Skocz do zawartości

Łowcy wędkarskiej historii - śladami namacalnych dowodów


Matta

Rekomendowane odpowiedzi

Ostatnio wpadł mi w ręce fabrycznie nowy egzemplarz Mitchell 300... Pan, który go kupił 40 lat temu w Pewexie nigdy go nie używał, bo traktował go jako ...lokatę... ;) Hmmm... Czy było warto?

attachicon.gifWP_20170314_17_42_52_Pro__highres.jpgattachicon.gifWP_20170314_17_45_51_Pro.jpgattachicon.gifWP_20170314_17_46_18_Pro.jpg

Ja wówczas również kupiłem Mitchell'a 300 ale nie w Pwex'ie tylko w sklepie wędkarskim na ul. (wówczas) KRN 42 w W-wie.

W Pwex'ie ich nigdy nie widziałem.

Oprócz tego modelu były jeszcze: Mitchell 308 i Mitchell 330.

Ich ceny to:

Maleńki Mitchell 308 - 1500,00 zł,

Mitchell 300 - 1550,00 zł,

Mitchell 330 - 1750,00 zł.

Kupiłem wówczas dwa: Mitchell'a 308 i Mitchell'a 300, za równowartość ówczesnej średniej krajowej miesięcznej płacy.

Edytowane przez MieczysławS
  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Biorąc pod uwagę komplikacje i precyzje wykonania, to cena zbliżona chyba w tamtych latach do Cardinala 44, który miał prostą konstrukcję, wydaje się niewygórowana.

 

Ciekawe, że kilka rozwiązań zastosowanych w tym Mitchellu, nie zostało nigdy rozwinięte ani powielone. Szczegolnie system posuwu szpuli, dwubiegowy w pewnym sensie i genialny w swej prostocie.

Blokada wsteczna, przy tak drobnej zębatce, praktycznie nie dający ruchu wstecz znanego z klasycxnych wielozapadek umieszczonych w rotorze.

Najlepsze, że w tym kołowrotku nie ma ani jednego łożyska kulkowego. Wszystko pracuje na ślizgowych.

 

Z lat szczenięcych pamiętam, że Mitchell 300 budził masę kontrowersji w dyskusjach nad wodą, jedni uwielbiali, inni nienawidzili tego kolowrotka. Bodaj raz w życiu miałem go w ręce, w wieku ok. 15-16 lat, i pracował dziwnie, zupełnie inaczej niż prexer i "ślimaki" jakimi wtedy łowiłem.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Biorąc pod uwagę komplikacje i precyzje wykonania, to cena zbliżona chyba w tamtych latach do Cardinala 44, który miał prostą konstrukcję, wydaje się niewygórowana.

 

Ciekawe, że kilka rozwiązań zastosowanych w tym Mitchellu, nie zostało nigdy rozwinięte ani powielone. Szczegolnie system posuwu szpuli, dwubiegowy w pewnym sensie i genialny w swej prostocie.

Blokada wsteczna, przy tak drobnej zębatce, praktycznie nie dający ruchu wstecz znanego z klasycxnych wielozapadek umieszczonych w rotorze.

Najlepsze, że w tym kołowrotku nie ma ani jednego łożyska kulkowego. Wszystko pracuje na ślizgowych.

 

Z lat szczenięcych pamiętam, że Mitchell 300 budził masę kontrowersji w dyskusjach nad wodą, jedni uwielbiali, inni nienawidzili tego kolowrotka. Bodaj raz w życiu miałem go w ręce, w wieku ok. 15-16 lat, i pracował dziwnie, zupełnie inaczej niż prexer i "ślimaki" jakimi wtedy łowiłem.

Cardinal 44 w Pewex'ie kosztował wówczas 21,50 bonów, które kupowane przed Pewex'em kosztowały po 120zł, więc był sporo droższy od wszystkich Mitchell'i, które wyżej wymieniłem, i które można było kupić w "zwykłych" sklepach wędkarskich.

Rotor Mitchell'a 300 obracał się w przeciwną stronę w porównaniu do dowolnego innego kołowrotka o stałej szpuli, więc żyłka się inaczej układała na palcu w czasie wykonywania rzutów,  to mi jednak specjalnie nie przeszkadzało.

Przeszkadzał brak ruchomej rolki prowadzącej i głośna w porównaniu z Cardinalem praca przekładni.

Posuw szpuli góra-dół był bardzo wolny i liniowy (jednostajny) - stąd znakomita, równa jakość nawoju na szpuli, nieosiągalna w jakimkolwiek innym kołowrotku z tamtych czasów.

Myślę także, że w całej historii produkcji kołowrotków stałoszpulowych, jedynie w Stelli Millennium posuw szpuli jest jeszcze wolniejszy, dodatkowo o zróżnicowanych prędkościach w górę i w dół i jest to rozwiązanie jak dotąd najdoskonalsze.

Edytowane przez MieczysławS
  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rotor Mitchell'a 300 obracał się w przeciwną stronę w porównaniu do dowolnego innego kołowrotka o stałej szpuli, więc żyłka się inaczej układała na palcu w czasie wykonywania rzutów,  to mi jednak specjalnie nie przeszkadzało.

Ano właśnie! ;) Dla mnie również było to zaskoczenie, gry zakręciłem korbką i rotor ruszył w przeciwną stronę... Już nie pamiętałem, że Mitchell'e tak miały!... ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Właśnie, dzięki za oświecenie z tym odwrotnym ruchem rotora. A dziwną, jakby ciężka praca to pamiętałem.

Konstrukcja posuwu szpuli sugeruje, że jak "dzyndzle" kończą łapać wypustki w blaszce, to powinno nastąpić zwolnieni ruchu, ale może źle to rozumiem. Całość mechanizmu, mnie przypomina z grubsza... antyczny rozdzielacz zapłonu, bodajże z Zundappa, w każdym razie coś z wyposażenia Wehrmachtu i na dwóch kołach to było.

 

Najwolniejszy posów szpuli ma Mikado SOS. Niestety, w żaden sposob nie daje on oczekiwanych efektów, a sam kołowrotek ma opinie, delikatnie mówiąc, nie najlepsze.

Edytowane przez etherni
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pytanie które dręczy mnie od lat. Mimo że to „jaki to wobler” – pasuje bardziej do historii polskiego spinningu.

Te woblero-klocki wyłowiłem gdzieś na przełomie wieków 1998-2001, na Wiśle na rafie poniżej stopnia wodnego Przewóz w Krakowie. Kiedyś wolno było tam łowić od 50 metra od stopnia i było to w zasadzie przez cały rok łowisko darzące wszystkimi rybami wiślanymi oraz czasem nie-wiślanymi, jak trocie czy tęczaki. Woblery to siermiężnie wykonane smużaki – chyba do łowienia kleni. Nawet TYM trochę porzucałem i byłem w szoku – czasem wychodziły do TEGO po trzy klenie naraz. Zdarzenie ma wydźwięk historyczny bo... Dopiero dwa lata później Darek Mleczko na pierwszym Pucharze Lajkonika zaprezentował tutejszym rybom smużaki odrzańskie – zresztą na Odrze to też był dopiero początek żukomanii top water. Śląskie smużaki też były jeszcze w powijakach, a te które już funkcjonowały były najściślej strzeżoną tajemnicą – bo łowiło się na nie nieprzyzwoite ilości jazi i kleni. To właśnie te „klocki” natchnęły pewnego spinningującego rockmena do wytworzenia powierzchniowych woblerów o adekwatnej nazwie Koszmarki, o których swego czasu rozpisywała się prasa.

A historycznie wychodziłoby, że prekursorem tej odmiany spinningu – przynajmniej na Wiśle śląsko-krakowskiej był ktoś całkiem inny. Może ktoś wie, kto jest twórcą tych... najbrzydszych, ale bez wątpienia genialnych przynęt?

 


post-56390-0-34534500-1489849484_thumb.jpg   post-56390-0-01325300-1489849498_thumb.jpg

  • Like 6
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Panowie,

ktoś z Was wie jak dawno temu były te korby produkowane i ile to warte w złotówkach? :)

 

attachicon.gif17439581_786133181549654_658791588_n.jpg

Dawno.

Ile warte? Kupiłem we Wrocku, na Poniatowskiego (?), w pobliżu Pl.Bema.  Rok gdzieś 1980, chyba.

Później wpadłem na placki ziemniaczane, do baru na przeciw dworca głównego PKP.

Tam się przestraszyłem, że mnie w domu zlinczują. W tramwaj,  do sklepu...  Oddałem........... Do dzisiaj żałuję, że sam siebie skazałem na TAP-a, Stabile i Rexa (Tokoz).

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Coma, BOB1, Etherni... kołowrotki wysłane wczoraj. Okazało się jednak, że mam pewne trudności z liczeniem do trzech... ;)  Ale to chyba nie problem.

 

post-56390-0-32214300-1490188712_thumb.jpg

 

 

Woblero-klocków nikt nie rozpoznaje? Tak też myślałem. Swego czasu przepytywałem bez efektów pół spinningowej Małopolski. Szkoda

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

...bogato :)

ale Hi-Lo to nie jest szwedzkie ;)

Oczywiście, że nie szwedzkie. Oryginały miały inaczej zamocowane kotwice i regulowany ster, dzięki któremu mogły pracować na różnych głębokościach.

Chociać trzeba powiedzieć także i to, że nie na wszystkich położeniach steru praca była jednakowo dobra.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Coma, BOB1, Etherni... kołowrotki wysłane wczoraj. Okazało się jednak, że mam pewne trudności z liczeniem do trzech... ;)  Ale to chyba nie problem.

 

attachicon.gifk.jpg

 

 

Woblero-klocków nikt nie rozpoznaje? Tak też myślałem. Swego czasu przepytywałem bez efektów pół spinningowej Małopolski. Szkoda

Mieć takiego Quicka 220, 330 lub 220N, 330N na początku lat 70-tych - to dopiero był szpan.

Znałem kilku takich gości, co wówczas je mieli...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Oczywiście, że nie szwedzkie. Oryginały miały inaczej zamocowane kotwice i regulowany ster, dzięki któremu mogły pracować na różnych głębokościach.

 

To tak "oczywista oczywistość", że nawet nie pomyślałem aby o tym pisać. Natomiast z tego co wiem to ten pokazany przez Pawła ma regulowany ster. Natomiast ma zupełnie inaczej mocowane kotwiczki w porównaniu z oryginałami szwedzkimi. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

Ładowanie
×
×
  • Dodaj nową pozycję...