smokwelski Opublikowano 9 Lipca 2020 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 9 Lipca 2020 Siurek kujawsko-pomorski. Wody w związku z ostatnimi opadami aktualnie już tylko mało, ale do niedawna była po prostu tragedia. Sprawdzona przynęta i mieszkaniec tej pięknej krainy poproszony do chwilowego zapozowania i prezentacji swojego cudownego ubarwienia. 25 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Alexspin Opublikowano 9 Lipca 2020 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 9 Lipca 2020 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
lamiglas Opublikowano 9 Lipca 2020 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 9 Lipca 2020 Pieknie ubarwiony i widac ze zdrowy z takiej wody kazda ryba cieszy nie musi byc okazowa gratki . Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
smokwelski Opublikowano 10 Lipca 2020 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 10 Lipca 2020 Kolejny siurek Pojezierza Pomorskiego. Byłem tam po raz pierwszy. Woda silnie zmącona po intensywnym nocnym deszczu. Nie przestraszony dziwnym symbolem na tablicy z nazwą strumyka z wielką ciekawością przystąpiłem do bliższego poznania jego uroków od samego ujścia. Robiło się coraz ciekawiej, aż doszedłem do rezerwatowego odcinka w olbrzymim jarze. Widoczki dosłownie zapierają dech w piersiach, niestety nie dało się tego oddać na zdjęciach robionych smartfonem, a niestety od kilku lat wożenie lustrzanki z obiektywami na całodniowe dalekie wyprawy jest ponad moje siły. Rzeczywiście czuć tu jakiś klimat mroku i niepokoju. Nagle słyszę, jak kilka metrów ode mnie z olbrzymim łoskotem zwala się do wody potężne drzewo! Huk i plusk! Aż odskakuję. Podchodzę wyżej, patrzę, szukam i nic! Nie ma żadnego świeżo wywróconego drzewa! O cię, a ostrzegali...Wody malutko, na wobki nie ma nawet co próbować, przeszedłem szybko na gumowe robatcwo na gramowej czeburaszce. Kropkowanych sporo, kryją się w każdym praktycznie dołku, ale wymiarami nie powalają, ot dwudziestaki co najwyżej. Ubarwienie też raczej szare z maleńkimi iksami, mało czerwonych kropek. Zwykle tylko wychodzą, czasem pukają, zapięć niewiele, co specjalnie mnie nie martwi. Nie chcę ich zbytnio kaleczyć i męczyć, fotek też z tego powodu nie robię. Powrót okazał się koszmarem - trzeba wspinać się grądem po kilkudziesięciometrowej stromej skarpie jaru i następnie marsz kilka kilometrów skrajem lasu i gąszczy łanów rzepaku. Ale dla tych niezapomnianych wrażeń z widoku dzikiego maleńkiego siurka na dnie olbrzymiego wąwozu warto było! 25 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Bolen30 Opublikowano 10 Lipca 2020 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 10 Lipca 2020 I za to własnie miedzy innymi uwielbiam pstragowac. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
smokwelski Opublikowano 14 Lipca 2020 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 14 Lipca 2020 Dziś z trochę innej beczki. Niewielki ciek o dość skomplikowanym statusie prawnym będący kilkukilometrową odnogą mojej rzeczki macierzystej. Myślę, że w tym wypadku można pokusić się o podanie nazwy - Bałwanka. Jej natura z pewnością niezwykle skutecznie powstrzyma ewentualną inwazję, zresztą nie widzę do takowej powodów. To łowisko dla najbardziej zdeterminowanych i wtajemniczonych amatorów ekstremalnie nieprzebytych chaszczy. Dojazd i dostępność do łowiska - 1,2 na 10. Ryby - 5/10. Komary 10/10. Komfort łowienia 0,5/10. Wrażenia z obcowania z dziką naturą 8,5/10. Stosuję wabiki niewielkie, dobrze pracujące wertykalnie i dość mocny sprzęt co wzajemnie nie chce się zbyt dobrze zgodzić, ale wyjecie tam szczupaka powyżej 2 kg jest sporym wyzwaniem. Oprócz szczupłych ładne okonie, mnóstwo okazałego klenia i jazia i bardzo sporadyczny pstrąg. Dla ubarwienia wpisu takie standardziki. Mam nadzieję, że w tym akurat wątku na takie rybki admin spojrzy łagodniejszym okiem. Pozdrowienia dla miłośników siurkarstwa, Obławiam teraz kilka niezwykle ciekawych strumyczków w dorzeczu Drwęcy - relacja wkrótce. 32 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
PiterS Opublikowano 14 Lipca 2020 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 14 Lipca 2020 Kawał pięknej wody! Jak dla mnie 10/10 w każdej kategorii! Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Krzysztof Opublikowano 14 Lipca 2020 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 14 Lipca 2020 Dziś z trochę innej beczki. Niewielki ciek o dość skomplikowanym statusie prawnym będący kilkukilometrową odnogą mojej rzeczki macierzystej. Myślę, że w tym wypadku można pokusić się o podanie nazwy - Bałwanka. Jej natura z pewnością niezwykle skutecznie powstrzyma ewentualną inwazję, zresztą nie widzę do takowej powodów. To łowisko dla najbardziej zdeterminowanych i wtajemniczonych amatorów ekstremalnie nieprzebytych chaszczy. Dojazd i dostępność do łowiska - 1,2 na 10. Ryby - 5/10. Komary 10/10. Komfort łowienia 0,5/10. Wrażenia z obcowania z dziką naturą 8,5/10. Stosuję wabiki niewielkie, dobrze pracujące wertykalnie i dość mocny sprzęt co wzajemnie nie chce się zbyt dobrze zgodzić, ale wyjecie tam szczupaka powyżej 2 kg jest sporym wyzwaniem. Oprócz szczupłych ładne okonie, mnóstwo okazałego klenia i jazia i bardzo sporadyczny pstrąg. Dla ubarwienia wpisu takie standardziki. Mam nadzieję, że w tym akurat wątku na takie rybki admin spojrzy łagodniejszym okiem. Pozdrowienia dla miłośników siurkarstwa, Obławiam teraz kilka niezwykle ciekawych strumyczków w dorzeczu Drwęcy - relacja wkrótce. a.jpg b.jpg c.jpg 3.jpg 1.jpg 4.jpgpiékne miejsce Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
smokwelski Opublikowano 17 Lipca 2020 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 17 Lipca 2020 Powrót do rzeczek i strumyków północnej Polski. Ciurek trochę zapomniany, a wielce urokliwy. Dojazd do najlepszego odcinka koszmarny, bez terenowego samochodu właściwie niemożliwy. W zasadzie tylko brodzenie umożliwia poruszanie się wzdłuż rzeczki. Powrót wodą lub przez leśne gęstwiny. Wczoraj niestety od samego rana kiepska pogoda - strasznie pochmurno, silny deszcz, później przestało padać, ale zachmurzenie się utrzymywało, co wpłynęło na zdjęcia. Jakoś szaro i ponuro na nich. Woda silnie podniesiona i zmącona. Rybki - tylko i wyłącznie pstrążki ok. 20-25 cm, choć kilka wyjść lub brań okołowymiarowych, a jeden waleczny czterdziestaczek zerwał w ferworze rajdów po zatopionych pniach żyłkę 0,12 mm. I tym razem ubarwienie przepiękne - duże, wyraźne czerwone kropy w białych obwódkach, złote boki, oliwkowe grzbiety. Ślicznoty. Jako przynęty znowu robactwo na czeburaszce 1 g, wobki i żelastwo możliwe do zastosowania w nielicznych miejscach. Komary i tym razem nie zawiodły i mogę im z czystym sumieniem przyznać ponownie notę 10/10. Trudno się skoncentrować na łowieniu, jestem cały bąblach, ale piękno takich małych strumyczków i wędkowania w maleńkich siurkach, wymagające wzniesienia się czasem na szczyty ostrożności, precyzji, koncentracji i zżycia z naturą warte są takich poświęceń. 22 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
smokwelski Opublikowano 20 Lipca 2020 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 20 Lipca 2020 (edytowane) W sobotę odwiedziłem pobliską rzeczkę, był to bodajże mój trzeci rajd po tym łowisku w tym roku. Relacja tym razem będzie zawierała kilka dygresji ogólnych odnośnie małych siurków i wędkowania na takich wodach. Ponownie proszę admina o dyspensę dla tego wątku od ogólnych zasad umieszczania zdjęć ryb na forum. To specyficzne łowiska, gdzie z zasady okazów nie ma albo inaczej - są to okazy w swojej kategorii - ryb ze strumyków. Robiąc fotki dokumentuję tylko unikatowe dla każdej rzeczki ubarwienie pstrągów, od lat pasjonuje mnie ten temat. Uważam, że warto przestawiać niezwykłe piękno mikrosiurkowych kropkowańców aby mobilizować do zachowania ich siedlisk, poszanowania naturalnej urody dzikich strumyczków i ocalenia ich dla przyszłych pokoleń. Strumyk nazywa się Pr...a, zwany jest lokalnie też W....ą, jest jednym z największych dopływów herbowej rzeczki smoka. W tym miejscu biję się z myślami, czy zawsze trzeba być aż takim tajemniczym, czy czasem niektórym siurkom nie robimy tym niedźwiedziej przysługi. O tym dalej. Tym razem odpuściłem odcinek przyujściowy i wybrałem się na fragment środkowy. Woda oczywiście niska, ale nie dramatycznie. Trafiają się co kawałek dołki, w które wrzucenie przynęty może mieć sens, a niekiedy występują nawet dość głębokie (do 1 m) rynny na napływach zakoli, w których nie byłoby sensacją namierzenie nawet czterdziestaka. Po przedarciu się przez gąszcz pokryw, przytulii i innych habazi można stanąć nad brzegiem. Te są z uwagi na niezbyt bystry nurt miejscami wręcz grząskie i muliste. O dziwo daje się zauważyć jakieś ścieżki, nie tylko zwierzęce, jak się później okazało. Rozpoczynam od pięknego odcinka z paroma obiecującymi przegłębieniami. Prowadzonego drobnym twitchem kolorowego czosnkowego worma dość chętnie od razu atakują pstrążki - w lepszych miejscach zauważam ich nawet po kilka. Wzory i kolory ładne, choć niestety nie osiągają tego specyficznego uroku charakterystycznego dla pstrągów z niektórych niezarybianych dzikich rzeczek pomorskich. Dochodzę do sporej tamy bobrowej i tu czar pryska. Pojedynczo napotykane śmieci, głównie butelki, tu maja swoją kumulację. Zarówno plastiki wszelakiej maści, jak i te po artykułach spożywczych pierwszej potrzeby. Eeech.... Bobry to muszą mieć naprawdę ciężko. Alkoholizm u tych sympatycznych gryzoni od lat jest chyba wielkim problemem. Można mieć oczywiście także uwagi do miejscowej ludności - gdyby okazywała więcej empatii tym zwierzętom to z pewnością udałoby się zredukować te namacalne efekty spożycia i wyrwać je ze szponów nałogu. Wyprzątniecie tego i zabranie byłoby ponad moje siły, wielki wór by nie wystarczył. Ograniczam się więc do powyciągania tego z wody i zgromadzenia na brzegu, obiecując sobie, że zorganizuję tam w najbliższym czasie misję porządkową.To niestety nie jedyna przykra okoliczność. Na gałęzi nad pięknym dołkiem tuż poniżej tamy widzę urwany prymitywny zestaw. Gruba żyłka, spławik z korka od butelki, parę zaciśniętych byle jak śrucin i spory hak z robakiem. Robak wygląda całkiem świeżo, z pewnością samołówka wisi nie dłużej niż kilka godzin, maksymalnie od wczoraj. Wyjaśnia się tajemnica nadbrzeżnych ścieżek, które dokładnie łączą co najlepsze dołki. Smutek i żal. Dzikie strony. Wrócę tu do sprawy ukrywania naszych pstrągowych miejscówek. Czy na pewno zawsze to chroni rzeczkę i ryby? Nikt tam nie zagląda, więc lokalni smakosze czują się jak pączki w maśle, zresztą od lat traktują te strumyki jak niczyje, więc swoje i przy pełnym odgórnym błogosławieństwie wcielają święte zasady coby czynić sobie ziemię poddaną, czyli brać co się da i eksploatować na maksa. Z takiego strumyczka same korzyści: ścieki odbierze, śmieci sobie odpłyną, drzewo na opał na brzegu wyrośnie i rybki nawet jakieś tam połapać można. Małe bo małe, ale smaczne i łatwe do złapania. Przecież raczej szanownych użytkowników tego portalu nie sposób posądzić, że pojadą jak stonka na dzikie siurki, żeby pstrążków dwudziestaków na kolację nałapać. Może jednak lepiej spopularyzować ultralajtowe wędkarstwo i wytworzyć szerszy front ochrony małych ciurków? Wracając do tematu: łowię dalej, co jakiś czas udaje się nawiązać kontakt z pstrążkiem, co trochę słodzi moje rozgoryczenie. Czasem obecny przyłów w postaci małych okonków. Po kilkuset metrach rzeczka staje się strasznie wąska, płynie w głęboko wciętym korycie o brzegach porośniętych wysokimi chwastami, co praktycznie uniemożliwia wędkowanie. Poprzednim razem na krótkim odcinku, może kilometra spotkałem trzy wydry, teraz ich śladów nie widzę. Postanawiam odpuścić dalsza wędrówkę, miejsc do rzutu coraz mniej, co kilkadziesiąt metrów co najwyżej jakaś potencjalna pstrągowa kryjówka, lecz nie są to już tak obiecujące miejsca jak wcześniej, raczej trzydziestaka trudno się tam spodziewać. W drodze powrotnej skrajem pół i rzadkim lasem mijam kilka dzikich wysypisk śmieci, stertę gruzu i w samym lesie sporą górkę wywiezionego tam wuj wie po co obornika. Wracam z mieszanymi uczuciami. Siurek po "konserwacji koryta" przeprowadzonej przez meliorantów kilka lat temu powoli się renaturalizuje, pstrążki jakoś się tam wciąż trzymają, jest kilka odcinków naprawdę urokliwych. Z drugiej strony jak pałą w łeb dołują człowieka zjawiska, które jak myślałem dawno odeszły w przeszłość: chamskie zaśmiecenie, prostackie kłusownictwo, brak poszanowania przyrody. Dzikie strony. A miała być to kolejna chwaląca uroki siurkarstwa entuzjastyczna relacja znad pięknego, dzikiego i rybnego strumyczka... NOMINACJA DO KONKURSU "OPIS MIESIĄCA" Edytowane 20 Lipca 2020 przez bartsiedlce 28 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
smokwelski Opublikowano 24 Lipca 2020 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 24 Lipca 2020 (edytowane) Króciutka relacja z odreagowania po ostatniej eskapadzie. Wyjazd w dzikie strony. Tym razem jednak słowo "dzikie" znowu oznacza naturalne piękno, nieskażoną chamstwem i pazernością człowieka przyrodę, spokój i harmonię. Poprzednio miało zdecydowanie pojoratywny kontekst. Cóż, słynna diagnoza "dziki kraj, pogańskie obyczaje" wyrażona przez Krzyżaków w filmie o takimże tytule do dziś na tym terenie (Pojezierze Dobrzyńsko-Chełmińskie) nie straciła na aktualności. Zostawmy już ten przykry incydent, wciąż można jeszcze znaleźć przepiękne Ciurki, Siurki i Strumyki.Bardzo trudno dostępny mały strumyczek, płynący przez bagna i torfowiska, z daleka od wszelakiej sieci drogowej, w tym także dróg leśnych i ludzkich siedzib. Dotarcie na miejsce zajmuje mi godzinę ciężkiego marszu. Przezornie zabrałem śpiochy, dotarcie tam w woderach nie byłoby możliwe, czasem trzeba przekraczać głębokie bobrowe rowy, czasem wręcz na granicy ryzyka brodzić po pas w błocie. Ciurek wije się wśród łęgów, częste są rozwidlenia koryta, na kilkusetmetrowym odcinku, wzorem prawdziwie naturalnych cieków, płynie szerokim na kilkadziesiąt metrów pasem kilku łączących się co jakiś czas nitek. Oczywiście na ryby tam nie ma co specjalnie liczyć, łącznie rzeczka prowadzi kilkaset litrów wody na sekundę, przy takim systemie odnogi mają kilkucentymetrową głębokość. Tylko podmyte burty na zakolach tworzą wystarczające dla pstrągów dołki. Jednak zwykle zamieszkałe. Pstrążki są niewielkie, ale urzekają ubarwieniem. Niestety fotografie (robione smartfonem) nie są w stanie tego oddać. Ten wzorek i nasycone kolory są ponadto tylko mgnieniem, widocznym przez kilka sekund po wyjęciu z wody, potem jakoś przygasają. To właśnie znak, że miejsce pstrągów jest w czystym i bystrym potoku, a nie na brzegu. Zatem fotografuję tylko jednego, pozostałe odpinam w wodzie. Z reguły obecnie wystarczy mi potwierdzenie samej obecności ryby w miejscówce i jej zainteresowanie się przynęta. Jak "mignie", wyjdzie czy uderzy, to nawet bez zapięcia uznaję "zaliczenie". Pojedynczy, mały, bezzadziorowy haczyk co prawda robi niewielka krzywdę, ale nawet tej ostatnio wolę rybkom oszczędzać. Piękna pogoda, cudowne chwile nad wodą. Całkowicie wpasowuje i wtapiam się wówczas w rzeczkę. Siurkowe wędkarstwo wciągnęło mnie już na maksa. NOMINACJA DO KONKURSU "OPIS MIESIĄCA" Edytowane 24 Lipca 2020 przez bartsiedlce 28 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Adrian Tałocha Opublikowano 24 Lipca 2020 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 24 Lipca 2020 Fajne klimaty samej wyprawy. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
lenny Opublikowano 24 Lipca 2020 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 24 Lipca 2020 Super się to czyta i ogląda te zdjęcia ????Po Twoich opowieściach, coraz bardziej korci mnie, aby odwiedzić pewna rzeczkę, gdzie jako dzieciak często łowiłem, przedzierając się przez zarośnięty leśny odcinek. Pstrągów u mnie co prawda nie ma, ale ciekaw jestem, jak to wygląda po prawie 30 latach i czy coś tam jeszcze pływa. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
smokwelski Opublikowano 24 Lipca 2020 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 24 Lipca 2020 Rzeczywiście jest coś odmiennego i wyjątkowego w takim wędkowaniu. Warto wyzbyć się uprzedzeń. Tak jak nie każdy wędkarz to drobny pijaczek, który w kufajce i gumofilach łowi starym badylem na robaka tępo gapiąc się na spławik, tak ultralajt to nie łowienie cierników na czas. Trzeba tylko się "przeskalować". Wymiarowy pstrąg to już duża ryba, a czterdziestak - okaz. Adekwatny do takich warunków sprzęt. Nawet nasz ubiór powinien być lekki, wszystko zmieścimy w kamizelce. Łowimy najczęściej sami, co sprzyja wymaganej tu wielkiej koncentracji. Rybki łatwo sprowokować, ciurki są dla specjalistów bardzo czytelne, choć niełatwo złowić. Wyjścia są błyskawiczne, najczęściej nietrafione, a powtórki zdarzają się rzadko. Precyzję rzutów i prowadzenia przynęty trzeba wznieść na wyżyny. Tu znacznie łatwiej "poczuć" wodę, zacząć rozumieć jak to wszystko funkcjonuje, po prostu myśleć jak ryba - wiedzieć, jak może się ona zachować w określonej sytuacji. Siurkarstwo to dla mnie w 3/4 czasu ślęczenie nad Google Maps, rysunkami dorzeczy, wyławianie drobnych wskazówek zaszytych gdzieś w forumowych dyskusjach. Odnajdywanie zapomnianych rzeczek, odkrywanie nowych łowisk, włażenie tam, gdzie od lat nie było nikogo. Potem surwiwalowa walka z nieprzebytymi zakrzaczeniami, pokrzywami ponad głowę, huk masy komarów nad głową. Długie wędrówki na łowisko, brzegiem czy wodą, z łowiska, chwytanie tych obrazów, zapachów, mnóstwa drobnych przygód. Konfigurowanie sprzętu, ciuchów, wybieranie przynęt. Samo łowienie to tylko cząstka. Nigdzie chyba tak, jak nad małymi, dzikimi, zagubionymi w lasach strumyczkami, nie da się złapać tego bezpośredniego kontaktu z naturą. Tu musisz być częścią przyrody, nie możesz być jakby obok tego, jak na łodzi czy na stanowisku nad brzegiem dużego jeziora. Czasem do najbliżej chałupy czy drogi masz całe kilometry, brak zasięgu, dawno skończyły się kanapki, picie wprost ze strumyka jest oczywistością, jak kilka godzin wcześniej skoczyła się jedyna zabrana butelka wody (bo gdzie ją trzymać?) a tu upały i nieludzki wysiłek... Ta satysfakcja z wyprawy, kiedy wstajesz o 2 w nocy, jedziesz 200 km i po kilkunastu godzinach ze zmęczenia ledwie dajesz radę wrócić. Czysta poezja. Długo by gadać. Nie spróbujesz, i tak nie będziesz wiedział o czym mówię... 16 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Zybi81 Opublikowano 24 Lipca 2020 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 24 Lipca 2020 Gdzieś w PL???? 7 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
SlawekNikt Opublikowano 24 Lipca 2020 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 24 Lipca 2020 Odnajdywanie zapomnianych rzeczek, odkrywanie nowych łowisk, włażenie tam, gdzie od lat nie było nikogo. Potem surwiwalowa walka z nieprzebytymi zakrzaczeniami, pokrzywami ponad głowę ... " Nawet nie trzeba odnajdywać. Chaszcze skutecznie zniechęcają większość. Najgorzej jak faktycznie są ponad 180 cm. i połączone z jakimiś pnączami, a pod nogami nory i norki ... I fakt czasami człowiek już nawet nie ma siły na wkurw jak coś ładnego się zepnie 3 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
smokwelski Opublikowano 24 Lipca 2020 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 24 Lipca 2020 180? 250! tej porze standard???? jak wracam padnięty, cały poparzony i pogryziony to przysięgam na odyna, że nigdy więcej???? jęczę całą noc...no prawie, bo nad ranem zaczynam się już zastanawiać, gdzie jechać następnym razem???? 4 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
lenny Opublikowano 24 Lipca 2020 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 24 Lipca 2020 Ja się dzisiaj przedzierałem, do pewnej rzeczki, przez pokrzywy, osty, bobrowe dołki, jamy, a bliżej wody przez pewnie ponad 2,5m trzciny i błoto pozostawione przez niedawne wylanie. Jak dotarłem już nad brzeg, w palącym słońcu, w krótkim rękawku i trampkach????????????, to odechciało mi się już łowienia ????. Zresztą, woda i tak wyglądała na martwą, jeszcze spływa syf po wylewach. Ryby się gdzieś pochowały. Nawet zdjęć nie zrobiłem. Ale wrócę tam za jakiś czas. Tam muszą być klenie ???? Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Psil Opublikowano 1 Sierpnia 2020 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 1 Sierpnia 2020 (edytowane) Po wyjeżdżeniu hektolitrów paliwa i schodzeniu kilku par butów, w poszukiwaniu tej jedynej rzeczki, w końcu ją mam.Zakupienie nowych gaci do brodzenia pozwoliło w końcu dotrzeć w miejsca niedostępne.No i jak to w życiu bywa okazało się, że pod latarnią najciemniej.Od wielu lat jestem zwolennikiem rzucania wszelkiej maści żelastwem.Do woblerów i gum podchodziłem jak dziewica do łóżka.No ale przyszedł czas aby starego psa nauczyć nowych sztuczek. No więc melduje się nad wodą w nowych gaciach, świeżo nabytych smużakach o których pojęcie mam jako takie plus leciutki spinn. Dotarcie do samej wody pomimo woderów jest lekko problematyczne. Idę z rękami w górze jak na rozstrzelanie bo pokrzywy sięgają pod pachy.Gdy tylko docieram nad wodę staje się rzecz oczywista. Załamanie pogody. Cały dzień w robocie słońce i nawet listek nie drgnął a teraz zaczyna wiać i o słońcu można zapomnieć. Nic to twardy jestem, dam radę.Na szczęście rzeka płynie w wysokich burtach co daje mi jako taki spokój od wiatru. Muszę tylko pilnować aby nie rzucać wyżej niż 2-3 metry bo wobler ląduje na łące. Na pierwszy strzał idzie czarny, pływający żuczek. W tych warunkach mogę rzucić 5-10 metrów max ale tyle wystarcza.Dosłownie po 5 rzutach na żuczku melduje się kleń. Taki ze 35 cm. Potarmosil, poświrowal i wypiął się 10 cm od podbieraka.Trochę jestem zły ale jakoś nie specjalnie. Ryba jest, moja nieudolna technika też widać jakoś działa, jest ok.Szybki rzut okiem na sytuację i wychodzi, że jedynym sensownym sposobem na poruszanie się jest wędrówką środkiem rzeki.No to heja.Mija z 15-20 minut. Rzeka zakręciła i teraz rzucam z wiatrem.Celuję w zakole.Wobler spada na wodę i w tej samej chwili następuje atomowe uderzenie. Chlupot jakby ktoś z brzegu wrzucił do wody pustak.Wędka gnie się aż nad samą wodę. Kołowrotek zaczyna grać swoją melodię i w tej chwili wobler równie atomowo wystrzela spod wody.Serducho wali tak, że kardiolog by dostał zawału oglądając wykres.Przerwa. Odpalam papierosa i myślę co dalej.Po namyśle postanawiam iść za ciosem i wędruje dalej.Rzeka się zmienia. Robi się sporo głębsza, że miejscami brakuje woderów i muszę iść chaszczami.Zakładam poperka świeżo nabytego, o którym nie mam żadnego pojęcia oprócz poogladania co i jak.Po kilku rzutach na kiju mam mocne uderzenie. Zacinam i jest. Idzie w zielsko. Szczęściem plecionka daje radę.Po paru minutach w podbieraku melduje się szczupak 46 cm.Poper nawet nie wystaje z pyska. Szybki wgląd w temat i już widzę, że i ja i szczupły jesteśmy w czarnej d.Ostatnia kotwica siedzi w przełyku.10 minut kombinacji wszelkich w końcu pozwala szczupłego uwolnić od biżuterii.Wpuszczam go do zakola żeby sobie mógł odpocząć.Pogoda coraz gorsza.Zmieniam miejsce o parę kilometrów.Na kiju nadal poper.Na rozlewisku uderzenie.Po chwili w podbieraku melduje się szczupły, szczeniaczek 36 cm.Poper połknięty niemal równie głęboko ale tu idzie dużo łatwiej. Robi się powoli ciemno pomimo nie tak późnej pory.Z mieszanymi uczuciami szczęścia i niedosytu jadę do domu.Ja tu jeszcze wrócę. NOMINACJA DO KONKURSU "OPIS MIESIĄCA" Edytowane 3 Sierpnia 2020 przez bartsiedlce 17 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Psil Opublikowano 2 Sierpnia 2020 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 2 Sierpnia 2020 Nie mogąc spać i jeść znowu poleciałem jak głupi nad "odkrytą" rzekę.Teraz postanowiłem zbadać inny odcinek.Znajduję fajne zakole gdzie widać masę drobnicy.Wkładam gatki i lecę.Po kilkunastu minutach biczowania wody dochodzę do wniosku, że albo ja jestem nieudolny albo szczupłe zostały przerobione na kotlety w wiosce obok.Idę dalej w górę rzeki. Znowu korytem bo inaczej się nie da.Zakładam znowu sprawdzonego już poperka.Jakieś 50 metrów w górę rzeki jest pierwsze branie i banan na mojej gębie.Ryba po zacięciu wyskakuje pięknym łukiem nad wodę.Po chwili walki ląduje w podbieraku i co teraz? Z obu stron mam bajoro porośnięte trzcinami.Trudno. Cisnę w chaszcze jak dzik w zarośla. Na szczęście ryba mi pomogła i sama wypięła się w podbieraku.Szybkie zdjęcie na w miarę płytszym bajorze i kropek 26 cm ląduje w wodzie.Pierwszy kropek w tym roku.Szybka analiza sytuacyjna.Znam 3 rzeki na Mazowszu z kropkami w środku i jeśli nie jestem debilem, który pobłądził to nie jestem na żadnej z nich.Z bananem na gębie stwierdzam, że należy mi się energetyk dla dorosłych, więc przerwa.Po energetyku zmieniam strategię.Znów zakładam żuczka i lecę dalej.Teraz dopiero widzę jak rzeka ożywa.Praktycznie co chwilę mam wyjście do woblerka. Czasem nawet na chwilę czuję rybę na żyłce ale albo moja nieudolna technika albo zwykły pech nie dają zaciąć niczego.Nie zrażony bo widzę, że ryba jest lezę dalej.Za zakrętem widzę mocne wyplycienie. Widać, że krowy tamtędy przechodzą.Rzucam pod prawy brzeg prawie w ślady kopyt na błocie.Po dwóch ruchach korbą na woblerze melduje się drugi kropek.Znowu nie bardzo mam jak go wypiąć, więc wylaze jak krowy i idę na łąkę obok.Kropek mniejszy. 23 cm ale nadal fajny.Bajka. Dwa kropki jednego dnia to już nie pamiętam kiedy się zdarzyło.Dochodzę do wniosku, że to bardzo dobry moment na energetyka.Idę dalej. Jakieś 50 metrów od krowiego przelazu trafiam na zwalone drzewo.Leży w poprzek i nijak pod nim lub nad przejść.Za drzewem jednak widzę, że woda wygląda fajnie.Staję za samym drzewem tak że tylko mi głowa i ramiona wystają.Rzucam najdalej jak się da.W połowie dystansu 32 cm kropkowanej agresji postanawia wykończyć mojego żuczka.Kropek walczy jakby szło o życie i nie pozwala nawet na chwilę stracić koncentracji. W końcu jednak ląduje w podbieraku.Na brzeg bo i tak nie przejdę. Wypięcie, zdjęcie i płyń malutki do domu.Dalej rzeka wygląda mega ciekawie.Wchodzi w las olchowy. Zakola. Zwalone drzewa.Niestety małżonka już zirytowana dzwoni, że mam wracać.Tym razem już szczęśliwy wracam do domu.Następny wypad na dalszy odcinek w lesie.W załączeniu tylko kropek 32 z racji przekroczenia limitu. NOMINACJA DO KONKURSU "OPIS MIESIĄCA" 16 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
pastore Opublikowano 2 Sierpnia 2020 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 2 Sierpnia 2020 (edytowane) Czytając ten wątek mam jakieś takie nieodzowne wrażenie jakbym czytał przygody jerrego hzs w jego trout fishing fascynacji Czuć ten klimat przygody, szacunku do przyrody i naszej pasji.Postaram się i ja napisać kilka słów.Dzisiejszy niedzielny wypad chodził za mną już od dawna. A dokładnie od jakiś 5 tygodni ( tyle czasu mieliśmy w domu nalot chrześniaków z każdej gałęzi rodziny ). Super, że chcą dzieciaki do wujka i ciotki przyjechać, ale człowiek nie ma w ogóle czasu dla siebie i swojego hobby. Także bąki dostały w sobotę papa na do widzenia, a wujek już o 5 rano zameldował się nad rzeczką Pojechałem na nowy, nieznany dotąd dla mnie odcinek. Długo szukałem miejsca do zaparkowania, bałem się stanąć zaraz w pobliżu mostku ( nie wiem czy nie jest to zabronione, wolałem nie ryzykować) więc podjechałem niedaleko zabudowań "człowieków" i po dłuższym marszu przez pola byłem już nad wodą. Poziom rzeki zastał mnie bardzo niski, z bardzo czystą wodą. Wyjdzie słońce, prześwietli wodę to na pewno moje szanse na rybkę wzrosną Dzisiaj postanowiłem cały dzień używać tylko obrotówek ( niestety nie dałem rady ). Wędka po naprawie, na kołowrotku plecionka, bo w takich chabaziach, żyłce i moim szczęściu z pudełek wymiotłoby mi przynęty piorunem. Pierwsze głębsze miejsce znalazłem po dobrych 15 minutach przedzierania się przez sajgon. I tak mniej więcej wyglądała cała wędrówka. Od dołka do dołka, od korzenia do jakieś głębszej rynienki. Pokrzywy i gęste plącza nie ułatwiają drogi. Gdzieś w krzakach słyszę uciekająca sarenkę, na drzewo wspina się wiewiórka, gdzieś dzięcioł wystukuje sobie dziurkę. Kurcze jak mi tego brakowało Co jakiś czas robię postój na gorąca kawkę i łyk wody. Ten dźwięk lasu a zarazem cisza jest wspaniała. Potrafi ukoić każde smutki, wyczyścić głowę. Co do rybek, strasznie dużo nietrafionych wyjść małych pstrążków. Nic nie dała zmiana na woblerka, Jakoś dzisiaj postanowiły, że będą tylko podszczypywać. Nie może być za pięknie Jakiś mały kropek wielkości dłoni się uczepił, klika wymiarowych okonków. Gdy słońce dało się już ostro we znaki i korzystając z tego, że moja łowna dzisiaj obrotówka zaczepiła się o korzeń na przeciwległym brzegu, postanowiłem ją odczepić, a przy okazji się ochłodzić Jak to jest, że jak się sprawdzi wodę ręką to jest ciepła, ale jak już zamoczyć 4 litery to nagle lodówka Tym miłym akcentem postanowiłem skończyć na dzisiaj. Schłem na brzegu jedząc kanapkę i podziwiając piękno naszej natury. Teraz tylko droga powrotna tą samą trasą. Do samochodu docieram już na miękkich nogach, na twarzy złapałem chyba każdą pajęczynę w lesie, ręce popalone pokrzywami. Dzisiaj dostałem konkretny wycisk nad wodą, już nie pamiętam kiedy się tak umordowałem.Gdzieś tam w głowie świeci myśl, żeby już więcej nie jechać w taki sajgon, że to nie ma sensu, że w sumie nic konkretnego nie złapałem a styrany jestem jak koń po wyścigach. Obiad w domu, zimne piwko, chwilka drzemki, i już na mapach szukam gdzie by tu wyskoczyć gdy będzie chwilka czasu.Pozdrawiam wszystkich ciurkołazów NOMINACJA DO KONKURSU "OPIS MIESIĄCA" Edytowane 3 Sierpnia 2020 przez bartsiedlce 23 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Alexspin Opublikowano 3 Sierpnia 2020 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 3 Sierpnia 2020 Woda 5-30cm, mnóstwo drobnicy... 15 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
smokwelski Opublikowano 3 Sierpnia 2020 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 3 Sierpnia 2020 (edytowane) I ja trochę pomyszkowałem ostatnio po siurkach. Objawiła mi się bowiem straszna prawda, że tylko miesiąc kropkowego sezonu nam w tym roku pozostał. Przyjdzie dziatki znowu prosić o wybaczenie tych ciągłych nieobecności. Przyjąłem ostatnio strategię 2 wyjazdów tygodniowo, ale od świtu do późnego popołudnia i łowienie na maxa.Rzeczka która mocno mi już w serducho zapadła, lecz na nieznanym mi, niemal nizinnym odcinku. Kiedyś cofnąłem się trochę niżej, niż zwykle i w zasadzie tego cofania nie mogłem powstrzymać, bo im dalej, tym bardziej kusiło. Ale były granice fizycznej wydolności i teraz przyszło wreszcie fragment ten bliżej poznać. Dojechałem tym razem od drugiej strony, zaczynając od zdezelowanego mostku z powyginanymi balustradami wyboistej, na gruntowej drodze. Może tym razem kapka gratologii. Była to okazja do próby nowego patyka zapasowego (SG LRF CC 2,10 m 0,5-7g zastąpiłem Shimano Technium Trout Area 1,95 m 1,5-4,5g, mimo iż ten pierwszy niczym nie zawinił, to ja do pianki, przepraszam bardzo, ale chyba się nie przełamię..., TT ma też uchwycik o niebo wygodniejszy). Na 16 Vańku Major Craft PE 0.4 (oj, ja się po tobie przejadę kiedyś w odpowiedni dziale...) i 1,5 m FC 0,127, zapinka nr 18 i tyle.Lekko pochmurna pogoda, co może dobrze wpływać na brania, na lecz zdjęcia wprost przeciwnie, co na załączonych obrazkach daje się zauważyć. Powierzchowność ciurka samego urocza, dość głębokie rynny i dołeczki. Brzegi modelowo wręcz zarośnięte. Widać, ze nikt prócz zwierzyny tędy nie przemyka. Przez długi czas, mimo bardzo obiecujących miejscówek, nie uświadczam żadnego kontaktu. Zmieniam gumeczki, miniaturowe larwopodobne cukiereczki (no nie, ten zapaszek wcale nie słodki...) i stonowane w barwie i przemoc kolorystyczna, rzec by można, wobki maluśkie, wiróweczki, cykadki i.... Nic. Uuuu.... Wreszcie, przez mostem kolejowym, na odcinku który już miałem przyjemność obłowić, gdzie rzeczka robi się szersza i bardziej bystra, z kamienistym dnem, pierwsze nieśmiałe wyjścia. Wreszcie jedno mocniejsze kopnięcie, rybę widzę dobrze, trzydziestaczek, lecz nie zapina się. No cóż. Parę maluszków, też niezapiętych. Przy zmianie przynęty do wody wpada mi maleńki srebrny Effzett 0 z muszką, blaszka którą miałem od ćwiećwiecza, ideał. Woda 20 cm, równe piaszczyste, dno, więc paniki nie ma. podniosę zaraz, myślę sobie i spokojnie zakładam znowu gumisia. No kamień w wodę... Nie widzę jej niestety. Szkoda, takich już nie robią... Kawałek dalej na lekko podszarpywaną tantę ser z różem wyjmuję wreszcie potoczka. Ładny, choć w tej rzeczce widywałem zwykle dużo piękniej ubarwione rybki. Szybciutka fotka i do wody. Dalej mizeria, jeśli chodzi o ryby, bo na szczęście cieszę oczy widoczkami. Przejaśniło się bowiem i pogoda - marzenie. Droga powrotna leśnym duktem. Tym razem lekki niedosyt kontaktów z rybami, co tylko zaostrza apetyt na kolejne wyjazdy. NOMINACJA DO KONKURSU "OPIS MIESIĄCA" Edytowane 3 Sierpnia 2020 przez bartsiedlce 26 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
bartsiedlce Opublikowano 3 Sierpnia 2020 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 3 Sierpnia 2020 Pięknie Panowie opowiadacie, robi się nam jeden z najciekawszych wątków na forum. 6 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
smokwelski Opublikowano 7 Sierpnia 2020 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 7 Sierpnia 2020 (edytowane) Pora znów odświeżyć watek. Kolejna eskapada na nieznane tereny. Tym razem rzeczka, którą miałem wielką przyjemność poznać w jej środkowym biegu. Od tej pory stale mi siedziała w głowie, nie mogłem wprost się doczekać, kiedy będzie kolejna okazja by tam pojechać. Nawet nie przypuszczałem, że takie rzeki w Polsce się jeszcze uchowały. Dzikie, piękne i rybne.Temat w wielkim zaufaniu zdradził mi stary znajomy. Pierwszym razem byłem tam wspólnie z nim i teraz też nie wzbraniam się przed łowieniem w dobrym towarzystwie, bo wielkość rzeczki od biedy na to pozwala. Sto kilkadziesiąt km do przebycia, więc wstaję o 3 rano, wszystko już wieczorem spakowane i sprawdzone kilka razy, by zapomniana rzecz nie zepsuła przyjemności łowienia. Nie wyobrażam sobie takiego wędkowania np. bez polaroidów, a kiedyś nawet przy dalszym wyjeździe zapomniałem kołowrotka! Teraz już zawsze mam zapas, dodatkowe okulary jeszcze stale w samochodzie, a co najmniej dwa pełne zestawy to u mnie już standard.Nad wodą jesteśmy po piątej. Piękna pogoda się robi, zgodnie z naszymi optymistycznymi założeniami. W poniedziałek i wtorek lało równo, środa już słoneczna, woda się trochę wyklarowała, czwartek jest więc idealny. Wciąż utrzymuje się zmętnienie, ale powinno tylko pomagać, przy tych głębokościach i tak woda wydaje się czysta. Zaczynamy tym razem praktycznie od ujścia. Teren jak zwykle ciężki, niezwykle trudno przebić się do koryta rzeki, którego nie opuszczamy praktycznie do końca łowienia. Wielkie zwaliska co kawałek, ich przebycie to czasem ciężka walka. Ale wyjście na brzeg jest w zasadzie niemożliwe - brzegi wysokie i tak zakrzaczone, że nie ma co próbować. Widoki wprost cudowne, niestety znów nie udało się tego oddać na zdjęciach... Brań nie ma wiele. Jesteśmy pewni, że w takich miejscówkach muszą siedzieć ładne pstrągi. Cóż, tak bywa, czasem woda wygląda nu pustą by na tym samym odcinku tydzień później wprost zadziwiać rybostanem. Zauważam też, że godziny wczesnoporanne na takich łowiskach nie muszą być najlepsze. Największą aktywność obserwuję gdzieś między 8-9, południe pauza, popołudnie późne to znowu dobry czas. Delektujemy się samym łowieniem, brak brań absolutnie nie jest w stanie popsuć na humorów, obcowanie z tą uroczą rzeczką jest samo w sobie wielki przeżyciem.W końcu zaczynamy jednak notować jakiś wyjścia i brania. Są pierwsze rybki. Coraz lepiej. W końcu zapinam pstrąga pod 40 cm, jednak spina mi się przy drugiej próbie podciągnięcia do podbieraka. Nie szkodzi. Za chwilę kolega wyciąga kropka ok. 35 cm. Piękne, klasyczne ubarwienie w kropy. Cykam mu fotkę i idziemy dalej pełni nadziei. Mam wreszcie podobnego, chcę uchwycić szybko piękny wzór tych potoków. Odszukuję na brzegu jakiś w miarę dobry do zdjęcia kawałek, jasny ale w cieniu, jest niestety bardzo pochyły, układam rybę ładnie na mokrym podbieraku, prezentuje się pięknie! Walczę z telefonem, nie mogę odblokować mokrym palcem, muszę wpisać PIN i zanim to robię, kropek pięknym odbiciem wyskakuje lądując w wodzie. Trudno, choć był przepiękny, żal mi trochę, że nie zdążyłem. Ale za parę minut mam kolejna szansę, ryba podobnej wielkości i równie śliczna. Tym razem po ześlizgnięciu się z podbieraka ląduje na błotnistym brzegu. Nie chcę ponawiać już próby i dłużej męczyć, wypuszczam. Udaje się następnym razem, choć ten mniejszy.Zmieniamy przynęty, robimy testy korzystając z okresu lepszych brań. Przynęta nie ma większego znaczenia. Liczy się tylko podejście do łowiska i sposób prezentacji. Mnie odpowiada twitchowanie 4 cm woblerkiem typu minnow, choć co chwila korzystam też z gumek. s jednego z holi ryba wchodzi pod patyk i zdejmuje woblera z zapinki! Nie udaje mi się go odnaleźć. Jeśli pstrąg odpłynął z wobkiem to miał go raczej tylko chwilę, stosuję w wobkach też pojedyncze haczyki, z mikrozadziorem lub zwykle bez.Kilkusetmetrowy prosty odcinek powiedzmy "łąkowy" przebywamy z trudem, bo woda węższa i głębsza, bez jakichkolwiek brań tym razem.Dalej strumyk wije się już w lesie, trochę wyczekiwanego cienia. Łowimy parę średnich rybek i dochodzimy do końca dzisiejszej trasy, rozwalonego o lat mostku na potężnych drewnianych palach. Wracamy potężnie zmęczeni po 12 godzinnej wyprawie. Nie było dziś nawet wyjścia większej ryby, ale i tak jest potężna satysfakcja i zadowolenie. Jeszcze prawie miesiąc sezonu pstrągowego, a dla nas mógłby to być już ostatni akcent, ciężko będzie przebić te wrażenia. Na tym polega wędkarstwo. NOMINACJA DO KONKURSU "OPIS MIESIĄCA" Edytowane 7 Sierpnia 2020 przez bartsiedlce 28 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Rekomendowane odpowiedzi
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.