Skocz do zawartości

Pstrągi 2015


Kuballa44

Rekomendowane odpowiedzi

Ale wkur..wiacie tymi rybami chlopaki.Gratuluje!

 

Grunwald : co by juz nie wkurwiac teczakami, wstawie potoczka (samczyka) : 

 

63.JPG

 

Ryba zlapana pod koniec dnia - swiatlo mocno w poziomie i jakosc zdjecia pozostawia do zyczenia.

 

Plytkie kamienisko zaatakowane od dolu. Wybor rynny. Podanie przynety.

Pierwsza defilada z nurtem. Szczytowka skierowana ku gorze... BOOM ! Woda sie otwiera. Kociol i walka na polmetrowej wodzie zakonczona w przesadnie duzym podbieraku o gumej siatce.

 

Kolejny Przybysz - naplywowiec, ktory zawital z wielka woda na moje rewiry. 

Kolorystyka "rajska" ;)

 

Oby zostal na dluzej (moze mu sie spodobac, bo odcinek fajnie zroznicowany).

 

sc4SW 210 cm plus stella 14 2500. Varivas PE1.5 plus metrowy przyponik z mono 0,40 mm.

  • Like 41
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nooo i czara goryczy się przebrała!!!!

Drodzy Koledzy apeluję do Was, do lepszej strony Waszego człowieczeństwa!!!

Wstawiajcie zdjęcia dużych ryb tylko w weekend'y, albo przynajmniej po południu.

Większość z nas cały tydzień siedzi w pracy - znaczy ciężko pracuje :D

Każda wstawka z dużą rybą dekoncetruje i o błąd nie łatwo, że o wypadku nie wspomnę :D

A na poważnie to gratulacje dla łowców nakrapianych wojowników.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nooo i czara goryczy się przebrała!!!!

Drodzy Koledzy apeluję do Was, do lepszej strony Waszego człowieczeństwa!!!

Wstawiajcie zdjęcia dużych ryb tylko w weekend'y, albo przynajmniej po południu.

Większość z nas cały tydzień siedzi w pracy - znaczy ciężko pracuje :D

Każda wstawka z dużą rybą dekoncetruje i o błąd nie łatwo, że o wypadku nie wspomnę :D

A na poważnie to gratulacje dla łowców nakrapianych wojowników.

Rybka oczywiście weekendowa.

Takze uszy do gory ! ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witek piękny, w zimowej sceneri a nie jak u Daniela pod palmami :D Daniel mam wrażenie że  tymi pstrągami to ty  wpędzisz w kompleksy tegorocznych łowców troci :)

Dziękuje Januszu, łowienie zimą ma swój urok , nawet kiedy ryby nie biorą warto być nad wodą. Taki cudownie ubarwiony kropek, z niewielkiego strumyka, przynosi wiele radości :D  . Daniel  ogólnie wzbudza zazdrość swoimi hiszpanami   ;), piękne ryby . No cóż, podziwiam i zazdroszczę. Pozdrawiam ;)   

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wczoraj pojechałem na kropki. To nie był mój dzień.
8.30 rodziciel miał mnie zawieźć. 8.20, dzwoni ze sie nie zerwie z pracy. Ok, 8.35 mam busa. No to wędka w łape, i dziki galop na przystanek.
Wypieprzyłem się dwa razy, bieganie w tych wojskowych trepach po lodzie nie jest najszczęśliwszym pomysłem. Ważne że wędka cała.
Wsiadając do busa, wyłożyłem sie na chodnik, bo podbierak którego rączka wystawała z plecaka, zahaczył o górny próg wejścia do busa.
Ok, siadam. Jadę, dojeżdżam, wysiadam bez ekscesów. Wchodząc do lasu, słuchawki na uszy, i korzystając że w lesie mało śniegu, stwierdziłem że się przebiegne, fajne powietrze, muzyka gra, słoneczko świeci, fajnie jest.
Po 10 minutach jestem mokry, dostaję zadyszki. Ok, bieg rekreacyjny w pełnym oporządzeniu po leśnej ścieżce nie jest lekki. Opuszczam las, idac 500 metrów pod górkę śladem terenówki w  minimum 30 cm śniegu. Jestem jeszcze bardziej mokry.
Wychodzę na pole. Mam przed sobą kilometr pola. 30 cm śniegu jak obszył.
Po dotarciu do leśnej drogi przeciwpożarowej, czuje sie jakbym przeszedł selekcję. Ledwo zipie, odpalam fajkę, ide dalej.
Droga oblodzona. Zanim dotarłem do mostku, wypieprzyłem się kolejne dwa razy, po przepięknym drifcie. Wędka cała.
Od momentu kiedy wysiadłem z busa, do dotarcia nad rzekę mineło półtora godziny. Nie tak to miało wyglądać.
Zapinam na agrafkę nowo zakupiony wobler, rzucam... Szlag. Miał być pływający. Tonącymi łowić nie umiem. -_-
Po może pół godzinie marszu, jest pierwszy pstrąg. Całe 20 cm.
5 minut później wpieprzam się w bagno, jestem mokry za kolana. Po kolejnych 5 minutach spodnie zaczynają lekko sztywnieć... No tak, zima, minusowe temperatury, te sprawy.
Ten cudowny manewr powtarzany jest jeszcze minimum 4 razy.
W międzyczasie chce odpalić fajkę. Ta. Fajnie ze zapałki miałem w kieszeni na kolanach gdy wpadłem w bagno.
Z rzeki, choć dosyć szeroka, wyparowała woda. Średnio 20 cm wody. Eh.
W jednym dołku łapię jednego kropkowańca, również szalone 20 pare cm.
Przejście do ludzkich osiedli zajeło mi 5 godzin. Nie łowiąc, a starając się nie utopić w bagnie.
A. Kiedy jestem na rybach, nienawidzę gdy ktoś do mnie dzwoni.
Tatko. "Nie, nic nie złowilem, dobra, pogadamy w domu, narazie".
Okazuje sie ze wyjmując z kieszeni telefon, wypadły mi słuchawki.
Nawet nie chce mi sie cofać.
50 zł w plecy.
Spodnie sztywnieją, chce mi sie palić.
Próbuje na troszkę niższym fragmencie. Odpuszczam po pół godzinie, bo przestaje czuć palce mimo rękawiczek.
Wlokę się na busa. Zaczyna się ściemniać. Dochodzę do przystanku.
Super. Bus do domu za półtora godziny.
Miałem ochote pogryźć wędkę i przystanek.
Dzwoni kumpel. Fartem sie trafiło, jest w okolicy, podrzuci mnie.
Próbując rozkruszyć lód ze sznurówek, rozcinam sobie palca o jakiś metalowy element, krwawiąc jak zarzynana świnia.
To chyba nie był mój dzień.
Sorry za ten poemat, ale musiałem to zrzucić. :D
 

  • Like 31
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wczoraj pojechałem na kropki. To nie był mój dzień.

8.30 rodziciel miał mnie zawieźć. 8.20, dzwoni ze sie nie zerwie z pracy. Ok, 8.35 mam busa. No to wędka w łape, i dziki galop na przystanek.

Wypieprzyłem się dwa razy, bieganie w tych wojskowych trepach po lodzie nie jest najszczęśliwszym pomysłem. Ważne że wędka cała.

Wsiadając do busa, wyłożyłem sie na chodnik, bo podbierak którego rączka wystawała z plecaka, zahaczył o górny próg wejścia do busa.

Ok, siadam. Jadę, dojeżdżam, wysiadam bez ekscesów. Wchodząc do lasu, słuchawki na uszy, i korzystając że w lesie mało śniegu, stwierdziłem że się przebiegne, fajne powietrze, muzyka gra, słoneczko świeci, fajnie jest.

Po 10 minutach jestem mokry, dostaję zadyszki. Ok, bieg rekreacyjny w pełnym oporządzeniu po leśnej ścieżce nie jest lekki. Opuszczam las, idac 500 metrów pod górkę śladem terenówki w  minimum 30 cm śniegu. Jestem jeszcze bardziej mokry.

Wychodzę na pole. Mam przed sobą kilometr pola. 30 cm śniegu jak obszył.

Po dotarciu do leśnej drogi przeciwpożarowej, czuje sie jakbym przeszedł selekcję. Ledwo zipie, odpalam fajkę, ide dalej.

Droga oblodzona. Zanim dotarłem do mostku, wypieprzyłem się kolejne dwa razy, po przepięknym drifcie. Wędka cała.

Od momentu kiedy wysiadłem z busa, do dotarcia nad rzekę mineło półtora godziny. Nie tak to miało wyglądać.

Zapinam na agrafkę nowo zakupiony wobler, rzucam... Szlag. Miał być pływający. Tonącymi łowić nie umiem. -_-

Po może pół godzinie marszu, jest pierwszy pstrąg. Całe 20 cm.

5 minut później wpieprzam się w bagno, jestem mokry za kolana. Po kolejnych 5 minutach spodnie zaczynają lekko sztywnieć... No tak, zima, minusowe temperatury, te sprawy.

Ten cudowny manewr powtarzany jest jeszcze minimum 4 razy.

W międzyczasie chce odpalić fajkę. Ta. Fajnie ze zapałki miałem w kieszeni na kolanach gdy wpadłem w bagno.

Z rzeki, choć dosyć szeroka, wyparowała woda. Średnio 20 cm wody. Eh.

W jednym dołku łapię jednego kropkowańca, również szalone 20 pare cm.

Przejście do ludzkich osiedli zajeło mi 5 godzin. Nie łowiąc, a starając się nie utopić w bagnie.

A. Kiedy jestem na rybach, nienawidzę gdy ktoś do mnie dzwoni.

Tatko. "Nie, nic nie złowilem, dobra, pogadamy w domu, narazie".

Okazuje sie ze wyjmując z kieszeni telefon, wypadły mi słuchawki.

Nawet nie chce mi sie cofać.

50 zł w plecy.

Spodnie sztywnieją, chce mi sie palić.

Próbuje na troszkę niższym fragmencie. Odpuszczam po pół godzinie, bo przestaje czuć palce mimo rękawiczek.

Wlokę się na busa. Zaczyna się ściemniać. Dochodzę do przystanku.

Super. Bus do domu za półtora godziny.

Miałem ochote pogryźć wędkę i przystanek.

Dzwoni kumpel. Fartem sie trafiło, jest w okolicy, podrzuci mnie.

Próbując rozkruszyć lód ze sznurówek, rozcinam sobie palca o jakiś metalowy element, krwawiąc jak zarzynana świnia.

To chyba nie był mój dzień.

Sorry za ten poemat, ale musiałem to zrzucić. :D

 

 

 

Takie dni jak ten nadaja smak i sens calemu pstragowaniu .

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No wyprawa " lekko nieudana ". :)

Ale napewno kożdy z nasz miał w histori taką.

Pamiętam jak dziś kilka lat temu wybrałem się z kolegą na inne rybki.

4.30 rano wsiadamy w pociąg. Po około 1.5 h podrózy dojeżdzamy na miejsce.

szukujemy sprzet i zaczynamy łowić.

Pogoda taka że psa na dwór bym nie wygonił , ale nic jesteśmy twardzi.

Cały sprzęt na plecach , jedzenie , picie , przynęty. Wszystko waży z 10 kg.

Po 2-3 godzinach bez jakichkolwiek efektów łapie zaczep na nawisie.

Stwierdziłem ze szkoda przynąty i ze dam rade ja odczepic.

Łapie się za jedną gałąź wcześniej wyhylam się i ......... wpadam do wody.

Nie wpadłem na to ze gałaź pod moim cięzarem wygnie się tak bardzo ze wyląduje w rzece.

Wisze tak jak pajac na badylu do połowy w wodzie. Do dna jakie 3 m. Jak się puszcze to popłyne.

Dre się jak idiota na szczescie kumpel mnie usłyszał i dosłownie za łeb wyciągną mnie na brzeg.

I tu jeszcze lepsza akcja.

Kumpel idąc po łące wdępnął w krowi place. hahaha. Nie wiem jak to zrobił ale umazał sie jedną nogą po kolana.

:lol:

Po chwili namysłu stwierdzamy ze czas do domu. Jest koło 12.00.

I najlepsze oczywiście na koniec :huh:

Podjeżdza pociąg. Wsiadamy.

I jakie jest nasze zdziwienie gdy dostrzegamy cały pociąg ludzi jadących na łódźką Parade Wolności :blink:

Jak ktoś był to wie jak tam się ludzie ubierają. Laski wyszykowane w mini, szpilki itd.

A my jak te dwa brudasy. Ja w przemaczonych spodniach kumpel z nogawką w gównie :lol:

Edytowane przez jaworskijacek05
  • Like 11
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I tu jeszcze lepsza akcja.

Kumpel idąc po łące wdępnął w krowi place. hahaha. Nie wiem jak to zrobił ale umazał sie jedną nogą po kolana.

:lol:

... nie chcę tu nikogo demaskować, ani też ingerować w Wasze koleżeńskie relacje, ale gdyby Twojemu koledze naprawdę się spieszyło kupę miałby na plecach :) ...

... nie pytaj skąd wiem... stare czasy...

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wczoraj pojechałem na kropki. To nie był mój dzień.

8.30 rodziciel miał mnie zawieźć. 8.20, dzwoni ze sie nie zerwie z pracy. Ok, 8.35 mam busa. No to wędka w łape, i dziki galop na przystanek.

Wypieprzyłem się dwa razy, bieganie w tych wojskowych trepach po lodzie nie jest najszczęśliwszym pomysłem. Ważne że wędka cała.

Wsiadając do busa, wyłożyłem sie na chodnik, bo podbierak którego rączka wystawała z plecaka, zahaczył o górny próg wejścia do busa.

Ok, siadam. Jadę, dojeżdżam, wysiadam bez ekscesów. Wchodząc do lasu, słuchawki na uszy, i korzystając że w lesie mało śniegu, stwierdziłem że się przebiegne, fajne powietrze, muzyka gra, słoneczko świeci, fajnie jest.

Po 10 minutach jestem mokry, dostaję zadyszki. Ok, bieg rekreacyjny w pełnym oporządzeniu po leśnej ścieżce nie jest lekki. Opuszczam las, idac 500 metrów pod górkę śladem terenówki w  minimum 30 cm śniegu. Jestem jeszcze bardziej mokry.

Wychodzę na pole. Mam przed sobą kilometr pola. 30 cm śniegu jak obszył.

Po dotarciu do leśnej drogi przeciwpożarowej, czuje sie jakbym przeszedł selekcję. Ledwo zipie, odpalam fajkę, ide dalej.

Droga oblodzona. Zanim dotarłem do mostku, wypieprzyłem się kolejne dwa razy, po przepięknym drifcie. Wędka cała.

Od momentu kiedy wysiadłem z busa, do dotarcia nad rzekę mineło półtora godziny. Nie tak to miało wyglądać.

Zapinam na agrafkę nowo zakupiony wobler, rzucam... Szlag. Miał być pływający. Tonącymi łowić nie umiem. -_-

Po może pół godzinie marszu, jest pierwszy pstrąg. Całe 20 cm.

5 minut później wpieprzam się w bagno, jestem mokry za kolana. Po kolejnych 5 minutach spodnie zaczynają lekko sztywnieć... No tak, zima, minusowe temperatury, te sprawy.

Ten cudowny manewr powtarzany jest jeszcze minimum 4 razy.

W międzyczasie chce odpalić fajkę. Ta. Fajnie ze zapałki miałem w kieszeni na kolanach gdy wpadłem w bagno.

Z rzeki, choć dosyć szeroka, wyparowała woda. Średnio 20 cm wody. Eh.

W jednym dołku łapię jednego kropkowańca, również szalone 20 pare cm.

Przejście do ludzkich osiedli zajeło mi 5 godzin. Nie łowiąc, a starając się nie utopić w bagnie.

A. Kiedy jestem na rybach, nienawidzę gdy ktoś do mnie dzwoni.

Tatko. "Nie, nic nie złowilem, dobra, pogadamy w domu, narazie".

Okazuje sie ze wyjmując z kieszeni telefon, wypadły mi słuchawki.

Nawet nie chce mi sie cofać.

50 zł w plecy.

Spodnie sztywnieją, chce mi sie palić.

Próbuje na troszkę niższym fragmencie. Odpuszczam po pół godzinie, bo przestaje czuć palce mimo rękawiczek.

Wlokę się na busa. Zaczyna się ściemniać. Dochodzę do przystanku.

Super. Bus do domu za półtora godziny.

Miałem ochote pogryźć wędkę i przystanek.

Dzwoni kumpel. Fartem sie trafiło, jest w okolicy, podrzuci mnie.

Próbując rozkruszyć lód ze sznurówek, rozcinam sobie palca o jakiś metalowy element, krwawiąc jak zarzynana świnia.

To chyba nie był mój dzień.

Sorry za ten poemat, ale musiałem to zrzucić. :D

 

Normalnie przeniosłeś mnie w czasy lat 80+,piszesz jak Stefan M. Krakowski w "Wędkarstwo dla każdego" :clappinghands:

Edytowane przez kogut
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

Ładowanie
×
×
  • Dodaj nową pozycję...