etherni Opublikowano 6 Lutego 2016 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 6 Lutego 2016 To i ja opiszę swoją porażkę.Dunajec , lato zeszlego roku. Wczesny ranek, i już niemiłosiernie parno i gorąco. Odcinek rzeki znany raczej z brzan niż potoków, ale nic to, mieszam wodę pstrągowymi wobkami w przekonaniu że coś się trafi. Jest palczak, za chwile ciut wiekszy maluch. Myslę sobie - dobra nasza, są kropy. Przy głazie wielkości auta branie. Takie miekkie , jakby zassanie, a potem.. Bum! Ryba poczuła kotwicę, i w panice sama się zacina. Hamulec gra, kij pulsuje, odjazd 10, 20 m. Zatrzymała się w nurcie na srodku rzeki, czuję że ryba się obraca, wybiera po kilkadziesiąt cm żylki. Myśl że to brzana zostaje poddana wątpliwosci, zupelnie inaczej walczy. Mam otwartą wodę , kij solidne 25g, żyłka 0,20, i nie mogę ryby ruszyć. Robi co chce. Podejść nie mam jak, rumowisko skał na brzegu, trzeba by na czworakach. Zmęczę i wypompuje, przy brzegu nurt jest słabszy. Ryba znudziła się przeciąganiem liny i wraca na swoje miejsce przy głazie. Idzie do powierzchni. Teraz mam myśl - potok! Smok! Bedzie skakał! Nie... Widzę tylko cień w rozbryzgach wody. Przy swoim głazie ryba staje i w miejscu trzepie łbem. Żylka napięta na maksa, hamulec na granicy wytrzymałosci linki. Po kolejnym szarpnieciu.. luz. Tylko fala zdradza kierunek odpłyniecia ryby. Zwijam zestaw, woblerek ma jedną kotwicę rozgiętą, a drugą - zgniecioną, na płasko. Z czym walczyłem? Kiełkuje nieśmiałe podejrzenie że z królową Dunajca... Pewny nigdy nie bedę. 7 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
gregx1 Opublikowano 6 Maja 2016 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 6 Maja 2016 Dzisiejsza popołudniowa wizyta nad Wisłą. Cel - jazie. Po półtorej godzinie wynik - 3 okonki wielkości palca... Zniechęcony dochodzę do niewielkiej zatoczki z wysokimi burtami. Nagle widzę atak bolenia - ok. 60cm. Krew od razu szybciej zaczęła krążyć, zwłaszcza że za chwilę widzę kolejnego bolka na patrolu, ok. 45cm. Jak są, to trzeba spróbować. Sprzęt boleniowy został w samochodzie, ale na takie przy odrobinie szczęścia powinno wystarczyć to co jest pod ręką, czyli wklejka 2.60 do 16g z żyłką 0,12 Zakładam małego Gracka i jazda. Kilka rzutów bez strzału i zmiana na innego, z podobnym efektem. Zmieniam na małą rękodzielniczą imitację Rattlina, o bardzo ciekawej, nietypowej pracy. W trzecim rzucie, pod samymi nogami przy kontrolnym nawrocie, nie wiadomo skąd, spod brzegu wypada szczupak i konsumuje woblerka. Ale jaki SZCZUPAK!!!! Dobre 90-100cm!!! Nie widziałem jeszcze na Wiśle takiego. Przez 5 sek. dał mi poczuć nadzieję, potem nastąpiło nieuchronne - 0,12 obcięta jak żyletką. Ale emocje były... Szkoda, że takie kloce siadają zazwyczaj, gdy człowiek kompletnie nieprzygotowany. I to w tak kiepsko rozkręcającym się sezonie... 5 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
sukingad Opublikowano 16 Maja 2016 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 16 Maja 2016 Historia nie do końca moja (może i lepiej) ale na pewno trzeciego stopnia. Chciałbym aby to była dla Was przestroga i dowód na to, że oprócz Australii, również w Warszawie wszystko chce Cię zabić. W piątkowe popołudnie wędkowałem na jednym z warszawskich bajorek. Wokół sporo dziadków z rozstawionymi spławikówkami i żywcem. Po mięso. Zaczął padać deszcz i schronienie wypadło mi pod jednym drzewem z dwoma dziadkami, zaczęliśmy rozmawiać jak tam biorą/nie biorą, dziadki pochwaliły się co mają catch w reklamówkach, takie tam. Po jakichś 15 minutach zaczął człapać do nas takim "lekkim węgorzem" trzeci dziadek, główny, tragiczny bohater tej krótkiej historii- Tosiek.Jeden z dziadków uśmiechnął się i zaczął opowiadać:- O widzi Pan, Tosiek chyba idzie. Ostatnio jak ściągał wędkę zaczepił kaczkę za łapę. Nie dała rady się uwolnić to ściągnął ja na brzeg i chciał odplątać żyłkę. Ta jak go upierd...iła w rękę to wyrwała mu kawał mięsa i tak mu krew sikała jakby miał się wykrwawić. Pijany chyba był... oooo teraz też chyba walnięty bo jakoś tak idzie Dziurę w ręce teraz ma, serio Panu mówię! Jak zobaczyłem zabandażowaną rękę Tośka, to uciekłem świńskim kłusem dwa stanowiska dalej bo rechotałem dobre pół godziny. 9 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Qcyk Opublikowano 16 Maja 2016 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 16 Maja 2016 Kaczka morderca ;-) Wysłane z mojego Sony Xperia za pomocą Taptalka Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
etherni Opublikowano 16 Maja 2016 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 16 Maja 2016 Tosiek jakiś mięczak, kaczkę w łeb i też jest obiad A poważnie to słyszałem już historię o walce z bobrem, i ubicia kaczki sam byłem bliski. Schodzę sobie cichutko pstrągowym ciurkiem. Miejscówka obiecująca, skradanie, kombinacje, a tu ptak startuje i robi hałas jak wiatrak. Nic to, trudno. Idę dalej. Jest, podmycie pod korzeniami. Wobek ląduje gdzie trzeba, sprowadzam do dziury .. Kaczka, ta sama , podrywa się z wody, zaczepia o pletkę, wszystko w piz... Jeszcze z kilometr tak się uganiałem za pierzastym potworem. W pewnym momencie poważnie rozważałem akcję z skórką chleba i ukatrupieniem kwakacza. 1 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
GPB Opublikowano 18 Maja 2016 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 18 Maja 2016 Gregx1 znam twój ból, miałem podobną akcję w tym roku na krakowskiej Wisełce. Ostatni tydzień kwietnia, żyłeczka 0,14, woblerek jaziowy 2 cm. Rzucam w warkocz za główką, powoli ściągam i widzę że za wobkiem płynie szczupły +-90cm. Przyspieszyłem odruchowo żeby mu uciec ale zdążył zaatakować dosłownie pod szczytówką. Odkręciłem hamulec i czekam kiedy obetnie żyłkę ale o dziwo pływa. Zabawa trwała z 10 min. aż wreszcie się wypiął. Musiał wisieć dosłownie za skórkę bo nawet kotwiczka nie była rozgięta. Oczywiście 1.05 byłem na tej miejscówce od świtu ale ani śladu szczupłego.Niezły numer zrobiła mi też wydra. Sierpień zeszłego roku, wieczorem na Rudawie wyciągam pstrążka pod miarę. Już go mam pod nogami a tu nagle pstrążek w sekundę robi odjazd na 10 metrów. Szczupłych takich tam nie ma no to musi być wydra. Nie odpuściłem tylko się przeciągamy. Po chwili go wypuściła, nawet to przeżył tylko miał ślady od zębów.Na koniec opowiastka jak to trzeba uważać co się mówi do ryb. Świt nad Wisełką, szukamy boleni. Uwiesił mi się tylko klonek 40 cm to mu mówię żeby przyprowadził dziadka. Po chwili nurt znosi mi pod brzeg osłabionego klenia jakiego jeszcze nie widziałem.Miał obtartą nasadę ogona i popękaną płetwę odbytową. Przyłożyłem mu miarkę i wyszło 60 cm. Dziadek musiał nieźle balować na tarle. 3 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
etherni Opublikowano 18 Maja 2016 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 18 Maja 2016 @GBP, tego twojego szczupłego to jak zobaczyłem nogi mi zmiękły, a jak on wisiał na tym mikrusie to do dziś się zastanawiam. Za zęba czy mu agrafka utkwiła w nożyczkach? Zresztą historia jest typowa dla przekory ryb, bo przecież niedaleko od Ciebie mieszałem wodę sprzętem "Wisełka na grubiej" , pozwalającym targać "na klatę" bolki 70+ i metrowe wąsacze. I prawem przekory nic. A nasze zeszłoroczne sumy, które oczywiscie zawisły na zestawach boleniowo-kleniowo-lekkich, w miejscu gdzie często obaj łowilismy grubo... klenie. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
sacha Opublikowano 19 Maja 2016 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 19 Maja 2016 Pewnie z 10 albo lepiej lat temu kolega mnie namówił na jazie na Tarchominie. Podjechaliśmy tak ze 2h przed zmierzchem bo on jako łowca jazi wie kiedy, gdzie i jak. Sprzęt zmontowany i tak sobie kontrolnie machamy stojąc może 20-25m od siebie. Słysze jak knospiracyjnym szeptem mnie woła i pokazuje jakieś "oczka" kilkanaście metrów od siebie , bedą brania . Kij ma taki bardziej okoniowy, żyłka 0,14 albo 16, woblerek może ze 3cm. Rzucam w stronę napływających ryb raz, drugi, trzeci ale zero brań . I za kolejnym rzutem kiedy woblerek jest metr może półtora ode mnie ............pier.....cie w kij takie że nie wiem czy za korbę łapać czy się dwiema rękami za kij trzymać . Trzymałem się za kij bo korbą i tak bym nie zakręcił, nie wiem ile to trwało ale żyłka się skończyła . Chyba tylko w grę wchodzi sum albo duża brzana. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
tomi101 Opublikowano 19 Maja 2016 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 19 Maja 2016 @GBP, tego twojego szczupłego to jak zobaczyłem nogi mi zmiękły, a jak on wisiał na tym mikrusie to do dziś się zastanawiam. Za zęba czy mu agrafka utkwiła w nożyczkach?Zresztą historia jest typowa dla przekory ryb, bo przecież niedaleko od Ciebie mieszałem wodę sprzętem "Wisełka na grubiej" , pozwalającym targać "na klatę" bolki 70+ i metrowe wąsacze. I prawem przekory nic. A nasze zeszłoroczne sumy, które oczywiscie zawisły na zestawach boleniowo-kleniowo-lekkich, w miejscu gdzie często obaj łowilismy grubo... klenie.Kolego Sławku,nie chcę się czepiać i generalnie to nie moja sprawa,ale powiedz mi jakich ryb szukałeś w kwietniu,na Krakowskiej Wisełce ze sprzętem "..pozwalającym targać na klatę bolki 70+ i metrowe wąsacze..."?Tak po prostu jestem ciekaw. Pozdrawiam Tomi 1 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Super Arek GT Opublikowano 25 Października 2016 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 25 Października 2016 Jesień to niestety czas, gdy porzucam na dobre lekkie łowy...Zdradzam przy tym swoje ubóstwiane Brzany i Klenie.A i troszke tęskno za sprzętem ważącym pod kilogram.:-D Jesień to też jak i w lato- czas magicznych nocnych polowań.I jak to uwielbiam- w samotności.Na miejscach ,,wyasfaltowanych'' przez grunciarzy i wygodnych, przelotowych spinningistów kończących swą wyprawe z zapadnięciem zmroku.Bez obawy, że ktoś najdzie na hol lub namierzy miejsce i sposób połowów.Bez kamuflowania się jak to robie w ciepłych porach roku.Jesień na moim ,,poligonie'' to bezsprzecznie czas Sandacza i Suma...Na miejscu byłem około 19.Nie wiem jak to się dzieje.Raz o tej porze panują egipskie ciemności. Na kolejnej wyprawie nawet o 23 można wiązać supły bez odpalania latarki...Kilka chwil na miejscu ,, na sucho''.Kubek kawy i można atakować.Pierwsze 3 godziny upływają dość szybko.Wiejący wiatr, szelest liści, spłoszona kaczka czy krzykliwe kuropatwy dodają uroku polowaniu.W wodzie też kipi życie.Mimo wody mającej nie całe 8 stopni, drobnica oczkuje i pluska jak to ma miejsce w letni wieczór.Harce na chwile cichną.Woda dosłownie 10m odemnie otwiera się z charakterystycznym chlupotem.Jakby łopata żwiru wpadła w to miejsce.Nie ma wątpliwości co do sprawcy!A wabik jakieś 50m odemnie.Nie zdąrzyłem przyspieszyć by rzucić w okolice miejsca spławu gdy czuje to fest pierd...cie!I luz!Odbił sie!Szybko zwijam by ponowić rzut gdy nagle czuje przyjemny ciężar... Po braniu płynął w moim kierunku.Zaczynamy zapasy- tak mi się wtedy wydawało.Tyle, że On obiera kierunek i jedzie w dół Rzeki.Dokręcam hebel w Baitku, ale nic to za wiele nie daje.Plecionki 0,26mm jest 300m więc jest czym wojować.Rybsko płynie jak na autopilocie.Kurs na godzinę 11 pod drugi brzeg.Wiem, że na Jego kursie jest podwodna kamienna rafa.Zaczynam iść za Nim w dół, z nadzieją, że nie przetnie kamieniska.Walka, a raczej jej próby z mojej strony nic nie dają.Uchodze w dół za Nim około 70-80m brodząc.Przedemną przelew, za nim dół na jakieś 3m i zakrzaczony brzeg.To mój ostatni ,,bastion''A On jak płynął, tak płynie dalej.Czuje, że linka jedzie po kamieniach.Zrezygnowany dopierniczam już hebej pod max.Z nadzieją na zwrot wydarzeń.Dwa szarpnięcia i po zawodach...Zwijam zestawa, ale czuje,że coś tam na nim wisi.Na lince kupa śluzu i przypon z zamkniętą agrafką...?Ki czort???Po chwili dociera do mnie, że puściło kółeczko łącznikowe do 16kg przy wabiu.Po kiego je tam dawałem...Szczęście w nieszczęściu odpłynął z samym wobem z jedną kotwicą.Z kocią mordą wyłaże na brzeg.Wracam do punktu wyjścia.A łudziłem się, że mam sprzęt na każdego mieszkańca Rzeki.Kawa już nie smakuje jak wcześniej...No ale, nie zawsze się wygrywa.Trzeba umieć też przegrywać.Tymbardziej na wodach z taką a nie inną populacją Rybek.Rzadko spotykają mnie takie sytuacje.Bezradny, łudziłem się, że wygrany jest tylko jeden i to oczywista sprawa.I tak było :-D Lekcja pokory- nie pierwsza i nie ostatnia!!!:-D Do następnego spotkania Mobby Dick-u. 19 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
rybakaw Opublikowano 17 Maja 2017 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 17 Maja 2017 (edytowane) Witam wszystkich forumowiczów. Właśnie jestem "na gorąco" po kolejnym wypadzie na mazowieckie pstrągi. Uganiam się za nimi dosyć krótko - pierwszy sezon, dlatego dalej zbieram doświadczenia w tej materii. Mam zatem pytanie do bardziej doświadczonych kolegów: Jak często zdarzają się wam porażki - spięte ryby? To pytanie spowodowane jest tym, że dzisiaj rzeka dała mi naprawdę solidną porcję pokory. Dokładne obławianie różnych ciekawych miejscówek dało efekt w postaci kilku pstryków (nie do zacięcia mimo powtarzanych rzutów różnymi przynętami), okonka (ehhhh.....) i w końcu zaowocowało dwoma fajnymi kropkami, które po zacięciu, kilku młynkach zrobiły efektowną świecę i ku mojej rozpaczy spięły się... Czy mam to traktować "z przymrużeniem oka" bo tak bywa i przyjąć jako nauczkę na przyszłość? Czy może są sposoby aby zminimalizować ryzyko takich sytuacji? Dodam, że łowię na żyłkę (0,18 mm) no i gównie gumy (podejrzewam, że to wraz z hakiem pozbawionym zadziora robi tą krecią robotę ale tak musi być - NO KILL). Hamulec ustawiony tak aby przy zacięciu delikatnie zagrał. Każda podpowiedź mile widziana Edytowane 17 Maja 2017 przez rybakaw Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
DanekM Opublikowano 17 Maja 2017 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 17 Maja 2017 Spinki, wyjścia czy odprowadzenia są wpisane w łowienie pstrągów. Jeśli nie godzisz się na to, wyjścia masz dwa.Pierwsze zrobić focha z przytupem i zmienić gatunek (tylko czy jest taki, który nigdy sie nie spina?) ewentualnie zaprzestać wędkowania - 100% wyeliminowanie spinek Drugie wyjście to użycie prądu albo innego arszeniku celem pozbycia się populacji A teraz mniej żartobliwie. Pstrągi często odganiają przynętę zamkniętym pyskiem traktując go jako intruza. Jak jest taki dzień, to trzeba to przyjąć na klatę i cieszyć się z tego, że ryby w wodzie pływają i reagują. Haki bezzadziorowe nie mają w tej kwestii żadnego znaczenia. Co więcej, hak taki wbija się łatwiej. Może w tym przypadku wobler z jedna kotwiczką (bezzadziorową) byłby lepszy niż jig? Musisz sobie to sprawdzić nad wodą... 1 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
rav_id Opublikowano 17 Maja 2017 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 17 Maja 2017 U mnie w zeszłym sezonie była taka prawidłowość, że do maja każde branie kończyło się skutecznym holem. Potem już młynki, świece i dużo spinek - na tym sam zestawie. Inny temperament i sposób walki rybek. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
xnt@ Opublikowano 17 Maja 2017 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 17 Maja 2017 Normalka. Czasem jest 20 puknięć i zero na kiju. Odganiają cholery. Fajny jest widok jak wyjdzie ryba, nastroszy płetwy i uderza głową w przynętę. Mnie to cieszy, bo widać, że jeszcze są ryby. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Guzu Opublikowano 17 Maja 2017 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 17 Maja 2017 (edytowane) Nie znam tego lowiska, specyfiki lowienia i uwarunkowan.Ale warto pamietac ze zylka 0.18 mm jest bardziej rozciagliwa od 0.20. Nie mowiac juz o grubszej lince.Nie wiem jakiej przejrzystosci jest ta woda i jakiej wielkosci uzywasz przynet, ale troche nie znajduje uzasadnienia stosowania takiej zylki.Potrzebujesz bardzo daleko rzucac ? rzeka ma duza szerokosc ? duza glebokosc i grubosc zylki wplywa na szybkosc toniecia lekkich tonacych przynet opadajacych z nurtem ? Czy grubsza zylka ograniczy liczbe spadow ? nie znam wzoru na to. Ale na pewno bym sprobowal. Przynajmniej ruch reka (wedka) inaczej przelozy sie na ruch przynety na koncu zestawu. Jak spotykam sie z problemem , to szukam rozwiazania. Proobujac roznych pomyslow. Druga rzecz : guma ma to do siebie, ze nigdy nie jest przyneta tak skuteczna jak chodzi o zaciecie kontaktow z ryba jak wobler czy blystka. Dlatego na wielu lowiskach, gdzie obowiazuje C&R wymagaja stosowania pojedynczego haczyka. Po prostu pewne zachowania pstragow sa nie do zaciecia na pojedynczy hak . Typowe doplyniecie do wabika (niespieszne) i skubniecie w koncowke ogona (czy to woblera czy gumy). W woblerze masz tam kotwice, w gumie... watpie Itd itp. Im wiecej bedziesz chodzil za pstragami, im wiecej problemow i kwestii pokonasz, tym wiecej kolejnych przed soba dostrzezesz. Bo doskonalosc i pelna skutecznosc w lowieniu tych ryb nie istnieje. A kto twierdzi, ze jest inaczej, to po prostu sobie to wmowil i w to wierzy Powodzenia i dbaj o ryby ! Edytowane 17 Maja 2017 przez Guzu 3 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
rybakaw Opublikowano 18 Maja 2017 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 18 Maja 2017 Dziękuję za podpowiedzi a moderatorowi za przeniesienie wątku. Chciałem tak na szybko dowiedzieć się co jest nie tak... I wychodzi, że nie ja pierwszy dałem się zrobić w jajo W tych miejscach co miałem brania i spięcia wg mnie łowienie na gumę daje najwięcej możliwości. Wobler , obrotówka itp. raczej będą mocno ograniczone. Tak kombinuję aby użyć czeburaszki z kotwicą (przygięte zadziory ale zawsze dwa haki), dodatkowo sama czeburaszka, która jest ruchoma. Może to zmniejszy szansę spadku przy świecy? Na pewno zwiększy się czepliwość do zaczepów, ale może warto? Co o tym sądzicie? Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
etherni Opublikowano 18 Maja 2017 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 18 Maja 2017 A wahadłówka by nie pomogła? Pracuje w opadzie, i można łowić z nurtem, pod prąd, w poprzek itd. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
vako Opublikowano 18 Maja 2017 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 18 Maja 2017 (edytowane) Rzeka w której Artur łowi, jest płytka(dołki max 1,2m), wąska(do 5m szerokości, a najczęściej 2,5m), z bardzo przejrzystą wodą. Ryby są nieufne, bo presja duża i niemal każdy pstrąg, który ma więcej niż 30cm był już na haku. Stąd wielokrotne obwąchiwania i poszturchiwania domniemanej ofiary. W tej wodzie żyłka 0,20mm to wystarczająca grubość, która pozwoli na wyholowanie 99% ryb tam pływających. W związku z warunkami jakie panują na rzece najlepiej łowić rano i wieczorem(to oczywiście banał) lub w pochmurną pogodę albo trzeba trafić dzień w którym biorą bez tzw fochów, a co za tym idzie, często bywać nad wodą. Tego nic innego nie zastąpi. Edytowane 18 Maja 2017 przez vako 1 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
rybakaw Opublikowano 18 Maja 2017 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 18 Maja 2017 O małej wahadłówce szczerze mówiąc myślałem. Jednak nie w klasycznym ujęciu (rzut i prowadzenie np. Pod prąd)ale do łowienia w opadzie, spuszczaniu w nurcie i lekkim podszarpywaniu. W porównaniu z jigiem miałaby kotwiczkę zamocowaną na końcu przynęty. Muszę tą opcję wypróbować. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
etherni Opublikowano 18 Maja 2017 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 18 Maja 2017 Jak ryby skłute i ostrożne, to bym spróbował jeszcze mikrojigow typu nimfa. Pod prąd i kontrlowany spływ. Wahadełko na małej rzece, jak najbardziej, przy czym osobiście byłbym sklnny jigowac nim w toni, prowadząc z nurtem lub wahlarzem Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Guzu Opublikowano 18 Maja 2017 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 18 Maja 2017 Metoda na ostrożne ryby nie jest żyłka cieńsza o 0.02 mm .Jest naturalność zachowania przynęty i prezentacja jej rybom zgodna z ich metoda pobierania pokarmu. Tylko to łatwiej napisać niż osiągnąć 9 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
malinabar Opublikowano 26 Lipca 2018 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 26 Lipca 2018 Właśnie wróciłem z ryb . W sumie przegrałem . A zabrakło naprawdę niewiele ...Od późniejszego nieco popołudnia tropię pasiaczki w ich rewirach . Upał okrutny nieco się łamie i zaczyna pachnieć burzą . Zagrzmiało , powiało , w pełnym słońcu popadało chwilę tęczę malując na niebie ... Jest pięknie . Rybki akwariowe , nie mogę przebić się do czegoś większego . Wreszcie trafiam miejsce darzące już fajnymi , choć jeszcze nie zdjęciowymi okonkami . Zapamiętuję się w tym łowieniu niemal zapominając , że już czas najwyższy popłynąć za sandaczem . Patrzę na zegarek - jest 19.00 , a troszkę będę musiał płynąć . Jeden z ostatnich rzutów . Całkiem bliski , ot tak , żeby sięgnąć krawędzi korytka . Malutka gumeczka spada w dół , coś do niej doskakuje niemal równo z tempem opadania , odzywa się twardym oporem i przesuwa dynamicznie ze dwa metry . I się zaczyna ...W pierwszych chwilach mam wrażenie , że trafiłem sumka . Ryba ciągle muruje , równo i miarowo z wielką siłą pompując w dół , aż wiry wychodzą na powierzchni o średnicy dobrego metra . Sprzętowo 8 lb w postaci GOCXS-732UL-T , Sunline 6 lb i najmniejsze kopytko Relaxa na 3 gramach , na haku Matzuo nr 6 . I ten ostatni element mnie przeraża ... Ryba nie odchodzi daleko a ja staram się jej nie prowokować do gwałtownych działań . Jednak ciągle pompuję ją do góry - oczywiście bezskutecznie . Wreszcie okrążając kolejny raz łódkę zaczyna rozpędzać się w linę kotwiczną , opierając o nią plecionkę . Udaje mi się przełożyć kij z drugiej strony , wkładając go niemal po rękojeść do wody . Rybsko zaczyna się rozpędzać i odjeżdża na dobre 15-20 metrów . Jednak tak bardzo równo i bez zrywów szalonych . Pomysł z sumem raczej odpada . Nie ma łupnięć ogona o plecionkę i takiego odjazdu , jaki fundują wąsate w rozmiarze +/- metr . Myślę jeszcze o boleniu , ale to też nie ta dynamika . Pozostaje praktycznie leszcz . Wielka łopata , która łyknęła przynętę , bo za bok też nie jest podczepiona . Ale jaka musiałaby to być ryba , bo to wszystko już sporo trwa a ja cały czas podciągam rybę na pograniczu wytrzymałości haka . W oddali pierwszy raz , po kolejnym długim odjeździe mam wrażenie , że widzę grzbietową płetwę leszcza ...Wiem , że jest jeszcze jedna ryba , która idealnie pasowałaby do sposobu walki , ale staram się nie dopuszczać nawet takiej myśli . Ale stało się . Po kolejnym nawrocie udaje mi się z czuciem podciągnąć rybę do powierzchni . Chciałem tylko zobaczyć co to ? I zobaczyłem . Biała obwódka zielonkawej cudownie płetwy wielkości moich dwóch dłoni . Po chwili sandał pokazuje się cały jakiś metr pod powierzchnią . Moja życiówka . Na oko z dziewięć dych . Na okoniówce z drucianym haczykiem numer sześć . Chichot losu ... Ryba rozpędza się znowu w stronę kotwicy , delikatnie przytrzymuję szpulę ręką , gumka wyskakuje z wody . Ciężko siadam na ławce , kątem oka widzę jakiś absurdalny zapis na echu . Łomot serca , pustka w głowie ... Muszę uspokoić oddech ... Teraz trochę gdybania . Gdyby wziął na gumkę mocniej uzbrojoną , może coś z tego mogłoby być ? Chociaż haczyk przetrwał cały a ryba musiała być zahaczona w obrębie pyska z tego co widziałem . Z drugiej strony wolfram nie wyglądał jak po pobycie w takim pysku , więc gdzieś na zewnątrz . Gdybym pozwolił Mu pójść w stronę liny licząc na to , że znowu się wywinę i zdając się na poluzowany hamulec ? Zabrakło naprawdę niewiele . Chociaż taka Ryba na taki zestaw ? Jak opisać takie zdjęcie ?Cała akcja trwała jakieś 15 minut . Cieszę się , że spotkałem króla smoków i mogłem z Nim powalczyć .Choć z drugiej strony myślę , czy nie lepiej byłoby Go nie spotkać żyjąc w przeświadczeniu , że grasuje zupełnie gdzie indziej .Dobra , a teraz muszę się ogarnąć i zastanowić , co z tego wynika tak naprawdę . Idę spać . 29 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
wujek Opublikowano 27 Lipca 2018 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 27 Lipca 2018 (edytowane) Dobrze że zobaczyłeś co to było. W zeszłym roku na boleniówkę miałem w Wiśle metrowego amura, wziął jak boleń, dopóki nie zobaczyłem pyska byłem na 100% pewny że mam wielkiego bolenia, bo pokrój ciała i płetwy na to wskazywały, niestety wobler zawinął się kotwicą o żyłkę i w końcu ją przetarł. Dobrze że go zobaczyłem bo bym snuł smętne opowieści o metrowym boleniu .Co do strat to mnie najbardziej boli sumek ze 2m jak już za przypon go trzymałem i zobaczyłem że jest wpięty za skórkę w żuchwie, potrzymałem go może z 5sek, szarpnął sie i wypiął. Kolega pocieszył mnie że miałem szczęście że go choć zobaczyłem bo wielu ryb w tym największego suma jakiego miałem na kiju nie dane mi było nawet zobaczyć. Potężna ryba która z 300g kijem robiła co chciała i nie byłem w stanie oderwać go od dna. Najważniejsze że masz tam takie ryby, przyciśnij to miejsce, on tam gdzieś stoi, ma swoją metę i może będzie w pobliżu. Słyszałem o złowieniu tego samego sandacza dwa razy w tym samym miejscu, choć szansa że weźmie drugi raz duża nie jest. Edytowane 27 Lipca 2018 przez wujek 5 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
malinabar Opublikowano 27 Lipca 2018 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 27 Lipca 2018 Janek , w sumie nie wiem czy to dobrze , że widziałem co to za ryba . Biorąc pod uwagę atencję , jaką darzę ten właśnie gatunek wydaje się , że los ze mnie zakpił wrednie fundując mi branie smoka na ultralajcie . Tak bym pewnie interpretował to zdarzenie omijając skrzętnie pomysł o sandaczowym zbóju . Ale z drugiej strony to cieszy , że w ogóle się z Nim spotkałem . A to , że był tam właśnie wydaje się być wypadkową dużej ostatnio wody ( a przybrała sporo ) i koncentracji drobnicy w tym rejonie ( tak jest tam zawsze ) . Duży drapieżnik przy tej większej wodzie może tam się czuć nieco pewniej , mając trochę więcej nad głową . Nie wydaje mi się , żeby tam właśnie był stały rewir tej ryby tym bardziej , że ruch na wodzie jest tam okrutny . Choć mogę się mylić . Tak czy siak , na pewno będzie teraz okolica penetrowana nad wyraz dokładnie .A to sandaczowa gumka , która dała tyle emocji : 3 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
wujek Opublikowano 27 Lipca 2018 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 27 Lipca 2018 Nie pierwszy, nie ostatni. Ja już się pogodziłem że brania i spady są wpisane w nasze hobby i jedyne co mogę zrobić to starać się zmniejszyć ich liczbę ale nie wyeliminuje do zera. Strata dużej ryby zawsze boli. 1 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Rekomendowane odpowiedzi
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.