Skocz do zawartości

Niebywałe!


SPIDERLING84

Rekomendowane odpowiedzi

Jak inaczej mogłem zatytułować wątek, w którym wydarzyła się poniższa sytuacja?

Rok temu zakupiłem tutaj na forum dwie rapale original z niebieskim grzbietem - 11 cm. Pilnowałem jak oka w głowie, żeby w korzeniu nie zostały ani w paszczy żadnej. Jednak niewidzialne ręce podwodnych zaczepów sięgnęły po "moje" i rozstałem się z dwoma sierpniową porą. Jakież moje zdziwienie było dziś wieczorem, gdy kumpel zadzwonił. Mówi, że złowił piękną rybkę, którą zobaczę na pewno bo zabiera do domu! Okazała się nią jedna z moich rapalek, która po zwiotczeniu kotwic spłynęła blisko 2 km niżej, z resztkami mojej agrafki i kawałkiem żyłki :D Odrzańska woda wyrzuciła go na brzeg, gdzie w stanie "jak z pudełka" został odnaleziony. Czyż to niebywałe?

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Może to was zainteresuje kumpel kupil sobie rapale droga piekna z hwostem ...... niestety zaczepil i urwal .........rozpaczal jak nie wiem........mowie mu nie martw się pojdziemy na plaze tam woda mocno opadla znajde Ci pare woblerow :P  wchodzę 2 kroki i w blocku znajduje identyczna rapale tylko kotwice trochę do wymiany :D Kolegi uśmiech tlumaczyl wszystko :) czasem warto wierzyc :P

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Szwecja, śródjeziorna górka , wypłycenie do 1,5 m z okolicznych 4 m, rzut 4" Mannsem i zaczep, próba "odstrzelenia" nieudana, rwanie.

Następny rzut w te rejony, staram się rzucic tuż obok, bo wiem że tam kończy się górka i .. zaczep, tym razem "odstrzeliwuję" i wyciągam urwaną w poprzednim rzucie gumę. :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja miałem trochę inaczej.. Wyciągam najdroższego woba (70 zł) dołek czyściutki - sprawdziłem. W pierwszym rzucie plącze linkę, wobek ląduje w wodzie. W duchu sobie myślę to niemożliwe - pewnie jeszcze złapie zaczep..  Rozplątuje linkę, węda w górę, wobek w korzeniach..

Taki żywot wobka za 70 dych i to w  pierwszym rzucie... Czasem się zastanawiam jak to możliwe...  ;)  :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja miałem trochę inaczej.. Wyciągam najdroższego woba (70 zł) dołek czyściutki - sprawdziłem. W pierwszym rzucie plącze linkę, wobek ląduje w wodzie. W duchu sobie myślę to niemożliwe - pewnie jeszcze złapie zaczep..  Rozplątuje linkę, węda w górę, wobek w korzeniach..

Taki żywot wobka za 70 dych i to w  pierwszym rzucie... Czasem się zastanawiam jak to możliwe...  ;)  :D

Hehe, magia! I ja takiej doświadczyłem... :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja też mam podobną historię. Zdobyłem Salmo Whacky jeszcze przed oficjalną sprzedażą. Poszedłem pod wieczór nad rzekę na sandacze i postanowiłem raz rzucić nowym nabytkiem dla zaspokojenia ciekawości. Kotwice ściągnięte, aby się gdzieś nie uczepił w ciemnościach, bo nie wiedziałem jak głęboko zejdzie. Pierwszy rzut, ściągam max z 5 metrów. Nagle kij w pałąk, serce w gardle i luz....Klnę jak szewc, a wydra (chyba, bo tylko zarysy łba widziałem) odpływa w spokoju  :D  :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Historia prawdziwa, ale zasłyszana : XYZ obławia rejon podwodnej górki, nagle branie! Holuje pajka, niestety ten pod łodzią schodzi, węzeł nie wytrzymał i Whitefish SDR odpłynął razem z rybą i przyponem. Mija kilka godzin i inny gość z tej samej ekipy obstawia górkę. Nie mija wiele czasu, trafia zaczep - okazuje się że zaczepił rzeczonego Whitefisha (z tym, że już bez pajka)! :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przy okazji szczupaków; łowiłem sobie kiedyś klenie, tradycyjnie, na kleniowe woblerki, po którymś tam przeprowadzeniu mikrusa nad kamieniami, pomiędzy łachą piachu a krzaczkiem, czuję uderzenie, drgnięcie hamulca i luz...

Obcinka. :wacko:

Dobra myślę, założymy gumkę z wolframkiem i zobaczymy, jak wydumałem, tak zrobiłem, nie czekałem w sumie długo - strzał, trochę chlapania i wypinam z kaczej mordy najpierw gumkę, potem obciętego woblerka. :)

Ryba do wody, a ja dalej klenie łowię.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na końcu wahadłówka Mepps na początku Battel

Zamaszysty rzut i plecionka jak prawie zawsze robi się w kokon i blokuje na jednej ze szczytowych przelotek.

Mepps wystrzelił jak pocisk w niezapomniane pomachując mi refleksem :wacko:

zniesmaczony wiążę gumę podżigować i w 3 rzucie trafia mi się przyłów w postaci meppsa :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Najdziwniejszą przygodę (a właściwie to dwie) ,przeżyłem kilkanaście lat temu.

Pierwszą, łowiąc pstrągi.

Rzucałem usilnie w jedno miejsce, wiedząc już, że siedzi tam spora sztuka. Mam. Zacinam i siedzi potok koło 60-tki. Niestety ko chwili spina się i tyle go widziałem. Moje zdziwienie było niesamowite, jak na końcu mojego mepsika wisi Mepsik long 2, zaczepiony o strzemiączko. Nie była to moja blaszka.

Druga przygoda przytrafiła mi się, jak pojechałem z z dwoma już świętej pamięci kolegami na sandacze.

Rzucałem dosyć ciężką gumą, co chwile wyciągając pozrywane zestawy karpiowe, jakieś żyłki z innymi gumami. W końcu zaczęło to nas śmieszyć, bo ryb nie widać a kupka złomu robi się pokaźna. Przeszliśmy dalej i kolega mówi: No ciekawe młody co tym razem wyciągniesz. Odpowiedziałem jakby to stało się już rutyną - zaraz zobaczysz. Zwijając czułem że coś mam, obstawiałem na małża, który się uczepił żyłki. To co zobaczyliśmy na końcu wydawało się nieprawdopodobne. na końcu wisiał zegarek Casio, co ciekawe zapięty normalnie pasek.

Śmiechu była kupa, Kazali mi rzucać po właściciela owego zegarka ale go nie wyłowiłem :)

Zegarek był wodoodporny, Zmieniłem baterię i długo mi jeszcze służył

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Od trzech lat, kilka razy w roku oglądam tego samego biało - niebieskiego, kleniowego Bonito, wiszącego 3 metry nad głową, na gałęzi wystającej kilka metrów nad wodę. Przy rzucie żyłka zsunęła się z artretycznego palucha i wobek zamiast do wody, powędrował na gałąź. Strasznie mnie wkurza jego widok. :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Najdziwniejszą przygodę (a właściwie to dwie) ,przeżyłem kilkanaście lat temu.

Pierwszą, łowiąc pstrągi.

Rzucałem usilnie w jedno miejsce, wiedząc już, że siedzi tam spora sztuka. Mam. Zacinam i siedzi potok koło 60-tki. Niestety ko chwili spina się i tyle go widziałem. Moje zdziwienie było niesamowite, jak na końcu mojego mepsika wisi Mepsik long 2, zaczepiony o strzemiączko. Nie była to moja blaszka.

Druga przygoda przytrafiła mi się, jak pojechałem z z dwoma już świętej pamięci kolegami na sandacze.

Rzucałem dosyć ciężką gumą, co chwile wyciągając pozrywane zestawy karpiowe, jakieś żyłki z innymi gumami. W końcu zaczęło to nas śmieszyć, bo ryb nie widać a kupka złomu robi się pokaźna. Przeszliśmy dalej i kolega mówi: No ciekawe młody co tym razem wyciągniesz. Odpowiedziałem jakby to stało się już rutyną - zaraz zobaczysz. Zwijając czułem że coś mam, obstawiałem na małża, który się uczepił żyłki. To co zobaczyliśmy na końcu wydawało się nieprawdopodobne. na końcu wisiał zegarek Casio, co ciekawe zapięty normalnie pasek.

Śmiechu była kupa, Kazali mi rzucać po właściciela owego zegarka ale go nie wyłowiłem :)

Zegarek był wodoodporny, Zmieniłem baterię i długo mi jeszcze służył

Tym wpisem przypomniałeś mi pewną przygodę wędkarska której autorem był ten który mi ją opowiedział - znajomy kolegi , Było to tak.... Rzeka Bug, Pan X razem z kumplem łowią rybki-  akcja SUM  (zasiadka)   :)  :D   Pod wieczór na drugą stronę dojeżdżają"rywale" :)  - znajomi - ha ha, hi hi -  Zaczyna się "ostre" wędkowanie po jednej i drugiej stronie.. Po północy Pana X, coś tknęło, zaczął zwijać zestaw, co szarpnie dzwonek po drugiej stronie. Nikt się nie podnosi - chłopaki kimają - mocno zmęczeni..  ;)  Ściągnął linkę oraz zestaw sąsiadów  :) Obudził kumpla, owinął rękę szmatą i okręcił plecionkę.

No to co biegamy po brzegu..  :)  :P  :D  Zaczął szarpać kolesie wybiegli z busa, zacięcie, hol...  :)  :D  Po około 5 minutach zmiana drugi i tak przez 30 minut.  W końcu padli z wycieńczenia.. Odcięli plecionkę. Przyznał że dawno się taki nie bawili .. a nad ranem dowiedzieli się jakiego to suma mieli po drugiej stronie.. prawdy nigdy im nie powiedzieli...  :)  

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Opowieść z innej beczki, nie jest związana z wędkarstwem, ale jest z gatunku NIEBYWAŁE  :) Opowiedział mi pewien Starszy Pan podczas przedłużającej się kolejki po bilety na mecz piłkarski.. 

 

Akcja działa się na wiosce.. Dwóch sąsiadów umiejących się świetnie i często bawić. Urządzili jak zwykle grilla  nic nowego sobota letni wieczór.. Jeden z imprezowiczów odleciał wcześniej i odnieśli go do domu. I dalej w tany.. W pewnej chwili przylatuje do ogniska pies (wyrośnięty kundel)  trzyma w pysku małego pieseczka którego właściciel własnie odleciał.. O rzesz w mordę patrz co zrobił Twój pies zagryzł pieska sąsiada, cały w błocie i pogryziony.. Dawaj go umyjemy i podrzucimy do budy a ty zabieraj swojego kundla.. Jak powiedzieli tak zrobili... Przy następnej imprezie koleś pyta.. pamiętacie ostatnią imprezę .. pies mi zdechł mi pies, zakopałem go w ogródku żeby dzieciaki nie zobaczyli.. Budzę się następnego dnia a on czyściutki bialutki w budzie leży..  ;)  :)  

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1) Dwa lata temu kleniuję woblerkiem gębskiego. Branie, wizg hamulca, odjazd na połowę mojej reczki, nawrót i ... rybsko wali w pale po starym moście. Przez chwilę jeszcze czuję tą rybę. Wreszcie nawijam żyłkę na rękaw i linka strzela. Przewiązuję zestaw i łowię dalej na identycznego wobka. Schodzę niżej jakieś 50-60 metrów. Po jakichś 25-30 minutach znów łup. Kij wygięty w pałąk, Zacięcie i hol. Ryba spływa z nurtem. Nie pozwalam jej płynąć w górę, żeby nie wpłynęla w pale jak poprzednia. Na spokojniejszej wodzie widzę, że to boleń-porządny sześćdziesiątak "zapięty" okołoogonowo. Doholowuję go wreszcie do ręki i co widzę? Jakieś pięć centymetrów w stronę płetwy grzbietowej wbity jedną kotwiczką poprzedni gębalek.

2) Na jętce majowej łowię jednego dnia pstrągi z jednym kumplem, wymieniamy się muchami. Podchody iście jak apacze na komanczów lub odwrotnie. Kumplowi prawie pod samymi nogami z wielkum chlupotem skacze do muchy pstrągal. Kumpel wystraszony szarpi kijem i urywa muchę w pysku ryby.

Za dwa dni z innym kumplem obławiamy rzeczkę. Kolega rzuca przed oczko na środku rzeczki, pstrągal wychodzi do muchy, zacięcie i ... zaczyna się jazda. Najpierw pod prąd, później w dół. Ucieka pod kładką w dół rzeczki. Przekładamy, kombinując, wędkę pod kładką, ryba dalej na kiju. Ucieka pod krzak na drugim brzegu. Biegnę z podbierakiem ją albo podebrać, albo spłoszyć. Udaje się to drugie. Powrót na brzeg, gdzie stoi kolega. Pstrąg słabnie, ale trzeba jeszcze uważać na paliki po starej faszynie. Kładę się na brzuchu na skraju skarpy, kumpel naprowadza rybę na siatkę i ... czuję, że zsuwam się do wody. Ryba w podbieraku i kumpel zdążył mnie złapać z nogi, bo kąpiel była blisko. Odczepamy rybę w podbieraku i widzę w jej pysku muchę urwaną dwa dni wcześniej. 

Edytowane przez Kokosz
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Widzę, że z gatunku "niebywałe" jest całkiem sporo ciekawych historii :)  Przypomniała mi się jeszcze jedna. Za dzieciaka, łowiąc w rzeczce o szerokości swobodnego przeskoku z rozbiegu, na woblera uderzył mi sandacz. Rybę tę znałem dotąd z opowieści i ...WW. Już sam fakt, że w tym cieku był sandacz graniczy z cudem. Ale najlepszy jest finał holu... Ryba spięła się przy samym podbieraniu ręką, zamieszanie, chlapanina i... sandał złapała się w lasso (żyłka o kotwiczkę) za własny ogon! Dostałby nagrodę Darwina w gatunku najgłubszej śmierci :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wprawdzie dzisiaj 1 kwietnia i opowiada się historie z palca wyssane...

Kiedyś łowiłem sobie batem jakaś drobnicę w Odrze. Po (chyba) braniu wyciągam zestaw, ale brakuje mi haczyka i połowy krętlika do którego był dowiązany przypon. Brania nie widziałem ani nie czułem, żebym o coś zaczepił. Pół godziny później złowiłem świnkę z moim przyponem w ryjku :).

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziękując za temat dołożę dwa kwiatki:

1. Jesień 1996. Po powodzi woda w Wiśle jeszcze podniesiona, choć już można łowić. Podchodzę do rzeki, pierwszy rzut woblerem pod krzak, zaczep, rwanie. Kilka cierpkich słów pod nosem na własną głupotę, zapinam gumę - bardziej stosowną przynętę na te warunki - i schodzę w dół. Kilka godzin wyprawy za nami (wędkowałem z tatą), pora wracać. Powrót przerywany jest obławianiem co ciekawszych miejscówek. Tato mówi,byśmy już wracali. Ja, jak zawsze  - ostatni rzut. Zaczep. Co mnie podkusiło!? Ciągnę za żyłkę "na chama" - idzie. Wyciągam gumę z woblerem - tym, którego urwałem w pierwszym rzucie :D

2. Rok 1990. Jesteśmy nad Sanem. Rozemocjonowany znajomy, Andrzej, wraca z krótkiego wypadu "za pstrągiem". Opowiada o głowacicy, która pochwyciła jego woblerka (wymuskana strzebelka), urywając żyłkę 0,22. W tamtych czasach taka żyłka (zagraniczna) miała wytrzymałość około 2 kg. Do późnego wieczora słuchałem o tej niezwykłej strzebelce i złotym pasku. Na następny dzień idziemy z Andrzejem na "naszą" miejscówkę. W pewnym momencie Andrzej potyka się i jego pudełko pełne woblerów wpada do wody, oczywiście otwierając się. Pływające wobki szybko są wyłowione, ale za tonącymi musimy się nachodzić. Andrzej z markotną miną mówi, że jeszcze jednego brakuje. Widzę coś, głęboko, zamoczyłem rękaw ale co tam!. Mina Andrzeja - bezcenna! "Moja strzebla!" - krzyczy. Wobler, agrafka i jakiś metr żyłki. Najciekawsze jest to, że byliśmy co najmniej dwa kilometry powyżej miejsca, w którym dzień wcześniej ryba urwała tego woblera :)

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1. Lata 90-te - spininguję z kolegą na jeziorze z brzegu. Dużo drzew nad głową, więc raz po raz coś zawiśnie, z racji, że mam wodery na sobie kolega woła abym my ściągnął woblera z gałęzi. Ściągam go, a pod nogami pływa mi 50zł :) Po drugiej stronie jeziora była dyskoteka, pewnie komuś zachciało się pływać.

2. Ten sam kumpel - podobna sytuacja,ale nad Odrą - mam mu ściągnąć woblera z drzewa, ściągam jego a gałązkę dalej ściągam dla siebie UgluDucking - pięknego kleniowca.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

Ładowanie
×
×
  • Dodaj nową pozycję...