Gość Kwinto Opublikowano 9 Lipca 2016 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 9 Lipca 2016 Zasada "no kill" i zasada "catch & release" to jest jedno i to samo. Tak jak browar i piwo. Na lowiskach "no kill" obowiazuje zasada "c&r", na lowiskach "catch & release" obowiazuje zasada "no kill". Nie ma wiec w tych pojeciach roznicy. Jest natomiast roznica w podejsciu do C&R lub no kill dla tych co chca usprawiedliwic sobie, czy innym zberetowanie kilku ryb rocznie. Dlatego modyfikuja nazwe C&R, a "no kill" nazywaja ortodoksja. Dla mnie C&R, czy "no kill" oznacza 100% wypuszczonych ryb. Koniec, kropka. Ktos kto nie wypuszcza wszystkiego co zlapie nie praktykuje C&R. Praktykuje selektywne zabieranie ryb. Gdyby isc Twoim tokiem myslenia Bartku (i nie tylko Twojego), to slynny RAPR (chyba dobrze to napisalem) tez jest forma C&R, mozna sobie wziasc ale nie wszystko. 5 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
joker Opublikowano 10 Lipca 2016 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 10 Lipca 2016 Bartku, rozdzielanie No Kill od C&R jedynie przeszkadza w rozpowszechnianiu dobrej misji. Oczywiście, że nikt nie napisał, że No Kill jest prymitywny, za to co i rusz ktoś pisze, że No Kill to za mało, a No Kill obowiązują te same zasady co C&R. 1 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
bartsiedlce Opublikowano 10 Lipca 2016 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 10 Lipca 2016 OK, każdy przedstawił swój punkt widzenia, może wrócimy do tematu wątku? Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Olo1970 Opublikowano 19 Lipca 2016 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 19 Lipca 2016 (edytowane) Wszystko zależy od punktu widzenia. Dla przykładu w Finlandii, gdzie miałem dużą przyjemność wędkować, bardzo powszechnym zjawiskiem jest łowienie siecią lub innymi pułapkami. Jest to do tego stopnia popularne i powszechne, że na liczącym setki czy tysiące ha jeziorze, przez tydzień czasu nie uświadczysz Fina z wędką, na każdym kroku natomiast widzisz boje zastawionych sieci i pułapek. Jest to zresztą całkowicie legalne i nie wymaga żadnego zezwolenia. Finowie (przynajmniej na jeziorze gdzie wędkowaliśmy) łowią głownie sieje i co ciekawe - leszcze. Są to ich ulubione gatunki ryb, które pozyskują do wędzenia. Szczupaka uważają za szkodnika, więc kiedy trafi im się jako przyłów w sieci zabijają go i zakopują w lesie ! Właścicielka domków, gdzie mieszkaliśmy była bardzo zaskoczona, że wypuszczamy złowione ryby, radziła nam aby szczupaki zabijać i zakopywać w lesie, jednak daleko od domków, bo mogą zwabić niedźwiedzie :-). Mimo tego, obfitość drapieżnika w wodach jest olbrzymia. To jest punkt widzenia osoby mieszkającej w krainie obfitości, dla której zasada C&R jest co najmniej niezrozumiała. Z pewnością stosowanie C&R przez wędkarzy w Naszym Kraju poprawi wielkość populacji drapieżnika i innych popularnych gatunków w naszych wodach, jednak nie odłowy wędkarskie mają tutaj decydujące znaczenie. Problemem Naszego Kraju jest fakt, że najbardziej popularne w konsumpcji są ryby słodkowodne, gdzie w większości krajów Europy stanowią one znikomy procent. Każdego lata, setki tysięcy, jeżeli nie miliony turystów rusza na północ Polski marząc o wędzonym węgorzu, smażonym sandaczu lub szczupaku. Dla nich taka ryba jest po prostu produktem jak lody w Biedronce, nie interesuje ich wielkość populacji zjadanego właśnie fileta z frytkami. To napędza przemysłowy odłów sieciami, który głównie odpowiada za zmniejszanie się populacji ryb w naszych wodach. Ludziom nie mającym związku z szeroko pojętą ochroną przyrody, czy środowiskiem wędkarskim, trudno zarzucać ignorancję w momencie pałaszowania ryby z frytkami, niby skąd mają wiedzieć co pływa w toni pobliskiego jeziora. W mediach powszechnie dostępnych, temat ochrony gatunków zamieszkujących wody śródlądowe nie istnieje, lokalne samorządy nie myślą o dochodach płynących z turystyki wędkarskiej, bo inwestycja w ochronę wód amortyzuje się latami, lepiej społeczne pieniądze zainwestować w coś innego, co natychmiast ściągnie turystów i ich pieniądze, wybudować dom na dachu lub postawić mechanicznego dinozaura, a wody oddać w dzierżawę i mieć święty spokój. Tymczasem w każdym hipermarkecie wypełnione lodem półki pełne są różnej wielkości sandaczy, szczupaków, okoni i innych, nikt nie powie mi, że pochodzą z hodowli. Do tego dochodzą setki tysięcy smażalni, restauracji i barów. Boję się pomyśleć o ilościach ryb jakie poza czyjąkolwiek kontrolą znikają z naszych rzek i jezior. Edytowane 19 Lipca 2016 przez Olo1970 3 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Maciej W. Opublikowano 19 Lipca 2016 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 19 Lipca 2016 Do powyższej wypowiedzi można dodać, że różnica między Finami a Polakami jest taka, że ci pierwsi łowią tyle ile im potrzeba, ci drudzy ile dadzą radę. Wynika to z zakorzenionego u nas poglądu, że państwowe to niczyje, więc jak dają to trzeba brać i to na wyścigi. Po 1989 dołączył do tego towarzystwa wolny rynek z całym rybackim dobrodziejstwem. Dzierżawione wody są łupione do ostatniej rybki, bo zysk ma nadrzędne znaczenie, a nie to co będzie w przyszłości. Zresztą czy za takie praktyki można winić firmy rybackie? Chyba coś nie halo jest z przepisami i kontrolą tego typu działalności. Organy państwowe zarządzające wodami i wypuszczające je w dzierżawę zamykają oczy na proceder, który ma na nich miejsce. Kasa się zgadza. 3 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
free Opublikowano 19 Lipca 2016 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 19 Lipca 2016 Dla przykładu autentyczna scenka sprzed dwóch dni.W niedzielę była ładna pogoda więc popołudniem wybrałem się nad okoliczną rzekę połowić okonki na UL. Wracając znad wody tylko z lekkim spinningiem w jednej ręce chyba zaciekawiłem liczną rodzinę siedzącą przy grillu w okolicznych ogródkach działkowych - dwoje starszych osób, młodsze około 30 letnie pewnie ich dzieci i jeszcze mniejsze wnuki. I słyszę przechodząc obok mimochodem taką rozmowę:Starsza Pani mówi do rodziny: A jeszcze kilka lat temu to były czasy, dziadek codziennie po kilka czy kilkanaście szczupaków przynosił. Najwięcej to przyniósł 21 sztuk, jak je rozłożyliśmy na trawniku przed altanką to cały trawnik zajmowały. A teraz to już nie ma ryb.Na co zadaje pytanie siedząca obok młodsza córka: Mamo a czemu nie ma tych ryb? To przez te zanieczyszczenia środowiska? Chciałem wrócić się i powiedzieć dlaczego nie ma ryb a raczej przez kogo nie ma ryb ale powstrzymałem się, choć nie wiem czy dobrze zrobiłem. Czy zmieniłbym coś w ich myśleniu? 1 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
bartsiedlce Opublikowano 19 Lipca 2016 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 19 Lipca 2016 Zapewne dziadek z babcią obruszyli by się bardzo, ale może ich dzieci zastanowiły by się nad Twoimi słowami? Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Olo1970 Opublikowano 19 Lipca 2016 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 19 Lipca 2016 (edytowane) Pytanie skąd wywodzi się w Polsce ruch C&R, przecież nie wymyślili go w zarządzie PZW. Jest oddolnym sprzeciwem wędkarzy wobec spustoszeniu naszych wód, na tyle zdeterminowanych, aby przekonać swoje rodziny, że tata czy mąż nie wyjeżdża co tydzień, aby pozyskać jakąś ilość białka, ale by cieszyć się z otaczającej go przyrody, by tą radość spełnionego człowieka przenosić na łono rodziny. I daleki jestem od krytykowania ludzi, którzy od wielkiego święta przywiozą jakąś zdobycz do domu i będą celebrować kolację ze złowionej zdobyczy o smaku jakiego nie da się kupić w hipermarkecie. Ważnym jest aby zachować szacunek wobec przyrody i samego siebie, aby znaleziona na brzegu puszka po napoju , czy foliowa reklamówka nie była powodem do utyskiwania na innych, że nie potrafią zachować się nad wodą, tylko motywacją, aby te śmieci zebrać i pozostawić to miejsce czyste, wykonując za innych pracę, która jednak to nam, a nie im przyniosła satysfakcję. Regulaminem wszystkiego nie da się załatwić, regulamin nie podpowie Ci jak masz patrzyć na otaczające Cię środowisko. Znam pewnego pana, dalekiego krewnego mojej żony, jest w zarządzie jednego z dużych okręgów PZW, jest bardzo regulaminowy, a przy tym jest i dobrym wędkarzem. . Wszystko na co pozwala regulamin dostaje w beret. Kilka miesięcy temu, przy jakiejś sposobności pochwalił się rodzinie, że uszył sobie, albo przerobił u krawcowej jakiś ciuch. Najbardziej chwalebne było wg niego to, że niewiele go to kosztował, bo zapłacił sandaczem z zamrażarki (złowionym regulaminowo). Ręce opadły... Edytowane 19 Lipca 2016 przez Olo1970 1 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Sławek Oppeln Bronikowski Opublikowano 20 Lipca 2016 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 20 Lipca 2016 RAPR jest jedną z użytkowych form c&r.. Poziom kompromisu ustala się od no kill aż po nieomal kill'em all. Zależy to od umawiających się stron.. Wymiar widełkowy też jest c&r. No kill nie jest równoznaczne z c&r - to duże uproszczenie.. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Maciej W. Opublikowano 20 Lipca 2016 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 20 Lipca 2016 RAPR jest jedną z użytkowych form c&r.. Poziom kompromisu ustala się od no kill aż po nieomal kill'em all. Zależy to od umawiających się stron.. Wymiar widełkowy też jest c&r. No kill nie jest równoznaczne z c&r - to duże uproszczenie.. Wykorzystując wieloznaczność pojęcia i stosując logiczne zawijasy można się z Tobą, Sławku zgodzić. Jednak wątek ten jak rozumiem dotyczy stosowania C&R nie jako przepisu, czy zalecenia regulaminowego, a dobrego obyczaju i czysto sportowego podejścia do wędkowania. W tym sensie, podobnie jak Kwinto nie widzę sensu w odróżnianiu pojęć C&R i No Kill. Kill 'em All przywołujące mi lata thrashmetalowej młodości można obecnie zastosować w stosunku do kłusowników. Oczywiście zapisując to w RAPR. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Gość Kwinto Opublikowano 20 Lipca 2016 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 20 Lipca 2016 Hahahaha, dobre Maciek. Zwlaszcza koncowka. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Sławek Oppeln Bronikowski Opublikowano 20 Lipca 2016 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 20 Lipca 2016 Zasada określająca czym jest c&r jest całkiem jednoznaczna. Limituj zdobycz, a nie zdobywaj limit - tak brzmi jej credo.. Wcale mnie nie dziwi stopień rozumienia zasad catch and release, ani nie martwią powszechne o nim popularne wyobrażenia - choć jednak są mistyfikacją. Wędkarstwo nie jest aż tak wymagające, ma dużo prostsze założenia.. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Maciej W. Opublikowano 20 Lipca 2016 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 20 Lipca 2016 (edytowane) Rozróżnijmy wędkarstwo w rozumieniu pierwotnym i wędkarstwo jako sport. To pierwsze odnosi się do najstarszych praktycznych zajęć, podobnie jak myślistwo, zbieractwo czy uprawa roli. Chodzi w nim o pozyskanie pożywienia. Z czasem społeczeństwa wyżej rozwinięte, co za tym idzie zamożne zaczęły w swojej próżności i z nudów podejmować próby zamiany niektórych dziedzin życia w zabawę. Trzymając się terminologii wędkarskiej, nie trzeba łowić ryb na kolację mogąc je kupić w rybnym. Można za to wędkować dla przyjemności, lub jak kto woli sportu. Zaopatrzyć się w elegancki sprzęt, spędzić przyjemnie czas nad wodą, samotnie lub w miłym towarzystwie, a przechytrzone w tym czasie ryby uwolnić z powrotem do wody. Mężczyzna współczesny nie wsiada na koń w sobotę rano i nie jedzie do Kampinosu ustrzelić jelenia do spiżarki, tylko idzie do mięsnego po kilo schabu. Nic nie stoi jednak na przeszkodzie, żeby tej samej soboty pojechać do klubu jeździeckiego i poskakać przez przeszkody czy na ulubionej strzelnicy wywalić cały magazynek do tarczy (w kształcie jelenia). Pierwotni Indianie zapychali dziesiątki kilometrów przez las usiłując ustrzelić małpę na obiad. Współczesny Indianin w obcisłych majteczkach i obuty w najnowszy model Nike przemierza kilometry po bulwarach nadwiślańskich odreagowując ostatnie sześć dni w swojej korpo. Sport staje się coraz powszechniejszy w miarę jak ewoluujemy jako społeczeństwo. Mamy na niego coraz więcej czasu i pieniędzy. Dziwne tylko jest to, że jak się przyjrzy dokładniej zachowaniom naszych rodzimych wędkarzy to wciąż jesteśmy sto lat za Murzynami... Edytowane 20 Lipca 2016 przez Maciej W. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Jopek1971 Opublikowano 20 Lipca 2016 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 20 Lipca 2016 (edytowane) Moda powiadasz? Moda to kwestia fanaberii a C&R wynika z rozumu i świadomości. Moda (szeroko pojeta) z rozumem nie ma nic wspolnego. Ale ok- zeby nie bylo ze czepiam sie słowek. A co to statystyk na forum to pewnie gdybym przypadkiem nie zobaczyl tematu to nie wiem kiedy bym tu zajrzał... Nie przejmowalbym sie statystykami tutaj- wazne ze sa wedkarze, glownie spinermani, ktorzy ryby Ce'eRują. Z moich obserwacji wynika ze tymi ktorzy ryby zabierają są sa głownie grunciarze-zazwyczaj "dzwonkowcy" lub inaczej "grzechotnicy" z gruntowymi teleskopami pieknymi jak socrealistyczna poezja. Sandacze głównie wyławiane są przez spinningistów więc twierdzenie że ta grupa jest lepsza od innej to wielka skucha, ja osobiście wypuszczam ryby nie dlatego że to polepszy rybostan tylko że względu na sumienie,w moim mniemaniu nic nie przekona rybaka do wypuszczenia ryby,a przecież w tym kraju prawie wszyscy łowiący to rybacy tylko zamiast sieci używają wędki, tych prawdziwych wędkarzy łowiących nie dla mięsa jest promil niestety. Edytowane 20 Lipca 2016 przez Jopek1971 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Sławek Oppeln Bronikowski Opublikowano 20 Lipca 2016 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 20 Lipca 2016 Nie jestem miłośnikiem sportu i kompletnie nie trafia do mnie twoja sportowa metaforyka. Zresztą dziwaczne pojęcie - wędkarstwo sportowe - jest równie kiepskim przybliżeniem jak sportowe myślistwo. Sportowo to można sobie/tobie/nam postrzelać do rzutków, albo z Arenbergiem poswawolić To nie jest sport, to jest zwykłe polowanie - mniej albo bardziej bezlitosne.. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Maciej W. Opublikowano 20 Lipca 2016 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 20 Lipca 2016 Polowanie mniej lub bardziej bezlitosne określa RAPR. W moim polowaniu nie miejsca na słowo litość. Jest tylko szacunek dla przechytrzonej ryby. Jej wypuszczanie jest wisienką na torcie uprawiania wędkarstwa jako (niemal) bezkrwawego sportu. Wypuszczanie do którego nikogo nie agituję, bo to nierozłączny element mojego hobby. Jeśli ktoś nie ma ochoty na traktowanie go jako zamkniętego zestawu zachowań to szkoda czasu na strzępienie języka. A co do przytoczonego wyżej myślistwa to nigdy nie kumałem i nie skumam jak można je traktować jako zabawę. Osoby, które je uprawiają mają chyba coś nie tak z psychiką. Z drugiej strony może lepiej niech upuszczają ciśnienie strzelając do zajączków czy sarenek... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Sławek Oppeln Bronikowski Opublikowano 20 Lipca 2016 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 20 Lipca 2016 Wędkarstwo nie jest i nie będzie sportem. Jest formą czysto łowiecką, tradycyjnym męskim zajęciem, takim samym jak myślistwo. Tylko że myśliwi nie są tacy odlotowi jak my i nie łowią sarenek o wzruszających oczkach, ani zajączków niczym z dobranocki na harpun albo w sieć. Matko Bosko - a cóż to za łzawy, egzaltowany argument ? Myśliwi są ok !Od wypuszczania ryb zdecydowanie wyżej cenię sobie zdolność do osobistej wstrzemięźliwości. Ale wypuszczam wszystko, bo to dość łatwe.. tuż po akcie.. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
joker Opublikowano 22 Lipca 2016 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 22 Lipca 2016 Podciąganie wędkarstwa pod sport jest nieporozumieniem. Startowałem w zawodach wędkarskich przez wiele lat i nie przypominam sobie abym kiedykolwiek mówił o tym w kontekście sportu. Uczestniczyłem w zawodach to fakt, bo jest tam rywalizacja pomiędzy uczestnikami. Jednakże rywalizowaliśmy i teraz też się tak dzieje, w połowach ryb metodą - spinningową, muchową, spławikową, czy nową "dyscypliną" feederową. Zawody są w połowach ryb. Połów to nie sport. Podoba mi się wpis o Finlandii. Niedawno byliśmy z Jerkbaitową grupą konkursową za uprzejmością Zewu Przygody w Szwecji. Jedną z atrakcji było odwiedzenie fajnego sklepu wędkarskiego przy trasie do celu naszej podróży. To co przyciągnęło moją uwagę to duży stojak w centralnym miejscu obok kasy z akcesoriami do zabijania ryb. Nawet z kimś z naszej załogi rozmawiałem chwilę o tym, że właśnie tu jest cywilizowany kraj. Tu podobnie jak w Polsce ryby się zabija, jednak w Szwecji dba się o to, aby je zabijać z szacunkiem - szybko i sprawnie. Pierwszy raz byłem w Szwecji w 93 roku i stwierdziłem, że od tamtej pory nic się w tym względzie nie zmieniło. Natomiast tu, w naszym kraju, przez te wszystkie lata od kiedy przyszły do naszych sklepów produkty z katalogów zachodnich, nie zadbaliśmy o to, aby nauczyć wędkarzy zabijania ryb. Znaleźć pałkę w sklepie wędkarskim to cud. Nadal nad wędą więcej jest barbarzyńców, niż rasowych myśliwych. Mnie nie dziwi fakt, że tak ciężko jest propagować C&R w środowisku, które nie dba nawet o martwą zdobycz. 1 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Maciej W. Opublikowano 22 Lipca 2016 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 22 Lipca 2016 Robercie, nie bardzo rozumiem dlaczego w wędkarstwie nie widzisz sportowego pierwiastka. Pomijam tu wszelkie zawody, które nigdy nie były bliskie memu sercu. Tym bardziej, że utrwaliły mi się jako pozyskiwanie wielu kilogramów uklejek w celu wygrania składanego stołeczka wędkarskiego. Nie wspomnę już o jakże idiotycznym rzucaniu ciężarkiem do celu. Gdzie w takim razie wędkowanie jako sport? Po pierwsze rywalizacja. Jeśli nie w gronie znajomych to w odniesieniu do szerszego ogółu. Po drugie wyniki. Większość z nas ma swoje PB, o których pamięta i które stara się poprawić. Po trzecie i moim zdaniem najistotniejsze. Bezinteresowność, jako cecha odróżniająca wędkarza sportowca od wędkarza zabierającego ryby. Bo jednak według mnie przesłanki ekonomiczne są w Polsce wciąż piewszą przyczyną zabierania ryb. A wędkarz łowiący tylko i wyłącznie dla przyjemności nigdy nie będzie finansowo na plusie. Co więcej tacy ludzie się nad tym nie zastanawiają. Bo po co? Hobby kosztuje, bo ma kosztować. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
joker Opublikowano 23 Lipca 2016 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 23 Lipca 2016 Macieju, oczywiście masz rację z tym pierwiastkiem. Odniosłem się do sportu jako takiego o czym piszę w pierwszym zdaniu ostatniego mojego wpisu. Sportem jest rzucanie ciężarkiem do celu. Polowanie na ryby tym spotem już nie za bardzo. Ta rywalizacja pomiędzy kolegami, albo z samym sobą o PB to elementy emocjonalne, a nie sportowe. Praktycznie nie biorę ryb do konsumpcji i jakoś nie utożsamiam się z "wędkarzami sportowymi", tym bardziej, że oni wcale nie są tacy bezinteresowni, a może nawet bardziej interesowni niż ci, którzy wyłącznie dla konsumpcji nad wodę chodzą.Czy nie pomyślałeś, że ci sportowcy kują więcej ryb, holują częściej te samą rybę? Masz pewność, że to jest lepsze postępowanie z rybami, że to nie odbija się na populacji danego gatunku? Osobiście mam wątpliwości, na które ma wpływ korzystanie z łowisk No Kill. Na tych łowiskach, często bardzo dobrze dopilnowanych, ryb ubywa nie mniej, niż na tych gdzie wędkują interesowni rybożercy. Od podejścia sportowego do wędkarstwa są lepsze sposoby na poprawę populacji ryb w łowiskach, np. czasowe zamykanie konkretnych łowisk przed wędkarzami. Tak robią Kanadyjczycy, którzy raczej na ilość łowisk i ryb nie narzekają. Natomiast odnosząc się do ostatnich zdań twojej wypowiedzi, napiszę tylko, że to nie przesłanki ekonomiczne skłaniają ludzi do zabierania ryb, aby ich wędkarstwo się zwróciło. To skutki biedy, wedle powiedzenia - Biedny, bo głupi. Głupi bo biedny. Bo przecież ci poławiający z jachtów motorowych do których dojeżdżają jakimś roverem również rekompensują sobie połowy ryb. To raczej mało ma wspólnego z ekonomią, a więcej z myśleniem. 1 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Maciej W. Opublikowano 23 Lipca 2016 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 23 Lipca 2016 Wydaję mi się, że myślimy bardzo podobnie, a ubieramy to w różne słowa. To czy osoba zabierająca rybę jest materialnie uboga czy mentalnie ma drugorzędne znaczenie. Koleś z Baylinera za kilkaset tysięcy może zabierać ryby, żeby karta się zwróciła. I nieważne, że łódka pali mu 150 litrów na godzinę. On jest ograniczonym umysłowo dorobkiewiczem. Łódka podnosi mu prestiż, a ryby zabija bo wkład ma się zwracać. Mentalność wyniesiona z chałupy ze strzechą. Użyłem porównania osób wypuszczających i zabierających głównie, żeby wykazać mentalną różnicę, ale i ekonomiczną. Bo jednak pomimo blichtru i błyszczącej skorupki z oficjalną średnią krajową jesteśmy wciąż biednym krajem. I wielu wędkarzy wykaszle cztery dychy na Slidera, a wzdrygnie się widząc w rybnym dorsza po trzydzieści za kilo. Po co kupować. Złowię sobie. Bajkowo wyglądają rozwinięte ekonomicznie kraje, gdzie zdecydowana większość wędkarzy swoją pasję postrzega jedynie w wymiarze przyjemnego spędzania czasu. Oddzielając ją od zdobywania jedzenia. Co do tematu zamykania łowisk całkowita zgoda. To jedyny rozsądny sposób polepszania formy rybostanu. Jeśli chodzi o kłucie ryb to trochę pojechałeś jak "zielony". Żeby wypuścić rybę do wody jednak jakoś musimy ją jakoś wyholować i podebrać. Stres, urazy, mniej lub bardziej trwałe uszkodzenia. Wypuszczenie daje dużo większe szanse na "...i żyła długo i szczęśliwie..." niż humanitarne danie w łeb. Statystyki o ubywaniu ryb z łowisk C&R albo są związane z kłusownictwem, albo z nieumiejętnym zarybianiem ( patrz Wersminia), albo z demagogią zwolenników zasady zarybianie-wyławianie, którym filozofia wypuszczania po pierwsze jest mentalnie obca, po drugie psuje finansową strukturę ich wędkarstwa. I jeszcze o sportowcach zabierających ryby. Nie są w moim rozumieniu sportowcami. I żeby było jasne, nie chodzi o piętnowanie czy stawianie się wyżej w hierarchii. Starałem się usystematyzować towarzystwo korzystające z wód. A czy grupę nazwiemy sportowcami, hobbystami, czy pasjonatami to każdemu wedle gustu. 1 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Olo1970 Opublikowano 23 Lipca 2016 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 23 Lipca 2016 Tak, to ciekawe, że w naszych sklepach wędkarskich nie kupisz pałki do uśmiercania ryb, znajduje się ona natomiast w markecie Jula, pewnie dlatego, że to szwedzki sklep :-). Łowiąc w kraju nigdy nie zabieram złowionych ryb, moja rodzina rozróżnia na talerzu tylko dwa gatunki ryb: z ościami i bez nich. Zabicie pięknej ryby dla kogoś, kto nie potrafił by tego docenić było by świętokradztwem. Kiedy wędkuję w Skandynawii, tydzień lub dwa, pozwalam sobie na zabicie pojedynczych sztuk, tych które ze względu na np. głęboko połkniętego slidera mają niewielkie szanse na przeżycie. Używam do tego wspomnianej wyżej pałki, którą mam w pudełku. Celebrowanie kolacji z przyjaciółmi o kiju, składającej się z upolowanej zdobyczy to wielka przyjemność, nie uważam aby odbierało mi to prawo do bycie etycznym wędkarzem. 2 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Olo1970 Opublikowano 23 Lipca 2016 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 23 Lipca 2016 Nie wiem na jakim wy świecie żyjecie. Ludzie ryb generalnie nie wypuszczają. Oczywiście jest garstka dobrze wyposażonych (czytaj bogatszych) wędkarzy którzy patrzą na grunciarzy z góry i wypuszczają ryby. Ale najczęściej ich motywacją jest niechęć do sprawiania i smażenie niż jakieś tam wyższe cele. Wolą sobię rybkę z tej samej rzeki zjeść w restauracji. Rybkę którą parę dni temu z wielkim namaszczeniem wypuścili i dali fote na j.pl. Grunciarze częściej należą do "rzeszy emerytów i rencistów" i ich skrobanie nie męczy. Dobrej nocyAle grunciarze też obecnie łowią coraz mniej, na Goczałkowicach, gdzie jeszcze 10 lat temu łowiło się potężne leszcze i karasie wielkości świątecznych karp,i w ilościach niewyobrażalnych, dzisiaj łowią kilka krąpi, więc albo pójdą po rozum do głowy, albo znajdą inny sposób na pozyskiwania białka. Poza tym nie wrzucał bym wszystkich do jednego wora. Ktoś kto lubi posiedzieć na brzegu, posłuchać śpiewu ptaków i złowić trochę białorybu, to nie czyni go mięsiarzem. Mięsiarstwo nie ma ulubionej metody wędkarskiej, występuje pod każdą postacią, jest zapychaniem zamrażarek, robieniem przetworów w słoikach i obdarowywaniem sąsiadów i znajomych złowionymi rybami, którzy traktują podarek jak ubranie, z którego darczyńca wyrósł i jest mu niepotrzebne. Tyle się teraz mówi o humanitarnym zabijaniu i warunkach w jakich przebywają zwierzęta hodowlane. Nikt nie mówi jak cierpieć musi ryba uwięziona w oczko siatki, zwłaszcza, że w siatce nie wyjętej na czas wiele ryb umiera na darmo nie trafiając nawet do odbiorcy. Nie mam nic przeciwko temu aby wędkarz zabił (humanitarnie) i zabrał złowioną rybę, z zachowaniem oczywiście właściwych zasad, chodzi o to, aby w takim przypadku, rodzina, czy znajomi, którym przypadnie udział w takiej uczcie, wiedzieli, że biorą udział w czymś wyjątkowym, co zdarza się raz albo kilka razy w roku, jakim szacunkiem ich obdarzacie pozwalając zjeść Wasze trofeum, które w 90 %, z reguły wraca do wody. Może wówczas buszując po hipermarketach inaczej spojrzą na wyłożone na lodowych półkach ryby słodkowodne i ich nie kupią, nie będą traktowały ich jak kolejnej porcji zdrowego białka. 4 lata temu jedliśmy po raz ostatni w domu, na wigilię złowionego przeze mnie sandacza. W ostatnich latach był karp i jakieś morskie ze sklepu. Co wigilię wysłuchuję, że tamten sandacz był super i pytania, kiedy znowu ta wielka chwila nastąpi, chociaż moja rodzina nie rozróżniła by makreli od leszcza. Może ta chwila kiedyś nastąpi, na razie muszą im wystarczyć zdjęcia z moich wyjazdów. 3 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Sławek Oppeln Bronikowski Opublikowano 25 Lipca 2016 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 25 Lipca 2016 Spod strzechy..dobre.. W Niemczech strzecha jest pokryciem najwyższej kategorii..Czyli wyszło na to, że mentalność człowieków mieszkających na kredyt w pałacach z Castoramy, albo blokowiskach zwanych dla niepoznaki apartamentowcami jest formą wyższą - przodującą w domyśle ? Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
korol Opublikowano 25 Lipca 2016 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 25 Lipca 2016 Spod strzechy..dobre.. W Niemczech strzecha jest pokryciem najwyższej kategorii..Czyli wyszło na to, że mentalność człowieków mieszkających na kredyt w pałacach z Castoramy, albo blokowiskach zwanych dla niepoznaki apartamentowcami jest formą wyższą - przodującą w domyśle ?Robią je z polskiej trzciny. Cena dachu to ponad 50tys euro.Trwałość takiego dachu jest obliczona na 70lat. To więcej niż mieszkania w wielkiej płycie Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Rekomendowane odpowiedzi
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.