Skocz do zawartości

JERKBAIT w RYTMIE dobrej MUZYKI


francisco scaramanga

Rekomendowane odpowiedzi

Mysza jak się połączyłeś z moją głową? Połowa z tych kapel była/jest moimi ulubienymi a na pewno czesciej niź często słuchanymi. Choć jest jedno ale..

Sa to kapele mocno uogolniajac "rockowe". Dla fana np popu nie wiem jak lata 80 byly tłuste...ale dyskoteki trzymały wtedy siè mocno ????????????????

Edytowane przez Krzysiek P
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Były tłuste, Krzysiu. Połowę z wymienionych wyżej kapel w ogóle nie słuchałem,  połowę z tej połowy nawet nie znam, część z nich to kontynuacja z lat 70-siątych. Ogólnie wychowałem się na muzie z lat 60,70-siątych. Za to 80-siąte były zajebiste pod względem popu i new wave. Oczywiście rockowo też się działo.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Panowie- bliższa koszula ciału ????. Dlatego dużo tutaj post punka itd. Z niewymienionych to grali już wtedy RHCP, Jane's Addiction i np. Sugarcubes z Bjork. New Wave słuchałem do 6 klasy podstawówki (OMD, Yazoo,Ultravox,Talk Talk). Później mi przeszło ????.

Edytowane przez Mysha
  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chyba nie do końca się zrozumieliśmy. Oczywiście taki podział na dekady może się wydawać sztuczny. Na szczęście zdecydowaną większość wykonawców, kierunki muzyczne, brzmienia itd. da się doskonale przypisać do konkretnych dekad. Chyba nikt nie powie, że The Doors to lata 70-te. Mimo, że chyba najlepszą swoją płytę (mam na myśli LA woman) nagrali właśnie wtedy. Morrison nie mieszkał już w Stanach i tylko dograł głos do muzyki byłych kolegów. To samo z Nirvaną, ale też z pozostałymi z Wielkiej Czwórki z Seatle. Co ma do rzeczy fakt, że oni Pearl Jam, Alice in Chains i Soungarden powstali, coś tam nagrali pod koniec 80-tych? Przecież Grunge to muzyka lat 90-tych i nikt tego nie podważy. Do tej szerokiej wczorajszej listy mógłbym spokojnie dopisać jeszcze przynajmniej kilkanaście ważnych zespołów. Ważnych dla mnie i słuchanych przez kolejne pokolenia. Tylko jakie znaczenie ma to, czego wtedy słuchałem ja i moi kumple? Przecież nie ja i moje preferencje decydują o ocenie muzyki. A lata 80-te to jednak disco, pop, house, techno i jeszcze kilka kierunków dzisiaj już w zasadzie bez znaczenia Tego słuchała większość, tak wyglądały listy przebojów, takie płyty i kasety kupowali wtedy ludzie, takie teledyski królowały w muzycznych telewizjach, które wtedy właśnie powstały. ABBA, Modern Talking, Eurythmics, Alphaville, a-ha, Pet Shop Boys, Roxette, Whem, OMD, Sal Solo (spotkałem go akurat w dniu mojego ślubu w jednym z poznańskich hoteli  :) ) Europe, Trio, Yazoo, Madonna, Belinda Carlise, Whitney Houston, Cyndi Lauper, Sandra, Samantha Fox, Nena, Gazebo, Shakin Stevens Limahl.  Tak z pamięci wymieniam i chyba tego wystarczy? Nie będę znęcać się nad nami dalszą wyliczanką. Szkoda zdrowia. Jak do tego dodać jeszcze tych wielkich w rodzaju Genesis lub Yes, którzy też w tamtych latach jakby się nieco pogubili, to rysuje się całkiem wyraźny obraz i stwierdzenie, że lata 80-te to głównie jeden muzyczny kicz z pewnymi wyjątkami, które w małym stopniu wpływają na ogólną ocenę. Żeby nie było, że to tylko moje zdanie. Ja to jestem tylko przysłowiowy mały miś, który od ponad pól wieku nie tylko łowi, ale i słucha. Posłuchajcie sobie lub poczytajcie opinie tych, którzy zajmują się od lat muzyką jako profesjonaliści, więc trudno im zarzucić, że się nie znają. Oddzielmy więc ogólną ocenę od naszych perełek z tamtych lat. Każdy takie znajdzie. Ja tak od This Mortal Coil po Supertramp, a jako zakochany od dzieciaka w muzyce The Moody Blues najwyżej oceniam ich Long Distance Voyager właśnie z pierwszej połowy 80-tych. Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jachu, nie mieszaj ABBY do innych. Jak bym miał być na bezludnej wyspie i tylko jeden zespół do słuchania, wybrałbym Abbę. Co do rajcowania w zeszłych dekadach. Czasami wracam do 80-siątych, bo wywołują miłe wspomnienia. Wiele utworów z tych lat sobie czasami puszczam. I przede wszystkim ta dekada jest dla mnie ważna, bo to w niej miałem wreszcie możliwość posłuchania tego, co mi w duszy gra, czyli starego rocka. Swoją drogą, wyczuwam Twoją zajebistą znajomość muzy. Niewielu tu takich jest. Bez obrazy dla nikogo oczywiście. Pesel robi swoje.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak gwoli ścisłości to złotym czasem dla disco była druga połowa lat 70-tych- Bee Gees, Donna Summer. Boney M, ABBA, Afric Simone, Village People i inne "gorączki sobotniej nocy" ????. Do tego pełno dziwaków grających glamm rocka. Całe szczęście trochę szarpidrutów z pod znaku "trzy akordy darcie mordy" wyrzuciło to zatęchłe towarzystwo za burtę.

W gruncie rzeczy nie ma o co się spierać. Niezależnie czy to lata 50-60-70-80 czy 2000-sięczne to więcej ludzi słucha "Tercetu Egzotyczngo" niż Johna Zorna.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gdzie by mi tu polemizować z  zacnymi gospodarzami, koneserami i  znakomitościami  w temacie tego wątku, ale dodam jesli pozwolicie jedno li zdanie od siebie i zamilknę na długo. Ameryki nie odkrywając  powiem jeno że "Music" jako art. w zależności od preferencji był (i zawsze będzie)  odbierany  i oceniany subiektywnie. Zarówno w latach  80 jak i 90 była muza ambitna i był kicz. Na pewno od lat 60 do końca XX wieku dynamicznie ewoluowała  do coraz nowych aranżacji, brzmień, gatunków –w  zaleznosci od trendów i wymogów zmieniającego się rynku i gustów słuchaczy. Pomagał oczywiście dostep do coraz bardziej zaawansowanego technologicznie sprzętu muzycznego itd. Przyszły internety, nastąpił rozwój nośnikow,stworzył sie bardzo dochodowy rynek etc.. Osobiscie nie wiem która dekada była lepsza / gorsza. W każdej  każdy znajdzie cos dla siebie. "Zwierze" sie Wam mając świadomosc posądzenia o zaściankowość, ciemnogród, a może i nawet żem zwolennik tonacji  GiS mol ( Godność i Sprawiedliwosc :o ) ale dyskotekowe  lata 80 milej wspominam muzycznie niż pozniejsze..bo byłem wtedy młody, piłem tanie wino z gwinta pod dyskoteką i zupełnie nie przeszkadzal mi taki Shakin Stevens czy Suzi Quatro ! Więcej powiem – nie wiedziec czy to muzyka czy wino było powodem , ale nogi człowieka tedy same niosły do izby nad ranem po całonocnej dawce np. wpomnianego tu disco czy innego glam rocka. :) A zauważcie, jakie to było wtedy naturalne, czyste nieskażone blichtrem, pozbawione całego tego obecnego szołu” ,  takie nieplastikowe.. Mam wrażenie  ( a może stary sie robię) ze obecna muzyka generalnie się uwstecznia i w całej tej masie komercyjnego g.. coraz trudniej znajdować prawdziwe rodzynki.To tyle słowa na niedzielę. Teraz niech przemówią szlachetne dzwięki.. :)

https://www.youtube.com/watch?v=iGaF4tKUl0o

  :)  

Edytowane przez border river
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jachu, nie mieszaj ABBY do innych. Jak bym miał być na bezludnej wyspie i tylko jeden zespół do słuchania, wybrałbym Abbę. Co do rajcowania w zeszłych dekadach. Czasami wracam do 80-siątych, bo wywołują miłe wspomnienia. Wiele utworów z tych lat sobie czasami puszczam. I przede wszystkim ta dekada jest dla mnie ważna, bo to w niej miałem wreszcie możliwość posłuchania tego, co mi w duszy gra, czyli starego rocka. Swoją drogą, wyczuwam Twoją zajebistą znajomość muzy. Niewielu tu takich jest. Bez obrazy dla nikogo oczywiście. Pesel robi swoje.

Pospieszyłem się Piotr z tym peselem. A może i dobrze, bo mógłbym zostać miłośnikiem jakiegoś mrocznego postpunku lub podobnego nudziarstwa. :) W takim razie wrzucamy bez oporów ABBę do lat siedemdziesiątych. Co w sumie zgodne z prawdą, bo Waterloo to jeszcze pierwsza połowa 70-tych (wygrali nim Eurowizję przypomnę) i większość ich najbardziej znanych przebojów to też jeszcze ta dekada. Ja bym na bezludną wyspę nie zabrał, ale trzeba uczciwie powiedzieć, że świat oszalał na ich puncie i uczciwie zapracowali na miejsce w historii tzw. muzyki rozrywkowej. Obok takich sław jak Presley, The Beatles czy Michael Jackson. Nie przesadzaj Piotr z tą moją zajebistością. Bardzo lubię czytać komentarze ludzi pod filmami na YT. To nie są raczej osoby z branży, ale zwykli miłośnicy muzyki, ludzie w różnym wieku, a więc o różnych preferencjach muzycznych. Boże jakie rzeczy oni pamiętają i wiedzą. Na temat koncertów, płyt, utworów, muzyków itd. Dopiero teraz widzę na jakim muzycznym zadupiu człowiek żył tyle lat i ile stracił. Wracając do disco. Owszem, powstało około połowy 70-tych w Stanach, ale Stany to nie świat, a Stany nie kończą się na Nowym Jorku, Miami i Los Angeles. To była wtedy jednak głównie muzyka czarnoskórych i Latynosów, która na bardzo krótko przyjęła się wśród reszty i to głównie w dużych miastach. Szybko wybuchła i równie szybko o niej tam zapomniano. Nawet tych parę głupich filmików temu nie pomogło. No i nikt mi nie mówi, że I Feel Love królowej dyskotek - Donny Summer miało coś wspólnego z muzyką Bee Gees lub ABBy. A jedno i drugie w dyskotekach tam i w Europie wtedy grano. Obok np. Samby Pa Ti, znanego twórcy muzyki dyskotekowej - Carlosa Santany. :) Jednak większą rolę przypisał bym muzyce dyskotekowej lat 80-tych. Euro Disco, Italo Disco, elektroniczne brzmienia twórców z Niemiec (nie mylić z K. Schulze i jego kolegami), które miały (i mają do dziś) konsekwencje w różnych gatunkach. Nie wyłączając naszego ulubionego Disco Polo i choćby (tu już naprawdę) mojego ulubionego Massive Attack. To może królowa dyskotek?  W kawałku skomponowanym w zasadzie dla Association (tych od Cherish) przez jednego z najlepszych amerykańskich kompozytorów - Jima Webba. Chyba nie zaśpiewali tego. Trafiło dość przypadkowo na brytyjskiego aktora Richarda Harrisa (polecam stare filmy z nim), a później przypomniała to Donna Summer. Niech coś ma nieboszczka od nas.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie zawiodłem się na Twojej wiedzy.A ze gusta mamy różne? ( w wielu punktach podobne). To nic. Szkoda Donny, ale takie jest życie. Mógłbym wymienić tu sto muzyków których szkoda, bo już ich nie ma. Ale nadal możemy Ich słuchać.To jest właśnie piękne w dzisiejszych czasach. Muzyka nie umiera wraz z ich wykonawcami. A propos piękności. Nie wiem Janusz czy lubisz, ale to dla Ciebie, ode mnie:

https://www.youtube.com/watch?v=TqWZ_U6Or9I

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Akurat w takim repertuarze  G. Moora nie lubię. Paryżanka to taka typowa pościelówa. Wnerwiało mnie to manieryczne przeciąganie dźwięków. Alvin Lee zagrałby w tym samym czasie kilka kawałków. :) Wolę Moora w tym, co robił najlepiej, czyli w bluesie. Szkoci. Nie mogłem sobie przypomnieć, kiedy ich pierwszy raz usłyszałem, ale to mogło być jeszcze w stanie wojennym. Powiedziałem wtedy do żony (wtedy jeszcze przyszłej) -jacy oni podobni do Genesis, daleko zajdą. No więc sprawdzam w Wiki, który to mógł być rok (bo ten cholerny pesel jednak działa  :D ) i czytam - byli posądzani o naśladowanie Genesis. :) Przyznam, że jednak wolałem głos drwala, czyli Fisha. Natomiast muzycznie dla mnie przynajmniej lepsi już po jego odejściu. Ale zawsze chętnie ich słucham. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ze stajenki wspomnianej wcześniej 4 AD. To już rok 1990. Jednak kojarzeni nie tylko u nas głównie z latami osiemdziesiątymi. Od ukazania się płyty dla mnie ich najlepsza i przez samą wytwórnię oceniana za jedną najlepszych w całej historii 4 AD. Nie bez powodu znalazła się w  "1001 Albums You Must Hear Before You Die" i podobnych. Ciężko będzie się z takim majdanem zabrać. :D Elizabeth musi koniecznie poprawić dykcję. ;) Nawet po tylu latach słuchania dalej ciężko ją zrozumieć. 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zbyszek, Janusz i Piotruś nie wspomnieliście nic a nic (pesel ;) ) o roli tv w tamtych latach . Poczynając od lat 60-tych (u nas trochę później dla szerszej widowni  :D  :D  :D ), odbiorniki czarno-białe (tak, tak , młodsi Koledzy- był takowe) potem kolor , wideoclipy aż do specjalnych kanałów muzycznych których prekursorem było MTV nie mające już niestety dziś z nim wiele wspólnego ... Teledyski zrewolucjonizowały postrzeganie muzyki, hm.."popularnej" . Już nie tylko uchem z głośnika ale i okiem można było "ocenić" wykonawcę. Tytułowy "Thiller"  z płyty Michaela Jacksona do dziś wzbudza uznanie a wtedy to był krok ...milowy :P  Przy okzaji wyważający drzwi do kariery wielu "artystek" nie umiejących co prawda śpiewać ale za to mających sporo do pokazania  :D  :D  :D
https://www.youtube.com/watch?v=NS0tQHTdQCM&has_verified=1  ... 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Delikatnie o tym Krzysiek wspomniałem w poście 1404. Telewizja chyba nawet miała decydujące znaczenie w wylansowaniu tych panienek. Nie wiem, czy ludzie by się tak rzucili na płyty Sabriny albo Sammy Fox, gdyby nie telewizje muzyczne? Oczywiście muzyka w tv była w zasadzie od samego początku, ale kulminacja nastąpiła w latach 60-tych. Kiedy każda większa stacja w Stanach, później BBC i inne zaczęły zapraszać znane zespoły i piosenkarzy. Krótki wywiad, jedna lub kilka piosenek, oklaski zgromadzonej publiczności. W niemieckich telewizjach na przełomie 60/70 w takich stałych programach też występowali wtedy najlepsi z USA i W. Brytanii. No i fajnie, że to się zachowało. Te późniejsze też. Jak Nirvana bez prądu. Zastanawiam się, czy Yellow Submarine The Beatles, który oglądałem jeszcze w podstawówce w kinie, nie można uznać za taki długi, ale pierwszy animowany clip? Te typowe teledyski to gdzieś koniec 70-tych? Różnie o tym wtedy mówiono, ale jak większość nowości były raczej dobrze przyjmowane. Trzeba powiedzieć, że niektóre chyba przeszły do historii i pamięta się je latami. Money For Nothing, Sledgehammer Pitera Gabriela, czy takie jak te Gorillaz. To też jak wszystko kiedyś minie. Młodzi ludzie raczej już nie siedzą przed telewizorami. Już się robi próby z koncertami nieżyjących gwiazd. Koncert holograficznego Hendrixa szalejącego na scenie i będzie jak żywy. :) A ci żyjący przestaną robić męczące wielomiesięczne trasy koncertowe. Puszczą ich jednocześnie na kilkudziesięciu stadionach na świecie i po sprawie.  :D https://www.youtube.com/watch?v=W8rć-tXRLazs <_< 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Koncerty holograficzne. Nie sądzę. Dla mnie koncert to esencja muzyki. Widziałem sporo. I wielkich stadionowych i tych małych w salkach na kilkadziesiąt osób. Niektórzy wspominają tu młodzieńcze dyskoteki. Mi szczeniece lata będą zawsze kojarzyć się z tulaniem się pociągami by zobaczyć występ na żywo. Pierwszy koncert w życiu- Kult, Kobranocka,Zoilus (potem nazwali to Ziyo). Bodajże 1986. 1991 Monsters od Rock Chorzów. 1991 Nomeansno Poznań Eskulap- koncert genialny. Pierwszy RHCP w Chorzowie- największe rozczarowanie. Panowie wypadli bardzo słabo na żywo. Świetny występ Gogol Bordello w B90 w Gdańsku itd.itd. Dla mnie na żywo wychodzi siła danego zespołu. W studio można cyzelować każdą nutę. Na scenie albo się obronisz albo lezysz.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przecież to już się dzieje. Jackson, Zappa. Trochę jak seks z gumową lalą, ale jedno i drugie znajduje amatorów. Czy się przyjmie? Nie takie rzeczy ludzie kupowali. https://muzyka.dziennik.pl/koncerty/artykuly/607980,whitney-houston-hologram-tras-koncertowa.html

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

Ładowanie
×
×
  • Dodaj nową pozycję...