Skocz do zawartości

Zlot 10 lecia jerkbait.pl - Gamleby


admin

Rekomendowane odpowiedzi

Witam,

 

Trzymalem mocno kciuki za zlotowiczow, okragla rocznica, 10 lat jerkbaita, wystarczajaco czasu by wiele sie nauczyc, polowic w roznych miejscach. 

 

Wyniki jak dla mnie tylko potwierdzaja, ze szkiery sa ostro przereklamowane, ilosc ryb zlowionych wedle szwedzkich lowisk na jakie jezdze, bardzo kiepska/prawie tragiczna, 4x metr+ i 10 90+ to standard na jedna osobe a nie 20 ( powtarzany prawie corocznie od 2007).

 

Czas ruszyc sie dalej, moze w mniejszym gronie, moze z wlasnym sprzetem plywajacym, moze jakos inaczej ale jednak ruszyc jak chce sie polowic ryb.

 

Bujo

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bujo i tak i nie. To trochę inaczej. Zgodzę się z Tobą, że kameralne wyprawy, w nieznane dają większe szanse na połowienie ilościowe i jakościowe. My jechaliśmy sporą grupą - taki był cel. Dlatego potrzebne była odpowiednia lokalizacja (baza noclegowa, domki w miarę blisko siebie), odpowiednia liczba jednostek pływających, z odpowiednim wyposażeniem, z odpowiednim socjalem. Im więcej osób tym ... większe komplikacje jeśli wybralibyśmy dzikie tereny gdzie warunki byłyby trudniejsze. Chodziło nie tylko o łowienie ale o wymianę wiedzy, spotkanie szerszej grupy osób forumowiczów - planowaliśmy wyjazd dla 30 osób (w tyle celowaliśmy). Dlatego padło na Gamleby.

 

Czy szkiery są przereklamowane? Trochę inaczej - jest na nich presja (na Gamleby to fakt - spory ruch łodzi wędkarskich, znacznie większy niż na północy, ale tam też już dotarły osoby nie wyznające C&R), są zdecydowanie bardziej przełowione niż dzikie północne jeziora, a przede wszystkim są trudne.  To wszystko powoduje, że wyniki może nie są powalające ale dla mnie złowienie metrówki na szkierach to spore wyzwanie. 

 

I jeszcze tak dla podsumowania ... na warunki, które zastaliśmy wynik jest bardzo dobry. Chciałoby się więcej ale ... nie zawsze chodzi o dwucyfrowy wynik metrówek i dziewięćdziesiątaków. Kolejna wyprawa będzie trochę inna - czy złowimy na niej więcej metrówek? ... Nie wiem. Wiem jedno. Pozyskana wiedza na naszej wyprawie pozwoli łowić więcej na tych dzikich, pełnych w metrówki łowiskach. Tego jestem pewien.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Remku,

 

Kazdy robi jak uwaza, jezdzi gdzie mu pasuje, na poludnie jest sporo blizej, latwiej, lodzi w teori wiecej ale i na polnocy idzie zalatwic miejsce dla 20-25 osob, trzeba pojezdzic i cos sie znajdzie ( wiem bo widzialem takie przystanie). 

 

Polnoc jest inna, wraz z grupa znajomych jezdzimy w te same miejsca od 2007, w tym samym czasie, plus-minus tydzien, na przynety jakie byly u Was skuteczne u mnie byscie nie polowili z roznych powodow. Dzialaja inne, ale do tego wszystkiego dochodzi sie po jakims czasie nad woda. Pogoda jaka mieliscie jest blogoslawienstwem bo mamuski gnaja do plytkich zatok i pozeraja wszystko co maja w zasiegu wzroku, podobnie jak lipienie czy okonie w innych miejscach. Wody wbrew pozorom z bardzo duza iloscia wedkarzy ale ryby po zimie maja malo czasu by odbudowac forme przed nastepna stad zra ile wlezie non stop. 

 

Najwazniejsze by cieszyc sie z hobby, nie spinac, mile spedzac czas nad woda, odpoczac od cywilizacji czy pracy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bujo, piszesz o zupełnie innych wodach. Trudno to porównać. Dlatego całkiem prawdopodobne, ze na te przynęty byśmy nie połowili ... bardzo prawdopodobne. U nas na płyciznach można było pospać. Żarcie było gdzie indziej. Tam szczupaki.

 

Co do bazy noclegowej - zgoda. Natomiast nie jestem biurem podróży i nie chcę samodzielnie realizować takich wypraw (koleżeńska kilkuosobowa wyprawa tak ale nie zorganizowana grupa). Mamy od tego partnerów, którzy są profesjonalistami w tym co robią. Im powierzamy zadanie organizacji. My zapewniamy integrację i walory edukacyjne.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam Panowie

 

Może trochę luzu wrzucimy do tego wątku...co?

Chcecie? To poczytajcie.

 

Remek ma rację, domki były świetnie przygotowane. Ale jest małe ale... Jak wszedłem do łazienki...o kuźwa....jak do klatki...tu jakieś uchwyty, kejś poręcze...Siadasz na kiblu a za chwilę masz wrażenie cobyś kolana miał nieco wyżej niż należy....Łazienka wyglądała jakby była zbudowana z jednego plastikowego odlewu...normalnie jak cela w psychiatryku, tyle, że z umywalka i kiblem...

No dobra...da się przeżyć z tą białą okiblowaną celą...

Idziemy do kuchni...cholera...urosłem czy co? Szkierowa pogoda tak działa, czy co...Wszystko nie na tej wysokości... Blat kuchenny na wysokości pół, uda...umywalka też, płyta grzejna też....Już wiem czymu nikt dłużej niż 5 min nie wytrzymywał przy szykowaniu posiłku czy myciu naczyń...i już stękał o bólach pleców kładąc to na karb wieeeeelogodzinnego stania na rozbujanej łódce...

No dobra...jedzenie zrobione, to siadamy do jedzenia...w morduchnę...co jest? Tym razem zmalałem czy co....a skręta paliłem a z 2 godziny temu...

Talerz pod nosem, łokcie na blacie stołu...tak jakby dziecko usiadło przy stole dla dorosłych.... Łyżką w oko, widelcem w nos, a nożem w...

No powiem Wam Panowie...

Śmiali się jeno Ci, co siedzieli na krzesłach...

No to idziemy spać....jeb...tyłek jeszcze nie zdążył się opuścić do przyzwyczajonej domowym łóżkiem wysokości, a już siedział....

Znakomita wysokość, ale do wykorzystania w sytuacjach nie przewidzianych programem wyprawy....

 

No jasne...po paru głębszych....przemyśleniach rzecz jasna,...wiadomo....Dom jest pomyślany dla osób poruszających się na wózkach inwalidzkich...

I to perfekcyjnie przemyślanych, w każdym szczególe.

Nie dziwota Panowie....Szwedzi w latach 90-tych organizowali w Polsce turnusy szkoleniowe dla rehabilitantów, na których uczyli naszych jak pracować z quadriplegikami (czterokończynowe porażenie) i innymi chorymi poruszającymi się na wózkach..I Szwedzi byli w tym bardzo dobrzy...

I oto na rybach, na szkierach znowu dotknąłem spraw zawodowych...O matko i córko...

 

No dobra, może z innego szkiera, znaczy się beczki.

Nerw błędny( ten co u nas odpowiada za równowagę), to cholernie pojętny uczeń...już na drugi dzień zajarzył, że jak przez 7-8 godzin musi ciężko pracować, byśmy się nie wypi...na kołysanej falkami łodce,  a u niektórych Kolegów nawet przez 10-12 godz, to nie warto odpoczywać i dalej pracował swoim bujaniem. Wychodził czlek na betonowy pomost, a tu Q..źwa dalej buja...idziesz po trawniku, a tu bujaaaaa. Kładziesz się spać, a tu łóżko buja....

No dobra...może specjalistyczne lekarstwo na bujanie, znaczy się po odpowiedniej ilości, pomoże. Nic z tego...Niewielka ilość tego lekarstwa tak wzmagała pracę nerwu.....

Znakomita oszczędność lekarstwa...

 

Idziemy na zakupy...do tego ichniego supermarketu. Wchodzę do środka i staję jak wryty...Dziwne uczucie...Na wózkach inwalidzkich, na ławach siedzą barwnie ubrani starcy...niby wszystko ok, ale..te twarze..oczy które patrzą i albo coś widzą, albo czasami i nie. Milcząc patrzą na mnie idącego po zakupy. Jak w teatrze Kantora...albo na sztuce Durennmata"Wizyta starszej Pani". A w środku sklepu, opiekunki obwożące starców na wózkach między półkami z towarami...

Późny Świat.. Gdzieś w pobliżu musiał być jakiś Dom Starców, lub Dom Pobytu Dziennego...

Z jednej strony, chwała Szwedom, że tak potrafią dbać o swoich, ale powiem Wam Panowie, że mimo, żem zawodowiec...szybciutko zrobiłem zakupy i wolałem by moją równowagą rządził lekko szurnięty nerw błędny niż obraz z supermarketu.

 

Do równowagi przywracały np obrazy majestatycznie szybujących orłów, atakowanych???, no powiedzmy atakowanych..przez mniejsze diablo szybkie ptaki, które niczym Spitfirery rzucały się w strony gigantów. Wreszcie jeden z Wiekich się wkurzył i zrobił przechył przez skrzydło, a mały Spitfirerek włączył turbodoładowanie i chyba tylko dzięki temu nie skończył w ogromnych szponach.

Albo, wieczorem...przy przystani, hałas w krzaczorach, za chwilę wychyla się kudłaty łebek, który wszystkiego się spodziewał tylko nie naszego widoku.

Chyba stwierdził, że to za dużo jak na jego skołatane nerwy i po chwili leciał dróżką, zamiatając śmiesznie futrzanym tyłkiem na boki..

Borsuk Panowie...borsuk..

Albo stwierdzenie, które będzie legendą. Przy trzcinach, no tam, gdzie padło parę 90-tek z groszami...łomoczemy wodę jedyną słuszną przynętą, czyli Algą 3ką. A jeden z Kolegów usiłował udowodnić, że jednak guma będzie tym hitem... Próbował i próbował i próbował...

Wreszcie litościwi współ-łowiący stwierdzili: trzeba pomóc Koledze i posunęli taką propozycję: Zdejmij gumkę, z gumką nie będziesz miał kontaktu....

No, czyż to nie jest prawda życiowa???

 

Pozdrawiam Panie i Panowie.

Edytowane przez platynowłosy
  • Like 16
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam Panowie

 

Może trochę luzu wrzucimy do tego wątku...co?

..............................Zdejmij gumkę, z gumką nie będziesz miał kontaktu....

 

Alek. Kuźwa, właśnie jadłem późne śniadanie. Teraz muszę zmyć ekran :lol:  :lol:  :lol:  :lol:  :lol:  :lol:  :lol:  :lol:  :lol:

  • Like 5
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mogę dołączyć info dot. wahadłówek:

na moich czterech wyjazdach do Szwecji (zawsze maj) wahadłówka na trzech była w czubie (dobra lub najlepsza). Na czwartym wyjeździe było najmniej ryb / dużo kombinowania to trudniej o lidera.

Ale zawsze widać było że najlepiej borą na te przynęty na które najbardziej lubi się łowić i często się je w wodzie moczy :) 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Analityk w naszym przypadku niestety ta teoria sie nie sprawdzila. Ja preferuje woblera i gumę, tym razem niestety pod kazdym wzgledem gorowalo wahadelko. W pierwszy i 2 dzien dalo sie polowic i srebrna i zlota blaszka pozniej kaczorki zmienily kompletnie upodobania i dziala tylko srebrna blaszka. Probowalem na gume z srebrnym refleksem bo myslalem ze do tego ida,probowalem na woblera w kolorze sledzia, tez nic. Znalezlismy raz miejscowke braly tam szczupaki na alge srebrna jak opetane, ja takowej nie posiadalem wiec stwierdzilem ze poprobuje na cos innego, przez jakies 3godziny chlopaki mieli po jakies 15szt a ja mialem jednego spada na gume, po tym czasie kolega zaproponowal mi morsa nr3. 2rzuty i ryba...gdzie byl fenomen blachy? Niewiem, ale cos szczupaczki w niej krecilo. Moze woda byla uboga w żelazo? I biedaczki probowaly jakos sobie ten niedobór zrekompensować? Mam nadzieje ze kiedys przyjdzie mi polowic na tej wodzie jeszcze raz. W takim czasie kiedy beda skuteczne metody w których ja czuje sie dobrze, bo blacha to miestety nie moja bajka.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

Ładowanie
×
×
  • Dodaj nową pozycję...