Skocz do zawartości

Sandacze 2022


malcz

Rekomendowane odpowiedzi

Wyniki jakościowe i ilościowe , które czasami tutaj przytaczacie , przyprawiają mnie o zawrót głowy . Gratuluję i zdrowo zazdroszczę . Na moich sadzawkach wypracowanie brania to powód do dumy , dublety są świętem , trzy ryby to wielkie WOW , a cztery to chyba kiedyś udało się złowić . Na dużych zbiornikach , które czasami odwiedzam , bywało lepiej .

Edytowane przez malinabar
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wyniki jakościowe i ilościowe , które czasami tutaj przytaczacie , przyprawiają mnie o zawrót głowy . Gratuluję i zdrowo zazdroszczę . Na moich sadzawkach wypracowanie brania to powód do dumy , dublety są świętem , trzy ryby to wielkie WOW , a cztery to chyba kiedyś udało się złowić . Na dużych zbiornikach , które czasami odwiedzam , bywało lepiej .

No właśnie ….

To wszystko z dużych rejonów wodnych gdzie ryba ma się gdzie chować .

Natomiast w okolicy gdzie najchętniej przebywam z powodu tego że mam domek nad wodą a gdzie łowiących masa nie ma co liczyć na jakąś porządna poławianą cyklicznie rybę czy to drapieżną czy to białą …

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Początek grudnia przyniósł zdecydowane już ochłodzenie i przerwę w spotkaniach z sandaczami . Szukałem ryb uparcie , ale nie dawały się odszukać . To znaczy kilka kontaktów zanotowałem , jeden czy dwa konkretne i piękne , reszta z tych domniemanych raczej i wyczuwanych bardziej szóstym zmysłem niż sygnałami z łapki . Tylko niewielkie szczupaczki pojawiały się systematycznie , robiąc chwilowe zmyłki pełne nadziei przy braniu i psując najczęściej delikatne gumy na potęgę . W drugim tygodniu dopadło mnie grypsko i z dnia na dzień kaszel stawał się nieznośny . Oczywiście praca nadal kontynuowana i popołudniowe krótkie sesje na łódce również . W czwartek czuję się już całkiem kiepsko i tracę praktycznie głos . Wypływam mimo wszystko na chwilę . Ta przeciąga się nieco i w poszukiwaniach ryb zapamiętuję się całkiem zostając do ćmaka . Znajduję je w płytkiej części zbiornika na miejscach okazodajnych z zeszłych sezonów , nie grających zupełnie w tym roku . Zapisy na echu pokazują jednoznacznie obecność drapieżników i pokarmu . Jest zupełnie ciemno i diablo zimno . Plecionka zaczyna sztywnieć i szumieć . Branie jest zdecydowane i przypomina miękki wjazd w przynętę z rozpoczynającym się jednocześnie holem . Ryba wychodzi od razu do powierzchni chlapiąc i hałasując co jest niezbyt korzystne , bo w zasięgu wzroku mam brzegową ekipę wywózkową a jest cicho i bezwietrznie . Jestem przekonany , że to albo szczupak , albo duży i najechany leszcz . Zapalam czołówkę i w jej świetle widzę trzepiącego łbem na powierzchni sandacza . Robi się ciepełko , nieco nerwowo i głośno przy podbieraniu . Cała guma pewnie tkwi w pysku . Robię zdjęcie w sposób nieporadny , ale za drugim razem skuteczny . Nagrywam wypuszczanie w strumieniu światła z latarki , co ewidentnie daje sygnał brzegowcom do działania . Dzieli nas jakieś dwieście metrów myślę , ale kiedy się oglądam po wytarciu rąk , przy burcie łypie na mnie reflektorami łódka zanętowa a operator z kolegą w milczeniu obserwują mnie z lampkami na czołach stojąc na brzegu . Łódeczka zatacza koła wokół mnie a ja kompletnie nie mam pojęcia , co o tym myśleć . W zupełnie naturalny sposób puszczam w ich kierunku wiązankę cierpkich słów , jednak wydobywa się ze mnie jakieś nieme popiskiwanie co oznacza , że definitywnie przestałem mówić . Działam zatem metodycznie opukując rejon kotwicą oraz defilując kilkukrotnie mając ją opuszczoną przez rejon , który dał mi przed chwilą rybę .

 

post-51227-0-90187700-1672855666_thumb.jpgpost-51227-0-82046800-1672855688_thumb.jpg

 

Następnego dnia nie jadę do pracy , bo nie mogąc się porozumieć zbyt wiele bym nie powalczył , ale pełen nadziei pakuję auto i pędzę na łódkę . Niestety tak jak przypuszczałem , wypłynięcie może i byłoby możliwe , ale łowienie już nie . Brak wiatru i wychłodzona woda przy niezbyt wielkim minusie na termometrze w nocy zrobiły swoje ...

 

post-51227-0-65413700-1672855964_thumb.jpgpost-51227-0-84729200-1672855992_thumb.jpg

 

Kolejny dzień to sobota . Ja nafaszerowany lekami mam się całkiem nieźle . Pogoda zmienia się diametralne . Wieje przede wszystkim mocno i konkretne z północy . Jest pochmurno  , wilgotno i paskudnie . Mimo tego , że temperatura jest na bardzo niewielkim plusie , po wczorajszym lodzie nie ma śladu . Jest dobrze . Żona puka się tylko w czoło pytając , czy jestem pewien tego , co właśnie robię , kiedy wymykam się na chwilę dosłownie tylko zobaczyć , co słychać na wodzie ...

Jest dobrze , choć kilka łodzi kręci się po zbiorniku , czego nie spodziewałem się zupełnie . Szukając ryb kręcę się między umownie płytką a głęboką częścią sadzawki . Nie mogę ich namierzyć, choć ławice białorybu są obiecujące tu i ówdzie . Przepływając przez rejon , w którym nigdy nic konkretnego nie złowiłem , rejestruję całkiem dobre zapisy jednak pędząc tam , gdzie powinno być lepiej pomijam je i nie staję . Pod wieczór , zmarznięty i zrezygnowany , mając na koncie jeden hol szczupaczy i spływając już do bazy postanawiam jednak tam zaglądnąć . Ryby nadal są . W drugim chyba rzucie , na pierwszych metrach coś wjeżdża miękko w przynętę , a ja rozpoczynam po prosu hol . Ryba jest ciężka i trzepie łbem sandaczowo , choć ściągając ją z daleka widzę,  że wychodzi do powierzchni i nie wiem tak na prawdę , co o tym myśleć . Wreszcie widzę ją w całej okazałości w krystalicznej wodzie i zapiera mi dech w piersiach , taka jest piękna . Złota i gruba . Guma mimo tego , że cała w pysku ,wypada w podbieraku .

 

post-51227-0-86840900-1672857042_thumb.jpg

 

Dziesięć minut później i dwadzieścia metrów dalej powtórka z rozrywki . Tym razem branie jest bajkowe i jak na dwa st.C z małym haczykiem mocne i wyraźne . Ryba wali tuż nad dnem w pięć cali gumy , ja zacinam w tempo a ona szaleje jak dzika , ożywiając momentalnie mglistą i zimną szarość wieczoru . Nieco mniejsza od pierwszej , ale równie piękna . Wpięta w twarde , ciężka do wypięcia . Jestem przeszczęśliwy i spełniony . "Cały dzień" ( właściwie ze cztery godziny w rzeczywistości ) pływania i nagle w dziesięć minut taki natłok wrażeń . Powracający do przystani znajomy też widzi to co ja na echu , ale szczęśliwie już spływa a ja nie dałem się nikomu zaobserwować , co dobrze rokowało dla ryb , które tutaj przycupnęły , bo to taki pomijany raczej rejon .

 

post-51227-0-94362700-1672857655_thumb.jpg

 

Od następnego dnia zaczęło już mrozić całą dobę . Później przyszła regularna zima , która skuła wody coraz grubszym lodem i wszystko wskazywało na to , że będzie to samo co w zeszłym roku , czyli wcześniejszy koniec sezonu . Jednak po ponad dwóch tygodniach przerwy i powrocie zdecydowanie wiosennej aury na Święta pojawiła się iskierka nadziei na to , że do sylwestra jeszcze uda się popływać . W pracy taktycznie wzięty urlop . Oczekiwanie i obserwacja prognoz . W Wigilię lód jeszcze kilkucentymetrowy , choć kilkanaście stopni na plusie . Wreszcie zaczyna wiać z południa i w drugi dzień Świąt woda wita mnie z daleka sfalowaną powierzchnią . Jest cudnie .

We wtorek wypływam z rana wyposzczony przerwą i z głową pełną nadziei . Niestety takich sprytnych jest więcej i nie jest zbyt komfortowo na wodzie . Pod powierzchnią spore przemeblowanie . Staram się w tym odnaleźć , ale idzie tak sobie . Biorą mi za to szczupaki . Szczupaczki właściwie . Po czwartej czy piątej sztuce ma dosyć , bo każde delikatne branko daje nadzieje na sandała . Poza tym paskudnie niszczą mi przynęty , które grają mi tej jesieni , a których zostało mi bardzo niewiele . Wreszcie na moim zaczepowym miejscu mam miękki wjazd w gumę na offsecie . Ryba jest bardzo ciężka i wielka . Idzie spokojnie dnem , mija łódkę , przy próbie podniesienia wychodzą do powierzchni wiry . Wyjeżdża miarowo na wodę i po chwili spina się . Siadam na ławeczkę , piję herbatę i mam pustkę w głowie . Bardzo mi szkoda tego byka . Wygląda na to , że przydusił gumę i był wpięty w krawat , a hak ukryty w przynęcie nie pozwolił na skuteczne zapięcie takiego rybska . Już prawie o zmroku , na spocie dającym ostatnie ryby mam piękny strzał w opadzie . Znowu nie zacięty . Tym razem ewidentny atak od przodu ze śladami kłów na gumie i główką pooraną tak , że lepiej nie zrobiłbym tego scyzorykiem . Wiem już , gdzie ich szukać ...

Środa na wodzie nie przynosi zbyt wielu wrażeń . Mam jakieś delikatne przyduszenia , jednak w ciągu słonecznego dnia nie dzieje się zbyt wiele mimo tego,  że staram się spenetrować maksymalną ilość miejscówek . Standardowo pod wieczór w miejscu też już powoli standardowym pojawiają się ryby . Kolega , z którym mijałem się w tym rejonie dwa tygodnie wcześniej zakotwiczył w rejonie i obławiał cierpliwie łowisko , kiedy dopływałem kręcąc się w okolicy . Praktycznie przy mnie wyjął dobrą rybę . Staję jakieś sto metrów dalej i mam piękne sieknięcie . Wyjmuję dobrego zeda i cieszę się jak dziecko . Po dziesięciu minutach i dwudziestu metrach dalej powtórka z rozrywki . Mam deja vu ... Tym razem szczurek jest niewielki , okołowymiarowy . Znowu dwie ryby w tak krótkim czasie .

 

post-51227-0-25719100-1672860478_thumb.jpg

 

Czwartek to coraz mocniejszy , południowy wiatr momentami mocno utrudniający łowienie . Mocno miesza wodę i zmienia sytuację pod powierzchnią . Namierzone ryby znikają . Znajduję je wieczorem po drugiej stronie korytka , na rozległych i twardych blatach . Nie tylko ja . Inni też czeszą ten rejon . Znowu jestem w bezpośrednim sąsiedztwie kolegi . I znowu udaje się przechytrzyć zanderka . Tym razem sandacz wali tuż przy rufie w ostatnim skoku przynęty , na krótkim dyszlu . Zaszparowany hamulec , krótka linka i silna,  wariująca na maksa ryba . Rozgrzewający mix . Wypina się w siatce podbieraka .

 

post-51227-0-31692600-1672861068_thumb.jpg

 

Piątek to jeszcze mocniejsza , nieomal huraganowa wichura . Wieje nadal z południa . Ryby są bardzo rozproszone . Nawet ławice drobnicy szybko są rozbijane i przemieszczają się bardzo energicznie . Sandał bierze na mocno już oddalonym od wyjściowego spocie . Za wypłyceniem zalanej drogi znajduję dwa fajne wrzeciona na SI . To mogą być sandacze . Opływam miejscówkę , ustawiam się mniej więcej w osi wiatru i mam branie tam , gdzie się go spodziewam . Coś pięknego . Ryba przygniata przynętę i jest wpięta w krawat . Jest już wieczór , choć przebija się pięknie zachodzące słońce . W oddali kotwiczy kolega , który towarzyszy mi te parę dni i który ( zaczynam w to powoli wierzyć ) przynosi mi chyba farta . Pozdrawiam Mietku  :) .

 

post-51227-0-06206700-1672861641_thumb.jpg

 

W sylwestrową sobotę łowię jakieś sumy , mam dużego wąsa na haku , obserwuję kilka wspaniałych zapisów na echu . Chcę bardzo złowić sandacza w ten dzień , jednak mimo zapadającego wieczoru i zmroku nic z tego  nie wychodzi . Wreszcie w karczowisku na zbyt lekkiej czeburaszce i offsetowym haku , nieomal po ciemku , mam wreszcie branie . Niestety nie wykorzystuję go . Ryba mimo prawidłowej reakcji i zacięcia po sekundzie spada . Na ołowiu świeże ślady po zębiskach . Aż jęknąłem w ciemność .

 

To był dziwny sezon . Pierwsza , wiosenno-letnia połowa fatalna i słaba . Brak efektów , cisza na echu , tłumy na brzegach i na wodzie . Myślałem , ze już po wszystkim. Później okazało się, że coś jeszcze pływa w bajorku i mimo nadal trwającej bezwzględnej eksterminacji ryb przez brzegowych specjalistów od trupka i żywca coś tam udało się jeszcze złowić . Zdecydowanie przestały grać miejsca dobre przez ostatnie lata . Pojawiły się nowe rejony i miejscówki . Widzę bezpośrednią zależność między możliwością sięgnięcia obszaru przez speców od brzegowych modeli wywózkowych . Z echosondami na pokładzie , z przyczepami i kamperami pozwalającymi na tygodniówki w listopadzie i grudniu . To oni wykończą tę wodę . Ja w tym roku miałem jako takie wyniki tam , gdzie ciężko im rozbić te swoje potężne obozy-przetwórnie . Bo dojechać i dopłynąć mogą praktycznie prawie wszędzie . 

Sprzętowo wreszcie dorwałem się do Stelli i jestem zachwycony . Jesienią i zimą przerzuciłem się na oczko większy kaliber przynęt i łowiło mi się całkiem dobrze i skutecznie na ten rozmiar . Ilościowo wyjąłem nie mniej sandaczy jak w sezonie ubiegłym, czego początkowo w ogóle się nie spodziewałem , a co uznaję za sukces . Ze sporą rezerwą i mnóstwem obaw pozwala to optymistycznie patrzeć na najbliższą przyszłość .

 

 

NOMINACJA DO KONKURSU "OPIS MIESIĄCA"                                                               :good:

Edytowane przez bartsiedlce
  • Like 38
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

Ładowanie
×
×
  • Dodaj nową pozycję...