Skocz do zawartości
  • 0

Cena przynęty a jej wartość użykowa


chulo

Pytanie

Tak się od dłuższego czasu zastanawiam nad pewnego rodzaju fenomenem niektórych przynęt. Dotyczy to głównie nie produkowanych wabików takich np. jak woblery góral, LD, morel team, stare salmo i wiele innych. Pominę wartość kolekcjonerską bo to wiadoma sprawa i nie ma o czym pisać ale... Są wśród nas tacy którzy wierzą w nieprawdopodobną skuteczność tych przynęt i tu dochodzę do sedna sprawy. Czy obecnie nie ma skutecznych przynęt? No wiadomo, że są i tak samo można na nie połowić. Sam niejednokrotnie spotkałem się z prośbą o skopiowanie (nie lubię tego określenia) jakiś blaszek z przed dziesiątek lat czasami które łowiły nieprawdopodobnie. I nie raz widzę podczas testowania tych wabików poważne błędy konstrukcyjne (na ogół bicie skrzydełka co w konsekwencji doprowadza do skręcania linki) Od osoby zlecającej pracę słyszę, że staruje skrzydło już od dotknięcia tafli wody. No będzie tak oczywiście tyle tylko, że okupione to będzie niemiłosiernym skręcaniem żyłki. Czy rybom to przeszkadza, raczej nie sądzę.

Ale wracając do meritum to w moim przekonaniu cała ta boskość przynęt wiąże się z tym, że w tamtych czasach nie było takiej masy przynęt jak obecnie a wyroby wyżej wymienionych twórców co by nie było są wykonane znakomicie. Ba pamiętam kiedy duża ilość kupionych lat temu 20 lub 30 lat była po prostu beznadziejna.

Chwała za to rękodzielników z przed paru dekad za poświęcony czas i pasję. Obecnie wielu twórców spija spuściznę z ich ciężkiej pracy

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rekomendowane odpowiedzi

  • 0

Ja miałem wrażenie, ze to po prostu moda...i dążenie do pewnej estetyki w wędkarstwie.

Tak jak klimat robi mi przysiąść na zwalonym drzewie z cygarem w reku, popatrzeć na nocną rzekę, posłuchać nurtu i ryb, tak estetykę budowało mi też moje pudełko z przynetami. Takimi naprawdę zrobionymi przez kogoś, ale takiego kogoś z historią.

Inaczej łowi się super łownym nowoczesnym wyrobem masowym, a inaczej woblerem zrobionym 50 lat temu przez gościa co jeszcze jesiotry na warszawskiej wisle widział.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Jaki sentymentalny wątek.  :)  

Część starszych wędkarzy, którzy łowili 30 lat temu i więcej może mieć pewne zapasy przynęt i na nie łowią dalej. Młodzi kupują przynęty współczesne, nie są obciążeni bagażem historii i sentymentu. 

Teraz też są przynęty genialne i beznadziejne. Na pewno wybór jest większy i niektórym ciężko jest się w tym wszystkim połapać. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Swego czasu kupowałem spore ilości woblerów Bóbr (R.Stanke). Trafiały się gnioty, nie trzymające nurtu. Czasem wobki zupełnie bez pracy ale...

Zdarzały się również woblery wręcz fenomenalne. Kapitalnie dostosowane do najczęściej obławianych przeze mnie odcinków Kwisy????

Kiedyś próbowałem "rozkodować", o co w tym chodzi. Przede wszystkim, by ustrzec się, przed zakupem bubli.

Nie dałem rady.

Teraz, te wyselekcjonowane już woblery, zajmują osobne pudełko.

Używam ich wyłącznie, w trakcie łowienia z wody, brodząc. Daje to niemal 100% gwarancję odzysku, w przypadku zaczepów.

Podobnie z woblerami pstrągowymi Pawła Grzecznika ale tymi sprzed 10 i więcej lat. Były inne i nie tylko wzornictwem ale i pracą, od tych nowszych. Moim zdaniem były skuteczniejsze chociaż, to subiektywne mocno odczucie.

Edytowane przez popper
  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

W temacie najwygodniej stanąć mi po środku, ani starsze przynęty nie mają jakichś magicznych właściwości (oprócz magii sentymentu), ani też nowoczesne cacka nie sprawią cudów gdy będą nieodpowiednio użyte. Przynęty otwierające wodę - ulubione zaklęcie jutubowych naciągaczy.

 

Często przypadkowo trafiamy wabikiem w odpowiedni czas i miejsce i od razu wzrasta nasza wiara w przynętę, co powoduje, że patrzymy na nią znacznie przychylniej i częściej wyciągamy ją z pudełka. I dzięki samej częstotliwości użycia mamy na nią lepsze wyniki.

 

Kolejną kwestią jest, że pewne wabiki zdecydowanie bardziej pasują do naszego stylu łowienia i dzięki temu wyczuwamy je i prowadzimy lepiej. Świetnie łowi mi się na np. starego szwedzkiego dziwaka Zalta, którego podpatrzyłem kiedyś w programie Uliego Beyera, jak i na modną i niestety drogą japońską Rudrę - mimo, że obie przynęty dzieli ze 30 lat różnicy

Edytowane przez Warcisław
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Tak się od dłuższego czasu zastanawiam nad pewnego rodzaju fenomenem niektórych przynęt. Dotyczy to głównie nie produkowanych wabików takich np. jak woblery góral, LD, morel team, stare salmo i wiele innych. Pominę wartość kolekcjonerską bo to wiadoma sprawa i nie ma o czym pisać ale... Są wśród nas tacy którzy wierzą w nieprawdopodobną skuteczność tych przynęt i tu dochodzę do sedna sprawy. Czy obecnie nie ma skutecznych przynęt? No wiadomo, że są i tak samo można na nie połowić. Sam niejednokrotnie spotkałem się z prośbą o skopiowanie (nie lubię tego określenia) jakiś blaszek z przed dziesiątek lat czasami które łowiły nieprawdopodobnie. I nie raz widzę podczas testowania tych wabików poważne błędy konstrukcyjne (na ogół bicie skrzydełka co w konsekwencji doprowadza do skręcania linki) Od osoby zlecającej pracę słyszę, że staruje skrzydło już od dotknięcia tafli wody. No będzie tak oczywiście tyle tylko, że okupione to będzie niemiłosiernym skręcaniem żyłki. Czy rybom to przeszkadza, raczej nie sądzę.

Ale wracając do meritum to w moim przekonaniu cała ta boskość przynęt wiąże się z tym, że w tamtych czasach nie było takiej masy przynęt jak obecnie a wyroby wyżej wymienionych twórców co by nie było są wykonane znakomicie. Ba pamiętam kiedy duża ilość kupionych lat temu 20 lub 30 lat była po prostu beznadziejna.

Chwała za to rękodzielników z przed paru dekad za poświęcony czas i pasję. Obecnie wielu twórców spija spuściznę z ich ciężkiej pracy

Możesz zadać kolejne pytanie, co to znaczy że dana przynętą jest skuteczna i jak to się ma to, przysłowiowego, szczęścia?

Na swoim.przykladzie, łowię tym co lubię, do czego mam sentyment, tj. Salmo Hornet. Na ostatnich 15 wyjść, nie zlowilem nic, nawet trącenia nie miałem. Czy to.oznacza że przynętą jest nieskuteczna czy nie trafiłem w humor ryb? A może, za każdym razem, rzucałem obok ryby.. Mam wuja, który łowi na starego morsa 2, na nic innego, ma chamski zielony przypon szczupakowy i gruba żyłkę produkcji jeszcze radzieckiej, poskręcana jak łoniak, często łowi więcej ode mnie, po prostu rzucą i ściąga jednostajnie, łowi nie tylko szczupaki, ale.rowniez.okonie, klenie.

Mam, również, przynęty sprzed 40+ lat, jakieś ruskie blachy, stara rapalę, i jakieś ruskie plastikowe cranki, stare mannsy na które też zdarzały się ryby.

Co za tym idzie, nie ma skutecznych przynet, vo.pojecie 'skuteczny' zostało wymyślone na potrzeby rynku. Każdy twórca, powie, że jego przynętą jest najlepsza, skuteczna i złowisz na nią ryb,a ryb i taki kolor wtedy a wtedy...

Podobnie zresztą, jest z wędkami czy kołowrotkami. Kiedyś miałem jedną wędkę marki Sona z kolowrotkiem Quick, łowiłem nią i na sprężynę, na spławik, żywca jak i spinning, od uklejki przez klenie, bolenie po szczupaki, okonie i sandacze.

( przecież, jak nie masz wedki St. CROIX, podpiętej stelki i woblera rekodzielniczego wyglądającego,że ah ah, to przecież nic nie zlowisz)

 

Tak że, tak.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Masa ciezko dostepnych wabikow jest kapitalna. Stare Salmo Minnow, Hornety jak BG czy GMO, Sendale co nigdy nie wymagaly zadnej korekty nawet w najszybszych nurtach,cykady SS, drewniane SS czy woblera129, Andrzeja Lipinskiego owady czy male rybki, flat rapy, ttm, wyliczac mozna dlugo. Moze problemem jest zasobnosc wod w jakich sie lowi.

To czego teraz ludzie szukaja bylo dostepne kiedys bez problem jak kupno 100 drewnianych Widlow, Sendali, Leszka byly w Coronie jak SS. Bylo rypanie, ze za drogie tak jak mrowki czy raptory Tomiego.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Moim zdaniem magiczna skuteczność niektórych przynęt to, przede wszystkim, wytwór naszej bujnej wyobraźni. Nie neguję, że są łowne. Złowiliśmy ładną rybę, albo dużo ryb na gumę, blachę, woblera. Rwiemy przynętę i zaczynamy jak kot z pęcherzem szukać jej kopii. Czy to, że znajdzie się ona w naszym pudełku ma znaczący wpływ na nasze wyniki? A może chodzi o nasze samopoczucie i uspokojenie skołatanych nerwów. Podobnie z nerwowym przerzucaniem swoich zapasów, bo kolega złowił kilka ryb na pospolitą gumę. Na co złowiłeś życiówkę? Na rippera Mannsa. Jaki kolor? Perła z czarnym grzbietem. Pędzimy do sklepu kupić parę sztuk. Czy to rozsądne? Ni cholery. Podobnie jak wiele innych aspektów naszego hobby.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Moim zdaniem magiczna skuteczność niektórych przynęt to, przede wszystkim, wytwór naszej bujnej wyobraźni. Nie neguję, że są łowne. Złowiliśmy ładną rybę, albo dużo ryb na gumę, blachę, woblera. Rwiemy przynętę i zaczynamy jak kot z pęcherzem szukać jej kopii. Czy to, że znajdzie się ona w naszym pudełku ma znaczący wpływ na nasze wyniki? A może chodzi o nasze samopoczucie i uspokojenie skołatanych nerwów. Podobnie z nerwowym przerzucaniem swoich zapasów, bo kolega złowił kilka ryb na pospolitą gumę. Na co złowiłeś życiówkę? Na rippera Mannsa. Jaki kolor? Perła z czarnym grzbietem. Pędzimy do sklepu kupić parę sztuk. Czy to rozsądne? Ni cholery. Podobnie jak wiele innych aspektów naszego hobby.

Mylisz sie i to bardzo. Ot po prostu nie poznales magi okreslonej przynety w danym miejscu i czasie, w wodach pelnych ryb jak nie biora na nic innego i owa przyneta wszystko otwiera i jestes w eldorado nagle.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Masa ciezko dostepnych wabikow jest kapitalna. Stare Salmo Minnow, Hornety jak BG czy GMO, Sendale co nigdy nie wymagaly zadnej korekty nawet w najszybszych nurtach,cykady SS, drewniane SS czy woblera129, Andrzeja Lipinskiego owady czy male rybki, flat rapy, ttm, wyliczac mozna dlugo. Moze problemem jest zasobnosc wod w jakich sie lowi.

To czego teraz ludzie szukaja bylo dostepne kiedys bez problem jak kupno 100 drewnianych Widlow, Sendali, Leszka byly w Coronie jak SS. Bylo rypanie, ze za drogie tak jak mrowki czy raptory Tomiego.

Zabrakło mi tego 'zasobność wod'. Ostatnio byłem w Szwecji, ze swoim 'Wiślanym' zestawem, złowiłem na każdą z przynęt.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Mylisz sie i to bardzo. Ot po prostu nie poznales magi okreslonej przynety w danym miejscu i czasie, w wodach pelnych ryb jak nie biora na nic innego i owa przyneta wszystko otwiera i jestes w eldorado nagle.

Zgadzam się i dodam nawet więcej, trafiają się przynęty magiczne i to nie tylko w kreślonym czasie. Podam przykład, nie jedyny z mojego wędkarskiego doświadczenia. Miałem kiedyś dużą algopodobną wahadłówkę. Coś nieprawdopodobnego jak otwierała wodę na pewnym jeziorze. To swoją drogą ciekawe ale na innych łowiskach szału nie robiła. W każdym razie, miałem ja kilka lat i praktycznie zawsze potwierdzała swoją nieprawdopodobną skuteczność na tle innych przynęt i wyników innych wędkarzy. Chociaż była duża i znajomi z wyjazdów śmieli się, że zakładam "selektywną", to faktycznie kusiła szczupaki w każdym rozmiarze ba, biły w nią okonki o tym samym rozmiarze co blacha. Miałem też na nią na kiju szczupaka życia. Dwadzieścia kilo jak nic, ale co ja tam będę pisał... W każdym razie po tej rybie, która zabrała mi tą blaszkę na zawsze, nie udało mi się znaleźć już tej przynęty na rynku i ustalić producenta, chociaż w sumie była to jakaś blacha fabryczna.

 

A co do ripperów Manns perła z czarnym grzbietem o których wspomniał kolega Maciej, to od ponad 20 lat niezmiennie jedna z podstawowych przynęt w moim szczupakowym arsenale. Raczej nie pomylę się stwierdzając, że na tą gumę złowiłem najwięcej szczupaków w swoim życiu. Uzupełnianie zapasów w tym przypadku uważam za jak najbardziej rozsądne :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Mylisz sie i to bardzo. Ot po prostu nie poznales magi okreslonej przynety w danym miejscu i czasie, w wodach pelnych ryb jak nie biora na nic innego i owa przyneta wszystko otwiera i jestes w eldorado nagle.

Że pozwolę zacytować Kolegę...

,,Mylisz się i to bardzo.'' Zdarzyło mi się nie raz i nie dwa ..., ale zdarzyło mi się kilka razy łowić na identycznie łowne zestawy po 7-8 ryb a kolega na zero i tylko odpowiednia technika prowadzenia przynęty lub ,, przysłowiowy nos do ryb, ich stanowisk" otwierał eldorado gdzie kolega lub ja wyzerowaliśmy na zestawach 100% łownych.

I to jest w tym najpiękniejsze, to tylko ryby ...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Cofnijmy się w czasie i wyobraźmy sobie sytuację, w której wchodzimy w posiadanie kilku dziwnie wyglądających gumowych robali. Jest początek lat dziewięćdziesiątych, w sklepach jeszcze posucha. Rapale, Meppsy, czy wabiki ABU zaczynają powoli pojawiać się na rynku. Wszyscy jarają się i wygłodzeni komuną zaczynają gromadzić zbiory. Tymczasem gumowe robale koszą aż miło. Mamy przewagę, bo nikt na to nie łowi. Wędkarze przecierają oczy ze zdumienia, dostają ślinotoku i biegają na próżno po sklepach. Legenda przynęty rośnie,  proporcjonalnie do naszego prestiżu i genialności. W wyniku całkiem zwykłych dla wędkarza przygód, tracimy kolejne gumy, wreszcie ostatnią. Wraz z nią tracimy przekonanie, że jest jeszcze sens chodzenia nad wodę i bezmyślnego machania kijem. Głowa podpowiada, że nasza skuteczność spadła niemal do zera. To już lepiej zająć się poszukiwaniami i kupić gdzieś stracone gumy. Cena nie gra roli. Tę historyjkę zmyśliłem opisując przeniesienie się w czasie chińskiej tanty z Supercontinenta, w rozmiarze 4.9 cm. Oczywiście, w zabójczym czarnym kolorze i oczywiście w cenie 0.27 gr. za sztukę. Czy można dziś budować legendę powszechnie dostępnemu wabikowi, który na dodatek jest za póldarmo? Może i można, tylko ilu wyśmieje taki pomysł, jeśli w ogóle zwrócą uwagę na takie gadanie. Lepiej ryć sobie łepetynę Widłami z korzenia, Raptorem BS6, żuczkiem Mleczki, czy Salmonem Salmo. Teraz to mi się oberwie.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Ciężko będzie o "szybkiego" bolenia na chińską tantę o długości niecałych 5 cm. niezależnie od koloru. Co innego wobler, niekoniecznie boleniowy. Równie ciężko będzie o okonka na pół metrowej wodzie na salmona. Może to zbyt duże uproszczenie, ale tak to mniej więcej wygląda nad wodą. A kolekcje były, są i będą i każdy kupi minimum 1 raz choćby po to aby sprawdzić tę legendarną skuteczność. Albo i nie kupi  :D

Edytowane przez S.N.
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Sławku, sam nawiązałeś do marketingu, a tu zaczynamy stąpać po grząskim gruncie. Odkładając na bok wariackie ceny niektórych woblerów, spowodowane budowaniem kolekcji w gablotach, marketingowa akcja Piotra Piskorskiego po sprzedaży Salmo Anglikom już niekoniecznie ma coś wspólnego ze zdrowym rozsądkiem, czy łownością owych przynęt. Był to marketing w czystej postaci. Nie twierdzę tu, że Salmo jest kiepskie, bo to dobre przynęty, ale ich brak w pudełku to nie koniec świata. Taki sam marketing sami wędkarze zrobili niektórym, głownie rękodzielniczym przynętom. Nie wnikam, czy mieli w tym interes, czy nie. Zmierzam do tego, że chwilami zachowujemy się jak naszpikowana botoksem, cycata blondyneczka, która wydaje pięć tysięcy dolców na torebkę, tylko dlatego, że jest do niej przyczepiona blaszka z logiem Louis Vuitton. Po prostu nie mam stuprocentowego przekonania, że w takim przedmiocie lepiej się nosi kluczyki do samochodu, czy kartę kredytową. Fakt bezsporny, że zarówno ta laska, jak i my lepiej czujemy się posiadając ową torebkę, czy Salmo Minnow z grubym sterem. Na koniec chciałbym rozwiać wątpliwości co do bujnej wyobraźni o której pisałem. Miałem na myśli również siebie. W moich bogatych zbiorach mam cztery strunowe torebki. Są tam zapakowane trzy pogryzione gumy i bezsterowy wobler boleniowy. Przynęty, które zwabiły moje, sportowo, najlepsze ryby. Schowane, żeby przypadkiem ich nie stracić. Także pewnie jestem jeszcze większym dziwakiem, niż wielu z Was.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Niby przynęty coraz lepsze. Ale. Był sobie producent obrotówek z ołowianym korpusem. Miałem ich kilkadziesiąt w różnych rozmiarach. Były niezastąpione na moich kleniowych rafowych przemiałach bo nawet przy rozmiarze 00 nie wyskakiwały z wody. Nie skręcały linki. Startowały od zetknięcia z wodą. Producent umarł. Obrotówki się z czasem skończyły, tzn taki głupi nie jestem, jeszcze kilka mam, wrzucam jak wiem na pewno, że nie zaczepię. Próbowałem niby takich samych od 2 różnych producentów. Nie działają. Gasną. Linka po kilku rzutach ma gwarantowaną brodę. Są 3 razy droższe. Niby prosta rzecz, taka obrotówka.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Prawda jest taka, że tak naprawdę skuteczność przynęty można by zmierzyć, np modelami liniowymi - do tego trzeba by jednak porównywać od razu inne przynęty i zbierać dane. A kto ma na to zasoby? Oczywiście najwięksi producenci przynęty jak rapala, SG, fox czy jakiś berkeley itd. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Z Kenartem trafiłeś w punkt. Skuteczność bardzo dobra, ale producent miewa się dobrze, dostępność powszechna, a kupić można poniżej dwóch dych. I jak tu robić legendę takiemu badziewiu?

Sam omijałem szerokim łukiem, bo jak wspominasz, uważałem to za badziew, będąc wychowanym na Salmo i Rapalach.. oczywiście, do momentu, aż nie znalazłem na Wiślanym konarze, jak się później okazało, złotego, obglonionego z nalotem rdzy na kotwicach Kenarta Fighter 8 i nie założyłem, bo przecież takiego badziewiaka i darmowego, w zaczepowym miejscu nie szkoda, i nie złowilem swojego życiowego klenia 61. Ta sytuacja, niejako, pozwoliła mi spojrzeć na szerokoppjety rynek przynęt z szerszej perspektywy. Tak, łowię na niego regularnie, tak wygląda jak ...a w zasadzie nie wygląda, ale... ryby go lubią.

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Właśnie w ten weekend z powodu, że pogoda nie rozpieszczała to zrobiłem kolejny przegląd sprzętu .I doszedłem do podobnych wniosków. Mam trochę markowych , drogich przynęt , których nie używam. Pierwsza sprawa - że mnie ich szkoda .Urwać woblera za którego mam  5/6 budżetowych trochę szkoda. Na dodatek po drugie cena nie idzie z jakością i łownością.  Wielokrotnie zaryzykowałem i łowiłem tymi ultra drogimi - bez efektu a założyłem sprawdzony ultra tani wzór od razu branie. Dlatego jak zobaczyłem ile tych drogich jest to stwierdziłem ,ze chyba je wystawie tutaj na giełdzie. 

 

Ja sam jestem fanatykiem ultra tanich przynęt. Były takie lata ,że odkryłem złotego Grala , przynętę - woblera (koszt wtedy 13zł -obecnie trudno dostępny ale 18zł max )  , który w trollingu otwierał mnie każda wodę. Ale tylko wtedy gdy inni mieli słabe wyniki ( czyt. okres letnich upałów) .Nawet była pokusa by startować w zawodach bo autentycznie lałem wielokrotnie wszystkich (nawet przez wielu uznawanych za ,,najlepszych" wędkarzy w Polsce) do zera . Ale pazerność i chęć ochrony np. moich łowisk była większa . Do tego stopnia ,że przez wiele lat miałem nerwicę w momencie zaczepu tego woblera. Bo możecie wierzyć nawet rzuty wykonywałem tak by nikt nie widział. 

 

Autentycznie na tego woblera w przełowionych łowiskach z ogromną presją gdzie nikt nie łapał ja potrafiłem mieć co najmniej kilkanaście ryb dziennie .Nigdy nie zdarzało mnie się w okresie posuchy spłynąć ,,na tarczy". 

 

Przez 2/3 lata mnie się udawało za każdym razem odczepiać ( podobno max schodził 5-6 metrów a pierwsza seria jaka kupiłem schodziła na 9-11 metrów bo na echu widziałem na jakiej głębokości łapało zaczep) ale potem przyszła seria ,że niestety  rwałem je jak głupi. Szybko się z tym nie mogłem pogodzić bo jak ktoś bym któregoś wyciągnął , zaczął łowić i się chwalić .To znając zapędy lokalnych wędkarzy daje miesiąc i cała populacja szczupaka , sandacza i grubego okonia wybita do zera. 

Potem kupiłem druga partię była ok - porównywalna. A potem dokupiłem trzecią i ta już jest jakaś niedorobiona .Każdy zachowuje się tak samo , zamiast iść po tych 5-6 metrach jak podaje producent nie chcą tonąc i płyną po powierzchni. Wiele razy łapałem się ,że płynę i orientuje się ,że ciągnę woblera chlapiącego po powierzchni .Nie wiem gdzie tkwi błąd nie potrafię doprowadzić do jego tonięcia. A starych zostało mnie jak na lekarstwo na dodatek albo faktycznie już ryby do nich się przyzwyczaiły albo ktoś odkrył mój sekret bo efektów naprawdę niewiele. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

@Wolti,

Najwiekszym problemem wielu wobkow tu opisanych i "drogich" jest to, ze wedkarze ich wlasnie nie uzywaja ze strachu przed zerwaniem, bo za droge, bo juz ich nie robia. Nie dostaja szans to nie lowia ryb tylko siedza w gablotach czy pudelkach.

Moze tak lepiej dla ryb.

 

Z tymi kolekcjami to pozniej roznie bywa, nastepne pokolenia jakim to sie zostawia nie do konca musza podzielac nasze pasje i wiele z nich pozniej konczy w smietniku.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Właśnie w ten weekend z powodu, że pogoda nie rozpieszczała to zrobiłem kolejny przegląd sprzętu .I doszedłem do podobnych wniosków. Mam trochę markowych , drogich przynęt , których nie używam. Pierwsza sprawa - że mnie ich szkoda .Urwać woblera za którego mam 5/6 budżetowych trochę szkoda. Na dodatek po drugie cena nie idzie z jakością i łownością. Wielokrotnie zaryzykowałem i łowiłem tymi ultra drogimi - bez efektu a założyłem sprawdzony ultra tani wzór od razu branie. Dlatego jak zobaczyłem ile tych drogich jest to stwierdziłem ,ze chyba je wystawie tutaj na giełdzie.

 

Ja sam jestem fanatykiem ultra tanich przynęt. Były takie lata ,że odkryłem złotego Grala , przynętę - woblera (koszt wtedy 13zł -obecnie trudno dostępny ale 18zł max ) , który w trollingu otwierał mnie każda wodę. Ale tylko wtedy gdy inni mieli słabe wyniki ( czyt. okres letnich upałów) .Nawet była pokusa by startować w zawodach bo autentycznie lałem wielokrotnie wszystkich (nawet przez wielu uznawanych za ,,najlepszych" wędkarzy w Polsce) do zera . Ale pazerność i chęć ochrony np. moich łowisk była większa . Do tego stopnia ,że przez wiele lat miałem nerwicę w momencie zaczepu tego woblera. Bo możecie wierzyć nawet rzuty wykonywałem tak by nikt nie widział.

 

Autentycznie na tego woblera w przełowionych łowiskach z ogromną presją gdzie nikt nie łapał ja potrafiłem mieć co najmniej kilkanaście ryb dziennie .Nigdy nie zdarzało mnie się w okresie posuchy spłynąć ,,na tarczy".

 

Przez 2/3 lata mnie się udawało za każdym razem odczepiać ( podobno max schodził 5-6 metrów a pierwsza seria jaka kupiłem schodziła na 9-11 metrów bo na echu widziałem na jakiej głębokości łapało zaczep) ale potem przyszła seria ,że niestety rwałem je jak głupi. Szybko się z tym nie mogłem pogodzić bo jak ktoś bym któregoś wyciągnął , zaczął łowić i się chwalić .To znając zapędy lokalnych wędkarzy daje miesiąc i cała populacja szczupaka , sandacza i grubego okonia wybita do zera.

Potem kupiłem druga partię była ok - porównywalna. A potem dokupiłem trzecią i ta już jest jakaś niedorobiona .Każdy zachowuje się tak samo , zamiast iść po tych 5-6 metrach jak podaje producent nie chcą tonąc i płyną po powierzchni. Wiele razy łapałem się ,że płynę i orientuje się ,że ciągnę woblera chlapiącego po powierzchni .Nie wiem gdzie tkwi błąd nie potrafię doprowadzić do jego tonięcia. A starych zostało mnie jak na lekarstwo na dodatek albo faktycznie już ryby do nich się przyzwyczaiły albo ktoś odkrył mój sekret bo efektów naprawdę niewiele.

Czyli to jednak nie kormorany i mięsiarze... i j...e PZW.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Nie podam firm poza jedną.

 

Moje spostrzeżenia są takie:

- więcej łowię ryb na woblery pełne niż na puste (ale tez się zdarza) 

- co roku rekordy bije … inny kolor (co dla mnie w Odrze jest dziwem nad dziwy bo jak płynie, spodziewam się ze od dwóch metrów wszystko jest … czarne). Ale kolor ma znaczenie. Ciagle jakiś inny.

- kiedyś się jorgnalem, ze rzucam godzinami i nic. A przestawiając się i ciagnąć przynętę za łódką mam brania we wcześniej obrzuconych miejscach.

- bezdyskusyjnie łowię więcej na cienkie plecionki.

- ostatnie dwa sezony na małe przynęty (uwaga: w tym coś się odblokowało trochę)

- dwa latać temu były na Mietkowie zawody krajowe. Naprawdę dobrzy wędkarze. Efekty średnie. Najwiecej w ten dzień złowiłem ja (nie biorąc udziału w zawodach i będąc na wodzie od 13 do 16). Zawody wygrali miejscowi podobno łowiąc na gąbeczki na hakach.

- ostatnio żerował sum. Widziałem go. Ulubione gumy i łowne woblery nic. Z bezsilności założyłem alge polspinu i zaraz był.

 

Co to wszystko łączy? No właśnie niewiele, poza unikaniem schematów. I zmianami. I to jest piękne. Czasem wystarczy założyć FC, czasem pomalować na czarno 2m plecionki na końcu albo założyć blachę (choć nie lubię)
 

Ja najlepsze wyniki mam jak unikam mody. Ciągnę starą przynętę, np jednostajnie, bez dotykania dna.

 

Pamietam też jak kiedyś na spławik łowiłem na Niesłyszu. Na kukurydzę. Wszystko niby tak samo. Ryby ciagle brały ale na starą wędkę, nowa, lepsza - cisza. Wszystko to samo. Nagle patrzę a spod kukurydzy ledwo wyglada w starej czarny owner a w nowej złoty. Zmieniłem na czarny i zaczęły brać na obie.

 

Takie to one są. Jak baby. Nie wiadomo o co chodzi, ale trzeba być przebiegłym i sie nagłowić. Jak się chce po … łowić.  :) I co chwile co innego działa.

Edytowane przez Qh_
  • Like 6
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz na pytanie...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

Ładowanie
×
×
  • Dodaj nową pozycję...