Skocz do zawartości

Lipieniowa klęska


robert.bednarczyk

Rekomendowane odpowiedzi

Jurek na 4 stronie tego wątku pod Twoim wpisem prosiłem o wyjaśnienie kwestii "pamięci" i łowienia na muchy, których aktualnie nie ma na wodzie. Byłbym zobowiązany gdybyś rozwinął ten temat i odpowiedział na moje pytanie. Sądzę, że innym też się to przyda :)

 

Dziękuję za to pytanie ... Obserwacja wynika ze "zderzenia" dwóch teorii - jednej, którą określa się jako "match the hatch", czyli imitowania tego, co ryby aktualnie jedzą, a co płynie wodą (trzeba uważac na "masking hatches") i drugiej, która zmierza do skłonienia ryb do "zjedzenia" tego, co wędkarz chce im w umiejętny sposób zaprezentować ...

 

Lipienie, szczególnie w wodach "przełowionych", wykazują dużą ostrożność w pobieraniu pokarmu, szczególnie z powierzchni wody (potrafią płynąc pod naturalną muchą, tak jak opisałeś - w dół od swego stanowiska, "obserwujac" z pełną "podejrzliwością" i "odwrócić się" od żywego stworzenia, jeśli cos im się nie spodoba) ... podobnie postępują wobec imitacji, którymi próbujemy je "oszukać" ... i wtedy "matching the hatch" jest ogromnym wyzwaniem, często frustrujacym ... W większosci próby polegają na stosowaniu coraz mniejszych much, coraz delikatniejszych zestawów, co ma swoje "za i przeciw" ... ale, jak uważam, na podstawie swoich obserwacji, ryby mają "zachowane w pamięci" widoki "smacznego jedzenia" w postaci większych much, które zjadały wcześniej (tygodnie, miesiace) ... ale ta "pamiec" jest mało precyzyjna, oraz nie mają "naturalnych wzorców" do porównania ... a muchy małe, jesienne, mają wokół jako "wzorzec" ... wtedy warto wypróbować większe muchy, zamiast "katować ryby" łowieniem na haczyki 22 czy 24 na przyponach o mikrej wytrzymałości ... wtedy lepiej łowić w nieco szybszej wodzie (na płaniach - na nimfę też nie "mikro") oraz nawet nie zacinać, tylko tak prowadzić muchę, żeby ryba sama "zawisła" wracając z haczykiem w pysku do dna ... Jesienią lubię łowić na stosunkowo spore muchy "suche" ... wtedy ryby da się wyholować szybciej, uwolnić zmniejszając ryzyko śmiertelnosci ...

 

Przypon 0,12 może mieć ok. 2 kg (4 lb) wytrzymałości, co dla ryb o masie do 3/4 kg jest zupelnie wystarczające ...

 

Warto też pamietać, ze wśród widocznych much (subimago) jesiennych czy późnoletnich "oliwek", ryby mogą brać praktycznie niewidoczne "spent-spinner'y", najwyraźniej bardzo "smaczne" dla nich ...

 

Natomiast odnośnie odleglości łowienia - przy odrobinie wprawy prawie dokładnie wie się, gdzie jest łowiąca mucha i nawet jeśli jej nie widać, da się łowić obserwujac "oczka" w tej okolicy ... ;)

 

Pozdrawiam serdecznie

 

Jerzy Kowalski

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mnie chodziło o "klucz" w doborze. Ja najczęściej "mieszam" muchami, które wiem, że występują w ciągu dnia. Najczęściej sprowadza się to do "wyprzedzenia" rójki naturalnych owadów moimi imitacjami. I to mi działało. Z tego co piszesz wynika, że można pójść dalej i spróbować pobawić się muchami wręcz z innej pory roku czy w innym stadium rozwoju. Przy najbliższej okazji sprawdzę i to...jak będę nad inną wodą. W 99 procentach łowię na Pomorzu, z czego w 95 proc w dorzeczu Gwdy gdzie wyjścia do suchej są okresowe, a na niektórych rzekach wręcz sporadyczne. Generalnie, kiedy widzi się oczko, to na prawdę trzeba się bardzo postarać żeby założyć muchę, której lipień nie weźmie. Nie ma problemów z doborem suchej tyle, że zdarza się to rzadko i okresowo, głownie jesienią. Co oczywiście nie znaczy, że nie można lipieni połowić na mokrą muchę, którą uwielbiam i ciągle już od 25 lat się uczę. I oczywiście nimfa w każdej postaci, o której myślę, że wiem sporo jeśli chodzi o pomorskie rzeczki. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Panie @Jerzy, gdyby to lowienie lawic lipieni bylo mozliwe - wcale bym sie nie obrazil :) Oczywiscie chcialbym lowic pieknie jak w filmie Redforda, oby wkrotce technika mi sie poprawila. Jeszcze 10 lat i bede artysta ;) Uwaga o obserwowaniu oczek super trafna - to dla slepoty jak ja jedyny sposob. Musze znow Pana wyciagnac na kawe i zdobyc kolejna serie cennych podpowiedzi. Moze nie jestem pojetny jak Pana uczniowie z kadry ale caly czas ewoluuje w dobra strone. Jeszcze raz dzieki za poswiecony czas!

Co do tych duzych suchych to mam takie monstra i nawet na OS-ie jeden bardzo doswiadczony Slowak podpowiadal zeby zalozyc mimo ze wszyscy lowili na rozmiar mikro. Nie zdazylem bo duze braly na goddarda :)

 

@Andrzej Wstaw fotke tej #2. Ciekaw jestem tej pieknosci.

 

@rheinangler Piekna idea z wstawianiem fotek muszek lipieniowych. Twoje wygladaja na smaczne! Moze ktos pojdzie za przykladem i tez uchyli rabka tajemnicy.

 

@thymalus Mozesz rozwinac temat wypredzania rojki? Z tym mam problem bo nie wiem co sie kiedy roi. Moze napiszesz pare slow, a moze ktos inny pociagnie temat? Co sie kiedy roi? O jakiej porze i w jakim miesiacu. Moze jest jakas literatura? Zbieranie doswiadczen trwa a wolalbym skorzystac z doswiadczenia innych. Skoro znasz pomorskie rzeczki to moze podpowiesz cos na Lupawe.

 

Metode Pana @Jerzego stosowania muszek z innych okresow na pewno wykorzystam, nadal jednak potrzebna wiedza co sie roi w danym miejscu przez caly rok.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pisząc o wyprzedzeniu rójki miałem na myśli dokładnie tą samą zasadę o której pisał Jurek, czyli wykorzystanie "pamięci" oraz faktu, że lipień nie ma możliwości porównania z oryginałem. Ja stosowałem to znając dokładnie rozkład rójek w ciągu dnia. Jak łowisz kilka dni mniej więcej wiesz co, o której godzinie wylatuje. Jak np. chruścik zaczyna się pojawiać około 19.00 zakładałem go z godzinę, półtorej wcześniej i...działało. Oczywiście nie zawsze i nie wszędzie. Jak masz dobre brania na to na co łowisz po co kombinować? 

Co do rójek i tego co się gdzie roi jest to temat tak obszerny, że znam tylko jednego muszkarza, który jest w stanie podać w miarę miarodajne informacje. Myślę tu o Stasiu Ciosie i odsyłam do jego gazetek i książki Co zjada pstrąg. Stasio latami gromadził dane z różnych rzek, robił analizy. W Bzdykfusie każdy był wyposażony swego czasu w fiolki, w które należało z każdej wody przywieźć mu żołądek lipienia i pstrąga. Niestety nie udawało się tego dokonać bez uśmiercenia ryby, ale dzięki temu powstały kapitalne opracowania. 

Na Łupawie łowiłem kilkanaście, może kilkadziesiąt razy w życiu więc nie uważam się za fachowca od tej wody. Łowię głownie w dorzeczu Gwdy czyli Gwda, Dobrzyca, Piława itd. Tam łowię średnio rocznie 150 dni, a bywały takie lata, gdzie na muchę łowiłem ponad 250 dni w roku. Mogę powiedzieć, że te rzeki znam...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Panie @Jerzy, gdyby to lowienie lawic lipieni bylo mozliwe - wcale bym sie nie obrazil :) Oczywiscie chcialbym lowic pieknie jak w filmie Redforda, oby wkrotce technika mi sie poprawila. Jeszcze 10 lat i bede artysta ;)

 

Szanowny Panie Pawle,

 

Piękne lowienie, o którym napisalem wyżej, nie jest tożsame ani ze "skutecznym", ani z "technicznie sprawnym", ani ...

 

Łowienie ławic jest wlaściwe rybołówstwu komercyjnemu ... po co, jak niektórzy to robią, męczyć delikatne ryby dziesiatkami, jeśli tego samego można się dowiedzieć łowiąc pojedyncze sztuki?

 

Pięknie łowiąc szanuje się zasoby i Kolegów, rozwijając umiejętności i wiedzę wędkarską ... i nie o ilościowe "wyścigi" chodzi, ani o sprawnośc techniczną, ani o wyposażenie ... Może pięknie łowić wędkarz początkujący, a paskudnie - bardzo sprawny i doświadczony ...

 

Pozdrawiam serdecznie

 

Jerzy Kowalski

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ictus, a co byś chciał wiedzieć o Łupawie ?? 
Tak się składa, że trochę znam tą wodę, bo płynie jakieś 25-30 km od mojego rodzinnego miasta ;). Jeśli chcesz spytać się o jakieś konkretne szczegóły - zwłaszcza o miejscówki, to napisz na priv. Na resztę pytań odpowiem tutaj. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Szanowny Panie Pawle,

 

Piękne lowienie, o którym napisalem wyżej, nie jest tożsame ani ze "skutecznym", ani z "technicznie sprawnym", ani ...

 

Łowienie ławic jest wlaściwe rybołówstwu komercyjnemu ... po co, jak niektórzy to robią, męczyć delikatne ryby dziesiatkami, jeśli tego samego można się dowiedzieć łowiąc pojedyncze sztuki?

 

Pięknie łowiąc szanuje się zasoby i Kolegów, rozwijając umiejętności i wiedzę wędkarską ... i nie o ilościowe "wyścigi" chodzi, ani o sprawnośc techniczną, ani o wyposażenie ... Może pięknie łowić wędkarz początkujący, a paskudnie - bardzo sprawny i doświadczony ...

 

Pozdrawiam serdecznie

 

Jerzy Kowalski

O pięknym łowieniu jest równie pięknie napisane... To chyba istota wędkarstwa muchowego. Czerpanie samej przyjemności z łowienie, z wybrania metody niekoniecznie najskuteczniejszej w danym momencie. Obrania strategii, doboru muchy, a wówczas złowione nawet pojedyncze ryby sprawiają podwójną frajdę. Do tego jednak droga bywa długa. Jakże trudno na początku tej drogi zatrzymać rękę i nie posłać muchy w kierunku każdego oczka znajdującego się w naszym zasięgu. Mimo nawet tego, że spodziewamy się, że ryba może być krótka. Tu oczywiście zdarzają się wyjątki i oceniając po samym oczku można solidnie się oszukać zarówno co do wielkości jak i gatunku ryby. Łowiłem małe potoki będąc przekonanym, że oczko jest przynajmniej czterdziestaka. Na jętce majowej nie zacinałem uklejki, żeby nie spłoszyć żerującego w tym miejscu pstrąga. Ryba zacięła się sama, a owa uklejka miała pod 60 cm i miała kropki... Komfort daje na pewno możliwość częstego łowienia. Kiedy pstrągowa rzeczka płynie przez ogródek, kiedy łowiłem na muchę ponad 250 dni w roku nie wynik stawał się najważniejszy. Ileż można ciągać lipieni na dolną nimfę? Ileż pstrągów zdejmować ze streamera? Wtedy zaczyna się właśnie kombinowanie. Na pstrąga czy lipienia idzie się z długą nimfą, a po kilku dniach zmiana i machamy mokrą muszką. Mimo, że z założenia narzuca się pewne ograniczenia, mimo świadomości, że nie jest to metoda najskuteczniejsza to frajda z przechytrzenia ryby właśnie w tak zaplanowany sposób jest przeogromna. To dla mnie jest piękno łowienia... 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Troszkę odbiegnę od "piękna" łowienia z dwóch powodów.

Po pierwsze,- to tak magiczne chwile, że słowa i możliwości opisu jakimi dysponuje nie są w stanie tego oddać ze względu na ich jednoczesną ulotność i intensywność zazwyczaj skupioną w krótkim odcinku czasowym a jednak wydających się jakby trwały wieczność właśnie ze względu na ową intensywność i wielość naraz pobudzonych bodźców...

Po drugie to zbyt intymne chwile  ;)

Pytanie które chciałbym zadać miedzy innemu Panu Jerzemu to pytanie o duże okazy lipieni, które wedle znanych mi opinii umierają po przekroczeniu pewnego niezbyt sędziwego wieku i tak bardzo na oko rozmiaru  ok 50cm, który oczywiście może się różnić dla każdego ekosystemu ze względu na wiele czynników.

Zechciał by Pan rozjaśnić nieco ten temat?

Chętnie dowiedział bym się po czym można poznać lipienia w schyłkowej fazie życia, niestety największe moje lipienie nie przekraczały 45cm i wszystkie wydawały się w sile wieku i pełni kondycji.

Druga rzecz która mnie nurtuje to np możliwość (nie konieczność) wobec tej wiedzy ustalenia sensownych wymiarów dolnych i górnych a może bardziej środkowych?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przyjęło się, że lipień w polskich wodach żyje średnio około 7 lat. Czym większy w danych warunkach tym bliżej mu do schyłku żywota. Śmiem twierdzić, że tylko nielicznym udaje się dożyć w naturalny sposób kresu swych dni. Większość wyławiana jest w 2-4 roku swego życia. Czym żyźniejsza woda tym oczywiście przyrosty są większe. Jeśli przyjąć, że wymiar ochronny ma pozwolić rybie na odbycie przynajmniej jednego tarła naturalnego to opierając się na wnioskach wspomnianego wcześniej St. Ciosa na wielu pomorskich rzeczkach powinien on wynosić 33-35 cm. Przyrosty są bowiem tak znaczne, że wymiar 30 cm nie gwarantuje, że ryba odbyła już tarło. Mimo, że łowię lipienie na bardzo żyznych wodach obecnie jak i kiedyś, gdy było ich zdecydowanie więcej lipienie powyżej 50 cm były i są rzadkością. Ale z całą pewnością można takiego trafić... Osobiście największego lipienia widziałem złowionego na maleńkiej rzeczce pstrągowej, dopływie Gwdy, przez miejscowego na...konika polnego. Lipień miał 56 cm...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No to ja dziś na tarczy. Kilka skubnięć na nimfę (łowie tylko na długą) i 2 się spięły. Suchara olały pomimo że żerowały na powierzchni. Ciekawe, że od mniej więcej początku października są dużo mniej łapczywe i trudniejsze to przechytrzenia. W sierpniu i wrześniu wystarczało podać celnie drobną i oszczędną w materiały muchę i coś tam się uwiesiło. Teraz cwaniakują :)

Edytowane przez mkuczara
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pytanie które chciałbym zadać miedzy innemu Panu Jerzemu to pytanie o duże okazy lipieni, które wedle znanych mi opinii umierają po przekroczeniu pewnego niezbyt sędziwego wieku i tak bardzo na oko rozmiaru  ok 50cm, który oczywiście może się różnić dla każdego ekosystemu ze względu na wiele czynników.

Zechciał by Pan rozjaśnić nieco ten temat?

Chętnie dowiedział bym się po czym można poznać lipienia w schyłkowej fazie życia, niestety największe moje lipienie nie przekraczały 45cm i wszystkie wydawały się w sile wieku i pełni kondycji.

Druga rzecz która mnie nurtuje to np możliwość (nie konieczność) wobec tej wiedzy ustalenia sensownych wymiarów dolnych i górnych a może bardziej środkowych?

 

Szanowny Panie Arku,

 

Cieszę się, że się podobalo ... ;) Nie przesadzałbym z tą intymnością, bo warto się dzielić doświadczeniem, również emocjami, oraz przekazywać je na kolejne generacje ... bez tego środowisko nie istnieje ... :rolleyes:

 

Wracając do lipieni - jak wszystkie stworzenia mają ograniczony czas naturalnego istnienia ... Ograniczony w rózny sposób ... Swego czasu Józek Jeleński pisał, że polskie lipienie mają okres przeżycia 3-4 lata ... nie dlatego, żeby wwczas wyczerpywały się ich biologiczne "siły witalne", ale dlatego, że wtedy "dostają w łeb" ... po przekroczeniu mitycznego (i mitologizowanego) "minimalnego wymiaru ochronnego", w zalożeniu mającego pozwolić "na odbycie jednego tarła" ... O tym za chwilę, a na razie - o samym tarle ...

 

Okres tarła jest okresem najbardziej obciążającym organizm ryby w ciągu roku (zakładając coroczny udział w tarle, bo są i osobniki "pauzujące" - zjawisko znane u pstrągów, co stwarza mylne wrażenie, że pstrągi są "w bardzo dobrej kondycji" wtedy, kiedy powinny regenerować się po tarle) ... Dlatego trudno przewidzieć kiedy taki osobnik odbędzie ostatnie tarło w życiu (wówczas najczęściej giną) ... Nasze, europejskie lipienie mają "biologicznie zaprogramowany" okres przeżycia 7-8 lat i w zależności od warunków środowiskowych są w stanie osiągnąć 55-60 cm dlugości ...choć w większości miejsc ten maksymalny okres życia moze pozwolić na osiągnięcie 40-45 cm przez najstarsze osobniki... Oczywiście, nie wszystkie, bo wiekszość zginie o wiele wcześniej ... Warto pamiętać o "piramidzie populacji", którą tworzą kolejne roczniki i naturalnie osobników najstarszych jest niewiele ... a są one "w dobrej kondycji", bo tylko to pozwala na dojrzewanie gonad oraz na odbycie tego "ostatniego wysiłku reprodukcyjnego" ...

 

Naturalnie, największe osobniki zazwyczaj wydają najwięcej ikry na kg masy ciała, ale jest ich mało, stąd udział w tarle niewielki ... Najwiekszy udział w tarle ma w sposób zrównoważony masowo uczestnicząca "środkowa populacja", liczne osobniki, wydające sporo ikry na kg masy ... Jak z kolei kiedyś, na podstawie doświadczeń, zauważył Piotrek Konieczny - żeby było skuteczne tarło potrzebne są licznie występujące tarlaki ... Oczywiście, warunki do odbycia tarła, warunki inkubacji ikry, warunki przeżycia wylęgu, narybku, mlodych form - oczywiście też ...

 

Niestety, często wędkarze skupiają się na jednym czynniku, resztę lekceważąc ... z tego, że tarło się odbywa nie wynika, że jest skuteczne, ze prowadzi do "zamknięcia cyklu biologicznego" ... i to w stopniu przynajmniej równoważącym "następstwo pokoleń", czyli brak ubywania liczebności ryb z populacji ... Temu służą różne zabiegi gospodarcze i regulacje ... niestety, nierzadko wciąż pojmowane w sposób ... XIX-wieczny ... ;)

 

"Minimalny wymiar ochronny" zakłada odbycie pierwszego tarła przez ryby nim objęte ... tylko, że nie przez wszystkie ... tylko przez 50% ... bo przyroda wykazuje zmienność ... Warto też pamiętać, że pierwsze tarlo nie nalezy do najbardziej wydajnych ... te ryby wcześniej nie przeżyły żadnego naturalnie selekcjonującego populację okresu tarła, chociaż z załozenia powinno ich być najwięcej ... Więc ograniczanie eksploatacji tylko i wyłacznie do tych ryb jest mało racjonalne dziś ... Podobnie jak ograniczanie zabierania ryb największych, których jest najmniej ... więc jedno i drugie podejście nie wyczerpuje wymagań jakościowych ani ilościowych ...

 

Są wprowadzane różne regulacje, dotyczące ochrony ryb licznych, doświadczonych tarłowo (tzw. wymairy "widełkowe", obejmujące kilka roczników najważniejszych dla tarła), albo wysokie wymiary "minimalne", obejmujące całą populację "istotną tarłowo" z pozwoleniem na zatrzymywanie "okazów", żeby "łechtać ego" wędkarzy ...

 

Są wreszcie regulacje zakazujące zabierania ryb wszystkich rozmiarów, czyli "no kill", które, jeśli wyposażone w świadomie stosowane przez wędkarzy wyposażenie i techniki C&R ogranicza ubytki i "powiększa pojemność" łowisk ... przy tym warto pamietać, że mimo takich regulacji wciąż towarzyszy łowieniu pewne zwiększenie śmiertelności ... tym większy im łowienie mniej piękne ...

 

Na koniec - regulacje, o których baaaaardzo niechętnie się u nas wspomina, czy w ogóle bierze je pod uwagę (bo zaraz podnosi się krzyk tych łowiących po 100, 150, 200, 250 dni w roku), a mianowicie regulacje typu "no fishing" ... ;) Największym wplywem, jaki wywierają regulacje typu "no kill", jest właśnie ich efekt w postaci daleko posuniętego "no fishing" ... podobnie wpływa ograniczanie liczby łowiących w lowiskach "specjalnych" ... obowiązujące tam regulacje C&R są ważne, ale najważniejsze jest ograniczenie liczby łowiących ...

 

Mam nadzieję, że kilku istotnych kwestii dotknąłem, a jeśli któreś z nich wymagalyby rozwinięcia to chętnie odpowiem ...

 

Pozdrawiam serdecznie

 

Jerzy Kowalski

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Szanowny kolego Jerzy.

Na imię mam Janusz i tak proszę się przy (mam nadzieję) odpowiedzi do mnie zwracać, gdyż na "pan" jestem uczulony ;)

Ad meritum "Mam nadzieję, że kilku istotnych kwestii dotknąłem, a jeśli któreś z nich wymagalyby rozwinięcia to chętnie odpowiem". Zapewne wszystkie :D 

​Na początek - moje wątpliwości budzi lansowana od pewnego czasu propozycja wprowadzenia "wymiarów widełkowych". Moim zdaniem jest to pomysł - na wodach otwartych - szkodliwy. Przesunięcie całej presji wędkarskiej (czyt. zabijanie) na najbardziej wydolne tarłowo gatunki, a pozostawianie zadania podtrzymania gatunku na "początkującą" młodzież i nieliczne "dziadki", które i zmiany genetyczne mieć potrafią, i przeżywalność ikry już nie taka, otóż wybieranie z wody środkowej części populacji - czy nie jest bardziej szkodliwe od zabierania tylko "okazów"?

I zbliżona, choć nie tożsama sprawa - moim zdaniem, abstrahując od obecnych możliwości prawnych, lepszy skutek dla ekosystemu miałoby zniesienie wymiarów ochronnych przy jednoczesnym ograniczeniu możliwości zabierania z wód otwartych ryb do kilku sztuk w ciągu roku. Dla potrzeb odpowiedzi załóżmy na chwilę, że idealne społeczeństwo istnieje i nikt "nadkompletów" nie zabiera. Czy nie bardziej kształtujący postawy C&R/wychowawczy byłby limit od wymiaru ochronnego?

 

I ja pozdrawiam

Janusz.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Szanowny kolego Jerzy.

Na imię mam Janusz i tak proszę się przy (mam nadzieję) odpowiedzi do mnie zwracać, gdyż na "pan" jestem uczulony ;)

Ad meritum "Mam nadzieję, że kilku istotnych kwestii dotknąłem, a jeśli któreś z nich wymagalyby rozwinięcia to chętnie odpowiem". Zapewne wszystkie :D 

​Na początek - moje wątpliwości budzi lansowana od pewnego czasu propozycja wprowadzenia "wymiarów widełkowych". Moim zdaniem jest to pomysł - na wodach otwartych - szkodliwy. Przesunięcie całej presji wędkarskiej (czyt. zabijanie) na najbardziej wydolne tarłowo gatunki, a pozostawianie zadania podtrzymania gatunku na "początkującą" młodzież i nieliczne "dziadki", które i zmiany genetyczne mieć potrafią, i przeżywalność ikry już nie taka, otóż wybieranie z wody środkowej części populacji - czy nie jest bardziej szkodliwe od zabierania tylko "okazów"?

I zbliżona, choć nie tożsama sprawa - moim zdaniem, abstrahując od obecnych możliwości prawnych, lepszy skutek dla ekosystemu miałoby zniesienie wymiarów ochronnych przy jednoczesnym ograniczeniu możliwości zabierania z wód otwartych ryb do kilku sztuk w ciągu roku. Dla potrzeb odpowiedzi załóżmy na chwilę, że idealne społeczeństwo istnieje i nikt "nadkompletów" nie zabiera. Czy nie bardziej kształtujący postawy C&R/wychowawczy byłby limit od wymiaru ochronnego?

 

I ja pozdrawiam

Janusz.

 

Szanowny Januszu z Bielska (według życzenia ;) ),

 

W sprawie wymiarów "widełkowych" opisał Pan sytuację dokładnie odwrotną od faktycznej ... ale to nie zaskakuje, bo większość wędkarzy w Polsce rozumie je opacznie ...

 

Wymiar "widełkowy" ("slot size limit") stanowi ochronę najbardziej licznej, najbardziej sprawnej części populacji, pozwalając na zabieranie pojedynczych sztuk POWYŻEJ oraz PONIŻEJ określonych długości ryb ... np.dla pstrągów - ryby 35-50 cm (reproduktory) są chronione wymiarem, a wolno zabrac jedną rybę >50 cm, oraz dwie <35 cm (jeśli limit dobowy wynosi 3 szt.). Proste rozumowanie wskazuje na to, że bez licznego stada ryb 35-50 cm nie będzie mniej licznej, ale zauważalnej liczby osobników >50 cm ... taka "piramida", w której wielkośc "podstawy" warunkuje wysokość "szczytu" ...

 

Co NAJWAŻNIEJSZE - każda woda ma nieco inne warunki, mozliwości i wymagania i dlatego regulacje powinny być do nich dostosowane ... ustalanie jednego rozwiązania, czy nawet jednego sposobu regulowania eksploatacji we wszystkich wodach jest dużym nieporozumieniem ... dlatego napisałem wcześniej o tym, że w jednej wodzie może być przydatne i celowe ustalenie wysokiego wymiaru minimalnego, a w innych może to być wymiar "widełkowy" (dobrze rozumiany), a w jeszcze innych - całkowity zakaz zabierania ryb. Oczywiście z dobrze określonym okresem bez połowów, a także (najlepiej) regulowaną liczbą łowiących (to w Polsce wymóg prawny, mało znany zresztą) ... ;)

 

Najważniejsze jednak w tym wszystkim jest dostosowanie całkowitego poziomu eksploatacji do możliwości łowiska, przy czym trzeba pamiętać, że łowienie C&R to też eksploatacja ... a z tym wiąże się nieuchronnie limitowanie dostepu do łowisk, bez którego wszystkie wysiłki, regulacje, wymiary, limity, okresy, strażnicy, pilnowanie itp. itd. są "psu na budę" i są tylko "kombinowaniem" w celu uchronienia jednej, wynikającej z powojennych zawirowań "świętości" ... W warunkach "świętości" opacznie pojmowanej "powszechności wedkowania" nie będziemy mieć dobrych łowisk ...

 

Pozdrawiam serdecznie

 

Jerzy Kowalski

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Och, dokładnie wiem, co "na świecie" oznacza pojęcie "wymiar widełkowy". I w pełni się zgadzamy, że u nas jest dokładnie lansowany dokładnie odwrotny :angry: Gdy wielokrotnie tłumaczyłem przy różnych okazjach, co jest celem wprowadzenia "widełek", bywałem odsądzany od czci i czego tam jeszcze... Ale nic to. Dobrze, że autorytet tej miary otwartym tekstem to napisał. I zapewne będzie zmuszony pisać jeszcze po wielokroć, nim błąd wyprostowany zostanie.

Również limitowanie dostępu do łowisk, poprzez ilość wyjść w ciągu tygodnia, roku, innego limitowania presji przez gospodarza łowiska, jest - po dokładnym przemyśleniu problemu - sprawą oczywistą. 

Natomiast pytanie o zasadność zamiany wymiaru ochronnego na bardzo mały limit nie doczekało się odpowiedzi wprost. A na nią również liczyłem.

PS

Jednak w odpowiedź wkradł się "pan" ;) Jaki nie najmłodszy wiekiem i stażem "kolega po kiju" ustawicznie proszę, Janusz wystarczy :)

Janusz

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pozwolę sobie wrzucić swoje trzy grosze do dyskusji n/t wymiarów ochronnych i limitów połowowych ( a w zasadzie limitów zabijania) ryb.

Na wstępie jednak serdeczne podziękowania, że dzięki Wam tak wiele dowiedziałem się o metodzie połowu lipieni, które pozostają dla mnie nieustannie rybami fascynującymi.

Po wtóre, choć nie jestem ortodoksem "no kilowym" (w ciągu minionych dwóch lat zabrałem z wód PZW dwie ryby), chcę zaznaczyć, że smaku mięsa lipienia i pstrąga potokowego nie znam i nic nie wskazuje by miało się to zmienić. Zabierając ryby z lubelskiej Bystrzycy czy Sanu (póki co tylko na tych rzekach górskich łowiłem) czułbym się jak świętokradca, a to głownie dlatego, że mam świadomość jak wielu pasjonatów poświęciło bardzo wiele czasu i energii by te rzeki wyglądały tak jak dziś.

Zdecydowanie jestem zwolennikiem rocznych limitów pozyskiwania większości gatunków ryb, choć oczywistym jest, że to będzie działać tylko pod warunkiem bezwzględnego egzekwowania wypełniania przez wędkarzy rejestrów połowowych, a z tym nie jest najlepiej. Uważam także, że w odniesieniu do niektórych gatunków ryb (m.inn. lipienia) należy wprowadzić zakaz zabierania okazów np - choćby tych 50 +, a może nawet 45 +. Niechby sobie dożyły w spokoju późnej starości i cieszyły nas swoim na sanowych płaniach,......i nie tylko. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Och, dokładnie wiem, co "na świecie" oznacza pojęcie "wymiar widełkowy". I w pełni się zgadzamy, że u nas jest dokładnie lansowany dokładnie odwrotny :angry: Gdy wielokrotnie tłumaczyłem przy różnych okazjach, co jest celem wprowadzenia "widełek", bywałem odsądzany od czci i czego tam jeszcze... Ale nic to. Dobrze, że autorytet tej miary otwartym tekstem to napisał. I zapewne będzie zmuszony pisać jeszcze po wielokroć, nim błąd wyprostowany zostanie.

Również limitowanie dostępu do łowisk, poprzez ilość wyjść w ciągu tygodnia, roku, innego limitowania presji przez gospodarza łowiska, jest - po dokładnym przemyśleniu problemu - sprawą oczywistą. 

Natomiast pytanie o zasadność zamiany wymiaru ochronnego na bardzo mały limit nie doczekało się odpowiedzi wprost. A na nią również liczyłem.

PS

Jednak w odpowiedź wkradł się "pan" ;) Jaki nie najmłodszy wiekiem i stażem "kolega po kiju" ustawicznie proszę, Janusz wystarczy :)

Janusz

 

Szanowny Januszu z Bielska,

 

O różnych regulacjach gospodarczych oraz o ich znaczeniu piszę już od dawna, artykuły na NaMuche.pl sa tam zamieszczone od prawie dziesięciu lat, ale zdaję sobie sprawę, że nierzadko to "groch o ścianę", żeby o biblijnych "perłach" nie wspominać ... i lata powtarzania będą potrzebne, tym mniej liczne, im więcej powtarzających ze zrozumieniem będzie ... ;) Podobnie sprawy się mają z kwestiami regulowania presji i eksploatacji (wymóg prawny, oraz wynik racjonalnej oceny - dziękuję za zrozumienie) ...

 

Pytanie o "zastępowanie wymiarów limitami" jest podobne do pytania "czy myć ręce czy nogi" .... ;) To nie jest realna alternatywa, zwłaszcza w warunkach dysproporcji między stanem zasobów, a rosnącym poziomem eksploatacji ...

 

Pozdrawiam serdecznie

 

Jerzy Kowalski

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję Panie Jerzy

 

Pańska wypowiedź usystematyzowała i uzupełniła moje nie do końca spójne wiadomości  :rolleyes:

Cieszę się również, że nie jestem osamotniony w refleksji dotyczącej tego co zgrabnie ujął Pan w końcu swoje wypowiedzi jako 'dostosowanie całkowitego poziomu eksploatacji do możliwości łowiska'

 

pozdrawiam serdecznie  :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

(...)

 

Pytanie o "zastępowanie wymiarów limitami" jest podobne do pytania "czy myć ręce czy nogi" .... ;) To nie jest realna alternatywa, zwłaszcza w warunkach dysproporcji między stanem zasobów, a rosnącym poziomem eksploatacji ...

 

(...)

Nie chcę, by moja opinia była źle odczytana. Wynika ona z obserwacji łowisk zamkniętych, komercyjnych, rzecznych i stawowych. Otóż obserwuję zachowania wędkarzy, którzy na bardzo rybnych (przynajmniej z definicji) łowiskach nie mają żadnych oporów, by zwrócić wolność rybie wymiarowej, nie chcąc sobie "psuć limitu". Po pewnym czasie wypuszczania coraz to większych okazów pojawia się u nich (oczywiście nie u wszystkich, ale odsetek jest spory) odruch, coś w rodzaju wstydu przy zabraniu ryby. Już nie jej zabranie, a wypuszczenie uważają za normalne zachowanie. I to miałem na myśli wskazując na wychowawczą rolę limitowania ilości, względem niewychowawczej roli limitowania wielkości ryb, które można zabrać z łowiska.

 

Również serdecznie pozdrawiam

Janusz

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przyjęło się, że lipień w polskich wodach żyje średnio około 7 lat. Czym większy w danych warunkach tym bliżej mu do schyłku żywota. Śmiem twierdzić, że tylko nielicznym udaje się dożyć w naturalny sposób kresu swych dni. Większość wyławiana jest w 2-4 roku swego życia. Czym żyźniejsza woda tym oczywiście przyrosty są większe. Jeśli przyjąć, że wymiar ochronny ma pozwolić rybie na odbycie przynajmniej jednego tarła naturalnego to opierając się na wnioskach wspomnianego wcześniej St. Ciosa na wielu pomorskich rzeczkach powinien on wynosić 33-35 cm. Przyrosty są bowiem tak znaczne, że wymiar 30 cm nie gwarantuje, że ryba odbyła już tarło. Mimo, że łowię lipienie na bardzo żyznych wodach obecnie jak i kiedyś, gdy było ich zdecydowanie więcej lipienie powyżej 50 cm były i są rzadkością. Ale z całą pewnością można takiego trafić... Osobiście największego lipienia widziałem złowionego na maleńkiej rzeczce pstrągowej, dopływie Gwdy, przez miejscowego na...konika polnego. Lipień miał 56 cm...

 

Mijający weekend obdarował wędkarzy łowiących na Sanie pięknymi lipieniami. Na PSW (Podkarpackim Serwisie Wędkarskim) można obejrzeć zdjęcia ślicznych kardynałów, największy miał/ma 55 cm (OS), ale nieźle połowiono też poniżej Hoczewki.

W przyszłym roku od Hoczewki do ujścia Osławy dalej będzie obowiązywał zakaz zabijania lipieni  :) 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie chcę, by moja opinia była źle odczytana. Wynika ona z obserwacji łowisk zamkniętych, komercyjnych, rzecznych i stawowych. Otóż obserwuję zachowania wędkarzy, którzy na bardzo rybnych (przynajmniej z definicji) łowiskach nie mają żadnych oporów, by zwrócić wolność rybie wymiarowej, nie chcąc sobie "psuć limitu". Po pewnym czasie wypuszczania coraz to większych okazów pojawia się u nich (oczywiście nie u wszystkich, ale odsetek jest spory) odruch, coś w rodzaju wstydu przy zabraniu ryby. Już nie jej zabranie, a wypuszczenie uważają za normalne zachowanie. I to miałem na myśli wskazując na wychowawczą rolę limitowania ilości, względem niewychowawczej roli limitowania wielkości ryb, które można zabrać z łowiska.

 

Również serdecznie pozdrawiam

Janusz

 

Szanowny Januszu z Bielska,

 

Przyznam, że nie rozumiem tej sztucznej alternatywy ... i wciąż odnoszę wrażenie, że to wybór między rekami a nogami ... Nic przecież nie stoi na przeszkodzie zastosowaniu i jednego i drugiego, czyli odpowiednich (właściwych dla stanu zasobów i prowadzenia gospodarki) wymiarów gospodarczych oraz odpowiednich limitów ... Jeśli tak daleko idące ograniczenia sa potrzebne, to zapewne niezbędne jest też ograniczanie łowienia w ogóle ...

 

A w końcu - postepowanie wędkarzy wynikające z współudziału w rozumieniu uwarunkowań gospodaczych i przyrodniczych jest najbardziej istotne, wazniejsze niż "kalkulowanie" wokół "psucia limitu" itp. ... ;)

 

Pozdrawiam serdecznie

 

Jerzy Kowalski

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję Panie Jerzy

 

Pańska wypowiedź usystematyzowała i uzupełniła moje nie do końca spójne wiadomości  :rolleyes:

Cieszę się również, że nie jestem osamotniony w refleksji dotyczącej tego co zgrabnie ujął Pan w końcu swoje wypowiedzi jako 'dostosowanie całkowitego poziomu eksploatacji do możliwości łowiska'

 

pozdrawiam serdecznie  :)

 

Szanowny Panie Arku,

 

Dziękuję Panu za zainteresowanie tymi zagadnieniami, ważnymi do uczestniczenia w wędkarstwie w pełni ...

 

Żeby nie rozpisywać się na ten temat na forum, wiele uzasadnień zawarłem w zapisie dotyczącym lubelskich wód pstrągowych, potraktowanych jako przykład, który można znaleźć na portalu Pogawedki.wedkarskie.pl w dziale Artykuły/Publicystyka/Nasza publicystyka/Bilans przyrodniczy i gospodarczy łowiska pstrągowego, a także w artykułach na NaMuche.pl, o których wcześniej wspominałem ...

 

Pozdrawiam serdecznie

 

Jerzy Kowalski

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

Na koniec - regulacje, o których baaaaardzo niechętnie się u nas wspomina, czy w ogóle bierze je pod uwagę (bo zaraz podnosi się krzyk tych łowiących po 100, 150, 200, 250 dni w roku), a mianowicie regulacje typu "no fishing" ... ;) Największym wplywem, jaki wywierają regulacje typu "no kill", jest właśnie ich efekt w postaci daleko posuniętego "no fishing" ... podobnie wpływa ograniczanie liczby łowiących w lowiskach "specjalnych" ... obowiązujące tam regulacje C&R są ważne, ale najważniejsze jest ograniczenie liczby łowiących ...

 

Mam nadzieję, że kilku istotnych kwestii dotknąłem, a jeśli któreś z nich wymagalyby rozwinięcia to chętnie odpowiem ...

 

Pozdrawiam serdecznie

 

Jerzy Kowalski

Otóż krzyk się nie podniesie z kilku powodów. Po pierwsze ograniczenie liczby łowiących jest jak najbardziej zasadne. Tylko nie bardzo rozumiem cóż ma to wspólnego z tym, że ktoś łowi 100 czy 200 dni w roku. Być może mało wiem, ale nie znam kraju, w którym wędkarzowi wolno łowić tylko i wyłącznie 20, 30 czy 57 dni w roku. Co innego jeśli weźmiemy konkretne łowisko rządzące się swoimi prawami, które być może wprowadzają ograniczenia ilości dniówek dla jednego wędkarza w skali roku. Choć częściej jeśli kogoś stać na wykupienie pozwoleń i dysponuje czasem nic nie stoi na przeszkodzie aby wędkował byle tylko ogólna liczba łowiących na łowisku czy też odcinku nie przekroczyła określonego indywidualnie dla łowiska limitu dziennych zezwoleń. Mając do dyspozycji kilkadziesiąt łowisk nawet łowiąc te 200 dni na każde z nich przypada od kilku do kilkunastu dni w roku. Myślę Jurku, że choćby na Sanie spędzasz nieco więcej czasu niż kilkanaście dni... 

Fajnie piszesz o pięknie wędkarstwa, o ograniczaniu dostępności. Trafnie zauważasz, że nawet C&R powoduje wzrost śmiertelności zwłaszcza kiedy ktoś nie łowi "pięknie". Czym jest owo piękno? Może tym, że po holu lipienia bez brania w rękę szczypczykami ryba uwalniana jest z haczyka bezzadziorowego w wodzie? Może w tym, że przy większym okazie ląduje na moment w podbieraku aby po odczepieni, a nawet szybkiej fotce wróciła do wody? A może piękno jest w tym, że po holu każda rybka ląduje w podbieraku. Nie jest jednak natychmiast wypuszczona ale szamocząc się w siatce, uszkadzając śluz i łuski nawet w bezwęzłowej siatce taszczona jest przez minutę, a czasem dłużej do brzegu. To, że czasem w pośpiechu wędkarz się wywróci machając na wszystkie strony podbierakiem z rybą. Potem w równie wielkim pośpiechu z tego podbieraka jest wyciągana. Liczy się czas więc bywa, że wypadnie na brzeg. Potem ktoś inny bierze ją i mierzy, przykłada, masuje płetwy. I dopiero wtedy znów w biegu do wody i tam zostaje puszczona. Piękno jest jak wiadomo trudne do zdefiniowania...

Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No kill dla lipienia, ograniczona liczba dniowek, okresy ograniczajace polow - wypisz wymaluj - gorski San!

 

Staram sie zawsze etycznie obchodzic z ryba i wkladam w C&R duzo serca. Czasem sie jednak nie uda i cos sie sknoci, ale i tak lepszy slaby C&R niz patelnia.

Edytowane przez ictus
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Popuśćmy wodzę fantazji o pięknie:

Przyjeżdżamy nad wodę, parkujemy na niewielkim dostępnym tylko dla wędkarzy parkingu na którym stoi co najwyżej jedno auto (oprócz naszego) i są kubły na śmieci ławeczka, stolik, jakiś daszek nad tym siedziskiem, jakiś kamienny krąg na szybkie ognisko, z oddali obserwuje nas przez lornetkę strażnik sprawdzający czy mamy licencję przypiętą do kurtki a w wodzie widać oczkujące ryby. Wiemy że dwa kilometry poniżej jest podobne miejsce itd...

Realia tego możliwego w realu snu są takie, że za to wszystko trzeba zapłacić i dobrze bo i presja spada do właściwej i znośnej dla rzeki i komfort łowiących rośnie. Wyjątkowość z masowością ma niewiele wspólnego a ich krzyżówki są bezpłodne zarówno myślowo jak i praktycznie.

Im bardziej uroczy fragment rzeki tym cena wyższa i ograniczenia dostępności większe. Żeby na to zarobić nie da się 200 razy w roku być nad tą rzeczką z marzeń.

Umiar jest tak niepopularny, że pozwolę sobie nie odpowiedzieć na żadną polemikę wobec tego co napisałem i proszę nie myśleć, że to arogancja z mojej strony raczej proszę pomyśleć,- to wariat nie warto z nim gadać...

Znam takie łowisko nieopodal mnie, należące ok 11 km rzeki do pewnego bardzo sympatycznego księcia,- pięknie, ryb mnóstwo i 10 licencji na rok, na wszystkie metody z robalem włącznie. Za każdym razem cieszę się tam pojechać choć to zazwyczaj 20-30 wyjazdów w roku.

Edytowane przez Rheinangler
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Arku - idea niezwykle kusząca, jednak w moim przekonaniu więcej niż kontrowersyjna. Jedną z największych zdobyczy cywilizowanych demokracji jest równość wobec prawa (wiem, że różnie z tym bywa w praktyce). Tak już jakoś ten Świat się kręci, że gdy książęta opływają w dostatki, a plebs głoduje pojawiają się bolszewicy, którzy zajmują  pałace, a książęta zapędzają do rozrzucania gnoju. Daleki jestem od idei lewicowych, a tym bardziej szacunku dla bolszewików, niemniej jednak sprzeciwiam się różnicowaniu statusu obywatelskiego w zależności od zasobności portfela. Żeby było jasne biedy nie mam - dzięki własnej pracy żyję godnie, choć niekiedy lekko nie było.

Nad lubelską Bystrzycą spotykam czasem młodych wędkarzy - niekiedy studentów, którzy liczą grosz do grosza. Nie mają problemu z parkingiem bo na ryby jeżdżą komunikacją podmiejską. Muszkarstwo to ich wielka pasja, szanują rzekę i jej zasoby, a C&R to dla nich świętość. Zapewne nie jest im lekko raz w roku wysupłać ok.250 zł na skadkę PZW (nizinna i górską) .Nie bardzo sobie wyobrażam kto i w jaki sposób miałby im zakomunikować, że jakiś odcinek rzeki zostaje skomercializowany, a opłata za korzystanie z niego zostaje określona na poziomie zaporowym.

 

To może inaczej - jeśli kogoś stać niech sobie "stworzy rzekę" (nie niszcząc przy okazji lokalnego ekosystemu), zarybi ją najszlachetniejszymi gatunkami, ogrodzi cały obszar, zbuduje strzeżone parkingi przeznaczone głównie dla fur 500.000 zł. + . W wodzie niech sobie brodzą panowie z bambusami po 11.000 zł i równie wypasionymi kołowrotkami.

 

A teraz przykład z życia. Znam kogoś kto od dzieciństwa marzył, że gdy będzie go stać, chciałby mieć staw. Dzięki ogromnemu zaangazowaniu sił i środków odtworzył, a częściowo stworzył wspaniały ekosystem  który zaczął tętnić własnym życiem.  Obiekt nie jest wprawdzie łowiskiem komercyjnym ale mógłby być. Tak więc można. Tylko taka idea stworzenia łowisk elitarnych wydaje mi się uczciwa. Zawłaszczanie rzek i jezior, stworzonych przez naturę, poprzez wprowadzanie zaporowych cen koncesji, w imię choćby najszlachetniejszych celów, jest sprzeczne z moimi egalitarnym światopogladem. 

 

A zatem - czy można ochronić nasze naturalne łowiska przed niszczycielską działalnością kłusowników i pseudowędkarzy ? Można - poprzez restrykcyjne i konsekwentne przestrzeganie ustanowionego prawa. Jako prawnik zapewniam Was, że problem nie tkwi w opracowaniu takich czy innych ustaw, regulaminów, określeniu katalogu kar itp,itd (choć te też muszą być rozsądne). Rzecz sprowadza się do zmuszenia do ich respektowania.

Według mnie najistotniejsze elementy w odniesieniu do zabijania ryb to :

 

1/ wymiary ochronne - minimalny i maksymalny,

2/ okresy ochronne,

3/ ewentualna całkowita ochrona gatunku, w zależności od jego populacji,

4/ limity ilościowe określone w skali dziennej, miesięcznej i rocznej (niech kazdy decyzuje kiedy wyczerpie limit miesięczny czy roczny) 

5/ wypełnianie rejestrów połowowych i podwyższenie kar za nierespektowanie tego obowiązku (bez tego pkt 4 nie ma żadnego sensu). 

 

a w odniesieniu do zakazu połowu

 

5/ wprowdzenie całkowitego zakazu określonych technik, 

6/ wprowadzenie okresowego zakazu w określonych miejscach (np znane tarliska),

7/ określenie rocznego limitu wędkowania w określonych obwodach (chodzi o łowienie w ogóle) 

 

Jak widzicie nic nowego, bo wszystko to w róznym stopniu obowiązuje, z wyjątkiem wymiaru maksymalnego i rocznego limitu połowu. Jeszcze jedno - "prawo wędkarskie" powinno obowiązywać równo wszystkich by nie było przypadków, że takie czy inne VIP-y z władz wędkarskich dysponują dla siebie, rodziny i kolesi, jakimiś specjalnymi glejtami.   

 Sprawa prosta ;). Wystarczy egzekwować przepisy, a w tym celu lobbować za większym zaangazowaniem policji i wszystko będzie ok. 

 

Na koniec trochę optymizmu. Mam 49 lat - wędkarstwa uczyłem się mając chyba ok. 12.  Pamiętam dokładnie, że kiedyś zasada była prosta. To co można, bo wymiarowe i nieprzekraczające limitu, "w łeb" i do gara. Z tamtych czasów nie mogę sobie przypomnieć wędkarza, który wypuszczałby do wody ,np wymiarowego szczupaka. Lata minęły - wróciłem do wędkowania w ub. roku, po dłuzszej przerwie i od razu dostrzegłem ogromną, pozytywną, mentalną zmianę. Znaczna część Kolegów to ortodoksi "no kill", Inni nie aż tak ale z zasady uwalniają ryby. Dziś nad wodą obciachem jest wrzucić rybę do siaty, a zwrócić wolność czymś naturalnym.  Szkoda tylko, że Koledzy z mojego pokolenia jakoś  nie bardzo mogą przywyknąć do rejestrów połowowych, zwałaszcza twierdząc, że to kompeltnie bez sensu gdy nie zamierzaja niczego zabierać  - pracuję nad nimi :angry:  :) .

 

Pozdrawiam. Robert.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

Ładowanie
×
×
  • Dodaj nową pozycję...