Skocz do zawartości

Sprzęt i sprzęt - czy gdzieś nam to wszystko nie umyka?


mackowiak

Rekomendowane odpowiedzi

Piszę ten post, bo dzisiaj wyrwało mnie z butów. Od niedawna jestem na tym forum i widzę, że jest to miejsce w polskim internecie o największym zagęszczeniu ludzi łowiących naprawdę dobrym sprzętem. Ale jakoś widzę, że zaczyna umykać clue tego hobby - właśnie przeczytałem, że komuś przeszkadza szum w Shimano Stella.

Moje najpiękniejsze czasy wędkarskie to lata 90-te i dzikie stawy Podlasia. Stara teleskopowa Sona 3.6m i Prexer z terkotką. Potem ojciec gdzieś wygrzebał stary spinning Germiny 1.8m jeszcze z łączeniem w postaci metalowej skuwki - dokupiłem wtedy kołowrotek jaxon w rozmiarze 100 i żyłkę 0.16mm i z wypiekami na twarzy oprócz karasi odkrywałem okonie z pięknych śródleśnych oczek. Jedyne zmartwienia to częste splątania zestawów i licha moc żyłek poniżej 0.16mm.

Dzisiejsze kije za 150-300zł w porównaniu do tych zestawów z tamtych lat to niebo a Ziemia. Kołowrotki Ryobi, Okuma, czy część modeli rodzimych dystrybutorów w okolicach 150zł to też już sprzęt pozwalający komfortowo łowić. Może poza skrajnymi zastosowaniami jak sumowanie, trociowanie i XUL, gdzie tak tanio się nie wykpimy, ale to z racji wyciskania ekstremalnych właściwości sprzętu, tak jak te metody są ekstremalne. 

I tak sobie siedzę i czytam, i niedowierzam, że ktoś się skupia na takich bzdetach jak szum kołowrotka za 2000zł, tudzież nie do końca idealne ugięcie wędki za podobną kwotę.

Rok temu po długiej przerwie powróciłem do wędkowania i zacząłem od spinningu, który w sklepie kosztował mnie 300zł za całość: wędka, żyłka, przynęty, kołowrotek, oraz bata za kilkadziesiąt złotych. I bawiłem się przednio na urlopie łowiąc ogromne ilości okoni, piękne krasnopiórki na bata a jako wisienka na torcie spory lin. Nie przeszkadzało mi że bat mógłby się mniej lać i być lżejszy, że kij mógłby mocniej "kopać", a kołowrotek mniej szumieć. Po prostu człowiek siedział i podziwiał zachody słończa wypuszczając kolejne ryby.

  • Like 23
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat rzeka, a zarazem normalna rzecz że ludzie mają różne dylematy, potrzeby, upodobania. Podobnie jest temacie domów, jachtów, samochodów itp.

Siedziałem mocno w tematach audio - zatoczyłem koło od sprzętu studyjnego za sensowne pieniądze, przez absolutny odjazd cenowy, by znowu skończyć na średniopółkowym sprzęcie studyjnym. Problem był dokładnie ten sam: przestałem słuchać muzyki. Z rybami odrobiłem już tę lekcję: jeśli nie mogę sobie pozwolić na idealny sprzęt, to nie czekam, tylko łowię tym co wpadnie. Wtedy zaczynam zauważać ryby i to co wokół nich :)

  • Like 5
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Różne aspekty hobby, nie ma czasu na łowienie to chociaż zakupy utrzymują z nim kontakt. Ja osobiście łowię na to co mam pod ręką i o ile jestem w stanie osiągnąć to co chcę nie szukam na siłę. Przeglądanie giełdy wzmacnia się u mnie gdy nie mogę połowić tyle co  bym chciał lub gdy sytuacja zmusza mnie do uzupełnienia braków.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cóż zrobić....jak ryb mniej to choć sprzętem się można nacieszyć ;)

Ale właśnie o uciechę mi chodzi. Skoro można się cieszyć Stradiciem, a nawet Zauberem czy Ceymarem, to po co się zadręczać Stellą? Na pewno nie jest gorsza :D

 

 

Posiedzisz tu na forum dluzej i jezeli bedziesz aktywnie uczestniczyl to tez Cie dopadnie fobia sprzetowa :P  ;)

Złapało mnie przy XUL - ale tutaj nie tyle fanaberia, co faktycznie duże wymagania do sprzętu, żeby w ogóle dało się tego komfortowo używać (czyli bez splątań, zasięg rzutu odpowiedni i hamulec który nie zerwie takiej pajęczynki jak mono 0.08, albo plecionka poniżej 0.03mm). Wszystko inne ogarniam taniej i cieszę się produktami rodzimych dystrybutorów z półki średniej-niższej, bądź wręcz budżetowej. I ma ten sprzęt wady, ale znowu - jak okonie żrą jak opętane (nawet 10-15 centymetrowe), to człowiek się skupia na łowieniu, a nie że jaxon robi szumiące młynki :)

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bo ze sprzętem wędkarskim jest trochę jak z samochodami. Większości wystarczy samochód z segmentu D, który jako nowy można kupić za 90 tys. Ale auto z tego samego segmentu można też kupić za 1 mln zł. Szerze, jakby skrzypiał mi podłokietnik w samochodzie za 1 mln zł to szlag by mnie trafiał i auto na pewno wylądowałoby w serwisie :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Piszę ten post, bo dzisiaj wyrwało mnie z butów. Od niedawna jestem na tym forum i widzę, że jest to miejsce w polskim internecie o największym zagęszczeniu ludzi łowiących naprawdę dobrym sprzętem. Ale jakoś widzę, że zaczyna umykać clue tego hobby - właśnie przeczytałem, że komuś przeszkadza szum w Shimano Stella.

...................... Po prostu człowiek siedział i podziwiał zachody słończa wypuszczając kolejne ryby.

Szum, może wskazywać na jakieś techniczne niedoskonałości, możliwą awarię... więc jest usprawiedliwiony ktoś komu przeszkadza. Ale ten szum zdecydowanie przebijają "ryski na dupce" markowych kołowrotków.

 

Mam podobne wspomnienia. Przełom tysiącleci gdy napełniono Zalew Cieszanowice była zabawa z rybami. A dziś - kilkanaście wędek, ale ryby chyba tylko w sprawozdaniach PZW... 

Dziś byliśmy z Kolegą na Z Sulejowskim - 7 godzin pływania - ja szczupaczka 20 cm, kolega drapieżnego leszcza. Zwyczajnie odechciewa się takiego wędkowania.

Wszystko co możliwe w wodzie było i efekt gorzej niż kiepski.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Odpuszczam

To już jest sprzętowe zbieractwo. Podobne do filatelistyki czy numizmatyki tylko zamiast otwierania albumu i pokazywania koledze/dziadkowi czy innemu hobbyście pokazujemy koledze nad wodą. Ale największy efekt "łał" jest gdy mimochodem i całkowicie przypadkowo zauważy nasz nowy nabytek kolega a my od niechcenia i lekceważąco możemy powiedzieć...a trafiła się okazja, wiesz.. to wziąłem na próbę, najwyżej pogonie

P.S. nie dotyczy Żon. Tu ciągle obowiązuje zasada: Co Ty, przecież już DAWNO go mam..

Niestety one nas kasują tą są bronią :-)

 

A poważnie mam takie same wspomnienia i wnioski jak Koledzy powyżej.

Edytowane przez Krzysiek P
  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Odwołanie do patyka z nitka, i haczyka ze szpilki wisi w powietrzu.. Próby racjonalizowania wg wartości wyposażenia nie prowadzą do niczego, chociaż nowobogacki szpan irytujący jest.. Za mojej młodości, kołowrotek albo kij ABU czy DAM kosztował fortunę. Dla nas.. ale dla Niemca albo Szweda - tak sobie..

Wędkarstwo ewoluuje cały czas, tak jak i świat. Księgowi rządzą, a popyt reguluje hipotetyczna wartość ..

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mój pierwszy spining kupiłem jakieś 20 lat temu, miał być na szczupaki.

Kij 300 cm , 20-60g wyrzutu, chyba Jaxon Crystalis, nawet nie pamiętam jaki miałem wtedy kołowrotek ale chyba toporna okuma, która ważyła pół tony.

Łowiłem nim wszystkie rybki, okonie, szczupaki, klenie, pstrągi, co tam w pobliżu domu pływało.

Nie myślałem wtedy o tym że ten kij nie nadaje się na okonie i obrotówki nr 0 i 1.

Po prostu łowiłem i cieszyłem się rybami.

Kij mam do dzisiaj.

Kiedyś chrupnął mi dolnik i tak stał w pokrowcu do czasu jak postanowiłem dać mu drugie życie.

Skróciłem dolnik, wstawiłem na łączeniu spigota,

przezbroiłem, i dalej nim łowię głównie na Odrze.

Na ten mój stary kij wyjąłem moje największe ryby z Odry (sandacz 95cmi sum 160+cm).

Kij ten mogę dziś porównać śmiało do sprzętu ze średnio-wyższej półki.

Kopie nieźle przy sandaczach, ma mocy przy sumach, ryb nie gubi, fajnie się gnie i często jest ze mną nad wodą. Lubię na niego łowić.

W między czasie trafiła mnie choroba straszna...

Czepianie się sprzętu.

A to szumi, a to krzywe przelotki, a to nie wygina się jak trzeba, a to stuka a to puka.

To chyba najgorsza choroba z jaką miałem do czynienia.

Przeżuciłem wtedy dużą ilość zarówno wędek jak i kołowrotków.

Zamiast skupiać się nad łowieniem to się przyglądałem sprzętowi i nasłuchiwałem czy coś nie stuka i puka.

Później rozkręcałem w domu kołowrotki smarowałem przekładałem, cudowałem i straszyłem młotkiem.

Straszne to było.

Jedyne lekarstwo jakie wtedy mi pozostało to wybranie się s szumiącym kołowrotkiem na pstrągi.

Szum wody tłumił szum kołowrotka i mogłem się skupić na łowieniu. Teraz po prostu biorę sprzęt i jadę na ryby.

Przestało mi przeszkadzać to że coś szumi, zachrobocze, czy stuknie.

Łowię i w końcu mogę się skupić nad dobraniem się do ryb i nad przynętami.

Teraz jestem szczęśliwy jak kiedyś, kiedy to pierwsze rybki łowił na spining i cieszę się że przeszła mi zajebistość sprzętowa.

Edytowane przez cinn
  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W zestawie za 300 pln nie przeszkadzałby mi szum czy jakiś luz kołowrotka, albo nadlewka lakieru na omotkach. Ale gdy kupuje kołowrotek czy wędkę i kosztuje ona koło 1000 pln, to wymagania się zmieniają

No właśnie tego dotyczy mój post. Czy nie powinno być tak, że nigdy nie przeszkadza? :)

W końcu chodzi o ryby i bycie nad wodą. Ryski na obudowie kołowrotka, albo zły odcień korka....

Albo szum - tysiące złotych tylko po to żeby się wkurzać - to jakby odwrotny kierunek do tego w którym nasza pasja powinna podążać.

Kiedyś przeczytałem fajny felieton w którymś czasopiśmie wędkarskim na temat coraz to wymyślniejszego sprzętu karpiowego. W skrócie było tak: coraz doskonalsze wędki, sygnalizatory z bajerami, zdalnie sterowane łódki do wywózki. W końcu dojdzie do tego że tyle sprzętu i tak drogiego będzie, że zatrudnimy ochroniarza do pilnowania- ...a on wyciągnie wędkę i będzie łowił normalnie :)

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gadamy sobie o sprzęcie i każdy w zasadzie ma rację, mniej lub więcej, nie ma znaczenia.

Ale zastanówmy się nad bardzo możliwą opcją (w najbliższej przyszłości) odcinają, czy zostajemy odcięci od wody, prądu, gazu i internetu ! Jak długo wytrzymamy, tydzień - może dwa ?

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zawsze jest alternatywa jakaś,

Offroad, zbieranie grzybów, poszukiwania nowych smaków piwnych ????

A tak poważnie to nie widzę się bez wędki nad wodą.

Człowiek czasami od poniedziałku do piątku myśli o tym jakie przynęty i gdzie pojechać, bo wcześniej nie ma jak wyskoczyć, i gdy nadchodzi weekend to mimo zmęczenia jest w stanie wstać czasami o 2 w nocy żeby pojechać na rybki.

Nałóg.

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja chętnie zamieniłbym obecny sprzęt z górnej półki i obecne bezrybie na możliwość powrotu do lowienia nawet sprzętem bazarowym w rybostanie z lat powiedzmy 80/90-tych..

Święte słowa- ja też chętnie cofnął bym się do tych czasów!

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No właśnie tego dotyczy mój post. Czy nie powinno być tak, że nigdy nie przeszkadza? :)

W końcu chodzi o ryby i bycie nad wodą. Ryski na obudowie kołowrotka, albo zły odcień korka....

Albo szum - tysiące złotych tylko po to żeby się wkurzać - to jakby odwrotny kierunek do tego w którym nasza pasja powinna podążać.

Kiedyś przeczytałem fajny felieton w którymś czasopiśmie wędkarskim na temat coraz to wymyślniejszego sprzętu karpiowego. W skrócie było tak: coraz doskonalsze wędki, sygnalizatory z bajerami, zdalnie sterowane łódki do wywózki. W końcu dojdzie do tego że tyle sprzętu i tak drogiego będzie, że zatrudnimy ochroniarza do pilnowania- ...a on wyciągnie wędkę i będzie łowił normalnie :)

Czy nie powinno być tak, że nigdy nie przeszkadza...?

 

Ja wypowiem się za siebie i tylko za siebie.

 

A więc, w Naszym socjalistycznym państwie nad Wisłą zarabia się różnie. Ja zarabiam tą prawdziwą średnią krajową, jaką zarabia pracująca fizycznie klasa średnia.

Przy cenach i podatkach w Polsce na średni model Shimano (np. Stradic) muszę odkładać jakiś czas.

Więc jak już sobie kupię taki kołowrotek to czegoś tam od niego wymagam. Wiadomo, że to tylko Stradic więc Stellą nie będzie...ale żeby przy starcie stukał ?

 

I po tygodniu ciężkiej orki w pracy, kiedy jak zwykle złośliwością losu pogoda na weekendzie nie służy dobrym braniom, stoję cały dzień na brzegu Wisły, Bugu i obchodzę dookoła starorzecza i nic nie bierze to przynajmniej chciałoby się machać ten cały dzień znośnym sprzętem...w którym mało co przeszkadza, którego użytkowanie nie męczy.

 

Bo kiedy na przetrzebionym Mazowszu, próbuję coś złowić i cały dzień słyszę stuk, puk, szum plecionki, szum osi szpuli nowego Stradic'a na którego jakiś czas zbierałem to trochę mnie to irytuje i męczy. Po to podniosłem sobie poprzeczkę sprzętową, żeby w bezrybne albo około bezrybne dni w jakimś tam komforcie długimi godzinami biczować wodę.

 

Tak więc jak widać...po to podążałem za sprzętem jakiegoś tam szczebla żeby wygodniej, przyjemniej znosiło się dosyć częste na Mazowszu dni bezrybia.

"Przeżywam" defekty sprzętu adekwatnie do pieniędzy jakie postanowiłem wydać na dany element sprzętu, wierząc na słowo deklaracjom producenta...

Mieszkając i łowiąc w UK mniej zwracałem uwagę na sprzęt bo było mniej bezrybia, łatwiej było zapracować na kupowanie sprzętu.

Było więcej ryb w wodach, pomimo pracy na noce i częstych nadgodzin było więcej czasu i sił na łowienie...a w Polsce ? Ryb mało, społeczność wędkarska sama niszczy wody, PZW dalej istnieje, sprzęt drogi i egzemplarze gorszego sortu trafiają na Polski rynek, na łowienie czasu mało bo trzeba dużo tyrać w robocie żeby zostawały jakieś drobne do wędkarskiej skarbonki... Lekarstwo na problem, który porusza Maciek ? :

 

1. Wypalić gorącym żelazem durne, głupie, destrukcyjne postawy u wędkarzy...szczególnie tych co już mogą całe dnie spędzać na wodą.

2. Postawić od zera administrację wędkarstwa w Polsce

3. Inna relacja ceny / zarobki w branży sprzętu wędkarskiego

4. Pomysły i technologie producentów sprzętu muszą zatoczyć koło historii...muszą wrócić stare, dobre rozwiązania i ta kultura pracy którą najbardziej lubiliśmy.

5. Więcej czasu na łowienie...

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

... znam prostsza metode Karolu,- poszukac (docelowo znalezc) rownowagi pomiedzy tym co sie ma (i tym co sie realnie miec moze) do tego co oferuje relistyczny obraz lokalnej rzeczywistosci w ktorej zyjemy i zaakceptowac to.

Ta rownowaga jak zauwazasz nie zawsze bedzie piekna, ale wydaje mi sie, ze jest zdrowsza od bladzenia gowa w chmurach przy jednoczesnym potykaniu sie o kamienie codziennej rzeczywistosci....

Edytowane przez Rheinangler
  • Like 5
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Coś możesz mieć racji Arku...dlatego nie porywam się na Stellę czy drogie kije bo wiem, że może nie być mnie stać na naprawy...szczególnie, że czasami szwendam się niczym komandos po chaszczach, niepewnych, poprzeszywanych bobrzymi kanałami brzegach i mógłbym zaliczyć spektakularną glebę z takim sprzętem.

I wolę po prostu eksplorować, łowić, biczować wodę niż zachodzić w głowę jak dotrzeć do wody żeby dotrzeć bez uszczerbku na zdrowiu czy sprzęcie.

 

Nie kupuję nowego TP bo nie chcę się wkurzać na wydane 1600 pln które, w zamian da nie wiele więcej niż Stradic FL 4000.

Bo różnic na korzyść TP w stosunku do FL'a nie widać tyle żeby to było warte 1000 pln więcej.

 

Wiara w propagandę Stradic'a FL utwierdzała w przekonaniu, że po powrocie na stałe do biednej Polski, od sezonu 2019 znalazłem tą półkę cenową o dobrym stosunku ceny do jakości no ale jak widać nowy Stradic nie stanął na wysokości swojego zadania.

 

Pomimo tego, że nie zarabiam kroci, nie wydaję kasy na głupoty więc na Stradic'a czy wędki z przedziału 250 - 500 pln mogę odłożyć bez większego bólu...z tej ligi sprzętu która byłaby wystarczająca FL się wyeliminował.

Ekonomiczne wątki problemu poruszonego przez autora rozwinąłem dlatego, że "zazębiają" się one z kilkoma innymi wątkami niczym tryby kolejnej "hiper-super-duper-ober" generacji micro-module'u w co raz to nowszych konstrukcjach spod znaku "S"

Ale największym bólem jest z reguły to, że jak już mam czas jechać na ryby to pogoda nie dopisuje..albo wszystkie ryby "lokalsom" dawno dupą wyszły...a jak łowisz w pogodę która nie sprzyja wynikom, zwłaszcza w miejscu które ma ubogi rybostan to dużo drobiazgów potrafi irytować...to chyba nie tylko ja mam ten syndrom ;)

Największe rozczarowanie  zakupów sprzętowych w ciągu ostatnich 12-stu miesięcy ? Stradic FL 4000 (5:3:1) ...szkoda. :/

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W tym co piszesz Karolu jest bardzo duzo negatywnych emocji, rozczarowania,- nie smiem tego oceniac,- to w koncu twoje uczucia.

Juz samo to, ze zapisujesz je, jest wartosciowa forma pozbycia sie tego co uwiera... Zamiast psychoanalizy takie dwie refleksje  ;)

- odswierze to co slusznie zauwazyl kolega zakladajacy ten watek: "to muzyka uwodzi nie instrument"

- oceny instrumentow czy wartociowanie "godnoosci ich posiadania" sa probami podobnymi do proby odwazenia linijka kilograma cukru....

koniec slowa na niedziele  :lol:

Edytowane przez Rheinangler
  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dokładnie tak jak napisano powyżej: muzyka, nie instrument. Będąc praktykującym audiofilem krzywiłem się na dźwięk zestawów, które robiły bezkompromisowe WOW u wszystkich, którzy audiofilami nie byli. Podobnie widzę u wędkarzy mających świetny sprzęt: widzę kilkustronicowe wątki na temat wyższości konkretnego wypustu kołowrotka nad nowszymi/starszymi. Albo nad wodą wymiany uwag na temat młynków i tego jak ryba nie bierze, a nie jak prowadzić przynętę :)

Kiedyś w okolicach Drohiczyna przychodził do mnie i ojca starszy bardzo miły pan (około 85 lat miał) z jakimś ruskim teleskopem i katiuszką - spławik z gęsiego pióra i tylko nas prosił o kupowanie mu haczyków, bo do miasta po nie specjalnie jeździć mu się nie chciało. Siadał z nami, opowiadał o każdej przykosie w promieniu 1km w dół i w górę rzeki, po czym jak na komendę wstawał, szedł w następną lukę w krzakach i wyjmował dwa, trzy klenie od 35cm w górę. Ani słowa o sprzęcie. A miałem wtedy sprzęt którym można było wówczas zadać szyku. On widział wodę, czytał ją, widział ludzi i rozumiał ryby. Pewnie nawet nie powtórzyłby nazwy marki naszego sprzętu, bo go to nie obchodziło.

W UK w Northants, nad jedną z rzek dane mi było 15 lat temu poznać Chrisa Yatesa: jegomość z klejonką, centerpinem, torbą i w woderach kosił takie klenie i brzany, że wypieków dostawaliśmy my, uzbrojeni w grafit i dobre kołowrotki match.

Kiedy wróciłem po kilku ładnych latach do wędkowania, położyłem na szali mnogość dostępnych metod nad jakość sprzętu. I poza jedną ewidentną wtopą z kołowrotkiem, łowię i się nie zastanawiam czy stuka mi on przy główce 18, czy 20g -> jak się rozsypie, to daruję sobie jedną pizzę i piwo i kupię drugi kołowrotek :)

Nad wodą wolę posłuchać gdzie spławił się boleń, jak woda chlupie na przelewie, tudzież słowika sobie posłucham, a nie kołowrotka. A sprzęt mam z tych niewybitnych właśnie: Mikado Noctis, Ryobi Virtus,Okuma Ceymar , Daiwa Fuego-> każdy z tych modeli to nawet przy zgrzytającym stradicu wręcz symfonia muzyki dodekafonicznej, chrzęstów, zgrzytów itd.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

Ładowanie
×
×
  • Dodaj nową pozycję...