Skocz do zawartości

Klątwa pierwszego rzutu.


woblery z Bielska

Rekomendowane odpowiedzi

Może trochę głupie, ale ja swego czasu się uśmiałam, aż się popłakałem. Gdy byłem jeszcze młodszy jakieś dwadzieścia parę lat wstecz, zabrałem starszego kolegę z pracy na ryby. W młodości on też wędkował, teraz znów wyrobił kartę i wrucił do wędkarstwa. Więc wybraliśmy się na wspólną wyprawę... minęło ze trzy cztery godziny wędkowania ja złowiłem jak pamiętam że cztery ryby i dalej łowię, kolega się pyta co ku...tfa jest. Mi głupi pomysł przychodzi do głowy, trzeba popluc na przynętę, tfu tfu poplul i zaczął ku..tfa łowić jedna za drugą a ja przestałem. Na następnej wprawie nic nie łowimy kumpel przez pół dnia wypluł cała ślinę z płuc, ja wypłakałam ze śmiechu wszystkie łzy z oczu, aż policzki mnie bolały.

Edytowane przez Mirek*
  • Like 5
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 miesiąc temu...

Wczoraj miałem i ja klątwę ale drugiego rzutu. Byłem wczoraj na trociach na Redze. Pierwszy raz na rybach od roku. Pochłonęła mnie pasja kręcenia kolejnych kilometrów na rowerze. 1 stycznia br. też nie zameldowalem się nad rzeką trociową tylko zrobiłem 60 km w siodełku. Coś mnie jednak tknęło by wykupić zezwolenie i pojechać na zimowe trocie. Celem były srebrniaki które miałem nadzieję złowić po tych sztormach na Bałtyku. Padło na dolną Regę. Wysiadam z auta, ubieram się i idę na pierwszą miejscówkę gadając z napotkanym starszym wędkarzem. Zapinam mój wobler pierwszego wyboru. Rzucam pierwszy raz regulując przy okazji hamulec. Drugi rzut - nieco krótki bo ręka odzwyczajona od trzymania wędki a tym bardziej mojej trociowej lagi. Wobek wpada do wody, dwoma szybszymi przekręceniami korbki zatapiam go w nurcie. Schodzi następnie wachlarzem na ośrodek rzeki i ni z tego ni z owego nagle szczytowka zaczyna pulsować pod ciężarem. Kurde myślę sobie no ryba jak nic. Przypominam sobie szybko jak holować, podprowadzam pod brzeg i szybko ładuje do podbieraka. Samica kelcik. Szybko fota i bez mierzenia wypuszczam z powrotem. Jeszcze dłuższy czas uwalniam wobka z siatki podbieraka nie wierząc w moje szczęście. Dwa lata bez troci z rzeki. Już miałem wystawić tu na giełdzie wszystkie graty na sprzedaż i nagle wróciło to przyjemne uczucie. Dalsze 4 godziny łowienia oczywiście nie dały kolejnej ryby ale i tak chłonąłem te atmosferę zimowej rzeki. Pewnie jeszcze pojadę na ryby a rower poczeka do wiosny.

Edytowane przez Pawgas
  • Like 5
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W tym roku kolega wyciągnął mnie nad San. Była to wiosna i miały brać pstrągi. Przygotowaliśmy się "po zęby", a że na co dzień łowimy głównie wiślane klenie to i wędy były adekwatne i całe pudła jigów i wobków (uzupełnione o modele "strzebla", "głowacz", "kiełb", "śliz" w dwóch rozmiarach i kilku wariantach pływania i nurkowania...). Nawet spodniobuty do brodzenia były jak należy. Dla zwiększenia statystycznej szansy sukcesu drużyny zabraliśmy też trzeciego kolegę.

Pierwszy dzień. Sobień. Mój pierwszy rzut w życiu w poszukiwaniu pstrąga. W połowie spływu wachlarzem, na 5 cm strzebelkę Krakuska ŁUP! Siedzi. Dwudziestogramowy Diaflex 2,40 debiutuje wygięty w pałąk. Po pierwszym odjeździe okraszonym szalonym wyskokiem kropkowaniec - czterdziestak dał się podholować do brzegu. Już go miałem chwycić za kark gdy zdesperowany szarpnął się raz jeszcze, przy czym dostał takiego "szwungu", że kołowrotek ani wędka nie zdążyły oddać żyłki i ryba zerwała przynętę. Zostawił mnie z "kocią mordą" i smętnym strzępem linki zwisającym ze szczytówki. Nikt mi nie powiedział, że kleniowa szesnastka będzie na takie wariaty za cienka...

Ale nic to. Walnął, znaczy ze są i żerują. Pobiegłem ekspresem do auta, nawinąłem na drugą szpulkę nowiutką dwudziestkę, wróciłem do kolegów wytrwale już biczujących wodę. I nic.
Na drugi dzień inny rejon. Ujście Osławy. Cały dzień i nadal nic. Jakaś popdpięta świnka... Pstrąga niet. Trzeciego dnia odwiedziliśmy Zagórz. Nadal NIC. Żaden z nas nie złowił ryby.
A woda piękna. Kolega który mnie namówił na wyjazd pochodzi z Sanoka. Zna wodę, złowił niejednego pstrąga a nawet kilka głowatek.

Przez tę trzydniówkę dałem się namówić na pełną roczną okręgową składkę przemyską! Więcej nie wróciłem. A może trzeba było?
W 2019 roku znów dam szansę Sanowi. Kolega namawia... ;)

Edytowane przez J-O-K-E-R
  • Like 6
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

Ładowanie
×
×
  • Dodaj nową pozycję...