Skocz do zawartości
  • 0

Bezpieczeństwo podczas nocnego wędkowania


Maciek Rożniata

Pytanie

Rekomendowane odpowiedzi

  • 0

Nie jest to takie proste, przypadek kormoranów już kilka razy opisywałem na forum i nie ma sensu robić tego kolejny raz. Bobrów jest za dużo, robią sporo szkód, widziałem przypadki ścinania przez nie drzew iglastych. Swoją drogą widać, że ochrona bobrów przyniosła skutek i tak samo skutecznie można by chronić ryby z tym, że teraz przyszła pora nieco podregulować ich liczebność i tyle. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Mnie bardziej wkurza ich bicie ogonem o wodę jak się spłoszą, huk w nocy jest taki, że faktycznie można dostać zawału. Swoją drogą mam nadzieję, że w końcu myśliwi zaczną z nich robić czapki bo niedługo wykończą wszystkie drzewa nad rzekami.

Niestety myśliwi nie chcą żeby bóbr był zwierzęciem łownym. Ustrzelić go nie takie proste .Pieniądze z ustrzelonego bobra małe.  Za szkody wyrządzone przez zwierzęta łowne odszkodowanie płaci związek łowiecki , a to duże wydatki.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

...

 

Jakoś bobry żyją od setek lat w rzekach i niespotkałem rzeki całkowicie ogołoconej z drzew  ( większe spustoszenie robi człowiek). Zjedzą to co lubią i robią przeprowdzke. Wierzba w kilka lat odbije tak ze różnicy nie będzie. Takie jest moje zdanie.Tak samo z kormoranami. W naszych wodach jest najwięcej ryb małch (jak wszędzie), które są ich pożywieniem.  Z czasem ich populacja ustabilizuje się. Małych ryb będzie mniej połowa umrze zgłodu, drugą połowe wykończą choroby i drapieżniki. Natura sama sobie poradzi bez odstrzałów.

 

 

          Widać,że jeszcze nie widziałeś prawdziwych szkód uczynionych przez bobry, a pewnie także tego co potrafią kormorany. Dużo by o tym pisać, ale to nie ten temat.

 

    A wracając do tematu...Ja będąc sam w nocy nad wodą nie czuję się bezpiecznie.

  Zwykle wybierałem miejsca gdzie rzadko zaglądają  łysonie,piwkujący gówniarze i miejscowe męty. Niestety pewnego razu natknąłem się na kłusowników, doszło do wymiany myśli po czym zostałem zaatakowany. Kiedy lekko ogłuszony (po ciosie, na szczęście nie straciłem przytomności) leżałem na ziemi, bardzo się wystraszyłem, że mnie utopią (było to nad samą wodą) lub dobiją. Byli młodsi ode mnie, lekko wypici i pełni animuszu. Na szczęście leżąc na ziemi, a było już dosyć ciemno, namacałem ręką jakiś niezbyt cienki kij. Pierwszy, który się nade mną pochylił dostał kijem lekko ale trafiłem go w nos, co go w ogóle wyeliminowało. Kiedy się podrywałem to walnąłem drugiego, tym razem w tak zwany "łeb" i widziałem jak ugięły mu się kolana. Na trzeciego już  nie czekałem tylko dałem drapaka, ale on mnie też nie gonił. Jak już mi zabrakło tchu, a nie było to zbyt daleko od miejsca zdarzenia, zadzwoniłem na 997 (komórki na szczęście nie zgubiłem). Po pewnym oczekiwaniu na połączenie gdy zziajany wreszcie wyłuszczyłem kto, co i mniej więcej gdzie to się dowiedziałem, że to nie ich rejon i podano mi drugi telefon. Po drugiej podobnej rozmowie panowie obiecali przyjechać. Przyjechali mniej więcej po godzinie, w sumie znalazłem ich ja bo przyjechali na "kogucie". Nie miałem przy sobie żadnych dokumentów ale zrobiono jakąś notatkę. Panowie byli w pantoflach i nie chcieli iść w miejsce zdarzenia. Radzono mi abym na przyszłość nie wybierał się sam, brał psa lub np. jakiś paralizator, a najlepiej to żebym się tu o tej porze nie szwendał (koniec lipca godz.23). A, i gdybym czegoś się dowiedział, to żebym dał im znać...

  Nigdy później nie wzywano mnie na policję, nie dostałem też żadnego powiadomienia co dalej ze sprawą. W sumie to dobrze, gdyż analizując zdarzenie długo denerwowałem się, że któremuś z kłusoli zrobiłem jakąś większą krzywdę (kij to jeszcze trzymałem w rękach nawet jak przyjechała policja, był zakrwawiony i ...mocno już pęknięty, więc trzeciego delikwenta pewnie by nie wytrzymał), daje jednak obraz jak się podchodzi do takich spraw.

  Niestety w wyniku zdarzenia straciłem część sprzętu wędkarskiego oraz niezłe (wtedy) łowisko, po prostu byłem tu "spalony ".

  Od tego czasu dość rzadko wędkuję nocą i już nie sam, a zwykle w 3-4. Pamiętajcie, że w chwili jakiegoś zdarzenia jesteście zdani tylko na siebie, a ewentualna pomoc to łut szczęścia. Myślę też, że łatwo w nerwach można komuś zrobić krzywdę, po zdarzeniu to już wszyscy są mądrzy...no, prawie wszyscy.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Raz w życiu miałem podobną akcję nad rzeką. Na szczęście byliśmy we trzech, wszyscy zdeterminowani, by bronić swego jestestwa. Skończyło się na okazaniu narzędzi, jak u starych byków prezentacja poroża. Bałem się jak cholera, że będę musiał użyć swojej wielkiej Muelli. Nóż zrobił wrażenie, 23 cm klingi o szerokości 7 cm musiało wywrzeć presję psychologiczną. Po wszystkim nie mogliśmy zasnąć, baliśmy się, że wrócą z posiłkami.

Nie wyobrażam sobie, że użyłbym tej klingi, już chyba nigdy bym nie zasnął.  :mellow:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Jak po takiego smoka nie ruszyć nocą

post-46338-0-19531000-1389209742_thumb.jpg

 

A do rzeczy czy w dzień czy w nocy jest równie nie bezpiecznie tym bardziej w tych czasach! Szczerze powiedziawszy, więcej razy w dzień wpadłem do wody, spotkałem zwierzynę i dziadów. I jak na razie noc wydaje się bezpieczniejsza z daleka słychać jak coś nadchodzi bo zmysły się wyostrzają .

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Ja bym psa nie polecał , chyba ,że na wypad miejski bo jak w środku lasu dzik wyskoczy to i takiego 50 kilowego pieska potrafi rozpruć.

Dużo też piszecie o nożach , maczetach...

A macie jakieś doświadczenia we wbijaniu noża w ludzkie ciało???

Wcale tak łatwo nie wchodzi...

Odgłos maczety czy siekierki uderzającej w czaszkę też na długo pozostaje w pamięci.

W ludzkie nie, ale w dzika tak... 

Myślę, że nie dałbym rady, ale tak do końca nigdy nie jesteś pewny jak zareagujesz w naprawdę kryzysowej sytuacji. Ja takiej nie miałem, więc nie będę się wymądrzał...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Nie no nie przesadzajcie, o wiele bardziej jest niebezpiecznie na drodze niż nocą w lesie. Rozumiem, że się zdażały różne sytuacje, ale od razu mówić, że niebezpiecznie, że strach? Nie jestem jakimś super twardzielem, ale samotne przechadzki leśną ścieżką, w nowiu to bardzo przyjemne doznanie - ale dreszczyk zawsze jest:) Pozdrawiam nocnych traperów.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Miałem kiedyś dobermana . To był pies który nie bal się nikogo i niczego...

Taki mnie kiedyś zaatakował. Szybki był, lecz na szczęście ja byłem szybszy. Dostał w łeb wiosłem, aż echo poszło, niestety nie padł, a ze skowytem uciekł.

Przez kilkadziesiąt lat nigdy nie napadł mnie w nocy nad wodą żaden dziki zwierz lub człowiek. Napadały mnie jedynie psy. Myślę, że pomysł zabierania ich nad wodę jest co najmniej niewłaściwy. Przeszkadzają właścicielowi, ale jeszcze bardziej innym wędkarzom.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Nie chciałbym tutaj wywołać wojny ale zgodzę się z przedmówcą. Jak ktoś na pryczy biwakuje tydzień, to mu zwierzęta nie przeszkadzają. Ale jak jak ze spinem mam przejść przez kilka takich obozowisk, to już nie jest takie wesołe. I ten teks o ujadającym psie "panie, on nie gryzie". Zawsze wtedy wyobrażam sobie, że za chwilę facet powie; "ożesz, jeszcze nigdy mu się to nie zdażyło a tu popatrz... ugryzł". Bo to zwierze przecie..., nieobliczalne jak każda istota.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Nie no nie przesadzajcie, o wiele bardziej jest niebezpiecznie na drodze niż nocą w lesie. Rozumiem, że się zdażały różne sytuacje, ale od razu mówić, że niebezpiecznie, że strach? .......................................................

Sporo zależy od wyobraźni, która................ różne rzeczy podpowiada

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Nad samą wodą nie spotkałem nigdy nocnych myśliwych polujących na dziki, ale gdy polowali za dnia na kaczki (Narew)śrut padał tak blisko, że chcieliśmy kłaść się już na dnie łodzi. Złamali chyba wszystkie przepisy dotyczące bezpieczeństwa, strzelali także do siedzących ptaków (co zdaje się jest zabronione), w międzyczasie przemieszczając się na silniku z dużą prędkością, nie zważając zupełnie na wędkujących. Dali popis wyjątkowego chamstwa i arogancji.

Natomiast w lesie niebezpieczeństwo jest całkiem realne. Poruszając się nocą na granicach pół i lasów, przecinek, polan, zwłaszcza mając na sobie maskujący ubiór warto posługiwać się białym światłem dla uniknięcia pomyłki która może mieć tragiczny skutek.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Nad samą wodą nie spotkałem nigdy nocnych myśliwych polujących na dziki, ale gdy polowali za dnia na kaczki (Narew)śrut padał tak blisko, że chcieliśmy kłaść się już na dnie łodzi. Złamali chyba wszystkie przepisy dotyczące bezpieczeństwa, strzelali także do siedzących ptaków (co zdaje się jest zabronione), w międzyczasie przemieszczając się na silniku z dużą prędkością, nie zważając zupełnie na wędkujących. Dali popis wyjątkowego chamstwa i arogancji. Natomiast w lesie niebezpieczeństwo jest całkiem realne. Poruszając się nocą na granicach pół i lasów, przecinek, polan, zwłaszcza mając na sobie maskujący ubiór warto posługiwać się białym światłem dla uniknięcia pomyłki która może mieć tragiczny skutek.

 

Było głośno o tym jak mąż żonę tak załatwił, która zeszła z ambony do auta/domu po coś i wracając dostała od męża kulkę...

 

Pozdrawiam

Salmo

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Taki mnie kiedyś zaatakował. Szybki był, lecz na szczęście ja byłem szybszy. Dostał w łeb wiosłem, aż echo poszło, niestety nie padł, a ze skowytem uciekł.

Przez kilkadziesiąt lat nigdy nie napadł mnie w nocy nad wodą żaden dziki zwierz lub człowiek. Napadały mnie jedynie psy. Myślę, że pomysł zabierania ich nad wodę jest co najmniej niewłaściwy. Przeszkadzają właścicielowi, ale jeszcze bardziej innym wędkarzom.

Znając paskudny charakter swojego psa byłem zawsze bardzo czujny , nie tylko na rybach. Tylko raz zaatakował człowieka stając w obronie mojej żony , zresztą bardzo skutecznie. Przez obce psy bylem ugryziony dwa razy, raz nad Wkrą i raz nad Wisła.Ten nad Wkrą to był malutki kundelek , który siedział z niewinną minką przy ścieżce prowadzącej nad wodę.Szliśmy we trzech.Dwóch kolegów przepuścił ,a mnie dziabnął w łydkę i uciekł :angry: :D .

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Tak sobie to czytam.... i chyba będę bał się wyjść nad wodę :huh: .

Może mało łowie, ale nigdy nie miałem złych przygód nad wodą. Raz mając lat chyba 14, a było to w czasach zamierzchłych, gdy łowiłem pstrągi "zaatakował" mnie łoś. Tzn. stał po drugiej stronie rzeczki- jakieś 200m ode mnie. Ze strachu rzuciłem wędkę i zacząłem uciekać. Cóż, nie było wikipedii ani google, by dowiedzieć się, ze łosie wędkarzy na roga (poroże?) nie nabijają...

 

Natomiast sporo niemiłych przygód miałem w z łobuzami w miastach, gdzie ludzi skupiska są, gdzie bramy, nieoświetlone ulice, podejrzane dzielnice.... Albo i w zwykłej komunikacji... Zbóje jak mają zew krwi i chęć pobicia raczej w odludzia (chyba) nie chodzą, gdzie być może kogoś raz na 8 km spotkają...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Bardzo często łowię sam,wieczorem lub nocą wracam brzegiem rzeki do schowanego w ustronnym miejscu samochodu.Moje obawy budzą;

-postrzelenie przez myśliwego

-złamanie nogi lub gorzej nawet,nadzianie się na bobrową pikę

-zgubienie się,utrata orientacji.

 

Pisząc o pierwszym wariancie przypominam sobie przemarsz pod myśliwską amboną w środku nocy,gdy usłyszałem ku swemu zaskoczeniu dobiegający z góry głos"uważaj pan następnym razem".Wyobraźnia dopowiedziała swoje,tym bardziej ,że i wśród tej elity zdarza się sandaczowe spojrzenie.Od tego czasu błyskam latarką,pogwizduję,macham szczytowką uniesionej muchowki.To w pilskim zastrzelono przez pomyłkę żubra przed laty :o

 

Wariant drugi wiąże się z ekspansją bobrów,nowymi zwaliskami i bardzo niebezpiecznymi otworami wentylacyjnymi powiązanymi z ich jamami.Nowe otwory grożą wpadnięciem aż po udo,a gdy się spieszymy...Kilkucentymetrowej średnicy zaostrzone pniaczki są także niebezpieczne.Tak więc telefon może się przydać i powinien być rozsądnie umieszczony.

 

Trzecie niebezpieczeństwo dotknęło  mnie kilka razy,ale najdotkliwiej przed wielu laty nad górną Piławą w okolicach Nadarzyc.Po rozstaniu  z kolegą,ustaliliśmy kto w góre,kto w dół, że spotkanie ok 15 przy aucie, no i ... wio.Koniec zimy,śnieg ,pogoda piękna,brania dobre woda krystaliczna.Schodząc z prądem testowałem woblery które namiętnie w tych czasach produkowałem,no i  zapuściłem się aż w okolice wsi Szwecja ( ta  nasza :)  )  mając na powrót tylko godzinę.Zaczęło się ściemniać,stopniowo oddalałem się od wody ścinając zakręty,śnieg skrzypiał,mróz szczypał, a za kolejnym wzniesieniem ...,nie pokazała się rzeka  :o :o :o .Nic to pomyślałem,choć wąsikiem nie ruszyłem i skręciłem ostro w prawo chcąc znów ujrzeć ciemną wstęgę Piławy.

Niestety całkowicie straciłem orientację,wszystkie leśne dukty wydały się identyczne,łamiąc cienki lód na bagniskach miotałem się w poszukiwaniu właściwej drogi .Czas był przed GMS owy,nie mogłem uprzedzić Andrzeja o moich kłopotach,spóźnieniu no i zapytać czy nie ma podobnych problemów.

W kompletnych ciemnościach mając w tyle głowy nocleg w lesie,biegnąc na przemian i brodząc w rozlewiskach zobaczyłem w świetle księżyca... mojego kochanego czerwonego Fiata 126p  :wub:  zaparkowanego przy nieczynnym mostku.Udało się,choć w domu byłem stanowczo zbyt późno.Tak , wiem -dziś zgubić się trudniej (gps),ale tamten strach pamiętam do dziś.

 

kardi

 

 

 

 

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Co to białe światło?

Za Wikipedią - "Barwa biała – najjaśniejsza z barw. Jest to zrównoważona mieszanina barw prostych, która jest odbierana przez człowieka jako najjaśniejsza w otoczeniu odmiana szarości."

Generalnie chodzi o to by nasze światło było dobrze widoczne przez innych, w tym wypadku myśliwych. Używane często światło czerwone nie zaburzające istotnie tzw. widzenia nocnego, nie będzie już tak dobrze widoczne a co za tym idzie nie zapewni nam bezpieczeństwa. Dlatego w tych wypadkach warto świecić, nawet jeśli do poruszania się światła nie potrzebujemy.

 

Bardzo często łowię sam,wieczorem lub nocą wracam brzegiem rzeki do schowanego w ustronnym miejscu samochodu.Moje obawy budzą;

-postrzelenie przez myśliwego

-złamanie nogi lub gorzej nawet,nadzianie się na bobrową pikę

-zgubienie się,utrata orientacji.

...kardi

Bobrowe jamy i piki stanowią rzeczywiście istotne niebezpieczeństwo względem którego należy zachować szczególną ostrożność. Niestety związanego z ich istnieniem ryzyka nie uda się całkowicie wyeliminować.

Co zaś się tyczy utraty orientacji - zawsze warto mieć ze sobą nawet mały kompas i mapę, lub przynajmniej ogólny zapis terenu w pamięci. Ten mninimalny zestaw pozwoli chociaż w przybliżeniu trzymać właściwy kierunek. Jednak ważne jest, by przy utracie orientacji nie panikować i postarać się wrócić do ostatniego znanego miejsca. Jeśli to niemożliwe, nie oddalając się dalej ustalić ostatnią prawdopodobna pozycję. Wówczas można już kierując się wskazaniami kompasu (busoli) obrać (mniej więcej) właściwy azymut.

Wydaje się, że bytując nad rzeką takie niebezpieczeństwo nie grozi, a jednak może się zdarzyć. Sam doświadczyłem tego wiele lat temu nad Biebrzą. Chciałem tylko obejść niewielkie rozlewisko. Niestety pogoda była pochmurna a trzciny całkowicie zasłaniały choryzont - orientację straciłem bardzo szybko. Na szczęście wróciłem po śladach, choć te o dziwo były prawie niewidoczne.

Edytowane przez RBTS
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

W mojej okolicy zgubić się raczej nie da, ale stracić orientację to bez najmniejszego problemu. Pamiętam dwa przypadki: pierwszy - gdy zboczyłem z leśnej ścieżki bo chciałem skrót zrobić idąc prosto przez gęsty las. Po chwili zatrzymałem się i lekko skręciłem. No i zlokalizuj tu teraz człowieku strony świata;) W jedną i w drugą stronę, tam i z powrotem. Ale w końcu trafiłem na wcześniejszą ścieżkę;) Drugi przypadek, jak z kumplem postanowiliśmy wracać nieco wcześniej do domu (do pracy na rano a już lekko po północy). Weszliśmy w rdestowiec, bo przecież za kilka metrów miała być ścieżka a nie chciało nam się obchodzić starorzecza. Do auta doszliśmy coś po trzeciej... a mieliśmy do niego z 80 metrów :unsure: Ciekaw jestem, czy zdarza się Wam zasypiać nad wodą. U mnie to stało się nagminne. Kiedyś jeszcze schodziłem do auta. Teraz, jako weteran samotnych eskapad ( B) ) wywalam gałęzie rdestowca na glebę i śpię jak w domu :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

@RBTS,@Spiderling84.jak widzę zdarza się i Wam !

 

.Oczywiście kompas by pomógł,ale cóż -nie miałem.W dodatku byłem nad znaną sobie wodą,ale ciemność,presja czasu,autentyczne,jak na Polskie warunki,bezludzie poskutkowały.Dodam,że orientacja w terenie to moja słaba strona,muszę idąc bardzo uważać na szczegóły,notować w pamięci charakterystyczne punkty.Podobnie bywa na łódce,ale tam na szczęście jest zawsze towarzysz

 

.Chociaż na szkierach parę lat temu.. :rolleyes:

 

Mam obawy przed spaniem po prostu w lesie,może spróbuję ?? Oby nie z konieczności !

 

Co do niebezpieczeństw to chciałbym jeszcze wymienić atak os ,ktorych gniazdo rozgniótł przypadkiem Tata osuwając się w spodniobutach  po wysokim brzegu Czernicy. Jaaazda  :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Poczytałem i kilkoro z Was wymienia jako nocne zagrożenia, myśliwych.

Kiedyś na forum myśliwskim brałem udział w dyskusji o strzelaniu do (nie)rozpoznanego celu. 

ROZPORZĄDZENIE MINISTRA ŚRODOWISKA

z dnia 23 marca 2005 r.

w sprawie szczegółowych warunków wykonywania polowania oraz znakowania tusz

[Dz.U. z 2005 Nr 61 poz.548 z dnia 15 kwietnia 2005 r.]

Przepis mówi:

§ 6. Podczas polowania nie strzela się do: 

...

7.celów nierozpoznanych.

 

w tym miejscu zaczynają się problemy. 

Pisaliście sami, że wyobraźnie podpowiada różne rzeczy, zwłaszcza w nocy. Myśliwi ci, decyzję o strzale podejmowali w momencie, kiedy byli pewni, że to dzik. Byli pewni na 100, a nawet na 100000%, że to do czego zgiął im się palec to był dzik, a nie baba kradnąca w nocy ziemniaki.

Żeby nie było, nie bronię nikogo! W każdym towarzystwie znajdą się czarne owce i nie ważne czy to myśliwi, wędkarze, policja, czy lekarze. 

Tak naprawdę to jest tragedia dwóch osób, strzelającego i "zastrzelonego" (a właściwie jego rodziny). Sami wspomnieliście, zresztą ja też tak uważam, że las w środku nocy jest miejscem bezpieczniejszym niż centrum wielkiego miasta. Prawdopodobieństwo spotkania w lesie człowieka o tej porze jest niebywale małe... i tak właśnie powstają wypadki. Dobrym rozwiązaniem jest ww białe światło czyli najzwyklejsza latarka. Nie widziałem nigdy dzika z latarką więc nawet nie sięgałbym po sztucer :)

Jedną z największych tragedii o których słyszałem to taka, kiedy ojciec syna zastrzelił. Siedzieli na dwóch ambonach, ale syn zobaczył watahę dzików, zlazł z ambony i próbował ją obejść. W każdy razie znalazł się po drugiej stronie ambony w której siedział ojciec. Ojciec o tym nie wiedział, cały czas był przekonany, że syn siedzi po przeciwnej stronie, w chatce na kurzej nóżce. Padł strzał i polały się hektolitry łez. Historia naprawdę smutna i dająca do myślenia. Podsumowując, latarka takie ryzyko minimalizuje w bardzo dużym stopniu. 

 

Osy/szerszenie - zdarzyło mi się kilka razy wdepnąć w gniazdo, noga zagłębia się w grunt do połowy kolana, a w momencie kiedy się zorientuję skąd ją wyciągam to nad brzegiem zazwyczaj powstaje nowa ścieżka bo zaczynam biec przed siebie. 

 

Dzik jest dziki dzik jest zły, dzik ma bardzo ostre kły - żeby uniknąć spotkania z dzikiem wystarczy co jakiś czas się odezwać. Zwierzęta te, jeżeli nie są przyzwyczajone do ludzi (ludzie karmiący dziki na osiedlach około miejskich), będą nas unikać niczym diabeł święconej wody, ale musimy zaznaczyć swoją obecność. Wystarczy gadać co jakiś czas, nawet do siebie :), to wystarczy, dziki usłyszą nas z pewnej odległości i po prostu się zwiną. Gorzej, jeżeli bawimy się w indian i podchody do wody :) wtedy istnieje duża szansa na spotkanie oko w oko :). Jeżeli ktoś lubi adrenalinę to proponuję podchodzić lochę z młodymi i małego w dupę uszczypnąć, tak, żeby kwiknął :) locha nie omieszka podziękować za krzywdy wyrządzone pasiakowi :).

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz na pytanie...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

Ładowanie
×
×
  • Dodaj nową pozycję...