lukomat Opublikowano 15 Lutego 2018 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 15 Lutego 2018 Czytajac opracowanie Roberta Kosteckiego (prezesa elblaskiego klubu Glowacz) na temat pordukcji much w Polsce po II Wojnie Swiatowej, pomyslalem ze warto odpalic watek o historii polskiego muszkarstwa. Ponizej link do wspomnianego tekstu oraz do opracowania dotyczacego polskiego nazewnictwa much. http://dalekiport.blogspot.co.il/2018/02/historia-produkcji-sztucznych-muszek-w.html http://dalekiport.blogspot.co.il/2018/02/polskie-nazwy-muszek-sztucznych.html 13 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Hansolo Opublikowano 15 Lutego 2018 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 15 Lutego 2018 Czytając sobie to opracowanie / maszynopis / , powstałe dłuuugo przed moim powstaniem nasunęła mi się jedna myśl. Kiedyś to byli prawdziwi zapaleńcy i pasjonaci , którzy ze strzępów informacji potrafili stworzyć w zasadzie periodyk co, z czym, z czego , aby powstała mucha. Dziś przy wielu źródłach informacji, wiedzy podanej na talerzu słowa " zapaleniec, pasjonat " jakby straciły moc. Poszło to w kierunku hi-tec sprzętu za krocie , a chyba umknęła ta dociekliwość. To oczywiście nic złego. Takie czasy że wszystko do kupienia w sklepie, pióra takie i takie, do wyboru do koloru. Dziś zamawiasz jutro odbierasz. Nasunęła mi się taka myśl , jak przypomniałem sobie opowieści spotkanego starej daty muszkarza. Opowiadał jak to trzeba było z myśliwymi zagadać bo pióra, sierści i skóry mieli , haczyki lutować . Troszkę trzeba było być Adamem Słodowym .Nawet gdybym posiadał stale gromadzony sprzęt z najwyższej półki , a w każdej kieszeni miał pudełka z najlepszymi muchami to nie mógłbym się nazwać " zapaleńcem lub pasjonatem ", bo z zapału i pasji powstają nowe nieznane dotychczas rzeczy. Ja niestety korzystam z tego " talerza "Tak mnie jakoś wzięło na przemyślenia. 6 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
mart123 Opublikowano 15 Lutego 2018 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 15 Lutego 2018 .Poszło to w kierunku hi-tec sprzętu za krocie , a chyba umknęła ta dociekliwość. To oczywiście nic złego. Takie czasy że wszystko do kupienia w sklepie, pióra takie i takie, do wyboru do koloru. Dziś zamawiasz jutro odbierasz. Nasunęła mi się taka myśl , jak przypomniałem sobie opowieści spotkanego starej daty muszkarza. Opowiadał jak to trzeba było z myśliwymi zagadać bo pióra, sierści i skóry mieli , haczyki lutować . Troszkę trzeba było być Adamem Słodowym . Historia muszkarstwa w PL, jej początki, to głównie historia wędkarstwa na Rabie i Dunajcu w wykonaniu tzw. szkoły krakowskiej. Moja zaczęła się na pocz. lat 80-tych ub. w., gdy to dumnie i samodzielnie (chociaż pod czujnym okiem ojca) stanąłem na brzegu Dunajca z własną Kartą Wędkarską w kieszeni, w za dużych woderach marki Stomil, uzbrojony w sprzęt wyprodukowany w socjalistycznych, bratnich krajach czyli w NRD i CSRS. Pomimo trudnej do wyobrażenia obecnie ilości ryb w tej i wszystkch innych rzekach i potokach Podhala, złowić rybę na muchę nie było łatwo. Przeważne łowiło się na mokrą muchę z kartoników kupowanych na Siennej, prymitywnie "ciapaną" do wody, dlatego w większości przypadków połów ograniczał się do kilku nikczemniej postury pstrągów. Chociaż co jakiś czas siadały kabany i te zawsze wygrywały z brakiem doświaczenia i marnej wytrzymałości żyłkami. Do dziś pamiętam widok płetwy ogonowej pstrąga wielkości rozpostartej dłoni, z którym miałem krótką przyjemność spotkania na ujściu Łopuszanki do Dunajca. Myślę, że w tamtych czasach w Dunajcu pływały jeszcze pstrągi po 3-4 kilogramy. Potem przyszedł czas pierwszych własnoręcznie wykonanych much, odkrywania "suchej" i coraz lepszych wyników. Po przejściu na "suchą" na wędce zaczęły pojawiać się lipienie i to tym więcej im mniejsze muchy się stosowało. Trzeba pamiętać, że w tamtych czasach o małej muszce mówiło się przy rozmiarach haka 12-14. Nikt nawet nie pomyślał, że mogą być haki w numeracji 18-20. Materiałem były piórka, z początku znajdowane na ulicy a z czasem świadomie wyskubywane kogutom naszych gospodarzy, u których wynajmowaliśmy pokoje w czasie wakacji i różnokolowe kordonki kupowane w Domu Handlowym w Nowym Targu. Wreszcie, po otwarciu przez p. Szewczyka sklepu wędkarskiego na ul. Starowiślnej - myślę, że był to rok ok. 1985-87 r. - przyszedł czas skoku cywilizacyjnego czyli "odkrycia" streamera i nimfy i był to okres nieprawdopodobnych wyników. Kto miał za sobą praktykę w przepływance, a ja miałem to szczęście, kroił na nimfę dziesiątki ryb dziennie, głównie lipieni choć trzeba przyznać w większości poniżej wymiaru - pamiętam dzienne rozkłady na Skawie w Makowie rzędu 70-80 ryb, z czego jak 2-3 miały powyżej 30cm to było święto. W tamtym czasie nimfa składała się praktycznie tylko z lamety ołowianej, tułowia z wełny, przewijki z drutu i czarnej główki z nici wiodącej, wszystko to ukręcone na hakach 6-8. Mało kto bawił się w ogonki, pochewki, jeżynki i dziś tak chętnie używane haczyki wielkości mrówki. Z resztą nie było takiej potrzeby, łowiło się na wszystko i wszędzie, niektórzy nawet bez obserwacji zestawu, zacinając w ciemno. Niestety, boom nie trwał trwał. Jak każdy, nieograniczony rozsądkiem lub w przypadku jego braku przepisami ochronnymi, postęp w połączeniu z oddaniem do użytkowania zapory w Czorsztynie w końcu doprowadził do załamania populacji ryb w Dunajcu, który już się nie odrodził. Tamtych, dzikich ryb i miejsc już nie ma i raczej nie wrócą, choć histora dalej trwa, ale, jak trafnie zauważyłeś, w wersji hi-tech, gdzie prawie wszystko jest sztuczne, łącznie z rybami. Zdjęcie poniżej pokazuje miejsce gdzie zaczęła się moja historia. 16 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
tzienkiewicz Opublikowano 16 Lutego 2018 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 16 Lutego 2018 Łowić na muchę zaczynałem w końcu lat 70 tych. I to zupełnie nie na Rabie i Dunajcu. Na Pomorzu było całkiem sporo wędkarzy muchowych z których wielu wtedy gdy zaczynałem miało już wieloletnią praktykę. Znakomita większość z nich to byli wspaniali ludzie. I ja jako zupełny neofita od początku łowiłem na muchy robione przez nas i nieudolnie przeze mnie.Więc nie tylko krakowska szkoła to początki muszkarstwa i muchy nie tylko ze sklepu.Tak tylko dla sprostowania :-) 1 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
mart123 Opublikowano 16 Lutego 2018 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 16 Lutego 2018 Łowić na muchę zaczynałem w końcu lat 70 tych. I to zupełnie nie na Rabie i Dunajcu. Na Pomorzu było całkiem sporo wędkarzy muchowych z których wielu wtedy gdy zaczynałem miało już wieloletnią praktykę. Znakomita większość z nich to byli wspaniali ludzie. I ja jako zupełny neofita od początku łowiłem na muchy robione przez nas i nieudolnie przeze mnie.Więc nie tylko krakowska szkoła to początki muszkarstwa i muchy nie tylko ze sklepu. Sprostowanie:Historia muszkarstwa w PL, jej początki, to głównie historia wędkarstwa na Rabie i Dunajcu w wykonaniu tzw. szkoły krakowskiej i zupełnie nie na Rabie i Dunajcu w wykonaniu tzw. szkoły pomorskiej. Napisz coś o rybach z tamtych lat. W czasach, które wspominamy czytało się czasem w WW o muszkarstwie na Pomorzu, które w skrócie, oczami wyobraźni widziałem tak: dzikie, przecudnej urody rzeki, ogromne ilości wielkich (jak na standardy podhalańskie) pstrągów i lipieni przy praktycznym braku presji. W czasach młodości przez wiele lat, razem z kumplami planowaliśmy wypad na Pomorze, ale jak już plan został zrealizowany w roku 1992 to było, jak to mawiają Anglicy after berds, czyli po ptokach. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
tzienkiewicz Opublikowano 16 Lutego 2018 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 16 Lutego 2018 Generalnie jestem mało piśmienny. A już na pewno nie w snuciu opowieści. Ja reprezentuję Szczeciński odłam Pomorza:-). Moje „ rodzime” rzeki muchowe to Drawa i dorzecze Gwdy. Znacznie mnie Rega.Ryby były ale nie lowilo się ich dużo bo nie umieliśmy, bo sprzęt, bo nie bylo samochodu a później benzyny.Ale wedkarza a muszkarza spotykało sie rzadko. 1 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
janusz.walaszewski Opublikowano 16 Lutego 2018 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 16 Lutego 2018 (edytowane) Moje początki "muszkarstwa" sięgają pierwszej połowy lat 70' i okolic Starogardu Gdańskiego, od 1974 r mieszkać zacząłem w Kołobrzegu. Zatem oczywiście Parsęta, w tamtym czasie była to rzeka z największymi lipieniami w Polsce i ogromną ich populacją. Dość powiedzieć, że kiedy ówczesny Rekord Polski lipienia wynosił niespełna kilogram, na Parsęcie łowiło się ryby dochodzące do dwóch kilogramów, największy lipień z Parsęty jakiego widziałem na własne oczy miał ok 62 cm. Łowienie tych lipieni w Parsęcie klasyczną muchówką było możliwe ale "strasznie" uciążliwe z powodu wiadomych sprzętowych ograniczeń, dlatego też klasyczny zestaw został szybko zastąpiony (w moim przypadku) kulą wodną. Łowiłem z kulą uwiązaną na końcu zestawu a przed nią w pewnej odległości na stosunkowo sztywnym troku był wiązany skoczek. Muchy w większości wykonywało się samemu, znam oczywiście wyroby, o których wspomniał Łukasz, ale na parsęckie warunki były za małe, nie wspominając o dostępności. Moje muchy były wiązane na hakach o rozmiarach #6 (tak na dzisiejsze), najczęściej były to mustady, o których już tu pisano w innym wątku, takie "do robaków" z zadziorami na trzonku.Taką muchę uwiązaną na skoczku można było zestawem z kulą wodną posłać w dowolne miejsce, łowiło się na dwa sposoby; z uniesioną szczytówką i muchą prowadzoną tak aby cały czas "podskakiwała" po powierzchni wody, taki swoisty "dapping" ale na odległość, druga metoda polegała na opuszczeniu szczytówki i spławianiu muchy tuż pod powierzchnią. Łowiło się najczęściej "z prądem" czyli rzucając pod prąd i sprowadzając muchę w swoim kierunku lub schodząc w dół, rzucało się pod przeciwległy brzeg czy częściej, w upatrzone miejsca i podawało muchę na uniesionej szczytówce sprowadzając wachlarzem w dół. Zestaw z kulą wodną nie był bynajmniej "samołówką" jak to niektórzy sądzili ... Edytowane 16 Lutego 2018 przez Janusz Wałaszewski 7 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
lukomat Opublikowano 18 Lutego 2018 Autor Zgłoś Udostępnij Opublikowano 18 Lutego 2018 Skoro już dzielicie się wspomnieniami o początkach własnej przygody z muchą, to u mnie zaczęło sie gdzieś w drugiej połowie lat osiemdziesiątych. Jako 6, może 7 latek, chyba na podelbląskiej Stradance, dostałem do ręki krótki bacik z żyłką i muchą (tenkara???) i miałem nie przeszkadzać szanownemu tacie i wujkowi w poważnej rybałce. G... złapałem, więc ciepnąłem wędę na brzeg i "niechcący" skąpłem się w kałuży. Kolejny wyjazd został przedwcześnie zakończony z mojego powodu. Podobno tatuś wyszedł z siebie i tylko interwencja wujka powstrzymała go przed wymierzeniem nadmiernej ilości klapsów. Także początki były bolesne przez co nabawiłem się małej awersji do muchy, ale po kilku latach do niej wróciłem. 2 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Sławek Oppeln Bronikowski Opublikowano 19 Lutego 2018 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 19 Lutego 2018 We wspaniały świat ff trafiłem przypadkiem. Ooo jak dawno..Kolega z podstawówki sprzedał mi jako spinning kij ze lakierowanej, szlifowanej trzciny z nietypowymi przelotkami i równie nietypowym uchwytem na końcu. W kole nr 3, gdzie szukałem porady, również przypadkiem znalazł się gość z południa Polski, stawiający w Strzelczyku piece do wytopu żeliwa. Byłem strasznie rozczarowany jego diagnozą. Dwa tygodnie później przyniósł mi połówkę sznura skręconego z nitek i na skwerku przy ulicy Czerwonej w mieście Łodzi, zademonstrował działanie muchówki - co nie tylko nie było trudne, ale nawet odlotowe. Niebawem w kole powstała trzyosobowa sekcja wędkarstwa muchowego, rytu rzutowego, a po bodaj roku startów w licznych wówczas spartakiadach, miałem na własność prócz pucharków i dyplomów.. i jakichkolwiek ryb oczywiście, piękny jak marzenie komplet Noris Shakespeare.. I wyoutowałem się pomału ze sportu, przedkładając boską sztukę łowienia ponad sztukę trafiania raz za razem do kuwety.. 8 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
wiwaldi1970 Opublikowano 19 Lutego 2018 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 19 Lutego 2018 (edytowane) Cóż moje muchowanie miało lepsze początki, zaczynałem na Brdzie i Gdzie na samym początku lat 90-tych. I było naprawdę rybnie. Edytowane 19 Lutego 2018 przez wiwaldi1970 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Rekomendowane odpowiedzi
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.