Skocz do zawartości

Rzeki Lubelszczyzny


malcz

Rekomendowane odpowiedzi

...Tymczasem pozostaje liczyć na rozsądek wędkarzy i samoograniczanie, taką wstrzemięźliwość. Ale ja chyba tego nie dożyję...

 

Piotrze chyba trochę się zagalopowałeś :) Takie zjawisko nie występuje nigdzie na świecie, ponieważ tam gdzie jest wielu wędkarzy, tam niestety nigdy nie będzie jednomyślności, a więc samoograniczanie nie zajdzie. Zawsze znajdą się tacy, którzy będą łowić do upadłego. Dlatego presję trzeba ograniczać przepisami lub ... cenami :) 

Przyjrzyj się jak to wygląda w UK. Są rzeki na które mają wstęp tylko klubowicze, a na członkostwo czeka się latami. Bywa że np ktoś z polskim nazwiskiem nigdy się nie doczeka ... 

 

 

fakt, że ja przyjeżdżam rzadko, ale na ostatnie 3 wypady nad Bystrą, raz to co napisałem powyżej, raz widziałem jedno auto, ale wędkarza nie spotkałem i raz nie widziałem nikogo

za każdym razem miałem kontrol

 

ostatni wypad na Bystrzycę, poszedłem trochę wyżej i łowiłem SAM

 

to chyba nie może być jakiś straszny przypadek, bez znaczenia

 

Ja bym na Twoim miejscu ostro zaczął grać w totolotka.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

Bodajże 3 lata temu w styczniu jak zdawałem rejestr połowu z ubiegłego roku i koleś zobaczył, że nie ma w nim wpisanej żadej ryby to pyta się mnie "co taki słaby rok?" To ja mu mówię, że wszystkie wróciły do wody. A on do mnie taki tekst: " to trzeba trochę zabierać albo przynajmniej wpisywać w rejestrze to wtedy Ci z ZO widzą, że ryb ubywa i będą zarybiać".

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

.........................................A on do mnie taki tekst: " to trzeba trochę zabierać albo przynajmniej wpisywać w rejestrze to wtedy Ci z ZO widzą, że ryb ubywa i będą zarybiać".

Usłyszałem, dokładnie tej samej treści tekst. I to, już kilkakrotnie.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Najgorsze jest to żerowanie na pracy miłośników i prawdziwych pasjonatów,którzy włożyli wiele czasu,serca i własnych pieniędzy w to by lubelskie rzeki wstały z kolan.Było gorzej niż źle...do tego stopnia,że mięsiarscy pseudowędkarze odpuszczali sobie weekend w pokrzywach.Kondycja wód była tak fatalna,że każda z rzek dorobiła się swoich opiekunów.Ludzi którzy chcieli coś zmienić,podobnie myślących i wyznających ideę no kill. Oczywiście jak już zrobiło się lepiej to brać mięsiarska zaczyna kalkulować czy opłaca się płacić składki na górskie co widać po presji.Już tamten sezon był masakryczny pod tym względem...Ostatnio taki najazd widziałem po 2000r...Na taki stan pracowaliśmy wiele lat.Naturalne tarło dało pięknie wybarwione i zdrowie ryby,które są bite na potęgę,"bo przepisy nie zabraniają to przecież można mieć spokojne sumienie".Serce się kraje jak słyszę głębokim oleju. Pozdrawiam również tych "pomagających inaczej"...ekologów.Najpierw pojawiły się bobry,które mają już problemy ze znalezieniem wierzby nad brzegiem,bo wszystko wyżarły.Potem wydry,które rozpanoszyły się strasznie,że łuski na brzegu są codziennością. Ręce opadają normalnie.Boli bardzo jak tyle wysiłku idzie w las :(

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To dlaczego PZW nie wspiera takich działań? Przecież chyba powinni gospodarować i zarządzać rybostanem w jakiś logiczny i przemyślany sposób? Skoro wszyscy wiedzą, że pstrągi na Lubelszczyźnie to ewenement dlaczego nie wspierają takich działań, np. poprzez zmniejszenie limitów. Na co czekają, aż ich w ogóle nie będzie? Trochę mnie to irytuje, że instytucja, która do tego jest powołana mniej robi w tym temacie niż stowarzyszenia i grupy społeczników a najwięcej ma do powiedzenia i ustala zasady kierując się sam nie wiem czym. Chyba trzymaniem swoich stołków i papierologią a nie gospodarką i zarządzaniem.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Panowie przyklad ode mnie z roboty. Poniedziałek rano ... przywiozłeś sandacza? Wziąłeś? Weź jednego nic się nie stanie, pójdzie na grila, wypijemy... a to tylko najłagodniejsze teksty jakie słyszę. Na kilku wędkujacyh jestem jedyny, który wypuszcza ryby. Dla innych nie ważne jest to jaki gatunek występuje w wodzie, chodzi o to żeby można było zabrać. Jest zakaz zabierania leszcza na zbiorniku... po c..j ten zakaz, i co z tego jak nie można brać. Tylko takie teksty słyszę. Niestety dla PZW liczy się członek, który zapłaci, a żeby zapłacił trzeba mu dać to za co uiszcza daninę. Niestety długo jeszcze przyjdzie poczekać nim coś się zmieni o ile w ogóle się zmieni. Możemy tylko z uporem maniaka propagować ideę No Kill. Tyle nam pozostało, a kolegom pracującym na lepsze stany wód wielkie podziękowania i uporu życzę. Cieszy fakt,że są ludzie, którym się jeszcze chce mimo tych kłód rzucanych pod nogi. Pozdrawiam.

Edytowane przez Milan
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wiecie... To wszystko nie jest takie proste. Żeby zrobić w końcu naprawdę duży krok do przodu trzeba by zmienić nie tylko ludzką mentalność, ale i cały system, a tego nie da się zrobić z dnia na dzień. U nas przecież cały system zarządzania zasobami ryb nazwany jest gospodarką rybacką i nie jest to przypadkowa nazwa. Założenie jest takie że sypie się maleńkie ryby, czeka aż odrobinę podrosną, po czym wyławia i tak w kółko. To co w danym roku przekroczy wymiar "konsumpcyjny" a nie da się złowić, zje się w przyszłym roku. Zarybienie ma po prostu zastępować to co się zjadło. Tu nie ma poprawki na śmiertelność naturalną, na coraz liczniej występujące i śmielej sobie poczynające drapieżniki typu wydry, norki, kormorany, czaple, na kłusowników którzy potrafią zabić rzeczkę w jedną noc, czy na presję, która przecież też jest zabójcza. O kompensacji tych czynników (czym w istocie powinno być zarybienie) w ogóle się nie myśli. Włożyć - wyjąć. Tyle. To jest polityka w istocie tożsama z założeniami uprawy buraków. Wyobrażacie sobie siać buraki a ich nie zbierać? jaki to ma sens? Brzmi jak herezja. Tak samo brzmią zazwyczaj pomysły spod znaku no-kill w uszach tych co tak naprawdę rządzą tym wszystkim. Nie wierzycie? To spróbujcie się dowiedzieć jak zapatruje się RZGW na kwestię całościowego no-kill w rzece dzierżawionej od nich... W tym samym duchu jest zresztą wychowywane kolejne pokolenie wędkarzy. Powyższy apel Mirka został udostępniony za pomocą pewnego bardzo znanego serwisu społecznościowego, na profilu pewnego znanego periodyka wędkarskiego. Warto poczytać jakie komentarze przeważały zanim zmobilizowało się troszkę no-killowe lobby. To naprawdę daje jasny obraz tego jakie podejście do tematu ma przeciętny polski wędkarz. Generalnie króluje roszczeniowość, bezrefleksyjność i ignorancja, a to wszystko nierzadko podszyte czystą głupotą z niemałym dodatkiem analfabetyzmu (jak mniemam wtórnego). To jest niestety przekrój naszego społeczeństwa, również wędkarskiego. W świetle powyższego, ani mnie dziwi, ani szokuje że ludzie ci w akwenie wodnym dostrzegają jedynie specyficzny sklep rybny, w którym robienie zakupów jest dość przyjemne, a po zapłaceniu za dostawę trzeba trochę poczekać na towar. Tak naprawdę nic w tym złego, o ile oczywiście mówimy o jakimś stawie z karpiami na zadupiu. Jeśli jednak sprawa dotyczy tak unikalnego, skomplikowanego, delikatnego i cennego przyrodniczo ekosystemu jakim jest malutka rzeczułka pstrągowa, to ja buntuję się całym sobą. Nie można jednak zapomnieć że póki co zarządza tym wszystkim PZW, w którym ciągle zdecydowaną większość stanowią jednostki opisane powyżej, a tylko żenująco mały odsetek ludzie którym zależy na rybach w wodzie a nie na talerzu. Mam wrażenie że w przypadku łowców pstrągów ludzie odpowiedzialni stanowią coraz większą i silniejszą grupę, co jednak nie zmienia faktu że władze okręgów poniekąd muszą schlebiać oczekiwaniom jednych i drugich. Akurat Okręg Lubelski PZW za sprawą Komisji ds. Gospodarki Rybami Łososiowatymi wywiązuje się z tych zadań dość nieźle. Wszak limit 4 pstrągów na miesiąc przy sezonie na zabijanie trwającym 7 miesięcy (na Bystrzycy 6), wymiarze 35cm oraz ładnych paru odcinkach no-kill, to ciągle jedne z najostrzejszych ograniczeń w kraju. Tyle tylko że... to ciągle za mało. Przy 1000 chętnych na łowienie w rzece która może utrzymać ledwo paręset wymiarowych ryb, nie ma limitu który pozwoli utrzymać zadowalające pogłowie pstrąga jeśli większość, lub chociaż duża część z tych ludzi zechce zabrać po choćby jednej rybie. Właśnie dlatego uważam że zabieranie jakichkolwiek ryb z tak małych, a jednocześnie tak obleganych rzek, jest oznaką egoizmu, pazerności, a także najzwyczajniejszym świństwem wyrządzanym nie tylko rzece, czy też szerzej ekosytemowi, ale również innym wędkarzom, którzy przecież jadą na tym samym wózku. Niestety żeby wyeliminować takie postawy należało by zmienić nie tylko ludzką mentalność, ale i cały system, które to stwierdzenie (jak łatwo zauważyć) jest powrotem do początku tego mojego długiego, mało strawnego i w sumie zbytecznego elaboratu ;)

Edytowane przez hoin
  • Like 12
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wiecie... To wszystko nie jest takie proste. Żeby zrobić w końcu naprawdę duży krok do przodu trzeba by zmienić nie tylko ludzką mentalność, ale i cały system, a tego nie da się zrobić z dnia na dzień. U nas przecież cały system zarządzania zasobami ryb nazwany jest gospodarką rybacką i nie jest to przypadkowa nazwa. Założenie jest takie że sypie się maleńkie ryby, czeka aż odrobinę podrosną, po czym wyławia i tak w kółko. To co w danym roku przekroczy wymiar "konsumpcyjny" a nie da się złowić, zje się w przyszłym roku. Zarybienie ma po prostu zastępować to co się zjadło. Tu nie ma poprawki na śmiertelność naturalną, na coraz liczniej występujące i śmielej sobie poczynające drapieżniki typu wydry, norki, kormorany, czaple, na kłusowników którzy potrafią zabić rzeczkę w jedną noc, czy na presję, która przecież też jest zabójcza. O kompensacji tych czynników (czym w istocie powinno być zarybienie) w ogóle się nie myśli. Włożyć - wyjąć. Tyle. To jest polityka w istocie tożsama z założeniami uprawy buraków. Wyobrażacie sobie siać buraki a ich nie zbierać? jaki to ma sens? Brzmi jak herezja. Tak samo brzmią zazwyczaj pomysły spod znaku no-kill w uszach tych co tak naprawdę rządzą tym wszystkim. Nie wierzycie? To spróbujcie się dowiedzieć jak zapatruje się RZGW na kwestię całościowego no-kill w rzece dzierżawionej od nich... W tym samym duchu jest zresztą wychowywane kolejne pokolenie wędkarzy. Powyższy apel Mirka został udostępniony za pomocą pewnego bardzo znanego serwisu społecznościowego, na profilu pewnego znanego periodyka wędkarskiego. Warto poczytać jakie komentarze przeważały zanim zmobilizowało się troszkę no-killowe lobby. To naprawdę daje jasny obraz tego jakie podejście do tematu ma przeciętny polski wędkarz. Generalnie króluje roszczeniowość, bezrefleksyjność i ignorancja, a to wszystko nierzadko podszyte czystą głupotą z niemałym dodatkiem analfabetyzmu (jak mniemam wtórnego). To jest niestety przekrój naszego społeczeństwa, również wędkarskiego. W świetle powyższego, ani mnie dziwi, ani szokuje że ludzie ci w akwenie wodnym dostrzegają jedynie specyficzny sklep rybny, w którym robienie zakupów jest dość przyjemne, a po zapłaceniu za dostawę trzeba trochę poczekać na towar. Tak naprawdę nic w tym złego, o ile oczywiście mówimy o jakimś stawie z karpiami na zadupiu. Jeśli jednak sprawa dotyczy tak unikalnego, skomplikowanego, delikatnego i cennego przyrodniczo ekosystemu jakim jest malutka rzeczułka pstrągowa, to ja buntuję się całym sobą. Nie można jednak zapomnieć że póki co zarządza tym wszystkim PZW, w którym ciągle zdecydowaną większość stanowią jednostki opisane powyżej, a tylko żenująco mały odsetek ludzie którym zależy na rybach w wodzie a nie na talerzu. Mam wrażenie że w przypadku łowców pstrągów ludzie odpowiedzialni stanowią coraz większą i silniejszą grupę, co jednak nie zmienia faktu że władze okręgów poniekąd muszą schlebiać oczekiwaniom jednych i drugich. Akurat Okręg Lubelski PZW za sprawą Komisji ds. Gospodarki Rybami Łososiowatymi wywiązuje się z tych zadań dość nieźle. Wszak limit 4 pstrągów na miesiąc przy sezonie na zabijanie trwającym 7 miesięcy (na Bystrzycy 6), wymiarze 35cm oraz ładnych paru odcinkach no-kill, to ciągle jedne z najostrzejszych ograniczeń w kraju. Tyle tylko że... to ciągle za mało. Przy 1000 chętnych na łowienie w rzece która może utrzymać ledwo paręset wymiarowych ryb, nie ma limitu który pozwoli utrzymać zadowalające pogłowie pstrąga jeśli większość, lub chociaż duża część z tych ludzi zechce zabrać po choćby jednej rybie. Właśnie dlatego uważam że zabieranie jakichkolwiek ryb z tak małych, a jednocześnie tak obleganych rzek, jest oznaką egoizmu, pazerności, a także najzwyczajniejszym świństwem wyrządzanym nie tylko rzece, czy też szerzej ekosytemowi, ale również innym wędkarzom, którzy przecież jadą na tym samym wózku. Niestety żeby wyeliminować takie postawy należało by zmienić nie tylko ludzką mentalność, ale i cały system, które to stwierdzenie (jak łatwo zauważyć) jest powrotem do początku tego mojego długiego, mało strawnego i w sumie zbytecznego elaboratu ;)

Celowo cytuję post Hoina bo też w pełni się zgadzam z tym co napisał. Warto jednak dodać kilka spraw o presji.  Otóż w ubiegłym roku opłatę roczną na lubelskie górskie zapłaciło 1200 wędkarzy plus kilkaset opłat dziennych. Paradoksalnie opłaty na zagospodarowanie wód ledwie wystarczają na pokrycie kosztów związanych z operatami (zarybienia etc.)plus koszty wiązane z działalnością straży etatowej. Wielkość lub ilość zarybień jest stała i wynika z zapisów w operatach. Wpisywanie większej lub mniejszej ilości zabitych ryb w operatach nie ma najmniejszego wpływu na ilość wpuszczanego narybku. Co do decyzji okręgu to tak naprawdę ograniczenia są dosyć dobre a szczególnie odcinki no kill z tym, że trzeba pamiętać, że rzeka to taka całość. Nie da się ryb przywiązać do tych odcinków bez zabijania bo przecież pójdą na tarło. Wrócę do mojego porównania z tymi trzystoma jeleniami i tysiącem myśliwych. Otóż wystarczy bo co trzeci lub co czwarty z tysiąca myśliwych postanowił zabić niewinnie dla dziecka jednego jelenia rocznie to oznacza, że wybijają całą dorosłą populację, której zadaniem jest wydać potomstwo. Wiem, że brzmi to dziwacznie ale staram się w jakiś dobry sposób zaprezentować skalę zjawiska.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Piotrze, tylko my to wszystko wiemy. Społeczność jerkbaitowa akurat wyróżnia się na tle smutnego obrazu polskiego wędkarstwa. Tutaj akurat ludzie potrafią co najmniej dodawać i mnożyć, a więc są w stanie wyciągnąć takie wnioski.

Sztuką jest przekonać tę szarą masę, którą miałeś okazję obserwować w ostatnich dniach na fejsZbuku. 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Jeśli chodzi o Wieprz (pomijam że nie jest to rzeka O. Lublin) tajemnicą poliszynela jest fakt, że większość pstrągów wyjeżdża z wody (dosłownie) jesienią przy okazji połowów lipienia. Zabójstwem dla tej rzeki są właśnie lipienie, dzięki którym z premedytacją hordy wędkarzy zgodnie z prawem przewalają góry pstrągów, a proszę mi wierzyć, że złowienie jednego lipienia okupione jest złowieniem 10-ciu pstrągów, które jesienią biorą na wszystko co się w wodzie rusza. I są to pstrągi wypasione - w dosłownym tego słowa znaczeniu, których ciężko wyglądać wiosną, a w szczególności początkiem pstrągowego sezonu. Więc albo lipienie albo pstrągi. Jeśli chcecie ratowac wody pstrągowe to nie dajcie sobie wcisnąć gadania o pozytywnym wpływie zarybienia lipieniem bo inaczej pstrągi będą pływać ale co najwyżej na głębokim oleju.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Twoje proporcje są bardzo mocno przesadzone. Od kilku lat wraz ze znajomymi, łowimy lipienie jesienią na Wieprzu. Jeszcze nikomu z nas, nie udało się złowić więcej pstrągów jak lipieni. Nie mówiąc już, że w tym czasie spotkalismy raptem jednego muszkarza.

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chodzi o Wieprz (pomijam że nie jest to rzeka O. Lublin) tajemnicą poliszynela jest fakt, że większość pstrągów wyjeżdża z wody (dosłownie) jesienią przy okazji połowów lipienia. Zabójstwem dla tej rzeki są właśnie lipienie, dzięki którym z premedytacją hordy wędkarzy zgodnie z prawem przewalają góry pstrągów, a proszę mi wierzyć, że złowienie jednego lipienia okupione jest złowieniem 10-ciu pstrągów, które jesienią biorą na wszystko co się w wodzie rusza. I są to pstrągi wypasione - w dosłownym tego słowa znaczeniu, których ciężko wyglądać wiosną, a w szczególności początkiem pstrągowego sezonu. Więc albo lipienie albo pstrągi. Jeśli chcecie ratowac wody pstrągowe to nie dajcie sobie wcisnąć gadania o pozytywnym wpływie zarybienia lipieniem bo inaczej pstrągi będą pływać ale co najwyżej na głębokim oleju.

Prowadzisz w moim prywatnym rankingu na najgłupszy post miesiąca marca na jerkbait.pl. Gratulacje!

  • Like 5
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

hmm nad rzeką luźniej. Zgadza się z małym ale.Otóż w tym roku urządziłem sobie spacer nad jedną maleńką rzeczką(górny odcinek)taką nad,którą nigdy nikogo nie spotkałem. Gdy tak maszerowałem to co jakiś czas widziałem niepokojące ślady bytności wydr. Na przestrzeni kilometra ciurka wypatrzyłem jednego sporego pstrąga. Dzisiaj w rozmowie ze strażnikami dowiedziałem się, że tego pstrąga złowił i zabił świeży miłośnik pstrągów taki nie zdający sobie sprawy z realiów małych rzeczek. Gdy już wyrosną te pokrzywy a w powietrzu będą hordy komarów pewnie tam pojadę na upalny by nie powiedzieć masochistyczny marsz nad rzeczką tyle, że tego pstrąga już tam niema :( .

Edytowane przez Zielony
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

Ładowanie
×
×
  • Dodaj nową pozycję...