Skocz do zawartości

LB HM Spinnerman


Rekomendowane odpowiedzi

Teoria woblera sandaczowego cd.

 

Kolejnym świetnym miejscem były płytkie piaszczyste blaty poniżej rafek i przelewów. Warunkiem odwiedzania ich przez sandacze było dno urozmaicone naniesionymi patykami i cząstkami organicznymi w których kryła się drobnica oraz bezpośrednie sąsiedztwo głębokiej przykosy z ostrym spadem lub rynny z silnym nurtem usłanej głazami dającymi rybom cienie prądowe i bezpieczne schronienie.  W takich miejscach na żer wychodziły najgrubsze basiory. Początkowo uparłem się na próby sprowadzenia woblera w rynnę w okolice dna  i sprowadzałem go wachlarzem, co bardzo często kończyło się zapłynięciem i zaklinowaniem przynęty pod kamieniem i  jej stratą.  Zmianę strategii podsunęły mi same sandacze, które pewnego przyjemnie ciepłego, listopadowego wieczora wyszły watahą na wspomniany płytki blat i zaczęły w najlepsze żerować kilkanaście metrów od moich śpiochów.  Złowiłem wtedy dwie ładne, ponad 70 cm ryby. „Tylko” dwie, gdyż urwałem za chwilę jedynego posiadanego wówczas  w pudełku płytko schodzącego minnowa a stado żerowało jeszcze dobre pół godziny. To był jeden z najlepszych wieczorów tej jesieni; rzeka na godzinę odkryła swoje skarby. Wracałem  w to miejsce później wielokrotnie ale tak intensywnego żerowania już nie widziałem. Łowiłem ryby albo małe, albo średnie albo nie łowiłem nic. Po pierwszych przymrozkach, z końcem listopada kiedy woda stała się dramatycznie niska jak na tą miejscówkę postanowiłem zmienić brzeg Wisły i znowu poszukać ryb na głębokich opaskach i w głównym nurcie. cdn.

 

Sandacz z płytkiego, piaszczystego blatu i garść 9 cm 10 gramowych pływających minnow-ów. Trzy rodzaje sterów na różne sytuacje ;)

post-52196-0-34651800-1421230042_thumb.jpg

post-52196-0-64525700-1421230054_thumb.jpg

Edytowane przez spinnerman
  • Like 5
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Teoria woblera sandaczowego cd.

 

 

30 listpada, po kilku mroźnych nocach,  poniżej 10 stopni C,  Wisłą poszedł szron. Pamiętam ten dzień doskonale, bo to ważne dla ryb i wędkarza zjawisko.  Dla ryb jest to sygnał zbliżającego się najtrudniejszego dla nich okresu. Okresu który najłatwiej przetrwać w silnej grupie. Dla wędkarza to sygnał zbliżających się jesiennych żniw ale także informacja których miejsc unikać aby niepotrzebnie nie niepokoić ryb którą są już w okresie ochronnym lub które nie są celem naszych spinningowych wypraw.  Płynące całą szerokością koryta kryształki lodu, ocierając się o siebie tworzą przeraźliwy dla ryb hałas spędzając je w wielkie stada migrujące w poszukiwaniu cichych, głębokich i bezpiecznych zimowisk. Spławiające się o świcie wielkie leszcze wyznaczają trasę wędrówki zbitym masom białorybu, który przemieszczając się na granicy głównego nurtu staje się obfitą stołówką dla największych drapieżników. Dla rzecznego spinningisty to czas magiczny. Czas kiedy Rzeka darzy największymi rybami ale też  uczy pokory ukazując wiele naszych słabości i niedoskonałości;  uświadamiając jak mało wciąż wiemy o  rzecznych środowiskach. Gwałtowna zmiana temperatury wody diametralnie zmienia sposób żerowania ryb które pomimo spowolnionego metabolizmu starają się wykorzystać wszelkie nadarzające się okazje, instynktownie „zaczepiając” pojawiające się w ich zasięgu ryby oraz przynęty doprowadzając do sytuacji niezrozumiałych dla  wędkarzy i często trudnych do racjonalnego wyjaśnienia.   Brania zwykle są bardzo subtelne, wręcz niemożliwe do zarejestrowania. Jedynie maksymalna koncentracja i jakiś tkwiący w nas głęboko instynkt łowcy pozwalają wyczuć tą „elektryczność” która powstaje gdy w rejonie naszej przynęty pojawia się drapieżnik. Przynęta często tkwi na zewnątrz pyska zaciętej ryby, w rejonie pokryw skrzelowych lub, że tak powiem podbródka. Na pewno nie są to ryby „najechane”  czy przypadkowo podpięte. Taki sposób, żerowania wynika ze spadku temperatury wody,  a co za tym idzie spowolnienia metabolizmu. Jak wiadomo ryby to organizmy zmiennocieplne i wraz ze spadkiem temperatury wody  spada temperatura ciała regulująca przemiany metaboliczne.  Na tej podstawie można wysnuć teorię, że sandacz mając w swoim bliskim otoczeniu, kaloryczną, łatwą do pochwycenia ofiarę – w naszym przypadku będzie to wolno przemieszczający się, duży wobler- jak najmniejszym kosztem energetycznym zamyka jej drogę ucieczki przyduszając do dna po czym pozostawia w swoim rewirze celem późniejszej konsumpcji. W przyrodzie znanych jest wiele przypadków podobnych zachowań,  pozwalających przetrwać zwierzętom krytyczne  okresy ich życia.  Kto wie, może podobnie jest w przypadku naszego bohatera? Teoryjkę tę uprawdopodobnia również fakt odżywiania się przez sandacze martwymi rybami…  ;) cdn.

 

Mroźny, poranny sandacz.

post-52196-0-93900500-1421315898_thumb.jpg

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Teoria woblera sandaczowego cd.

 

Tego dnia, późnym popołudniem dotarłem do miejsca w którym w ciągu ostatniego tygodnia złowiłem kilka ryb.  Miejscówka była książkowa choć niemożliwa do wypatrzenia.  Trudno powiedzieć czy taka była pierwotna konstrukcja opaski, czy były to stare, rozmyte główki przysypane świeżą opaską. Starsi warszawscy wędkarze na pewno znają historię tego odcinka jednak  nigdy nie spotkałem tam nikogo z kim można by było zamienić słowo,  choć miejscówki były solidnie wydeptane przez grunciarzy.  Jak zwykle 9 cm DR-em wykonuję rzut prostopadle do nurtu i po zanurzeniu  w okolice dna powoli sprowadzam go w kierunku brzegu. Tuż przy opasce kiedy czuję, że wobler zaczyna stukać sterem o kamienie podnoszę nieznacznie szczytówkę i średnim tempem sprowadzam go w swoim kierunku. W pewnym momencie czuję narastający opór, miękki zaczep jakby wobler wjeżdżał w kępę zielska. Lekkie szarpnięcie skutkuję potężnym nagięciem kija i odjazdem plecionki w kierunku nurtu. A więc ryba!  Duża ryba która stoi kilka metrów od brzegu i za nic nie daje podciągnąć się bliżej.  Po charakterystycznym pulsowaniu  stwierdzam, że ryba prawdopodobnie zapięta jest  za bok.  Po kilkunastu  minutach tej zabawy udaje się w końcu dociągnąć to coś pod opaskę. To sandacz, gruby 80-tak wpięty w okolicy płetwy grzbietowej.  Ryba dotychczas spokojna, w konfrontacji z moją dłonią robi szaleńczy kocioł po czym wobler wyskakuje z wody lądując bezpiecznie w mojej miękkiej czapce. Po chwili  dociera do mnie co by było gdyby wobler uderzył 10 cm niżej…  Już wiem, że dzisiaj nic nie złowię, chyba, że będzie to ryba podobnie zapięta za bok.  Pomimo  przerzucenia większości posiadanych w pudełkach woblerów nie byłem w stanie zaciąć żadnej ryby choć   po każdej zmianie przynęty,  następowało delikatne podbicie  jakby sandacze chciały się upewnić czy to w dalszym ciągu szwindel. Ta zabawa w motywowała do dłuższego pozostania nad wodą.  Dopiero po zapadnięciu całkowitych ciemności mój number ONE  czyli agresywnie lusterkująca seledynowa 9-tka zostaje  z impetem zgarnięta tuż pod nogami przez grubego sandała żerującego w spowolnieniu nurtu na końcu opaski.  Szybka fotka i ryba wraca do swego królestwa. W świetle małej latarki zauważam w płytkiej, mulistej zatoczce setki uklei które najprawdopodobniej zatrzymały się tu na noc w drodze na zimowisko.  Kiedy po trzech dniach wróciłem w to miejsce,  po uklejach nie było śladu. Sandacze też gdzieś wymiotło. Cdn.

 

Mój numer UNO ;)

post-52196-0-56834100-1421346068_thumb.jpg

post-52196-0-85766400-1421346082_thumb.jpg

post-52196-0-40238300-1421346116_thumb.jpg

  • Like 11
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Reklama powiadasz hehe o tym nie pomyślałem. Jakbym musiał reklamować swoje wobki robił bym to jesienią  a tak... Koń jaki jest każdy widzi ;)

Co do Bugu to dzieje się tam coś niedobrego, szczególnie na odcinku granicznym. Tak drastycznego spadku pogłowia drapieżnika nie widziałem w całym swoim życiu :( Woda powinna być poddana badaniom biochemicznym. Podejrzewam, że nasi wschodni sąsiedzi wypuszczają "coś" co zabija tą rzekę. Rozmawiałem z kilkoma wpływowymi osobami, jednak poza narzekaniami nikt nic konkretnego nie próbują robić. Ba, krąży nawet coraz powszechniej pogłoska, że ich ryby masowo uciekają do Zegrza i nie ma na to rady hehe

Edytowane przez spinnerman
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam i gratuluje zawziętości ,cierpliwości i umiejętności .Udowadniasz kolego ,że na Wiśle też można regularnie łowic sandacze, ( nie sandaczyki).

Wiedziałem, że je szybko namierzysz,w końcu kto od najmłodszych lat biegał nad Bugiem i odkrywał rzeczne tajemnice, powinienes napisac poradnik o czytaniu rzeki a nick na jerku zmienic na ,,RZECZNĄ ECHOSONDĘ'', (a może ty masz takie super polaroidy, nie wiem B) ). Nie gniewaj się ale na pierwszym miejscu stawiam  doświadczenie,które zdobyłes nad Bugiem, a na drugim dopiero twoje woblery. Oczywiście jest jeszcze wiele innych czynników ,które postawiłbym na trzeciej i czwartej pozycji.

Wiem ,że C.D.N. bo  to jeszcze nie wszystko co pokazałeś ;) .Życzę byś w przyszłym sezonie znowu spotkał sandacza z praskiej górki i żeby ponownie dał ci szansę.

Jednak sentyment do rodzimej rzeki Bug, która obdarzyła cię przepięknymi rybami nigdy nie wygaśnie dlatego jak będziesz do niej powracał to wstąp po mnie :) .

Pozdrawiam.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hehe rozbawiłeś mnie Arku tą "Rzeczną echosondą ". Sentyment pozostaje i napewno w czerwcu odwiedzę swoje rafy bo nie ma nic piękniejszego niż strzał grubego klenia czy pięknej rapy w ostrym nurcie dzikiej rzeki. Pozdrawiam.

ps. Pamiętasz te woblery? a miały być szczupakowe hehe.

Przypadek...

post-52196-0-98726500-1421398225_thumb.jpg

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Teoria woblera sandaczowego cd.

 

Jaki więc powinien być dobry wobler sandaczowy i czy w ogóle takowy istnieje?  Czy z setek, a może tysięcy modeli da się wyłuskać tych kilka przynęt które z cała odpowiedzialnością można nazwać jako sandaczowe? Jestem przekonany, że tak. Pierwsza podstawowa cecha dobrego rzecznego woblera i to nie tylko sandaczowego ale każdego innego którego głównym zadaniem jest oddziaływanie na linię boczną drapieżnika, jest stała, wyraźna praca nie zanikająca na całej drodze przebytej przez przynętę. O ile w jeziorze nie jest to problemem o tyle zróżnicowany nurt rzeczny znacząco wpływa na pracę woblera a co za tym idzie na jego faktyczną łowność.  Wytwarzana przez wobler fala hydroakustyczna jest  skutecznie zakłócana i rozpraszana przez nurt rzeczny dlatego też tak ważne jest aby wytwarzał ją stale i niezmiennie zarówno w ostrym uciągu, jak też w „zamyłkach” za kamieniami czy innymi dennymi przeszkodami  w których czają się ryby a także we wszelkich innych spowolnieniach  nurtu wynikających z charakteru rzeki i rzeźby dna. Wobler którego praca gaśnie w takich miejscach jest przez ryby ignorowany lub w ogóle niezauważany  szczególnie w miejscach głębokich i z mocnym uciągiem gdzie o skutecznym ataku decydują ułamki sekund. Dlatego tak ważne  jest odpowiednie dobranie steru głębokości, jego kształtu, rodzaju, oraz kąta nacięcia.  Poza tym niezwykle istotne  jest odpowiednie dobranie obciążenia  aby wobler był w stanie osiągać pożądane, często dalekie dystanse a zarazem  nie tracił na swojej dynamice.

Akcja woblera sandaczowego. Biorąc pod uwagę dwa gatunki ryb najchętniej zjadanych przez naszego myśliwego czyli ukleję i kiełbia, osobiście obstaję za woblerami smukłymi i w swej pracy upodabniającymi się do tych dwóch gatunków. Najwięcej sandaczy złowiłem na woblery w granicach 8-10 cm długości i bardzo „ gęstej” akcji, o dużej częstotliwości drgań przy bardzo małej amplitudzie wychyleń zarówno bocznych jak i ogonowych. Takie woblery świetnie imitują ukleję i są skuteczne szczególnie o świcie i w nocy. Wobler imitujący kiełbia również ma bryłę smukłą jednak jest nieco bardziej korpulentny  a to z racji większego balastu i specyfiki pracy,  która jest o nieco większej amplitudzie wychyleń ogonowych lecz ciągle z naciskiem na wychylenia boczne całego woblera tzw. lusterkowanie.  Taka praca umożliwia bardzo szybkie sprowadzenia woblera na żądaną głębokość zaś smukła bryła czyni go niewrażliwym na boczne oddziaływanie nurtu i umożliwia prawidłową prezentację w domniemanych stanowiskach ryb. Tego typu woblery skuteczne są przez cały rok na większość rzecznych, prądolubnych drapieżników.

Kolory. Klasyka, klasyka i jeszcze raz klasyka. Czyli imitacje pokarmu sandacza. A więc czarno-srebrne uklejki, imitacje kiełbia oraz często bardzo skuteczna imitacja okonka. Jedynym odstępstwem od tej zasady jest kolor seledynowy. Ale w moim mniemaniu to także klasyka ;)

Reasumując.  Wybierając się na  sandacze lepiej mieć w pudełku jeden model woblera w trzech wersjach tj. płytko schodzący minnow, DR i SDR, którymi skutecznie obłowimy większość rzecznych stanowisk tej ryby, niż kilka pudeł kolorowych świecidełek,  na testowanie których szkoda i tak krótkiej, jesiennej dniówki. Skuteczne łowienie sandaczy to nie żadne czary i przynęty o nadprzyrodzonych właściwościach. To nie obładowanie zbędnym sprzętem, echosondami i Łodziami z warczącymi silnikami.  Łowienie sandaczy to przede wszystkim wsłuchanie się w rytm wody i jej mieszkańców. To chwile zadumy i przemyśleń nad jesienno-zimową rzeką. Rzeką która nie rozpieszcza ilością brań,  choć jak w żadnym innym okresie potrafi sowicie wynagrodzić  nasz upór i  to, że pozostaliśmy  jej wierni do końca , takim sandaczem .        Czego i Wam życzę.

                                                                                                           

                                                                                                                  @Spinnerman

post-52196-0-03357800-1421523193_thumb.jpg

post-52196-0-10221100-1421523217_thumb.jpg

Edytowane przez spinnerman
  • Like 12
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Seledyn daje radę nawet w łowieniu okoni na wodach stojących.. i to przy przezroczystości 3-4  m. Nie zawsze, ale bywa killerem i tylko ryby wiedzą dlaczego tak jest.  :)

 

Gratuluję smoka.

Edytowane przez Iras1975
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W podsumowaniu napisałeś o dwóch kryteriach, które dla mnie są podstawą przy robieniu woblera- lotności konstrukcji i zachowaniu jej dynamiki, to nawet nie dwa czynniki ale bardziej stała relacja, na którą trzeba mieć każdorazowo wzgląd. Kiedy zdarzy mi się chlapnąć komuś o tym przy okazji to odpowiedź zwykle brzmi "co, tylko tyle?", ale to nie jest tak hop siup bo nie wystarczy zrobić rakiety co będzie się podczas prowadzenia bujać jak żelbetonowy kloc, trzeba się trochę bardziej postarać. Jedna rzecz to fakt, że wobler ma być lotny a materiał zapewniać dynamiczną pracę a dodałbym jeszcze odpowiednio dobrany zestaw tj. porządny kij do dalekich rzutów i dobrze dobraną (i nawiniętą) plecionkę. To wszystko robi przynętę w klasie rzutowej "pierdo..nie-zabije", która łowi porządne ryby.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dokładnie Piotruniu. Kumasz o co chodzi, bo już "trochę" w temacie siedzisz hehe Niuansów, szczególnie przy syntetykach jest w pytę i jak sam nie przerobisz to niczego się nie dowiesz ;) To, że wobler daleko leci i rusza ogonem nie świadczy jeszcze, że będzie łowił ryby... :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

Ładowanie
×
×
  • Dodaj nową pozycję...