bjpol Opublikowano 12 Maja 2012 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 12 Maja 2012 filozofia .... piękne słowo, tylko czy aby na pewno każdy wypuszczający ryby robi to z powodu filozofii? Ilu wędkarzy po prostu nie ma co z tą rybą w domu zrobić? Mieszkają sami i nie gotują, żona ma gdzieś przyniesione ryby, nie lubią jeść ryb, przyrządzać ich, oporządzać itp? Ilu wędkarzy, zwłaszcza tych lepszych ( a przynajmniej skuteczniejszych) łowi tyle ryb, że po prostu im się przejadły i w domu nie są żadną sensacją? I teraz porownajcie tych wyjadaczy z młodym, nowym wedkarzem, który łapie swoją pierwszą w życiu dużą rybę .... i po prostu ma dylemat, czy się nia pochwalić w domu, zyskać uznanie żony, itp .... czy pochwalić się zdjeciem na forum? Na szczęście każdy sam musi zadecydować za siebie ..... ale zgadzam się z jednym do wypuszczania ryb trzeba dorosnąć, nawet jeśli nie jest to filozofią, a jedynie splotem takich a nie innych okoliczności Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
samwieszkto Opublikowano 14 Maja 2012 Autor Zgłoś Udostępnij Opublikowano 14 Maja 2012 Tak naprawdę to każdy ma prawo wziąść sobie złowione ryby.Prawo na to pozwala i to jest podstawowy problem. Cóż z tego że userzy z Jerkbaitu zwracają rybom wolność , milion innych wędkarzy ani myśli tak robić. Ja sam wędkuję od czterech lat ; przez pierwsze dwa nawet nie wiedziałem , nie przyszło mi do głowy , żeby wypuścić rybę. Mało tego przez pierwszy rok nie wiedziałem nawet że trzeba mieć kartę wędkarską. Brałem wszystko co się zawiesiło na haczyku. Nikt mi nawet słowa nie powiedział , nikt mnie nigdy nie sprawdził . O karcie wędkarskiej dowiedziałem się w trakcie luźnej rozmowy z jakimś wędkarzem. Gdy już zdałem egzamin i odbierałem papiery dalej nikt mi nie wspomniał o C&R , No kill , czy wogóle o konieczności ochrony wód. Do myślenia dała mi dopiero lektura forum i jakieś skromne wzmianki w prasie wędkarskiej. Ja od dwóch lat ryb nie zabijam , tępię zadziory, nie łowię na żywca ani na trupka ; ale idźcie nad wodę i zwróćcie komuś uwagę że źle robi to was od świętych Franciszków , albo od razu od debili zwyzywają .Brak jest szeroko zakrojonej akcji społecznej . Brak jest odpowiednich przepisów , brak świadomości , brak presji ze strony środowiska i brak kultury nad polskimi wodami. Zresztą wiadomo że nie tylko o wędkarzy tu chodzi . W Polsce 40mln. ludzi raz na jakiś czas je ryby ( nawet wegetarianie ) skąd niby te ryby się biorą . Skąd wziął się w sklepie sandacz czy szczupak w kwietniu , i to nie głęboko mrożony.W odpowiedzi na przewrotne pytanie - Co należy zrobić ? Odpowiadam że potępianie wzięcia jednej czy dwóch ryb rocznie , nie jest drogą. Powinniśmy próbować zbierać informacje o źródłach i sposobach pozyskiwania ryb w sieciach handlowych i hurtowniach. Powinniśmy wychwytywać nielegalne połowy , bezsensowne zarobienia , akty dewastacji wód , itp. A następnie donosiś gdzie się da ; na policję, do prasy , do zielonych , wszędzie .I żądać odpowiedzi . Powinniśmy się też opodatkować na rzecz takich działań .Ale naprawdę ( wydaje mi się ) nie musimy sobie odmawiać jednej czy dwóch rybek na rok. To naprawdę nic nie zmieni. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Jerzy Kowalski Opublikowano 14 Maja 2012 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 14 Maja 2012 Ale naprawdę ( wydaje mi się ) nie musimy sobie odmawiać jednej czy dwóch rybek na rok. To naprawdę nic nie zmieni. Czy to cokolwiek zmienia? Wędkarzy zrzeszonych w PZW jest ponad 650 000. Szacuje się, że w Polsce łowi rekreacyjnie ok. 1,5 mln osób. 2 rybki na osobę to 3 mln rybek, szacując 1/3 kg/rybkę to milion kilogramów rybek ... tysiąc ton ... Mało kto ogranicza się jednak do dwóch rybek w roku ... W 2006 r. odłowiono w wodach powierzchniowych w celu wprowadzenia na rynek około 2 870 ton ryb i jest to kolejny rok, w którym odnotowano zmniejszenie się wielkości połowów przez rybaków zawodowych. Średnia wielkość połowów prowadzonych przez rybaków zawodowych każdego roku wyraźnie ulega zmniejszeniu. W połowach ryb w śródlądowych wodach powierzchniowych rosnącego znaczenia nabierają połowy o charakterze rekreacyjnym. Szacuje się, że w 2006 r. w połowach wędkarskich odłowiono łącznie prawie 15 000 ton ryb. http://ec.europa.eu/fisheries/cfp/eff/national_plans/list_of _national_strategic_plans/poland_pl.pdf O ochronie ryb chyba wszyscy wiedzą. Od wielu pokoleń obecne są regulacje dotyczące C&R. Najskuteczniejszym sposobem wprowadzania C&R jest określenie wymiarów ochronnych, okresów ochronnych czy limitów zabierania (i posiadania) ryb wynoszacych zero, stosownie do warunków środowiskowych, oraz prowadzonego rodzaju gospodarki. Wprawdzie niektórym wydaje się, że wypuszczanie ryb chronionych wymiarem ochronnym to nie jest C&R, ale mniejsza z tym. Zrozumieją w końcu z czasem to, co jest oczywistością w krajach, gdzie C&R od lat jest jednym z elementów gospodarowania w łowiskach. Takie regulacje mogą być wprowadzone regulaminem, stanowiącym opis warunków wykonywania zezwolenia na amatorski połów ryb, oraz są chronione prawem. Wymaga to opracowania koncepcji gospodarczych, racjonalnych, a nie ideologicznych, i wprowadzania w życie takich racjonalnych założeń. Pozdrawiam serdecznie Jerzy Kowalski Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
samwieszkto Opublikowano 14 Maja 2012 Autor Zgłoś Udostępnij Opublikowano 14 Maja 2012 Jeśli prawdą są dane przytoczone przez Jerzego to bez żalu zrezygnuję ze swoich dwóch rybek w imię wyższych celów. Tyle że miałbym poczucie bezsensu gdyby to dobrowolne ograniczenie miało dotyczyć tylko mnie i jeszcze paru tysięcy podobnych mi wędkarzy. Jerzy przytoczył dane które w oczywisty sposób wykazują że statystyczny wędkarz zabiera z łowiska 23kg. ryb rocznie, te dane są prawdopodobnie niedoszacowane. To pokazuje że potrzebne są rozwiązania strukturalne ( prawne ) które ten popyt ograniczą. Pierwszy krok zrobił coprawda okręg Katowicki PZW , wprowadzając górne wymiary ochronne i limity ilościowe (35 sztuk ) ale inne okręgi nie poszły za tym tropem i nie podejżewam że to się zmieni w najbliższym czasie. Stąd potrzeba lansowania C&R na własną rękę i stąd potrzeba patrzenia na ręce innym. Nie ma co liczyć na to że ustawodawca nagle się opamięta i zmieni prawo ot tak sobie. Do tego potrzebna jest szeroka akcja społeczna która doprowadzi do tego że grono domagających się zmian będzie na tyle duże że stanie się zauważalne w przestrzeni publicznej. Wtedy dopiero taki Ruch może stać się siłą sprawczą zmian , lub chociażby języczkiem uwagi przed którymiś kolejnymi wyborami. Puki co jednak, możemy bez większych nakładów sił i środków spróbować pobruździć tu czy tam ( czasem wystarczy wykonać telefon ) i możemy przekonać kumpli siedząc z nimi przy piwku. Może to się wydawać śmieszne albo głupie ale ja bym to nazwał pracą organiczną . Gdy kiedyś w końcu uda się zmienić prawo tak jak np. w Słoweni to gwarantuję wam że bez szkody dla rybostanu każdy będzie mógł wziąść sobie dwie czy nawet trzy sztuki. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Jerzy Kowalski Opublikowano 14 Maja 2012 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 14 Maja 2012 Ustawodawca nie ma potrzeby niczego zmieniać, bo wszystko jest w rękach uzytkowników rybackich, majacych swobodę prowadzenia gospodarowania rybackiego w wodach. Ustawodawca nie jest od niańczenia czy dyrektywnego nakazywania dorosłym ludziom, co mają robić. Warto przy tym pamiętać, że uzytkownikiem rybackim na 30% powierzchni wód w Polsce, w tym większości rzek i zbiorników zaporowych, jest organizacja wędkarzy (okręgi). One działają w imieniu i według nastawienia wędkarzy - ich członków. Wbrew temu, co się niektórym wydaje - tak właśnie jest. Natomiast nie ma powodu do tego, żeby odczuwać bezsens dobrowolnego przyjmmowania na siebie ograniczeń. Zależy to jednak od tego, czy te ograniczenia przyjmuje się w celu rzeczywistego kształtowania opinii, przekazywania słowem i przykładem ewolucyjnych nastawień do gospodarowania rybackiego, czy też w celu zapewnienia sobie dobrego samopoczucia wyższości w stosunku do innych, dzielenia na lepszych i gorszych, zamiast łączenia, przekonywania i przyciągania. Niestety, sporo w tym wszystkim takiego polskiego zacietrzewienia, plemiennego rozpoznawania swoich i obcych, barier utrudniających lub uniemożliwiających nawet zwykłą rozmowę, że o porozumieniu nie wspomnę ... Inne podejście przynosi efekty, o czym wielu już Kolegów miało okazję się przekonać ... Pozdrawiam serdecznie Jerzy Kowalski Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Rekomendowane odpowiedzi
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.