Skocz do zawartości

[Artykuł] Pomorskie trocie – poradnik dla marzyciela


bigos

Rekomendowane odpowiedzi

Z.Milewski, z grubsza rzecz biorac opisales za co sie placi przewodnikom wedkarskim smile.png Niby tylko pokarze palcem gdzie rzucic. Kazdy moglby sam przyjsc i zrobic to samo. A jednak...

Nie aż tak dokładniesmile.png . Ale zależnie od stanu wody, ciągu tarłowego, kolega wybiera odcinek, na którym jest szansa złowić ryby, ale i łowić w ogóle. Przy wyższej wodzie, nie wszystkie odcinki są dostępne, trzeba je znać i nie wszędzie są równe szanse na złowienie ryby. Czasami ryby są gdzieś, ale prawie nieosiągalne dla wędkarza.

Na pierwszych wspólnych wyprawach, podpowiadał jakie stanowiska ryba lubi, pokazywał gdzie, a które odcinki (jałowe) omijać. Dobranie przynęty do stanowiska, zależnie z której strony jest rynna, albo jakaś przeszkoda, zwalisko, sposób prowadzenia, kierunek rzutów, należało już do mnie. Dla wędkarza posługującego się spinningiem  od wielu lat, to już oczywistości. Do tej pory najbardziej lubię wspólne z nim wyprawy, dopiero gdy nie może, wyruszam na rzekę sam. Oczywiście mówi mi, gdzie mam jechać. Nie mam na tyle doświadczenia i wiedzy, by samemu celnie zdecydować o tym. A to już około 25 lat wspólnego z nim wędkowania na tej rzece, kilka razy w roku (2-5 razy) po 2 dni najczęściej.

Co ciekawe, nigdy nie złowiłem żadnej troci na wahadłówkę, choć i czasu najmniej na tą przynętę poświęciłem. Około 60-70% ryb wyjąłem na obrotówki ( w tym marcowego, odżywionego  łososia, ok. 15 lat temu), resztę na woblery.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z.Milewski, teraz to juz perfekcyjnie opisales o co w tym chodzi :) Jednak wracamy do punktu wyjscia. Cala ta wiedza kolegi opiera sie na doswiadczeniu i obserwacji pewnych ukladajacych sie w logiczny ciag zdarzen- powtarzalnych. Patrzysz na wodowskaz w necie, albo idziesz na most jak masz blisko i od razu wiesz, ze na dzis odcinek X to strata czasu, a na odcinku Y jest pare met gdzie bedzie opytmalnie. A pozniej to juz tylko cierpliwie klepac wode...W kwestii wahadel mam podobne doswiadczenia:) Pare keltonow na wahadlo zlowilem z przylowu, ale nigdy dobrej ryby. No ale tez malo na wahadlo lowie...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W zamierzchłych czasach pracowałem na hodowli pstrągów nad Drwęcą. Byłem nad rzeką codziennie. Po roku (i straceniu pudełka przynęt) wystarczyło, że kolega Marian mówił, że przy Nowej Wsi pojawiły się ryby to następnego dnia meldowały się one na miejscówkach w Lubiczu. Były regularne. 

PS. Wahadłówki Przychoćki K3 były skuteczne na czerwcowe ryby.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z.Milewski, teraz to juz perfekcyjnie opisales o co w tym chodzi :) Jednak wracamy do punktu wyjscia. Cala ta wiedza kolegi opiera sie na doswiadczeniu i obserwacji pewnych ukladajacych sie w logiczny ciag zdarzen- powtarzalnych. Patrzysz na wodowskaz w necie, albo idziesz na most jak masz blisko i od razu wiesz, ze na dzis odcinek X to strata czasu, a na odcinku Y jest pare met gdzie bedzie opytmalnie. A pozniej to juz tylko cierpliwie klepac wode...W kwestii wahadel mam podobne doswiadczenia:) Pare keltonow na wahadlo zlowilem z przylowu, ale nigdy dobrej ryby. No ale tez malo na wahadlo lowie...

Perfekcyjnie to opisałeś TY :D, nie rozwlekle, a tyle ile należy, tak jak należy, krótko i węzłowato, jak to gdzieś słyszałem. Sam mam ułąmek tej wiedzy, jedynie mój kolega mógłby mieć podobne pojęcie, ale on nie udziela się nigdzie ze swoją wiedzą.

Forumowiczom wystarczy Twoje słowa przekuć w czyny i wcześniej czy później ryby złowią.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 11 miesięcy temu...

Bardzo dobry tekst. Na pewno wart przeczytania kilka razy i zrobienia sobie notatek. Ja zdobywam trociowe ostrogi w Uk a właściwie w Walii. Wcześniej zaliczyłem kilka wypadów do Norwegii czy Danii. Dopiero jednak kiedy znalazłem ta jedna jedyna a właściwie dwie sąsiadujące rzeki zacząłem łączyć kropki. Już od dawna wiedziałem, że miejscowi maja z górki. Na początku myślałem że to tylko znajomość łowiska ale teraz śmiem twierdzić że łatwy dostęp do rzeki kiedy pogoda jest właściwa. Ja mieszkam od tych rzek daleko zajmuje mi 6/7 godzin żeby tam dojechać wiec edukacja postępuje powili. Nie mam luksusu jak lokalny dziadzio który idąc po bułkę i mleko spojrzy z mostu na rzekę i wie że to ten moment. Bierze muchówke i staje na swoim dobrze znanym stanowisku o zachodzie słońca i łowi ryby jedna za druga. Z drugiej jednak strony patrząc może to ja jestem w lepszej sytuacji bo uczę się tej rzeki, pogody i ryb z każdym dniem spędzonym nad woda. Nie jest nudno , ciagle są tajemnice do odkrycia :) Teraz cały czas obsesyjnie sprawdzam pogodę oraz stan wysokości wody. Niemniej jednak często pomimo slabych rokowań wyruszam nad wodę choćby dlatego żeby mieć punkt odniesienia. Są już pierwsze sukcesy. Nie mogę doczekać się tego sezonu. Szkoda tylko że w Walii pierwsze ryby pojawiają się dopiero gdzieś w czerwcu. Podobno jest szansa już w maju ale musi być woda a w tym roku była posucha. Zreszta przez prawie przez całe lato.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

no to jak masz 6/7 godzin jazdy to nie łatwiej się przeprowadzić bliżej?

O panie, nawet nie wiem gdzie mam zaczac... Zmiana wymagalaby sprzedazy mieszkania, zmiana pracy. A szok wiazacy sie z zamiana miasta na wioske? :)

 

Przy okazji pozwole sobie przytoczyc dwie historie znad rzeki opisujace roznice pomiedzy rzeczywistoscia "miastowego" a miejscowego. Dwa czy trzy lata lat temu, zaraz po wybuchu Covida, zaproszony przez jerkowego kolege wybralem sie nad Parsete. Mekke Polskiego trociarstwa. To byl koniec sierpnia. Chcialem przyjechac w sobote ale w hoteliku nie bylo miejsca wiec dotarlem dopiero w niedziele wieczorem. Okazalo sie, ze ryby braly do niedzieli popoludnia. Nawet Ci co nigdy nie mieli zadnego kontaktu z ryba (czytaj przyjezdni) cos zlapali. Potem lowili juz tylko tubylcy. Ja sam mialem jedno wyjscie ryby. Do tej pory to pamietam. Nie bylo to monstrum ale dla mnie pierwsza troc ktora zauwazyla ze wogole istnieje:) Co ciekawe obskoczyla mojego woblera w taki sposob, ze bardziej mi to przypominalo odganianie a nie atak. Niestety szczeki sie na wabiku nie zamknely.

 

Inne miejsce, inny czas. Polnocna Walia. Okazalo sie, ze sasiad paniu u ktorej wynajmowalem pokoj byl wedkarzem. Pokazalem mu wiec swoje woblery. Wybuchl smiechem takim, ze nieomal przewrocil plot. Zawolal od razu kolege i obaj sie posmiali. Ja wtedy mialem ze soba 9cm woblery i wirowki 4 ktore przywiozlem z Norwegii. Ktos moglby powiedziec klasyka trociowo-lososiowa. Kilka dni pozniej spotkalem jednego z nich lowiacego pod mostem. Od razu pokazal mi rybke, taka prawie 50cm lezaca za kamieniem i wyjasnil mi dokladnie gdzie rybki stoja. Zdziwila mnie precyzja z jaka pokazal mi stanowisko ryb. One chyba staly w przelewie gdzie oprocz tego lezal jakis kamien. Pokazal mi rowniez dokladnie gdzie mam rzucic woblerka tak zeby osiagna punkt gdzie stoja ryby. Wogole nie przyszlo mi do glowy, ze musze byc tak precyzyjny i ze rzucony w tym wlasnie miejscu wobler splynie dokladnie do stanowiska ryb. Dodal, ze nadal tam cos stoi bo mial pare pociagniec. Nie za bardzo mialem jak kwestionowac jego wskazowki bo to on zlapal ryba a nie ja. Jego zestaw skladal sie z duzej sruciny oraz haka na ktorym dyndala dzdzownica. Na odchodne dodal, ze w tej chwili czyli po opadach najlepszy jest robak a za kilka dni jak kolor wody sie zmieni (dokladnie opisal ten kolor) spinning bedzie idealny, teraz to szkoda czasu. Ja zostalem w tym miejscu biczujac wode i przezucajac przynety przez jakies kolejne 30 minut ale nic to nie dalo. Piec dni nad rzeka i ani razu nie widzialem nawet jednej ryby. Nie spotkalem tez ani jednego wedkarza do ostatniego dnia kiedy to troche popadalo. Wtedy to wrosli nad rzeka jak grzyby po deszczu a od miejscowego prezesa klubu dostalem sms'a a la "teraz, teraz" :)

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 miesiąc temu...
  • 1 miesiąc temu...
  • 3 tygodnie później...
×
×
  • Dodaj nową pozycję...