tofik Opublikowano 12 Grudnia 2023 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 12 Grudnia 2023 To i ja dorzucę swoją październikową tęgą rybkę ???? 24 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
mishka Opublikowano 12 Grudnia 2023 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 12 Grudnia 2023 "To cudo było zwiastunem tego wszystkiego , co wydarzyło się w listopadzie ."Gratulacje i czekam na relację listopadową. Zawsze z niecierpliwością rozpoczynam lekturę Twoich przygód.Wierny czytelnik 2 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. michcio Opublikowano 14 Grudnia 2023 Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. Zgłoś Udostępnij Opublikowano 14 Grudnia 2023 (edytowane) Poproszony przez @malinabar wrzucę rybę z lokalnego siurka W drugiej połowie listopada nastał dzień książkowy. Pierwszy przymrozek, pierwszy śnieg, podwyższona woda. Czułem od rana, żeby być nad wodą akurat TEGO dnia. Namierzyłem miejsce, gdzie w odkosie od głównego nurtu, robiła się spokojna woda i na dnie stały leszcze. Najpierw 2 duże kapotniki, ryby po dobre 55-60cm!Kilka rzutów później, takie samo "najechanie". Szybki i siłowy hol, bo to w końcu kapotnik. Ale pod brzegiem nie widziałem srebrnej łopaty. Odpalam czołówkę i w momencie nogi z waty, modły w stylu "nie spadnij, nie spadnij". Do podbieraka wszedł za pierwszym razem. Siedział w nim dobre 15 minut, bo kumpel był w drodze. Jak zobaczyliśmy gabaryt i podniosłem cielsko ( dobre 10kg) to osłupieliśmy. Ryba miała jedynie 93cm, ale wyglądała na większą. W każdym razie, plywa dalej i liczę na ponowne spotkanie.P. S jest to trzeci sezon z rzędu, gdzie nie łowię dużo miarowych ryb, ale jedna 90+ siada na osłodę.Sprzętowo?Speedmaster 2.7m 12-42gBiomaster 4000Pp 20lbsGunki gbump 10cm Edytowane 14 Grudnia 2023 przez michcio 69 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Z Olsztyna Opublikowano 17 Grudnia 2023 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 17 Grudnia 2023 88cm z ostatniego rezania 21 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. malinabar Opublikowano 30 Grudnia 2023 Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. Zgłoś Udostępnij Opublikowano 30 Grudnia 2023 (edytowane) Koniec roku tuż tuż , czas zatem na podsumowanie listopada .W Zaduszki wypływam dosyć późno , bo mimo urlopu wieje tak mocno , że próba łowienia przy tej wichurze wydaje się bezsensowna . Mam problemy z odbiciem od brzegu , bo zachodni wiatr wbija mnie weń bez skrupułów a na elektryku i wysokiej wodzie jest mi naprawdę ciężko . Po kilku próbach przesuwam się wzdłuż płycizny w zatokę i wreszcie startuję . Płynę od razu w miejsce , gdzie miałem grubasa dwa dni wcześniej . Kotwiczenie w tych warunkach jest bardzo trudne , precyzja prowadzenia żadna , możliwość wychylenia się z przynętą poza linię wiatru symboliczna a mimo to jest branie . Na maksymalnym wyrzucie , naprawdę dalekim , w samym hot spocie , przed którym stanąłem odpowiednio wcześniej mam wyraźne sieknięcie , które kwituję skutecznym zacięciem . Ryba silna i zdrowa . Piękna . Holowana z daleka daje mnóstwo frajdy a lądowanie w wichurze takie trochę po omacku . Guma łyknięta w całości . Spływam po godzince czy dwóch już bez kontaktu , bardziej walcząc z coraz większą falą niż łowiąc . Następnego dnia zupełna zmiana pogody . Zaczęło padać już w nocy , wiatr zmienił się na północny . W ulewie jestem sam na wodzie , nawet brzegowców gdzieś wywiało . Zaczynam od miejsca , które zagrało już w tym sezonie , a które jest jednym z tych darzących co dwa , trzy lata . Najpierw zupełnie zaskakująco mam branie w momencie , w którym łódka jeszcze obraca się powoli po zakotwiczeniu . Ryba łyka gumę na szczycie podbicia , rejestruję ten fakt i zacinam , jednak nie dość mocno chyba . Wydaje się początkowo , że to szczupły , ale z każdą chwilą rybon , który najpierw wychodzi do góry , coraz mocniej muruje do dna i wali łbem tak mocno , że aż serce staje . Widzę przez moment szerokie i złotawe cielsko , po czym ryba spada . Guma ma kły odbite przy główce . Trochę mi słabo . Później w dwóch rzutach mam dwa dziwne , ale wyraźne kontakty , których nie mogę zaciąć . Nie ogarniam zupełnie , co tu się dzieje . Wreszcie zacinam rybę tuż przy łódce . Walczy zaciekle , również w łodzi . Jest ciemna i piękna . Po wypuszczeniu sandacza robię minimalną korektę ustawienia i w pierwszym rzucie mam cudowne branie . Szybkie niczym błyskawica , elektryczne sieknięcie skwitowane takim samym zacięciem i większa , grubsza od pierwszej ryba ląduje w podbieraku . Łapię się tylko za głowę myśląc , że to absolutna pełnie szczęścia , na którą właśnie czekałem cały rok . Sandacze są aktywne , są złe i przede wszystkim wbrew temu , co im serwują każdego dnia i każdej nocy wędkarze , po prostu są . Później nie dzieje się już nic , więc przesuwam się powoli na miejscówkę , która dawała ryby i kontakty poprzednio . Po drodze notuję piękne , choć nie wcięte branie . Guma poskręcana , opór godny . Po trzech godzinach spływam do bazy . Dla formalności staję na pierwszej miejscówce . Leje równo i jestem już dostatecznie nasiąknięty . Branie jest mimo wszystko zaskakujące . Ciężar i gabaryt sandacza również . To już absolutne apogeum tego dnia . Walczy zaciekle , widok w krystalicznej wodzie wygiętego w esy floresy cielska jest czymś , co do teraz mam przed oczyma . Ryba dobrze ponad osiem dych , przegruba i przesilna . Wpięta bardzo mocno w koniuszek twardego . Wtedy wydawało mi się , że to absolutna pełnie szczęścia podczas jednego wyjazdu ... Kolejne trzy dni przynoszą przemeblowanie pod wodą i nadal rosnąca woda , stopniowo obniżając swoją temperaturę , wygania całe towarzystwo z miejscówek . Trafiam wreszcie po długich poszukiwaniach rybę na "głębokim" , na miejscu dosyć typowym , jednak bez zapisów białorybu i śladów czegokolwiek . Strzał i kondycja wzorowe . Następnego dnia znowu zaczęło konkretnie wiać z zachodu , a ja z uporem maniaka zaglądam na darzące cudownie miejsca na "płytkim", które już przy tej wodzie nie jest takim wcale a wcale . Pierwsze branie w centrum miescówy , na pooranym bruzdami fragmencie mini wyniesienia . Delikatne skubnięcie , na pograniczu zarejestrowania , takie okonkowe bardziej . Zacięcie w tempo , opór okrutny . Pompa przy dnie , przeskoki wolframu po kłach , widok ryby przy burcie zwalnia nieco czas i wszystko rozgrywa się w slow motion . Dyndająca na zewnątrz guma , rajd w bok od podbieraka , drugie podejście spudłowanie , trzecie parkuje bestię w siatce . Guma wypada sama , więc nie muszę jej wypinać ... Grube osiem dych w plusie . Wypuszczam , mamroczę słowa podziękowań w kierunku Wody . Jeśli przypomnę sobie początek sezonu to nie wiem zupełnie , co się dzieje ... Niecały kwadrans później , jakieś pięćdziesiąt metrów dalej , na pograniczu lokalnego dołka mam miękki wjazd w gumę , który zaczyna stopniowo pulsować i walczyć zaciekle . Jest jakoś dziwnie w odbiorze , ale tak czy inaczej cudownie . Tym razem ryba ma nieco poniżej ośmiu dych , ale jest krępa i cudowna . Ja czuję się jak na haju i staram się zapamiętać wszystkie te euforyczne doznania , których doświadczam . Sandacz przygniótł przynętę i dostał centralnie w krawat , stąd hol taki bardziej "miękki" , bez wyraźnych targnięć łbem . Dobrą godzinę później , już spływając , zgarniam kolejną rybę w rozmiarze osiemdziesiąt plus . Bierze na końcówce rzędu dołków na twardym wyniesieniu dna tam , gdzie się jej już nie spodziewałem raczej . Uderzenie wyraźne i mocne , takie akurat żeby mieć pewność , że wcięty będzie dobrze . Od razu wychodzi do powierzchni po to tylko , żeby dać pokaz siły przy dnie w kolejnych kilku chwilach . Łyknięta guma utkwiła w miękkim , ale wypięcie bezproblemowe . W zachodzącym słońcu wygląda obłędnie ... Już miałem spływać , ale przed przystanią na odchodnym robię ostatnią sensowną miejscówkę , w której siada najmniejsza ryba . Piękna i smolista , w każdych innych okolicznościach byłaby powodem do ekscytacji , teraz jest po prostu kropką nad "i" tej wyprawy . Najlepszego mojego sandaczowego dnia w życiu jeśli się nie mylę . Poczułem się tak , jakbym nie znał zupełnie mojej Wody nie wiedząc , jak bardzo może mnie zaskoczyć . To cudowne absolutnie doświadczenie i dziękuję jej do dzisiaj , że dane mi było go doświadczyć . Kolejny tydzień to oczywiście częste wyjazdy , które jednak nie dają efektów w postaci ryb . Wraz z ciągle rosnącą wodą towarzystwo się rozpierzchło . Zapewne brzegowa presja kampingowych nocnych "kombinatów" połowowych też robiła swoje . W połowie miesiąca patrolując główne ploso , przy samym korycie mam piękny zapis świecący jarzeniowo pełnym obietnicy obrazem na echu . Przepływam kawałek , kotwiczę po cichu , podaję przynętę a ryba ją delikatnie pobiera nad dnem . Po prostu książkowo , prosto i klarownie . Jestem znowu w siódmym niebie ... Po kolejnym tygodniu wyraźny spadek temperatury zwiastował rychłe stanięcie zbiornika choć nie tak szybkie , jak się okazało . Jest późne popołudnie , mam mało czasu , wypływam dosłownie na dwie godzinki . Jestem na znanym i lubianym way poincie . Zsuwam się już z rejonu , w którym powinno być branie . Dalej jest nieznaczne zagłębienie , nieco bardziej muliste i jałowe , jednak z nadzieją posyłam tam gumę . Branie jest dziwne . Przypomina wjazd w przynętę z boku . Przesuwa się raptownie plecionka z taką ciągłością oporu , bez charakterystycznego mniej lub bardziej pstryka . Zacinam zamaszyście . Opór jest okrutny . Ryba prze nieustępliwie , idzie dnem i mam wrażenie , że trze o nie pyskiem . Tak to przynajmniej odbieram . Mija łódkę po lewej burcie gdzie mam przygotowany podbierak . Idzie dalej , okrąża mnie , robi rajd w poprzek mijając niebezpiecznie kotwicę . Kiedy wreszcie wychodzi wyżej , krew uderza mi do głowy i mamroczę wszystkie chyba możliwe zaklęcia i modlitwy , które uchronią mnie od katastrofy . Guma dynda na zewnątrz łba potwora , który wygląda na życiówkę . Nie pamiętam dzisiaj jak Go zapakowałem do podbieraka . Pięć cali kajtka wpięte od zewnątrz w twardy pas dolnej szczęki i zębów . Nie wiem , jak on to zrobił ... Jest to chyba najgrubszy i najcięższy sandacz , jakiego złowiłem . Kiedy go wreszcie wypiąłem ( a nie było wcale łatwo ) i starałem się podnieść podbierak , zabrakło nieco sił przy zbyt długiej dźwigni a statyw z telefonem mało nie wylądował w wodzie . Cudowny , piękny , w każdym aspekcie swego jestestwa NAJ . Mierzy 95 centymetrów i czaruje każdym milimetrem swojego wielkiego i krępego cielska . Mordowanie takich ryb powinno być ścigane z urzędu . Ja jestem dumny i wdzięczny mojej ukochanej Wodzie , że dała mi szansę spotkać się z tym cudem . I szepczę jej o tym cały czas ... Następnego dnia w zupełnie innym rejonie łowię już o zmroku sporego sumka , który w pierwszych chwilach mógł uchodzić za sandacza , ale później był już tylko "kłopotliwym" przyłowem . A po kolejnych dwóch , trzech dniach zbiornik pokrył się warstwą lodu na kolejne cztery tygodnie , przerywając tę nieprawdopodobną , listopadową passę . NOMINACJA DO KONKURSU "OPIS MIESIĄCA" Edytowane 1 Stycznia 2024 przez bartsiedlce 74 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. andego Opublikowano 2 Stycznia 2024 Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. Zgłoś Udostępnij Opublikowano 2 Stycznia 2024 Na długo zapamiętam końcówkę tego roku jeśli chodzi o odrzańskie sandacze. Ostatnie kilka lat odbijałem się i szybko znięchecałem powielając łowienie tą samą techniką w tych samych miejscach "sprawdzonymi" przynętami, które kiedyś przynosiły mi efekty. W tym sezonie wyszedłem ze schematu, zmieniłem miejsca i tak udało złowić się jednego, później drugiego no i dalej już poszło wierząc w to co robię. Odra mi w tym roku wypłaciła fajnymi rybami 55 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. malinabar Opublikowano 9 Stycznia 2024 Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. Zgłoś Udostępnij Opublikowano 9 Stycznia 2024 (edytowane) Styczeń już w pełni , więc czas najwyższy na końcowy rozdział i podsumowanie ubiegłego już sezonu łódkowego . W połowie grudnia zmrożone zbiorniczki , które stanęły lodem w końcówce listopada , odpuściły definitywnie po zdecydowanym ociepleniu połączonym z deszczami i wiatrem . Ta kombinacja poradziła sobie w miarę sprawnie z pokrywą lodową , choć jak zwykle proces uwalniania się od niej jest zdecydowanie dłuższy i bardziej oporny niż tworzenia się tafli . W końcówce tygodnia wreszcie trafiam na moment , w którym można zaatakować wodę i spróbować wypłynąć . Z daleka wydaje się to łatwe jednak na miejscu okazuje się , że przy brzegu są jakieś 3-4 metry całkiem grubego jeszcze i spychanego zachodnim wiatrem wprost na moją łódkę lodu . Dobrą godzinę kombinuję jak przebić się przez tą przeszkodę . Wreszcie dobijam pchając łódkę przy brzegu do jedynego pomostu i mozolnie rozkuwając coraz bardziej pokruszony lód udaje mi się odbić poza jego duże , rozbite tafle . Na 12V elektryku nie jest to zbyt łatwe ... Mam mało czasu i staram się namierzyć ryby . Płynę od razu na "głębokie", choć przy tak dużym stanie wody to nie słup wody staje się kryterium kluczowym , co jej temperatura . A jednak to w tym właśnie rejonie jest ona o te pół stopnia wyższa . Notuję jedno wyraźne , choć delikatne branie . Zapisów na echu takich , jakich się spodziewałem o tej porze roku , nie stwierdziłem . Miejsc koncentracji białorybu po prostu brak . Zdecydowanym plusem jest to , że jestem na wodzie sam . A to uwielbiam , nawet jeśli się nie dzieje zbyt wiele .Kończę już praktycznie po ciemku . Na absolutnym pigalaku, powszechnie znanym i obławianym , choć w jego nie wszystkim znanym fragmencie z odrobiną zaułków i zakamarków , zauważam ślady życia na SI . Prowadząc 5" gumę mam przytrzymanie z natychmiastowym odpuszczeniem , dziwne przygaszenie gumy , jakieś coś kręci się obok przynęty ewidentnie . Wszystko miękkie i delikatne , choć doskonale wyczuwalne na zupełnej flaucie i rozciągnięte na odcinku co najmniej dwóch metrów . W kolejnym kontakcie zamiast ciąć odpuszczam na mgnienie oka i dopiero reaguję zdecydowanie . Opór jest jednostajnie narastający , reakcja ryby również się stopniowo rozkręca z każdą sekundą i jest coraz bardziej porażająca . To wszystko trwa oczywiście znacznie krócej niż przeczytanie tych kilku zdań . Mam na kiju coś wielkiego tuż przy burcie , zapalam czołówkę i dębieję zupełnie . W krystalicznej wodzie olbrzymi sandacz pręży swe cielsko w esy floresy , tak bardzo masywnie i dostojnie , a ja patrzę na to wszystko jak zahipnotyzowany i próbuję zapakować pikującą raz za razem w stronę dna rybę do podbieraka . Wreszcie się to udaje . Jest ogromny , strasznie gruby i ciężki . Wydaje się jeszcze grubszy i większy od ryby sprzed miesiąca . Jest w ogóle nie zmęczony , walka trwała krótko i odbyła się na krótkim dystansie . Na pokładzie nie mogę GO opanować , jest potwornie silny . Próbuję nieudolnie zrobić jakieś foty . Ryba wywija się z ręki i czuję cholerny ból w lewym kciuku . Rozwala mi go nawet nie wiem w jaki sposób tuż przy paznokciu , krew leci całkiem całkiem mimo niskiej temperatury ... Czuję euforię , jest mi gorąco i cudownie . Łyknął calutką gumę głęboko bez wybrzydzania, jakby w ciemnościach spokojnie chciał ją wchłonąć i popłynąć dalej siać postrach pod wodą . Jest naprawdę gruby , szeroki i w swoich proporcjach wręcz monstrualny . Ma 91 centymetrów i chciałbym GO spotkać raz jeszcze o kilka centów dłuższego . Jest absolutnym spełnieniem marzeń każdego miłośnika gatunku . Całuję bestyję naprawdę czule szepcąc , żeby nie dał się ubić nikomu . Palec zagoił się na dobre dopiero w styczniu ... Kolejne dwa dni to szukanie ryb w ciągle zmieniających się warunkach pogodowych , zmiennym ciśnieniu i wietrze . Jakieś brania , przyłowowy, całkiem fajny sumek i wreszcie cudowny wieczór , zapowiadający krwawym zachodem kolejne , pogodowe przesilenie ... I rzeczywiście , następny zachód słońca równie spektakularny , ciągle spadające ciśnienie zwiastuje nadciągającą wichurę a ja wreszcie znajduję ryby . Widzę je , jednak drapieżników nie widać na echu . W kolejnym obławianym miejscu pojawia się na bocznym zapis marzenie . Obserwuję kilka razy rybę na lewej burcie , później na prawej . Finalnie wyraźny strzał na solidnie obciążoną sandaczową klasykę następuje dokładnie tam , gdzie się tego spodziewam , czyli na twardej krawędzi malutkiego zejścia . Branie , zacięcie , hol z dystansu - wszystko podręcznikowo i pięknie . Ryba solidna i zimowo upasiona . Piękne chwile ... Po dniu przerwy trafiam na wodę przy szalejącym , zachodnim wietrze . To orkan Zoltan , który nadciągał zapowiadany ostrzeżeniami znad zachodniej Europy . Przystaniowy jak zwykle popukał się w czoło , kiedy wypływałem a na wodzie byłem oczywiście sam . Znajduję ryby w miejscu standardowo obstawionym przez brzegowych wywózkowiczów i od kilku już sezonów jałowym , choć onegdaj znakomitym . Teraz jest tu pusto bo wiatr wali całą siłą w brzeg . Widzę piękne sandacze na bocznym a pierwsze branie jest dokładnie tam , gdzie się go spodziewam . Na szczycie korzonka , w zawieszoną na zbyt lekkiej na te warunki główce z antisnagiem , w niewielką 4" smukłą klasykę wali spokojnym tąpnięciem gruba ryba . Zacinam w tempo , buja się dobrą chwilę pokazując swoją masę po czym się spina . Gumka poskręcana wokół trzonu haka , drucik anty zaczepu nie ruszony . Jak one to robią ?... Po chwili widzę ryby z drugiej strony . Tym razem nieco większa przynęta na offsecie , branie tuż przy łódce i zaciekła walka na fali . Ryba wcięta w sam koniuszek twardego , ale solidnie . Złotawy i cudny. Z tego samego miejsca na dużą jaskółkę doławiam jeszcze szczupaczka i wiem , że ryby szaleją , choć biorą półgębkiem bo zębaty zapięty od zewnątrz. Znaleźć tylko smoka ... Kolejna miejscówka i dobre branie . Później kolejny , większy zdecydowanie od pierwszego szczupak . Mam jeszcze dwa lub trzy sandaczowe strzały , jednak nie wcięte . Potencjalny dzień konia kończy się już totalną wichurą , która zgania mnie do przystani . Następny poranek to próba wypłynięcia mimo wszystko i wbrew logice , bez możliwości prawidłowego poprowadzenia przynęty i stabilnego zakotwiczenia . Poddaję się szybko . Późnym wieczorem wichura lekko odpuszcza , temperatura spada . Następnego dnia ,w przeddzień Wigilii , do mocnego zachodniego wiatru dołącza śnieżna zadymka i temperatura oscyluje wokół zera , więc znowu jestem jedynym szaleńcem na wodzie . O dziwo pod wieczór znajduję ślad ryby na granicy zasięgu koliberka . Rzucam tam , gdzie przed chwilą był zapis .Wjazd jest miękki i taki nijaki .Ryba od razu wychodzi do powierzchni , robi kocioł . Ja przekonany , że holuję szczupaka czuję lekkie rozgoryczenie . Jednak im bliżej łódki , tym bardziej schodzi do dna i muruje . Sandacz zapięty od zewnątrz w sposób , w jaki zawsze jest dla mnie zaskoczeniem . Silny , zdrowy , grudniowy smoczek . Prawdziwa nagroda w tych paskudnych warunkach . Po wypuszczeniu sandałka następuje coś , co próbuję odtworzyć sobie do dzisiaj i do dzisiaj nie wiem , co to było . Jestem na "głębokim" rejonie zbiornika , co oznacza teraz 2,2-2,4 m głębokości na tej miejscówce . W kolejnym rzucie mam branie będące powtórką pierwszego . Miękki wjazd w przynętę , zacinam , ryba wychodzi do powierzchni i wytrzepuje gumę wylatującą na moich oczach z pyska . Tyle , że jest to sandacz . Nieco większy chyba od pierwszego . Wychodzi z wody niemal do połowy na moich oczach jak szczupak. Jest zimno , temperatura wody około 3st.C . Nie rozumiem . Ale to właśnie widziałem .W Wigilię jestem na wodzie i nic . Drugi dzień Świąt również z krótkim i bezskutecznym wypłynięciem . Kolejne dni to tradycyjny urlop poświęcony rybom , jednak nie potrafię ich zlokalizować i namierzyć . Na wielkiej wodzie zachowują się nietypowo . Nawet pospolite ruszenie brzegowych łowców , którzy opanowali w końcówce roku brzegi i taflę zbiornika zdalnie sterowanymi łódeczkami wydawało się w ich wykonaniu nieskuteczne .Ryby dosłownie rozpłynęły się w wodzie . I bardzo dobrze tak naprawdę . To dało szansę , że kolejne kilka smoków przetrwa do następnego sezonu . Ostanie dni grudnia to powolna koncentracja stad białorybu w typowych miejscach i dobre sandaczowe branie przy każdym wypłynięciu , jednak z tych nie do zacięcia . Jakieś szczupaczki niewielkie , karpiowate przyłowy za kapotę a to leszcza jak łopata , a to tołpygi kilkunastokilowej , a to karpia , który zostawił na haku łuskę na pół dłoni . Do tego spektakularna pełnia krwawego Księżyca porażająca swym pięknem . W Sylwestra kończę sezon na wodzie , żegnając się z nią czule i dziękując za wszystko . A był to dziwny sezon . Wiosna słaba i pełna dramatycznych wydarzeń osobistych . Początek sandaczowy paskudny . Niżówki na moich akwenach , presja brzegowców i sumiarzy przekraczająca wszelkie granice . Jesień z totalnym zwrotem akcji . Statystycznie złowiłem mniej sandaczy niż w zeszłym sezonie , jednak ze zdecydowanie najlepszym rocznym TOP5 . Ryby cudownie grube , masywne i piękne . Mało było ryb niewielkich , co niepokojące . Bardzo słabo z okoniami , zwłaszcza większymi . Choć nie poświęcałem im zbyt wiele czasu tak naprawdę. Kolejny rok bez dużego szczupaka . Jakieś nie chciane zupełnie sumy , ale to tendencja dotycząca całego chyba kraju . Duże karpiowate przyłowy , testujące zdecydowanie sprzęt wraz z sumami . Boleniowy rodzynek ze stojącej wody . Nowe , większe echo , z którego jest mega zadowolony i nowa łódka , która otworzy nowe łowiska w przyszłym sezonie mam nadzieję . I kilka fajnych ryb , z których połowu emocjami mogłem podzielić się z Wami . NOMINACJA DO KONKURSU "OPIS MIESIĄCA" Edytowane 10 Stycznia 2024 przez bartsiedlce 55 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
wilczybilet Opublikowano 10 Stycznia 2024 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 10 Stycznia 2024 (edytowane) Piękne ryby i opis sytuacji, gratulacje . Edytowane 10 Stycznia 2024 przez wilczybilet 1 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
duży Opublikowano 10 Stycznia 2024 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 10 Stycznia 2024 Czytałem z wypiekami na twarzy.Brawo Ty 1 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Rekomendowane odpowiedzi
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.