MZieli10 Opublikowano 13 Sierpnia 2020 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 13 Sierpnia 2020 (edytowane) To ja może w innej tonacji. Znam tudzież znałem wody, które z naprawdę super łowisk zamieniły się w bajora z żabami. Znam też odwrotne przypadki. Zalew Koronowski - bez dwóch zdań wędkarska Perła do czasów końca dzierżawy PZW. Odkad dzierżawca jest "prywaciarz" a na wodzie "gospodarzem" jego spółka rybacka jest coraz gorzej. Wystarczyły 2-3 lata "racjonalnej" by z eldorado uczynić wodny step. Jezioro Pakoskie a właściwie dwa, bo północne i południowe a także nieodległe Gopło - niegdyś słynące min. z kapitalnych sandaczy i węgorzy, pięknych okoni oraz leszczy. Od czasów przejścia w ręce prywatnych spółek równia pochyła w wiadomym kierunku. W obu przypadkach dochodzą jeszcze lokalesi, którzy uważają że woda jest ich i mają moralne prawo korzystać z jej zasobów w dowolny sposób, zazwyczaj za pomocą drygawic i żaków, w przeciwieństwie do przyjezdnych wędkarzy, którzy "ich ryby zabierają". W obu przypadkach da się jeszcze trafić, połowić fajnie, ale to pojedyncze przypadki i albo starzy wyjadacze albo zwyczajny fuks, generalnie jest bryndza.Z Pakoskiego słyszałem przypadki, że miejsca gdzie lokalne koło-towarzystwo ma zawody spławikowe z łódek, dzień wcześniej gospodarz po gospodarsku przelatuje siatami, żeby wyniki zbyt przypadkowe nie były (wiadomo że zawodnicy mając swobodę wyboru miejsc w określonym rejonie mogą i lubią sobie wcześniej podkarmić...) Inny przypadek - Brda w Bydgoszczy. Edytowane 13 Sierpnia 2020 przez morrum 2 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
MZieli10 Opublikowano 13 Sierpnia 2020 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 13 Sierpnia 2020 Kuurrrr....! Jutro dopiszę i poproszę moda o scalenie Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Psil Opublikowano 13 Sierpnia 2020 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 13 Sierpnia 2020 Odpowiedzią na większość pytań jest kasa.Dlaczego jest jak jest i inaczej nie będzie. Żadne przedsiębiorstwo nie ma prawa się utrzymać jeśli tylko się z niego kasę wyciąga. Jeśli nie inwestuje się w rozwój tegoż to lipa. A taki właśnie obrazek widzę nad polskimi wodami. Wydzierżawić, wytrzepać, sprzedać i cieszyć się kasą. A po nas choćby koniec świata. Bo co takiego jednego z drugim interesuje, że za kilka lat w zbiorniku ryb nie będzie? Jemu się akurat dzierżawa skończy a kasa na koncie leży. To problem tego co przyjdzie później. Niestety ogólna mentalność w naszym narodzie jest taka, że nie patrzymy dalej niż własne korzyści. 5-10-20 lat do przodu to już w ogóle obca galaktyka.A to co mamy teraz nie zaczęło się w zeszłym roku. Po prostu traktujemy wody i wszystko co w nich jako naszą własność z której możemy dowolnie korzystać i brać. Ustala się przepisy sprzeczne z naturą i tylko matce przyrodzie ktoś zapomniał ich przedstawić. Kiedyś słyszałem jednego fajnego profesora, który zapytany czemu rzeka rokrocznie zalewa zabudowania odpowiedzial:"Bo jakiś baran w urzędzie zmienił pieczątką tereny zalewowe w działki budowlane. Tylko rzece zapomniał powiedzieć, że już wylewać tam nie może". I takie to są właśnie nasze przepisy, prawa etc. I żeby nie było, że tylko u nas źle i niedobrze a wszędzie miód z masełkiem. Mam znajomego, który pływa na tralowcach. Owszem łowią. Dziesiątki ton. Tyle, że opowiadał jak kiedyś zdarzało się, że trzeba było sieć z rybami spuścić bo wciągarki nie wyrabiały. Teraz już się to praktycznie nie zdarza. Czerpiemy wszędzie z zasobów wodnych garściami a dokładamy łyżeczką a i to niechętnie. Ostatnio oglądałem dokument przyrodniczy na temat niedźwiedzi. Łosoś płynący na tarło był głównym budulcem ich sadla do przetrwania zimy. Obecnie populacja niedźwiedzi ma się kiepsko bo łososia jest mega mniej niż było. Nie wszystkie są w stanie zimę przetrwać. A z innych ciekawostek. Był taki jeden zbiornik na którym mój znajomy regularnie łowił sumy. Takie po 2 metry. Aż pewnego razu suma praktycznie niet. Wysłał zapytanie do zarządcy wody co się stało z rybami w zbiorniku. Dostał odpowiedź, że kormorany i wydry wybiły populację. Na pytanie jakim cudem kormoran lub wydra zabiła i zjadła 2 metrowe sumy odpowiedzi nie dostał. 3 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
wobo Opublikowano 13 Sierpnia 2020 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 13 Sierpnia 2020 Żadne zawody nie dają obrazu rybostanu. Są dni, że ryba jest, a brań zero. Wytłumacz mi to. Jestem z kolegą na rybach, łowimy obok siebie 30m, te same przynęty. W godzinę ja 5 sandaczy, on 0. I teraz co? On twierdzi, że ryb brak, a ja, że są. Kto ma rację? Po prostu nad wodą trzeba być w odpowiednim miejscu, o odpowiedniej porze. To ten sporny post. Więc, zrozumiałem, że z jednego miejsca wyjąłeś 5 ,a kolega 30 m dalej nic nie złowił. Kolega widzi, kolega może się podszkolić od Ciebie. Kolega może zamienić się z Tobą po 2 rybie miejscami na kolejnym wypadzie. Generalnie ryby są w Twoim przypadku. Ale wspomniane zawody to tylko jedne z wielu gdzie wyniki są podobne. Ciekawostka - miesiąc wcześniej na 21 zawodników padł jeden szczupaczek. Na MP kompletów chyba nie było(nie pamiętam, a szukał wyników nie będę) ale za to sporo zer. Itd itp. Więc jak - są te ryby, czy zostały śladowe ilości? Też napiszesz, że łowić ludzie nie umieją? Całkiem sprawni wędkarze, z niezłym sprzętem i sporą wiedza o samym zalewie jak i o łowieniu ryb. 1 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Artek Opublikowano 13 Sierpnia 2020 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 13 Sierpnia 2020 Nie, nie napiszę, że łowić nie potrafią. Nie znam ich, nie wiem jaki mają sprzęt i jaką wiedzę. Dla mnie podstawowym czynnikiem żerowania, a co za tym idzie, brania ryb jest pogoda. Na forum już wiele o tym pisano. Ponoć szczególnie na aktywność ryb wpływa ciśnienie. Również znajomość wody jest bardzo ważna.Jeden z wielu przykładów dla mnie. Prywatne łowisko, woda sandaczowa, wrzesień. Pogoda na drapieżnika, rozpogodzenia po kilkudniowej kiepskiej pogodzie, średni wiatr zachodni, zachmurzenie umiarkowane, raz słońce, raz chmury. Sandaczy nałowiłem się do syta. Wracam na to lowisko po dwóch dniach. Pogoda już inna, żarówa na niebie. Zero kontaktu z rybą. Jakie jest wytłumaczenie tej sytuacji? Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Pawgas Opublikowano 14 Sierpnia 2020 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 14 Sierpnia 2020 Tu macie swoje ryby:https://szczecin.tvp.pl/49063827/210720 2 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Sławek Oppeln Bronikowski Opublikowano 14 Sierpnia 2020 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 14 Sierpnia 2020 Na ubiegłorocznych MP Teamów przytłaczająca większość startujących usiłowała zapunktować w tradycyjny dla wyczynowców sposób, kompletnie głucha na sugestie "tubylców". Łowili na jedno kopyto, kierując się zajebistością miejscówek.. po kolei je okupując.. Ten co wygrał, postawił na to co dobrze żerowało, i było łatwo dostępne - czyli sandacze.. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
tlok Opublikowano 14 Sierpnia 2020 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 14 Sierpnia 2020 Akurat na Sulejowie w 2018 roku tendencja trochę się odwróciła bo dominował w połowie sandacz - ponad 5,5 tony , sum ponad 3,6 tony i szczupak 1,7 tony . Trzeba jeszcze dorzucić do tego bolenia i okonia razem około 1 tony . A tu wyniki z zeszłorocznych MP teamów na Sulejowie . Mogłoby wynikać że sumów nie ma a szczupak dominuje nad sandaczem co nie jest prawdą bo rejestry połowów i badania Uniwersytetu Łódzkiego mówią zupełnie coś innego . Na zawodach ważna jest taktyka i wybór gatunków które punktują . http://www.pzw.org.pl/pliki/prezentacje/2983/cms/szablony/26817/pliki/spinning_teamy_mp_2019_sulejow.pdf Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Psil Opublikowano 14 Sierpnia 2020 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 14 Sierpnia 2020 Prawo podaży i popytu.Zawsze uważałem, że należy w pierwszej kolejności likwidować źródła zbytu lewego towaru, wtedy się po prostu nie będzie opłacać. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
MZieli10 Opublikowano 14 Sierpnia 2020 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 14 Sierpnia 2020 (edytowane) Prośba do Moda o scalenie - najpierw wysłałem niedokończony post przypadkiem, następnie edytowałem zbyt długo a na końcu smarkfon mi się zawiesił. To ja może w innej tonacji. Znam tudzież znałem wody, które z naprawdę super łowisk zamieniły się w bajora z żabami. Znam też odwrotne przypadki. Zalew Koronowski - bez dwóch zdań wędkarska Perła do czasów końca dzierżawy PZW. Odkad dzierżawca jest "prywaciarz" a na wodzie "gospodarzem" jego spółka rybacka jest coraz gorzej. Wystarczyły 2-3 lata "racjonalnej" by z eldorado uczynić wodny step. Jezioro Pakoskie a właściwie dwa, bo północne i południowe a także nieodległe Gopło - niegdyś słynące min. z kapitalnych sandaczy i węgorzy, pięknych okoni oraz leszczy. Od czasów przejścia w ręce prywatnych spółek równia pochyła w wiadomym kierunku. W obu przypadkach dochodzą jeszcze lokalesi, którzy uważają że woda jest ich i mają moralne prawo korzystać z jej zasobów w dowolny sposób, zazwyczaj za pomocą drygawic i żaków, w przeciwieństwie do przyjezdnych wędkarzy, którzy "ich ryby zabierają". W obu przypadkach da się jeszcze trafić, połowić fajnie, ale to pojedyncze przypadki i albo starzy wyjadacze albo zwyczajny fuks, generalnie jest bryndza.Z Pakoskiego słyszałem przypadki, że miejsca gdzie lokalne koło-towarzystwo ma zawody spławikowe z łódek, dzień wcześniej gospodarz po gospodarsku przelatuje siatami, żeby wyniki zbyt przypadkowe nie były (wiadomo że zawodnicy mając swobodę wyboru miejsc w określonym rejonie mogą i lubią sobie wcześniej podkarmić...) Inny przypadek - Brda w Bydgoszczy.Rzeka jeszcze nie tak dawno o burym kolorze wody i wyczuwalnym z daleka fetorku za to pełna dorodnych płoci, jazi i leszczy. Ale herbową rybą Brdy był okoń. To znaczy OKOŃ. Presja była stosunkowo niewielka i rzekłbym punktowa. Mało kto brał ryby bo ich mięso zwyczajnie śmierdziało. Ale czasy się zmieniły. Ścieki trafiły do oczyszczalni, lewe zrzuty zlikwidowano. Woda się oczyściła wręcz nieprawdopodobnie, przestała śmierdzieć a zaczęła zarastać. Poza zacienionymi miejscami pod mostami łowienie w sezonie prawie przestało być możliwe. Niestety mięsiarze znaleźli sposób. Otórz wszelaka ryba zbierała się na zimę na odcinku miejskim w dwóch zimowiskach. Tam od października do kwietnia nawet trwała rzeź. Człowiek przy człowieku, czerwony robak albo żywiec, czasem przynęta spinningowa, ale to rzadko. Tłukli okonie na potęgę. Mało kto bawił się nawet i liczniejszym białorybem, Brda stała Okoniem. Bywały dni, że ryba nie chciała żreć tak jak w inne, wówczas wielu zamiast żywca zakładali kotwice,im większe tym lepiej. I szarpali. PZW nie reagowało na min. moje prośby i wnioski o zakaz połowu w tych miejscach w okresie zimowym. Jedno z nich zostało objete zakazem odgórnie, przez wojewódzkiego konserwatora przyrody bodaj a drugie do dziś jest rzeźnią. Kupę lat temu na wodach okręgu zamieniono debilny przepis o zakazie spinningu w okresie styczeń-kwiecień na zakaz żywca w tymże okresie. Niewielu się tym przejęło. Słyszałem nawet - nie musicie wierzyć, ja wierzę - o skłusowaniu na żywca w kwietniu grubego, nabitego okonia o długości 67cm. Prawda jedt taka, że w "złotym okresie" wielu wyciągało dziennie po kilkadziesiąt okoni 40, 45cm a i czasem z piątką z przodu a mniejszych nikt nie liczył. Często reklamówka pełna znaczy z kilkoma okoniami była zamieniana na dwa jabole. Dziś okoń nadal w Brdzie jest oczywiście. Lecz złowienie w "normalnych" miejscach i w normalny sposób wymaga nie lada zachodu. Zanim zaczęto budowę mostu Trasy Uniwersyteckiej jakieś 10 lat temu udało mi się na zawodach koła trafić stado właśnie w miejscu gdzie dziś jest most. Ryby nie były duże -do 22-25cm, sporo było krótkich. Ale mi udało się wygrać szybko zaliczając komplet, krótko potem kuzyn i jeszcze jeden kolega, któremu pożyczyłem fartowną obrotówkę też tam połowili. Dziś to już raczej niemożliwe. Jedna sprawa, że to były jedne z ostatnich zawodów spinningowych w naszym kole w formule "złów i przynieś" a chyba od kolejnego sezonu wreszcie wprowadziliśmy "no kill", zanim wymogły to przepisy ZOWSK. Dziś Brda jest w zasadzie przeciętnym łowiskiem a dodatkowo trudnym technicznie, ma swój niezaprzeczalny urok -choć nie jestem miłośnikiem streetfiszingu- ale i najlepsze czasy za sobą. Inne bydgoskie łowisko. Osadniki fordońskiej oczyszczalni. Jakkolwiek hardkorowo to brzmi. Byłe osadniki każdy omijał z daleka. Aż kilkanaście a może i dwadzieścia lat temu gdy oczyszczalnia zaczęła normalnie funkcjonować osadniki zaczęły żyć swoim życiem, po cichu na uboczu. Woda się oczyściła, śmierdział tylko muł. Z przypadku odkrylismy że żyją tam japońce. Ale ile! Ryba półkilowa była standardową. Duża to była dopiero pod kilo. Łowienie na dwie wedki było nawet nie bezsensowne, było zazwyczaj niewykonalne. Gdybysmy mieli chęć i możliwość zabierania ryb stamtąd, myslę że wynik dzienny na osobę mógłby iść w kilkaset kilo. Kiedys sąsiad chciał to mu kilka przyniosłem. Chwalił że z czystej wody bo nie capiły mułem (?!). Ale jak to bywa , jeden z kolegów zabrał sąsiada, potem tamten szwagra i poszłoo. Z dnia na dzień z dwóch dostępnych stanowisk zrobiło się kilkanaście. Nad wodą tłumy. Niektórzy pakowali złowione ryby nie do siatek a w worki po ziemniakach. Gdy karasie się tarły i nie miały ochoty na jedzenie, haratali je kotwicami... trwało to półtora roku. Po tem karasie "przestały brać". Kilka lat później był tam podobny boom na szczupaka. Niektórzy na 4 żywcówki potrafili kilkanaście sztuk złowić i zabrać. I podobnie jak wcześniej karasie tak i tym razem szczupaki przestały brać... Jeszcze z innej beczki. Dawno temu na dopływie jednej z pomorskich rzek pstrągowych było eldorado. Pstrągów nie było tam wybitnie dużo, za to były przeogromne. Wtajemniczeni wiedzieli i trzymali w tajemnicy. Aż ktoś zabrał kogoś. Potem ten drugi ktoś pojechał sam, złowił dwa kabany i poszedł zważyć w wiejskim GSie. Zapytany co to i skąd, nie skłamał. Momentalnie pstrągi "zniknęły" a wędkarzom zaczęły "brać" sznury z rosówkami na hakach. Latem prawie co weekend oddaję się z rodziną znienawidzonemu plażingowi. Nad okolicznymi jeziorami są plaże, są ludzie, są też wędkujący. W ciądu ostatnich 3 lat na około 40-50 osob wędkujących z okolic plaż do których zagadałem tylko 1 - słownie JEDEN- miał zezwolenie. Rekordzistą tego lata był koleś wędkujacy z zacumowanej żaglówki, który opryskliwie stwierdził, że to JEGO JACHT i może na nim robić co chce a jak będą chcieli go kontrolować to ich nie wpuści, bo to JEGO.Nic to jednak przy zeszłorocznym rekordziście, który w niedzielne południe na oczach plażowiczów ściągał z kajaka siateczkę. Nie reagowałem bezpośrednio na wyraźne prośby żony bojacej się o mnie, siebie, dziecko i samochód. Dopiero po fakcie, z auta, zadzwoniłem do Straży. Rybacy, wędkarze i pseudowędkarze, jawni kłusownicy - wszyscy oni, w tym i MY, są w stanie wyrybić łowisko. Wiadomo, że wielki zbiornik będzie bardziej odporny i potrzeba na to czasu i "przemysłowych" metod a mała pstragowa rzeczka może być zniszczona w ciągu sezonu przez wędkarzy łowiących w ramach prawa. Kasa i pazerność to jedna strona medalu, drugą jest społeczne przyzwolenie i panujace przekonanie, że wędkowanie to taka rozrywka jak grzybobranie, że to nic złego i każdy ma prawo. Póki nie zmienimy tej zbiorowej mentalności, nie mamy co marzyć o tym, że bèdzie lepiej.Jeszcze inna rzecz, to prawo, które nasze wspólne wody śródlądowe, ostoje dzikiej przyrody traktuje jak grunty orne i każe je oddawać w dzierżawę, by przynosiły plony... P.S. Miałem też okazję wędkować na wodach niezarybianych, nieodławianych. Niemal zapomnianych przez ludzi, lecz nie przez Boga. 1,5 kg liny z marszu, szczupaki po 70-80cm siedzące w kapelonach i bojace się wypłynąć na otwartą wodę, okonie 40taki z brzegu jako przyłów... nie trzeba "siać" , wystarczy że przyroda działa sama bez naszej "pomocy". P.S. Tzw. "przebłyszczenie" które to zjawisko swego czasu było ostro lansowane w zwiazkowej prasie, dziwnym trafem nie występuje w zasobnych wodach, z ktorych WĘDKARZE nie zabieraja ryb bądź biorą znikomą ilość. Ryby mające liczne zabliźnione pamiatki po hakach biora po raz kolejny bez wiekszych oporów, często na to samo na co skusiły się już kilka razy więc jakim cudem taki np szczupak w wodzie odwiedzanej przez miesiarzy ma unikać sztucznej przynety bo ją już widział.... kpina Edytowane 14 Sierpnia 2020 przez morrum 12 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
malinabar Opublikowano 14 Sierpnia 2020 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 14 Sierpnia 2020 Ejmen . Nic więcej nie trzeba , jak nie przeszkadzać naturze . I wkładać do wody też nie trzeba, jeśli wyjmujących nie ma zbyt wielu lub potrafią zwrócić jej to, co im dała . A tak z innej beczki, aczkolwiek w temacie - na wodach , które odwiedzam najczęściej , zauważyłem niebywały wzrost presji kampingowo/camperowo/namiotowej , z nasiadówkami kilkudniowymi i zestawami wywiezionymi het daleko w połączeniu z nieodzownym czesaniem wody z pływadeł jakichkolwiek i nastawieniem mocno nienachalnym do wszelkich możliwych przepisów. Jeśli ten stan rzeczy , spowodowany zapewne pandemią i niechęcią do wyjazdów zagranicznych , potrwać miałby dłużej , lub nie daj Boże przenieść się na sezon kolejny, czas będzie zmienić hobby lub łowiska . Na zagraniczne zapewne ... 7 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Rekomendowane odpowiedzi
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.