Skocz do zawartości
  • 0

Ciężkie warunki pogodowe na wodzie


kapi81

Pytanie

Witam

Jako, że na przyszły sezon przesiadam się na większą łajbę i zamierzam kupić większą spalinkę żeby popływać trochę na większych zbiornikach mam prośbę to doświadczonych kolegów wędkarzy o podzielenie się swoja wiedza jak zachowywać się nad wodą. Chciałbym żeby to był taki mini poradnik dla świeżych motorowodniaków np. opisy szkwałów sztormów jak się zachować w takich sytuacjach, gdzie najlepiej się schronić, czego pod żadnym pozorem nie robić na łąjbie, mile widziane opisy ciekawych, niespotykanych zdarzeń na wodzie

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rekomendowane odpowiedzi

  • 0

Dobrze że wspomniałeś o kamulcach, bo akurat na Śniardwach są dość paskudne i jest naprawdę sporo takich miejsc z podwodnymi przeszkodami.

 

Zwłaszcza przy dużym zafalowaniu można się oszukać, niby wcześniej się przepływało a jak łódka ześlizguje się z grzbietu fali do doliny to naprawdę można przywalić w przeszkodę "której wcześniej tu nie było".

Edytowane przez ictus
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

.Wkrótce prawdopodobnie rozbuduje się cumulonimbus w formie kowadła ( albo czegoś innego, formy mogą być dowolne ), czyli wielka, czarna chmura na całe niebo, zacznie błyskać, dmuchać jak z odrzutowca i lać.

 

Doświadczyłem na ZZ, spłynąłem i zwinąłem się w 15 minut. Co się ziało potem, tego luckie słowo nie wypowie. Obserwowałem z samochodu, którym musiałem zjechać na pobocze, bo nie szło prowadzić. Ogólnie nie polecam :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

 

W zeszłym roku osiadłem (w tym też, ale niegroźnie) rozciąłem dno, przyj...ałem wiele razy. Może się zdarzyć, byle nie na dużej prędkości. 

 

W tym roku przy pełnej prędkości (i całkiem znośnej pogodzie) płynąc na 2-3 metrowym blacie wpierniczyliśmy się w pojedynczy głaz narzutowy, którego wierzchołek był kilkanaście centymetrów pod powierzchnią. Wzmacniany uchwyt echosondy pękł jak zapałka :) ale poza tym szczęśliwie strat nie było. Do końca wyjazdu pływaliśmy jakby wolniej...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Krzysiek zapomniałeś dodać że pływaliśmy pontonami. Nie wyobrażam sobie wycieczki przez to sympatyczne jeziorko w łódce laminatowej nawet 4m długości.

A koledze który założył wątek mogę opowiedzieć historyjkę o której wspomniałeś. Popłynąłem na ryby sam- to był błąd. Zlekceważyłem pogodę-drugi błąd. Złapałem zaczep na wędce z planerem. Wobler poszedł w pi....u ale planer pływał. Zrobiłem nawrót a duło już jak cholera planera nie podjąłem. Druga nawrotka planer w ręce i... nawet nie zauważyłem jaki jest dryf. Walnięcie o podwodną skałę silnik zgasł i serwus lody. Wrzuciło mnie na nawietrzny skalisty brzeg przy fali ponad metr.

Tyle dobrze, że nie było ryzyka utopienia się. Pontonem waliło o skały i istniało ryzyko uszkodzenia jego albo silnika. Pierwsze co zrobiłem to uniosłem dziób na głaz wystający nad wodę, później rufę na drugi głaz. W ten sposób nie waliło łajbą o skały. Usiadłem sobie na brzegu i zacząłem myśleć co ja teraz k...wa zrobię. Z miejsca gdzie mnie wyrzuciło nie było szans wypłynąć. Na piechotę do obozu było pewnie z dobre kilka godzin, jeśli wogóle by się dało dojść. Zacząłem łazić po tundrze. Jakieś 500m dalej był głaz wielkości małego domku. Za głazem z radością zobaczyłem głęboczek i otwartą wolną od kamerdolców drogę na jezioro. Tylko taki mały problem, że ponton był gdzie indziej. Przeniesienie wszystkiego zajęło mi pewnie z dwie godziny. Silnik i reszta szpeju to był pikuś, najgorsza dętka. Burłaczenie pontonu po tundrze nie należy do przyjemności. Chyba nigdy w życiu się tak nie zmachałem. Ale zwiałem z tego miejsca.

Planer za kilka złotych zdecydowanie nie był wart tej zabawy.

Aha zapomniałem dodać- nie było zasięgu żeby zadzwonić po kolegów:)

Edytowane przez Krisu23
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Zatem część druga i ostatnia moich bajdurzeń o wiatrach, sztormach i niżach oraz pogodowych zagrożeniach dla wędkarskiej łódeczki na środku wielkiego jeziora.

Od czego zatem zaczyna się niż, czyli okres złej pogody?

Niż zaczyna się od cirrusa. A jak powszechnie wiadomo i jak mówi nam stare przysłowie, rodem z innuickich kajaków do połowu fok: cirrus na niebie, pogoda się zjeb...  :D

Cirrusy to chmury piętra wysokiego. Znajdujemy je górnych warstwach troposfery, tak gdzieś od 6 do 12 tyś. metrów nad Ziemią. Zbudowane są z kryształków lodu. Kiedy wysoko nad głową zobaczymy takie długie pasma cukrowej waty, kłębuszki, kłaczki, kawałeczki świeżo zerwanej z krzaka, wprawną murzyńską ręką, bawełny, to właśnie są cirrusy. Jeżeli dodatkowo zauważymy na barometrze wyraźny spadek ciśnienia atmosferycznego, mamy pewność że nadciąga pogodowy syf. Rychło czyli za kilka, kilkanaście ( max.2 dni ) nadciągną kolejne formacje chmur, czyli cirrostratus, stratus, nimbostratus aż do nimbusa oraz zacznie się opad: mżawka, deszcz, ulewa, zimą - śnieg. Wyraźnie zwiększy się prędkość wiatru. Jeszcze później, po kilku, kilkunastu albo kilkudziesięciu godzinach niebo się rozpogodzi i zacznie wiać jeszcze mocniejszy wiatr. Niż, którego centrum w tym czasie zdążyło odsunąć się od nas ( na naszej półkuli zazwyczaj na północny - wschód ) zaczyna się wypełniać. Czyli po deszczowej i ciemnej nocy, wstaje pogodny poranek, zazwyczaj zaczyna porządnie dmuchać. Albo po deszczowym dniu mamy pogodną, gwiaździstą i wietrzną noc z trzaskającymi okiennicami.

Na takie zjawiska należy uważać. 

Nawet najlepsze prognozy nie zawsze się sprawdzają. Pogoda to system chaotyczny, czyli mała zmiana na wejściu powoduje olbrzymią zmianę na wyjściu. Taki trochę efekt motyla :) Co istotne, pomimo licznych obserwatoriów pogodowych, satelitów, komputerów o dużej mocy obliczeniowej i wiedzy na temat tych zjawisk, pogodę z jakim takim prawdopodobieństwem da się przewidzieć na 3 dni. Później pozostaje tylko wróżenie z fusów. Tak więc wszelkie góralskie albo TVN owe przepowiednie o mroźnej zimie albo deszczowym lecie oraz o przymrozkach pod koniec listopada, można o kant d,,, potłuc. Są co prawda, prawdy ogólniejsze, statystyczne i globalne ale o nich nie będziemy tutaj mówić.

Reasumując: przed wypłynięciem sprawdzamy prognozę na dany dzień ( jednodniowa będzie zazwyczaj dokładna ) oraz pilnie wpatrujemy się niebo. Przyda się także mały barometr. Jeśli wskazówka idzie na " storm " albo choćby przesuwa się w lewo od " change ".lepiej zostać w domu.

Na początek, w wielkim uproszczeniu, to było by na tyle. Zainteresowanym tematem polecam dalszą lekturę, choćby " Meteorologię dla żeglarzy ". Autora zapomniałem a nie chce misie leźć na pięterko do biblioteki :) Nie jestem meteorologiem, wiem tyle ile jest niezbędne dla uprawiania hobby. Meteorologia bowiem to nauka rozbudowana, trudna i wymagająca długich studiów.

 

Resztę rzeczy ważnych znakomicie opisał w swoich postach kolega Ictus. I choć nie zgadzam się z Nim bodaj w dwóch momentach, nie będę o tym pisał bo to mało istotne. A jeżeli Ictus ma rację a ja nie, to co? Wstyd i tyle... :)

 

Kończąc serdecznie pozdrawiam Autora wątku i życzę bezpiecznego pływania. :)

Michał.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Ta historia dobrze obrazuje co sie dzieje gdy ktos jest za burta. Nie zawsze udaje sie podjac tonacego z wody. Planera jeszcze mozna lodzia najechac, czlowieka lepiej nie taranowac. Dlatego kardynalna zasada jest taka - za wszelka cene nie wypadac za burte!

 

Jako ze pogoda na wodzie rzecz najwazniejsza, podam dwie prognozy ktore sprawdzaja sie na srodkadziu w Polsce. Sa wersje mobilne :)

UM Meteo ( tylko wersja 24 godzinna)

AccuWeather (lepsza jest wersja platna)

 

@skippi66 Napisz co Ci lezy na sercu. Na wodzie nie ma rozwiazan uniwersalnych, rownie dobrze ja sie moge mylic, albo obaj bedziemy mieli racje :) Nie bede sie spieral na forum, bo wychodze z tego samego zalozenia co Ty. Moze warto, zeby byly dwa rozwiazania, w razie czego skiper wybierze to ktore mu bedzie bardziej pasowac, w koncu to on bierze odpowiedzialnosc na siebie.

Edytowane przez ictus
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

 

@skippi66 Napisz co Ci lezy na sercu. Na wodzie nie ma rozwiazan uniwersalnych, rownie dobrze ja sie moge mylic, albo obaj bedziemy mieli racje :) Nie bede sie spieral na forum, bo wychodze z tego samego zalozenia co Ty. Moze warto, zeby byly dwa rozwiazania, w razie czego skiper wybierze to ktore mu bedzie bardziej pasowac, w koncu to on bierze odpowiedzialnosc na siebie.

Aaaa, takie tam... nic szczególnego. 

Nie przywiązywał bym się linką ( wąsami od szelek ) do lifelinki na wędkarskiej, wywracalnej łódeczce. O ile w ogóle było by gdzie i jak rozpiąć lifelinę. Bo jak maleństwo pójdzie na fali w grzyba a ja zostanę z zaplątanymi szelkami pod spodem, bez możliwości wypłynięcia, to co?  Bye, bye wonderfull life... :)

To drugie tylko misie wczoraj wydawało, dzisiaj przeczytałem jeszcze raz i już się nie upieram.

Doprawdy nic szczególnego a i dyskutować by można, więc tym bardziej nie ma o czym mówić. :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Może opisy ciekawych przygód i jak się wtedy zachowaliście , co można byłoby lepiej zrobić , no sami wiecie brak możliwości przetestowania nowej łajby sprawia że mózg fiksuje więc forum jest niejako lekarstwem na ten mózg i fajnie jak ktoś pisze coś ciekawego co może w przyszłości ocalic tyłek.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Witam. Kolega ictus prawie wyczerpał temat ...ale  wszyscy zapomnieli o takim drobnym urządzeniu co się zwie potocznie ZRYWKA ..bezwzględnie używać niezależnie od pogody.

Uważam, że pływanie w celach wędkarskich po wysokich falach i przy dużym wietrze mija się z celem , bo ani to przyjemne ani nie da się praktycznie łowić, więc lepiej spieprzać zawczasu niż narażać się na kąpiel.

Nie lekceważcie też rzek bo dolna Wisła jak zawieje pod prąd może mieć bardzo nieprzyjemne, krótkie i mocno załamane fale o sporej wysokości.

I pozostaje jeszcze temat niezatapialności łodzi. Tak naprawdę czym łódź jest większa tym fala w stosunku do niej staje się mniejsza, ale jak porządnie przywieje to nawet przy wysokich burtach potrafi się wlać do środka i ważne jest to co dalej się z tą wodą stanie. Miałem taką co jak postała 2 tygodnie w porcie to utonęła od samej deszczówki bo praktycznie bakisty wewnątrz były tak wklejone że łódka nie maiła komór wypornościowych tylko raczej grodzie przez które woda się przelała. I maiłem taką , że po wlaniu się kilku Bałtyckich fal woda , zanim zdążyłem ją wybrać ręcznie (bo pompę producent umieścił w bakiście) to wlała się cała pod podłogę przez gumowy przepust na cięgna manetki i sterociąg który był w podłodze i nie szło jej w ogóle usunąć.

A tak teoretycznie ( bo w praktyce jest różnie) każda łódź o długości do 6 m musi być niezatapialna ( i to z całym wyposażeniem - silnikiem, załogą itp ) 

i łódź która ma kategorię projektową C musi mieć min 1 pompę elektryczną zęzową i jedną pompę ręczną którą można zastąpić czerpakiem ( taka jest norna)

I naprawdę warto wydać te parę zł i sobie taką pompę założyć.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Nie lekceważcie też rzek bo dolna Wisła jak zawieje pod prąd może mieć bardzo nieprzyjemne, krótkie i mocno załamane fale o sporej wysokości.

 

 

Potwierdzam, raz miałem taki przypadek. Zerwał się wiatr zachodni (co najmniej 15m/s) pod prąd  i trochę ciepło mi się robiło jak musiałem skręcać do portu.

Moja prywatna zasada po opisanym wyżej przypadku: najpierw kamizelka na grzbiet a później nogi za pas  ;)

 

Dodatkowo wyczytane w necie: silnik najlepiej przywiązać sznurkiem do łodzi ... tego na szczęście nie musiałem sprawdzać

 

Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Może opisy ciekawych przygód i jak się wtedy zachowaliście , co można byłoby lepiej zrobić , no sami wiecie brak możliwości przetestowania nowej łajby sprawia że mózg fiksuje więc forum jest niejako lekarstwem na ten mózg i fajnie jak ktoś pisze coś ciekawego co może w przyszłości ocalic tyłek.

Łeee, wędkarskich to nie mam. Na rybach zawsze spokój i cisza. Pełne bezpieczeństwo. Mam żeglarskie ale to nie to forum. :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Dobrze jest też znać swoje i łódki prawdziwe możliwości . Wtedy się głupio nie szarżuje , ani nie zmyka z lada powodu , bo człowiek jest świadomy zagrożenia i dobrze na nie przygotowany .  Trzy lata temu złapał mnie na zalewie imponujący biały szkwał , więc pomknąłem sobie z nim i tęgą falą wiosłując jak szalony . Sześć kilometrów pokonałem w okamgnieniu , lądując na łeb na szyję , na plaży w Borkach , tuż pod barem .

I co się okazało ?

Nie wziąłem ze sobą pieniędzy .. :rolleyes: 

  • Like 5
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Dobrze jest też znać swoje i łódki prawdziwe możliwości . Wtedy się głupio nie szarżuje , ani nie zmyka z lada powodu , bo człowiek jest świadomy zagrożenia i dobrze na nie przygotowany .  Trzy lata temu złapał mnie na zalewie imponujący biały szkwał , więc pomknąłem sobie z nim i tęgą falą wiosłując jak szalony . Sześć kilometrów pokonałem w okamgnieniu , lądując na łeb na szyję , na plaży w Borkach , tuż pod barem .

I co się okazało ?

Nie wziąłem ze sobą pieniędzy .. :rolleyes:

Zawsze mogłeś trochę sprzętu pogonić ;)  Chyba, że cały wywiało..... 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Ja bym dodał jeszcze jedną rzecz. Tak jak ictus napisał kapitan jest JEDEN i to on podejmuje decyzję, co robimy w sytuacji kryzysowej. Bez względu czy nam się podoba jego decyzja, czy nie, trzeba dostosować się. Kłótnia w tym momencie to najgorsze co może nas spotkać, szczególnie że często liczy się czas.  Oczywiście kapitan powinien być kompetentny i mieć głowę na karku, mimo iż pływam dobrze, do każdej wody małej, czy dużej mam szacunek i przed wejściem do łodzi, (jeżeli to nie ja steruję) dowiaduję się z kim mam przyjemność. Po różnych przygodach , gdzie zdarzyło mi się pływać z takimi "kapitanami", którzy ryzykowali życie dla kilku okoni podczas fatalnej pogody, czy po "kilku" piwach zasypiali w kabinie twierdząc, że żadna fala dla ich okrętu nie jest straszna, uważam że dobór osoby która steruje łodzią jest jednym z ważniejszych czynników wpływających na nasze bezpieczeństwo.

 

Co do niespotykanych sytuacji ... Raz pływając pontonem kompan szukając wygód usiadł na burcie. Fala nie była duża, ale i tak średnio mi się podobał ten pomysł. Po dyskusji przymknąłem oko i dalej łowiłem, unikając kłótni. W pewnym momencie słyszę jak coś pierd.... w wodę pierwsza myśl ogromny boleń, ale zaraz zaraz  coś tu nie gra... jestem sam na pontonie... całe szczęście że kompan umiał dobrze pływać i był środek lata (oczywiście kamizelki na sobie nie miał). Wszystko skończyło się szczęśliwie(na dno poszły okulary i kilka woblerów), a ja dodatkowo od tego momentu wiem, że nawet podczas dobrej pogody jeżeli ktoś słabo radzi sobie w wodzie,zawsze  zakłada kamizelkę nawet przy 30 stopniowym upale.

Edytowane przez dekosz
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Po różnych przygodach , gdzie zdarzyło mi się pływać z takimi "kapitanami", którzy ryzykowali życie dla kilku okoni podczas fatalnej pogody, czy po "kilku" piwach zasypiali w kabinie twierdząc, że żadna fala dla ich okrętu nie jest straszna, uważam że dobór osoby która steruje łodzią jest jednym z ważniejszych czynników wpływających na nasze bezpieczeństwo.

 

 

Bo to nie byli kapitanowie tylko żeglarzyki jakieś niedoświadczone, jakieś sterniczyny niedouczone. Takich pacanów najwięcej pływa. A przecież oni nawet łódki przywiązać do brzegu zazwyczaj nie potrafią prawidłowo...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Przed laty do spółki ze sternikiem przewróciliśmy Micropolkę, niestety do grzyba włącznie. Przyczyną była błędna ocena sytuacji przez sternika. Łódź była przeżaglowana i miała lżejszy niż standardowo miecz, co nawet w czasie postoju na flaucie czyniło ją niestabilną w czasie poruszania się po pokładzie. Wyszliśmy ze spokojnej zatoki na Kisajnie, po burzy, w czasie której kąpaliśmy się i wypiliśmy po 2-3 piwa. Wiało jak cholera, szliśmy ostrym kursem w kier. pn.-wsch. Ja byłem na balaście i wszystko  było ok., do momentu zwrotu przez sztag. Może manewr był mało zdecydowany, może szliśmy za ostro, może za mała prędkość, może fala za duża - nie wiem, dość że nie przeszliśmy linii wiatru, a ja nie zdążyłem wybalastować. Wywrotka była fatalna w skutkach, sprzęt ucierpiał ze względu na trudne warunki. Szczęściem nikomu nic się nie stało, ale nie obyło się bez interwencji WOPR-u i a ratownictwa technicznego.

 

Wniosków można wyciągnąć kilka. Po pierwsze pływanie w trudnych warunkach i alkohol nie idą w parze. Po drugie bardzo ważna jest znajomość swojego sprzętu i jego możliwości w zależności od stanu wody i siły wiatru. Wydaje mi się, że na początku należy podchodzić do zagadnienia asekuracyjnie. Na skutek naturalnego procesu poznawczego granica, poza którą warunki wydają nam się zbyt ryzykowne, żeby bezpiecznie pływać, przesuwa się coraz dalej. Trzeba jednak pamiętać o dwóch rzeczach: raz - może się pojawić czynnik, którego nie braliśmy pod uwagę w naszych kalkulacjach: podwodna skała, awaria/zgaśnięcie silnika, utrata sterowności, etc. Postawienie łódki bokiem do fali w takim momencie może się skończyć źle. Dwa - rutyna i pewność siebie mogą zgubić. To, że na zbiorniku X, da się pływać przy prognozie 10 m/s, nie znaczy, że na zbiorniku Y, nawet o podobnej powierzchni, też się da. Zbiornik Y może mieć indywidualne uwarunkowania: głębokość, miejscowe wypłycenia, na których fala się załamuje, bliskość gór lub otwartych przestrzeni. Te czynniki mogą sprawić, że rozwiewa/rozfalowuje się tam znacznie bardziej, niż wskazuje na to prognoza, etc. Po trzecie pamiętajcie, że przy pływaniu pod falę trzeba być bardzo uważnym (vide ww. przypadek). Ja w trollu stosuję zasadę, że w trudnych warunkach sternik steruje, a "pieskowy" robi pozostałą robotę. Najczęściej chodzimy wtedy na dwie wędki, co umożliwia nam szybkie i relatywnie bezpieczne ogarnięcie holu w przypadku brania i konieczności zwinięcia drugiego kija.

 

BTW, "pieskowy" to termin na określenie tzw. pomocy pokładowej, która ogarnia zarzucanie, ustawianie kijów i przynęt, wypuszczanie plannerów czyli "piesków", wpinanie w klipy a w czasie trudnej pogody także hole i podebrania. "Pieskowy" bywa też pożyteczny w inny sposób, otóż ma niekiedy nomen omen niesamowitego nosa do przynęt, wyszukując w czeluściach pudeł rodzynki, które "ratują dzień", choć od kilku sezonów wody nie widziały... Czasem trzeba mu się dać wyspać na dziobie, trochę dlatego, że marudzi, ale głównie dlatego, że wtedy biorą mu największe ryby.

Edytowane przez krzysiek
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz na pytanie...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

Ładowanie
×
×
  • Dodaj nową pozycję...