Skocz do zawartości

Listopad


lukomat

Rekomendowane odpowiedzi

Po ulewach zrobiło się powodziowo a w najbliższym kanale pełno liści,że łowić się nie da.Także na bezrybiu tęczak też ryba  ;) .Chłopak szwagierki(nie wędkarz)był ciekaw jak to jest na muchę,jak takie łowienie wygląda...no i o jednego "zarażonego" więcej.

 

Pierwsze koty za płoty

zdj z końca października

temporary_zpsvoa0jfq5.jpg

 

a to z tej niedzieli

temporary_zpsnzmnjkxq.jpg

 

Zerwałem jeszcze potwora.Tak odjechał,że wybrał mi całą linkę i trochę podkładu  :o Przez jakieś pięć minut spacerował od prawej do lewej,kolejny odjazd i luz.Haczyk fulling mill streamerowy nr 8 się wyprostował  :angry:

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja dalej szukam na śląsku idealnego łowiska szczupaków - idealnego tj. dzikiego zarośniętego i niedostępnego dla mięsiarzy. Ogólnie uganiam się za tymi rybami i nie odpuszczę dopóki będzie można łowić czyt. dopóki linka w przelotkach nie zamarznie :D Łowienie spod lodu sobie odpuszczam bo to nie moja bajka. Zima to przegrupowanie, czyszczenie sprzęty i nowe pomysły na przynęty. W tym roku wymyśliłem jedna świetną szczupakową i jestem z tego zadowolony. Szkoda że o łowisku które rok temu dawało po kilka ładnych ryb dziennie dowiedziało się zbyt duża ilość pseudo wędkarzy. 

Pozdrawiam i zachęcam do wypadów dopóki pozwalają na to warunki.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Podnosząca się mgła odkrywa złoto-czerwone otoczenie rzeki. Jeszcze niekiedy punktowo próbuje przebić się zieleń, jednak jest jej już bardzo niewiele. Połacie przybrzeżnych krzewów już zupełnie wyłysiały, przygotowując się na przyjęcie pierwszych płatków śniegu. W tym roku jest jednak cieplej niż w latach ubiegłych. Po porannym, delikatnym przymrozku nawet subtelny powiew wiatru powoduje deszcz złotych i poczerwieniałych liści. Płynące po powierzchni mocno utrudniają położenie sznura i podanie w upatrzone miejsce delikatnej, suchej muszki. Po prawej, pod brzegiem pojawiło się kółko, dwa metry niżej - drugie. Pomiędzy żaglami liści srebrnołuskie lipienie rozpoczęły śniadanie. Tegoroczny listopad, piękny i tajemniczy miesiąc dla muszkarza.

Edytowane przez Marszal
  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam

 

Ja mam nadzieję, że uda się jeszcze z dwa razy na lipienia wyskoczyć. Raz, że rybki na Sanie są teraz "wypasione" a dwa, że widoki rzucają na kolana. Przynajmniej mnie.

 

Pozdrawiam

Jarek M

No fakt, kolory bajka ...wróciłem wczoraj :)

W końcu ten San i Ja odwiedziłem. Przy tym tak się rozochociłem, że na przestrzeni pażdziernika i listopada OS zaliczyłem dwukrotnie (2 x po 3 dni)

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Najlepiej poszukać jej nad wodą :ph34r:

 

Bez obaw, w sobote zamkne sezon lososiowy jesli woda troche sie oczysci i opadnie. Nie wiem tylko co dalej, chyba przypomne sobie szczupaki, bo ostatni raz bylem 2 lata temu.

A na glowatki nikt sie nie wybiera?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lubię listopad. Oczywiście wolę kwiecień czy maj, ale wszak mamy pory roku. Warunkiem wybrania sie na ryby jest ładna pogoda. Bez opadów i dokuczliwego wiatru. Jadę sobie nad jakąś nieodległą, niedużą rzekę, zabieram muchówkę i pudełko z muszkami. Wystarczy.

Pokrzywy i trawska, latem po szyję, gniją, stały się miękkie, opadły. Można wędrować bez uciążliwego, harcerskiego przedzierania się przez krzaczory.

Idę sobie bez pośpiechu brzegiem, tu i ówdzie wykonując rzut muszką, przeważnie mokrą. Rozglądam się, wdycham zapachy jesieni. Zimą będzie mi tego brakowało.

A ryby? Obecność liczebnego rybostanu nie jest najważniejsza. Wystarczy, że wiem, że ryby są, może nie największe, nie okazowe, nie ma to dla mnie znaczenia. Przecież nie muszę skłuc wielu pstrążków, lipieni czy klonków. Czasem jak widzę wyjście niewymiarka, nie zacinam i cieszę się, że nie musiałem go odczepiać. Na pewno odpływając, po wypluciu sztucznego paskudztwa, ma głupią minę, ten lipionek.

Na większej rybie też mi nie zależy, i tak bym wypuścił. O nie, nie z powodu szeroko rozumianego nołkil, nie. Po prostu ryb nie jadam, a nawet czuję do takiego posiłku coś na kształt obrzydzenia. Nawiasem: jedynym stworem wodno-błotnym, który jest przeze mnie tolerowany, a nawet lubiany, jest śledzik z cebulką, w oleju, popity czyścioszką. Ale śledź, jak wszystkim wiadomo, to nie ryba.

No więc wędruję sobie wzłuż rzeki, zapominam o całym świecie. Spacer trwa trzy, cztery godziny. Później wracam. Nie nałowiłem się do syta, a jestem szczęśliwy.

 

 

Tak na marginesie, kolego mój forumowy, szanowny przedmówco, Bugi86.

Naprawdę już wstyczniu musimy ruszać na pstrągi? Może wartałoby dać im jeszcze odetchnąć po zimie. Dawniej sezon rozpoczynał się w kwietniu. I było dobrze.

  • Like 13
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak ja lubię Pana Sierżanta mądre pisanie. Ale ryb nie lubić......??? Ja uwielbiam, ale też uwalniam. Każda motywacja jest dobra. Pstrągom w styczniu zdecydowanie należy odpuścić - niech odpoczną i nabiorą siły. Kwiecień chyba trochę za późno - około połowy lutego, a raczej bliżej marca ruszę ze streamerkiem, ale bardziej na rozpoznanie niż wielki łowienie. Zależy jaka będzie zima. A listopad u mnie to póki co zero wyjść - ciągle tylko leje i wieje. Wiem jednak, że lipienie nie mogą się mnie doczekać.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Robert, myślę, że możemy porzucić formę "pan", samo sierżant wystarczy, a nawet nie obraziłbym się o kaprala :)

 

Nie jest to wątek kulinarny, ale skąd wynosimy upodobania żywieniowe? Z domu, rodzinnego. U mnie jakoś nie jadało się ryb, nawet w okresie kartkowej komuny. Kuchnią zarządzała mama, podobnie aprowizacją, pamiętam okres niezwykle taniego dorsza, jakoś nie cieszył się powodzeniem, mimo bardzo popularnych haseł typu: jedzcie dorsze, gówno gorsze, przepraszam, ale takie odzywki słyszało się na co dzień.

Podobnie nie tknę się dziczyzny, ale nie napiszę dlaczego, może są na forum amatorzy, nie chcę nikomu obrzydzać.

 

Natomiast zawsze dziwiła mnie pazerność niektórych wędkarzy na rybie mięso.

San, rok chyba 1982. Lipienia ogromna obfitość. Widziałem muszkarzy, niestety, głównie z Krakowa, którzy wychodzili nad wodę kilka razy dziennie, za każdym razem wracając z tzw. kompletem, który wówczas wynosił 5 sztuk.

Ja i moi koledzy braliśmy po jednej sztuce dziennie.

Przykro mi to pisać, biorąc pod uwagę odwieczny antagonizm między krakusami a warszawiakami, ale koledzy z Warszawy stali cywilizacyjnie o kilka poziomów wyżej. Mieli sprzęt taki, o którym nawet nie miałem pojęcia. To właśnie jeden kolega z Warszawy pokazał mi kołowrotek, który nie stawiał oporu przy zwijaniu linki, i nie trzeszczał, za to hamował przy wydawaniu sznura. Jak to możliwe, patrzyłem z rozdziawionym dziobem.

I jakoś byli mniej pazerni na lipienia.

 

Ale przecież ja też wytłukłem trochę rybek. Takie były czasy. Chwaliliśmy się kompletami, wyjazd bez kompletu w koszyku uważany był za nieudany.

Na marginesie: ktoś jeszcze nosi koszyk? Wiklinowy? Kiedyś to był bez mała atrybut muszkarza. Ja gdzieś w piwnicy mam jeszcze dwa. Może kiedyś się przydadzą, jak w naszych wodach na powrót pojawią się ogromne ilości pstrągów i lipieni? :)

 

A głowacice. Były. W Czorsztynie, jak jeszcze był Czorsztyn. Pod kapliczką, pod skałką, pod cyganem, pod babunią....

Jesienną porą, z paskudną pogodą, wyruszali łowcy głowacic.

A ja znalazłem miejsce, zupełnie nie książkowe, gdzie w lecie udawało się takie polowanie. Przynęta metal, tzw klamka lub inne duże, ciężkie wahadło.

Jak znajdę w starych szpargołach, to wrzucę fotki.

Tak, mam na koncie ponad trzydzieści tych srogich drapieżników. Ale wyrzutów sumienia nie mam. Takie były czasy.

I pamiętam, jak koledzy zajadali się grubymi filetami z głowacicy, pieczonymi na węglach ogniska. Cuchnącymi tranem. Nie polecam.

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja z tym Panem Sierżantem to tylko tak przez wpojony od małego wojskowy dryl - tato ( mój pierwszy wędkarski mistrz) był ppłk naszej armii, początkowo ludowej, a później już po prostu WP. Dla mnie jesteś Ryśkiem, a jak wiadomo "wszystkie Ryśki to fajne chłopaki". Mam ja i swoje ryby na sumieniu, bo taki był kiedyś klimat, że zwycięzca zabierał co swoje, oczywiście w limicie i wymiarze. Teraz nawet mi przez myśl nie przechodzi by zabić rybę, a bardziej martwi by w zdrowiu wróciła do wody. A jesienne widoki......bajka, poniżej wprawdzie nie listopadowy, ale z połowy października znad Bobru.

post-52371-0-72505100-1447281124_thumb.jpg

post-52371-0-39968300-1447281159_thumb.jpg

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Naprawdę już wstyczniu musimy ruszać na pstrągi? Może wartałoby dać im jeszcze odetchnąć po zimie. Dawniej sezon rozpoczynał się w kwietniu. I było dobrze.

A nie lepiej być nad wodą i tylko swoją obecnością chronić ją przed smakoszami ów słabych pstrągów? Nawet kosztem ukłucia.

Każde ukłucie to kolejne doświadczenie więc póki właściciel wody nie zapewni im ("słabym") konkretnej ochrony, to lepiej żyć z dziurą w pysku niż nieżyć w żołądku ... drapieżnika. :(

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

Ładowanie
×
×
  • Dodaj nową pozycję...