Skocz do zawartości

Szwecja


yglo

Rekomendowane odpowiedzi

Troche sie dziwie, ze nikt z Was nie jezdzi do Germani i dalej przez ciesniny, most i tunel do Malmo? Zero stresu, ruszamy kiedy chcemy i tak samo wracamy. Jedyny blad jaki popelnilismy to, ze w Dani sie nie zatrzymalismy na dzien lowienia tylko do Jamtlandi w jednym skoku.

Hej, zastanawiałem się wcześniej i odczuciłem tę wersję: 

Z Kędzierzyna-Koźla mam ok. 1250 km i ponad 13 godzin jazdy do Malmo.

Ile kosztuje most i tunel?

 

W wersji promowej do Trelleborga/Ystad: mam: 593 km i 6 godzin. Później kolejne 8 godzin promem ( ostatnio 2 osoby: 1400 zł). Wychodzi dłużej, ale te 8 godzin to spędzam na jedzeniu i spaniu :) 

I dlatego mi się nie dziw: lenie wolą spać, niż jechać. Żona wędkarka nie ma prawka.

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Troche sie dziwie, ze nikt z Was nie jezdzi do Germani i dalej przez ciesniny, most i tunel do Malmo? Zero stresu, ruszamy kiedy chcemy i tak samo wracamy. Jedyny blad jaki popelnilismy to, ze w Dani sie nie zatrzymalismy na dzien lowienia tylko do Jamtlandi w jednym skoku.

 

Ja się nie dziwię. Robiłem trasę na Boren lądem, robiłem trasę do Laponii przez Helsinki. Nie polecam. Teraz często jeżdżę z przyczepą i tym bardziej nie polecam. Może gdybym był 15 lat młodszy, może gdyby paliwo było po 4pln, to kto wie...

  • Like 6
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jutro kończy się (10 dni przed czasem) moja najpiękniejsza wędkarska przygoda w życiu! Jezioro, które znam od lat zaskoczyło mnie kolejny raz. Piętnastodniowy nieprzerwany sandaczowy "łomot" był czyś nie do opisania. Po 15 dniach brania "siadły", co nie znaczy, że nie można było połowić tak, jak na Turawie można tylko pomarzyć. Niestety złamanie nogi w kostce mojej żony zakończyło tą idyllę. Tak, czy inaczej czuję się zaspokojony. Nie wiem czy w przyszłym roku opłacę kartę wędkarską.. Pobyt na przyszły rok już zarezerwowałem. Pozdrawiam ( środkowym palcem) wszystkich działaczy ZO PZW Opole oraz Wód Polskich w Gliwicach.,

  • Like 10
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja się nie dziwię. Robiłem trasę na Boren lądem, robiłem trasę do Laponii przez Helsinki. Nie polecam. Teraz często jeżdżę z przyczepą i tym bardziej nie polecam. Może gdybym był 15 lat młodszy, może gdyby paliwo było po 4pln, to kto wie...

Słusznie. Przy dzisiejszych cenach pobyt nad wodą lepiej maksymalizować niż skracać.

 

Wysłane z mojego SM-A546B przy użyciu Tapatalka

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Panowie, podobno Szwecja ma jeszcze w tym roku zostać wpisana na ogólnoświatową listę krajów niebezpiecznych z klauzulą podniesionego ryzyka. Niestety i nam w tym momencie się to odbije czkawką, ponieważ cholernie wzrosną ubezpieczenia. Mam nadzieję, że to tylko fake, choć wesoło tam przestało być.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co dla wędkarza w Szwecji jest najważniejsze?

Coś co sprawia, że czuje satysfakcję, ulgę, co poprawia komfort łowienia i zwiększa niewątpliwie wędkarską koncentrację?

Wiadomo. Toaleta. W naszych wojażach po Szwecji, wcześniej, czy później znajdziecie wynalazek diabła o nazwie electrical toilet, lub dry toilet.

W teorii wszystko jest piękne, zamiast kanalizacji, kopania w szwedzkiej skale szamba, Szwed za 18 tyś. zł kupuje to ustrojstwo, podłącza prąd i rurę kominową na zewnątrz i myśli, że zrobił Wam dobrze.

Nie przewidział jednak, że jego gośćmi będą wieśniaki z Koźla, czyi ja z szanowną małżonką

Zaczęło się dobrze: wykładasz serwetkę, robisz, co masz zrobić, machasz wajchą, i to co oddałeś z siebie najlepszego spada do komory. Teraz wystarczy nacisnąć przycisk small, lub big. Przyciski dodatkowo oznaczone ikonkami, które bez względu na znajomość szwedzkiego sprawią, że nie będziecie mieli wątpliwości co nacisnąć. Po naciśnięciu wasz udział się kończy, należy pozwolić działać kosmicznej technologii NASA.

Tylko, że nie zawsze. Pierwsze użycie było fajne, przez szparkę widziałem ognie piekielne, które spalały wszystko w komorze. Schody zaczęły się przy drugim użyciu. Na monitorku wyskoczył napis: heating time approximatelly 4200 min. Zdenerwowany nie policzyłem ile to godzin, ale wyszło mi, że po takim czasie spalania to spalę toaletę, domek, sąsiednią wioskę i tysiąc hektarów okalających nas lasów. Wyłączam toaletę z prądu, nic to nie daje. Diabelstwo działa dalej. Lecę, więc po pomoc do sąsiada. Miły Szwed, jak zacząłem mu tłumaczyć o co chodzi i prosić o pomoc okazał się poliglotą. Znał znaczenie słów: electric toilet i z dumą zaprosił mnie do łazienki i pokazał, że też taką ma. Na tym jego znajomość angielskiego się skończyła...

Biegnę do kolejnego, ten z angielską flegmą, łamanym angielskim mi mówi: zjem kolację i za godzinę podejdę. Chłopie, myślę sobie, za godzinę to będzie wypalona dziura do Australii, czy co tam jest pod Szwecją. W tym momencie dostaję telefon od żony i jej krzyk:
- w łazience coś głośno wybuchło, a na jakimś zegarze pokazuje 350 stopni.

Mówię więc do Szweda: jeśli kiedykolwiek jeszcze chcesz zjeść kolację w tych pięknych okolicznościach przyrody to masz ostatnią szansę przed wybuchem atomowym w mojej toalecie.

Biegniemy razem. W drzwiach wita mnie żona, blada jak ściana, ale ewidentnie żywa. Wpadamy do łazienki. Wybuch okazał się uruchomioną pompą od wody, a 350 stopni C okazało się 350 kPa ciśnieniem w kompresorze...

Toaleta pokazuje jednak dalej informację, że będzie palić do dnia sądu ostatecznego. Szwed okazuje się inżynierem geniuszem. Za pomocą tylnego przycisku restartuje toaletę. Wszystko wraca do normy. Ja się też uspokajam i przypominam sobie, że słowo heating to nie to samo co słowo burning. Toaleta działa na zasadzie: bardzo długo heating, krótko burning i znów długo cooling. Uratowani od eksplozji skupiamy się na rybach.

CDN, lub nie nastąpi, zależy czy choć pies z kulawą nogą wyrazi zainteresowanie :P

Edytowane przez Yelcyn
  • Like 26
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A wrzuć link do tego urządzenia. Auta za 250 tys plus też potrzebują resetu paneli itd. Normalka w 21 wieku.

:)

 

Post napisany w celu wywołania uśmiechu :)

Tak na szybko, pierwszy, lepszy link: 

https://carbonzorro.com/pl/products/cinderella-comfort-elektryczna-toaleta-spalajaca-z-wyswietlaczem-lcd-1110.html?gad_source=1&gclid=Cj0KCQjwlvW2BhDyARIsADnIe-I-6Cn5IufBQtrFTzv2fjCeyQg-J6vKsB3QbLJwQ41lHSpxRJhy7gIaArEwEALw_wcB

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co dla wędkarza w Szwecji jest najważniejsze? cz. 2

Jezioro sandaczowe.

Wiadomo, najważniejsza jest nasza specjalistyczna wiedza, wieloletnie doświadczenie, znajomość zwyczajów ryb.
Przede wszystkim nasze głębokie przeświadczenie, że zjedliśmy wszystkie rozumy i nie będzie nam szwedzki sandacz mówił co chce zjeść. My to wiemy lepiej od niego.

Każdy, dokładnie każdy sandaczowiec wie, że sandacze nie zagryzają kotletów. Schabowy, czy inny gruby gumowy stek im nie pasuje. Tak samo jak pękate, szczupakowo-sumowe woblery. Mętnookie preferują bardziej wysublimowane potrawy: strzeliste woblery, długie i cienkie gumy, jaskółki.
I ja też to wiem.

Do wody wysłałem, więc całą armadę sandaczowych przynęt.  Przynęty jak malowane, książkowe, z naukowego skryptu: jak skutecznie łowić zandery. I co? I wielkie nic. O prawidłowych, sandaczowych przynętach szwedzkie sandacze bladego pojęcia nie miały.
I nie miała moja żona. Do wody wrzucała więc 15 cm cannibala, uzbrojonego w 25 g główkę i dozbrojką z kotwicą od Titanica. Mało? Jej było mało: dodatkowo na oczku przyponu zakładała 25 g czeburaszkę.
I okazało się, że szwedzkie sandacze tylko na to czekały! I to nie jeden, nie jedna klasa, tylko cała szkoła: złowiła od 47 cm do największego sandacza 65 cm.
Wszystkie waliły w FireTigera jak do tarczy. Jak miała ochotę na zmianę, to zakładała 10 cm pękatego woblera, który mi się kojarzy tylko z odrzańskimi sumami. Szwedzkim sandaczom kojarzył się z jakimś przysmakiem, bo na niego też parę ryb wyjęła.

Pewnie nikt nie zapyta o moje sukcesy, ale odpowiem: na moje klasyczne sandaczowe przynęty brały szczupaki. Niezbyt duże, największy 73 cm.
post-45837-0-01314100-1725816217_thumb.jpg

Jezioro szczupakowe

Po tygodniu zmieniliśmy miejscówkę. I to od razu rada od wujka dobrej rady: nie sugerujcie się tylko pięknym jeziorem, świetnym domkiem, aluminiowym Linderem. Sprawdźcie rybostan.

Ja sprawdziłem dokładnie mapę batymetryczną na ActiveCaptain, wgrałem ją sobie do echa. Nauczyłem się na pamięć wszystkich górek, półwyspów, cypelków i głęboczków. Obudzony w środku nocy mógłbym recytować głębokości wszystkich kantów i długość w cm wszystkich batów. Kupiłem licencje na Ifiske. Wszystko zrobiłem, tylko nie sprawdziłem, czy w jeziorze są sandacze…

A sandaczy w jeziorze nie ma. Dlaczego? Tego nie wie najstarszy szwedzki góral.

Za to były szczupaki. Każdy szanujący się szczupakowiec wie, że obślizgun nie lubi prześwietlonej wody, ani flauty. Słońce wysoko w zenicie, brak fali i wiadomo, że szczupak nie bierze. Każde dziecko to wie, że szczupak lubi blade poranki, więc trzeba zrywać się skoro świt i moczyć tyłek na mokrej łodzi. Dziecko wie, wy wiecie, ja wiem, za to moja żona i szczupaki w jeziorze nie wiedziały.

Wstawałem o świcie. Pierwsze 3 godziny z reguły na zero. Jak słońce przygrzało już bardzo mocno, woda osiągała 20 stopni, powietrze min 25, to cała na biało na łódkę wchodziła żona. I łoiła mi tyłek. Znaczy szczupaki łoiła. Ryba wyprawy, jednocześnie jej PB: 95 cm. Ja 2 ryby po 89 cm. Pech to pech, pokazywałem im język, w nadziei że wystawią w odpowiedzi swój i będę miał dziewięćdziesiątkę, ale skubańce nie chciały. Centymetra dwa razy brakło. Żona mówi: rozmiar ma znaczenie. Złowiliśmy około 30 ryb. Najwięcej ryby 70-80 plus.

P.S. Na drugim jeziorze łowiliśmy tylko po ok. 6 godzin dziennie. Jezioro ma ograniczenia w spalinie, mieliśmy tylko elektryka. Szwed mailowo informował, że ma mega wypasiony akumulator, który starczy na dzień łowienia. Okazało się, że w pudełku MinnKota miał 75 Ah aku z jakiegoś Bauhasa. Dobrze, że mnie coś tknęło i zabrałem swoją 75. Kolejna nauczka: lepiej wozić niż się prosić.  

post-45837-0-41938800-1725816208_thumb.jpg

post-45837-0-10707500-1725816276_thumb.jpg

post-45837-0-69553400-1725816289_thumb.jpg

post-45837-0-27922900-1725816298_thumb.jpg
P.S. 2: Dzięki Bartek za dobre rady! 

 

NOMINACJA DO KONKURSU "OPIS MIESIĄCA"                                                                               :good:

Edytowane przez bartsiedlce
  • Like 25
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jezeli to do mnie, to miło mi i cała przyjemność po mojej stronie. Pozdrawiam.

Ha ha, do dwóch Bartków :) Jak najbardziej do Ciebie (choćby przynęta), ale dzwoniłem też do Bartka Siedlce, który doradzał w kwestii głębokości i to był jego pomysł z dociążeniem przynęt. Dzięki!

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Yelcym czemu mnie to nie dziwi. Moja zona nieraz łamała schematy i łowiła piękne ryby. Przeważnie wyciągała z pudełka największego dziwoląga ktorego ja bym nigdy nie założył. W Mongolii na hybrydę jerka z ogonem wegorza SG zacięła tajmienia ok 130cm ktorego niestety nie wyjela przez bardzo trudne technicznie miejsce. Ja nawet nie pomyślałem żeby coś takiego założyć i uparcie mlocilem wodę typowymi woblerami na glowatke. W Omanie wyjela najmniejszego zrobionego przeze mnie sticka i wyjela najwięcej tuńczyków z całej ekipy.

Często schematyczne łowienie okazuje się błędem.

Teraz dostałem od niej zamówienie na Madagaskar żebym zrobił sticka który idzie pod powierzchnia i przy szybszym prowadzeniu ma wyjść do powierzchni i ciagnac bąbel powietrza. Trzeba będzie coś wykombinować.

Edytowane przez wujek
  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak moja żona 18 lat temu wyjęła sandacza to po 12 latach udało mi się zbliżyć do wyniku, ale brakło 2 cm. W zeszłym roku też było blisko i znów 2 cm. Na władzę nie poradzę.

 

W sandaczu mam wprawdzie lepszy rekord od niej o 13 cm, ale w szczupaku gorszy o 6 cm.

Z tym, że Ola łowi od 2 lat :) 

A bakcyla złapała jak ją zabrałem na wyspę Pani Berit (połączona z lądem drogą) - pewnie Ci znaną. 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak czytam Wasze posty, to mi się łezka w oku kręci. Myślałem, że to tylko moja to taka spiningowa zadziora. W pierwszym roku wędkowania złowiła okonka 46cm i 1 września na Drużnie szczupaczka 108cm. Ręce opadają, jak blisko jest mojej okoniowej życiówki ze słodkiej wody i jak niedaleko szczupakowej. Miło czytać, że nie tylko ja mam tak przechlapane.????

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W Mongolii na hybrydę jerka z ogonem wegorza SG zacięła tajmienia ok 130cm ktorego niestety nie wyjela przez bardzo trudne technicznie miejsce. Ja nawet nie pomyślałem żeby coś takiego założyć i uparcie mlocilem wodę typowymi woblerami na glowatke. 

Jeśli wtedy ruszyliście za nim w nieudany pościg łódką to nawet widziałem na filmie :) 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak czytam Wasze posty, to mi się łezka w oku kręci. Myślałem, że to tylko moja to taka spiningowa zadziora. W pierwszym roku wędkowania złowiła okonka 46cm i 1 września na Drużnie szczupaczka 108cm. Ręce opadają, jak blisko jest mojej okoniowej życiówki ze słodkiej wody i jak niedaleko szczupakowej. Miło czytać, że nie tylko ja mam tak przechlapane.

 

 

Dobrych kilka lat temu pojechaliśy w 2 ekipy na ryby, do Swensonów, z biura.

W drugiej ekipie był nowicjusz, to był jego kompletnie pierwszy kontakt z wędkarstwem, koledzy go namówili i przygodę rozpoczął od wyjazdu do Swensonów.

Jak łatwo się domyślić, trzeciego dnia złapał szczupaka (chyba ze 106cm) a dwadzieścia minut póżniej jeszcze większego. O tym, że to okazały się największe ryby wyjazdu nie ma co wspominać.

Ale nie w tym puenta, następnego dnia popierdzielam z tobołami na pomost, mijam ich domek a on w piżamce z książką na tarasie :) Pytam czemu się nie ubiera a on mówi, że wczoraj trochę połowił a dzisiaj da sobie spokój z pływaniem i sobie cały dzień poczyta :)

Nosz urwał nać, człowiek cały rok czeka na wyjazd, łowi od rana do ciemkości a ten sobie poczyta :)

  • Like 8
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

Coś w tym jest, przez lata miałem kilku kolegów którym pomagałem poznać tajniki spinningu. Nie żebym był jakimś tam wielkim szu, ale coś tam się łowi. I zawsze pierwszy rok lub nawet dwa u takiego adepta były wyśmienite. Jak nabierał rutyny i przyzwyczejanie, kończyły się hurtowo i wynikowo ryby. Jak łowił swobodnie, niezdarnie, nie schematycznie było bardzo dobrze. Dziś twierdzę, że to ja się uczyłem od nich.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

Ładowanie
×
×
  • Dodaj nową pozycję...