Skocz do zawartości

Listopad


lukomat

Rekomendowane odpowiedzi

Nawiasem: jedynym stworem wodno-błotnym, który jest przeze mnie tolerowany, a nawet lubiany, jest śledzik z cebulką, w oleju, popity czyścioszką.

 

 

O łowieni pstrągów nie będę się wypowiadał , bo i nie ma o czym pisać ^_^ , wolę poczytać co piszą bardziej doświadczeni koledzy :)   .Jednak jak słyszę śledź w  oleju z cebulką, to mam coś do powiedzenia -_- .To najprostsza , a jednocześnie najsmaczniejsza potrawa na świecie :) .

Edytowane przez pisarz
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A nie lepiej być nad wodą i tylko swoją obecnością chronić ją przed smakoszami ów słabych pstrągów? Nawet kosztem ukłucia.

Każde ukłucie to kolejne doświadczenie więc póki właściciel wody nie zapewni im ("słabym") konkretnej ochrony, to lepiej żyć z dziurą w pysku niż nieżyć w żołądku ... drapieżnika. :(

A to muszę przyznać jest poważny i trudny do odparcia argument. Rzeczywiście na Lubelszczyźnie nierzadko słychać o tym, że ten czy ów kolega w styczniu/lutym, chodząc za pstrągiem przepłoszył, a nawet pojmał kłusola. Mimo wszystko ja jednak styczeń pstrągowo odpuszczam, ale nad wodę połazić czasem się wybiorę.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Stado kormoranów jest dla Sanu gorsze niż jakiekolwiek inne drapieżniki. A ma to zazwyczaj miejsce w miesiącach, gdy pstrąg i lipień nie są w kondycji do skutecznej ucieczki.  :(  :mellow:

"Dwunogie" w pustoszeniu miejscówek się prawie nie liczą (choć bać się powinni).   ;)  :P

Edytowane przez trout master
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Trout master. Właśnie tak. Stada latających paskudników. Żarłoczne, powodujące ogromne stada w rybostanie.

Cóż, tak naprawdę nie jest to ich wina, biologia jest bezlitosna, wilk nie będzie jadł kapusty, a kormoran koniczyny. Przecież jednak powinniśmy mieć wpływ na liczebność populacji tej plagi.

 

trout master, wypowiedź z godziny 19.20 uważam za demagogię. Bez urazy, mam nadzieję.

Ta obecność etyków nad wodą...nic nie zmieni, lub niewiele.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Trout master. Właśnie tak. Stada latających paskudników. Żarłoczne, powodujące ogromne stada w rybostanie.

Cóż, tak naprawdę nie jest to ich wina, biologia jest bezlitosna, wilk nie będzie jadł kapusty, a kormoran koniczyny. Przecież jednak powinniśmy mieć wpływ na liczebność populacji tej plagi.

 

trout master, wypowiedź z godziny 19.20 uważam za demagogię. Bez urazy, mam nadzieję.

Ta obecność etyków nad wodą...nic nie zmieni, lub niewiele.

Ryszard - troszkę jednak zmieni. Nie będą bezczelnie leźć jak po swoje. W lutym ub. roku, w kilkudniowych odstępach, sam przepłoszyłem dwóch takich bęcwałów. Pewnie wrócili, ale póki tam byłem nic nie skłusowali. Oczywiście bycie nad rzeką w styczniu nie musi się wiązać z kluciem wymizerowanych pstrągów.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak ktos zna San jak @trout master i moze ploszyc regularnie klusoli niech to robi. Wie gdzie oni sie pojawiaja. Kazdy sam powinien ocenic czy ma to sens czy nie. Pewnie na jednej wodzie pomoze rybom a na innej zaszkodzi.

 

Jest tez roznica czy w czasie wielogodzinnego spaceru przezuci sie 50 ryb czy moze ukluje sie przypadkiem kilka a reszte czasu bedzie sie palic fajki, brodzic, ogladac ryby i robic foty. Ploszenie kormoranow ma dla mnie sens, bo te ptaki nie przepadaja za ludzmi i sa plochliwe. Jesli ktos mieszka w Lesku nad woda taka jak San i jest etyczny - niech wedruje po rzece, mysle ze bardziej pomoz niz zaszkodzi. Szybki hol bez wyjmowania ryby z wody nie powinien zrobic powaznej krzywdy. Ja jakos nigdy stycznia nie pokochalem, wiec nie pisze tego zeby sie usprawidliwic. Za lutym tez nie przepadam. Jakos im jestem starszy tym bardziej lubie miec cieple dlonie :)

 

Jeszcze jedno - na niektorych rzekach np, na Sanie bardzo latwo jest lowic selektywnie. Jak ktos chce lowic lipienie to na 50 lipieni trafi mu sie 1 pstrag albo 2.

Edytowane przez ictus
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A nie lepiej być nad wodą i tylko swoją obecnością chronić ją przed smakoszami ów słabych pstrągów? Nawet kosztem ukłucia.

Każde ukłucie to kolejne doświadczenie więc póki właściciel wody nie zapewni im ("słabym") konkretnej ochrony, to lepiej żyć z dziurą w pysku niż nieżyć w żołądku ... drapieżnika. :(

 

Jasne, ze warto byc nad woda, ale czy od razu trzeba z wedka? Jesli w celach ochrony przed klusownikami/kormoranami, to zwykly spacer tez wystarczy :)

 

Jeszcze raz zapytam o glowacice w listopadzie. Ktos sie wybiera?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Listopad. Piękny dzień listopadowy.

Nie wytrzymałem dzisiaj. Trzeba jechać nad wodę. Uznałem, że moja obecność w pracy dziś nie jest niezbędna, zwłaszcza, że takich dni w tym roku będzie już raczej niewiele.

Nad wodą złotej polskiej jesieni nie widać. Liście z drzew opadły, są jakieś czarne, te drzewa, smutne. Jedynie gdzie niegdzie w żółtych płomieniach liści brzoza dopala się ślicznie. Leszczyna całkowicie goła, za to gałązki obwieszone licznymi kutasikami. Nie wiem, co to, może zaczątki wiosennych kwiatostanów.

Trawsko gnije, czuć cierpki zapach, przyjemny dla nozdrzy.

Sploszyłem zajączka. Odkicał kilkanaście metrów, zatrzymał się i łypał spod oka w moim kierunku. A może to była zajęczyca i dziwowała się mojej nietuzinkowej urodzie? Tak, na pewno!

Woda mała, kryształowo czysta. Polatywały jakieś owady nad nią, chyba jetki, jasne z długim ogonkiem i lekko kawowe, bezogoniaste. Dość sporo tych owadów, choć intensywną rójką bym tego nie nazwał.

W dwóch pierwszych rzutach mokrą muszką dwa pstrążki. Przerażone pyszczki. Poszły. Nie łowie więcej wtym miejscu, pewnie jest ich wiele, szkoda je kłuć. Idę na znane mi miejsce lipieniowe. Wysoki brzeg, silny nurt. Rzucam. Muchy nie widzę, lecz w miejscu, gdzie powinna być pojawia się jak błyskawica jasna plama. Zacięcie, siedzi. Lipień, spory, na pewno około czterdziestu centymetrów. Wiem, że go nie wyjmę. Do lustra wody nie dojdę, podbieraka nie noszę. Koncówka przyponu co prawda 0,23, ale haczyk mały. Trzeba próbować "na smyka". Winduję nieboraka do góry, nagle w połowie drogi wpada w drgania, fertyczne, a może rozpaczliwe... Spada do wody i odpływa. Dobrze mu tak!

Czas szybko płynie, co chwilę branie, jak widzę, że mizerak, to nie zacinam, Nie jest to łatwe, ręka odruchowo szarpie kijem, ale da się.

Tak mijają trzy godziny, trzeba wracać. Piękny dzień, który zapamietam. Mogłem pstrągów nałowić bez liku, ale po co?

Wrócę przecież jeszcze nad Moją Rzeke.

  • Like 8
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Listopad. Piękny dzień listopadowy.

Nie wytrzymałem dzisiaj. Trzeba jechać nad wodę. Uznałem, że moja obecność w pracy dziś nie jest niezbędna, zwłaszcza, że takich dni w tym roku będzie już raczej niewiele.

Nad wodą złotej polskiej jesieni nie widać. Liście z drzew opadły, są jakieś czarne, te drzewa, smutne. Jedynie gdzie niegdzie w żółtych płomieniach liści brzoza dopala się ślicznie. Leszczyna całkowicie goła, za to gałązki obwieszone licznymi kutasikami. Nie wiem, co to, może zaczątki wiosennych kwiatostanów.

Trawsko gnije, czuć cierpki zapach, przyjemny dla nozdrzy.

Sploszyłem zajączka. Odkicał kilkanaście metrów, zatrzymał się i łypał spod oka w moim kierunku. A może to była zajęczyca i dziwowała się mojej nietuzinkowej urodzie? Tak, na pewno!

Woda mała, kryształowo czysta. Polatywały jakieś owady nad nią, chyba jetki, jasne z długim ogonkiem i lekko kawowe, bezogoniaste. Dość sporo tych owadów, choć intensywną rójką bym tego nie nazwał.

W dwóch pierwszych rzutach mokrą muszką dwa pstrążki. Przerażone pyszczki. Poszły. Nie łowie więcej wtym miejscu, pewnie jest ich wiele, szkoda je kłuć. Idę na znane mi miejsce lipieniowe. Wysoki brzeg, silny nurt. Rzucam. Muchy nie widzę, lecz w miejscu, gdzie powinna być pojawia się jak błyskawica jasna plama. Zacięcie, siedzi. Lipień, spory, na pewno około czterdziestu centymetrów. Wiem, że go nie wyjmę. Do lustra wody nie dojdę, podbieraka nie noszę. Koncówka przyponu co prawda 0,23, ale haczyk mały. Trzeba próbować "na smyka". Winduję nieboraka do góry, nagle w połowie drogi wpada w drgania, fertyczne, a może rozpaczliwe... Spada do wody i odpływa. Dobrze mu tak!

Czas szybko płynie, co chwilę branie, jak widzę, że mizerak, to nie zacinam, Nie jest to łatwe, ręka odruchowo szarpie kijem, ale da się.

Tak mijają trzy godziny, trzeba wracać. Piękny dzień, który zapamietam. Mogłem pstrągów nałowić bez liku, ale po co?

Wrócę przecież jeszcze nad Moją Rzeke.

Skąd wiedziałeś ,że ja mam ta samo :) Szczególnie o tej porze roku.

Pozdrawiam.

Marian.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przed chwilą wróciłem z lipieni, pogoda pod psem - mocny wiatr + deszcz. Ryby brały, złowiłem kilkanaście miarowych lipieni, w tym dublet :). Byłem krótko, ale te 2,5h nad wodą podładowały baterie na nadchodzący tydzień. Do połowy grudnia u mnie sezon lipieniowy trwa.

 

Za moment idę z psiakami popodglądać trocie na tarliskach ;)

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Uwielbiam listopadową muszkę... Ten niesamowity nastrój, wilgoć, mgłę osnuwającą rzekę i liście lepiące się do butów. O ile za deszczem nie przepadam to w listopadzie zupełnie nie przeszkadza mi nawet niewielka mżawka. Łapię się nawet na tym, że niekiedy jej wyczekuję. Drzewa już gołe, utraciły te przecudowne kolory. Zatrzymały je jednak lipienie złoto, żółto, purpurowe. To lipieni są oczywiście celem wypraw.

Listopad zawsze nastraja mnie lekko nostalgicznie. Ten rok szczególnie, może dlatego, że cudem mogłem znów stanąć nad brzegami moich rzeczek. Niewiele brakowało, a całkowicie zakończyłbym swoją przygodę z wędkarstwem na tym świecie. I dobrze się stało, bo jak łowi się na tamtym jeszcze nie wiem. I wolę jeszcze nie wiedzieć czas jakiś.

Czym dłużej żyję tym więcej jest osób, których nie ma już między nami. Także przyjaciół z nad rzek. I czym dłużej żyję tym bardziej brakuje mi rozmów z nimi. Takie jesienne wyprawy doskonale nadają się do rozmów z tymi, których nie ma. Można nagadać się wtedy wiele, zwłaszcza mając świadomość, że czegoś się nie zdążyło powiedzieć. Tegoroczne listopadowe wędkowanie poświęciłem na odwiedzenie miejsc, w których łowiłem z tymi, których już nie ma.

O Maćku Lachurze pomyślałem ciepło przy imadle. Kilka dni spędzonych w schronisku w Płytnicy i cierpliwość mistrza, który nastolatkowi jakim wówczas byłem starał się przekazać tajniki wykonywania much. Oczy śmiały się do jego cudownych łososiowych much. Rozczulały malowane "jungle cocki". To właśnie On wpoił mi coś, co pokutuje we mnie do dziś. Nie przepadam za wszelkimi główkami wolframowymi, czy plastikowymi oczami. Jak mówił, to takie "niemuchowe". I kurcze dla mnie też jest jakoś mało muchowo. Nawet w szczupakowych wzorach imituję oczy piórkiem... Czasem malowanym. Może to jednak jest zboczenie ....

Odwiedziłem Lędyczek, który bez Henia Gębskiego nie jest już taki sam. Do dołka na Szczyrej, gdzie miał największego pstrąga na jętkę nie poszedłem. Poszedłem do Heniowej wyspy... Henia nie ma i ryb jakby mniej. Za to rzeka dalej tak samo piękna.

Oczywiście nie ominąłem mojej ukochanej czyli Dobrzycy. Z Jackiem Jóźwiakiem zetknąłem się oczywiście wcześniej, jeszcze w Warszawie. Kiedy po latach naczelny mówi, że przyjdzie jako sekretarz redakcji ktoś z Warszawy nie przypuszczałem, że w drzwiach stanie Jacek. To było wspaniałych kilka miesięcy. Pokazywałem mu, jak na Dobrzycy można łowić lipienie. Było ognisko, zdjęcia i... Niestety problem jaki miał Jacek zwyciężył i raptem zniknął. Potem zniknął całkiem...Szkoda bo jeśli chodzi o wędkarstwo, podejście do niego z punktu widzenia medialnego wyprzedzał znacznie konkurencję.

Na koniec zostawiłem sobie Gwdę. Cudowną Gwdę na odcinku Płytnickim. "Sosny" gdzie spotykaliśmy się z Wiktorem Błażejczykiem, który z przewieszoną przez ramię torbą i klubowym w ustach maszerował dzierżąc w ręku niczym swój atrybut Abu Suecia Safari. Stawaliśmy na drugą fajkę wyjmował swoje woblerki i starał się wytłumaczyć znaczenie kropek koło steru za pomocą których opisywał parametry woblerka. Nie byłem w stanie pojąć...

Oczywiście odwiedziłem malutki cmentarzyk w Płytnicy aby zapalić światełko Edziowi i oczywiście mojemu wieloletniemu sąsiadowi "zza rzeki" Andrzejowi Pukackiemu. Na stronie polishnymph.pl Andrzej wymieniany jest jako prekursor muszkarstwa na ziemiach polskich po wojnie. Tak było aczkolwiek z tymi latami pięćdziesiątymi to raczej drobna przesada. Druga połowa lat sześćdziesiątych już prędzej. Usiadłem na kamieniu przy "Jego" wyspie na Gwdzie. Pamiętam jak wiele razy tam łowiliśmy. Uczył łowienia na mokrą muchę, prawdziwego, takiego jak łowiło się kiedyś. Może nie zawsze skutecznie ale za to zawsze... pięknie. Andrzej nauczył mnie wiele. Wpoiła trwale na pewno jedno... miłość do Red Taga.

Kurcze, wędkarstwo jest wspaniałe nie tylko dzięki rzekom, rybom ale też ludziom jakich nad wodą się spotyka. I choć już ich nie ma są na stałe złączeni z rzekami we wspomnieniach.

  • Like 19
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"Mógłbyś objaśnić jak się to robi?"

Po oczkach widać. Wiosenne pstragi pasące sie na "March Brown" (niestety czarna nie brown) widać wyraźnie. Żółto- złote ryby z króciutką płetwa grzbietową.

Na krótkim dystansie i małej wodzie, rybki już z denka widać jakie wychodzą. :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co robicie w listopadzie? Jeszcze jakies wypady nad wode, czy pozostalo macanie sprzetu :P Ja sam nie podjalem decyzji i szukam inspiracji.

Łowię głównie na Sanie.

Tu w zasadzie sezon się nie kończy.

Tak więc jak by ktoś nie mógł wytrzymać do wiosny, to San jest dobrym kierunkiem.

 

Pozdrawiam,

Artek.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mógłbyś objaśnić jak się to robi?

@troutmaster Juz czesc napisal. Gdy oczkuja wszystko jest jasne.

Ja moge dodac jeszcze lowienie na upatrzonego gdy nie ocKuja. Czesto tak lowie nawet gdy jest sezon pstragowy. Okulary polaryzacyjne i ostrozna wedrowka woda. Lipienie zbierajace pod woda wyraznie widac bo lekko zmieniaja pozycje. Wystarczy wolno sie poruszac i czesto przystawac i obserwowac.Bywa tez ze ryby uciekaja spod nog - staram sie zapamietywac wtedy konkretny kamien czy wneke w skale, wielkosc i gatunek ryby. Jak sie dobrze pozna fragment rzeki to mozna lowic konkretne ryby. Na Sanie sa fragmenty, male obszary dna bardziej lipieniowe i tam staram sie lowic lipienie. Udaje sie to robic selektywnie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 11 miesięcy temu...

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

Ładowanie
×
×
  • Dodaj nową pozycję...