Skocz do zawartości
  • 0

Wstrętne bolenie


rapia

Pytanie

Witam. :)

Na moim odcinku Wisły jest bardzo dużo boleni i to dużych boleni :)

Jednak mam problem,żeby skusić jakiegoś klopsa do brania,oczywiście łowię bolenie ale takie do 60cm :angry:

Mój największy miał 75cm chociaż na kiju miałem już większego ale wygrał :(  :(  :(

 

Próbuję różnych przynęt i sposobów prowadzenia,staram się jak najciszej podchodzić do łowiska ale wszystko na nic ryby normalnie sobie kpią ze mnie :unsure:  :unsure:  :unsure:

 

Może macie jakiś  pomysł jak się dobrać do tych naprawdę poważnych cwaniaczków :unsure:

 

Pomocy Piotrek :rolleyes:  :rolleyes:  :rolleyes:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rekomendowane odpowiedzi

  • 0

O łowieniu boleni często decydują szczegóły, więc kombinuj z przynętami, porami dnia itp. Inna sprawa że gdyby je wszyscy łowili to już by ich nie było. I tak uważam że ten gatunek w rzekach jest skazany na zagładę.

Nikt przez internet nie powie Ci jak je łowić, musisz do tego dojść sam, albo pójść z jakimś dobrym boleniarzem. Często wtedy otwierają się oczy. 

wujek

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

...I tak uważam że ten gatunek w rzekach jest skazany na zagładę.

Wystarczy spojrzeć na naszą Wisłę, niegdyś mekkę boleniową z której o kiju się nie schodziło, cichnie z roku na rok, wprost proporcjonalnie zresztą do wzrostu popularności tej ryby wśród wędkarzy, dostępności do niegdyś tajnych przynęt i sposobów ich prezentacji. Najśmieszniejsze jest to, że jakiego bym nie spotkał boleniarza to deklaruje uwalnianie tej ryby, podobnie na forach. Ktoś nam jednak stołeczne bolki przez te ostanie kilka lat musiał wyżreć, nie wierzę w zbiegi okoliczności typu presja na rybę pod płaszczykiem ryby sportowej (C&R) i nagle bach! Sześć, siedem lat i człowiek bije kilometry by atak bolenia zobaczyć.  :(

Edytowane przez Dagon
  • Like 8
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Wystarczy spojrzeć na naszą Wisłę, niegdyś mekkę boleniową z której o kiju się nie schodziło, cichnie z roku na rok, wprost proporcjonalnie zresztą do wzrostu popularności tej ryby wśród wędkarzy, dostępności do niegdyś tajnych przynęt i sposobów ich prezentacji. Najśmieszniejsze jest to, że jakiego bym nie spotkał boleniarza to deklaruje uwalnianie tej ryby, podobnie na forach. Ktoś nam jednak stołeczne bolki przez te ostanie kilka lat musiał wyżreć, nie wierzę w zbiegi okoliczności typu presja na rybę pod płaszczykiem ryby sportowej (C&R) i nagle bach! Sześć, siedem lat i człowiek bije kilometry by atak bolenia zobaczyć.  :(

Masz niestety rację, ja też pamiętam czasy kiedy zaczynałem z nimi przygodę. Teraz coraz częściej są dni kiedy nie widzę żadnego ataku i to pływając po Wiśle. Obawiam się że w przypadku bolenia wypuszczanie nie wystarczy. Niestety z moich obserwacji wynika że ten gatunek jest dość delikatny. To ryba nurtu która ma duże zapotrzebowanie tlenowe i myślę że spora część boleni może nie przeżywać spotkania z nami mimo że je wypuszczamy, stąd spadek ich liczebności. 

To że ten gatunek jest skazany na zagładę przewidział już Jerzy Putrament w 1974r w opowiadaniu "Balet boleni". Łza się w oku kręci ile ich kiedyś było. Kto czytał ten wie o czym piszę.

pozdrawiam

wujek

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Wystarczy spojrzeć na naszą Wisłę, niegdyś mekkę boleniową z której o kiju się nie schodziło, cichnie z roku na rok, wprost proporcjonalnie zresztą do wzrostu popularności tej ryby wśród wędkarzy, dostępności do niegdyś tajnych przynęt i sposobów ich prezentacji. Najśmieszniejsze jest to, że jakiego bym nie spotkał boleniarza to deklaruje uwalnianie tej ryby, podobnie na forach. Ktoś nam jednak stołeczne bolki przez te ostanie kilka lat musiał wyżreć, nie wierzę w zbiegi okoliczności typu presja na rybę pod płaszczykiem ryby sportowej (C&R) i nagle bach! Sześć, siedem lat i człowiek bije kilometry by atak bolenia zobaczyć.  :(

A może niedoceniamy inteligencji (o ile można o niej mówić w przypadku ryb) stołecznych boleni. My się nauczyliśmy je łowić z premedytacją choć kiedyś podobno była to ryba nie do przechytrzenia. Teraz bolenie lekceważą znane już im przynęty. Tak jest na "moich" metach że przez jakiś czas chodzi jakaś przynęta, trochę się pokłują( nauczą na własnych pyskach) i trzeba próbować czegoś innego. Niemniej jednak niektórzy mięsiarze twierdzą że mięso bolenia jest super i nie zamienili by na żadnego innego sandacza...ale chyba lepiej nie pisać takich bredni na forum bo jeszcze komuś przyjdzie do głowy spróbować.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Musiałyby również zmienić całkowicie nawyki żywieniowe, sposób polowania. Nie pisałem o ignorowaniu przynęt bo to boleń potrafił znakomicie robić nawet w czasach gdy było ich dużo, pisałem o braku widocznego żerowania tej ryby, całych ławicach niepłoszonej niczym uklei i przypadkowych mocno wypracowanych rybach łowionych przez najbardziej wytrwałych. Powtarza się historia sandacza. Co do delikatności bolenia @wujek ma rację, ale to tylko część układanki w moim mniemaniu. 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Dagon, jak zwykle w przypadku spadku pogłowia ryb przyczyn pewnie jest wiele i nakładają się na siebie. Ten problem dotyczy nie tylko stołecznego odcinka bo w innych mniej uczęszczanych rejonach też szału nie ma. Może być też tak że ten rok po prostu nie sprzyja powierzchniowemu żerowaniu boleni. Boleń żeruje z wierzchu przy nałożeniu się kilku optymalnych czynników. Jeśli ich nie ma będzie żerował głębiej i dobrze sobie dawał radę. Już bywało tak że były lata boleniowe kiedy łowiło się sporo ryb i takie gdzie trzeba nieźle rzeźbić żeby coś na chwilę pożyczyć od Wisły. Zobaczymy czy jeszcze jesień coś zmieni, ale zapowiadane długotrwałe wschodnie i północne wiatry nie wróżą najlepiej.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Naprawdę mam nadzieję, że masz rację, nie wyobrażam sobie Wisły bez uderzeń boleni, oby dane było mi to jeszcze oglądać w przyszłych sezonach.

Od kilku lat łowię też bolenie z dna, wyniki również spadły, ale też czekam na jesień, która zawsze darzyła najbardziej, zwłaszcza, że do tej pory mam zaledwie 1/3 corocznego połowu w tym gatunku a staram się dwa razy bardziej.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Oby Wujek miał rację i w przyszłym roku warszawska Wisła cieszyła oczy i uszy uderzeniami  boleni :) .Ten sezon jest .... ech nie chce się nawet pisać :( .Trzeba mieć nadzieje że będzie lepiej :) . A może będzie jak w słowach piosenki    "Jesień wszystko odmienia..." :) :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Ponieważ to mój pierwszy sezon z boleniami to ciężko mi się wypowiadać na temat liczebności na moim odcinku Wisły ale wydaje mi się że na początku sezonu ataki boleni były częstsze i bardziej widowiskowe teraz to takie od czasu do czasu pojedyncze walnięcia. Chociaż ostatnio przez kilka godzin widziałem ataki pojedynczego bolenia w okolicy główki a w pewnym momencie tak po 19 nagle zaczęły walić w kilku miejscach na raz jakby jakąś nagonkę zaczęły i po pół godziny znów cisza (oczywiście żaden nie reagował na moje przynęty). Pocieszające jest to że w tym roku woda była długo wysoka i małych boleników widać sporo na płyciznach, więc jak podrosną to za kilka lat jeszcze będzie można połówić przynajmniej taką mam nadzieję. U mnie rzadko widzę boleniarzy głównie to grunciarze ewentualnie ktoś z żywcem a z tego co zauważyłem to bolki ładnie żywca omijają. Na początku sezonu miałem krótką rozmowę ze spotkanym pseudo-wędkarzem (jak się później okazało) rozmawialiśmy ogólnikowo "czy bierą" :) ja wspomniałem że głównie nastawiam sie na bolenie po czym pseudo-wędkarz: "...bolenie mówisz Pan? Panie ja to kiedyś całe przyczepki boleni wywoziłem..." - no k..wa ręce opadają. Na szczęście więcej go nie spotkałem. Nie stety mogę z tej rozmowy wywnioskować że kiedyś boleni na tym odcinku było więcej.

Edytowane przez maciek1b
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Panowie z ludzką głupotą nie da się wygrać :(  :(  :(

Większości wędkarzy karta musi się zwrócić i to bez różnicy jakim gatunkiem ryby to zrobią :angry:  :angry:  :angry:

 

U mnie na Wiśle mało widać ludzi uganiających się typowo za boleniem(chyba,że ja ich nie spotkałem) króluje raczej sandacz,szczupak i okonie(na boczny trok)

 

Niestety na tym odcinku gdzie ostatnio łowię są rybacy i stawiają sieci i jakieś kosze w warkoczach i czasami w klatkach,ale zauważyłem,że bolenie żerują w najlepsze koło siatek i nic sobie z nich nie robią(ale może mi się wydawać) :P

 

Ja uwielbiam łowić te piękne ryby i mam nadzieję,że niedługo pobiję swój rekord,bo wiem,że pływają u mnie prawdziwe okazy ale jeszcze nie znalazłem sposoby żeby się do nich dobrać ale pracuję nad tym :ph34r:  :ph34r:  :ph34r:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Dwa lata temu z jesiennej miejscówki podobno w reklamówkach bolki wynoszony, ale to tylko dlatego, że przyczepką tam nie dojedzie.

Aby uzmysłowić wam presję na mięso rybie w samym środku stolicy tego pięknego kraju sparafrazuję historię kolegi wędkarza, z którym dzielę od czasu do czasu mety.

Otóż kolega ten łowi ze swoim długoletnim przyjacielem, obaj są studentami i etycznymi wędkarzami, nie z opowieści o samych sobie, ale z przekonań i ich realizacji.

Ryby wypuszczają zawsze, nawet te, które teoretycznie nie mają szansy na przeżycie. Tak też było z pewnym szczupakiem, a raczej szczupaczkiem bo o ile dobrze pamiętam ryba nawet 60 cm nie miała, niestety pech chciał, że zażarł gumę dość głęboko i mocno krwawił już podczas holu, koledzy jednak rybę wypięli i wypuścili w warkoczu główki, licząc na jej przeżycie.

Poniżej główki, w klatce siedział grunciarz, zakała tego odcinka, mistrz czterech wędek i bicia w beret wszystkiego co złowi, jednak sprytny, razem z kolegami mówiliśmy na niego "rowerek" bo gdy nie człapał w plecionych mokasynach po brzegu, rowerem się poruszał. Wielokrotnie podkablowany do PSR i Policji Rzecznej uprzykrzał nam swoim widokiem łowienie aż do późnej jesieni, co się z nim stało? O tym potem.

Wracając do nieszczęsnego szczupaka jednak, pecha miał stwór bo sporo krwi puścił i niestety po pewnym czasie wypłynął niesiony prądem wstecznym na środku klatki, koledzy ciągle łowiący na szczycie zauważyli to i zaczęli trochę przybici obserwować walczącą o życie rybę, która otępiała stała w miejscu, nie wykładała się jednak na boki.

Z tych obserwacji wyrwał ich nagły plusk wody, gdy skierowali wzrok w stronę źródła dźwięku ze zdziwieniem zobaczyli rozebranego do majtek grunciarza, który z podbierakiem w dłoni podpłynął do ryby, zagarnął ją do siatki, po czym wylazł na brzeg i ukatrupił kamieniem. A zauważywszy, że jest obserwowany odwrócił się i pozdrowił kilkakrotnie obserwatorów gestem Kozakiewicza.

 

Teraz krótko o tym co się stało z grunciarzem. Otóż jak już wspomniałem, wiele razy w jego intencji dzwoniono do różnych służb, sprytnie jednak unikał kontroli, padały nawet pomysły by mu środek transportu na amfibię przerobić, ewentualnie przekonać jego samego by sprawdził jak głęboką ma Wisłę pod nogami, pomysły jako barbarzyńskie zarzucono. Dzwoniono więc i dobijano się do PSR i Policji, która to w końcu quadami w ten ciężki teren dotarła i od tamtej pory kolesia nie widziano.  :)

Tu należy wspomnieć o niewątpliwej zasłudze naszego kolegi z forum - @Mariano Italiano, który to dając dobry przykład, walczył przy telefonie do samego końca i wywalczył. :)  

Maniek wybacz, że pojawiłeś się w tej historii, ale jest to jedna z niewielu opowieści znanych mi znad naszej wody ze szczęśliwym finałem. ;)

Edytowane przez Dagon
  • Like 11
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

To prawda."dziad" byl wyjątkowo uparty,Nasze uwagi kwitował głupim uśmieszkiem :angry:

Nie było łatwo,ale sie udało i to cieszy :) .Zapewne przeniósł sie w inny rejon swoich polowań za mięchem.

Nie można odpuszczać Panowie,trzeba walczyć z dziadostwem do końca.

  • Like 8
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

...Nie można odpuszczać Panowie,trzeba walczyć z dziadostwem do końca.

Skoro jest okazja to podpowiem pewien sposób, zasłyszany od innego wędkarza, który podobno uzyskał informacje u źródła.

Otóż uparte zgłaszanie przypadków kłusownictwa Policji Rzecznej ma głęboki sens ze względu na statystyki zgłoszeń i ich późniejsze raporty.

O ile pojedyncze zgłoszenie raz na ruski rok jest w stanie zginąć w tłoku innych spraw, czy też może być spokojnie olane i się przedawnić, bo przecież kłusol to nie problem(!). O tyle cała seria takich zgłoszeń, najlepiej powtarzanych często i z różnych telefonów obliguje służby do działania chociażby z tego prostego powodu, że w sprawozdaniach zaczyna to coraz gorzej im wyglądać, zaczyna świadczyć o nieudolności i rysuje niebezpiecznie wysoką skalę problemu z którym muszą coś zrobić. Po pierwszych telefonach po wyżej wspomnianego grunciarza też nikt nie przyjechał, wiem bo stałem podekscytowany dwa razy na główce poniżej, czekając na rycerzy na białym koniu.

W końcu go jednak zgarnęli. :)

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Wracając do tematu, Rapia poprawiło się z wynikami u Ciebie? Ja wczoraj 3 h biczowałem przed wieczorem Wisłę a Bolki obok mnie robiły widowisko. Ataki naprawdę robiły wrażenie, jeden z łbem ponad wodą gonił chyba małą płotkę tak dobre 3 m a ta jakby opanowała bieganie po wodzie niezły widok, drugi walnął przy brzegu płosząc okoliczne ptaszyska, trzeci pieprznął przy brzegu metr ode mnie tak że krople wody poczułem na twarzy - podnosi ciśnienie. Oczywiście tam gdzie ja zaczynałem rzucać ataki ustawały i przenosiły się w drugi koniec klatki przy główce. Sytuacja powtórzyła się z ostatniej wyprawy - koło 19:30 bolenie wzmorzyły ataki wiekszą ilością a po 20 zaczęły walić na środku rzeki przy odsłoniętych łachach gdzie wody było może ze 30 cm bo czapla sobie łaziła nie mocząc nawet kupra.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Ja bym nie dokładał, tylko wybrał inny wobler.
Bardziej lub mniej, ale większość woblerów zmieni akcję. Jak już koniecznie to na przednią i jeśli większość ołowiu tam siedzi, to wtedy praca zmieni się relatywnie najmniej, a ile gramów można to zależy od konstrukcji i trzeba wypróbować. Czasem zmiana jest niewielka i można tak sprawić sobie "nowy model", ale osobiście nie praktykuję i nie doradzam. Chyba, że to jakiś killer i leci o kilka metrów za blisko, to przecież nie będę odradzał, skoro może paść na to życiówka. Ja bym wybrał inny wobler.  :) 

Pozdrawiam
Grzesiek

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz na pytanie...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

Ładowanie
×
×
  • Dodaj nową pozycję...