Skocz do zawartości

Kryzys wędkarski - czy też tak miewacie?


makamba

Rekomendowane odpowiedzi

W wedkarstwie nei chodzi o ryby tylko o wedkowanie.Wedkarze to specyficzny rodzaj ludzi :) to nie naiwniacy stojacy z kijem nad woda czekajacy na to by skusic rybe glupsza od jej imitacji.Wedkarze to dzieci, ktorych ojceic budzi z rana mowiac "synu wstawaj jedziemy", to dzieci patrzacy na wode i lustrajacy ja w swojej wyobrazni widzac wielkie ryby, nakrecajacy sie coraz bardziej i coraz bardziej wierzacy w to ze wlasnie TEN wymarzony uderzy dzisiejszego dnia.Wedkarz to czlowiek uzalezniony, ktory za wszelka cene nie chce sie wyleczyc :) , ktory mimo rad najlepszych specjalistow (czyt. drugiej polowy) umiejetnie nie stosuje sie do terapi.Tak panowie to nie zalezy od nas taka juz nasza natura, wedkarstwo to nasze zycie a ucieczka od cywilizacji to jak wypuszczenie ryby z akwarium do wielkiego jeziora.Tu nie pomoga zadne refleksje ani rozsadek.Nasza spolecznosc jest czescia natury, ktora raczy nas tym co ma (w naszym kraju nie ma za wiele) a my jestesmy jej wdzieczni.Bo to dla niej wydajemy ciezko zarobione pieniadze na przynety ktore i tak zostaja w wodzie, to jej poswiecamy nasz czas zamiast lezec w cieplym lozku, to kosztem naszego zdrowia przemierzamy te kilometry,mokniemy i marzniemy.Mnie tez dopadaly rozterki oraz zwatpienie, czesto analizowalem czas , ktory "stracilem" nad woda, mase rzeczy ktora moglbym zrobic nie siedzac nad woda badz przed kompem , przegladac forum.Czasami nawet mialem okresy ze bylem wylaczony z zycia codziennego, chodzilem na ryby snilem o rybach mowilem tylko o rybach i gdy oprzytomnialem myslalem co sie dzieje, gdzie ja bylem przez ten czas, dlaczego to mnei tak dominuje, dlaczego ja nad tym nie mam kontroli??Mijal czas na odwyku i nieraz wystarczyla jedna mysl, jedno wejscie na forum i znow popuszczalem wodze fantazji.Ale tacy wlasnie jestesmy My wedkarze to co robimy robimy z milosci i z miloscia to jest jedna z najczystszych form milosci ;) bo oddajemy sie cali nie oczekujac nic w zamian, nic procz nadzieji ze moze tym razem...

Kolego ,pieknie to opisałeś !.Szacunek .. Kwintesencja zycia i szczescia!.I wcale nie chodzi o okazy ,bo można byc mega zadowolonym i z małego okonia.

Edytowane przez pawelG
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja również jak chyba każdy tu wyżej wpisany mam chwile "słabości" no ale cóż walczę... Wciąż uczę się wędkarstwa bo nie mam "20 lat stażu" i każda kolejna wyprawa niesie coś nowego. Cały czas staram się poprawiać technikę, umiejętność czytania wody itd. Co istotne nie mam w pobliżu za bardzo od kogo się uczyć... do wszystkiego dochodze sam (no ewentualnie korzystam z porad forumowiczów ;) ) Pomimo, że bywa tak, że na 5 wyjść na rzekę nie mam kontaktu z rybą to staram się jakoś to przełamać. Wprawdzie przychodzą wtedy chwilę zwątpienia, po co mi to itd. No ale cóż takie hobby. No ale z drugiej strony wiem, że tam, gdzieś pływa moja ryba ta życiowa... no i wychodzę poraz kolejny :) Wiem jedno - dopóki będę w stanie to będę spinningował. Kiedyś pewnie za kilkanaście lat przerzucę się na grunt bądź spławik, bo najwzyczaj w świecie nie będzie się już chciało latać po krzakach... ale to jeszcze odległa perspektywa i powiem szczerze, że bardzo dobrze.

 

edit: a i jeszcze jedno bo zapomniałem. Poza tym wszystkim co wyżej, to mimo wszystko zawsze warto wyjść - bo lepiej zmarznać na rybach niż siedzieć w fotelu i gnuśnąć w domu!

Edytowane przez Bootleg
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Przedwczoraj uwierzyłem,ze mój kryzys się skończył.

Następnego dnia , wieczorem stwierdziłem ,że jednak nie.

 

Pełen zapału ,targnąłem się z rańca na ryby ze środka pływającego.

Pobudka o 05.00 , herbatka,kawka i pół paczki fajek jako przepychacz bo na środku pływającym WC nie zamontowali.

Po takiej kuracji z dupska kalafior ,ale balast odleciał.

 

O 07.00 już przypinałem przyczepkę z łódką , 50 kilosów dalej , pod domem kolesia,z którym jechałem na teoretyczne eldorado.

50 kilometrów później koła mojego dwu litrowego turbo szerszenia już boksowały na slipie.

 

 

 

Mój współtowarzysz wyprawy pakuje graty do łodzi.

post-50881-0-22326500-1352236794_thumb.jpg

 

 

 

Jeziorko faje.

Odgrodzone od morza wałem i otwierającą się zależnie od poziomu wody śluzą łączącą te dwa akweny.

 

Ledwo wypłynęliśmy na środek , a tu jak nie pierdyknie halny po wodzie.

Gumki do włosów nie zabrałem , a że długie to jak bohaterka filmu Tytanic pozowałem na dziobie.

4 pory roku w jeden dzień mieliśmy nieomal.

Deszcz,słońce , grad jakiś ,niebo czarne i znowu słońce , to znowu deszcz a po nim słońce z tęczą nawet.

Zorzy polarnej jeszcze brakowało.

 

Nie zdziwiłbym się jakby okazało się ,że i meteoryt gdzieś spadł w okolicy bo fala taka jakby tsunami przeszło.

Jaką metodą bym nie łowił to vertikal wychodził.

Nawet troling bardziej na dropshota wyglądał.

Cały dzień wesołe miasteczko miałem.

Taka huśtawka.

Jak siedziałem bokiem to raz miałem mokre czoło a raz tył głowy.

Czułem się jak bańka wstańka , którą ktoś co jakiś czas kopie na boki.

 

I siedzieliśmy tak jak dwa mokre mapety na tej łódce.

Ja z mokrą czuprynką zaczesaną do tyłu na żużlowca" lub jak ktoś woli "na papadensa" i kolega , po którego nosie spływał wodospad.

Frajda jak cholera.

Zimo,mokro kibla nie ma.

Kolega bez krępacji pozbywał się płynów do jakiejś niebieskiej konewki i na całe szczęście bo przy tym wietrze to byśmy mieli murowane Golder Rain Party.

Ja , nie przyzwyczajony do siusiania w stanie nieważkości wybłagałem go na chwilowe przycumowanie do jakiejś zacumowanej przy brzegu,opuszczonej barki , gdzie z rozkoszą zrobiłem swoje.

 

Pogoda się nagle poprawiła.

Po jednym kiju zarzucone na trola a w dłoniach spiny.

Na trolu pachnące ogórem stynki na dropshocie a na spinach stynki na fireballu.

 

Przetrzepaliśmy całe jezioro we wszystkich kierunkach , a nawet i w 3D.

Przez całe to rybne safari na haku siadły 2 sandacze.

Jak na złość siadły na zestawie mojego współtowarzysza , choć nasze bliźniacze , trolowane stynki pływały obok siebie,na takich samych wysokościach.

Na spina zero.

Mój kompan stwierdził, że to jego to najgorszy i najmniej obfity dzień nad wodą w życiu.

Ja się nie odezwałem bo po co się poniżać i mówić ,że dla mnie to właściwie ostatnio norma.

 

Zrobiło się ciemno ,więc musieliśmy się poddać i zawineliśmy rogala na port ,z którego startowaliśmy rano.

Tam czekał na nas lokalny szeryf.

Zobaczył na parkingu w porcie stojące auto na polskich blachach i już miał nadzieję na awans za złapanie polskich kłusoli.

Teraz pewnie zakłada stronę internetową pod adresem www.cośminiewyszło.nl bo kartę posiadałem , a i kolega mój znany w branży policyjno-wędkarskiej się okazał.

 

Nasze totalne niepowodzenie wędkarskie wytłumaczyliśmy sobie tym :

"Że ryby nie brały bo woda była za mokra".

 

Kolejny , udany dzień nad wodą...

 

 

Takie się trafiły mojemu koledze ...

post-50881-0-96710000-1352236840_thumb.jpg

 

 

...a po takie jechaliśmy.

post-50881-0-23397600-1352236867_thumb.jpg

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@ makamba: Kapitalna relacja :lol: OP zresztą też. Domyślam się, że nam jest teraz bardziej do śmiechu niż wtedy Tobie... nie mniej jednak, świetnie się to czyta. Zacny, pełen humoru styl. A okoń z fotki powyżej wbił mnie w ziemię :o Niezależnie od nuansów prezentacji.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Powiem Ci Makamba że i ja tak mam. Nawet na dwa lata z hakiem zaprzestałem niemal zupełnie wędkowania. Wszystko przez to że gdzie się nie ruszyć nad wodę w tym kraju, to zaraz trafi się na jakąś patologię. Przesiadłem się w kajak, bo bez bywania nad wodą bym nie wytrzymał. Wkurzało mnie to, że na jednym wypadzie w wodzie potrafiło zostać ponad 100zł a rozsądna ryba trafiała się raz na sezon, mimo, że łowiłem na grubo. Teraz trochę znów się ta "choroba" odzywa, ale staram się nie jeździć w miejsca gdzie szansa na ładną rybę jest bliska zeru. Wolę pojechać raz zamiast dziesięciu, ale nad jakąś "tajną" wodę i jak pogoda dobrze rokuje. A na co dzień wolę jednak wsiąść w kajak albo kanadyjkę, tu przynajmniej satysfakcja jest gwarantowana i dla zdrowia lepiej. a jak emocji brakuje, to są jeszcze rzeki górskie. Spływ taką np. Kamienną na wiosnę dostarcza więcej emocji niż złowienie kilku metrowych szczupaków :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

...u mnie cast i mucha na 1miejscu ale "stacjonar" Panowie dobrze mieć i odskoczyć w bok.Sam kompletuje takie co nie co dla siebie z multikami oczywiście.

Tomku- zastanawiam sie czy metoda stacjonarna ,poza oczywiście trolingiem,nie bedzie biła w "honor" castingu ;) z drugiej strony patrząc , to sam bym sobie machnął taką karpiowką z pazurem i jakimś okraglaczkiem ....była by szansa zabić jakiegoś "gumofilca" na drugim brzegu olowiem 100g,a pływająca kulka była by swoistego rodzaju wisienką .....na jego durnej mięsiarskiej głowie .rzut oczywiście w wykonaniu niczym w linku:

http://www.youtube.com/watch?v=xIiCBeYi9Z0&feature=related

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bo tak wygląda spining: wyscig zbrojeń stella tp najlepsze linki, do tego musi być super hiper ubiór oczywiscie oddychający, przynety same 100% wszystko dopięte na ostatni guzik.

A i tak najwięcej przyjemnosci/relaksu daje mi coroczny urlop nad jednym z mazurskich jezior, pomostek wygodne siedzisko, 6-cio metrowy bacik garsta zanęty i jazda...... bez pogoni za okazami, ot taki chillout który trwa tydzien-dwa a później znowu to samo krzaki urwane przynęty spalone paliwo bla bla bla Ale kto nie ma w tych czasach hobby którym może zając głowe ten naprawdę może skonczyć u lekarza hehe

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 tygodnie później...

Panowie, bo z wędkarstwem jest tak, że najpierw to jest zainteresowanie, później hobby, później pasja a na końcu obsesja - nie ma odwrotu.

 

To właśnie ta niewytłumaczalna siła w naszych głowach pcha nas do robienia tych wszystkich rzeczy, które normalnemu człowiekowi [ czytaj nie wędkarzowi ] nie kojarzą się z relaxem i odpoczynkiem. Ale właśnie gdybyśmy się tak nie ścierali z przeciwnościami to sukces ze złowienia konkretnej ryby nie smakował by tak bardzo.

 

Nie ma się co łamać, odpowiednie nastawienie to podstawa.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chyba każdy tak ma. Rybałka na calego a potem przychodzi okres stagnacji, Czy zainteresowania czymś innym.

Miałem coś koło 4 lat przestoju. ( dwie pitki na raz mi smierdziały to i metoda na rosówka była ważniejsza :P )

Potem powoli powróciłem. Najpierw czasami. Kije byle jakie aby były. Potem głębiej. Kije sie poprawiły na lepsze(czytaj droższe ) .

Potem jeszcze głębiej. Kijerobione na zamówienie na szczęście zamawiam u siebie to nie mam komu napyskowac jak jest nie taki jak trzeba.

No i ostatnio ugrzęzłem na całego. Dwie łódki w pełni wyposażone stoją na podwórku i w planach auto typowo do ciagania tego bajzlu.

Masakra jakie to koszty.

Łowisko pod nosem też takie sobie (choć życiówki właśnie pod nosem miałem) . Trzeba jechać dalej bo tam na pewno bieru większe

 

 

Oczywiście w między czasie dwa wyjazdy w roku na ryby na północ co by rządzę krwi i mordowania zaspokoić

 

I tak pogrążam się w coraz większym bagnie.

Nawet jednych normalnych spodni nie posiadam. Jedynie jakies wędkarskie. ( choć ma to swój plus . Nikt mnie nie zaprasza w gości bo wstyd )

 

 

obsesja ??????????

 

 

Tak. No bo jak można inaczej powiedzieć o kimś kto przy minus 31 stopniach jedzie na ryby.

Choć jest inne lepsze określenie. Takie na i się zaczynając.

Dobrze że rodzina sie nie odwraca :P

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 tygodnie później...

Czasami na "takie stany"lekarstwem jest powrót do korzeni,czyli leszczynka,kawałek żyłki i woda niekoniecznie pełna okazów.Tak na marginesie,makamba powinieneś wydać jakiś mały tomik wierszy dla wędkarzy zatytułowany np "Wędkarstwo albo nie,oto jest pytanie...?"Pozdro;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Ja przez ostatni miesiac spedzilem chyba 20 dni nad woda.Mroz, deszcz, dwa szczupaczki jako przylow w pogoni za zimowym kleniem.Ostatnio to juz wcale, jedno lupniecie w wobka i tyle.Ale... o tej porze roku nie licze zbytnio na klenia, w tym temacie jestem "leszczem" ale wykorzystuje ten czas na nauke.Sprawdzam to co napisali madrzejsi, wyniki slabe wrecz 0 ale.. juz sie nie moge doczekac jutra,poniedzialku :) tez bede na rybach.Czas gdy rybe nie biora wykorzystuje na nauke, sprawdzanie sprzetu, badanie rzeki.Jak ja sie k...a ciesze, ze moge byc nad woda,widziec jak plynie rzeka, bawic sie woblerem w nurcie, przedzierac sie przez krzaki.Dzis spadlbym z 3 metrowej skarpy prosto do wody ale w ostatniej chwili zlapalem sie drzewa, normalnie czad :) czuje ze zyje.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"Ile to się człowiek namęczy , zanim umrze".(cyt.moja mama)

 

 

Dzisiaj była rzeka Ina.

Kolejny dowód na to,że wędkarstwo to jest hobby dla "innych inaczej".

 

Cały rok nasłuchałem się historii o wielkich trociach odwiedzających tą rzeczkę.

Automatycznie więc,postawiłem sobie ambitne zadanie złapania przynajmniej 1 sztuki.

Żywej lub martwej , lub jak to ujął jeden z poznanych , miejscowych,goleniowskich aborygenów - "żywej lub umartej". :lol:

 

Było to moje drugie podejście do Iny.

Byłem raz rok temu i dzień łowienia zakończyłem rozpytywaniem miejscowych dziadków - "panowie,a gdzie tu można jakąś trotkę kupić".

Od jednego z nich dostałem namiar na sklep rybny gdzie można takowa nabyć w stanie żywym lub właśnie "umartym".

 

Do tegorocznego sezonu przystąpiłem wyposażony w wiedzę teoretyczną i skrzynkę pełną 100% trociowych przysmaków.

Dzień wcześniej puściłem sobie po raz kolejny DVD , gdzie jakiś cherlawy Duńczyk uczył łapać te rybki na miedziane blaszki obrotowe Meppsa.

I niestety tego samego dnia przypomniałem sobie,że właśnie takie meppsy kilka dni temu pourywałem na jednej z innych rzeczek w poszukiwaniu nie wiadomo czego.

Z rumieńcami na twarzy dokończyłem filmik i zacząłem się pakować na jutrzejszą wyprawę .

Co jakiś czas pakowanie przyprawiałem sobie chwilką na dymek z papieroska,wpatrzony w sufit i rozmarzony w planach rzezi jaką zapewne urządzę w Goleniowie w tym roku. B)  :rolleyes:

 

Oczywiście rano wstałem za późno i gdy już dojechałem na miejsce było już jasno a pobocza okolic rzeczki przystroiły  pojazdy konkurencji.

 

Rany boskie co za rewia mody... :huh:

Wojna jakaś , poligon czy ogólna mobilizacja?

Wszyscy wędkarze w strojach moro/camo.

Czułem się jak na jakiś ćwiczeniach wojskowych.

Jeszcze jako ciuchowego odmieńca ktoś potraktuje mnie jak tarczę strzelniczą. :o

 

Czy na prawdę w PL obowiązuje nad wodą strój z demobilu?

Czy wszyscy wierzą,że ryba co jakiś czas wystawia głowę z wody mówiąc swoim rybim kolegom - "Nie ma ich - chłopaki - można pływać?" :blink:

 

I czemu co drugi wędkarz nad Iną to brzuchacz z wąsem?

Nie to żebym miał coś przeciwko brzuszkom i wąsom bo sam co jakiś czas sobie takie atrakcję aplikuję , ale jak któregoś mijałem to nie wiedziałem czy już go zagadywałem wcześniej czy nie.

A zagadywać chyba trzeba.

Ludzi sporo na niektórych odcinkach ,więc i mnie co chwile ktoś zadawał to pytanie - "I jak tam ,bierze coś". :unsure:

 

Zaczynam łowy. :ph34r:

Woda jak to woda...niby.

W Holandii żadnych takich podobnych nie mam to i wyzwanie większe.

Ciągnie jak diabli i połowa moich wynalazków może spać w pudełku.

 

Patrzę po zestawach konkurencji i widzę , że chyba nie tylko ja oglądałem szkołę z duńskiego DVD.

Kilka miedzianych blaszek błyszczy a reszta uzbrojona w woblerki.

Myślę sobie - zaskoczę ich... :P

Zakładam przynętę X (celowo nie podam nazwy bo jej działanie na tej wodzie jest rewelacyjne i pewnie do niej wrócę ...jak kupię ich więcej).

Mało kto takich używa i ryba nie nauczona chyba jeszcze.

X sprawdziła się w okresie świątecznym.

Na 9 sandaczowych wypadów tylko 2 razy nie zaliczyłem wymiarowego sandacza(a nawet kilku).

Nawet gdy wszystko inne zawiodło to przynętą X z pierwszego rzutu był wymiarowy sandacz.

Przy drugim rzucie zaliczyłem filar elementu trasy zamkowej w Szczecinie i po przynęcie.

Jaka ja miałem radochę przez te dni jak stałem nad wodą w sąsiedztwie innych wędkarzy i tylko ja wyjmowałem rybcię...

 

Ale wracajmy do Iny...

Zaraz będzie branie.

X daje radę.

Ciągam z prądem i pracuje.

Ciągam pod prąd i pracuje.

Ciągam w poprzek i też pracuje.

Przy powierzchni,w toni i przy dnie - pracuje.

I to jak... ;)

 

Wśród zaczepów ... nie pracuje... :(

Pół godziny podziwiania przynęty i zaczep 1 metr od brzegu!

Odczepiacz nie daje rady choć macham jak dureń i ciągam za sznurek.

Spocony,w samej koszulce.

Kurtka i sweter rzucone w nerwach w krzaki.

Lecę do lasu.

Rąbać choinkę.

Sposobem go wezmę.

A gówno. :mellow:

Niby metr od brzegu , ale dół jakiś na 2 metry głęboki , nie sięgam.

Lecę do lasu znowu z nożem / bagnetem z kałacha zdjętym , kupionym na rynku od ruska.

Urąbałem badyla na 4 metry długiego z widłami na końcu.

Wpycham do wody i macam dno.

Kłoda jakaś leży na dnie a na niej moja przynęta X .

Popycham,przyciągam,szoruję po kłodzie i dnie i nic.

Zaczep nie puszcza. :angry:

 

Po godzinie męki postanowiłem zapamiętać to miejsce i wrócić za rok z grabkami.

Urwałem.

X spoczął na dnie jak Titanic.

Szkoda i boli jak diabli , ale że twardy jestem to łzy otarłem, ręce umyłem,mowę końcową wygłosiłem i poszedłem dalej. :(

 

Chatterbaitem je wezmę - te trocie cholerne. B)

Ryba z morza do Iny wchodzi a w morzu pełno takich farfocli/żyjątek pływa to i rybsko może jakieś już takiej morskiej popierdułki zasmakowało wcześniej.

Dodatkowo chatterbait to chyba przynęta wytwarzająca największe fale hydroakustyczne jakie można  w świecie przynęt wytworzyć.

Po godzinie takiego łowienia w łapach Parkinson murowany.

Chodzi ładnie,drży i pod wodą hałasuje.

Jak jakaś troć w okolicy jednego kilometra ode mnie broni gniazda to musi przywalić.

Chyba ,że głucha i ślepa.

 

I chyba takie są właśnie w Inie bo nic nie przywaliło.

Po 2 godzinach z chatterbaitem zacząłem się zastanawiać czy ktoś mi czasem nie zaszył w nogawce włączonego wibratora bo już cały od tej przynęty się trząsłem.

No i inni wędkarze jakoś dziwnie zerkali na to co ja tam na końcu zestawu takiego dziwnego mam. :blink:

 

Swimbait. :ph34r:

To jest to!

Całe życie jadę na swimbaitach w NL to i w Goleniowie dam radę.

Trawska jakieś wyciągam z co drugim rzutem ,ale to chyba dobrze bo duńczyk z DVD mówił ,że jak na haku pojawia się trawa to znaczy ,że łowimy na odpowiedniej głębokości.

Oczywiście odpowiednio dociążony tak by się ładnie przynęta w prądzie trzymała.

Za obciążenie posłużył trollingowy bottombouncer. http://www.baitrigs.com/bottombouncer.html

Działa jak złoto.

Przynęta zawsze na pożądanej głębokości i zawsze pracuje jak powinna.

Przy odpowiednim doborze wagi bottombouncera można nawet stać w miejscu i podszarpnięciami zestawu powodować spływanie pracującego swimbaita z prądem.

Nawet można tak dotrzeć pod nachylone nad wodą przeszkody i pod podmyty brzeg.

Można , ale nie trzeba bo miłościa swimbaitów są zaczepy co i mnie nie ominęło.

Jeden swimbait,trotka 11cm poszła się czesać.

Ale co tam.

Mam ich jeszcze ponad setkę w domowym zapasie.

Mogę nimi nawet zanęcać łowisko.

Zakładam drugiego.

Godzinka łowienia bez efektu i znowu zrywka na zaczepie.

Mogę być naiwny , ale nie przesadnie rozrzutny.

Dość tracenia swimbaitów. :angry:

 

Zakładam wobka.

Jak tradycyjny poławiacz troci znad "delty" Iny - trociowego eldorado PL.

Zmęczony świstem wędek konkurencji odpuszczam leśną część Iny i jadę na odcinek w mieście.

Tam cisza. :huh:

Czuje się jak na solowych występach podczas jakiejś paraolimpiady wędkarskiej.

Zero konkurencji.

I zero brań.

Po kolejnej godzince urywam wobka bo przecieram plecionkę o jakiś cholerny murek zalany przez wodę. :angry:

Taki ładny Foxik był...

Zaczynał pracować już od pierwszego ruchu korbki po zarzuceniu... :wacko:  i urwał się...

Taki ładny był ,że sam bym go zjadł , na 100% - jakbym był trotką...

 

Zaczęło się ściemniać więc zawinąłem się na parking.

Wrzuciłem graty w nieładzie do auta i odjechałem.

Pewnie jeszcze kiedyś tam wrócę.

Teściowie właśnie dom kupili w okolicy to baza będzie.

W tym roku jednak mam już Iny dosyć.

Nie zaznałem żadnej przyjemności nie tylko z łowienia w Inie a nawet z przebywania nad Iną. :angry:

Ryby mnie tam nie lubią co podpowiada mi ,że najpewniejszą przynętą w przyszłym roku będzie moje zdjęcie na haku.

Wtedy jakaś z tych troci co mnie nie lubi może w taki hak przywalić.

 

Dziś nie dane mi było powalczyć nawet z zatopioną reklamówką.

 

Od spotykanych po drodze miejscowych wędkarzy dowiedziałem się,że padła jakaś jedna trotka dziś.

Dostała w cymbał i do reklamówki a tarliska pewnie pilnuje jakaś inna ryba w zastępstwie. :mellow:

 

Do rejestru połowu , który to podobno pod groźbą surowych kar należy wypełnić dopiszę dziś jazgara 6 kilo z Iny. :ph34r:

Niech się koledzy z PZW głowią jak takie cuda w takiej przyjaznej rzeczce do takich rozmiarów rosną .  ;)

Edytowane przez makamba
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dobry wątek.

 

Abstrahując od całej powyżej treści.

 

4 dni w tygodniu w pracy, 2 dni na uczelni(koniec studiów) - 1 dzień wolny, który trzeba obdzielić pomiędzy naukę i płeć piękną.

 

Człowiek chodzi tak naładowany na wędkarstwo, że już odpuszczę sobie przenośnie, byłyby zbyt dosadne...  :lol:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@makamba? jeden dzień łowienia i odpuszczasz?. Ile to razy jadąc do Karlina w latach osiemdziesiątych pociągiem przez cała noc, człowiek obiecywał sobie - "w tym roku to im pokaże" i co i nic. Tydzień chodzenia od rana do wieczora , dziesiątki blach zostawionych w wodzie i obietnica

więcej tu nie przyjadę.Po kilku tygodniach znowu ciągnie i to już trwa grubo ponad dwadzieścia lat. Te ryby uczą pokory. Pozdrawiam

Ps. Też nie lobię łowić w tłoku.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

Ładowanie
×
×
  • Dodaj nową pozycję...