Skocz do zawartości

Najbardziej nieudana wyprawa na ryby.


logun74

Rekomendowane odpowiedzi

Będąc na rybach nad Wisłą zauważyłem dryfujące stomilowskie spodniobuty .  Kiedy podpłynęły bliżej , niestety okazało się że właściciel jest w środku.Odechciało mi się ryb na ładnych parę dni.  Nasz kolega @Dagon dokładnie rok wcześniej miał identyczną przygodę  . Gdy opowiadał mi o tym co przeżył uważałem że trochę przesadza. Wystarczył rok i zrozumiałem w jakim byłem błędzie. Dostałem bolesną nauczkę.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Raczej pokrowiec na wędkę  :ph34r:

Gorzej jakby mu rozciągnął :D

Potem luz poprzeczny i wędka się mieści razem z kołowrotkiem :D :D

 

Edit: Niech adresat się nie pogniewa.

Z drugiej strony weź tu coś na forum napisz to cholery się przyczepią :D

Edytowane przez Tomek88
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

śliwa nad lewym okiem pięęęęknie napeczniała, oko również przybrało z lekka fioletową barwę - jak ja kurw... teraz w pracy się pokażę ?

Poniżej pracownik sekcji wizowej ambasady kanadyjskiej w roku 2004 który zaliczył 30g + Fishunter

http://www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?op=modload&name=My_eGallery&file=index&do=showpic&pid=2453&orderby=dateD

przez 2 tygodnie siedział na zapleczu i kontrolował dokument chętnych na wyjazd bo głupio by wyglądało jakby przyjmował wnioski .

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Poniżej pracownik sekcji wizowej ambasady kanadyjskiej w roku 2004 który zaliczył 30g + Fishunter

http://www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?op=modload&name=My_eGallery&file=index&do=showpic&pid=2453&orderby=dateD

przez 2 tygodnie siedział na zapleczu i kontrolował dokument chętnych na wyjazd bo głupio by wyglądało jakby przyjmował wnioski .

Dusze się, ten temat jest nie mniej niebezpieczny jak ciężki opading! :D :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Phiiiii @sacha, u niego to pięknie wygląda, spokojnie za Adonisa mógłby robić !.

U mnie po 3 dniach, połowa gęby miała kolor śliwki węgierki - i wytłumacz teraz pytającym że tylko na rybach byłeś -_-.

Jakbyś nie tłumaczył, to wszyscy patrzą na Ciebie z politowaniem ... taaaaa kłamca wpie.. dostał i bajki opowiada że na rybach był <_< !

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Phiiiii @sacha, u niego to pięknie wygląda, spokojnie za Adonisa mógłby robić !.

U mnie po 3 dniach, połowa gęby miała kolor śliwki węgierki - i wytłumacz teraz pytającym że tylko na rybach byłeś -_-.

Jakbyś nie tłumaczył, to wszyscy patrzą na Ciebie z politowaniem ... taaaaa kłamca wpie.. dostał i bajki opowiada że na rybach był <_< !

Z całym szacunkiem, ale czytałem twojego posta i Ty jeszcze mógłbyś się tłumaczyć, że Tyson Cię w ucho ugryzł a potem poprawił :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gorzej jakby mu rozciągnął :D

Potem luz poprzeczny i wędka się mieści razem z kołowrotkiem :D :D

 

Edit: Niech adresat się nie pogniewa.

Z drugiej strony weź tu coś na forum napisz to cholery się przyczepią :D

Spoko nie gniewam się - jestem chłopakiem a raczej facetem z dystansem - a wędkarze jak historia uczy , byliby dobrymi pisarzami powieści sf. Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

(...)  Nasz kolega @Dagon dokładnie rok wcześniej miał identyczną przygodę  . Gdy opowiadał mi o tym co przeżył uważałem że trochę przesadza. Wystarczył rok i zrozumiałem w jakim byłem błędzie. Dostałem bolesną nauczkę.

Jest to tylko zarys tej smutnej sytuacji, która faktycznie, popsuła mi całą wyprawę.

Zwłoki znalazłem w takim stanie, że tylko ubranie moro (był to, jak się później okazało, wędkarz) trzymało gnijące już ciało w kupie.

Oczywiście dzwonienie na policję, bo pierwsza myśl, ktoś go szuka, odchodzi od zmysłów.

Potem czekanie na policję, spisywanie zeznań i w trakcie - telefon do żony.

Z czym wiąże się zabawna anegdota, którą Piotrek zna, a moja miła wcale się tego nie wypiera. :)

 

Otóż dzwonię, tłumaczę: kochanie - zwłoki, policja, muszę jeszcze chwilę zostać, spóźnię się z godzinkę...

W odpowiedzi słyszę - Darek, dałbyś już spokój, chcesz dłużej połowić, to powiedz, a nie jakiś horror wymyślasz!

 

Koniec końców, musiałem zrobić fotkę i wysłać...

Od tamtej pory wierzy w najbardziej absurdalny scenariusz, który wymyślę, by łowić ciut dłużej.

 

:) 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To było chyba w tym roku. Wczesna wiosna. Bolków jeszcze łowić nie można, a na wypad na kleniojazie nie mam czasu. Biorę więc muchówkę i jadę na niewielki ciurek w poszukiwaniu kropków. Teraz nawet nie jestem w stanie powiedzieć, czy coś złowiłem. Nie pamiętam. W pobliżu mostku drogowego jest fajne bystrze i rynienka pod drugim brzegiem. Obławiam ją, ale mój wzrok przykuwa coś dryfującego blisko przybrzeżnych traw. Szczur? Podchodzę bliżej. Kotek. Max tygodniowy, widać, że w swoim krótkim żywocie nie zdążył nawet dobrze otworzyć oczu. W myślach widzę jednocześnie obraz mojego sierścia, zapewne spokojnie śpiącego na krześle, a z drugiej strony tego sk**syna, który pewnie podjechał na most i z niego wyrzucił kociaki do wody. Resztę pewnie zabrał nurt...Odkładam wędkę, patykiem wykopuję dołek i urządzam "pogrzeb" biedakowi. Zwijam wędkę. Już się nałowiłem.

 

Podobną sytuację miałem na rzeczce oddalonej od domu o raptem kilkaset metrów.

Jednak ja wyholowałem worek ze szczeniakami...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Było to w tym roku.

Letnia niżówka, żar z nieba, zapomniana oderwana opaska, klenie i sandacze okupujące ją od nurtowej strony i ja ze strategią gwarantującą tam sukces...

Szybkie pakowanie w Kabana i o 17 jestem nad wodą.

Cały ceremoniał- śpiochy, kamizelka, uzbrajanie kija. Dodatkowa odzież za pazuchą na chłodniejszy wieczór i nocke.

Zwarty i gotowy ruszam w górę rzeki jakieś 400m by brodząc, niepostrzeżenie podejść we wspomnianą miejscówke.

Rynienkę prowadzącą do owej opaski znałem na pamięć, każdy wystający badyl, każdy kamyk...

Brodząc, parłem z szybkością prądu.

W głowie tylko jedno- jakiego Predatora spotkam na tej wyprawie...

Uszedłem ze 100m, mijam potężny kamyk, wiem, że w jego pobliżu jest głębiej.

Obchodze dziada.

Woda po krawędzie śpiochów, ręce w góre.

Rutyna, wiem, że za 3-4 kroki dno pójdzie w góre.

I po tych 3-4 krokach dno łagodnie...się pogłębia???

Osz kurw...a!!!

Co do psa???

Czuję, jak ostatnie cm dna kończą mi się pod paluszkami stóp...

Zaczynam energicznie wirgać nogami, mimo znajomości pływackiej sztuki zachowuje się jak korek!!!

Plum, plum... Góra, dół...

Z tym że ten dół jest na wysokości mojej szyji!

Spływam tak może ze 4 metry.

Wkońcu dno się wypłyca.

Już spokój, dotykam dna. Jest ratunek.

Woda już ciut poniżej rantu śpiochów.

Ale mimo kąpieli nie czuje by woda przedostała się do środka.

Ide więc dalej by po pół minucie poczuć ,strumyki".

Stwierdzam, że łowy do rana w takim stanie to żaden komfort.

Wyłaże więc powoli na brzeg- przedzierając się przez starą porozrywaną opaske przerośniętą trzciną.

Podczas tych zmagań następuje najgorsze...

Woda która wpadła pod śpiochy podczas kąpieli była ściśnięta wodą z zewnątrz. Jak wylazłem, napór wody na śpiochy zelżał, a cała woda ze środka paszła aż do stóp!!!

Idąc w takim stanie do autka jedyna myśl jaka cisnęła się w głowie to taka, że ktoś mi pożałował takowych łowów...

Po zdjęciu śpiochów- nie było nawet suchej nitki na mnie.

Wycisnąłem z ubrań co się da.

Wracałem w samych klapkach, mokrych gaciach i czapce na łbie...

 

Od tamtej pory wożę zapasowe ubrania i wodery. ;-)

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Było to 14 września choć cały czas mam wrażenie,że ktoś pomylił daty w kalendarzu...i powinno być 13.

Po długiej namowie z mojej strony wybrałem się z kumplem na niedawno odkryte "okoniowe eldorado" Erik przyjechał po mnie punktualnie o 15.Po drodze zgarneliśmy jeszcze jednego kompana-grzybiarza.Na miejscu grzybiarz poszedł w las a my w jezioro.

Niebo delikatnie zachmurzone ale na nic grubszego się nie zapowiadało.Kilkanaście rzutów i kilka okonków,jakby eldorado wyparowało...w końcu mam-zaczep i to w miejscu gdzie nigdy wcześniej go nie było.Klnę i rwę blaszkę,za kilka chwil gumę i znowu zaczepiam blaszkę.Podchodzę bliżej napinam żyłkę,patrzę a tam w wodzie jakiś dziwny pręt,chwytam do ręki i mam...sieć kłusoli...kurwa! już wiem gdzie nasze okonie się podziały.

Biorę od Erika nóż i przedzieram się przez wodę do sieci.Nie ma szans aby ją wyciągnąć na brzeg więc rżnę ile się da i uwalniam kilka okonków.

W między czasie moja luba mi pisze,że w Bielsku jest oberwanie chmury,myślę a to z nas szczęściarze,że na rybach jesteśmy bo tu tylko lekko pogrzmiewa w oddali...

Biorę drugi kij do ręki,żeby spróbować na dropsa,robię zamach i pyk...patrzę a szczytówka poleciała razem z zestawem.Masakra jakaś myślę...jeszcze zaczyna padać.

Jeden kij złamany,drugi ok ale grzmi coraz bardziej tak więc kończymy łowienie.Kumpel wychodzi pierwszy z wody ja zaraz za nim i wtem...podwodna roślinność jak ośmiornica mackami splątała mi nogi i tak z kijami w obu rękach lecę na pysk do mułu.Udało mi się utrzymać głowę na powierzchni w pozycji foki cyrkowej a ręce rozłożone na wznak.Młynki już pięknie ozdobione rzęsą wodną i okraszone drobinkami mułu.Stary poczciwy kapitan red kręci ale drugi mieli niemiłosiernie...kurwa!!! klnę w niebogłosy.Erik tylko zapytał co ja robię,mówię mu spierdalamy stąd...i trzask pioruna tuż koło nas,nie ma żartów myślę trzeba biec.

Do auta jakiś kilometr,oglądam się do tyłu grzybiarz też już leci.Takiej ulewy dawno nie widziałem myślę i nagle jeb! piorun znowu koło mnie strzelił,aż rzuciłem kije na bok i kucnąłem.Trzeba biec szybciej...pędzę więc wałem niczym koń cwałem i parskam wlewającym się przez nos deszczem i znowu piorun a ja na ziemię.Wstałem i biegnę,modlę się już w myślach...jeszce tylko chwila,już blisko do auta i znowu jebło,aż mi w uszach zapiszczało...

Jestem przy aucie dobiegają chłopaki a właściwie dochodzą bo i tak cali mokrzy.Dopada nas szaleńczy śmiech,wszystko mokre,kij złamany,ale co tam kij myślę nowy kołowrotek zalany mułem...i  sieć :(

W drodze powrotnej Erik odbiera swojego 4 letniego syna od matki.Młody wsiada do auta a Erik go pyta "zrobiłeś kupę ?!" młody mówi,że nie na co kumpel grzybiarz" to nie kupa,to wujek kaczor zażywał błotnych kąpieli".Znowu jest wesoło,kochane Goczały myślę,tyle atrakcji jednego dnia...

Byłem tam jeszcze po tej kąpieli,ale po okoniach ślad zaginął...

  • Like 7
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

Ładowanie
×
×
  • Dodaj nową pozycję...