Skocz do zawartości

Najlepszy kołowrotek muchowy - subiektywny ranking użytkowników


robert.bednarczyk

Rekomendowane odpowiedzi

Nie chce otwierać nowego tematu, skoro "kołowrotkowy" już jest, choć moje pytanie nieco obok głównego nurtu.

 

Czy się mylę, a może coś robię nie tak, ale mam wrażenie, że przy łowieniu w niskich klasach 3-4, dobry muchowy młynek z płynnym i łatwo regulowanym hamulcem ma szczególnie duże znaczenie przy metodzie krótkiej nimfy.

To taka moja refleksja po złowieniu silnego pstrąga 42 cm, który bezpośrednio po zacięciu ostro, dość daleko pojechał na hamulcu w dół, później w górę i mam wrażenie, że zwłaszcza pierwszy, zaskakujący dla mnie odjazd nie zakończył się zerwaniem przyponu właśnie dzięki hamulcowi, choć kijek też swoją robotę wykonał. Dla mnie było o tyle istotne, że miewam tendencję do korzystania z dość delikatnych przyponów i tak było w tym przypadku, choć bez przesady - żyłka fluo Vision Prisma 0,145 mm jakąś tam moc teoretyczną ma (4lb, 1,9 kg).  

Podobnie może być przy mokrej muszce, choć "sztuka łowienia" sugeruje stosowanie tam znacznie grubszych przyponów. Co do mokrej to czysto teoretyczne przemyślenia, bo nigdy nie osiągnąłem w tej metodzie godnych odnotowania ryb.... raczej "króciaki".

Jeśli "prochu nie wymyśliłem" wybaczcie.... stale jednak się uczę i pewnie wszystkich tajników flyfishingu nigdy nie zgłębię.

 

Robert.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Niby są co najmniej dwie szkoły ... :rolleyes:

Moja nieskromna (i ciesząca się z tego niezmiernie B) ) osoba uważa jednak, że niezależnie od klasy zestawu, dobry hamulec w kołowrotku ma istotne znaczenie. Ja zawsze ceniłem (co nie znaczy, że zawsze miałem) precyzję kręćka, jego hamulca i całego zestawu. Jak chwilę pomyśleć, to przecież przy zestawie krótkim płynność pracy (zależna od kołowrotka) ma duuuże znaczenie.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Robert, włożę trochę kij w mrowisko, ale takie są moje obserwacje. Kołowrotek to naprawdę ważny element zestawu, niedoceniany przez wielu kolegów. Wiąże się to w wieli przypadkach z tym, że znaczna część kolegów łowiących na muchę metodą krótkiej nimfy łowi ryby mniejsze lub małe, a ma to związek przede wszystkim z zawodami, treningami, itp Po prostu tam większych ryb nie opłaca się poszukiwać. Tych, którzy nastawiają się na duże pstrągi jest chyba w tych metodach mniejszość i Ci zazwyczaj są świadomi, że w głębokich rynnach kryją się duże ryby więc są na taką ewentualność przygotowani. Dobry, płynny i pracujący w każdych warunkach hamulec w kołowrotku to jedna z najważniejszych rzeczy. Jesteś najlepszym przykładem, że nie znamy ani dnia ani godziny kiedy spotkamy się z większa rybą.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam kolegów.

Dzisiaj zarejestrowałem się na forum, zatem chcę się przywitać i poprosić o przyjęcie w forumowe szeregi.

Może jest jakiś lepszy dział do przywitań, ja go jednak nie znalazłem, więc robię to tutaj.

Dlaczego akurat tutaj?

Bo jestem, może nieco zwariowanym, kolekcjonerem kołowrotków muchowych, ale tych klasycznych, najlepiej starych.

No i na moją decyzję o wpisaniu się w poczet forumowiczów niebagatelny wpływ wywarła obecność tutaj niezwykle ciekawych osób; kilku bardzo nietuzinkowych!

Wodom cześć.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witaj Sierżant! A wracając do tematu, który Robert zainicjował. Hamulec jest niezwykle ważny, Tylko niekoniecznie  w kołowrotku :) Zaczynając łowić te 30 lat temu, miałem na stanie tak "wspaniałe" maszyny jak Bema, Libella w których tzw. hamulec istniał tylko teoretycznie. Dlatego koniecznością było holowanie z ręki. Tak się nauczyłem i tak łowię z powodzeniem do dziś. Zresztą najczęściej i tak pierwszą część holu robimy z ręki, bo ileś tam sznura mamy zebrane. Może przy krótkiej nimfie najrzadziej. Dla mnie kołowrotek ma spełnić dwa zadania. Pomieścić linkę i nieco podkładu, być na tyle spasowany aby linka się nie kleszczyła i kręcić się bez większych oporów. Nawet jak nieco piachu trzeszczy, wyjąć szpulę, przepłukać i do boju. Aha! Musi mieć ładnie brzęczącą terkotkę :) 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hamulec w kołowrotku muchowym...

Tak, powinien być, ale jaki?

Zawężę swoją wypowiedź do łowienia w wodach słodkich, głównie pstrągów i lipieni. Po prostu w morzu nigdy nie łowiłem, a z pstrągami i lipieniami, jak przystało na krakauera, jestem od wielu lat mocno związany.

Zatem jaki ten hamulec? Ja zdecydowanie wyróżniam hamulce przeciążeniowe, tzw. terkotka, najlepiej, jak siła docisku sprężyny jest regulowana.

Takie rozwiązania, dobrze zaprojektowane i wykonane, są wystarczające, pewne, trwałe i nie zmieniają siły oporu nawet po zanurzeniu kołowrotka w wodzie. Na europejskie pstrągi i lipienie zdadzą egzamin w zupełności. Mówię tu głównie o wyrobach firmy Hardy, no i o moich ukochanych Youngach.

Na drugim miejscu stawiam kołowrotki wyposażone w hamulec tarczowy, o rozwiązaniu zbliżonym do systemu tarczowych hamulców samochodowych: klocki ściskają z regulowaną siłą obracającą się tarczę. Jako przykład podam ABU Diplomat 156 i 178, stare, jeszcze z Pewexu, do tej pory niezawodne, choć na urodzie straciły nieco, oraz bardzo dobre System Two.

Obecnie najczęściej produkowane maszynki z systemem podkładek ściskanych nakrętką jakoś nie wywołują u mnie szybszego bicia serca.

Faktem jest, że nie używałem topowych modeli, nabyłem jednakowoż przed laty Streamstixa Troutseeker SS i coś nie polubiliśmy się.

Hamulec oczywiście działa, regulować go można w sposób wystarczający, czasem niestety mam wrażenie, że siła hamowania jest nierówna. Może mi się wydaje...Używam go do nimfy.

A niebiańskie dźwięki wydaje terkotka w hamulcach starych kołowrotków: odejście ryby powoduje odgłos jak jęk kobiety :), przynajmnie mnie się tak kojarzy :). Zresztą nie wiem, czy to dźwięki niebiańskie, czy piekielne...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Robert, włożę trochę kij w mrowisko, ale takie są moje obserwacje. Kołowrotek to naprawdę ważny element zestawu, niedoceniany przez wielu kolegów. Wiąże się to w wieli przypadkach z tym, że znaczna część kolegów łowiących na muchę metodą krótkiej nimfy łowi ryby mniejsze lub małe, a ma to związek przede wszystkim z zawodami, treningami, itp Po prostu tam większych ryb nie opłaca się poszukiwać. Tych, którzy nastawiają się na duże pstrągi jest chyba w tych metodach mniejszość i Ci zazwyczaj są świadomi, że w głębokich rynnach kryją się duże ryby więc są na taką ewentualność przygotowani. Dobry, płynny i pracujący w każdych warunkach hamulec w kołowrotku to jedna z najważniejszych rzeczy. Jesteś najlepszym przykładem, że nie znamy ani dnia ani godziny kiedy spotkamy się z większa rybą.

 

Prawda jest taka, że w realiach PL pstrąg potokowy 40+ to już zdecydowanie kawał ryby i zawsze łowiąc staram się takich szukać, choć te skurczybyki na ogół mieszczę się w przedziale 35-39 cm, co odbieram jaką ewidentna złośliwość z ich strony  ;). Kompletnie nie bawi mnie sportowe łowienie i wolę jednego 40-ka  niż dziesięć króciaków. W coraz większym stopniu przekonuję się o tym, że dobry kołowrotek ma duże znaczenie, bez względu na klasę zestawu, choć wiadomo, że znaczenie to wzrasta proporcjonalnie do klasy i wagi "potworów" jakie chcemy poławiać.

 

 

Witam kolegów.

Dzisiaj zarejestrowałem się na forum, zatem chcę się przywitać i poprosić o przyjęcie w forumowe szeregi.

Może jest jakiś lepszy dział do przywitań, ja go jednak nie znalazłem, więc robię to tutaj.

Dlaczego akurat tutaj?

Bo jestem, może nieco zwariowanym, kolekcjonerem kołowrotków muchowych, ale tych klasycznych, najlepiej starych.

No i na moją decyzję o wpisaniu się w poczet forumowiczów niebagatelny wpływ wywarła obecność tutaj niezwykle ciekawych osób; kilku bardzo nietuzinkowych!

Wodom cześć.

 

Kłaniam się i witam serdecznie Kolegę.

Coś mi się wydaje, że już na wstępie złapałeś duuuuuuże punkty w Mariusza (@Marszal) i Pawła Bugajskiego, których zamiłowanie do flyfishingowej klasyki jest znane.  

 

 Robert.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rad jestem, że na forum są koledzy, rozumiejący moją fascynację klasykami, o rozmiarze której niech świadczy fakt, że kilka lat temu nabyłem nawet specjalną, oszkloną witrynkę do przechowywania kolekcji. Witrynka zresztą też w klimacie starych kołowrotków. I umiejscowiona w domu tak, aby każdemu gościowi rzucała się w oczy...

 

Robercie, twój pogląd, że lepszy jeden czterdziestak, niż dziesięć króciaków, podzielam.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Panowie,

 

Nie oszukujmy sie, pstrag 40-pare to nie wyzwanie dla kazdego kolowrotka z w miare przyzwoitym hamulcem badz bez niego czyli z terkotka, ma byc ustawiony by nie zerwac przyponu i cala filozofia, do tego mamy dlugie i spolegliwe wedzisko i robi. Najwiecej robi praktyka z holowania ale to z czasem. Nie mialem zadnego pstraga,ktory bylby w stanie zarypac delikatny hamulec jak w Sage 2550 mimo ze jeden polecial do konca linki i 100 m podkladu. 

 

Prawdziwym testem sprzetu jest kilka ryb moskich jak marliny, zaglice czy najbardziej GT, te moga spalic hamulec, reszta nie ma szans :) 

 

To jak i na co wydajemy pieniadze to indywidualna sprawa ale wazne by nie placic tyle zamo za made in Korea co za made in USA  czy England, ostatnio Orvisa kupilem, nowke # 9-12 za cale 70 funtow, made in England ma, az sie zdziwilem, dzis przyszedl w komplecie z TCR 10' #7 Sage 3400D, tez super, przez Jankesow z Lamsona zrobiony, subtelny dzwiek terkotki, zadna krzyczaca ladacznica czy k...a :) :) :) 

 

Pozdrawiam,

 

Bujo

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To prawda, że przy wędkowaniu pstrągowym rola hamulca jest mocno przeceniana. Opór, jaki stawia linka na przelotkach i w wodzie wystarczy do zmęczenia raczej każdej ryby.

Ale to przecież nie o to tylko chodzi. Są tacy, do których i ja należę, co po prostu lubią posiadać sympatyczny sprzęt.

Spotkałem się w życiu z opinią, że dla ryby nie ma znaczenia, na jaki kołowrotek zostanie wyłowiona.

Istotnie, dla ryby pewnie nie ma to znaczenia, ale dla mnie ma!

Po prostu lubię sobie kręcić nad wodą ładnym przyrządem, a w relacji człowiek - ryba jam jest suwerenem, ja dyktuję warunki. Ryba sobie może najwyżej nie brać. Na zdrowie.

Frustratem też nie jestem, sporo ryb poległo z mojej ręki. W latach 78 - 95 ponad trzydzieści głowacic, a zdarzały się dni, że wyciągało się 70 (siedemdziesiąt) lipieni dziennie.

Może dlatego niespecjalnie zależy mi na nałowieniu się na wyprawie wedkarskiej. Samo powałęsanie się nad rzeką czy bajorem sprawia mi wystarczającą przyjemność, choć nie zaprzeczam, że miło jest złowić coś fajnego. Wszak bez złowienia ryb nasze hobby pozbawione jest sensu.

 

Co do najlepszego kołowrotka muchowego: jeszcze się zastanawiam.

Ale swoją opinię przedstawię wieczorem.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

Może dlatego niespecjalnie zależy mi na nałowieniu się na wyprawie wedkarskiej. Samo powałęsanie się nad rzeką czy bajorem sprawia mi wystarczającą przyjemność, choć nie zaprzeczam, że miło jest złowić coś fajnego. Wszak bez złowienia ryb nasze hobby pozbawione jest sensu.

 

 

Kwintesencja także i mojej filozofii wędkarskiej. Lepiej bym tego nie ujął.

 

To co uwielbiam najbardziej to wędrować i gapić się na rzekę, zerkać co tam nad nią lata, wypatrując co bardziej obiecujących oczek, a gdy tych nie ma, wyszukiwać tych miejsc z ciemną wodą, wierząc, że w jej otchłani czeka na moją nimfkę miejscowy dominator.

 

W materii sprzętowej też mi do Ciebie blisko, choć zdecydowanie bardziej niż flyfishingową klasyką jestem zafascynowany nowymi, głównie "jankeskimi" wynalazkami. 

 

 

 

Co do najlepszego kołowrotka muchowego: jeszcze się zastanawiam.

Ale swoją opinię przedstawię wieczorem.

 

Czekam niecierpliwie.

 

Serdeczności. Robert

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

O kołowrotku później, ale mam już faworyta.

 

Teraz o wałęsaniu się nad wodą.

Ostatnie pogodne dni sprawiły, że nad rzekami przestało być bezpiecznie. Z różnych zakamarków, ostoi, mateczników, ośmielone słoneczkiem wyhynęły różne dzikie bestie.

Będąc tak tydzień temu nad Rudawą stanąłem oko w oko z zającem. Popatrzył na mnie groźnie przekrwionymi ślepiami i odkicał w krzaczory, zajęty pewnie swoimi własnymi, wiosennymi sprawami. Nie był agresywny, całe szczęście, bo byłem z gołymi rękami, jeśli nie liczyć delikatnej muchówki z klasycznym kołowrotkiem, a jakże.

Post może nie na temat, za co składam przeprosiny, ale właśnie wróciłem z pracy, a w drodze powrotnej odwiedziłem zaprzyjaźniony bar, potrzeba mi z godzinkę na spożycie darów bożych, tak zwanej wieczerzy.

 

Zastanówmy się wspólnie, czego od kołowrotka muchowego oczekujemy.

Dobry hamulec, to jedno. Mocna konstrukcja, mogąca wytrzymać walnięcie o kamienie i żwir - pożądana. Zdarzyć się wszak może, że skradając się kamienną opaską noga ugrzęźnie między kamieniami i leżymy, podpierając się przy okazji ręką dzierżącą wędkę z przykręconym kręciołkiem. Mnie taka sytuacja kilkukrotnie się przytrafiła, niestety.

O wadze nie wspominam, bo nie jest to element istotny, w zakresie ograniczonym oczywiście. Za to bardzo istotny jest brak luzów między szpulą a obudową, bardzo istotny.

Trochę retrospekcji. San, początek lat osiemdziesiątych. Wędkowałem tak wyszukanym sprzętem, jak muchówka Germina i kołowrotek Tokoz, właściwie wyrób kołowrotkopodobny. Koszmarny, wciągał linkę, rozpacz....

Spotkałem muszkarza z Warszawy. Pokazał mi kręcioła, który wywrócił na nice moje spojrzenie na sprzęt wędkarski.

Zwijał linkę bez oporu, hamowanie regulowane skokowo, ale bardzo precyzyjnie, zero luzów. Głośność terkotki też regulowana.

Zachorowałem. Muszę go mieć.

Miał tylko jedną wadę: kosztował 28 dolarów, a zatem cena niebotyczna, jak dla mnie. Po prostu sporo więcej, niż moje miesięczne, ówczesne uposażenie.

Ale muszę go mieć. Wiecie już, o jaki model chodzi? Tak, ABU Diplomat 178.

Po pokonaniu rozlicznych trudności dopiąłem swego. Pewex, zakup i nieprawdopodobna radość. Nie sądzę, aby dzisiaj jakikolwiek sprzęt wędkarski sprawił mi porównywalne doznania. Jednak jest przesyt...

Przez długie lata był moim jedynym kołowrotkiem muchowym, linki posiadałem dwie, więc zmieniałem nad wodą w miarę potrzeby.

I nic mu nie było, nic się nie psuło, bo i nie miało się co zepsuć. Konstrukcja prosta, przemyślana, niezawodna.

A i urodziwy był, jak na tamte czasy.

Mam go do dziś, jest na zasłużonej emeryturze. Linka jednak nawinięta, w każdej chwili gotowy do wyjścia nad wodę. Lakier trochę zmienił odcień, porysowany, ale technicznie pozostaje w nienagannym stanie.

Biorąc pod uwagę długi czas eksploatacji, odporność na brutalne traktowanie i bezawaryjność, jego stawiam na pierwszym miejscu.

Edytowane przez sierżant
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To jak i na co wydajemy pieniadze to indywidualna sprawa ale wazne by nie placic tyle zamo za made in Korea co za made in USA  czy England, ostatnio Orvisa kupilem, nowke # 9-12 za cale 70 funtow, made in England ma, az sie zdziwilem, dzis przyszedl w komplecie z TCR 10' #7 Sage 3400D, tez super, przez Jankesow z Lamsona zrobiony, subtelny dzwiek terkotki, zadna krzyczaca ladacznica czy k...a :) :) :)

 

Michał możesz bardziej plastycznie opisać dźwięki jakie wydaje "krzycząca ladacznica czy k...a". Kręcę od godziny młynkami ciągając linki i nie wiem który to ladacznica a który k...a. :wub:  :D 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Michał możesz bardziej plastycznie opisać dźwięki jakie wydaje "krzycząca ladacznica czy k...a". Kręcę od godziny młynkami ciągając linki i nie wiem który to ladacznica a który k...a. :wub:  :D

Może dojść przez porównanie? :) To byłaby sensacja w agencji,... krzycz krzycz.. a ty za kołowrotek i porównujesz.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bujo, nie ladacznica, tylko nałożnica. Ladacznice nie krzyczą, chyba, że się upominają o honorarium u oporngo klienta.

I nie chodzi tu o wrzask, tylko subtelny jęk. Właśnie jak w kołowrotku z hamulcem - terkotką.

Ladacznice za to mówią: ale masz dużą wędkę, podobno każdemu tak mówią. Tak gdzieś obiło mi się o uszy :)

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Miał tylko jedną wadę: kosztował 28 dolarów, a zatem cena niebotyczna, jak dla mnie. Po prostu sporo więcej, niż moje miesięczne, ówczesne uposażenie.

Ale muszę go mieć. Wiecie już, o jaki model chodzi? Tak, ABU Diplomat 178.

Po pokonaniu rozlicznych trudności dopiąłem swego. Pewex, zakup i nieprawdopodobna radość. Nie sądzę, aby dzisiaj jakikolwiek sprzęt wędkarski sprawił mi porównywalne doznania.

 

Kupiłem dwa na Grodzkiej w Krakowie (Pewex) - ABU Diplomat 156 i 178. Początek lat '80-tych. Fakt - radości co niemiara, miałem też z tego sklepu muchówkę ABU CONOLON 240.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak, ja też na Grodzkiej.

Nie pozbywaj się ich to, jednak kawał historii wędkarstwa.

I muchówkę też mam, Abu Garcia Custom Graphit, 255 cm, z tegoż Pewexu, nie byłoby wstydu pokazać się z nią nad wodą nawet dziś.

 

Ha, kołowrotek klasyka zakupiłem, może już wędruje do mnie drogą pocztową.

Jaki - zdradzę jak dojdzie, może w tym tygodniu jeszcze. Aby nie zapeszyć.

Teraz tylko powiem, że angielski, z regulowanym hamulcem przeciążeniowym, mój rówieśnik, ale ze zdjęć wynika, że w lepszym stanie, niż ja.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie pozbywaj się ich to, jednak kawał historii wędkarstwa.

I muchówkę też mam, Abu Garcia Custom Graphit, 255 cm, z tegoż Pewexu, nie byłoby wstydu pokazać się z nią nad wodą nawet dziś.

 

Kołowrotków dawno już nie mam. Mały (156) razem z kijem dałem kuzynowi a duży wymieniłem w Nowym Targu na nimfy plecionki. Dostałem tego około 250 sztuk, robił miejscowy mistrz, kręcił głównie na Skandynawię. Mam w sekretnym pudle kilkadziesiąt sztuk, resztki które się ostały. Taka transakcja to gratka dla obydwu stron. W sklepie okolice rynku Nowy Targ jadąc na wakacje do Sromowiec robiłem uzupełnienie tego co było na topie - nimfy. Sprzęt dopiero pokazywał się w kraju, dużo pomogły sklepy górnicze. Podobny towar jak na Grodzkiej (Pewex) tyle, że ceny zdecydowanie niższe i towar spod lady. Co do ABU były fajne i jedyne w tamtych czasach do dostania w kraju w ramach tamtejszej górnej półki. Po ABU przesiadłem się na RSC, metal skrawany, odpowiednio spasowane. Nowy rozdział w moim flyfishing-u...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Michał możesz bardziej plastycznie opisać dźwięki jakie wydaje "krzycząca ladacznica czy k...a". Kręcę od godziny młynkami ciągając linki i nie wiem który to ladacznica a który k...a. :wub:  :D

 

Andrzeju, och Andrzeju, co ja tam ci bede o roznych k...ach opowiadal i o tym jak krzycza :) 

 

Kreciolek jaki zakupilem warczy jakos tak od okolo 4.30: 

 

 

Nie lubie glosnych terkotek, co wlasnie krzycza jak owe ladacznice robiace z ciebie Dirka Digglera. 

 

Nawiazujac zas do slow @sierzant- sa dalej miejsca w Europie gdzie idzie zlowic 70 lipkow dziennie jak by sie czlowiek uparl, ja doliczam do 30-paru i schodze z wody bo wystarcza, nad Sanem nie wystarczalo zas i ryby nie ukrywajmy do wody nie wracaly dlatego wszystko mamy wyrypane do dna i mozna sobie pochodzic nad woda i posluchac cwierkania ptaszkow.

 

Robert- to co ci piszemy z Kuba ma gleboki sens- pojechac ze dwa razy do roku na jakies lowiska gdzie sa ryby w duzych ilosciach, trzeba tylko poszukac daleko od ludzi, tam gdzie nacje killowe nie dojezdzaja badz sa trzymane na krotkim postronku by owych ryb nie katrupily i mowie tutaj o rybach dzikich a nie seletkach z pletwami watpliwej urody chciaz forumowe spece i tak sie beda zachwycali bo roznicy nie dostrzega :) :) :) 

 

Sprzet odchodzi na dalszy plan, tam gdzie jade pomimo ze lipki silne w nurtach jak czort ale zwykly switch #6-7 i zwykly kreciolek jak Koma daja sobie rade i nic im nie brakuje zas kazda ryba odjezdza ci pod koniec linki, jak pstrag wezmie to i setke podkladu potrafi ciapnac ale znowu Komy nikt nie zajechal :) 

 

Bujo

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zgadza się, Bujo, wędkarze zabierali ryby z iście diaboliczną fantazją, pazerność na lipienia budziła grozę.

Chwalono się publicznie kiloma kompletami dziennie ( wówczas komplet stanowiło 5 sztuk ).

Mówił mi facet, demonstrując ranny połów, oczywiście komplet, że wyjdzie jeszcze w południe i wieczorem. I z pustym koszyczkiem nie wróci.

Byłem młodym chłopakiem, ale już wtedy nie rozumiałem takiej chciwości. Ja zabierałem dziennie tyle, ile mogłem zjeść, czyli jedną sztukę.

To było na Sanie.

Te obfite połowy lipienia, o których wcześniej, miały miejsce na podkrakowskiej Rabie w okolicach Myślenic. Na wyholowanych, powiedzmy, 60 sztuk dwa lub trzy były miarowe, a zatem przeważała drobna ryba.

 

I jeszcze przyczynek do, wychwalanego przeze mnie pod niebiosa, Diplomata ABU.

Postawiłem go na pierwszym miejscu, bo właśnie ten bibelot trafił mi do rąk i długie lata wiernie służył.

Gdybym wtedy, zbiegiem ooliczności, nabył np. Martina czy Pflugera, to pewnie o którymś z nich układałbym teraz apoteozy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam,

 

Tam gdzie jade mowie o lipieniach miarowych, w sumie to sporo ponad miarowych bo srednia wychodzi ok 40 cm, jedya osoba jaka potrafila je meczyc caly dzien to niejaki pan pijawka, ja wychodze nad wode z wieczora ale przy silnych nurtach po 30-stym juz rece napierdzielaja konkretnie. Czasem potrzeba przez godzine zmieniac nimfy by sie wstrzelic ale to takie tam realia :) 

 

Europa sie nam wedkarsko kurczy w bardzo szybkim tempie, jak sie nie ogarniemy w miare szybko to trzeba bedzie uciekac za morza zy oceany by dobrze polowic :( 

 

Bujo

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zatem jesteśmy w posiadaniu różnych kręciołków muchowych, klasycznych i tych nowoczesnych.

Zastanawia mnie jednak, dlaczego nie używamy i nie pokazujemy tak zwanych kołowrotków automatycznych. Mam na myśli te automatyki, zwijające sznur po naciśnięciu odpowiedniej dźwigni, gdzie kręcenie robi za nas sprężyna zegarowa. Przy wyciąganiu linki sprężyna ulega naciągnięciu, po naciśnięciu przycisku szybko i wygodnie zwija linkę.

Nad wodą też bardzo rzadko się je widuje.

Przed kilku laty nabyłem taką ciekawostkę firmy Pfluger, model 1195.

Pojechałem oczywiście przetestować zakup nad wodę. Wnioski: do suchej nie za bardzo, z uwagi na nieco większą wagę, do mokrej całkiem wygodny, a do streamera wręcz znakomity.

Do łowienia w wodzie stojącej też, myślę, w pełni by się sprawdził.

W ogóle do stylu muchowania, gdzie ręką ściągamy linkę, wręcz wymarzony. Pozwala w kilka sekund zwinąć zwoje linki spod nóg, bez kręcenia korbą.

Wygoda, luz, pełny relaks.

A jednak nie cieszą się szacunkiem. Może wpływ ma na to mała dostępność w Polsce, a może są to kołowrotki za tanie po prostu?

Za oceanem kosztują kilkadziesiąt dolców i może to powoduje pogardliwe traktowanie, no bo jak, za tą cenę musi być gó..o!

Prawdę mówiąc mój egzemplarz po kilku udanych próbach też powędrował na odpoczynek. Ale w tym sezonie wróci nad wodę, a jak.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

Ładowanie
×
×
  • Dodaj nową pozycję...