Skocz do zawartości

Najbardziej nieudana wyprawa na ryby.


logun74

Rekomendowane odpowiedzi

Witajcie - jako , że jest to dział jerkbaita czytany z przymrużeniem oka - proponuję temat - najbardziej nieudana wyprawa na ryby. Może zacznę swoje przygody jako pierwszy.

Około 15 lat temu -zaplanowany wyjazd na szczupaki nad Warte okolice Santoka . Nie miałem wtedy zapasu przynęt jaki mam teraz - przed wyjazdem wycieczka do wędkarskiego - zakupione 10 twisterów , 10 wolframów   dojeżdżam nad wodę i........po pół godzinie powrót . W niecałe 30 min urwałem wszystko w wodzie , ale żona była zdziwiona .

 Druga wyprawa - wyjazd na liny , miejsce kilka dni nęcone , na starorzeczu Warty , nowiuteńki teleskopik ( preferuję łowienie białorybu na jedną wędkę ) jestem nad wodą rozkładam sprzęt - podnęciłem - jakaś parka darła się wniebogłosy na łące , rozwijam teleskopik , żeby założyć kołowrotek , i zawiązać zestaw i ..... trach zahaczyłem szczytówką o pokrowiec - i tyle było mojego łowienia. 

  Trzecia wyprawa około 6 lat temu - lato 2 w nocy pakuję do samochodu ponton ze sztywnym dnem , akumulator , silnik spininng , torbę z przynętami jakieś jedzenie i nad wodę . Ponton pierwszy raz rozwijany po zimie , nie sprawdzałem go . Dojeżdżam do parkingu , do brzegu jeziora mam około 300 m , taszczę to wszystko nad wodę ( cholerstwo waży trochę , ale leśniczy zagrodził wszelaki dostęp do wody i trzeba uderzać pieszo. Jest trzecia w nocy - zaczyna świtać , rozkładam wszystko , wyciągam ponton , ocieram spocone czoło , rozwijam go a w balonach trzy wielkie dziury - przez zimę myszy  wyżarły . Wcześniej 2 lata ponton też przechowywałem w garażu i nic się nie działo. Więc około 4 byłem z powrotem w domu. 

  Zachęcam kolegów do podzielenia się podobnymi historiami.

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wczesna wiosna, wyprawa pstragowa... Zajeżdżam nad rzeczkę a tu zaczyna strasznie padać no ale jakoś dam radę... zaczynam od dobrze znanego i bankowego miejsca - rzut woblerkiem, i ledwo co wpadł do wody już siedzi potok około 40cm... tak szybko wyrwałem nad tą rzeczkę że zapomniałem podbieraka no i trzeba było podebrać jakoś pstrążka ręką, pewnie go złapać no ale nie zrobić mu krzywy. Ledwo go dotknąłem i dwa ownerki st 21 rozm 10 weszły głęboko w mięsko mojego palca, pstrąg nadal młynkował i i wbijał dwa groty coraz głębiej. Jakoś poradziłem sobie z odczepieniem rybki a z palcem pojechałem do szpitala (cały przemoczony od deszczu), udało się wyciągnąć wobka no i myslę ... hmm... jadę z powrotem !!!. Zajechałem nad rzeczkę otwieram drzwi, rozkładam kijaszka i opieram o auto. W jednej dłoni działa jeszcze znieczulenie i średnio mi się nią włada. Jakoś łokciem popchnąłem drzwi aby je zamknąć i w tym momencie kijek się osuwa - jest w dwóch częściach i jadę do domu .... <_< :rolleyes:

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A moja najgorsza wyprawa miała miejsce wczoraj,przychodzę nad rzekę zakładam 25gr główkę plus kopytko na moim nowym kijku mianowicie robinson diaflex do 40 gr. po ok 10 rzutach słyszę trzask kij połamał się tuż pod kołowrotkiem a coś czułem że jakiś dziwny ten kij,zobaczymy może nie okaże się to najgorszą wyprawą w życiu(zobaczymy co powie serwis robinsona).Pozdrawiam 

Edytowane przez tik_tak275
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chyba w tym roku miałem 2 takie. Najpierw wiosną zakopałem się autem nad rzeką i dobrze, że kumpel miał wujka blisko to traktorkiem nas wyciągnął, ale po tych zmaganiach już było "połowione" oraz kąpiel w starorzeczu za szczupakiem, żeby nie podgrzewane fotele to by mi tyłek odmarzł w trakcie powrotu do domciu :(

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Płynę spokojnie pontonem, za rufą ciągnę " trał ". Podpływa policja:

- Dzień dobry! Asekuracja jest?

- Jest! - z dumą wyciągam spod sterty szpeju kapok żony. Z pięknym napisem " Yamaha ", a co!

- Panie, to jest kapok do 70 kilo a pan ważysz dwa razy tyle. Stówka się należy. W ciągu siedmiu dni przekazem pocztowym.

Następnego dnia ponownie płynę spokojnie pontonem. Tym razem policjanci podpływają jak po swoje:

- Dzień dobry! Jakieś zmiany od wczoraj?

- Niestety żadnych. Ile?

- Dwieście. Za recydywę.

:)

  • Like 5
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witajcie - jako , że jest to dział jerkbaita czytany z przymrużeniem oka - proponuję temat - najbardziej nieudana wyprawa na ryby. Może zacznę swoje przygody jako pierwszy.

Około 15 lat temu -zaplanowany wyjazd na szczupaki nad Warte okolice Santoka . Nie miałem wtedy zapasu przynęt jaki mam teraz - przed wyjazdem wycieczka do wędkarskiego - zakupione 10 twisterów , 10 wolframów   dojeżdżam nad wodę i........po pół godzinie powrót . W niecałe 30 min urwałem wszystko w wodzie , ale żona była zdziwiona .

 Druga wyprawa - wyjazd na liny , miejsce kilka dni nęcone , na starorzeczu Warty , nowiuteńki teleskopik ( preferuję łowienie białorybu na jedną wędkę ) jestem nad wodą rozkładam sprzęt - podnęciłem - jakaś parka darła się wniebogłosy na łące , rozwijam teleskopik , żeby założyć kołowrotek , i zawiązać zestaw i ..... trach zahaczyłem szczytówką o pokrowiec - i tyle było mojego łowienia. 

  Trzecia wyprawa około 6 lat temu - lato 2 w nocy pakuję do samochodu ponton ze sztywnym dnem , akumulator , silnik spininng , torbę z przynętami jakieś jedzenie i nad wodę . Ponton pierwszy raz rozwijany po zimie , nie sprawdzałem go . Dojeżdżam do parkingu , do brzegu jeziora mam około 300 m , taszczę to wszystko nad wodę ( cholerstwo waży trochę , ale leśniczy zagrodził wszelaki dostęp do wody i trzeba uderzać pieszo. Jest trzecia w nocy - zaczyna świtać , rozkładam wszystko , wyciągam ponton , ocieram spocone czoło , rozwijam go a w balonach trzy wielkie dziury - przez zimę myszy  wyżarły . Wcześniej 2 lata ponton też przechowywałem w garażu i nic się nie działo. Więc około 4 byłem z powrotem w domu

  Zachęcam kolegów do podzielenia się podobnymi historiami.

 

 

Zastałeś sąsiada?!  :doh:  :clappinghands:

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zastałeś sąsiada?!  :doh:  :clappinghands:

Trochę to okrutne jako żart, zwłaszcza dla żonatych wędkarzy, ale znam przypadek wędkującego kolegi, który wrócił do domu, bo czegoś tam zapomniał na ryby i .... niedługo później znów był singlem.

 

Jeśli chodzi o nieudane wyprawy wędkarskie to w pierwszej kolejności zaliczam do swoich porażek te, na których udało mi się ulec namowom kolegów i wprowadziłem się w stan sprzyjający całkowitemu no kill, czy nawet dodatkowemu okresowi ochronnemu.

Dość powiedzieć, że podczas całej wyprawy wszystkie ryby mogły czuć się całkowicie bezpiecznie, ja zaś stanowiłem co najwyżej zagrożenie dla runa leśnego.

Złamać zaś mogłem nie kija, a raptem kilka praw fizyki, zwłaszcza tych o akcji i reakcji ciała, oraz bezwładności.

Po kilku takich wybrykach zarówno przed rybami, jak i na rybach, alkoholu nie tykam. ;)

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Trzy tygodnie temu miała miejsce chyba najbardziej nieudana wyprawa jaką zaliczyłem, przed wyjazdem przypominam sobie że nie kupiłem przyponów, nic to, mam stare stan-mary, wyprawa uratowana, wyjeżdżam bladym świtem, nad wodą jest idealnie,  mgła nad taflą, średni wiaterek, pięknie.... podziwiając widoki wpadam w mały poślizg, wycinam orła na glinianym schodku i ląduję plecami na błotku, dochodzę do wody, uzupełniam rejestr i składam wędkę, do boju! rzut i ... pssssssssiiuuuuuu ... poleciała sama guma, przypon urwał się przy agrafce, uśmiecham się pod nosem, wiążę następną ... psiuuuuuu to samo! kolejny przypon sprawdzam już trzykrotnie, zakładam gumę, leciiiii iiiii .. iiii .. doleciała :) powtarzam proces parę razy i bam! branie, bam! drugie ... zwijam, poprawiam dwa razy iiiiii ....  bam!!! siedzi!  ... luz ...  siedział!!!! spory szczupak obcina przypon 25cm .... odkładam wędkę, chwila na głęboki oddech, przyroda jest łaskawa, szybko koi nerwy, ... jest dobrze, jest pięknie, łowimy dalej! .... brodząc wykonuję ok. 20 rzutów, zamach iii .... leciiiii przynęta, a za nią górny skład ob mojego spina ... odruchowo ciskam część która mi pozostała w wodę w której stałem, chwila ciszy, męska decyzja - trzeba sprawdzić czy linka strzeliła, może szczyt  jest na lince ...  czuję opór, jest, dobrze choć nie cieszę się ani trochę, odwracam się na pięcie i zamaszysty krok sprawia że do gumiaka nalewa mi się woda ... w drodze do auta nawet nie myślałem o jej wylaniu,
to był naprawdę zły dzień na ryby

  • Like 6
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zlokalizowałem fajną boleniową metę.. 

Kończę robotę, chwilka na zastanowienie ...  i szybki nieplanowany wyjazd na Bug. Wędka,kołowrotek, przynety, karta,śpiochy,czołówka, ultrathon,okulary,aparat,nożyczki do żyłki szczypce - chyba wszystko.. . w auto i gaz do dechy......  ;)  Jestem.. Śpiochy na siebie, i marsz 10 min po pas w wodzie do magicznej wyspy,10 min po chaszczch. Jestem. Pogoda - super, trafiłem jak nigdy, bolenie żerują aż oczy grają. Wędka z pokrowca, młynek z pudła, młynek? a gdzie żyłka ? nie ten kołowrotek - miałem dwa identiko - jeden bez żyłki.  :)  Przygoda nic wielkiego ale w pamięci mi zapadła.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jako młody adept naszej profesji, niezmotoryzowany i bez rowerowy, pewnego pięknego wakacyjnego poranka postanowiłem wybrać się na całodzienną zasiadke za białorybem. Celem było łowienie w zbiorniku oddalonym od domu jakieś ...dobre kilka kilometrów. Wieczorem zrobiłem zanętę. Duuużo zanęty, spakowałem wszystko i przed świtem wstałem. Po godzinie z okładem marszu, kiedy to pot zalewał mi oczy od ilości tej przeklętej zanęty dochodze do wody. I konsternacja: zapomniałem wędki! Napotkany przygodny jegomość ulitował sie nad mym losem i zgodził sie przypilnować mi sprzętu a ja pobiegłem do domu po wędkę. Po dwóch godzinach szczęśliwy i dumny mogłem rozpocząć łowienie. Wytypowałem miejsce, rozrobiłem zanętę i pierwszy rzut. Branie i strzela przypon (Siglon 0,12). Paruje ze mnie już. Po kilku minutach pęka następny i jeszcze jeden. Szlag mnie trafia. Przenosze sie w inne miesce. Podczas przenosin oczywiście pęka mi reklamówka z zanętą. Mam dość, zostawiam ją na ścieżce. Po zmianie miejsca bez brania, no to idę jak niepyszny po zanętę, którą już wróble się zajęły. Zanęciłem, chwile poczekałem i co? Wiadomo, strzela przypon. Tym razem 0,14. Postanawiam łowić bez przyponu. Branie! Jest! Po walce wyciagam amura około pół metra. Dla mnie życiowa ryba (miałem wtedy może 12 lat). Nie było wtedy aparatów i świadomość wędkarska dopiero kiełkowała więc decyzja: zabieram rybę. Odpinam i pakuje do plecaka. Ryba jednak fik, wywija się i spada na ziemię. Kilka kozłów i już jest w wodzie.

Do domu wracam jak niepyszny ale bogatszy o znaczny bagaż doświadczeń. Magiczną zanętą jak się okazało były same, samiutkie otręby pszenne.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W lipcu, zeszłego roku postanowiłem wraz z kolegą wybrać się na niewielkie jeziorko połowić drapieżniki z pontonu. Oddalone od mojego miejsca zamieszkania niespełna 70km. Po dotarciu, standardowa procedura, dmuchamy ponton, rozkładamy wędki i ciach na wodę. Pierwsza skucha, brak wioseł-zostały w garażu, niezrażeni pomyśleliśmy sobie, że damy radę, mamy silnik elektryczny ( to był jego chrzest). Odbijamy od brzegu, nie minęło 10 minut i zaczęło padać. Płyniemy dalej na obraną wcześniej miejscówkę po drugiej stronie jeziorka. Rozpadało się na dobre, a więc zmiana planów, dobijamy do brzegu, jakieś 300m. od miejsca wodowania, aby skryć się przed deszczem pod drzewami. Przy brzegu schronienie z gałęzi drzew przestało wystarczać, więc wyszliśmy całkiem z wody. Tak się rozpadało, że najbliższe 2h spędziliśmy nakryci pontonem, a i tak mimo tego przemoczeniu do suchej nitki. Wodę miałem nawet pod szybką ekranu telefonu. Jedyna decyzja to powrót brzegiem jeziora z tobołami. Ja poszedłem pierwszy, dźwigając akumulator. Dotarłem do auta, podjechałem po kolegę jakąś połowę dzielącej nas odległości (dalej nie pozwalał teren). Resztę gratów donieśliśmy wspólnie brzegiem jeziora w pontonie. Zwinęliśmy wszystko na szybko i wrzuciliśmy do bagażnika. Wracając kilkukrotnie braliśmy rozpęd przed półmetrowymi kałużami, modląc się by mój superterenowy 20letni civic dał radę :D No i dał, po może 10 minutach jazdy powrotnej do domu wyszło piękne słoneczko i towarzyszyło nam już do końca drogi.

Nie oddaliśmy nawet jednego rzutu :D

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W lipcu, zeszłego roku postanowiłem wraz z kolegą wybrać się na niewielkie jeziorko połowić drapieżniki z pontonu. Oddalone od mojego miejsca zamieszkania niespełna 70km. Po dotarciu, standardowa procedura, dmuchamy ponton, rozkładamy wędki i ciach na wodę. Pierwsza skucha, brak wioseł-zostały w garażu, niezrażeni pomyśleliśmy sobie, że damy radę, mamy silnik elektryczny ( to był jego chrzest). Odbijamy od brzegu, nie minęło 10 minut i zaczęło padać. Płyniemy dalej na obraną wcześniej miejscówkę po drugiej stronie jeziorka. Rozpadało się na dobre, a więc zmiana planów, dobijamy do brzegu, jakieś 300m. od miejsca wodowania, aby skryć się przed deszczem pod drzewami. Przy brzegu schronienie z gałęzi drzew przestało wystarczać, więc wyszliśmy całkiem z wody. Tak się rozpadało, że najbliższe 2h spędziliśmy nakryci pontonem, a i tak mimo tego przemoczeniu do suchej nitki. Wodę miałem nawet pod szybką ekranu telefonu. Jedyna decyzja to powrót brzegiem jeziora z tobołami. Ja poszedłem pierwszy, dźwigając akumulator. Dotarłem do auta, podjechałem po kolegę jakąś połowę dzielącej nas odległości (dalej nie pozwalał teren). Resztę gratów donieśliśmy wspólnie brzegiem jeziora w pontonie. Zwinęliśmy wszystko na szybko i wrzuciliśmy do bagażnika. Wracając kilkukrotnie braliśmy rozpęd przed półmetrowymi kałużami, modląc się by mój superterenowy 20letni civic dał radę :D No i dał, po może 10 minutach jazdy powrotnej do domu wyszło piękne słoneczko i towarzyszyło nam już do końca drogi.

Nie oddaliśmy nawet jednego rzutu :D

Rozbawiłeś mnie do łez- naśmiałem się z przygód innych , ale Ty Thug na razie jak dla mnie dzierżysz palmę pierwszeństwa. Panowie nawet nie przypuszczałem , że tyle niespełnionych wyjazdów było w naszym życiu--- a ile jeszcze będzie? 

Edytowane przez logun74
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Uzbierało by się takich wypraw kilka.

Tak na szybko przy herbatce...

 

Lato, zar leje się z nieba.

Ze nasze hobby to po części ma trochę z masochizmu to wiadomo.

Wszak aby złapać rybke w penych akwenach czy okolicznisciach przyrody nijak idzie obejść się bez krwi - łez i potu.

Tego dnia  zapodałem sobie to swiadomie.

Na lowisko oddalone o 15 km postanowiłem czmychnąć rowerkiem.

Ciachu, prachu, pakowanko. Kijek do ramy, plecak na grzbiet i hajda miedzy gorami i lasami

Jeszcze tylko kilka stromych podjazdow przede mna.

Po kilku dziesięciu minutach i kilku litrach potu jestem na miejscu.

Do tego wyposzczony od wedkowania.

Już się klebia myśli. Rzut, łup, siedzi. Fotka. I następny. Bum, skok i do łapki. Arrrgghh...ja wam zaraz pokarze ,, blitzkrieg ,, !

Otwieram plecak.....k.....zapomniałem przynęt.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1.Norwegia 2011. Porobiłem sobie pilkery z pręta z nierdzewki a pociąć i powiercić łatwo nie było :unsure: . Kolega pierwszego dnia właśnie na taki miał branie a hol trwał 1h20m i zmienialiśmy się bo łatwo nie było. Drugiego dnia mocuję pierwszą somoróbkę , otwieram kabłąk , pilker w wodzie ale ...... plecionka pęka pod ciężarem 300 czy 350g :o . Drugi i trzeci tez się topi :( . Okazało się że szczytowa przelotka ma maleńkie pęknięcie w porcelance.

2.Jakoś tak z 11-12 lat temu pojechałem na towarzyskie zawody "Drapieżnik". Z zawodów wróciłem z kijem Jaxon Prestig , no, bez przesady nie wygrałem -  wylosowałem :P . I 2 czy 3 tygodnie później gdzieś nad Narwią zmontowałem graty, poszedłem nad wodę i w pierwszym rzucie 2/3 szczytówki poleciało razem z przynętą do wody :angry: . Ściagnąłem i okazało się że super/hiper włókno węglowe ma grubość bibułki z papierosa. No ale ja się nie znam na tych wysokomodułowych włóknach, może tak ma być ?

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To było chyba w tym roku. Wczesna wiosna. Bolków jeszcze łowić nie można, a na wypad na kleniojazie nie mam czasu. Biorę więc muchówkę i jadę na niewielki ciurek w poszukiwaniu kropków. Teraz nawet nie jestem w stanie powiedzieć, czy coś złowiłem. Nie pamiętam. W pobliżu mostku drogowego jest fajne bystrze i rynienka pod drugim brzegiem. Obławiam ją, ale mój wzrok przykuwa coś dryfującego blisko przybrzeżnych traw. Szczur? Podchodzę bliżej. Kotek. Max tygodniowy, widać, że w swoim krótkim żywocie nie zdążył nawet dobrze otworzyć oczu. W myślach widzę jednocześnie obraz mojego sierścia, zapewne spokojnie śpiącego na krześle, a z drugiej strony tego sk**syna, który pewnie podjechał na most i z niego wyrzucił kociaki do wody. Resztę pewnie zabrał nurt...Odkładam wędkę, patykiem wykopuję dołek i urządzam "pogrzeb" biedakowi. Zwijam wędkę. Już się nałowiłem.

Edytowane przez Kamil Z.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To było chyba w tym roku. Wczesna wiosna. Bolków jeszcze łowić nie można, a na wypad na kleniojazie nie mam czasu. Biorę więc muchówkę i jadę na niewielki ciurek w poszukiwaniu kropków. Teraz nawet nie jestem w stanie powiedzieć, czy coś złowiłem. Nie pamiętam. W pobliżu mostku drogowego jest fajne bystrze i rynienka pod drugim brzegiem. Obławiam ją, ale mój wzrok przykuwa coś dryfującego blisko przybrzeżnych traw. Szczur? Podchodzę bliżej. Kotek. Max tygodniowy, widać, że w swoim krótkim żywocie nie zdążył nawet dobrze otworzyć oczu. W myślach widzę jednocześnie obraz mojego sierścia, zapewne spokojnie śpiącego na krześle, a z drugiej strony tego sk**syna, który pewnie podjechał na most i z niego wyrzucił kociaki do wody. Resztę pewnie zabrał nurt...Odkładam wędkę, patykiem wykopuję dołek i urządzam "pogrzeb" biedakowi. Zwijam wędkę. Już się nałowiłem.

Kamil to był najsmutniejszy post - sam mam 4 koty i 3 psy - wszystkie przygarnięte z ulicy więc wiem co czułeś.

Edytowane przez logun74
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lato, zar leje się z nieba.

Rok 2008 wyjazd do Norwegii na przełomie VII/VIII a że w 2006 byłem w maju na dalekiej północy więc sprawdzam gdzie się da jaka jest pogoda w pełni lata w ok. Bergen. No i wychodzi że 13-17C i większość dni deszczowych - tak podają statystyki.

No więc 2 pary spodni, 2 polary, 2 kurtki przeciwdeszczowe, bielizna termo i koszule flanelowe idą w bagaż.

Dojechaliśmy, jest dobrze : niewiele ponad 10C, mżawka. Drugi dzień podobnie tyle że mocniej pada.

Trzeciego dnia wyszło słońce i ......... nie schowało się przez kolejne 12 dni. Po 4 czy 5 dniach ogłoszono stan klęski bo w dzień temperatury wahały się między 32 a 35C w CIENIU !!! a nocą 24-25C. Coś tam łowiliśmy ale oczekując na wyjazd przez prawie rok oczami wyobrazi widzi się same okazy a przy takich temperaturach okazu się nie trafi :( . No i na łódce po 9 rano nie dawało się wytrzymać więc łowiliśmy wczesnymi rankami i nocami szczególnie że zachód słońca był tak coś ok. północy a wschód ok. 2.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rok 1998, kwiecień, dzień wcześniej złowiłem dwie ładne trocie. Następnego dnia, biorę wędkę i lecę kilka km plażą na ryby. Woda piękna, czuć ryby w powietrzu  :)  Rozwijam sprzęt, rzut i trach - poszedł kołowrotek, kilkunastoletnia Daiwa, pękła część od mimośrodu... Pozostało popatrzeć na wodę i wracać do domu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W Wielkanoc 2012, pojechałem na małą rzeczkę która przeżywała właśnie-nazwijmy to lekką  modernizację brzegów. Wzdłuż rzeki zrobiona była droga techniczna z betonowych płyt, niestety zastawiona koparką, wydawało mi się, że się zmieszczę, ale się myliłem :P przednie i tylne koło z prawej strony osunęło się z płyt....i wpadło w mega błotko :P
   Znajomi którzy dysponowali sprzętem mogącym mnie wydostać albo akurat z różnych względów nie mogli prowadzić, albo wyjechali do rodziny. No to wzywam pomoc drogową i czekam sobie w woderach i błocie po kolana...po pół godzinie jest i patrzy na mnie ze zdziwieniem oświadczając:

 

"Boga się Pan nie boisz w takie święto do pracy", ale okazuje się, ku jego rozbawieniu, że nie jestem w pracy tylko mam dziwne hobby....wędkarstwo.

 

Przy pomocy wyciągarki i bloczka gość obraca auto i wyciąga z tarapatów za 180zł i dziękuje :P

Edytowane przez apioo
  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kiedyś jeden znajomy, który coś tam niby łowił, chciał przeżyć przygodę wędkarską na łódce.
Jako że nasze ładniejsze połowy znały się, więc zagadał poprzez swoją żonę do mojej a Ta z kolei do mnie - słuchaj czy nie zabrałbyś na łódkę Marka, on tak bardzo chciałby łapać ryby z łódki.
Ogólnie oczywiście jestem na nie, bo za stary jestem na nauczyciela :/
No ale dobra, wiadomego dnia pakuję sprzęt do wieśwagena, jadę po gościa, krótki instruktaż z mojej strony, czyli wszystkie złowione ryby wypuszczamy bo takie są zasady kapitana łodzi czyli mnie :) i po chwili mustrujemy się na Nortonce z rybaczówki.
Po 0,5h w jednej z moich miejscówek jegomość stracił 3 przynety i stwierdza że On dalej tu nie łowi, bo za dużo piniendzy stracił.
Więc zmieniamy miejsce, co by kolega z wyprawy gołodupcem nie wrócił (okazało się że w sumie miał 5 kopyt - żółtych, bo takie podobno są najlepsze).
Następna miejscówka i ... jest "ryba" u kolegi, następuje zacięcie, które i zatopiony czołg wyrwało by z dna, z wody katapultuje jig no.16g i trafia mnie centralnie pod bejsbolówkę nad lewym okiem.
Jegomość przeprasza i przeprasza, czas upływa i właściwie przeprosiny nie mają końca, a ja coraz bardziej nakręcam się <_<.
Mija jakiś czas, coś tam z mojej strony złowione w postaci okoni, a jegomość mieli jęzorem jak najęty, że nie może nic złowić bo dzisiaj za gorąco, że ciśnienie mu doskwiera, że nie może się skupić, nerwy bo to piwerwszy raz itd itp.
Zaczynam powoli puszczać parę z uszu <_< , bo przyjechałem wypocząć a jegomość nadaje jak stara dewota.
Kilka kolejnych zarzuceń przelatuje mi dość blisko głowy - i już to powinno mnie zaniepokoić, ale nieeeee Zwierzu stara się być uprzejmy, więc nie zwraca uwagi.
Więc kolejne zarzucenie i jig przebija mi małżowinę uszną, jakiś chyba strasznie ukrwiony ten narząd bo krew sika jak z zarzynanego prosiaka - no ale ale, Zwierzu zawsze zabezpieczony i podręczną apteczkę ma (obojętnie czy na łódce, rowerze, w pracy, basenie, kawiarni itd).
Jegomość znowu zaczyna przepraszać ... ...  :angry:!
No nic, łowimy dalej ... pod koniec spływamy już w okolice rybaczówki, kolejne zarzucenie jegomościa i moja funkel nówka bejsbolówka z napisem budzącym szacunek u każdego wędkarskiego małolata -SIMMS- leci sobie razem z jigiem i przynetą, co gorsza na owym jigu już nie wraca :blink:.
Gość znowu coś tam plecie, ze przeprasza,że odkupi itp.

 

- u mnie para gwizda z uszu  :angry: ! - dobijamy do brzegu i wracamy.

Pod domem, jegomość znowu bełkocze coś o swojej przygodzie, przeprosinach itd.
W końcu nie wytrzymuję i mówię - słuchaj stary, dla przygody to zapisz się do jakichś najemników i jedź do Iraku, bo ja Twoich przygód mam dość !
Nastąpił foch, później dowiedziałem się od żony że podobno jestem nerwowy na rybach i nie nadaję się na kompana wypraw :blink:.

No ale ale, wracam do domu, śliwa nad lewym okiem pięęęęknie napeczniała, oko również przybrało z lekka fioletową barwę - jak ja kurw... teraz w pracy się pokażę ?
A żona, o Boże pobiłeś się z Markiem ?

Na usta ciśnie mi się - jak bym ku... mógł to bym go zapierd... gołymi rękami, pociął na fragmenty i sprofanował grób jego matki, babki i prababki, ale z grzeczności odpowiadam , no co ty kicia - taki tam drobny wypadek.

Od tamtej pory, nikt i nic mnie nie namówi, aby wsiąść do łodzi z napalonym wędkarsko nowicjuszem - sorry nie ma takiej siły bo cenię sobie swoje zdrowie !

 

Ough.

  • Like 19
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

Ładowanie
×
×
  • Dodaj nową pozycję...