Skocz do zawartości

Klątwa pierwszego rzutu.


woblery z Bielska

Rekomendowane odpowiedzi

W moim przypadku "klątwa pierwszego rzutu " sprawdza się w 100 procentach.Może nawet nie tyle pierwszego rzutu co miejscówki.Przykład;

Dwa tygodnie temu jedziemy z kumplem na zaporówkę. Jako że kolega to guzdrała jakich mało kiedy ja juz gotowy do łowienia on dopiero poprawia bieliznę.

Mówi, idź łów ja dojdę. Przechodzę przez wał i w drugim czy trzecim rzucie mam branie. Na brzegu ląduję szczupak plus minus 90 cm. Cieszę się jak głupek i drę się do kumpla żeby się pospieszył bo to jakieś eldorado 

Wypuszczam zbója i po chwili  w kolejnym rzucie mam fajne branie, niestety ryba po chwili spada. 

Kumpel mówi;Ty, to taka mała Szwecja :)

Niestety od tego momentu aż do końca dnia bez jednego brania.

Edit, po tygodniu w tym samym miejscu ale już nie na początku a na samym końcu łowienia kolega wyjmuje rybę 86cm. Sprawdzam nawet czy to nie ta sama ale nie  

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No różnie to wygląda z tym pierwszym rzutem. Dwie historię mogę opowiedzieć z tego roku.

 

Na szczupakach.

Nowe jezioro w Szwecji, praktycznie dziewicze, perełka o ofercie lokalnego przewodnika poza jednym dzikim slipem na brzegu nie ma nic. Napływamy na miejscówę, kant nie byle jaki bo z kilkunastu metrów na ok 3-4. Pierwszy rzut Shakerem 6, powili zwijam przynetę w górę stoku, branie - i szczupak w ok.80 cm melduje się w podbieraku. Kolega z łodzi tylko spojrzał na mnie i powiedział "Ty wiesz co oznacza ryba w pierwszym rzucie ... "   I  , jak sie okazało, miał rację  :(

 

Na sandaczach

Zaporówka, napływamy raniutko na kawałek twardego garbika który darzył poprzedniego dnia wieczorem. Precyzyjne ustawienia, określnie kierunku rzutu bo ten garbik jednakowoż niewielki i trzeba dobrze sie wpasować, głębokośc ok 8 m. Pierwszy rzut, zamykam kabłąk kołowrotka, linka powli zaczyna się napinać i wkrótce, zanim przyneta zdąży dotrzeć do dna, czuję całkiem przyjemne targnięcie. Zacięcie jest w zasadzie formalnościa na MHF st.croix więc wkrótce ok 2kg sandacz ląduje w podbieraku.  A zaraz po nim kolejni koledzy - tego dnia zaliczyłem kilka "hattricków" w kolejnych rzutach. Może dlatego, że nie było na łodzi nikogo kto by przypomniał o klątwie a ja też zapomniałem  ;)

  • Like 6
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie będę powtarzał za Januszem, oj tam, oj tam .

Jednak, czy aby na pewno ? I co to są przesądy, znam wielu, którzy też nie dają wiary w przesądy i jednocześnie, od wielu lat, grają namiętnie w totka  ;)  :P

Co do mojego podejścia do przesądów, to już się określiłem. :P

Czym dla ludzi jest totolotek, zabawa, nadzieja, podatek od marzeń, lecz na pewno, to nie gusła.

Dla mnie lotto, to zwykły "geszeft". ;)

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Super określenie "podatek od marzeń"... :)

Nie nazwałbym "geszeftem", kilkakrotnie trafiłem 3-kę i 4-kę, a dwukrotnie nawet 5-kę. Mniej straciłem przez 50 lat, niż naiwniacy w AMBERGOLD.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Niedziela, wypad na chwilkę na ryby.

Na brzegu miejskiego bajora uzbrajam kij, wiążę agrafkę wybieram gumę główka 2/3 gramy, rzut spod jajec aby sprawdzić zestaw.

Zakole ma może 40cm głębokości miejsce o tej porze roku zawsze stoi puste, ryba stoi w innym miejscu więc wybór celowy.
Uderzenie następuje tuż po wejściu gumy w wodę, stoję i patrzę z rozdziawioną paszczą na to co się dzieje. Kabłąk otwarty, plecionka luźno zwisa, wszystko wydaje się jakby było snem. Zamiast dłonią zbić ten pierniczony kabłąk jak to zwykle robię, to mielę łapą w powietrzu jakbym czegoś szukał, jak kot ostrzący pazury.... 

Gdzie ten sznur... przecież powinien tu być, nie wyciągnąłem go jeszcze do rzutu.... stoję i mielę to powietrze.

Ryba wali z dużym impetem wychodząc bokiem nad wodę odsłaniając się w 1/3 długości, widzę jak rozdziawia się pysk, jak rozchodzi się każdy zakamarek, każda fałda skórna paszczy drapieżnika, patrzę w czarną źrenicę otoczoną żółtą obwódką.
Ciemno zielony lampart nakrapiany żółtymi cętkami rozchlapuje wodę błyskając swoim brzuchem w kolorze kości słoniowej i wali mojego 3 calowego easy shinera...
Stoję jak w malignie i próbuję dosięgnąć sznura kiedy zdaję sobie sprawę, że przyjechałem szukać okoni ze spinnem, a nie suszyć kurczaki w powietrzu.
Predator.. pierniczony predator... naprawdę musiał?
Na wewnętrznej stronie kciuka czuję muśnięcie, delikatne niczym dotyk cdc, za chwilę czuję dokładniej, plecionka...
Zaciskam lewą dłoń, łapiąc splot włókien i przekręcam pięść do siebie aby dodatkowo zablokować plecionkę, w tym czasie prawe przedramię wędruje już po łuku w górę.

Blank zbrojony przez Wojtka Zwolskiego startuje błyskawicznie by zaraz wygiąć się w łuk jak kotka broniąca młode przed zagrożeniem.
Wojtek mówił, że Batson pracuje bardzo ładnie, ciekawe jak to wygląda... ale nie jestem Neo, a to nie jest Matrix. Nie mogę wyciągnąć dłoni powiedzieć "Nie"  zatrzymać akcję i obejrzeć sobie patyka od tak ooo.
Ukucie w lewą dłoń na styku skóry z plecionką utwierdza mnie, że kij zdążył wybrać luz linki, a na jego końcu jest jakiś ciężar. Pulsowanie w prawej łapie potwierdza - siedzi...
Za chwilę jednak refleksja - hola, hola piękny książę, żeś się waćpan nie zabezpieczył. 
To nie jest wyprawa na pobliskie el Burdello gdzie stalka wymagana jak guma na wiejskiej potupaji gdzie od Karyny można przejąć niezidentyfikowany szczep bakterii (przecież kobiety ponoć są z wenus - prawda? ;) ), tam na końcu tej twojej żółtej niteczki masz dowiązany kawałek cienkiego fluorocarbonu który ma ułatwić połów pasiaków.
Lewą dłonią robię dodatkowy młynek aby owinąć jeszcze raz plecionkę na dłoni, kij powoli opuszczam i próbuję zbić kabłąk prawą dłonią.
Sztuczka magiczka udaje się, kontrola ile mam luzu między lewą dłonią a kołowrotkiem, wisi z metr może ciut więcej.
Rozluźniam lewą dłoń i ustawiam równolegle do blanku tak aby plecionka ześlizgnęła się po palcach, szczupak sam powinien wybrać luz, a dzięki temu będę miał  jakąś kontrolę nad tym co się dzieje z linką, po chwili dłoń wolna i mogę chwytać za korbę.

Chwytam za korbę, predator cały czas walczy o czym świadczy pulsowanie w prawej dłoni, podciągam kijem lekko do siebie jegomościa i szybko wracam ręką do poprzedniej pozycji aby wybrać luz.
Akcję powtarzam parę razy, ryba przez chwilę chodzi lewo prawo na smyczy po czym młynkuje pod powierzchnią.
 

Ni z gruszki, ni z pietruszki słyszę za sobą standardowe - BIORO??

Czuje się jak Benjamin przyłapany na struganiu "Pinokia" w parku....
Nie wiem skąd ci ludzie się biorą, stoisz nikogo nie ma jak na Saharze.
Możesz dostać udaru, zawału, może trafić cię w baniak kawałek kosmicznego śmiecia który właśnie dla żartu musiał runąć z orbity na ziemie i uwierz mi drogi czytelniku w 96% nie będzie nikogo kto ci pomoże.

Według mnie w takich sytuacjach następuje sprzężenie na poziomie synaps i wszyscy hurtowo idą oglądać jak psy szczekają dupami. 
3% ewentualnej pomocy wali właśnie winiacza i mają cię w dupie, jak padniesz będzie na kolejne % bo przecież fanty jakieś będzie można zabrać ze sobą bo tobie to już się na nic nie przyda.
Wyobraź to sobie czytelniku - jesteś w parku nad miejskim bajorem, ni z tego ni z owego dostajesz niemiłego uczucia w klatce piersiowej, po chwili uczucie przeradza się ból który rozrywa ci klatkę, nie możesz złapać oddechu, jest coraz gorzej. Parę minut temu przebiegała obok ciebie para jazgoczących panienek, przechodziła emerytka z futrzakiem na smyczy którego wytrzeszcz oczy sugeruje brak oddania stolca od jakiegoś miesiąca. Jakaś mama/tata gonił swoją pociechę, drugim brzegiem przechodziły nastolatki jarające efajki, na ławce niedaleko młoda niewiasta ma badane migdałki przez swojego natrętnego kolegę co to non stop przed chwilą mówił - a wiesz dziś środa, dzień loda...
Teraz stoisz/siedzisz/leżysz napierdziela Cię klatka piersiowa, masz problemy z oddychaniem, nie ma nikogo, aa czekaj jest jednak ktoś. zmierza w twoim kierunku żywa choinka zapachowa... chcesz wiedzieć jaki to zapach? chyba coś ze stajni - jaJebięę...
słyszysz - Kierowniku, to ja to wezme po so ma sie zmarnować - i znika z twoim spinnem z pracowni i wymuskanym kręciołem z przesadzoną liczbą łożysk - no ale Tjuning musi być.

 

Ale jak tylko będzie branie lub czołgasz się do miejscówki co by Cię nic nie zwęszyło zaraz usłyszysz  - Bioro!!?
Tak drogi czytelniku, właśnie to tak jest.... znasz to prawda?

Reasumujmy:
Niedziela, miejskie bajoro, pierwszy rzut, spod jajec, 3 cale, okonie, na okoniówce buja się szczupak i magiczne zaklęcie - BIORO?!

Kaczy dziób na końcu zestawu chyba tylko na to czekał, ryba jak na komendę dostaje szału macicy i przypuszcza ostatni zryw i naglę czuję to tępe "PYK".
Jeszcze przed chwilą kij pracował jakbym miał na nim rybę wsadzoną do wrzącego oleju, a tu nagle pyk.. ale, że jak to?

 

No przecież można się pochlastać... to ten jebany czarodziej i jego hokus pokus.

Musiał się trafić akurat mi ten Gandalf Szary jeszcze przy pierwszym rzucie....

 

Odwracam się i odpowiadam:

- Nie, Furwa dają...

 

Strzelam z obciętego zestawu jak z bata i idę na inną miejscówkę, odruchowo macam kieszeń bluzy czy mam fajki...
No tak przecież rok temu rzuciłem swój ukochany nałóg... 
Przegrzebałem kieszenie znalazłem patyk od lizaka córki - lizaków też już mi furwa nie wolno... - wepchnąłem do paszczy i poszedłem rzuć na pomosty.

Tego dnia łowiłem w sumie może ze 3h.
Przy pomostach ryba była, co i raz było widać ataki okonia, szczupaka.
Zresztą same drapieżniki też widziałem.

Co parę minut obserwowałem podwodny balet drobnicy i ich oprawców.

Widziałem jak drobnica błyskała bokami, co jakiś czas błysk był znacznie większy.

Skojarzyło mi się to z Gwiezdnymi Wojnami Powrót Jedi kiedy Luke obserwował z Gwiazdy Śmierci atak floty Republiki na siły Imperium zgromadzone przy Endorze.
Setki małych myśliwców walczących z gwiezdnymi niszczycielami w ciemnościach kosmosu.
 

Guma, wobler, blaszki, cykadki sradki.... drop shot nawet boczny trok..

gram, pięć, dziesięć ... stukanie pukanie, ruchy szybkie, agresywne, totalny leniwiec..

No wuj mnie brał na całego... kompletnie nic się nie działo.

Przepraszam, miałem jedno wyjście okonia do gumki na bocznym troku, rekin 18cm zaatakował gumę po czym ją wypluł jak obrażona nastolatka.

Ale nie tylko ja nie byłem zadowolony z tego dnia nad wodą.
W drugiej godzinie łowów niedaleko mnie zebrała się grupka ludzi, ufff na pewno nic mi się nie stanie bo przecież są ludzie i z tego co widzą będą tu jeszcze jakiś czas. Okazało się, że grupka autochtonów jaka się zebrała obok mnie jest lokalnym odłamem morsów i przyszli moczyć dupy w zimnej wodzie.
Może się do nich przyłączę jak będzie zimniej?
Muszę pogadać z naszym kolegą forumowym z Legionowa Marcinem odnośnie technikaliów.

Jak się okazało dla ekipy morsów woda była za ciepła, miała 10 stopni dlatego też uważali wypad za mało udany.
 

Dla ciekawskich, tak były samice, przypominały manaty i słonie morskie, nie było nic w stylu Arielki...

Opisany wyżej przykład "Klątwy pierwszego rzutu" jest ekstremalny i nie zawsze występuje ale fakt, coś może być na rzeczy.
 

Mam nadzieję, że nie zanudziłem

  • Like 23
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

swoje największe okazy (nie było ich za wiele) złapałem w ostatnich rzutach i to jeszcze z żoną miałczącą nad głową "jedziemy juuuuuuuż?" heheh ... sęk w tym, że tylko z żoną udało mi się złowić coś sensownego w ostatnim czasie :) czyli chyba taki "drogi" talizman z niej ;)

P.S. zapomniałem dopisać kochany (kochana)  :wub:

Edytowane przez PLnK
  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Klątwa rzutu jest wtedy kiedy ryba pójdzie z przynętą w pysku zwana obcinką itp. ... Innych nie dostrzegam.

 

Miałem kiedyś taki wypadzik, że przez trzy dni nie złowiłem nawet jednego okonka ... Brały jedynie i to bardzo rzadko wzdręgi.

A machałem po około 4 godzinki dziennie. Czy to była klątwa ? Nie, to była parówka ponad 30 stopniowa w pełnym słońcu,

ale osobiście uważam, że bardzo miło czas spędziłem ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

.

 

Pany Co to się dzieje otwieram drugi wątek i kolejny " kolega co to za pranie chce płacić" .

 

Normalnie osmarkałem się i oplułem po raz drugi. 

 

"Ni z gruszki, ni z pietruszki słyszę za sobą standardowe - BIORO??

Czuje się jak Benjamin przyłapany na struganiu "Pinokia" w parku.."

....... "Teraz stoisz/siedzisz/leżysz napierdziela Cię klatka piersiowa, masz problemy z oddychaniem, nie ma nikogo, aa czekaj jest jednak ktoś. zmierza w twoim kierunku żywa choinka zapachowa... chcesz wiedzieć jaki to zapach? chyba coś ze stajni - jaJebięę...

słyszysz - Kierowniku, to ja to wezme po so ma sie zmarnować - i znika z twoim ...."......

 

Leże :D :D :D :D  :D

Edytowane przez puszek7
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Miałem kiedyś kolegę Janka, umysł ścisły matematyczno inżynieryjny.Dodam że Janusz pracował w pobliskiej hucie w biurze projektowym. Ale taka lebiega w życiu codziennym że klekajcie narody. Jeśli na ulicy była jedna jedyna kałuża to Janek musiał w nią wdepnąć. Jednym słowem sierota boska

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A propos klątwy, co prawda nie pierwszego rzutu ale jednak klątwy.

Przez dobre 8 lat ciążyła nade mną "klątwa Jasiurskiego". Chodziło o to, że jeśli porządnie się nie znieczulę podczas wyjazdu do Szwecji, metrówki nie złowię. Na ostatnim z nim wyjeździe zdesperowany przystąpiłem do odczyniania klątwy poprzez rytuał pt. "wyganianie diabła". I na kolejnym w tym roku szwedzkim wyjeździe metrówkę złowiłem. Hmmmm.... :D

I jak tu nie być przesadnym...

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

:D

No to bierzemy na tapetę kolejną "klątwę" ;)

 

Na łodzi płynie "Paszczak", "Mały" i "Dalton". Po wyprawie do Szwecji i złowieniu kilkudziesięciu szczupaków, Paszczak poczuł się już wędkarskim specem. Kilka wypłynięć na jezioro, na każdym zaliczył przynajmniej jednego sandacza. Końcówka września. Załoga dopłynęła do "garbu". Kilka rzutów i Paszczak zapina, a następnie przyholowuje i podbiera sandacza około 80 cm. Uśmiech od ucha do ucha, docinki w kierunku bardziej doświadczonych wędkarzy o tym, że to jeszcze trzeba umieć ;) Kilkanaście "pustych" rzutów, Paszczak odwraca się w przeciwną stronę, rzut, kilka podbić i - jest! Kolejny sandacz około 80 cm. Teraz ta już Paszczak rozsiadł się jak Basza, , dłonie położył na biodrach i z wysoko zadartym nosem wypowiedział klątwę:
"Teraz to ja już wiem, jak się łowi sandacze".

Kolejnego złowił w listopadzie. Następnego roku :D

  • Like 17
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Myślę, że od klątwy pierwszego rzutu... lepszy jest zdecydowanie w moim przekonaniu - fart ostatniego rzutu. Pomimo, że to sto trzydziesty pierwszy ostatni rzut

Ostatni rzut . ^_^

 

Nie wiem jak u was  , ale u mnie ten ostatni ;)  rzut potrafi trwać nawet i godzinę . :Domg.gif

Edytowane przez Pisarz.......ewski Piotr
  • Like 12
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

Ładowanie
×
×
  • Dodaj nową pozycję...