Skocz do zawartości
  • 0

Niebezpieczne przygody


kasperek

Pytanie

Cześć.

 

Czy miewacie nad wodą jakieś niebezpieczne momenty zagrażające życiu? Na pewno tak. Bez względu na to, czy załamał się pod wami lód, uciekaliście z podpalonej łąki czy wypadliście za burtę... podzielicie się "doświadczeniem". Na pewno komuś przyda się taki opis i dzięki wam będzie mógł uniknąć zagrożenia. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rekomendowane odpowiedzi

  • 0

Powiem wam szczerze, że chyba bym nie wszedł w woderach do Wisły. A kusiło mnie nie raz... Nie ma co igrać z matulą. O ile zgodzę się z tezą, że można "jako tako" poznać rzeczkę lub "siurka", to nigdy w życiu nikt nie przekona mnie, że jest to możliwe na dużej rzece. Tysiąc razy wejdziesz do Wisły w to samo miejsce a za tysiąc pierwszym wpadniesz po szyję... 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Słyszałem,że siedząc w fotelu i pokręcając "stelką", gość prawie dostał zawału bo coś mu w kołowrotku zaszumiało...

Na rozluźnienie niebezpiecznej atmosfery.

Oj oj!... Wielu Kolegów z Jerkbaita stanowi tutaj grupę ryzyka! :) :) :) (Ja czasami też, przyznaję się!... ;) )

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Słyszałem,że siedząc w fotelu i pokręcając "stelką", gość prawie dostał zawału bo coś mu w kołowrotku zaszumiało...

Na rozluźnienie niebezpiecznej atmosfery.

Proszę Cię, nie kpij :( ... jak wczoraj mi zaszumiało w CC101DC to dzwoniłem na 112. Uffff ...jest OK :huh:  :D  :D  :D

  • Like 5
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Nielisz, kilka lat temu. Po drzemce w namiocie wstaję skoro świt, zakładam wodery i idę w stronę wypożyczalni porzucać castem za szczupłym. Za wypożyczalnią schodzę do wody i idę 2 metry od brzegu wzdłuż niego, woda maks 30 cm i nagle zapadam się po szyję, woda wlewa się do woderów, gruntu nie czuję.W ostatniej chwili udaje mi się wyczolgać z dziury i znów wyjść na 30 cm wodę.To było tzw.drugie dno, bardzo niebezpieczna opcja. Kończę łowienie, siadam na brzegu zdając sobie sprawę, że było bliżej niż dalej...Niebezpieczny ten sport heh.

kleniarz

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Przygoda którą opisałem w 2005 na Pogawędkach :

Wracając w niedzielne popołudnie z Łomży postanowiłem wstąpić do znajomego w Miastkowie. Jest on właścicielem hotelu i restauracji, więc była równocześnie okazja na wczesny obiad.

Marek na szczęście był na miejscu i w towarzystwie dwóch innych osób przeprowadziliśmy rozmowę na temat nowych dzierżawców Narwi. Na tyłach całej posesji jest ok. 0,5 ha ogrodzony teren, który prawie cały wypełnia staw. Reszta to trawka, drzewa, krzaki, mały domek nad samą wodą i niski stół przy grillu. Jest też mały, ogrodzony wybieg z czterema nastawionymi bardzo przyjaźnie warchlakami, trzema królikami i kucem szetlandzkim. Jest też Leon - samiec sarny, wychowany od małego przez Marka.

Marek zaproponował, bym sobie złowił szczupaka z jego stawu, a że zwykle tam łowić nie pozwala, więc się chętnie na to zgodziłem. Co prawda jeden leżał w lodówce turystycznej ale pomyślałem, że co on tam może mieć za szczupaki? Pewnie takie po 30-40 cm, więc się wypuści. Wytarmosiłem warchlaki, kuca pogłaskałem i poszedłem z gratami na wychodzący w staw cypelek. Montuję spinna i widzę kątem oka, jak z krzaków wychodzi Leon, idzie dziwnie - na sztywnych nogach, kręci koła, zawraca, podchodzi i znowu się cofa.

Zaczynam mieć wątpliwości, czy da się pogłaskać. Jak zaczął grzebać przednią nogą w trawie byłem pewien, że z głaskania nic nie wyjdzie. Ledwo zdążyłem rzucić wędką w trzciny, Leon zaatakował. Dobrze, że miałem na nogach kalosze, bo atakował na nogi, ale i tak jak zdążał trafić, to bolało. Na szczęście dostałem 2 czy 3 razy - a tak łapałem go za rogi i trzymałem to bydlę przy ziemi.
Trzeba przyznać, że siłę zwierzę posiada. Waży pewnie ze 2 razy mniej ode mnie (ja ponad 100 kg), a jak się dobrze nie zapierałem, to mnie cofało. Gdy lewą ręką trzymałem go za rogi, prawą przyciskałem jego szyję do ziemi, pod skórą czuć było same mięśnie. Próbowałem mu wyjaśnić, że ja tylko na ryby. Prosiłem, groziłem, w końcu kazałem mu wyp... - nie pomogło. Po mniej więcej kwadransie byłem zmęczony, mokry od potu, ale Leon też ledwo zipał. Nie ustępował jednak. Cofnął się na chwilę, którą wykorzystałem, żeby złapać podbierak. Przy kolejnych atakach starałem się trafić sztycą między rogi i tak go przytrzymywałem, choć obydwaj jednak traciliśmy siły. Udało mi się dotrzeć do stołu przy grillu, tyle że wysokość tego mebla to było może 30 – 40 cm, co Leonowi wcale nie przeszkadzało.
Po kilku kolejnych minutach walki na stole moja cierpliwość się wyczerpała. W sumie to było pewnie dobrze ponad 20 minut i naprawdę obaj byliśmy zmęczeni. A jak się cierpliwość skończyła, to nastąpiło radykalne rozwiązanie. Leon zaliczył woleja na szczękę i 2 razy sztycą na grzbiet i zrezygnował z dalszych ataków. Kilka minut później nadszedł Marek ze spininngiem. Gdy mu o tym opowiedziałem przeprosił, że mnie nie uprzedził. Leonowi podczas pierwszego ataku "sypie" się 2-3 razy po grzbiecie i rezygnuje. Dawno się tak nie zmęczyłem (zresztą za biurkiem trudno się zmęczyć) i wyszedłem z tego z ranami na piszczelach powyżej miejsca, gdzie kalosze się kończyły, ale jakoś to przeżyję. Leona zęby chyba nie bolą bo widziałem, jak skubał trawę po drugiej stronie stawu. Może trochę cierpieć na ból grzbietu ale mu się należało.

Mnie chęć na łowienie trochę przeszła, ale Marek postanowił pokazać mi jakie ma szczupaki. Za pierwszym rzutem wyjął takiego ok. 30 – 35 cm, ale za drugim miał piękne branie i szczupak zrobił świecę. Prawda jest taka, że Marek nie specjalnie umie łowić i bardzo rzadko to robi, więc popełnił wszystkie możliwe błędy i szczupak - chyba dobrze ponad 60 cm - spadł. Jeśli o mnie chodzi już nie łowiłem. Skorzystałem z uprzejmości Marka i oblałem sobie piszczele wodą utlenioną.

  • Like 9
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Jakoś w II połowie lat 90 włóczyłem się nad Narwią w ok. Pułtuska. Ziemia zarwała się i wleciałem nogami w bobrowy tunel tak po cycki. jebłem obiema stopami o dno i z bólu w kostkach i kolanach chyba na chwilę straciłem przytomność :unsure: . Długo trwało zanim doszedłem do siebie a wygrzebanie się jeszcze dłużej. Z łowienia nic nie było, ledwo dowlokłem się do auta, kolana na szczęście były całe, jedna kostka skręcona tylko.

Ten sam czas rejon Szumina nad Bugiem . Łażę ze spinem i zauważyłem że przy zwalonym drzewie jakoś dziwnie zachowuję się ........ puszka po piwie :huh: . Płynie pół metra w jedną, pół metra w drugą ale po przyjrzeniu się okazało się że nie może dalej bo jest na sznurku. Ukucnąłem i ciągnę, czuję że coś się szarpie. Szarpał się około pół metrowe sumisko. Gdy wyciągałem mu hak z pyska z krzaków wypełzł jakiś osobnik i drze mordę że mnie ........... , no wiecie co :rolleyes: . Strach przeogromny mnie dopadł, zimne poty, drżenie rąk i nóg , może uklęknąć i prosić go o wybaczenie ;).  Wyprostowałem się na swoje 181cm , waga ponad 90 kg (byłem o 20kg młodszy) a osobnik wyhamował lepiej jakby miał ABS ;), chyba pojął że o głowę mniej i tak ze 40kg to nie jest ta kategoria wagowa. 

O czym nie pomyślał pewien uczestnik wydarzenia wędkarskiego z 5-6 lat temu który będąc w wieku mojego syna uznał że spuści wpierdol staremu dziadowi (miałem 54 albo 55 lat) .

  • Like 10
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

I jeszcze coś z I połowy lat 90 gdy łowiłem na wodach ......... prowincji Ontario.

Płyniemy sobie wynajętą łódką 16ft z motorkiem 9,9KM po jeziorze w ok. Temmmagami i widzimy że coś płynie. Płyniemy w tamtą stronę i okazuję się że to klęmpa i łoszak, SUPER - będziemy robić zdjęcia B). Gdy byliśmy 20-30m klęmpa zaczęła zostawać żeby ustawić się między łoszakiem a nami. My płyniemy dalej bo co nam może zrobić ? przecież ją ominiemy szczególnie że płynie powoli zanurzono niemal po uszy ? Gdy byliśmy obok niej , jakieś 5-6m zaczeliśmy robić zdjęcia ale .......... trwało to bardzo krótko :unsure: . Klempa zwróciła się w naszą stronę i tak przyspieszyła że z wody wylazła niemal 1/3 zwierza , ledwo zdąrzyliśmy zawrócić mijając się z nią o metr ? może półtora i spierniczaliśmy ile sił w motorku.

Druga historia nie była niebezpieczna ale mimo upływu lat świetnie pamiętam bo było to spotkanie oko w oko z misiem (ale nie tym z MON :P ).

Któreś jezioro na wschód od North Bay, pływam, coś tam próbuję łowić. Od czasu do czasu jakiś bass się uwiesi ale nic specjalnego, standard 25-30cm .

Wiatr zniósł mnie pod brzeg który jest 10-15m spadkiem pokryty żwirkiem i drobnym kamieniami. A co mi tam, zjem, popiję i zmienię miejscówkę. Bujam się kilka metrów od brzegu, nie pamiętam ale myślę że 3-4m rozglądam się , słucham loona (ptak - symbol Ontario, wrzask robiący wrażenie) ale kątem oka rejestruję na brzegu jakąś zmianę. Oglądam się przez ramię a tam wlazł do wody ....... baribal ( niedźwiedź czarny) i pije wodę B). Nawet nie pomyślałem że jest to niebezpieczne zwierzę, powoli się zacząłem schylać do plecaka po aparat ale nawet powolny ruch go spłoszył, kilkanaście metrów pokonał błyskawicznie. Co mi jednak nie daje spokoju przez te lata : jak zwierzę ważące ponad 100kg zeszło po stoku nie robiąc hałasu ? nie strącając żadnego kamyka do wody ?

  • Like 6
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Parę lat temu wybrałem się pierwszy raz nad Odrę na zawody spin organizowane przez moje koło. Była jesień i wiele trzcin było uschniętych i praktycznie "leżały" na ziemi. Szedłem po nich mając z boku, niżej o jakieś 2-3m rzekę i szukałem jakiegoś miejsca do zejścia i zarzucenia. W pewnym momencie stawiając pewnie nogi na tych trzcinach znalazłem się w 2 metrowym dole. Umysł nawet nie zdążył odnotować tak szybkiego lotu w dół ;) Na szczęście obyło się bez kontuzji i zmoczenia, jedynie wyszedłem trochę przybrudzony :)

 Za to słyszałem opowieść o wędkarzu na Litwie lub Białorusi, który podszedł za blisko do bobra, a ten zaatakował go i ugryzł w nogę uszkadzając tętnicę... Spotkania niestety nie przeżył...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Za młodu siedziałem na pomoście obok kolegi. Kolega wstał i w tym momencie zluzowana deska odbiła z jego strony, a ja wylądowałem w wodzie. Całe szczęście, że głowa nie przywaliłem i było płytko. Od tego czasu zawsze dokładnie sprawdzam, gdzie siadam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Żwirownia Lewin Brzeski

Spiningowałem z kajaka aż tu nagle z drugiego brzegu:

- Spier&@/@¥ kut@£€ ja tam zestawy mam!

 

Odpyskowałem stosownie do sytuacji żeby gonił bizony i jeszcze coś o własności w stosunku do wody i wstrzemięźliwości jego matki.

Okazało sie że kilku pajaców wywozi zestawy karpiowe z jednego brzegu pod drugi. 5 chłopa po 2 wędki to 100m zajęte.

 

Jak wracałem to stało dwóch asów na pomoście obok miejsca gdzie zrzucam kajak i pytają „I co teraz cwaniaczku?”

A że ja mam na kajaku zawsze maczetę/karczownik wyciągnąłem ją podpływając, położyłem na kolanach i mowię

„I gówno, jak podejdziecie to jednego biorę ze sobą”

 

Postali chwilę, wsiedli w ponton i odpłynęli do siebie.

 

Ale ciepło miałem.

 

 

Wysłane z iPhone za pomocą Tapatalk

  • Like 14
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Żwirownia Lewin Brzeski

Spiningowałem z kajaka aż tu nagle z drugiego brzegu:

- Spier&@/@¥ kut@£€ ja tam zestawy mam!

 

Odpyskowałem stosownie do sytuacji żeby gonił bizony i jeszcze coś o własności w stosunku do wody i wstrzemięźliwości jego matki.

Okazało sie że kilku pajaców wywozi zestawy karpiowe z jednego brzegu pod drugi. 5 chłopa po 2 wędki to 100m zajęte.

 

Jak wracałem to stało dwóch asów na pomoście obok miejsca gdzie zrzucam kajak i pytają „I co teraz cwaniaczku?”

A że ja mam na kajaku zawsze maczetę/karczownik wyciągnąłem ją podpływając, położyłem na kolanach i mowię

„I gówno, jak podejdziecie to jednego biorę ze sobą”

 

Postali chwilę, wsiedli w ponton i odpłynęli do siebie.

 

Ale ciepło miałem.

 

 

Wysłane z iPhone za pomocą Tapatalk

Hehehe... Toż to akcja jak w dobrym westernie!... :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Żwirownia Lewin Brzeski

Spiningowałem z kajaka aż tu nagle z drugiego brzegu:

- Spier&@/@¥ kut@£€ ja tam zestawy mam!

 

Odpyskowałem stosownie do sytuacji żeby gonił bizony i jeszcze coś o własności w stosunku do wody i wstrzemięźliwości jego matki.

Okazało sie że kilku pajaców wywozi zestawy karpiowe z jednego brzegu pod drugi. 5 chłopa po 2 wędki to 100m zajęte.

 

Jak wracałem to stało dwóch asów na pomoście obok miejsca gdzie zrzucam kajak i pytają „I co teraz cwaniaczku?”

A że ja mam na kajaku zawsze maczetę/karczownik wyciągnąłem ją podpływając, położyłem na kolanach i mowię

„I gówno, jak podejdziecie to jednego biorę ze sobą”

 

Postali chwilę, wsiedli w ponton i odpłynęli do siebie.

 

Ale ciepło miałem.

 

 

Wysłane z iPhone za pomocą Tapatalk

Na łowisku na którym bywam często wywożenie zestawów pod drugi brzeg przez karpiarzy to standard.Regulamin oczywiście stanowi że wolno im wywozić do połowy łowiska.Ta połowa oczywiście umowna,nikt tego dokładnie nie sprawdzi ale połowa to nie jest na pewno przeciwległy brzeg.Nie raz mi się zdarzało że jak znalazłem się w pobliżu zestawów to z drugiego brzegu rozpoczynało się darcie japy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Na żwirowni mojego koła jeden gość wsiadł w ponton, podpłynął, poprosił grzecznie żebym mu nie wyrwał zestawów. Pokazał gdzie co ma, porozmawialiśmy sobie o rybach i kajaku i odpłynął. Można? Było miło i bez darcia ryja.

 

A raz to nawet we mnie kulkami proteinowymi strzelali z procy, dwaj cwaniaczki z laskami. Podpłynąłem i spokojnie powiedziałem ze dziękuję za zaproszenie i przyjadę w nocy z moimi kumplami ze wsi jak będą spali i wtedy sie zabawimy. Po mojemu.

Jak wracałem po opłynięciu żwirowni to już ich nie było.

 

Po co zaczepiać? Woda jest dla wszystkich.

 

 

 

Wysłane z iPhone za pomocą Tapatalk

  • Like 7
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

No cóż, po doświadczeniach mojego długiego życia, nie rozstaję się z pistoletem gazowym. Sam widok studzi zapędy gnojków... :)

Zaczepiać nie ma co, po co prowokować, zawsze znajdzie się kawałek brzegu dla spinningisty.

  • Like 5
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Olek, na psy "bezpańskie" dobra rzecz bo celniejsza od dezodorantu no i jeszcze "huka" robi !
P.S. kocham zwierzęta, mam kilka róznych w domu,  ale to spuszczanie wsiowych psów co by się najadły "w polu" i ich ataki na nas nad brzegami, często szczucie...

Edytowane przez Krzysiek P
  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Kumpel miał sytuację związaną z rybami ale nie na rybach - w każdym bądź razie siwych włosów przybyło mu kilkanaście procent. Jako pasjonat wędkarskiego freedivingu namówił swojego młodszego brata aby pobawili się w piankach w zatoczce pewnego jeziorka. Ponieważ kumpel na kilka minut schodzi pod wodę a jego brat był pierwszy raz - układ był prosty: kumpel prawą cześć zatoki penetruje aż po 5 m głębokości a jego brat tylko na powierzchni ze zwykłego ABC ma sobie patrolować trzciny. Po godzinie kumpel stwierdził, że trzeba z bratem obmówić co i jak dalej ale... brata nie widać w całej zatoczce. Wszedł więc na pobliski pagórek, żeby z góry mieć ogląd całej zatoki. Brata nie widać. No to idzie 60 metrów w lewo - nic, 60 metrów  w prawo - też nic. Patrzy na zegarek: 10 minut na lądzie bez brata. No to wchodzi się rozejrzeć. Mija 30 minut. Nie będę tu opisywał co działo się w jego głowie - można to sobie wyobrazić. Mnie to opowiedział. Postanowił sobie, że w 45 minucie dzwoni po straż pożarną. I gdy wyjmował telefon z ręki, jego brat wybiegł z trzcin! 
Okazało się, że w patrolu trzcinowiska przypadkiem zapędził się do gniazda łabędzi, które zaczęły go atakować. Ratował się ucieczką i nurkiem pod wodę. Blisko godzinę łabędzie patrolowały okolice jego schronienia. Dopiero gdy dały mu spokój wyszedł z wody. 

Ja sam miałem kilka sytuacji na rybach min. pożar akumulatora na belly boat, czy podczas przechodzenia progiem rzecznym w wodzie po pas, woda pociągnęła mi podbierak z pleców, który już zdążył mnie pociągnąć ale gumka się odwiązała co prawdopodobnie ocaliło mi życie! Przynajmniej raz fuszer-wiązanie okazało się pomocne! Na totalnym odludziu, stojąc na kotwicy na górnej Odrze dostałem zawrotów głowy, palpitacji serca i zacząłem odjeżdżać. Wzywanie pomocy o 1 w nocy na odludzie to jest sytuacja, której nie sposób tutaj opisać! Ale kardiolodzy mnie wyleczyli!  :D

  • Like 8
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Teraz ja :

 

Rok 1989 styczeń wybieram się komunikacją miejską na wodę zrzutową w Łegu (Kraków woda ciepła w zimie ) Jest minus 23 stopnie ale mnie młodego gówniarza to nie zraża .Przewalam cały Kraków tramwajami (jakieś półtorej godziny ) z przystanku mam około kilometra nad wodę . Po przyjściu okazuje się że nad wodą jestem sam no cóż temperatura wszystkich wystraszyła. Rozpakowuję się i nagle zjazd na butach po pas do wody . Ewakuacja .

Jedyne co do tej pory pamiętam to to że miałem na sobie jeansy, które w połowie drogi powrotnej zrobiły się tak sztywne ,że ledwo szedłem...

 

Innym razem w listopadzie jechałem na rowerze na krakowskie Bagry i obsunęła się skarpa ze mną rowerem i wędką . I mogę powiedzieć że wyławianie roweru i wędki z wody (tak gdzieś ze 3 metry ) o tej porze roku a potem powrót przez miasto do najmilszych nie należy ...

 

Piwniczna 1990 łowimy brzany z gruntu (teraz to się feeder nazywa) na kostki żółtego sera . Zarzucam i w momencie wymachu czuję opór a następnie skowyt swojego psa . Weterynarz na szczęście wyciągnął mu kotwiczkę z gardła .....

 

Oczywiście o zapadnięciach się od jam i jamek mułu szlamu czy dwóch wywrotkach na łodzi nie wspomnę bo to już w wątku było :D

  • Like 10
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Hahaha, teraz mi się przypomniało jak czytałem wspominki sero, że też za gówniarza ze 30 lat temu "wjechałem" do Warty z wału. Ciągnąłem składakiem DDR na wiosenne leszcze, w jednej ręce teleskop Germina, w drugiej pszenica i barbetle, i szpan- jazda bez trzymanki. Koło wpadło w krecią dziurę, skręciło a ja elegancko z wału w rzekę. Na szczęście tylko do pasa pod brzegiem było bo woda wysoka i zalane były łąki ale brudny i cały mokry też zasuwałem z powrotem  :D  :D  :D   

  • Like 5
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Hahaha, teraz mi się przypomniało jak czytałem wspominki sero, że też za gówniarza ze 30 lat temu "wjechałem" do Warty z wału. Ciągnąłem składakiem DDR na wiosenne leszcze, w jednej ręce teleskop Germina, w drugiej pszenica i barbetle, i szpan- jazda bez trzymanki. Koło wpadło w krecią dziurę, skręciło a ja elegancko z wału w rzekę. Na szczęście tylko do pasa pod brzegiem było bo woda wysoka i zalane były łąki ale brudny i cały mokry też zasuwałem z powrotem  :D  :D  :D   

 

To jeszcze trzeba młodziakom jedną rzecz dopowiedzieć, bo pomyślą, że jechałeś po DDR czyli po "Drodze Dla Rowerów". Nie. "Kochane dzieci"... 30 lat temu nie było takich DDRów. Była za to Deutsche Demokratische Republik, czyli Niemiecka Republika Demokratyczna (NRD), z której ciągnięto do nas fantastyczny sprzęt tj. aparaty fotograficzne Praktica, samochody marki Trabant i Wartburg, a także nieśmiertelne wędki marki Germina :D

Edytowane przez kasperek
  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz na pytanie...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

Ładowanie
×
×
  • Dodaj nową pozycję...