Skocz do zawartości

[Artykuł] Moje GT


@slider@

Rekomendowane odpowiedzi

Od kiedy sięgam pamięcią każdy zagraniczny wyjazd starałem się połączyć z próbą poznania miejscowej ichtiofauny ... najlepiej poprzez kontakt za pośrednictwem wędki. Tak było i tym razem jednak postanowiłem się do tego przygotować bardziej drobiazgowo. Mając już jakieś doświadczenie w korzystaniu z usług często przypadkowych przewodników tym razem zdecydowałem by postawić na sprawdzoną wcześniej osobę. Cel podróży wydawał się być wykrystalizowany! Od jakiegoś czasu zarażony opowieściami o waleczności karanksów postanowiłem wytypować ewentualny region świata gdzie ich złowienie byłoby realne. Sprawę w jakiś tam sposób dodatkowo komplikowało to, że jako tata trzynastoletniej córki i człowiek zapracowany w skali całego roku musiałem na ten cel przeznaczyć niezbyt wiele czasu. Analizując wiele czynników oraz powodowany rekomendacją mojego znajomego zza oceanu obrałem kierunek na zaskakująco niezbyt odległy Egipt. Dwa miesiące poprzedzające wyjazd to czas kiedy prowadziłem niezbędną korespondencję z poleconą mi osobą, jak się później okazało wspaniałym człowiekiem i wielkim pasjonatem wędkarstwa. W wyniku wielostronnych ustaleń postanowiłem, że dwa dni z tygodniowego pobytu zaplanowane były wyłącznie jako czas poświęcony na wędkowanie.

 

 

W końcu nadszedł długo oczekiwany dzień wyjazdu.

Dołączona grafika

 

Dołączona grafika

 

 

Wraz z moją latoroślą w ostatnich dniach czerwca tego roku dotarliśmy do miejsca docelowego. Bazę wypadową stanowił jeden z niewielu hoteli w Hurghadzie będący położony w bezpośredniej bliskości rafy koralowej.

Dołączona grafika

 

 

Nie ukrywam, że od tej chwili najwięcej emocji towarzyszyło wyczekiwanie na sygnał o odpowiednich warunkach na morzu i co za tym idzie informacji o dniu wypłynięcia.

W drugim dniu pobyty otrzymuje długo oczekiwanego sms-a, że start nastąpi następnego dnia o 6 rano.Nie muszę Wam tłumaczyć, że miałem kłopoty z zaśnięciem. Nieznane wyzwala największe emocje ... w każdym bądź razie tak jest u mnie.

 

 

 

Rano pobudka, spotknie w recepcji i przysłowiowy uścisk ręki z Negrashim, człowiekiem który będzie moim towarzyszem w ciągu kolejnych 2 dni.

Jedziemy do portu gdzie czeka już na nas Ahmed pomocnik mojego przewodnika.

 

Dołączona grafika

 

Po chwili obowiązkowych czynności zajmujemy wraz z moją Julką miejsce w jego szybkiej, 8- metrowej łodzi.

 

 

Dwie godziny zajmuje nam samo przemieszczenie się do wcześniej wytypowanego miejsca połowu. W trakcie omawiamy ostatnie detale związane z tym co się ma za chwilę wydarzyć. Jest czas na uzbrojenie odpowiedniego kija do popingu ( Black Hole Cape Cod Special 76N Rod , Nano) i wytypowanie przynęt.

 

Dołączona grafika

 

Dołączona grafika

 

Wtem silnik zwalania, następują odpowiednie manewry łodzią. Otrzymuję ostatnie praktyczne instrukcje i słyszę komendę - cast ! To słowo utkwi mi uszach na długo!

 

Dołączona grafika

 

Dołączona grafika

 

 

Wykonuję możliwe długie rzuty, jednak tylko niektóre znajdują aprobatę u mojego maestro. Jest bezwzględnym i czujnym nauczycielem. Po dwudziestu minutach rzucania 20-centymetrowym poperem i usiłowania nadani mu odpowiedniej pracy zaczynam łapać o co tu chodzi.

 

Dołączona grafika

 

Na efekty czekam jednak jakiś czas . Pierwszy atak GT przyprawia mnie o zawał jednak nie udaje mi się zaciąć ryby. Sytuacja powtarza się jeszcze kilkakrotnie . Mijają pierwsze godziny.

 

Dołączona grafika

 

Łowimy na krawędziach ostrych spadków dna w odległości ponad stu metrów od brzegu bezludnej wyspy. Ręce powoli mdleją.Odpowiednie prowadzenie dużego popera po powierzchni wymaga nie tylko odpowiedniej techniki, ale również przysłowiowej krzepy.

Dopływamy do bardziej stromego kawałka lądu. Kolejny rzut w odbijające się od brzegu fale, drugie chlapnięcie i nagle widzę podnoszące się ku powierzchni ciemne cielsko. Jest! Wszystko trwa ułamki sekund!

 

Dołączona grafika

 

 

Uderzenie jest potworne. Energia jaka jest przekazywana na wędkę i gwiżdżący kołowrotek jest dla mnie czymś zupełnie niezrozumiałym! Mimo dokręconego do maksimum hamulca w mojej Stelii 20000 ryba zdaje się na to nie zważać! Coś pięknego! Dla takich chwil warto żyć ... myślę sobie i delektuję się każdą sekundą holu. Mijają minuty. W międzyczasie mój przewodnik wraz ze swoim pomocnikiem odpowiednio manewrują łodzią by oddalić się od strefy brzegowej. Moja dzielna Julka w tym czasie dokumentuje aparatem każdą chwilę .

 

Dołączona grafika

 

Mimo stawianego oporu z mojej strony ryba pozostaje niewzruszona. Wyciąga kolejny metry plecionki w swoich energicznych odjazdach niczym uciekający złodziej! Tak sobie zaczynam myśleć kiedy będzie koniec!? Powoli tracę siły, ręce mdleją jednak myśl o poddaniu nie przychodzi mi do głowy.

 

Dołączona grafika

 

 

Walczę ja , walczy i ryba. Mija ok. 25 minut. Zaczynam swobodniej pompować, odzyskuję oddane metry linki. Sytuacja zaczyna być dla mnie bardziej klarowna. Kąt nachylenia wędki się zmienia wiec zdaję sobie sprawę, że i rybę mam coraz bliżej. Po kolejnych minutach widzę błysk z czasem kształt ryby.

 

Dołączona grafika

 

Moi towarzysze powoli przygotowują się do podebrania zdobyczy. Padają ostatnie komendy w miejscowym języku.

 

Dołączona grafika

 

Dołączona grafika

 

 

Przy asyście mojego maestro Ahmed wykonuje pewny chwyt za ogon i ryba ląduje w łodzi.

 

 

 

Wow. Nie wiem co powiedzieć Otrzymuję gratulację i widzę szczere poruszenie i uśmiech na twarzy wszystkich załogantów. Jestem szczęśliwy. Następnie odbywa się sesja zdjęciowa.

 

Dołączona grafika

 

Dołączona grafika

 

 

Zdobycz zostaje mi postawiona na kolanach. Nie mam możliwości jej podniesienia i stabilnego utrzymania w pionie w inny sposób. Jest zbyt ciężka przynajmniej dla moich umęczonych rąk. Jak się wkrótce miało okazać kolejne mniejsze już ryby nie wzbudziły takiego poruszenia u mojego przewodnika jak ten egzemplarz. Miłym akcentem świadczącym o dużej kulturze wędkarskiej jest to, że otrzymuję sygnał o mijającym czasie na dokumentowanie zdobyczy. Przyszedł czas na pożegnanie z rybą. Pozbawiony już uderzenia adrenaliny nie mam siły samodzielnie wypuścić ryby pomaga mi w tym Ahmed. GT wraca do swojego królestwa, a ja sięgam po zasłużonego papierosa. To co czuję jest wspaniałe.

 

Dołączona grafika

 

 

Przypomina mi się żartobliwy cytat mojego kolegi serwowany często w trakcie naszych skandynawskich wojaży - "Czego chcieć więcej!? Japończyk za to wszystko musiał by zapłacić milion dolarów!" Śmieję się sam do siebie. Delektuję się tym stanem jeszcze kolejne pół godziny.

Po dojściu do siebie ustalamy, że dla zrelaksowania moich mięśni spróbujemy połowić tym razem w pionie. Montujemy odpowiedni zestaw i po chwili w obcy dla mnie sposób zbrojenia pilker ląduje w falach. Na pierwsze branie nie czekam zbyt długo. Na wędce mam ciepły pulsujący ciężar jednak odmienny w swojej energii od tego co przeżyłem wcześniej.

 

Dołączona grafika

 

Dołączona grafika

 

 

Mimo wszystko ryba cieszy tym bardziej , że złowiony gruoper księżycowy zaskakuje swoim ubarwieniem.Tak mijają kolejne chwile. W międzyczasie robimy przerwę na posiłek i rozmowę. Cieszy mnie bardzo również to, że w tych miłych dla mnie chwilach i mimo pewnego poświęcenia jest ze mną moja Julka. Atmosfera jest fantastyczna!

 

 

Pod koniec dnia stajemy jeszcze na uzgodnionej wcześniej rafie zanurzyć w wodzie nasze rozgrzane głowy.

 

Dołączona grafika

 

Bogactwo i kolory obserwowanych organizmów tradycyjnie robi ogromne wrażenie.

Tak to już jest, że chwile które chcieli byśmy przedłużać w nieskończoność złośliwie umykają nam zdecydowanie szybciej. Kolejna godzina upływa nam w drodze powrotnej.

 

Dołączona grafika

 

W porcie dziękuję za wspaniały dzień mojemu Maestro robiąc pamiątkowe, wspólne zdjęcie

 

Dołączona grafika

 

Nad Egiptem zapada ciemność. Myślami jestem już dalej. Ale o tym opowiem już w drugiej części.

 

 

 

Autor: @Maciej G. 2013

 

Kliknij tutaj by zobaczyć artykuł artykuł

  • Like 12
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rodzinka jeździ corocznie do tego Egiptu a ja unikam tego jak ognia. Może robię błąd? Jakie są orientacyjne koszty takiego jednodniowego wypadu z Hurgady na rybki?

I czy mozna wypozyczyć sprzęt bo nie uśmiecha mi się kupowanie Stelki 20000SW na 1 dzień w roku. Może kilka dni....

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Andrzej tragedi nie ma.

Ja w ubiegłym roku poprzez centrum nurkowe przy holelu  IBEROTEL Aqua Marin w Hurghadzie załatwiałem sobie całodniowe łowienie 6-8 godz z małej szybkiej łódki z przewodnikiem i sprzętem (jesli chodzi o sprzęt -szału nie było ale dało się łowić) w kwocie 150USD.

Pływaliśmy na rafce w okolicy wyspy Giftun.

Niestety takich okazów nie było ale łowienie mocno ekscytujące.

Obiecałem sobie w przyszłym roku w czerwcu powtórke tylko bardziej wszystko zorganizowane.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bardzo fajna przygoda i piękna ryba. Karanksy znane są z łapczywości i widowiskowych ataków, no i oczywiście walczą zaciekle do końca. 

 

A jak atakują  :D

 

Gratulacje dla Kolegi . Ta ryba to doslownie francuskie tgv!na wedce !! ale na muchowke zapiac podobnych gabarytow !! nie moge sobie tego wyobrazic !pozdrawiam serdecznie Zbigniew

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...