Skocz do zawartości

Rzeki Lubelszczyzny


malcz

Rekomendowane odpowiedzi

na wstępie zaznaczę, że pstrągarz ze mnie żaden, ale byłem w tym roku 7 razy na rzeczkach stricte lubelskich

nigdy nie wróciłem bez kontaktu , ale łowiąc po 6-8h, zawsze w tygodniu na no killkach, złowiłem dwie wymiarowe ryby ok. 40cm i trochę mini ptrążków

jeśli ktoś chce połazić, poczuć branie, czy zobaczyć jak pstrąg wygląda :), to na pewno warto

jeśli liczymy na kabany, lub, że się naprawdę nałowimy, to nie ma co się oszukiwać, większe ryby są, ale jest ich mało

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

swoją drogą to pamiętam czasy 20-25 lat temu, ja wtedy nawet nie myślałem o pstrągach, ale miałem pewien kontakt z Nałęczowem

nad Bystrą kłusownictwo wioskowe było jak zawsze, zarybień tyle co nic, nikt nie myślał o No Killach, praktycznie nie było kontroli, no wody tylko było więcej w korycie

i wiem, że bez 40-ka się nie schodziło, wypracowanego, ale jednak, a ryby ponad 45cm nie robiły na ludziach z okolic wrażenia

więc co się zmieniło Panowie .... ? ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

JACHU 1971, jak piszesz przez długi czas byłeś członkiem zarządu koła, więc miałeś bezproblemowy dostęp do wykazu zarybień. Nie wprowadzaj więc ludzi w błąd, że PZW nie zarybia rzek, bo to bzdura. Każda rzeka to osobny operat wodny, który ma wyznaczony limit zarybień. Jeśli go PZW nie realizuje to wcześniej czy później straci daną wodę. Poczytaj o okręgu koszalińskim.

Gdybyś dobrze doczytał, a nie gdybał to zobaczył bys ze napisałem "boi się zarybień" a nie "nie zarybia" a to jest znaczna różnica. Rzeki traktowane sa moim zdaniem "inaczej" niż zbiorniki zamknięte ale sentencja wypowiedzi była taka, że niewystarczająca kasa trafia na zarybiania. To co należy się wpuścić zgodnie z umową która wiąże nas z Operatem to minimum kolego, jakie powinno trafić do danego obwodu, ale jest jeszcze zapotrzebowanie znacznie większe. Myślę, iż bardziej chodzi o to, że przy zarybieniu rzek (dużych rzek) np Wisły jeden patrzy się na drugiego, wpuści Radom to do Mazowieckiego i tak ryba przyjdzie. Oczywiście tylko tak sobie gdybam, ale prawda jest że złowienie nawet kilka nie wiecej lat temu na Wisle kilka dorodnych leszczy czy kleni nie było zadnym, powtarzam żadnym problemem a od kilku lat jest. Związek musi wiedzieć, że priorytetem jest prowadzenie zarybień a co zostanie powinno byc do ewentualnego podziału na podstawowe potrzeby. PZW to nie zakład produkcyjny ani nie przedsiębiorstwo, nie powinno służyć do generowania zysków tylko do prowadzenia właściwej gospodarki zarybieniowej bo to jest właściwe i jedynie słuszne inwestowanie składkowych pieniędzy.

 

PS a o Koszalinie wiem bardzo dobrze, co tyczy się umów z operatem również bo do takowych miałem dostęp i informacje na ten temat.

Edytowane przez JACHU1971
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kamil, piszesz bo wiesz? Czy Ci się tak wydaje? Wg mnie nie masz racji.

Za tzw "komuny" głównie stosowano gnojówkę i mniejsze ilości nawozów bo były drogie i nie tak "zaawansowane" technologicznie. Do tego większa pojemność koryt (mniej prostowania, większe przepływy) powodowały wieksze rozcieńczenie. Poza tym zanwozy były stosowane bardzien w PGRach niż wszedzie. Po prostu rolnictwo stało na niższym poziomie zaawansowania technicznego i technologicznego.

Spójrz na tabelkę nr 3 ze strony 14ej. Generalnie temat pracy tyczy się czegoś innego ale stan Bałtyku jest pochodną sytuacji w rolnictwie.

 

http://yadda.icm.edu.pl/yadda/element/bwmeta1.element.baztech-9f4164ab-93ec-4f19-b39a-433a3dafb42a/c/Sapek_B.pdf

 

Aha, pisze o tendencji globalnej w skali kraju a nie o rzece Bystrzycy czy innej okolicznej. W moich rejonach trudno spotkać żabę, co wydawało się niedorzeczne kilka/kilkanaście lat temu. Tendencja postępuje niestety.

 

I jeszcze jedno - nie chce żeby to tak wyglądało ze się Ciebie czepiam (to już któraś tam wymiana poglądów). Absolutnie nic do Ciebie nie mam :)

Edytowane przez DanekM
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

miałem niedaleko PGR i jezioro przy nim, wg mnie nie ma porównania ile np. azotu lądowało w wodzie kiedyś i teraz, ale chemikiem nie jestem :)

 

Mieszkam w małej mieścinie otoczonej polami i lasami, znam paru rolników, kiedyś jak w ogóle coś im w ręce trafiło (udało się zdobyć w Centrali coś tam coś tam), to się wcale nie zastanawiali co to jest i nawet ,czy potrzeba, tylko walili na pola :)

 

Pracowałem parę ładnych lat (20) w branży Ochrony/Inżynierii środowiska, wiem dobrze jak dużo dobrego zostało zrobione, wody (przynajmniej tam, gdzie docieram) są ogólnie znacznie bardziej czyste, od Wisły po małe rzeczki i oczka wodne

Edytowane przez BazyL
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gdybyś dobrze doczytał, a nie gdybał to zobaczył bys ze napisałem "boi się zarybień" a nie "nie zarybia" a to jest znaczna różnica. Rzeki traktowane sa moim zdaniem "inaczej" niż zbiorniki zamknięte ale sentencja wypowiedzi była taka, że niewystarczająca kasa trafia na zarybiania. To co należy się wpuścić zgodnie z umową która wiąże nas z Operatem to minimum kolego, jakie powinno trafić do danego obwodu, ale jest jeszcze zapotrzebowanie znacznie większe. Myślę, iż bardziej chodzi o to, że przy zarybieniu rzek (dużych rzek) np Wisły jeden patrzy się na drugiego, wpuści Radom to do Mazowieckiego i tak ryba przyjdzie. Oczywiście tylko tak sobie gdybam, ale prawda jest że złowienie nawet kilka nie wiecej lat temu na Wisle kilka dorodnych leszczy czy kleni nie było zadnym, powtarzam żadnym problemem a od kilku lat jest. Związek musi wiedzieć, że priorytetem jest prowadzenie zarybień a co zostanie powinno byc do ewentualnego podziału na podstawowe potrzeby. PZW to nie zakład produkcyjny ani nie przedsiębiorstwo, nie powinno służyć do generowania zysków tylko do prowadzenia właściwej gospodarki zarybieniowej bo to jest właściwe i jedynie słuszne inwestowanie składkowych pieniędzy.

 

PS a o Koszalinie wiem bardzo dobrze, co tyczy się umów z operatem również bo do takowych miałem dostęp i informacje na ten temat.

Żeby jeszcze zarybienia miaiły sens to trzeba je zrobić dobrze. Kolega był raz na zarybieniu Wisły szczupakiem, cały narybek wypuścili w jednym miejscu przy siedzibie związku bo dziadkom się nie chciało łazić z workami po krzakach. Po 30 minutach przypłynęły boleniki i inne rybki i zaczęła się rzeź szczupaczków. Takie to zarybienia są w kołach PZW. A co najciekawsze Koło kupiło specjalnie do zarybień łódkę z silnikiem spalinowym :D

Najważniejsze w kole to była kosiarka do trawy i wódka na grilla...

Edytowane przez tebe
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Żeby jeszcze zarybienia miaiły sens to trzeba je zrobić dobrze.

 

Zarybienia NIGDY nie będą dobre.

Pomijam "zbrodnicze" zarybianie tęczakiem, karpiem czy sumem, ale nawet jak się wpuszcza potokowca lub szczupaka, to prowadzi to degeneracji genetycznej w danym środowisku, do zachwiania równowagi gatunkowej i w ostateczności zubożenia rzeki/jeziora we wszystko. Doskonale widać to na rzekach pstrągowych, szczególnie tych poprzedzielanych zaporami, na których nie ma wędrówek tarłowych.

 

Proteza nogi może być piękna i wyglądać żywa, ale nigdy nie będzie funkcjonalnie prawdziwą nogą.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A ja z powodzeniem łowie na lubelskich rzeczkach, o których koledzy piszą, oczywiście nie codziennie łowi się kabana, ale jak się dobrze popracuje nad wodą to trafia się i kaban. Na pełnych ryb rzekach typu San czy Dunajec, też nie codziennie łowi się kabana. I bardzo dobrze, bo co to by była za pasja, za każdym razem wyciągać kabana...przyzwyczailibyśmy się i spotkanie z ogromną rybą nie powodowałoby drgawek, przyspieszonego oddechu, o emocjach już nie wspominając. To właśnie dlatego trzęsą nam się ręce jak po kilku czy kilkunastu dniach słabszych wyników, nagle za przynętą wyłania nam się 60tka:)

Ja mam takie doświadczenie, ze od 14 lat jeżdżę co roku w bieszczady. Tam skupiam się na łowieniu ogromnych kleni na sucharka i rzeczywiście mogę czasem nałowić się kabanów do syta, ale jeśli chodzi o muchowanie na Łączkach i w okolicach? Prawda jest taka, że Kabana tam nie uświadczyłem poza wielkim lipieniem, którego skusiłem. Pstrągi to za zwyczaj ryby do 40cm max, rzeczywiście jest ich sporo jak zbierają i można miło spędzić czas. Pewnie odcinek specjalny obdarza rybami życia częściej ale ja bardzo lubie moje lubelskie rzeczki i choć czasem wydeptane to sporą rybę czasem złowię i bardzo mnie to cieszy.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przekrój poruszanych w tym wątku tematów jest w ostatnim czasie imponujący. Niektórzy mają całkiem ciekawe obserwacje, inni ewidentnie fantazjują, a jeszcze inni uciekają w takie dygresje że aż ciężko im powrócić.

 

Jedno jest pewne. Każda lubelska rzeka ma swoje problemy i czynniki które niszczą rybostan. W większości przypadków naprawdę nie trzeba wyszukiwać niestworzonych historii by wiedzieć dlaczego jest jak jest. Trochę bacznych obserwacji na przestrzeni lat wystarcza by problemy poszczególnych rzek widzieć dość jasno, o ile ktoś się trochę interesuje. 

 

Bug - niżówki, kłusownicy, mięsiarze, ukraińskie wojsko.

Wieprz - niżówki, kłusownicy, mięsiarze.

Bystrzyca "górska" - presja, wydry, brak wody, presja, kłusownicy, mięsiarze, presja.

Bystra - presja, wydry, wydry, wydry, kłusownicy.

 

Dużo historii mógł bym opowiedzieć o tym dlaczego jest tak jak jest. Tyle że to nic nie zmienia. Zamiast szukać kolejnych problemów trzeba szukać rozwiązań. Jakichkolwiek.

Edytowane przez hoin
  • Like 5
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hoin, święta racja. Wodę czyścimy z ryb my sami, nie PZW (które na szczęście siat w lubelskim czy radomskim nie stawia), nie kormorany, tylko my wędkarze. Wystarczy za dwa tygodnie wybrać się na jakiekolwiek starorzecze Wieprza między Baranowem a Kockiem i sprawa jasna. Szczupaczek "trawny" lub "krzaczkowy" (25 - 40 cm.) upchnięty w sitowie przy co drugim łowiącym. Limity dla durniów itd. Jachu pyta się gdzie leszcze z Wisły - dawno przetrawione, zostały niedobitki (zimą i jesienią bite na kanale elektrowni Kozienice, ewentualnie gotowane przez energetyków) latem po przeciwnej stronie rzeki stoją miasteczka namiotowe chętnych leszczowego mięcha. I to tyle w temacie braku ryb w naszych rzekach. Na pocieszenie dodam, że mimo wszystko czasem można jeszcze coś wydłubać  ;).

Pozdrawiam wszystkich zakochanych w lubelskich rzekach.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zgadzam się z przedmówcami, wędkarzy masa, sprzęt coraz bardziej doskonały i w starciu z wędkarzami ryby nie mają szans (zwłaszcza, że złowionym rybom szans się nie daje i wszystko co uwiesi się na haczyku natychmiast ląduje w reklamówce). Spędzam nad wodą wiele setek godzin w ciągu roku i wędkarz wypuszczający złowione ryby to prawdziwa rzadkość. Całej reszcie "karta musi się zwrócić". I jeśli wędkarze nie zrozumieją, że jedyną szansą na rybne wody jest wypuszczanie złowionych ryb to nawet setki ton ryb wypuszczane w ramach zarybień (jakość tych zarybień to osobny temat) nie pomogą. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

Ładowanie
×
×
  • Dodaj nową pozycję...