Skocz do zawartości

Wodowanie łodzi .


HenrykJ

Rekomendowane odpowiedzi

Witam

Czy ktoś z kolegów posiadających łódź wędkarską spotkał się z problemem ze strony wędkarzy i niemocą PZW(brak zapisów w regulaminie poza etyką i innymi frazesami) przy wodowaniu. A mianowicie.

Są jeziora gdzie liczba miejsc do wodowania z przyczepy jest  fizycznie ograniczona do 1-2-3 na całym akwenie z różnych względów. Dodatkowo są to atrakcyjne miejscówki dla łowiących z brzegu którzy nie chcą udostępnić możliwości zwodowania tłumacząc się że mają zanęcone i nie znają żadnego przepisu który  nakazuje udostępnienie w celu zwodowania a koleżeństwo mają w nosie. Dodatkowo wędkarze pozostawiają samochody z przyczepami w taki sposób aby uniemożliwić wodowanie następnemu ale zgonie z prawem. W tym przypadku człowiek jedzie na wycieczkę 100km i wraca do domu a przecież wykupił pozwolenie opłacił składki i liczył na rybę życia w tym dniu..Z informacji otrzymanych z PZW , Straży Rybackiej , Policji nic nie można zrobić bo wodę dzierżawi PZW a grunt pod wodą jest na przykład własnością RZGW .Przepisów regulujących ten problem nie ma i zaczyna się odsyłanie jednych do drugich  .  

Jeśli spotkały was takie lub podobne problemy podzielcie się informacją co można zrobić w takiej sytuacji..   

Pozdrawiam

Henryk

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przerabiałem podobne sytuacje.

 

Zazwyczaj w okresie letnim takie miejsca obsadzone są także plażowiczami. Jeśli więc rano uda się łódź zwodować to problem pojawia się po skończonym łowieniu jak trzeba manewrować między ręcznikami ;(. Aby tego uniknąć trzeba zwijać się w okolicach godziny 10-11 choć zazwyczaj nie jestem jeszcze nałowiony. Kolejna kwestia to taka, że jeśli już znajdzie się jakiś slip w okolicy to trzeba zabulić 15-30 pln za skorzystanie.

Smutne to ale problem z wodowaniem pojawia się także na stanicach wędkarskich , gdzie bez układów także nie uda się zwodować łódki bo klucze do bramy ma prezes, skarbnik i kilka osób z ich najbliższego otoczenia (trzeba się z dużym wyprzedzeniem umówić na przeprowadzenie takiej operacji).

 

Między innymi z ww powodów oraz tzw. stref ciszy uniemożliwiających pływanie na silnikach spalinowych wyniosłem się nad rzekę. 

Edytowane przez lukson
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Radykalne rozwiązania zawsze potęgują eskalacje problemu. Mi chodzi bardziej o rozwiązania znane na terenie waszych okręgów PZW gdzie problem został rozwiązany w jakiś sposób  pomiędzy dzierżawcą a właścicielem gruntu z podstawą prawną. Przecież jest nas ok.900 000 i nie wieżę że tylko kilu z nas na pecha przy wodowaniu a w PZW jedyna propozycja to Panie zmień Pan łowisko i będzie spokój. Może jakby problem stał się bardziej powszechny poprzez pisanie próśb z kół wędkarskich przez wędkarzy łowiących z łodzi  z ich podpisami do okręgów  PZW o pomoc w uregulowaniu tego problemu z innymi instytucjami .Myślę że sprawiedliwe by było powstanie chociaż jednego wyznaczonego  miejsca do wodowania z przyczepy na każdym jeziorze o ograniczonej ilości miejsc do wodowania . A może  pisać o uregulowanie tego problemu w naszym regulaminie. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W ogólnym RAPR nie sposób tego uregulować. Jak opisać zasadę obowiązującą w całym kraju?

W większości przypadków woda ma opiekuna (najczęściej koło lub klub). Wydaje mi się, że tędy droga. Zwrócić się do opiekuna wody, który ma prawo do wyznaczenia miejsca wodowania. Wystarczy jedna tablica nad wodą i masz niepodważalny argument wobec durniów i chamów. Ja nie widzę innej drogi. 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

...masz niepodważalny argument wobec durniów i chamów. Ja nie widzę innej drogi. 

Ja widzę.

Nie dalej jak w tę niedzielę, raniutko, zwodowaliśmy gumę nad rozlewiskiem w jedynie słusznej przecince między trzcinami. Samochód zostawiłem tuż obok i popłynęliśmy daleko, na cały dzień. Przed wieczorem, zmęczeni słońcem, upałem i głodni jak wilki wracamy. Oczywiście, czego należało się spodziewać, nasza przecinka jest zajęta przez grunciarza - sprężyniarza, w dodatku spinningistę. Wic polega na tym, że koleś rozstawił dwa teleskopy ze sprężynami a dodatkowo, stojąc po jajca w przybrzeżnym błocku, macha jakąś Kalewą czy innym Morsem z epoki wczesnego Gierka. Czyli mięsiarski standard. Obok na leżakach, dwie wielce nadobne dziewoje, jedna starsza, druga młodsza, wystawiają na słoneczny żar swoje wątpliwe / niewątpliwe wdzięki ( zależy na którą spojrzeć ). Albo żona i córka mięsiarza albo żona i kochanka. Życie jest nieprzewidywalne.

Podpływamy powolutku czyli na full, bowiem dawno padł mi w silniku przełącznik i po licznych, własnoręcznych naprawach, został tylko jeden bieg do przodu. Na szczęście ten najszybszy. Stopuję ponton kilkanaście metrów od brzegu i grzecznie proszę kolesia, żeby zwinął wędki bo musimy wyciągnąć ponton. Naprawdę bardzo grzecznie: dzień dobry, czy byłby pan tak łaskaw, bardzo nam przykro, tylko na chwilkę itd. 

W tym momencie widzę jak w oczach wędkarza wzbiera furia.

- Ni ch...! Nic nie będę zwijał! Ja zająłem to miejsce i mam w dupie was i wasz ponton! Zresztą zanęciłem i tera mi wszystkie ryby wypłoszyta! - rozdarł ryja.

Na takie dictum, mój szanowny kolega zaczął powoli podnosić się ze swojego miejsca na dziobie i całą swoją okazałą posturę zwrócił w kierunku naszego awanturnika. A postawa to istotnie okazała, ho ho! Wzrostu mniej więcej mojego, czyli jakieś 186 cm, za to tuszy niebywałej. Sam ważąc dobre sto dwadzieścia parę kilo, jego oceniam na min. 170 albo i lepiej. Porusza się wolno, chodzić już za bardzo nie może, dyszy jak parowóz i pot z czoła ociera ustawicznie, ale za to jak wygląda! Współczesny Goliat, panie!

Te - rzucił delikatnie - miałeś kiedyś wędkę w tyłku?! Zabieraj te kije, bo ci je połamiemy! Michał - komenderuje - płyń do brzegu! Chyba komuś przyp...! - uśmiecha się radośnie.

Grunciarz wreszcie zrozumiał swój błąd. Sprężyny zostały zwinięte w sekundę, podpórki wyjęte z ziemi zaś koleś finalnie nawet pomógł nam wytargać ponton na brzeg. Tak więc wszystko da się osiągnąć jak nie prośbą, to łagodną perswazją i niepodważalnym argumentem. Trzeba tylko mieć odpowiedniego towarzysza i pilnie baczyć, czy aby w krzakach nie czają się koledzy grunciarza w większej ilości. Bowiem jak to mówią: nec Hercules contra plures. Czyli: i Herkules dupa, kiedy ludzi kupa.

:)

Edytowane przez Fugazi
  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zgoda Michale, można i tak. 

Je jednak miałem na myśli jakieś uniwersalne rozwiązanie. Gdyby tam stała tablica "miejsce wodowania środków pływających", to podejrzewam, że koleś by nie pyszczył. A jeśli, to masz w ręku (na tablicy) argument, by mu to wyperswadować.

Ostatnio sam zacząłem zastanawiać się, czy nie należy wozić ze sobą pałki do zabijania.......... (niekoniecznie ryb).  ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tabliczka bez postawy prawnej nic nie da . Po pierwsze zaraz wyląduje w wodzie lub w krzakach . Po drugie nikt nie możne ukarać i nakazać co cokolwiek bo na jakiej podstawie prawnej. Jedynie jakieś zapisy w RAPR lub jakaś uchwała prawna marszałka lub innego właściciela gruntu . Skoro nikt nie pisze że w jakiś sposób rozwiązano ten problem w jego okręgu lub kole to pozostaje tylko chamstwo za chamstwo lub podjęcie masowej akcji pisania próśb do okręgów i zarządu głównego PZW. Jak będzie tego naprawdę dużo to może pochylą się nad tym problemem.

Tak na marginesie . Po sobotniej kłótni mięsiarze wpadli na pomysł i jedno z dwóch oczek nadających się do wodowania na całym jeziorze przekopali szpadlami w wzdłuż oczka na głębokość ok 1m . tworząc dwa rowy .

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie masz racji Henryku. Podstawą prawną jest regulamin łowiska, na który godzisz się łowiąc na nim. 

Na wielu łowiskach w mojej okolicy są różne, dodatkowe uregulowania, zakazy, nakazy, miejsca wyznaczone do.....  

Można, tylko zwykle brak chęci.  :(

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Krok pierwszy - ustalić gospodarza łowiska, najczęściej jest to koło lub klub. Jeśli gospodarza brak, tworzymy go, np. powołujemy klub miłośników zbiornika X pod egidą Okręgu.

Krok drugi - zaproponować gospodarzowi pomoc w stworzeniu regulaminu.

Krok trzeci - gospodarz zwraca się do zarządu okręgu o zatwierdzenie regulaminu w formie uchwały

Krok czwarty - na dojazdach do łowiska ustawiamy tablice z regulaminem, publikujemy go na stronie okręgu, koła, klubu. Okręg wpisuje regulamin do zezwolenia wydawanego wędkarzom.

 

Tak wygląda droga formalna.

Jeśli gospodarzowi będzie zależało, uda się na zebranie ZO, by przedstawić i uzasadnić proponowany regulamin. Dobre uzasadnienie odbierze argumenty przeciwko, które mogliby mieć członkowie ZO. Wbrew pozorom oni nie mogą pokazać, że nie chcą dbać o dzierżawioną wodę.  ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

Ładowanie
×
×
  • Dodaj nową pozycję...