Skocz do zawartości
  • 0

Może porozmawiamy o technikach połowu ryb ?


skippi66

Pytanie

Szanowni Koledzy, może porozmawiamy o technikach połowu ryb drapieżnych ( i nie tylko ) zamiast bez przerwy rozstrząsać mało istotne i prawie nieistniejące różnice pomiędzy super drogimi i topowymi kołowrotkami dwóch japońskich gigantów? Wydaje mi się że o wiele istotniejsza od młynka jest odpowiednia wędka/blank, żyłka, przynęta, sposób jej podania i prowadzenie, miejsce, pogoda itd. Rybie to naprawdę wisi czy łowca kręci Stellą czy Morethanem. Że o Prexerze i Rexie nie wspomnę :)

Edytowane przez skippi66
  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rekomendowane odpowiedzi

  • 0

Traktowanie jako niepodwazalnego fundamentu, zasady ze lowimy na przynete, ktora naszym zdaniem przypomina aktualny pokarm celu naszej wyprawy jest bledem. To taki komentarz subiektywny.

Wiele znam sytuacji, w ktorych jest to niewykonalne.

 

Sieczka, rojka, tarlo uklei...a co z peletem ? :)

 

Podczas prob lowienia sumow, pstragow czy sandaczy wielokrotnie wykorzystywalem odruch agresji tychze ryb. Nie tylko ich apetyt.

 

Potwierdzam, tyle, że to wydaje się dość oczywiste. Bo  jak inaczej wytłumaczyć choćby skuteczność obrotówki przy połowach szczupaka czy okonia (choć ten mi ostatnio nie wchodzi).

Z moich obserwacji także wynika, że jak nad wodą robi się leniwie i drapieżnik nie żeruje, wówczas jak to mawia mój Kolega - "nie chcą gryźć normalnie to trzeba je wku....ić" . Wtedy na ogół przechodzę na obrotówkę Vibraxa Blue Foxa (tę z dzwonkiem w korpusie) i prowadzę ją zdecydowanie w szybkim tempie. Jak wczesniej pisałem, nie bardzo lubie takie łowienie, no ale.....bywa skuteczne.

Niekiedy, w takich  leniwych okolicznościach, staram sie woblerem zejść głębiej i "opukiwać dno",  także dość zdecydowanie, tyle, że wielkich sukcesów mi to nie przyniosło, za to strata wobka za 30-40 zł. niemal gwarantowana.

Robert.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Traktowanie jako niepodwazalnego fundamentu, zasady ze lowimy na przynete, ktora naszym zdaniem przypomina aktualny pokarm celu naszej wyprawy jest bledem. To taki komentarz subiektywny.

Wiele znam sytuacji, w ktorych jest to niewykonalne.

 

Sieczka, rojka, tarlo uklei...a co z peletem ? :)

 

Podczas prob lowienia sumow, pstragow czy sandaczy wielokrotnie wykorzystywalem odruch agresji tychze ryb. Nie tylko ich apetyt.

Robię dokładnie tak samo, zmiana przynęty na jakąś w oczojebnym :) kolorze, lub o agresywnej pracy częst przynosi efekty

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Kurde balans! Miało być o technikach a wyszło jak zwykle, czyli o przynętach. A więc:

 

Wczoraj wygrzebałem Pudło. Wystawało z ciemnego kąta, zza kamionkowej beczułki po kiszonych ogórkach, starych butów narciarskich jeszcze z Pewexu i żelazka z urwanym sznurem z napisem: zdełano w CCCP. Pudło jest drewniane. Wieko ma misternie wypalone w góralskie wzory, na boku jakiś pijany juhas ładuje bacę ciupaską w czerep, czemu przygląda się czarnowłosa piękność w zadartej kiecce. Typowa podhalańska, bukoliczna rozrywka znaczy. Więc stawiam Pudło ostrożnie na stole, odpinam złotą zapinkę na zardzewiałym gózdku, zaglądam do środka i ... Łomatkobosko! Pierwszy raz w życiu poczułem że Pan na wysokościach jednak kocha dzieci swe wędkujące. W Pudle były wszystkie moje starodawne blachy i blaszki z początków kariery spinningowej. Tylko żelastwo, gum bowiem wtedy raczej jeszcze w kraju nad Wisłą pod komuszymi rządami nie znano, zaś wobler był rarytasem. Przynajmniej dla mnie. Zatem: Algi, Morsy i Gnomy, pordzewiałe, bez kotwic ale zawsze łowne, jakieś boleniowe ołowianki z misterną kratką odciśniętą na bokach, jakieś miedziano – mosiężne karlinkopodobne twory, pogiete jakby się po nich czołg przejechał oraz cała masa obrotówek, których nazw już nie pomnę, jakieś Sumexy zdaje się i inne ustrojstwo. Skarb, po prostu skarb! Zaś wśród nich, jak prawdziwe perły tkwią stare łódzkie „ żydy „, czyli znakomite obrotówki wykonane fachową ręką Pana Andrzeja Frankenberga, w jego wielce zasłużonej dla rozwoju łódzkiego wędkarstwa manufakturze. Blachy z początku lat '80, może z połowy. Wśród nich dwie śwetne boleniówki: błystka w rozmiarze 3, z przeciążonym korpusem i wielce dziwnym skrzydełkiem. Wyciętym mianowicie w kształt rombu, z zaokraglonymi rogami na krótszej przekątnej i wyklepanym prawie w półokrąg. Ciężko toto startowało, samo z siebie za nic nie chciało się kręcić. Trza było ze dwa, trzy razy mocno szczytówką podszarpnąć a potem zacząć ściągać z maksymalną możliwą szybkością, ryzykując uraz stawu łokciowego i nadgarstka. Ale za to jak blacha poszła w ruch, robiła w wodzie taki harmider, że sonarowcy z ruskich łodzi podwodnych na Atlantyku z okrzykiem bólu zrywali słuchawki z uszu a kapitanom zimny pot perlił się na czołach. Wszak były to czasy zimnej wojny. Za to rapki zlatywały się z całej bliższej i dalszej okolicy, w tym z odcinków przyujściowych i waliły tak że aż gorzowskie „ Stilony „ pękały z trzaskiem.

Pan Andrzej to był zresztą pomysłowy gość. W czasach gdy jeszcze nikomu poza garstką fizyków pojęcie rezonans niewiele mówiło ( tym bardziej w wędkarstwie ) zaczął gdzieś na początku lat '90 zbroić pierwsze sprowadzane do Polski blanki St. Croix w drewniane, bodaj z wiśniowego drzewa wykonane rekojeści. Znakomicie przekazywały pracę przynęty, zwłaszcza opad. Współczesna rękojeść rezonansowa, poza ładnym wyglądem to tylko nędzna namiastka tych robionych przez Pana Andrzeja. Miałem kilka tych kijów w ręce ale nie dane mi było nimi łowić. Wszystkie krótkie pały, zrobione pod koguta, który też w tamtych czasach zaczynał zdobywać popularność. Łowiło nim wtedy na Sulejowie kilku wędkarskich kłusowników, w tym jeden św. pamięci były milicjant, któren był załatwił sobie u kumpli z firmy pozwolenie na silnik spalinowy ( Zal. Sulejowski to do dzisiaj strefa ciszy ) i tygodniowo do setki zanderów wyciągał z licznych, tylko jemu znanych zawad ,po czym zopatrywał w rybę wszystkie okoliczne smażalnie i restauracje. Ale co tam, o zmarłych albo dobrze albo wcale, więc niech mu ziemia lekką będzie. Sandacze na pewno odetchnęły z ulgą. Ech, te wspomnienia strszego pana po czterdziestce...

W każdym razie zabieram Pudło tak jak jest w sobotę na ryby. Przywrócimy wspomnień czar...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Jest taka wydawaloby sie ( aczkolwiek ostatnimi czasy coraz czesciej zarzucana ) zupelnie podstawowa technika/ zasada w lowieniu - trzeba sie wybrac na ryby. :)

Aaa...i dobrze jest wziac wedke z garscia przynet...albo chociaz aparat fotograficzny...

 

Gumo

To technika jeszcze z przed ery WWW. Tak stara że aż trupem zajeżdża. W dzisiejszych czasach w zasadzie zapomniana.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Rozwinac sieczke i rojke...

 

Sieczka : sytuacja w ktorej drapiezniki (bolenie, klenie) obzeraja sie kilkucentymetrowymi rybkami ..

Rojka : sytuacja w ktorej drapiezniki przestawiaja sie na owadzie menu. Moga byc larwy wylazace z dna.Moze byc fruwajaca w kolo jetka, ktora zbieraja z powierzchni.

Dzięki. Przywróciłeś morale bo już miałem się chlastac :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Skippi przypomniała mi się jaka historia bardzo awangardowego łowienia sandaczy z łódki notabene razem a autorem tekstu o awangardowym łowieniu ;)

 

Turawa,- łowisko które znam (a raczej znałem) dość dobrze po prawie 10 latach łowienia...

 Pierwsza i druga czerwcowa wyprawa, normalnie czyli tam gdzie były zawsze sandacze tam je łowimy,- ilości - jak zwykle po kilka na głowę w ciągu dnia z rzadka więcej niż 10szt,- rozmiary różne,- myśli woda żyje  ;)  jest dobrze :) i tak cały czerwiec...

Lipiec,- pierwsza wyprawa, od bladego świtu młócimy do południa bez dotknięcia ponad 50 przekotwiczeń za nami,- co jest  :o wszystkie elementy sandaczowej układanki pasują.... od 3 dni pogoda stabilna, ciśnienie stałe, porównywane zapiski z GPS podają dokładnie takie dane jaki echosonda w najlepszych do tej pory dniach a tu kupa :angry:

Śmiejemy się, że to klątwa Gienka i w akcie despracii płyniemy na płytką metrową wodę, może szczupak, może okoń  :wacko: jak typowe niedzielniaki  :lol:  :lol:  :lol:

Na płytkiej metrowej wodzie i na piachu pierwszy pstryk ale myślę, że to mi słoneczko czachę przydymiło i fatamorgana, wiec trzymam gębę, po chwili kolega mówi, że miał kontakt więc to nie złudzenie :)  są tam gdzie nigdy o tej porze ich nie było. Łowienie na płytkiej wodzie wg standardu to 3-4-5g i koniec ale w ten sposób żadnego brania ani dotyku nawet nie mamy. Może trzeba je obudzić? I strzał w "10' brania zaczynają się od 15g koguta i wraz ze wzrostem obciążenia są coraz lepsze,- tylko prowadzenie takiego zestawu na metrowej wodzie to straszna mordęga i z większej odległości te skoki jakieś za niskie za płaskie a w krótkim dystansie gdzie wszystko jak cię mogę ale korekt,-brak brań. Standardowy powrót do lekkich główek po budziku i znów nic, więc wracamy do ciężkich.

Krótka analiza,- może slyder tonący,- do kogutówki pasuje i przez moment był to znów strzał w "10" ale po dwóch rybach znów nic, a na koguta i ciężką gumę dalej biorą,- co za porąbany dzień myślimy... W takie dni rodzą się w głowie pomysły, które przychodzą normalnie do głowy tylko na kacu gigancie i to tylko poetom :lol:  :lol:  :lol:  :lol:

Spływamy do przystani, w aucie mamy długie kije na Odrę w razie jakby co i to jest dopiero rozwiązanie problemu...

I taka sytuacja miała miejsce do grudnia,- sandacze były do zimy na płytkiej wodzie przez cały dzień a w innych bankowych miejscach ledwo zdarzały się...

Długie bo prawie 3m kije do 40g sprawdziły się najlepiej do kogutów i ciężkiej gumy z łódki a kanony???? A kanony pozostały dla masochistów :lol:  :lol:  :lol:  :lol: i wielbicieli słabych efektów ale zgodnie ze sztuką ;)

Edytowane przez Rheinangler
  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Panowie nie chcę zakładać nowego tematu a moje pytanie będzie pasować tutaj.

W tym roku postanowiłem połowić na jednym ze starorzeczy Wisły. Presji wędkarskiej zbytnio nie ma bo trzeba wykupić roczne zezwolenie. Woda nie jest głęboka srednio ok 2m , trafiają się dołki powyżej 3m. Sandacz, boleń jaż mogę powiedzieć że występuje tam masowo, ale niestety mogę potwierdzić to tylko i wyłącznie z moich obserwacji. Od maja regularnie próbuję złowić tam szczupłego a od czerwca sandacza. Niestety z zerowym efektem. Jedyną moją wieczorną zdobyczą są dwa dosyć pokażne jazie.

Pewnego dnia w akcie desperacji postanowiłem nawet, ze spróbuję z gruntu na ukleję. Niestety , poza zaplątaną w żyłkę sową, nic się nie wydarzyło.(Sowa żyje i chyba ma się dobrze). Próbowałem wszystkich technik, przewaliłem mase przynęt. pozmieniałem pletki na żyłki.

Kompletna kapa.

No i cóż ja mam bidny począć, chyba tylko siąść i popatrzeć na wyskakujące w popłochu stada uklei, nękane atakami drapieżcy

Dlaczego akurat na tym łowisku ponoszę porażkę.

Idę kilka metrów dalej na Wisłę i problemy znikają.

Mimo wszystko nie poddam się tak łatwo i dalej będę próbował.

Smak zwycięstwa będzie nie do opisania :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Panowie nie chcę zakładać nowego tematu a moje pytanie będzie pasować tutaj.

W tym roku postanowiłem połowić na jednym ze starorzeczy Wisły. Presji wędkarskiej zbytnio nie ma bo trzeba wykupić roczne zezwolenie. Woda nie jest głęboka srednio ok 2m , trafiają się dołki powyżej 3m. Sandacz, boleń jaż mogę powiedzieć że występuje tam masowo, ale niestety mogę potwierdzić to tylko i wyłącznie z moich obserwacji. Od maja regularnie próbuję złowić tam szczupłego a od czerwca sandacza. Niestety z zerowym efektem. Jedyną moją wieczorną zdobyczą są dwa dosyć pokażne jazie.

Pewnego dnia w akcie desperacji postanowiłem nawet, ze spróbuję z gruntu na ukleję. Niestety , poza zaplątaną w żyłkę sową, nic się nie wydarzyło.(Sowa żyje i chyba ma się dobrze). Próbowałem wszystkich technik, przewaliłem mase przynęt. pozmieniałem pletki na żyłki.

Kompletna kapa.

No i cóż ja mam bidny począć, chyba tylko siąść i popatrzeć na wyskakujące w popłochu stada uklei, nękane atakami drapieżcy

Dlaczego akurat na tym łowisku ponoszę porażkę.

Idę kilka metrów dalej na Wisłę i problemy znikają.

Mimo wszystko nie poddam się tak łatwo i dalej będę próbował.

Smak zwycięstwa będzie nie do opisania :)

Ale na co zazwyczaj łowisz??? Jak na gumy albo koguty, to załóż obrotówę. Dużą. Puść ja jak się da najwolniej po dnie. Kiedyś z braku laku czyli z powodu wykorzystania większości przynęt z zerowymi efektami, założyłem starego ruskiego, w kolory tęczy pomalowanego dewona. Czyli takie ustrojstwo co się wokół własnej osi obraca. Sandacze zaczęły gryźć jak złoto. Niestety następnego dnia dewon przestał być skuteczny, podobnie jak cała reszta. :(

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Skippi nie wiem co jest na rzeczy ,ale bardzo wlazla mi w banię ta kamionkowa beczułka po kiszonych ogórkach. :)

Bo widzisz bracie, taka beczułka pełna świeżo zakiszonych ogórasów ( koniecznie z dwiema tabletkami aspiryny, coby były twarde a nie takie rozlazłe sklepowe pizdryki ) nieźle wali w dekiel. :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Irek (Stoner) pomóc nie pomogę, jednak solidaryzując się w wędkarskiej frustracji powiem, że sam jeżdżę w takie miejsce, które jest dotknięte jakąś "wakacyjną klątwą", która też dotyczy głównie sandacza. Znam na tej wodzie wszystkie miejscówki, wiem, że sandacza tam cale tabuny (wiosna, a zwłaszcza jesień tego dowodzą) i kolejny sezon wakacyjny zaczyna się identycznie - czy wieczorem, czy od bladego świtu, na gumy z główkami od 3 do 10g , małe 4-5 cm i większe 10 cm, na woblero-gumy, woblery tonące i pływające, a wreszcie obrotówki......kompletne zero, no w zasadzie ostatnio jeden maluszek ok. 40 cm. Technika nie ma znaczenia - opad, szybkie lub wolniejsze prowadzenie. Z dotychczasowych obserwacji wynika, że aktywność sandacza spada tam radykalnie dokładnie w wakacje - lipiec - sierpień. W ub. roku w tym okresie nie złapałem ani jednego. We wrześniu było lepiej ale bez fajerwerków, a jesienią wszystko wróciło do normy. Zbiornik jest dodatkowo bardzo trudny bo na dnie masa twardych zaczepów, więc z cięższą główką trzeba bardzo uważać. Na ostatniej wyprawie - piątkowo/sobotniej wróciłem uboższy o 10 różnych przynęt.

Nie mam pojęcia z czego to wynika, może umiejętności mi nie wystarcza, a może w wakacje, gdy woda ciepła, zbyt duża jest aktywność drobnicy, której jest tam mnóstwo i sandacz ma nadmiar pożywienia.

Też się nie poddaję i jak go w końcu upoluję satysfakcja będzie ogromna.

Robert.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Robercie zgodzę się z Tobą całkowicie. Też myślę że, to zasługa temperatury wody i masowa,wręcz ilość drobnicy. Poczekam aż troszeczkę się ochłodzi. Myślę że już w połowie sierpnia powinny już pomalutku skubać.

Według mnie jesienna pora w całym roku jest najbardziej obfitująca w okazy, te mniejsze jak i te większe :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Robercie zgodzę się z Tobą całkowicie. Też myślę że, to zasługa temperatury wody i masowa,wręcz ilość drobnicy. Poczekam aż troszeczkę się ochłodzi. Myślę że już w połowie sierpnia powinny już pomalutku skubać.

Według mnie jesienna pora w całym roku jest najbardziej obfitująca w okazy, te mniejsze jak i te większe :)

Obyśmy się nie mylili. Też najbardziej lubię jesień - chyba problem leży faktycznie w wakacyjnej aktywności drobnicy "białorybu". Z ostatniej wyprawy wróciłem strasznie sfrustrowany. Mój ulubiony lekki zestaw kijek Daiwa Infinity Q c/w 3-18 g. wraz z nowym młynkiem Quantum Exo i żyłką Traabucco 0,16 mm zawiódł całkowicie. Spośród dziesiątek zaczepów zdołałem "odstrzelić" zaledwie jeden ...... koszmar..... Na domiar złego jeszcze poradziłem synowi by dał sobie spokój z przyponami wolframowymi gdy łowi na linkę Berkleya Fireline.....no i dałem plamę - piękny szczupak metr od brzegu przeciął linkę i młody zapytał...."tato...., ale mówiłeś, że to niemożliwe,... jak to ? Ale gdyby było za lekko to też nuda. W najbliższy piątek planuje zadebiutować w polowaniu na pstrągi na Bystrzycy - póki co tradycyjnie spinningowo - może będzie lepiej. Jednak już mi "mucha" chodzi głowie i jak siebie znam nie odpuszczę. Serdeczności. Robert.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Irek (Stoner) pomóc nie pomogę, jednak solidaryzując się w wędkarskiej frustracji powiem, że sam jeżdżę w takie miejsce, które jest dotknięte jakąś "wakacyjną klątwą", która też dotyczy głównie sandacza. Znam na tej wodzie wszystkie miejscówki, wiem, że sandacza tam cale tabuny (wiosna, a zwłaszcza jesień tego dowodzą) i kolejny sezon wakacyjny zaczyna się identycznie - czy wieczorem, czy od bladego świtu, na gumy z główkami od 3 do 10g , małe 4-5 cm i większe 10 cm, na woblero-gumy, woblery tonące i pływające, a wreszcie obrotówki......kompletne zero, no w zasadzie ostatnio jeden maluszek ok. 40 cm. Technika nie ma znaczenia - opad, szybkie lub wolniejsze prowadzenie. Z dotychczasowych obserwacji wynika, że aktywność sandacza spada tam radykalnie dokładnie w wakacje - lipiec - sierpień. W ub. roku w tym okresie nie złapałem ani jednego. We wrześniu było lepiej ale bez fajerwerków, a jesienią wszystko wróciło do normy. Zbiornik jest dodatkowo bardzo trudny bo na dnie masa twardych zaczepów, więc z cięższą główką trzeba bardzo uważać. Na ostatniej wyprawie - piątkowo/sobotniej wróciłem uboższy o 10 różnych przynęt.Nie mam pojęcia z czego to wynika, może umiejętności mi nie wystarcza, a może w wakacje, gdy woda ciepła, zbyt duża jest aktywność drobnicy, której jest tam mnóstwo i sandacz ma nadmiar pożywienia.Też się nie poddaję i jak go w końcu upoluję satysfakcja będzie ogromna.Robert.

Są, są, ale żrą nocą. Poczytaj sąsiedni temat o nocnych sandaczach. Te stracone lata gdy sandacze znikały w wakacje :( .

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Są, są, ale żrą nocą. Poczytaj sąsiedni temat o nocnych sandaczach. Te stracone lata gdy sandacze znikały w wakacje :( .

Wiem Jacek. Do "Nocnych sandaczy" zaglądam. Ostatnio całą noc nie spałem z piątku na sobotę by je wreszcie dopaść. Tyle, że nocny spinning na trudnym zbiorniku to temat cholernie skomplikowany. Na żywca łowić nie lubię, choć to pewnie błąd. W nocy na "spina" próbowałem różnych, hałasujących wabików i.....tylko powiększyłem straty. Przed świtem jeden się zapiął - maluszek - 40 cm - pomyślałem ok. - ruszyło się. Jednak nic z tego. Może gdyby woda się na wietrze "marszczyła" ale była kompletna cisza. Co zrobić - bywa.

Robert.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Wiem Jacek. Do "Nocnych sandaczy" zaglądam. Ostatnio całą noc nie spałem z piątku na sobotę by je wreszcie dopaść. Tyle, że nocny spinning na trudnym zbiorniku to temat cholernie skomplikowany. Na żywca łowić nie lubię, choć to pewnie błąd. W nocy na "spina" próbowałem różnych, hałasujących wabików i.....tylko powiększyłem straty. Przed świtem jeden się zapiął - maluszek - 40 cm - pomyślałem ok. - ruszyło się. Jednak nic z tego. Może gdyby woda się na wietrze "marszczyła" ale była kompletna cisza. Co zrobić - bywa.Robert.

Moje nocne sandacze to woda nawet po kolana, czasem do pasa - byle wyjść za trzciny. No i woblerki pływające,a nawet służące. Prawie bez strat w przynętach :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Poza ostatnim weekendem, cztery poprzednie spędziłem na tym łowisku. łowiłem praktycznie od wieczora do godziny 00, od godziny 3 już na  nogach i w zależności od pogody, góra do 9 godziny. Łowiłem na płyciznach do metra wody i w głębszych partiach.

Bez rezultatu. Kolega Pływał pontonem, na echo pokazywało mu że woda ma 27 stopni. Miał tylko jeden kontakt z rybą; pod moimi nogami wręcz, zapiął prawie metrówkę szczupłego. Niestety po niecałej minucie rybka zeszła. Dodam jeszcze że nie wypróbowałem  tylko kogutów na tym łowisku. Bolenia jest masa ale też nie do złapania. W ten weekend znowu spróbuję :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Irek - wychodzi na to, że za sumem trzeba pochodzić, ewentualnie szczupaka też nie odpuszczać, a z tego co widzę sandaczom chyba rady nie damy. Ta wakacyjna prawidłowość jest wyraźnie powtarzalna. Sandacz grasuje generalnie na małym narybku, a tego są u mnie takie ilości, że chyba sam włazi mu między zęby ;) , to po diabła ma się ruszać za silikonem. Oczywiście ja nie odpuszczę ale wiem jak było poprzednio i wielkich nadziei sobie nie robię. Teraz jestem zaszczepiony tymi "lubelskimi pstrągami" z "górskich" odcinków Bystrzycy. Kolega twierdzi, że nie są tak wybredne jak sandacze, choć "elektryczne" jak ważki, więc to zupełnie inne łowienie bo najpierw trzeba dyskretnie dotrzeć do brzegu.

Serdeczności. Robert.  

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Witam pnownie. Wczoraj poniosłem kolejna spinningową klęskę. Jak wyżej pisałem, uparcie poszukuję wakacyjnego sandacza (czyli cwaniaka, który dokładnie w okresie lipiec - sierpień skutecznie mi umyka). Metoda to oczywiście głównie opad, w jego róznych odmianach, podbicie z samego kija i wybranie linki, podbicie z kija i kołowrotka, dłuższe i krótsze "skoki", pojedyńcze, podwójne podrywanie przynęty z dna, ciężar głównek od 3 do 7 g. (zbiornik nie jest głęboki - max ok.6 m.), gumy od ok.6 do 10 cm. Próbowałem też woblerów pływajacych oraz woblero - gumy. I co.....? I nic z tego, poza kolejnymi stratami. Może ja coś źle robię - nie wiem. Faktem jest, że łowiłem zaledwie do ok.21.00 bo trzeba było wracać.

Może bliżej nocki coś by się wydarzyło.

 

Kolejnym elementem z dnia wczorajszego, bardzo dla mie frustrującym, były niezbyt udane podejścia pod okonia, który ewidentnie żerował, na sąsiednim zbiorniku. Ok. 17.00 złapałem dwa na obrotówkę 2, a potem koniec, pomimo, że pasiak ewidentnie nadal grasował na drobnicy. Próbowałem małych gumek, maleńkich obrotówek, pływajacych woblerków - bez efektu. Na tym łowisku zawsze najskuteczniejsze na okonie były obrotówki, tyle, że trzeba było pokombinować z tempem i głębokością ich prowadzenia. W tym sezonie był to teoretycznie najlepszy okoniowy dzień - pierwszy raz widać było ewidentną aktywność małych drapieżców. Syn dostrzegł nawet skuteczny, dwukrotnie poprawiany atak na ważkę (ja niestety wiązałem kolejny raz nową przynętę, po zerwaniu poprzedniej) - wiec może lepszy byłby flyfishing. Oczywiście, jak to w przypadku okonia bywa, wielkie żarcie trwało około 2 godziny i już przed 19 zapanowała cisza. Szlag mnie mało nie trafił - wniosek był prosty, że brak wyniku to ewidenty brak umiejętności.

Jaka technika byłaby Waszym zdaniem skuteczna na okonia w tym przypadku ?

Mam nadzieję, że nie zostaje mi juz tylko spławik i czerwony robaczek.

 

Pozdrawiam. Robert.

Edytowane przez robert.bednarczyk
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz na pytanie...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

Ładowanie
×
×
  • Dodaj nową pozycję...