Skocz do zawartości

Lososiowate Michigenu - nowe odkrycie


jerry hzs

Rekomendowane odpowiedzi

Staram się nie odpuszczać i dzisiaj wybrałem się na rybki. Myślałem, że może uda się upolować jakiegoś " potwora". Pierwsze miejsce i kompletne zaskoczenie. Żadnej ryby. Woda niziutka, przezroczysta. Widać każdy kamień, ale ryb nie ma. Udaję się w następne miejsce. Widzę dwa łososie coho, lecz na nic nie reagują. Potem zauważam pstrąga, ale także ignoruje moje muchy. Zmieniam miejsce o kilka kilometrów. W górze także woda niska, ale po dołach widać chociaż ryby.Zmieniam kilka much i wyjmuję samczyka pstrąga 62 cm. Bez wyjęcia go z wody cykam zdjęcie i łowię dalej.

mj3p.jpg
 
Uploaded with ImageShack.us
Potem zaczepiam za policzek małego bassa. Jak na swoja wielkość nawet "powalczył".

e3qm.jpg
 
Uploaded with ImageShack.us
W dole widać kręcące się łososie coho. Kompletnie ignorują muchy. Dwa z nich zaczepiam za bok, ale na szczęście odczepiają się.W końcu  zaczepiam w nożyce pięknego samca.Kolorowy jak różanka. Nawet piękniejszy.Taki z 90 cm Walczy  o swoje życie i jakimś cudem przypon pęka przy muszce. Ryba odpływa w siną dal. Nie będzie fajnego zdjęcia. Rzucam mucha dalej, ale przez dłuższy czas nic nie bierze. Ryby gdzieś poznikały. Wychodzi słoneczko i widzę cień w wodzie. Wiążę ostatnią " wiśnię" i staram się rzucić przed rybą. Nerwy mnie poniosły i trafiłem w cień. Bryzg wody i cienia już nie ma. Macham dalej i po którymś z kolei rzucie jest branie. Widzę, że samczyk coho. Mucha tkwi w górnej szczęce.Rybka średniej wielkości, ale radość jest. Wyjmuje kolorowa cudo, robię zdjęcie. 

i621.jpg
 
Uploaded with ImageShack.us
Potem miałem jeszcze dwa brania, ale poza pociągnięciem linki nic więcej się nie wydarzyło. I tak zakończyłem prawdopodobnie łososiowy sezon muchowy, gdyż przy tak niskim stanie wody  do rzeki nic już nie wejdzie, a ryby, które są padną lub spłyną z najbliższą wyższą woda. Poczekamy na steelheady lub popróbuję połapać "salmiaki" w portach.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ostatnio troszkę popadało i poziom wody podniósł się o około 15 cm. Pełen nadziei pojechałem znowu nad rzekę. Miałem nadzieję, że jakiś steelhead skusi się na moja muchę. Pierwsze miejsce kompletnie puste. Woda mętna. Następne miejsce całkowicie puste. Czyżby nie było ryb?. Przenoszę się kilka kilometrów wyżej nad obiecujący mały wodospad.Kilka rzutów czerwona nimfą i uderzenie. Kapitalny odjazd z dwoma wyskokami. To samczyk steelheada. Holuję go ostrożnie, ale przeciwnik nie daje za wygraną. Próbuję zrobić zdjęcie w czasie holu, lecz to nie z tą ryba. Ciągle młynkuje i " nie da się dobrze ustawić". Rezygnuje z tej metody i wyjmuje go na brzeg. Srebrny skarb. 73 cm. Zdjęcie i dalej do wody.

s16c.jpg
 
Uploaded with ImageShack.us
Dalej pod wodospadem mam jeszcze jedno uderzenie i po godzinie zmieniam miejsce.Jadę dalej kilometr w górę. Tutaj zaskoczenie. Pomimo piątku na krótkim odcinku 10 wędkarzy. Pewnie są i ryby. Podwyższona woda " wymiotła"  umierające łososie, a weszło trochę świeżego łososia coho. Łapię dwie świeże samiczki łososia i zrywam dwa ładne kolorowe samce. Jeden ciekawy szybki odjazd po braniu, lecz nawet nie zauważyłem, co to było. Tak kończę wędkowanie. Jak na tak późny termin  byłem zaskoczony, że jeszcze świeże łososie coho weszły do rzeki. Może jeszcze raz wybiorę się na kolorowe rybki, ale to już tylko zależy od pogody, bo od dzisiaj u nas mrozy.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 miesiące temu...

Relacja z Soboty. Wreszcie u nas wyglada jak baaaaardzo dluga I mrozna Zima chyli sie ku koncowi. W weekend byla lekka odwilz, wiec postanawiam otworzyc sezon 2014 na Tajemnej. Wedki nie mialem w rekach od listopada I niestety dlugi wedkarski post daje sie brutalnie we znaki. Ponizej mostu mam 2 ciemne stalki na muche ale obie strasznie partole. Jedna sie spina, druga rozgina hak. Pod koniec dnia 24calowy kelt browna lituje sie nademna I ladnie wali w Cwikoweczke. Na razie ryb jest malo I same zasiedziale. Jescze kilka tygodni I sie zacznie.

post-47291-0-12211700-1394681107_thumb.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam po zimowej przerwie.

To widać inni mają więcej szczęścia. Ja sezon zacząłem ok. 2 tygodni temu. Wyjazd nad rzekę i rzeki nie ma. Całkowicie zamarznięta, kropli wody nie widać. Biały puch pokrył wszystko.Załamany wróciłem do domu. Poczekałem troszkę i we wtorek powtórnie zaryzykowałem. Górny odcinek Root River w głównym nurcie wolny od lodu. Stan jednak bardzo niski, woda przeźroczysta. Pochodziłem troszkę, popróbowałem muszki i na tym się skończyło. Dolny odcinek rzeki (  przy przepławce ) nadal całkowicie zamarznięty i nie ma szansy na wejście nowych ryb. Szybka decyzja i po kilkunastu minutach jestem nad Oak Creek. Rzut oka na wodę i znowu rozczarowanie.Rzeką płynie woda pośniegowa, stan mocno podwyższony. Dla zasady wychodzę z samochodu, wykonuje 2 rzuty ( słownie dwa ) rzuty. Woda tak brudna, że różowa muchę widać tylko jak ląduje w wodzie, bo gdy zatapia się, ginie w odmętach mieszanki wody i mułu. Widzę jeszcze jednego wędkarza walczącego w tych warunkach i rezygnuję. Poczekam na porządne ocieplenie i zejście lodów oraz wysokiej wody. Wtedy mam nadzieję, że połowie ryby.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 tygodnie później...

Ten sezon rozpoczął się późno. W poprzedni poniedziałek udałem się nad Oak Creek. Poziom wody wzorcowy, przeźroczystość także, lecz ryby nie zobaczyłem. Spotkałem z 10 wędkarzy i nikt także nic nie widział. Długo nie wytrzymałem. W piątek pomimo wysokiej i mętnej wody melduje się nad Root River. Wędkowanie w tych warunkach związane z ryzykiem, gdyż nurt wody nie pozwala bezpiecznie wędkować. Ale co to dla mnie. Nie załamuje się i puszczam muchy w największe dziury. Za kolejnym rzutem pomarańczowym puchowcem mam pierwsze branie w tym roku.Podcięcie i siedzi. I w tym momencie dzieje się rzecz niesłychana. Pstrąg z prędkością torpedy ucieka w dól a nurt potęguje do kwadratu jego siłę.Ledwo się spostrzegłem jak nie ma linki, za chwile i podkład się kończy. Dociskam hamulec i jak zwykle to bywa przy dużej rybie- pech. Z kołowrotka spada szpula ( chyba zatrzaski puściły z tych obrotów ) i wpada do wody. Ja ledwo trzymając się na nogach w tej kipieli łapie szpulę, a ryby już nie ma. Oceniam ja tak na ok. 80 cm Mało się z tych nerwów nie kąpie, gdyż chwilowo tracę równowagę. Do końca dnia nic nie mam na kiju i żaden ze spotkanych przeze mnie wędkarzy także nic nie ma. Wracam do domu niepocieszony. Codziennie obserwuje w internecie poziom wody i czekam aż opadnie. Następny wyjazd planuję na dzisiaj. W między czasie czytam fora wędkarskie a tam  wędkarze chwalą się złowionymi steelheadami. Raniutko melduję się nad rzeka. Pomimo wczorajszego deszczu poziom wody spadł. Staje na przeciw wędkarza łowiącego na spławik. Nie mija 10 minut jak wyjmuje on pięknego samczyka pstrąga. Po kolejnych kilkunastu minutach wędkarz ten ma znowu rybę. Co się dzieje.Ja ciągle nic. Nie wytrzymuje nerwowo i schodzę ze 100 metrów w dół rzeki. Staje na środku po pas w  wierzcie mi nadal bardzo zimnej wodzie i zmieniam muszki po kolei. Ryby nie reagują. Już po dobrych 2 godzinach, gdy zmieniłem prawie cały arsenał much, wpadam na pomysł założenia żółtego cukiereczka ( tak określam te muszki ). Może 2-3 rzutu i czuję opór.Podcięcie i tak upragniony ciężar na końcu linki. Ponieważ stoję dość głęboko,a prąd do małych jednak nie należał, pstrąg także niczego sobie, walka nie jest taka prosta. Jednak to nie była " torpeda" z poniedziałku i po kilku minutach mam go przy sobie. Oceniam go na ok.70 cm. Nie chce się jednak poddać i w nurcie jak diabeł święconej wody unika mojego podbieraka. Daję rade i mam moje pierwsze w tym roku sreberko. Cudowna samiczka, tak upragniona. Proszę przygodnego wędkarza o zdjęcie, mierzę ( jednak 72  cm) i mam nadzieje na następne steelheady. Do końca dnia miałem jeszcze jedno branie, lecz po kilku sekundach ryba zeszła. Większość wędkarzy jakich spotkałem łowiła na spławik, ale tylko nieliczni mogli pochwalić się rybami.

Poniżej zdjęcie mojej pierwszej samiczki steelheada w tym roku. Oby był to zwiastun udanych dalszych połowów.

1dsk.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rozpoczynamy nowy tydzień.

O 7.30 jestem nad moją rzeczka. Pogoda według prognoz ma być wyśmienita. Zachmurzenie i cieplutko. Podjeżdżam, a stoi już 7 samochodów. Wędkarzy " tłum". Czyżby w poniedziałki tutaj nikt nie pracował. Na tą rzeczkę, to katastrofa. Co robić. Montuje sprzęt i od razu na nad mój tajemny dołek. A tu znowu niespodzianka. Spławikowiec go okupuje. Na moje szczęście nic z niego nie wyjął. Nie ma rady,dzisiaj nie będzie wędkowania w samotności. Udaje się w górę rzeki nad rozległy dół. Próbuje po kolei muchy. Wreszcie na pomarańczowego puchowca jest uderzenie. Czuje, że ładny. Nie da się podnieść i pięknie muruje. Nie widzę go, bo piana zasłania częściowo wodę. I raptem luz. Ryba zeszła. Po ok. 20 minutach po zejściu troszkę w dół mam zaczep .Biorę linkę do ręki, aby zerwać zestaw i czuję w tej chwili uderzenie.To pstrąg uderzył w druga muchę, gdy pierwsza była zaczepiona. Zanim wziąłem muchówkę do ręki, upragnionego pstrąga już nie było. Co za pech mam dzisiaj. Idę znowu w dół  w największy przelew. Puszczam przynętę i siedzi. Raptowny odjazd i już nie ma. 3 do zera. Niedobry dzisiaj dzień. Na tym samym odcinku po kilku minutach branie. Przytrzymuje i pstrąg odjeżdża dobre 20 metrów. Nie mam wyjścia ,blokuje kołowrotek i widzę w oddali plusk pstrąga, a na kiju całkowity luz. Mało mnie  coś tam nie trafi. Zwijam luźną linkę i tutaj zdarza się cud.  To pstrąg zawrócił i poszedł pod prąd, a ja to odczułem jako zejście ryby. Szybciutko zwijam luz i dalej walczę ze steelheadem. teraz jest już mój. Widzę puchowca w pysku i jestem spokojniejszy. jeszcze kilka odjazdów, chwilka mocowania, zdjęcie w czasie holu

gwo9.jpg

i ryba ląduje w podbieraku. Samiczka, prawie już wytarta, chociaż jeszcze puściła kilka ziarenek ikry. Szybkie zdjęcie ( przydają się czasem inni wędkarze ), mierzenie - cudowne 77 cm i już jestem szczęśliwy.

h1bm.jpg

Oby tak dalej. Człowiek jest jednak zachłanna istota. Wracam się do góry. Zakładam pomarańczowy cukierek i czarna pijawkę. Pierwszy rzut w obszernym dole i branie. Od razu pstrąg wyskakuje. samczyk, tak ok.75 cm. odjazdy i w sumie 6 przecudnych wyskoków. Bawię się z nim, robię zdjęcia holu ( nic z tego nie wyszło ) i pstrąg na koniec schodzi mi wlewem w dół. Musze, aby go spokojnie wylądować zejść z 15 metrów. Wziął na pomarańczowego cukierka. Wizualnie większy od samiczki, ale także 77 cm. Znowu zdjęcie i do wody. 

hpqi.jpg

Tak pomyślałem, że trzeci by się przydał. I rzeczywiście miałem jeszcze dwa pstrągi, lecz zeszły. Jedna nawet piękna samiczka, taka z 80 cm, grubiutka, ale nie dałem jej rady. W sumie 7 ryb na kiju, dwie wyjęte. Dzień bardzo udany. Po cichu planuję następne połowy w czwartek lub piątek. Ale cicho, bo żonka może coś przeczuć i z ryb nici.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam brać wędkarską. Po udanym połowie w poniedziałek przekonałem moja kochana żonkę oraz ukochana teściowa, że dzisiaj jestem całkowicie zbędny w domu i będę tylko przeszkadzał. Usłyszawszy to już jedz na ryby osiągnąłem swój  ukryty cel. Jadę na ryby. Pogoda ma być dobra, woda nadal podwyższona. Ok. 7.30 jestem nad Root River. Wędkarzy tylko kilku, jakby ryb miało nie być. Uciąg rzeki nadal szybki i trzeba znaleźć dobre miejsce, aby bezpiecznie łapać. Staję na kamieniu, kilka metrów od brzegu. Na początek żółty cukierek i pomarańczowy puchowiec. Dokładnie za 3 rzutem branie. Ryba nie czekając ani chwili wpływa w główny nurt i staje  spłynąwszy kilkanaście metrów. Daje mi chwile wytchnienia, Schodzę z kamienia i powolutku schodzę w dół za moim " potworem". Oczywiście w tych warunkach ryzykuję cały czas upadkiem. Przechodząc nad kłoda potykam się i tylko gałąź ratuje mi życie. Pstrąg nie daje za wygraną. Pływa w nurcie w lewo i prawo. Widzę, że to nie przelewki. Warunki ciężkie a ryba niczego sobie. Znowu, ale tym razem przy brzegu schodzę z ryba kilka metrów i nurt wynosi ją pod brzeg. Na to czekałem. redukuje długość linki i po chwili przetrzymania jest moja. Piękny samczyk. największy w ty roku. Równiutkie 80 cm. Sama radość.

7gf5.jpg

Wracam w swoje miejsce i łapie dalej. Aby nie zanudzać po kolei tracę 4 ryby. Za każdym razem po podcięciu uciekały w główny nurt i przy tym prądzie jakakolwiek próba przytrzymania kończyła się niepowodzeniem. Zejście za ryba w dół już za pierwszym razem mogło się skończyć kąpielą, więc nie ryzykowałem. Ok. godz. 10 znowu na żółtego cukiereczka potężne uderzenie. Tym razek jednak pstrąg nie wszedł w nurt, tylko trzyma się głębokiego dołu. Nauczony doświadczeniem próbuję go tam zmęczyć. Widzę, że to jeszcze większy"'potwór". Mucha w nożyczkach, więc jestem spokojniejszy. Steelhead muruje cały czas przy dnie, kij wygięty do granic wytrzymałości. Co chwile chce jednak wejść w nurt, ja na to nie pozwalam. W pewnej chwili daje się podciągnąć pod nogi i wyskakuje przede mną. Następnie długi odjazd, ale wzdłuż brzegu. Musze go wyjąć, jak już tyle walczę. Ryba robi kółko wokół mnie i jakby straciła siły. Jeszcze kilka minutek już tylko jazdy na krótkiej lince i ląduje ja w podbieraku. Samiczka, srebrna jak w książkach. W ferworze walki nie zauważyłem, że byłem cały czas obserwowany przez pracownika DNR ( Departament Ochrony Przyrody ) stanu Wisconsin. Dla tych co nie wiedza, nad tutejszymi rzekami chodzą codziennie pracownicy DNR i obserwują co wędkarze łowią Ich obserwacje można potem znaleźć na stronach internetowych. Jest to nieocenione źródło wiedzy wędkarskiej. i prawdziwa informacja o połowach ryb przez wędkarzy.   Urzędnik oczywiście za moja zgoda zmierzył i zważył rybę, zanotował coś w swoim notesie, popytał o wyniki i przynęty i poszedł dalej. A moja cudowna rybka stała się rekordem tego roku, bo mierzyła 88 cm i ważyła 14 funtów  ( 6,35 kg ).

y02f.jpg

Szczęśliwy dzień.  Moja rybka będzie matka przyszłych pokoleń pstrągów, oby tak samo dużych jak ich mamusia.

Łapie dalej. po kilku minutach mam następnego steelheada, lecz znowu się spina. Zapomniałem wspomnieć, że dzisiejszego dnia straciłem w sumie 17 much. Nie dało ich rady odczepiać, gdyż wejście w głębsza wodę groziło kąpielą. Już miałem wracać do domu, gdy mam ostatnie branie. Pominę opis walki, bo znowu skoki i murowanie. Tym razem ląduje następnego samczyka. To niestety tylko "maluch" jak na dzisiejszy dzień. Az" wstyd" pisać 70 cm.

ej89.jpg

W sumie dzień bardzo udany. Kupa brań i 3 ryby. Wszystkie piękne. Po powrocie do domu następna pozytywna niespodzianka. Z Polski przyszła następna partia much od Pana Janusza. Będzie na co łowić. Od jutra u nas deszcze i kiedy następny wyjazd na ryby nie wiadomo

 

 

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dobrze, że ktoś chociaż czyta moje " wypociny". W takim razie będę kontynuował. Przez dwa dni miało padać, lecz jak to czasem bywa z dużej chmury mały deszcz. Udało się przekonać rodzinkę, że w weekend będę w domu, ale w piątek to może tak znowu na rybki. Po akceptacji mojej piękniejszej połowy, o 4  rano sprawdzam prognozę pogody, stan wody na rzece i ruszam. Nad rzeka jestem o 6.30. Szybko na środowe stanowisku i do boju. Zakładam ostatniego żółtego cukierka i pomarańczowego puchowca. Może mija z 5 minut jak jest branie. Po podcięciu pstrąg wysunął z 10 metrów linki i tyle go widziałem. Przez następne trzy godziny w tym miejscu ani brania. Pragnienie złapania pstrąga okupiłem stratą następnych 15 much. Myślę sobie, ja zbankrutuje w tym miejscy i opuszczam tak szczęśliwy w środę dołek. Schodzę machając kijem ok. 100 metrów i staje w miejscu, gdzie już kiedyś miałem steealhady. Na lince pomarańczowy cukierek i pijaweczka. Za kolejnym puszczeniem przytrzymanie. Podcięcie i jest. Ale jakiś dziwny ten pstrąg. Chwila mija i wszystko jasne. To "wróg nr 1" tutejszych muszkarzy pojawił się w rzece -  sucker. A ponieważ to pierwszy tego roku robię mu fotkę.

jlyq.jpg

Jak już w rzece są suckery, to jak znam życie co kilka przepuszczeń muchą będą się podwieszały. Po chwili jest następny i następny. Cholera człowieka bierze, ale znalazłem sobie miejsce. Trzeba iść dalej. Jednak po kilku rzutach uderzenie w muchę prawie tak silne jak atak szczupaka  w woblera. Ryba wywraca się i w mętnej wodzie wygląda jak olbrzymi sucker. Ucieka jednak pod prąd, trzęsie łbem i wiem, że to pstrąg. Kij wygięty do granic wytrzymałości, zaczynają się kolejne odjazdy. Woda jednak już nie tak wysoka i panuje nad nim. Chcę zrobić mu fotkę, ale to nie sucker i chwili nawet nie ustoi. Podbieram i jest w siatce.  Stojący obok wędkarz robi mi zdjęcie. Samczyk 78 cm. 

x8i2.jpg

No, nie jest źle. Może drugi do parki stoi w tym samym dołku. Po chwili dzwoni mój przyjaciel z Polski,właściciel sklepu wędkarskiego w moim rodzinnym mieście. Tak sobie gaworzymy, zdaję relacje z połowu, a mucha " miesza " wodę. I tak zdekoncentrowany mam branie. Uderzenie, szybki odjazd pod prąd i tyle go widziałem..

Zostaję jeszcze z godzinkę, wyjmuje kilka brzan, ale pstrąga nie miałem. Gdzie się pochowała reszta ryb nie wiem, bo różnica w braniach w czasie dwóch dni ogromna. Ale bez takich niespodzianek wędkarstwo było by nudne. Jak mówi stare polskie przysłowie teraz " aby do poniedziałku "

  • Like 7
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam.

Kolejny wyjazd jak obiecałem w poniedziałek. Woda już dość niska, lekko zamącona. Wędkarzy tylko kilku na całej rzece. Koledzy byli w sobotę, to rzekę okupowały tłumy. Zaczynam od zeszłotygodniowego dołka. Kilka strat much i schodzę w dół. Następne ' pewne " miejsce. Znowu nic. Kolejne dołki okazują się puste. Sobotnio - niedzielni wędkarze chyba wszystko wyłowili. Dochodzę do długiego, głębokiego dołu. Kilka rzutów i widzę spław pstragą. Jednak są w tym miejscu. Zmieniam kolejno muchy. Na pomarańczowego cukiereczka jest uderzenie na wlewie do dołka. Od razu wyskok i widzę srebrna samiczkę.Trzymam ja w dole, aby nie zeszła niżej, gdyż tam dość szybki mały wodospad. Ko kilku odjazdach ląduje ja w podbieraku. Zdjęcie, mierzenie 68 cm i dalej do wody. 

yj41.jpg

Dalej stoję przy tym dołku. Po kilkunastu minutach znowu uderzenie. Tym razem na czarną pijawkę z ikra z przodu.To polski wymiar 46 cm.

irgt.jpg

Na tym pozytywne wyniki się kończą. Odwiedzam kilka znanych miejsc i nic. Stan wody nie pozwala na wejście nowych ryb do rzeki i jak nie spadnie obfity deszcz, to może to już być końcówka sezonu. Poczekamy, zobaczymy. A uwagi zdołowanego " strażnika moralności " pominę milczeniem.  

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To I ja sie trochie pochwale. Niestety nie mam takich wynikow jak Marek bo naleze do tych pechowych weekendowych wedkarzy, na dodatek takich co bardzo nie lubia wczesnie rano wstawac nawet na ryby. W sobote po poludniu melduje sie na ruciance. Woda perfect, orze dolek pod zapora ale zero. Potem uderzem na lesny odcinek w parku ale tam tez nic. Co bardziej mnie niepokoji to ze nie ma nawet oznak ryb, zadnych splawow czy smug pod powieszchnia. Sa za to bardzo liczne slady na brzegu, jak zakrzepla krew I ziarna ikry, widac ze zniwa w pelni. W koncu w plani pod mostkiem wyciagam dwa suckery. Zmieniam wedke na pstragowa 5teczke ale jak na zlosc suckery gdzies wymiotlo. Wracam do domu ale dla zasady zagladam jescze a pike river. Rzeka niska I bardzo czysta, tutaj licze raczej tylko na suckery wiec biore tylko 5tke, to niestety pomylka. Zaraz przed mostkiem stoi kilka stalek,gdy jedna sie spina reszta sie ploszy. Po chwili wracaja na swoje miejsca, zmieniam muchy I w koncu jedna dobrze siada I zaczyna sie jazda, mlyny, skoki I potem expres z pradem a watla piateczka az trzeszczy. Stalka wpada na mielizne I tam ja lapie za ogon. Na zdieciu nie widac ale na glowie miala piekne, grube jak groch kropy prawie jak kamczackie mykize. Wracam w to samo miejsce ale ryby gdzies wywialo. Na drugi dzien uderzam na wschod na tajemna. Tam juz troche wiecej ryby ale na brzegu tez widac slady "zniw" I ryby sa super plochliwe I nawet nie daja sie podejsc I na nic nie reaguja. Dopiero daleko w lesie , a raczej w dzungli na zakrecie siada mi "samczyk" taki na plus 35cali lub cos nawet wiecej I gruby jak pien drzewa. Oczywiscie nawet nie dal mi szansy, mialem go na kiju moze 20 sek ale rownie dobrze moglbym probowac zatrzymac rozpedzony samochod na dodatek robiacy salta w powietrzu. Wedka znowu trzeszczala tylko ze tym razem byla 8semka. Pod wieczor mam jescze jedna rybe na wobbler ale tez sie spina. Jak popada to moze przyszly weekend bedzie cdn.

post-47291-0-11824100-1397014159_thumb.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 A uwagi zdołowanego " strażnika moralności " pominę milczeniem.  

 

Mysle Marku ze ja moglbym znalesc wiecej okreslen do twojej osoby ale zostaje przy MarekM...... 

Co do straznika to znam historie pewnego straznika porzadku publicznego ktory zlowil 15kg szczupaka...ale o tym moze innym razem.

Moralnosc...dla Ciebie zapewne cos egzotycznego.

Zegnam, Bez odbioru.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak zwykle spozniona relacja z zeszlej soboty. Pierwszy raz od ponad 3 lat wreszcie zdazyla sie okazja ze Milwaukee river nadawala sie do lowienia na wiosne. W poprzednich latach byly zawsze mokre wiosny I woda tam po prostu byla zbyt rwaca zeby ryzykowac brodzenie. W sobote prad byl nadal silny ale na tyle ze jakoz dalo sie wejsc do rzeki. Uderzam oczywiscie na kletch park I najoma wysepke I ku mojej radosci jest tylko 1 wedkarz. Potem jeszcze kilku doszlo ale po polodniu zaczelo troche padac I nad woda opustoszalo. Za to tlok byl pod woda, steelheadow bylo tyle jak jesnienia lososi, szok!!!. Juz w pierszych 5 min zapinam, hamulec gwizdze a linka znika z kolowrotka a ja robie sprint w dol rzeki przez rwaca wode, stalka robi salta, raj!!! Tego dnia udalo mi sie wyjac 5 stalek, za to na kiju mialem na pewno ponad 20+, dokladnie nie wiem bo chyba po 13stej czy 14stej stracilem rachube. Rano najlepiej mi robila nimfa redtag, potem kolo polodnia brania na chwile ustaly a ryby olewaly rowno wszytko. Potem wieczorem zaczela wymiatac imitacja ikry, pojedyncze jajo na malym haku. I to wymiatalo na tyle ze jak udalo mi sie podejsc stalke I jej nie sploszyc to “siadala” maksymalnie w 3 rzucie. Potem nastepowal sajgon. Najwiekszego ktorego udalo mi sie wyjac zapialem w polowie wysepki na kletchu a wyciagnalem dopiero 100m od Bender rd, czyli przeciagna mnie na spacerek kilkaset metrow w dol rzeki. Z tych stalek ktore udalo mi sie wyjac byly te mniejsze I sredniaki. Te wieksze srednie I te duze byly z gatunku “parowozik” I nawet nie daly mi szans, nawet nie ziplem. Na pewno czesciowo pomogl im rwacy prad, ale kilka z tych parwozikow I z niego nic sobie nie robily bo zamiast w dol rzeki poszly w dluga pod prad!!! Nic sobie nie robiac z rwacej wody I prawie w kolo wygietej mojej mochowki 8miki jak I przyponu 0.30 I 1x tippeta. W jedna sek ryba odjezdzala pod drugi brzeg a potem w nastepne 3 byla juz pod wodospadem. 3-4 sek I juz nie mialem sznura na kolowrotku. Ile mogly miec, nie wiem… I moze nie chce wiedziec zeby sie nie nabawic trwalego urazu psychicznego! Stalek juz troche w zyciu wyciagnolem ale nigdy nie pamietam zebym na kiju mial kiedykolwiek takie silne ryby jak wtedy. Cholera moze jakis sterydow do michiganu wlali albo w wylegarni wychodowali jakies mutanty!!! Juz wieczorem ok 1.5 godz przed koncem lowienia odkrywam tez nastepna przyczyne moich porazek, pod nogami spina mi sie znowu nasta stalka mimo iz ta byla jescze z gatunku tych do wyjecia. Ogladam dokladnie muche, hak niby ok, z grubego drutu ale niestety sam koniuszek grotu zagiety!!! Cholerne Laser Pointy!!! Tak to jest jak czlek chce kilka dolcow zaoszczedzic a potem jest placz I zgrzytanie zebow. Ostrze hak o kamien I dalej walcze bo zra tylko na to pojedyncze jajo. Do konca dnia na kiju mam jescze kilka ryb z tego jeden “parowozik” I przed samym koncem lowienia wyjmuje jeszcze jedna srebrna samiczke ktora jedyna zapraszam na obiad. Fotek mam tylko kilka bo kolo poludnia siadla mi bateria w aparacie. Koncze lowienie o 7:30 wieczorem I dopiero sie skaplem ze od 7 rano nic nie jadlem I nie pilem, palce lewej reki mam poobijane od korbki kolowrotka a prawa nogawka spodniobutow zmienila sie w buklak na wode. No coz jak ryby biora to kazdy moze przeoczyc takie “szczegoly”. Cala niedziele leze w lozku obolaly I czuje sie jakbym wrocil z jakiejs bitwy. Cholerne te stalki, diabel nie ryba…

post-47291-0-92101700-1397705952_thumb.jpgpost-47291-0-86538900-1397706005_thumb.jpgpost-47291-0-85706000-1397706629_thumb.jpg

Edytowane przez Archie
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 7 miesięcy temu...

Ok, nie wiem co w tym sezonie jakos chlopaki nie lowia lub takie skromne sie zrobili I nie lubia sie chwalic wiec jak kontynuluje watek.  Tu kilka moich rybek z ciagu lososiowego tej jesieni.  Mimo dobrego poziomu wody w tym roku byl chyba najbiedniejszy ciag lososi jaki pamietem a juz troche mocze kija.  Przez dniowke wyciagam 4-5 lososi, ok 15 mam na kiju co jest naprawde nedznie jak na ciag chinooka.  2 weekendy ostatni raz lowilem w sobote ostatni dzien przed mrozami.  Wyciagam 3 chinooki, jednego coho I ladna trotke na 30 cali.  Pod sam koniec dnia zapinam grubego samca ktory jesczce jest w miare swierzy I w ciagu 10 sek wyciaga mi caly sznur I kilkadziesiat metrow linki a ja robie za nim sprint w dol rzeki.  Rybka powtarza manewr jeszcze 3 razy zanim wreszcie laduje ja na brzeg 300m nizej. Niestety na drugi dzien juz przyszly mrozy I juz trzymaja do tej pory.

post-47291-0-19409400-1416372166_thumb.jpg

post-47291-0-37638100-1416372198_thumb.jpg

post-47291-0-51827500-1416372231_thumb.jpg

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

Ładowanie
×
×
  • Dodaj nową pozycję...