresora udało się wytrząsnąć, skończyło się na kilku zadrapaniach skóry, miała ostre pazurki  ;) no i bardziej przez obrzydzenie ciary przechodziły i strach jakiś nieprzyjemny był  B)   

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ale tego co przeżyłem pewnego lipcowego poranka to nie zapomnę nigdy.

Wstałem przed świtem, szybkie mycie kłów, naciagnalem na dupe niewyschniete spiochy i ogień nad wodę.

Fajnie jest, słoneczko dopiero wstaje, mgła nad wodą, no normalnie bajka. Idę łąka, wchodzę w krzaki na ścieżkę, żeby wyjść na kamienistej plaży. Wychylam się z zarośli, patrzę a tam takie zajebiście wielkie ptaszysko opierdziela sobie bobra na śniadanie. Był jakieś 3 metry przede mną. Takiego bydlecia to ja jeszcze nie widziałem. Szpony jak łapy dorosłego majstra z budowy, z łatwością pewnie by mnie do góry podniósł. Jak mnie zejrzal i rozłożył skrzydła to przez chwile mnie strach oblecial, a jak się udarl , na chwilę przed odlotem, to jeszcze nie raz , po nocach słyszę jego pisk. Odleciał pewnie wk.....y , że mu śniadania nie dałem dokończyć.

Jeszcze długo kolowal w powietrzu. Ja sobie usiadłem i zapalilem skreta, żeby się wyluzować.

Ale skurczybyk był piękny.

Prawdopodobnie miałeś bliskie spotkanie z bielikiem zwyczajnym :) 

Jakieś 150 od mojego domu na wsi, stoi wysokie na około 30 metrów uschnięte drzewo. W sumie to jest to już praktycznie pojedynczy badyl bo wszystkie boczne gałęzie połamał wiatr. Raz na jakiś czas przylatuje tam i siada na samym czubku patrolując okolicę przepiękne ptaszysko. 

Ornitologiem nie jestem więc gatunku jeszcze nie zweryfikowałem ale prawdopodobnie orzeł albo bielik. Rozpiętośc skrzydeł około 3 metrów, naprawdę wielki skurczybyk :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Prawdopodobnie miałeś bliskie spotkanie z bielikiem zwyczajnym :) 

Jakieś 150 od mojego domu na wsi, stoi wysokie na około 30 metrów uschnięte drzewo. W sumie to jest to już praktycznie pojedynczy badyl bo wszystkie boczne gałęzie połamał wiatr. Raz na jakiś czas przylatuje tam i siada na samym czubku patrolując okolicę przepiękne ptaszysko. 

Ornitologiem nie jestem więc gatunku jeszcze nie zweryfikowałem ale prawdopodobnie orzeł albo bielik. Rozpiętośc skrzydeł około 3 metrów, naprawdę wielki skurczybyk :)

Z tego co zapamiętałem i potem zweryfikowalem z internetem i miejscowymi , którzy pracują w lasach państwowych to na 100 % był On. A wiem ze na tym terenie jest ich 4 lub 5 sztuk
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

Ładowanie
×
×
  • Dodaj nową pozycję...