Skocz do zawartości

Szczupaki 2019


welpa1809

Rekomendowane odpowiedzi

Rybki z wczoraj. Nowa woda choć nie do końca szczupakowa. Ale jakaś płytka zatoka z grążelami się znalazła. Łódek dość sporo, ale coś udało się złowić. Ryby brały na różne przynęty, te ze zdjęcia na "błysk" i "świnka"

wczoraj.c08672be348c9f5026358f59185e46e2.jpg53944ae9f43d55fcb044fcd37b2b2906.jpg

 

Wysłane z mojego Redmi Note 5 przy użyciu Tapatalka

Edytowane przez Gadget
  • Like 44
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pierwszy maja. Święto Pracy.
Jakimś cudem żona wyraziła zgodę bym "dzień święty święcił" i po niemal tygodniowych przygotowaniach i ciągłych zmianach planów byłem gotów. Chyba.
Budzik zadzwonił o 4:15 - też tak macie, że jak do roboty na ósmą to jeszcze chwilkę, jeszcze momencik na drugi boczek... a jak w środku nocy to od razu pełna gotowość i żadme drzemki nie są potrzebne? - po chwili byłem gotów, jeszcze tylko założyć buty i ... i żona zapaliła w pokoju światło a dwudziestomiesięczny synek płakał i wołał "tata tataaaa". Cóż było robić. Szymona wziąłem na ręce i lulałem brzdąca nucąc mu kołysanki aż smoczek wypadł mu z ust na podłogę bez reakcji z jegi strony. Dzieciak do łóżeczka a ja myk w buty i do piwnicy po czekający sprzęt.
W drodze eliminacji nadmiaru klamotów do noszenia już wcześniej wykluczyłem ze składu dwa patyki. Teraz po prostu zostawiłem delikatny kijek zabierając ulubioną szczupakówkę brzegową spod sztandaru Team Dragona z dopiętym Zauberem. W pudełku trochę blaszydeł, gum różnistych, Sliderki 7 i ich krewniacy no i obrotówki. Do tego "ubranie robocze", wodery, zapasowe majty i skarpety, kapelutek i okularki no i w drogę. Obiecałem być po kuzyna i kumpla w bydgoskim Fordonie między 5:30 a 6:00. Z Inowrocławia jeszcze tak szybko nie dotarłem do domu nigdy (mieszkam w Inowrocławiu ale sercem jestem bydgoszczaninem-fordoniakiem). Dopiero na Fordońskiej moje rajdowe zapędy nieco ostudził widok radiowozu. Na moje szczęście panowie w błękicie zajęci byli konwersacją z kierowcą BMW.
Wparowałem do domu rodziców skąd zabrałem kilka szpargałów, w tym Tatulę t-R, pletki i lekki kijek castingowy spod ręki Mekamila, który kupiłem na naszej Giełdzie jakiś czas temu. Miała to być uncjówka. Wolałbym coś bliżej 2 uncji żeby spokojnie S10S machać, ale jak się nie ma co się lubi i już zaduwałem na spotkanie dawno nie widzianych kompanów. Zdążyłem na styk.
W bojowym nastroju ruszyliśmy dalej. Naszym celem było stosunkowo nieodległe jezioro, na którym jakimś cudem mieszkając przez 30 lat nieopodal nie byłem nigdy.
Dojeżdzając na miejsce polną drogą liczyliśmy na to, że nad wodą nie będzie zbyt wielu wędkarzy, tymczasem za zakrętem ukazał się las... samochodów. Wzdłuż brzegu trudno było znaleźć miejsce do postawienia auta. Dlatego zaparkowałem mój czarny karawan bliżej, przed jeziorem.
Troszkę trwało zanim ruszyliśmy. Musiałem się przebrać, nawinąć plecionkę na Tatulę - wybór padł na Rjujin od Momoi. W zasadzie z mieszanymi uczuciami brałem zestaw castingowy. Dobrze, że kij krótki to nie będzie aż tak przeszkadzać. Rozdziewiczę zestaw, zobaczę jak działa i już. Po przygotowaniu się i spakowaniu wskoczyliśmy z kumplem w wodery (kuzyn mimo sugestii takowe obuwie zostawił w domu) i ruszyliśmy szukać szczęścia. I wolnego stanowiska. Nie było łatwo, cały brzeg wyglądał niczym teren gruntowo-spławikowych zawodów. Rzucać dało się tylko między stanowiskami po przejściu przez rzadkie trzciny z wodą powyżej kolan.
No to się zaczęło. Mariusz szukał wolnego stanowiska do obłowienia bez potrzeby brodzenia a cała okolica słuchała jego narzekań na brak kondonów na nogi.
W pewnym miejscu wypatrzyłem ciekawy układ zielska, rzadkie trzcinki obiecująco wrzynały się wąskim jęzorem m wodę sugerując pas płytszej wody wcinający się w jezioro. Wbiłem się w trzcinki i już prawie mogłem rzucać z nadzieją na zębatą zdobycz ale poczułem przeszywające wilgotne zimno na wewnętrznej stronie uda, które promieniowało, a właściwie ściekało w dół.. Nosz jasna cholera. Nowe wodery pierwszy raz na nogach i dziura! Wyszedłem na brzeg. Jedyna dziura była w mózgu - przyzeyczajony do spodniobutów zwyczajnie zrobiłem krok za daleko. Wylałem chlupoczącą wodę z buciora i poszedłem szukać reszty ekipy.
Po znalezieniu wesołego towarzystwa oznajmiłem że oto otworzyłem sezon.
-duży był? Spytał kuzyn.
- duży nie, ale głęboki. Otworzyłem sezon a nie że złowiłem rybę. Woda w kaloszu! Odparłem ze śmiechem.
Okazało się, że kuzyn małego szczupaczka złowił. Po chwili kolega ciągnął małego zębatego potworka.
Cóż było robić, założyłem jedną z ulubionych wahadłówek na zestaw castingowy i po kilku rzutach też wyciągnąłem małego, bardzo łakomego szczupaczka.
No to "śmierdziałem rybą" i sezon mogłem uważać za w pełni otwarty.
W dobrych humorach powędrowaliśmy dalej.
Na kolejnym niełatwym ale w końcu wolnym stanowisku wyjąłem drugiego szczupaczka a kolejny mi spadł pod nogami, bez żalu z mojej strony, bo też nie grzeszył rozmiarami. Ruszyliśmy w dalszą drogę.
Po przejściu sporego kawałka brzegu zastawionego lasem żywcówek i gruntówek spotkaliśmy kolegę z koła, pana Władka, bardzo sympatycznego i doświadczonego spinningistę, który powiększył naszą wesołą kompaniję. Dalej poszliśmy już we czterech.
Na kolejnym miejscu zajęliśmy 3 stanowiska. Szczupaczek jakiego wyjąłem wkurzył już kuzyna, bo przestał marudzić i biadolić nad brakiem woderów a zaczął narzekać na to, że innym biorą.
Kilka chwil później fajne branie na cascie przeszło w sympatyczny hol i zakończyło podebraniem już wymiarowego szczupaka.
No to pełne zadowolenie. Udało się wyrwać nad wodę, złowić rybę, otworzyć sezon no i rozdziewiczyć zestaw castingowy, zestaw, który miał być użyty chwilę a potem przeszkadzać. Tym czasem przeszkadzał mi długi spin. Ostatecznie złożyłem go i dalszą część wędkowania spędził włożony do torby, znaczy przymocowany klapą, zdecydowanie mniej przeszkadzał niż noszony w ręce.
Na kolejnych, wolnych miejscach, a prawdę mówiąc nie było ich wiele, jako spełniony wędkarsko kombinowałem z przynętami i ustawieniami hamulców rzutowych Tatuli.
Inne wahadłówki, mocniej pracujące zdawały się odstraszać ryby. Innym razem będzie ich dzień. W końcu wróciłem do klasyki, od której zaczynałem i na agrafkę zapiąłem Sliderka 7S w kolorze Blue Herring. Nad pracą siódemki nie będę się rozpisywać, bo chyba każdy wie jak fajna to przynęta. Przynęta miała jednak wadę - masakrycznie tępą tylną kotwiczkę. Ale co mi tam. Rzucałem, rzucałem, bawiłem się prowadzeniem, słoneczko świeciło, żaby hałasowały. Z błogostanu wyrwało mnie łupnięcie w kij. Zaciąłem i poczułem opór sensowniejszej ryby. Hol był dramatyczny, po z odjazdem i wejściem w kłąb zielska kilkadziesiąt metrów od brzegu, ale siłowo wytargałem rybę z zaczepu. A raczej zaczep z rybą, bo troszkę ziela teraz doszło do ciężaru zdobyczy, która w cudowny sposób nie spięła się w trakcie szamotaniny. Gdy tylko podholowałem rybę w zasięg wzroku zamiast zębatego i cętkowanego drapieżnika dostrzegłem zębatego, ale pasiastego. Nosz cholera sandacz. Zapięty za tylną (tępą) kotwiczkę. W głowie myśl, że właśnie zdjąłem samca z gniazda i wielki żal z tym związany, ale ostatni odjazd ryby wykorzystałem na poproszenie kumpla by wyjął telefon i trzasnął kilka fotek.
Ryba ładnie wyjechała wyślizgiem na mini plażyczkę, a gdy się schyliłem by ją odhaczyć, kotwiczka Sliderka sama wyskoczyła jej z pyska. Szybko podniosłem sandacza i wypuściłem bez zwłoki. Nieco się uspokoiłem, bo w przeciwieństwie do sandaczy pilnujących gniazd jakie przypadkowo łowili kumple nad Odrą, ten był odpasiony, wręcz gruby. Może samiczka już nasycona i żerująca w najlepsze po kwietniowym tarle? Nie mnie oceniać.
Po tej rybce trafiły mi się jeszcze jakieś małe szczupaczki, jeden większy wszedł w trzcinki i pozbył się kotwiczki, jeden tylko powąchał wahadłówkę.
Na dodatek znalazłem cały woreczek główek do poprochów. Okazało się jednak, że zgubił je kolega, więc radość ze znalezienia i posiadania przeszła w radość z radości drugiej osoby, która odzyskała zgubę
Na tym zakończyliśmy wędkowanie. Każdy coś jednak złowił. Cieszyłem się bardzo, bo z powodów rodzinnych był to mój pierwszy od niemal roku wypad na szczupaki, do tego zakończony sukcesem. Zdjęć z uwagi na obostrzenia regulaminowe nie wstawię, zresztą nie mam parcia na okazy, choć lubię poholować coś większego oczywiście,nie mam w jakimkolwiek zasięgu jakichś super łowisk a i nie wstydzę się swoich łokci
Zestaw castingowy jakim się posługiwałem przypadł mi do gustu. Kijek w teorii uncjowy okazał się na oko znacznie mocniejszy, żałowałem, że S10S jednak zostały w domu, następnym razem takie zestawienie przetestuję. Plecionka troszkę się plątała przy rzutach pod wzmagający się wiatr, ale to nie jej ani multika wina tylko moich braków warsztatowych. Nie żałuję, że kijek kupiony dla chrześniaka został u mnie. Nie wiem tylko czy szczęśliwy był zestaw, nowe wodery czy kapelusz... na wszelki wypadek będę musiał brać teraz nad wodę cały komplet, by nie zapeszyć. Ale jak by nie było, średni zestaw castingowy w tym połączeniu zagości w moim ekwipunku na stałe. Na lajta jeszcze jestem za cienki
Jednak najważniejszy był wspaniale spędzony nad wodą dzień w doborowym towarzystwie.
Dzięki Panowie!

Z pozdrowieniami. Michał.

P.S. Wszystkich, którzy przeczytali przepraszam, że nudnawo, długawo, bez wielkich ryb i wielkich emocji. Ale tak już bywa. ☺

P.S.2 - jeden z kolegów gratulował że na casting, że to trzeba umieć... no cóż, jak człowiek nie umie ryb łowić, to chociaż sprzętem się bawi

 

 

 

NOMINACJA DO KONKURSU  "OPIS MIESIĄCA"                        :good:

Edytowane przez bartsiedlce
  • Like 27
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Majówki ciąg dalszy. Wiatr łeb urywa ale na wodzie meldujemy się ok 7. Dziś nowa woda. W trzecim rzucie melduje się 98.post-50879-0-76474300-1556817555_thumb.jpeg

post-50879-0-53468600-1556817809_thumb.jpegpost-50879-0-57441600-1556817882_thumb.jpeg

 

Potem jakieś króciaki i po jakimś czasie doławiam jeszcze 86.

 

post-50879-0-97871500-1556817984_thumb.jpeg

 

Warunki: zatoka która jest wielkim,2 metrowym, blatem porośniętym moczarką.

Obydwie ryby dziś na foxa 18 cm malowanego na okonia.

 

Jeśli cały sezon łódkowy będzie taki, jak jego rozpoczęcie, to już mi ciary po plecach przechodzą.

 

Łubu dubu, łubu dubu, niech nam żyje Prezes PZW Suwałki :)

  • Like 42
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To nie PZW Suwałki tylko GR PZW Suwałki.. Ja już nie ogarniam kto tam dzierżawi te ich wody ( tam to chyba dzierżawca w dzierżawcy jest)..Ogólnie zezwolenia sprzedaje GR PZW Suwałki..Wody mają dużo i różne zależy co tam wynajdziesz , albo wytrałowane siatami albo nietknięte kilka lat .Ogólnie tam stacjonuje np. ekipa rybacka w Ogonkach i jeszcze jakiś debil przyjeżdża solo z Suwałk obstawia całe te mniejsze jeziora , bierze co popadnie.Ludzie ode mnie co mają domki wypoczynkowe, to na niego na policje i straż wydzwaniali hehe:).Nie zagłębiałem się w temat .Gratulacje wszelkich  połowów "mamusiek" i połamania..

Edytowane przez bartsiedlce
  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To na tą twoją plećke 0,8 z fluocarbonem 5lb

Bardzo się ciesze że wytrzymała ;) a agrafka xs od kolegi Hesher

Mówiłem, że metra spokojnie radzą :) Inny kolega miał taki przyłów przy okoniowaniu w okolicach końca marca, też XS-ki.

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hubert plecionka to YGK g-soul x8 0.8 a fluocarbon Varivas Mebaru Gate 5 LB

Ustawiłem łódkę po wcześniejszym znalezieniu okoni i zacząłem obławiać. Po kilku rzutach trafił się szczupak 45 cm potem 65cm a po 10 min mozolnego obławiania zaciąłem i uwierzyć nie mogłem co chwyciło przynętę. A wszystko na patyku do 7gr

  • Like 6
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wczoraj jeszcze jakieś tam pistolety brały 2 powyżej 60 złowiłem (wieczorem), ale dzisiaj śnieg popadał rano i 0 brań wszystko się pochowało.Żałuje że rano poleciałem ..Temperatura wody w  granicach 12-13C ..2giego maja było chyba powyżej 15C...Jak tam u was bo ja pierwszy dzień że ręka rybą nie śmierdzi ???

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

U mnie jezioro z głęboką wodą do 41 m,1 maja woda 13,2 stopnia ,ryby aktywne chętne, później już tylko gorzej ,temperatura wody spadła do 9 i ryby się potopiły,czekam na poprawę pogody i dopiero ruszam , oczywiście jakieś ryby mimo tych spadków były ale bez szału, ogólnie majówka udana 4 ryby na koncie najmniejsza 72, największa 85 :-)

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

Ładowanie
×
×
  • Dodaj nową pozycję...