Skocz do zawartości
  • 0

WW 05-Siemianówka


rocky

Pytanie

Siedzę sobie na dyżurku w szpitalu i dla reraksu ;) kupiłem nowy nr WW. Na str 10/11 piękne szczupłe,szczególnie pierwszy i ostatni mają żadko spotykane,przepiękne ubarwienie.

Niestety, wygląd ryb oraz tło zdjęć raczej pozbawiają nadziei ,że odbyło się &Release :(

I Q..a zadaję sobie pytanie <_< ile jeszcze pokoleń musi minąć zanim tak piękne ryby dostaną swoją szansę?

Jak można być takim kretynem żeby usmiercać takie okazy? :angry: :angry: :angry: :angry: :angry:

Choć...żeby nie krzywdzić niewinnych Embarassed : pomarzyłem sobie że 1-ka i 4-ka wróciły do wody ale niestety o 2-ce i 3-ce tego nie można powiedzieć :( . One są ewidentnie MARTWE :(

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rekomendowane odpowiedzi

  • 0

Otóż widziałem sytuacje, w których zadeklarowany mięsiarz (mazurski autochton), po złowieniu kilku przysłowiowych płotek, składa sprzęt, gapi się jakiś czas na wodę, aż wreszcie idzie do domu, bo na kolację wystarczy i nie ma co więcej ryb męczyć. Z kolei znam też sytuację, kiedy to stuprocentowy nołkilowiec podróżuje do dalekich krajów, by polować na tarlaki, bo tam wolno.

No dobra, spróbujmy zatem jeszcze raz...

To nie jest ideologia ani religia. TO ZYCIOWA KONIECZNOSC w tym kraju. Zyciowa dla ryb i dla wedkarzy. W rajach obfitosci (umiarkowana) konsumpcja jest jak najbardziej wskazana.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Od czegos trzeba zaczac. Wiadomo, ze edukacja potrwa baaardzo dlugo i czym sie zakonczy - trudno przewidziec. Zdjecie siat, jak pisalem, to rozwiazanie skuteczne na tu i teraz, nie na dlugo. Bodajze na czesci lowisk Slaska (nie biore odpowiedzialnosci) nie ma siatek, a i tak wedkarze wybrali ile sie dalo.

Moze kiedys siaty wróca, jak sie wedkarze naucza B) Na pewno jednak teraz trzeba je zdjac.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Ja już gryzłem temat przejęcia wody dla PZW a potem odebrania jej na rzecz towarzystwa. Jest tak jak napisałem. PZW coś mów decydentom. Co konkretnie? Masowa i największa. Oni boja się skarg, że z wody korzystać będzie jakaś zamknięta mała grupa. Boją się krytyki a co za tym idzie, boja się o stołki. Jak zaczynam tłumaczyć, że łowisko będzie w 100% finansowane przez łowiących a opłata będzie bezpośrednio uzależniona od apetytu, to strach i podejrzenia się zmagają. Tak to wygląda w praktyce. Dla mnie nie jest problemem wzięcie na siebie obowiązków, bo będąc prezesem koła PZW miałem ich znaczniej więcej niż miałbym ich w towarzystwie. Odpada mi wielki problem okręgu. Z łowiącymi też wiele spraw bardzo szybko by się wyprostowało. Kary dla nie przestrzegających regulaminu byłyby dotkliwe a egzekucja bardzo szybka. W PZW ukaranie kogoś to istna paranoja zwłaszcza, jak oskarżony odwoła się do okręgu. Całe przedstawienie musi jechać na nową sprawę do ZO i to czasem po kilka razy. Świadkowie szybko rezygnują i sprawa umiera. Na podbicie legitymacji SSR czeka się miesiącami. Totalny bezwład rodzący bezhołowie. Towarzystwo wędkarskie wiele by zmieniło na lepsze. Jestem tego pewien dlateho mam zamiar powalczyć o nasze jeziora.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

No dobra, spróbujmy zatem jeszcze raz...

To nie jest ideologia ani religia. TO ZYCIOWA KONIECZNOSC w tym kraju. Zyciowa dla ryb i dla wedkarzy.

 

Zastanawiam się, jaka jest różnica pomiędzy ideologią, a życiową koniecznością podług mniemania określonej jednostki. Życiowe konieczności mają to do siebie, że też są bardzo względne. Niejeden będzie Cię przekonywał, że życiową koniecznością jest dla niego wziąć każdą rybę i znajdzie na to masę dowodów. A jeszcze inny, że życiową koniecznością jest w ogóle nie łowić ryb, bo to gwałt z morderstwem na przyrodzie, a C&R, to ten gwałt bez morderstwa, ale za to wielokrotny...

 

Na szczęście jest jeszcze coś takiego, jak demokratycznie stanowione prawo, które ruguje skrajności, stwarzając możliwość uprawiania naszego hobby w określonych warunkach brzegowych. I w ich zakresie każdy ma prawo się pozycjonować, pamiętając co najwyżej starą zasadę, że nie wszystko, co dozwolone prawem, jest godziwe.

 

Dlaczego o tym piszę... Ano dlatego, że swoje niedoskonałe, bo nie stuprocentowe C&R, wywodzę przynajmniej w części z pewnej ideologii. Mając świadomość, że moje hobby jest bezpośrednim czerpaniem z kurczących się zasobów przyrody, a zarazem przejawem pewnych atawizmów, staram się postępować tak, aby minimalizować negatywne skutki tej działalności. Obok oczywistych i przewidzianych prawem zasad, jak przestrzeganie wymiarów i okresów ochronnych, stosuję także inne, które są w moim odczuciu godziwe. Rezygnacja z pewnych metod połowu (żywiec), wypuszczanie okazów, zawieszenie połowów na czas tarła. Ryby zabieram w wyjątkowych sytuacjach i tylko z niektórych wód. Robert pisał, że nie bierze żadnych ryb, bo kilka go nie zbawi. Mnie ani nie zbawia, ani nie powoduje nocnych koszmarów i wyrzutów sumienia. W ilości łowionych ryb jest to u mnie część mikra, ale dopełniająca czasem rytuał wędkarski.

 

Tak to wygląda Panowie - różnimy się i takie każdego prawo. I ewoluujemy. Kuba najlepszym tego przykładem. Jeśli o mnie chodzi - to z przyjemnością powitam i zaakceptuję każdą inicjatywę, która zapewni obfite łowisko i wymagać będzie wypuszczania wszystkich ryb. Natomiast nie widzę powodu, dla którego dzisiaj mam czuć się źle zabierając z eksploatowanego rybacko zbiornika jedną rybę na kilkadziesiąt złowionych, szczególnie jeśli nie zalicza się ona do gatunków zagrożonych i nielicznych w owym zbiorniku, a stanowi kulinarne ukoronowanie rodzinnego, wędkarskiego biwaku.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Przyznaję, że tego wątku nie przeczytałem od deski do deski dlatego być może z pewnym zdziwieniem czytam niektóre fragmenty wypowiedzi. Ja nikomu nie narzucam swojego podejścia ani do wędkarstwa ani do ryb. Jeśli coś robię, to ograniczam się do uzmysławiania problemu. To że problem jest, dowodzi chociażby ta dyskusja. Myślę, że jeśli są rozbieżności to wynikają one też faktu istnienia problemu. Ja dyskusje na temat, ile można zabrać ryb z danej wody uważam za jałową zawłaszcza, jeśli prowadzą ją łowiący. Od tego powinien być gospodarz wody który te sprawy reguluje. Wypuszczam wszystkie ryby z wielu powodów. Jedne są istotne a inne trochę komiczne. Wyobrażam sobie minę znajomych gdyby zobaczyli jak okładam rybę kijem po głowie. To byłby szok. Zbyt długo propaguję wśród znajomych zasadę C&R aby zrobić coś takiego. Prowadziłem przez 6 lat łowisk i nigdy z moich usta nie padła propozycja wprowadzenia na niej zasady C&R. Uważam się za dobrze zorientowanego w temacie i wiem, że nadmiar ryb powinien być usuwany z wody dla zdrowia ekosystemu. I właśnie tu docieramy do istoty problemu. Gdyby każda woda miała odpowiedzialnego i kompetentnego gospodarza, to nie prowadzilibyśmy dyskusji czy zabicie kilku ryb na jakieś wodzie jest czy nie jest dobijaniem resztek. Powtarzam, to nie jest rola wędkarzy. Na dobrze utrzymanym łowisku powinna łowić babcia, dziadek + wnuczek a nie tylko wysokiej klasy specjalista który zjadł żeby na wydłubywaniu resztek z wody. Ja podziwiam młodych wędkarzy zaczynających łowienie. Będą latami dochodzi do tego jak łowić w tych wyrąbanych wodach, strugając woblerki nocami. Nie tak powinno wyglądać zorganizowane wędkarstwo. Tak wygląda niezorganizowane wędkarstwa. Przypomina ono do złudzenia sytuację tuż po zakończeniu wojny, kiedy wszystkiego brakowało, nie było władz ani stróżów porządku a szabrownicy narzucali reguły. Zdanie Kuby o zimnej Szwecji bardzo mnie dotknęło. Sam szykuje się z konieczności do wyjazdu w tamtym kierunku i mam wiele ambiwalentnych odczuć. Bardzo chciałbym poczytać wynurzeniach tych co połowili na dobrych łowiskach o tym jak wygląda ich powrót do polskich realiów.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Ja dyskusje na temat, ile można zabrać ryb z danej wody uważam za jałową zawłaszcza, jeśli prowadzą ją łowiący. Od tego powinien być gospodarz wody który te sprawy reguluje.(...) I właśnie tu docieramy do istoty problemu. Gdyby każda woda miała odpowiedzialnego i kompetentnego gospodarza, to nie prowadzilibyśmy dyskusji czy zabicie kilku ryb na jakieś wodzie jest czy nie jest dobijaniem resztek. Powtarzam, to nie jest rola wędkarzy.

 

Koncepcja jak najbardziej słuszna i godna poparcia, powstaje tylko pytanie kto i jaką metodą ma ocenić gospodarza wody, aby uznać, że jego regulacje są prawidłowe?

 

Przyznam, że ja działam na wyczucie. Tam, gdzie może być mowa o dobijaniu resztek (np. na wodach PZW) żadnych ryb nie tykam. Te nieliczne, które celem konsumpcji sobie zatrzymuję, pochodzą w zasadzie z 3 miejsc: albo ze szwedzkiej wody, gdzie łowiąc kilkadziesiąt przyzwoitych ryb w ciągu tygodnia trudno jest spodziewać się zagrożenia zabraniem jednej - dwóch; albo z odwiedzanego przeze mnie łowiska specjalnego, gdzie czasami, za specjalną opłatą mam ochotę coś ze złowionych ryb zatrzymać; albo z leśnego jeziora na Suwalszczyźnie, traktowanego przez gospodarza jako zbiornik produkcyjny (wiosna - zarybienie, jesień - odłów), gdzie na przestrzeni kilkunastu lat nie obserwuję specjalnych zmian w rybostanie. Nie muszę chyba dodawać, że mieści się to w ramach zasad określonych przez gospodarzy wód.

 

Robercie - wiem, że nie narzucasz swojego podejścia, lecz je sensownie argumentujesz. Ja staram się robić to samo. Głęboko cenię sobie takie dyskusje. Prowadzone w kulturalnej atmosferze pozwalają głęboko zastanowić się nad problemem i własnym pojmowaniem wędkarstwa.

 

Co do Szwecji zaś, nie wiem, czy nie popełnię jakiegoś faux pas, ale pozwolę sobie wstawić link do relacji z wyprawy ekipy, z którą byłem we Szwecji wrześniu. KLIK! Przyznam, że odczucia po powrocie do kraju są ponure i to nie tylko z wędkarskich powodów...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Nacislem ten Klik i nie zaluje . Moje kanadyjskie klimaty ; polska zlota jesien , ryby , grzyby , przygoda . Tate ochrzciles Herbu Kielbik :lol: bardzo wesolo i skromnie . Tajemnica miejsca musi byc utrzymana , niewielu naszych by se poradzilo z chetka brania , tylko sprawdzone charaktery B)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Tate ochrzciles Herbu Kielbik :lol: bardzo wesolo i skromnie.

 

Sam się tak kazał ochrzcić. :lol: Słuchając podczas wyjazdów tych wszystkich internetowych nicków: Kuba, Gumo, Lego(las), Esox, stwierdził, że sam też musi jakiś mieć. No i wybrał sobie taki oto skromny nick. A że łowieniem wcześniej się nie zajmował, a jedynie wspierał i kibicował hobby syna, zastanawiam się, gdzie mu te kiełbiki tak się w pamięć wbiły... :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

W ostatnim zdaniu mojej wcześniejszej wypowiedzi chodziło mi o to, czy po powrocie ma się ochotę wybrać nad polska wodę. Wielu moich znajomych twierdzi, że stracili motywację do łowienia. Jeśli jadą, to bardziej dla bycia nad woda. Co do opieki nad wodami to są sprawdzone wzorce. W ubiegłym roku byłem nad zbiornikiem zaporowym w Niemczech i widziałem jak jest to zorganizowane. Odnoga z matecznikiem jest zamknięta dla WSZYSTKICH. Jest nieduży ośrodek zarybieniowy który prowadzi odłowy kontrolne, pozyskuje tarlaki i zarybia. Wszystko jest utrzymywane z opłat za łowienie. Jezioro nie jest rajem wędkarskim z powodu niemieckich przepisów nakazujących zabijanie złowionych ryb. Gdyby nie to, był by zapewne tak atrakcyjne jak podobne zbiorniki w Holandii. Jakie zaplecze powinien posiadać użytkownik wody można poczytać w warunkach ofert na obwody rybackie. Oprócz sprzętu musi mieć zaplecze naukowe. Chodzi o możliwość korzystania z pomocy ichtiologa. Obowiązek prowadzenie rejestrów połowu. Ponad to RZGW ma też swoich hydrobiologów i ichtiologów i sprawdza jak użytkowane (zarybiane) są wody. Wczoraj dowiedziałem się, że PZW będzie rozliczane za 3 lata dzierżawy a nie jak sądziłem za rok. Ma to dać czas związkowi na dostosowanie produkcji ryb pod operaty. Po 3 latach zarybienia obwodów ma się zbilansować. Liczę na to, że RZGW spełni role bata na PZW. Na razie różnie to bywa, sprawa się dociera i obydwie strony mają problemy. Co z tego wyjdzie dowiemy się za 2 lata. Jeśli ten model da jakąś zauważalną poprawę, powinno się go rozszerzyć na wody stojące. Na pewno lepiej by było gdyby to właściciel wody wziął na siebie obowiązek zarządzania nimi. Niestety na razie się nie pali do tego, bo łatwiej i taniej jest rozliczać niż samemu coś robić. Pozostaje jeszcze wielki nierozwiązany problem kłusownictwa. Rosnące notowania partii ludowych fatalnie rokują w tej sprawie. W zdrowym układzie powinno to wpłynąć na wzrost kosztów utrzymania łowiska (pilnowanie). To zaś powinno stymulować łowiących do większej aktywności w zwalczaniu kłusoli. Chodzi mi o lepszą informacje a nie pałowanie na własną rękę. Jaka jest, wszyscy wiedzą. Wiosna się zaczęła a z nią coroczna masakra. Ja juz sie napatrzyłem. Sum 20 kg zaszlachtowany kila dni temu na kanale Wisły, wyławiane leszczy na tarle w Chańczy, obcięte głowy 30 cm boleni, to tylko przygrywka przed długim weekendem.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Uważam się za dobrze zorientowanego w temacie i wiem, że nadmiar ryb powinien być usuwany z wody dla zdrowia ekosystemu.

 

 

Drogi Robercie. Uważam siebie za też całkiem dobrze zorientowanego w temacie i nijak nie mogę zrozumieć tego zdania. Z ekologicznego punktu widzenia nie ma to najmniejszego sensu w otwartym ekosystemie (poza szeroko rozumianym stawem hodowlanym).

Kiedyś toczyliśmy tu podobną rozmowę o potrzebie usuwania jazgarzy z naszych wód.

Nadmiar jakich ryb? Konkretnego gatunku, czy wszystkich i dlaczego właśnie tego gatunku, a nie innego? Dobrze funkcjonujący ekosystem ma to do siebie, że im mniej w niego ingerujemy tym lepiej. Przyroda ma swoje narzędzia regulujące populacje danych gatunków, poprzez ograniczoną ilość nisz które te populacje mogą zasiedlać. Dlatego celowe usuwanie z ekosystemu czegokolwiek, w celu rzekomego uzdrowienia to chyba nadinterpretacja. Zapewne w dobrej wierze, ale wciąż nieuzasadniona ekologicznie. Każda populacja będzie rosła tak długo, na ile pozwolą na to dane warunki. Na jakiej podstawie my mamy decydować czy osiągnęła już swoje optimum, czy może je przekroczyła?!? Na jakiej podstawie stwierdzimy, że milionowe stado płotek (przejaskrawiony przykład) zagraża w jakimś stopniu ekosystemowi, który w końcu pozwolił aby to stado powstało.

Panowie z takimi tezami to trzeba bardzo ostrożnie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Nie żyjemy w dolnej kredzie aby przyjmować założenia o ekosystemie w który nie ingeruje człowiek. W związku z tym takie rozważania nie mają sensu. Lepiej skupić się na tym jak jest. A jest tak, że większość jezior kumuluje materię organiczną. Jeśli w jeziorze istniej obieg materii to w jego wyniku będziemy mieć wszystkiego na max. Dużo ryb, dużo je i dużo wydala przyspieszając eutrofizację. Odławianie pewnej ilości ryb, to usuwanie nadmiaru materii organicznej. Stymuluje to też wzrost ryb pozostałych w jeziorze. Wiadomo jak szybko przyrastają ryby w nowych zbiornikach lub po masowych śnieciach z powodu przyduchy. Eutrofizacja to problem większości naszych jezior i odłowy są koniecznością. Ale u nas wszystko jest odwrócone do góry nogami. Materii do jezior dostaje się bardzo dużo a ostatnie ogniwo w łańcuchu pokarmowym, człowiek, wybił 2 przedostanie ogniwa, przerywając skutecznie obieg materii. Dzięki temu mamy przenawożone wody z dużą ilością osadów dennych. To rodzi oczywiście kolejne negatywne skutki i nie ma co czekać na to, że się jezioro samo wyleczy. Czytałem o przypadkach kiedy to w Skandynawii z powodu wojny zaprzestano nagle odławiać ryby. W skutek tego notowano masowe śniecią z powodu braku tlenu zużywanego przez duża ilość ryb lub chorób którym sprzyja zbyt duże zagęszczenie. Oczywiście można przyduchę i choroby uznać z a czynnik samoregulacji, ale ja osobiście dziękuje za taką samoregulację. Dla mie słowo „samo” w tzm pryzpadku jest nadużyciem. Nie można zostawić na pastwę losu eksploatowanych jezior, bo samoregulacja będzie trwała długo i nie odbędzie się bez czkawki. Ponad to żadne jezioro w dzisiejszych czasach nie ma szans na uchronienie się od działań człowieka. To jak wiadomo burzy kruchą równowagę. Oczywiście ideałem byłoby selektywne regulowanie obsady. Wierzę w to, że na podstawie rzetelnie prowadzonych rejestrów połowu i odłowów kontrolnych można mieć dobre pojecie o rybostanie i do tej wiedzy dostosowywać odłowy i dorybianie. Ja miałem takie pojęcie o pobliskich jeziorach. Przyducha udowodniła, że było to dosyć precyzyjne pojęcie. Nie uważam tego za sztukę. Trzeba się najzwyczajniej interesować swoją wodą i dbać o nią. Problemem w tej całej sprawie jesteśmy my i w nas trzeba szukać jego rozwiązania.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Zdanie Kuby o zimnej Szwecji bardzo mnie dotknęło. Sam szykuje się z konieczności do wyjazdu w tamtym kierunku i mam wiele ambiwalentnych odczuć. Bardzo chciałbym poczytać wynurzeniach tych co połowili na dobrych łowiskach o tym jak wygląda ich powrót do polskich realiów.

Robert - gdyby w Polsce byly ryby, tobym sie stad nie ruszal, bo Polska ma o niebo lepsze warunki bytowania dla ryb niz Szwecja. Poza tym jest tu cieplei i przyjemniej. Niestety, ryby poszly sie...i stad ta Szwecja. Jest jeszcze pare innych powodów, nazwijmy je niewedkarskimi, ale na to móglbym przymknac oko, gdyby nie brak ryb!

Daj znac na priv, pokombinujemy co i jak z ta Szwecja :mellow:

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Wierzę w to, że na podstawie rzetelnie prowadzonych rejestrów połowu i odłowów kontrolnych można mieć dobre pojecie o rybostanie i do tej wiedzy dostosowywać odłowy i dorybianie.

 

Tego zdania mi zabrakło w poprzedniej Twojej wypowiedzi. Inna sprawa to trudność zebrania tej wiedzy, ale to już inna rozmowa. Oczywiście człowiek ingeruje w otoczenie i dziś można tylko gdybać jakby to było baz tej ingerencji. Jednak grzebanie w ekosystemach na czuja może się skończyć fatalnie. Dlatego każda ingerencja powinna być poprzedzona wnikliwymi badaniami, których w naszych realiach jak na lekarstwo. :(

 

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Wszystko jest sprawą chciejstwa. Okręgi PZW powierzają opiekę nad wodami kołom w których najczęściej rządzą faceci starej daty z zerową wiedzą w temacie. Oni nic nie zrobią, to pewne. Dlatego jest, jak jest. Jedno co mogę zrobić to nadal próbować ratować nasze jeziora. Właśnie porozumieliśmy się z AR w Olsztynie która chce pomagać. Dostaniemy wszystkie opracowania nas interesuj a studenci przebadają nam wodę. Jeśli potwierdzą na piśmie nasze teorie to będzie podstawa do wystąpienia po środki unijne na rekultywację. Mam nadzieję, że cała sprawa którą zacząłem 6 lat temu, znajdzie szczęściliby dla jeziora finał a ja będę mógł napisać sakramentalne, „chcieć to móc”.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz na pytanie...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

Ładowanie
×
×
  • Dodaj nową pozycję...